teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 121674.40 km z czego 18192.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.11 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 19.46 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 01:20
  • średnio 14.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kwiatkowycieczka nad Pisię (wiosna!)

Niedziela, 16 lutego 2020 · dodano: 16.02.2020 | Komentarze 2

Dzisiaj było ciepło i słonecznie, ale wietrznie. Toteż tylko krótka wycieczka nad Pisię Gągolinę.

Po drodze krótki stopik nad Zalewem Żyrardowskim, a konkretnie wbiliśmy się w zakrzaczoną, niezagospodarowaną, ale ogrodzoną część zalewu... obecnie w ogrodzeniu są dziury (od dawna) i porobiły się ścieżki, więc postanowiliśmy rzucić okiem na głaz narzutowy (czy w ogóle jeszcze tu jest).




Bobry bardzo aktywne.



A potem już na miejsce docelowe, czyli nad Pisię w Lesie Radziejewskim. Tutaj jak zwykle bardzo przyjemnie.




To jest tradycyjny rejon kwiatkowycieczek, nad Pisią zawsze jest najwięcej kwiatków (ilościowo, jak i gatunkowo). I dziś przyuważyliśmy pierwszy leśny kwiatek! Tak, oto tegoroczna złoć żółta, tak w połowie lutego!



Pączki śledziennicy skrętolistnej.



A tu śledziennica już nieśmiało zaczyna rozkwitać.



Kotki leszczynowe też są nad Pisią (ale te są już były na blogu tydzień temu).




Aaaa! Ośmiornica! A nie... fałszywy alarm, to tylko stado kotków.



No, pokrzywy też już kiełkują.



A grzyby... ho, ho! W zasadzie już można ruszać na grzybobranie!






Nawet wyrosły mi na elemencie maskującym skrzynki... ciekawe czy to te od ryzomorfów, które usuwałem jesienią.



I jeszcze jakaś grzybnia



Purchawka jeszcze zeszłoroczna, tylko czeka żeby w nią wdepnąć.



Mch, mch.



Stonoga w mchowej dżungli




Muszelko z Pisi Gągoliny, żyworodki i jakiś małż (chyba skójka, ale może i szczeżuja).




I jeszcze takie małżyki z rodziny Sphaeriidae  (czyli  kulkówkowate ew. groszkówkowate).



Kolejny postój nad Pisią, tym razem nad Bobrzym Jeziorkiem.





Zatoczek z Bobrzego Jeziorka.




A na zakończenie jeszcze opowieść o trylobicie Ziutku.





  • dystans 14.81 km
  • 4.50 km terenu
  • czas 01:14
  • średnio 12.01 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Słonecznie nad Pisię

Niedziela, 9 lutego 2020 · dodano: 16.02.2020 | Komentarze 2

Krótka wycieczka nad Pisię Gągolinę... ot, żeby skorzystać ze słoneczka, bo w taką pogodę żal choćby na trochę nie wyskoczyć w teren. Fotka z odbudowanego mostku przy ulicy Młyńskiej.



Latem Pisia w tym rejonie jest strasznie zahaszczona.



Kolejny "mostek"



Grzybki, a jakże



Wiosna za pasem




Cirrus na niebie, pogoda się zje... zepsuje.

Na chmurach słabo się znam, więc choć wydaje mi się, że na co najmniej jednym zdjęciu co najmniej jeden cirrus jest... to głowy za to nie daję.





Tablica na dębie przy torach... przedostatnio jak tu byłem, to tablica (identyczna) była pęknięta, ostatnio tablicy w ogóle nie było, a ostatnio pomyślałem że warto tu zajrzeć i okazało się że miałem dobre przeczucie.




Impuls znienacka zza ekranów.



EuroSprinter E189-155 (ew. ES64F4-155) produkcji Siemensa, lokomotywa leasingowana przez różnych przewoźników (tutaj informacje na ten temat), co ciekawe w 2010 dokładnie ta lokomotywa była jedną z pięciu leasingowanych przez PKP Intercity.



Jaz za torami i za stawem św. Jana... statnio jak tu byłem, to stawidła były podniesone, woda spuszczona i po tym progu dało się przejść do mostku.




Małże w piasku poniżej jazu, na tej fotce ze trzy, jak będzie ciepło to można z Kluską tu przyjechać na połowy (oczywiście z wypuszczeniem zaraz z powrotem).



Szczeżuja (jaka, nie podejmuję się uściślić).




To tyle w terenie, a w domu mamy taką aparaturę... nie, to nie jest to co myślicie. Drożdże pracują w buteleczce obok i pompują balonik. Ta aparatura służy do puszczania bąbelków.



Tutaj mamy skorupki jajka zalane octem. Węglan wapnia ze skorupek reaguje z kwasem octowym, powstaje octan wapnia (rozpuszczony w wodzie), woda i dwutlenek węgla.



Nadmiar dwutlenku węgla przechodzi przez rurkę, formuje bąbelek i robi bul. Bul bul.






  • dystans 42.89 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 02:36
  • średnio 16.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Do Folwarku Chawłowo 4

Sobota, 8 lutego 2020 · dodano: 13.02.2020 | Komentarze 3

Dziś pojechałem po skrzynkę mobilną, a że przejeżdżałem w pobliżu folwarku Chawłowo, to nie mogłem tam nie wstąpić... na szczęście błoto na drodze dojazdowej do brany skrzepło i tylko można było sobie zęby wybić o krawędź koleiny, ale już nie utonąć. Niestety na drodze do skrzynki było trochę błota, bo droga bardziej uczęszczana.

Jeśli chodzi o tytuł, to nie każdą wycieczkę z wizytą w folwarku tak tytułuję i numeruję... raczej gdy coś istotnie nowego tu się pojawi, a dziś mi to pasowało, bo pojawił się mech na bramie! Linkuję do poprzednich wpisów, gdzie można zobaczyć fotki z poprzednich lat, a także archiwalne notki prasowe o Sztekkerze, znanym przedwojennym zapaśniku, który był właścicielem folwarku:
Do Folwarku Chawłowo 1 (2013)
Do Folwarku Chawłowo 2 (2016)
Do Folwarku Chawłowo 3 (2016)

A oto i brama folwarku (obok postawiony w 2016 głaz upamiętniający Teodora Sztekkera).



Brama została w 2016 odkrzaczona i niestety oczyszczona z mchu, który malowniczo ją porastał. Bardzo nam było żal tego mchu, ale mech już odrasta!






Osiem świerków, które w 2015 zostały ustanowione pomnikami przyrody i nazwane Mistrzowskimi Świerkami.




Tabliczki, którymi zostały oznaczone świerki, są dosyć nietrwałe... zwłaszcza jak na polskie warunki, u nas sprawdziłaby się płyta żelbetowa. Jedna tabliczka już zniszczona - połamana i rzucona w krzaki, skąd ją wyciągnąłem i ułożyłem pod świerkiem (przynajmniej jeszcze chwilę posłuży).



Drugi świerk



i pozostałe sześć.




W temacie mchu - omszałe fundamenty jednego z budynków.




Omszała cegła



Omszały konar



Omszałe... coś



Omszałe pniaki




Omszałe... znaczy obudzone tramwaje (kowale bezskrzydłe).



Galasy



Jedziemy dalej, zielono tak... wiosennie.




Kotki leszczynowe

(Edit: zobacz też przepis na placki z kotkami leszczyny)




Zalew wężyk, a raczej jego górny, zarastający skraj



I tu też się zieleni



Jest i grzybek - czarka austriacka (najprawdopodobniej, ewentualnie czarka szkarłatna).




Są i muszelki wstężyków, o tej porze roku już wyblakłe, ale można stwiedzić że są i żółte i różowe, jeden chyba brązowy, a jeden jakby marmurkowy... chyba warto tu przyjechać na wstężyki w sezonie.



Są też winniczki



Tu nieźle widać, że winniczki też mają paski, tylko nie takie wyraźne jak u wstężyków



Ze ślimaków wodnych - zatoczki



Dziś krótko o muszelkach, jak kto jest bardziej nimi zainteresowany, to zapraszam do poprzednich wpisów z inwentaryzacją muszelek z:
- glinianek pod Wiskitkami
- łach wiślanych

Mech już kwitnie... znaczy wyrastają sporofity



Środkowa część zalewu




Tu też kwitnie leszczyna



A już myślałem, ze tej zimy nie będzie na blogu mrozowych różności. Niedużo ich i niezbyt spektakularne, ale zawsze coś.








Taka ławeczka w Adamowie Parcel, teks na desce: "Gdy masz przed sobą jeszcze szmat drogi, siadaj by mogły odpocząć nogi", po drodze minąłem wcześniej dwie, początkowo nie zwróciłem na nie uwagi, bo na pierwszej desce była chyba jeszcze nazwa firmy, która je zrobiła. Dopiero przy drugiej zorientowałem że jest tam także  jakaś złota myśl... i chyba inna niż na tej trzecie.







  • dystans 16.09 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 01:06
  • średnio 14.63 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Muszelki z glinianek pod Wiskitkami

Piątek, 7 lutego 2020 · dodano: 11.02.2020 | Komentarze 7

Korzystając ze słonecznej pogody, szybki wypad na glinianki pod Wiskitkami. Wiosną zebraliśmy tam z Kluską trochę muszelek wstężyków, ostatnio znalazłem ciekawą wzmiankę o wstężykach, więc postanowiłem zobaczyć znajdę jeszcze jakieś muszelki. A o co chodzi napisze niżej przy zdjęciach wstężyków.






W nocy był lekki mróz




A o dzieło wiatru, nie mrozu.



Nasz ulubiony cypelek na gliniankach



Gniazda w trzcinach




Grzybki



Zanim przejdę do wstężyków, najpierw zajmę się małżami i ślimakami wodnymi. Linkuję też do wpisu, w którym zrobiłem inwentaryzację muszelek znad Wisły, oraz ze stawów w Kraśniczej Woli.

Szczeżuja wielka (Anodonta cygnea), konkretny gatunek poznałem po rozmiarze, ta znaleziona muszla miała 16cm długości, a takie rozmiary osiąga tylko szczeżuja wielka (duża jest też szczeżuja chińska - gatunek obcy, inwazyjny, ale ona jest bardziej okrągława, a ta jest zbyt podłużna na chinńską).





Z małży to tyle, przechodzę do ślimaków wodnych... słodkowodnych.

Błotniarka stawowa (Lymnaea stagnalis)




Wydaje że są to muszelki zatoczka rogowego (Planorbarius corneus), ale stuprocentowej pewności nie mam... może to jednak być jakiś inny zatoczek, albo nawet kilka różnych zatoczków.




Awers muszelek - widać, że są lewoskrętne w odróżnieniu od innych muszelek ślimaków z tego i poprzedniego wpisu.



Rewers



A to ciekawostka - w jednej z muszelek znalazłem takie coś... myślałem że to taka malusia muszelka, ale coś mnie tknęło i włożyłem do wody. Okazało się, że jest to żywy ślimaczek. To mi przypomina, że jak z Kluską hodowaliśmy kijanki, to przywożąc im świeże glony nabrało nam się kilka małych ślimaków (większego dorzuciliśmy specjalnie).

Jest to prawdopodobnie zatoczek wieloskrętny (Anisus calculiformis), ta kropeczka na prawo od środka to serduszko, przez przezroczystą muszelkę można obserwować jak bije. Ten ślimaczek jest malutki, ma raptem 6mm.



A teraz przechodzę do ślimaków lądowych, a konkretnie jednych z najczęściej występujących, czyli wstężyków. W Polsce występują trzy gatunki - wstężyk gajowy (Cepaea nemoralis), ogrodowy (Cepaea hortensis) i austriacki (Cepaea vindobonensis). Nas interesują te dwa pierwsze (zresztą w. austriacki występuje raczej bardziej na południu).

Otóż a wstężyka gajowego i ogrodowego występują trzy podstawowe barwy muszli - żółta, różowa i brązowa. Jakby było tego mało, dodatkowo mogą występować paski - od zera do pięciu, ponadto kilka pasków może się czasem zlewać w jeden gruby. Trafiłem ostatnio na wzmiankę o liczeniu wstężyków, a konkretnie jakie wzory muszli (kolor+paski) występują w różnych populacjach - link. Muszę się dowiedzieć, czy projekt jest jeszcze kontynuowany, ale nawet jeśli nie, to chętnie dokonamy zliczenia jakiejś populacji po prostu dla siebie.


Ponieważ jednak jeszcze nie sezon na ślimaki, to pojechałem na glinianki obejrzeć muszelki. No cóż, po zimie muszelki były takie sobie (wiosną nazbieraliśmy ładniejsze, takie świeże), ale zawsze można było rzucić okiem co tam mamy. Otóż były Y00000, Y00300, oraz Y12345 (Y - yellow, numerki oznaczają który pasek licząc od góry występuje, zero oznacza brak paska, tez z 3 to pasek środkowy, a 12345 - z pięcioma paskami).





A teraz przechodzę do muszelek zebranych w zeszłym roku (wstężyki w większości chyba właśnie z tych glinianek).

Tutaj nasze plastelinowe ślimaczki, te z rogami to są ślimaki-jednorożce. Dodam że winniczek to daleki krewny wstężyków, należy bowiem do tej samej rodziny co one.



Tutaj też mamy głównie Y12345, a także Y00000... tyle że dodatkowo P00000 (P - pink).





Tutaj jak odróżnić wstężyka ogrodowego od gajowego. Otóż dorosły ślimak ma tzw. wargę, czyli zgrubiały i wywinięty brzeg muszli przy otworze. Jeśli warga jest biała, to wstężyk jest ogrodowy, jeśli brązowa to gajowy (gajowe ponadto są zwykle nieco większe i liczniejsze).

Ponadto widać tutaj i powyżej, że jednemu wstężykowi gajowemu zlały się dwa dolne paski, oznaczmy to nawiasem Y123(45).



A tu widać, że coś się stało ślimakowi (jakieś uszkodzenie muszli, czy coś) i w pewnym momencie jest taka jakby łata na muszli bez pasków, a potem znów się pojawiają paski, choć z początku jaśniejsze.



Na koniec jeszcze jedna ciekawostka - wstawiam zdjęcie z zeszłego roku (z tego wpisu, w nim jeszcze kilka fotek wstężyków), oto wstężyk z białym paskiem... doczytałem się, że rzeczywiście występują nie tylko brązowe paski, ale też białe, jednak są one bardzo rzadkie. Natomiast ta miejscówka była świetna, takie zatrzęsienie wstężyków, że głowa mała... dosłownie całymi kiściami rosły na drzewach! Trzeba tam obowiązkowo pojechać na liczenie.





  • dystans 4.65 km
  • czas 00:20
  • średnio 13.95 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu do biblioteki po remoncie

Poniedziałek, 3 lutego 2020 · dodano: 10.02.2020 | Komentarze 2

Zacznę od dowcipu, który z Kluską ostatnio wymyśliliśmy. Otóż mamy piłeczkę-globus, znaczy taką z konturami kontynentów.
- To nie jest planeta Ziemia. To jest planeta Ziemniak, bo ma kształt...
- Kartofla!

Po szkole wybieramy się do biblioteki do parku (asystować lavince w reaktywacji skrzynki, która zginęła, oraz umieścić w ternie skrzynkę mobilną). Niestety jak to zwykle po szkole, Kluska była strasznie marudna, twierdziła nie chce nigdzie jechać, ale zaraz dodawała że nudzi jej się, ale jechać nie ma ochoty i chce wracać do domu...ze szkoły zawsze taka wychodzi i ciężko ją gdziekolwiek wyciągnąć.

Marudzącą zapakowaliśmy na fotelik, daliśmy bułkę w garść i pojechaliśmy, na szczęście po drodze mieliśmy okazję obejrzeć straż pożarną wyjeżdżającą na sygnale i jakoś doturlaliśmy się do parku (zresztą daleko nie było). A w parku już super - umieszczenie skrzynek w terenie, włażenie na drzewa, karmienie kaczek, Kluska zaraz też znalazła sobie jakiś patyk.



Do biblioteki dotarliśmy już w dobrych humorach. Filia nr 2 przy Wittenberga była w remoncie od listopada i dziś została otwarta, z tego właśnie powodu tu podjechaliśmy, zobaczyć jak teraz wygląda, no i oczywiście coś wypożyczyć.






Zaułek do chowania się.



Ciężko wyjść z biblioteki, bo półka z książkami przyciąga i trzeba jeszcze je pooglądać.




A jeśli chodzi o naukę w domu, to przerabiamy budowę atomu. lavinka wyciągnęła książkę, z której ona się uczyła, nieco już przestarzała*, ale ma fajne, przemawiające do wyobraźni obrazki. Przy czym jeśli chodzi o cząstki, to kwarków jeszcze nie wprowadzamy.



Dzieciaki w klasie nie mają takiej prawdziwej tablicy z kredą, tylko białą z pisakami i tablicę interaktywną... toteż w domu uzupełniamy edukację tradycyjnymi metodami.



Nauka nie poszła w las, taki bowiem rysunek zobaczyliśmy na okładce jednego z zeszytów*, okazało się że tłumaczyła w koleżance budowę atomu.



*) - daliśmy jej brudnopis żeby miała nieograniczone miejsce na bazgroły, ale nadal rysuje po okładkach


  • dystans 8.88 km
  • czas 00:51
  • średnio 10.45 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu nad staw i Pisię (i muszelki)

Wtorek, 21 stycznia 2020 · dodano: 09.02.2020 | Komentarze 2

Korzystając ze słonecznej pogody, wybraliśmy się na wagary nad staw Ruda (o ile nie pomyliłem nazw) vel staw św. Jana. Dawniej tutaj był młyn, obecnie jaz, za którym Pisia Gągolina się rozdwaja i płynie dwoma korytami (jedna z odnóg to tzw. Stara Pisia). Potem jeszcze zerknęliśmy na skwerek za torami między Pisią, a Starą pisią. Ostatnio miasto je uporządkowało i przebudowało korzystając z dofinansowania na tereny zielone (mini inwenatryzację co większych skwerków i parczków przeprowadziłem w Nowy Rok).

Ogólnie jest jest tu teraz bardzo przyjemnie, choć brakuje jakichś placów zabaw, czy czegoś dedykowanego dzieciom.



Może nie tyle wagary, co nasza Leśna Szkoła (choć dziś zajęcia bardziej parkowe, niż leśne)/

Zaczynamy od lekcji biologii



Potem przyszła pora na w-f.




A teraz... muzyka. Na tych dechach fajnie można było wystukać melodię. Stukaliśmy i zgadywaliśmy co stukający miał na myśli.





Zdjęcie klasowe



Jak byłem tu ostatni, to były trzy takie domki i trzy platformy... myślałem że tak specjalnie, że platformy są do założenia gniazd, ale okazało się że nie. Dziś był tylko jeden domek, pozostałe ktoś ukradł, tiaaa....




Po przejściu na skwerek za torami, dalszy ciąg lekcji biologii, a potem powrót do domu, bo lavinka zmarzła.



Do tej pory nie było za bardzo czasu na inwentaryzację muszelek nazbieranych jesienią nad Wisłą, co niniejszym nadrabiam. Jak widać część już zdążyliśmy pomalować.




A tu przerobiliśmy na pamiątki, gdy bawiliśmy się w pocztę - robiliśmy pocztówki, znaczki, oraz właśnie te pamiątki (wszystkie muszelki są z Wisły, podpisy są na potrzeby zabawy).



Zaczynamy przegląd, najpierw małże.

Racicznica zmienna (Dreissena polymorpha), po angielsku nazywa się małż zebra  -  tych muszelek było najwięcej na łachach wiślanych. Racicznica jest gatunkiem obcym, ale jest notowana u nas od 200 lat... no może nie tak do końca obcym, bo występowała przed zlodowaceniami, przetrwała w rejonie Morza Czarnego i Kaspijskiego, a teraz do nas wróciła (tutaj mapki z występowaniem). Z pozytywnego wpływu na środowisko warto wymienić filtrowanie wody, gdy występuje masowo, potrafi przefiltrować całą wodę w zbiorniku w dosyć krótkim czasie (w niektórych jeziorach mazurskich może tego dokonać w kilka-kilkanaście dni). Aha, jest rozdzielnopłciowa



Muszelki racicznicy przywiozłem kiedyś Klusce znad Narwi.



Corbicula fluminea (i/lub fluminalis), kolejny gatunek, z tym że po raz pierwszy stwierdzona w 2003 w Odrze, obecnie znane są stanowiska w Odrze i Wiśle, przy czym (mapki - fluminea, fluminalis), oraz druga strona z mapką C. fluminea). Nie jest pewne, czy są to dwa różne gatunki, czy tylko odmiany... w każdym razie tworzą one hybrydy. Osobniki tego małża mogą być zarówno obojnacze, jak i rozdzielnopłciowe.



Skójki, wydaje mi się że są to skójki malarskie (Unio pictorum), ewentualnie zaostrzone (Unio tumidus), albo jedne i drugie. Malarskie zawdzięczają  swoją nazwę temu, że ponoć ich muszle służyły malarzom jako pojemniczki do rozrabiania farb.



A to są małże z rodziny Sphaeriidae (kulkówkowate), jednak nie podejmuję się na razie identyfikacji, który dokładnie gatunek. Podejrzewam, że któraś gałeczka. Ponieważ były białe bez zewnętrznej ciemnej warstwy, to w większości poszły do malowania (ale dużo ich nie mieliśmy).



Przechodzimy do ślimaków.

Żyworodka, może to być żyworodka pospolita (Viviparus contectus), albo żyworodka rzeczna (Viviparus viviparus), ewentualnie obie. Żyworodkę można poznać po trzech paskach na muszli, jednak nie na wszystkich egzemplarzach są one jeszcze widoczne, więc może się zdarzyć że przyplątała się muszelka innego ślimaka o podobnym kształcie. Żyworodki są rozdzielnopłciowe i jajożyworodne.



A to nie wiem, wydaje mi się że jak na błotniarkę stawową jest za mało zaostrzona, może inna błotniarka albo rozdętka, czy zawijka?



Te wyglądają na jakieś zatoczki.



Muszelki służą nam nie tylko do malowania i przyklejania, ale też do eksperymentów chemicznych. Tutaj rozpuszczamy muszelkę w occie, to znaczy kwas octowy reaguje z węglanem wapnia i powstają octan wapnia, dwutlenek węgla, woda.



A tu przypadkiem wyhodowaliśmy kryształki octanu wapnia - na próbę zalałem muszelkę octem, by sprawdzić jak reaguje, po czym zostawiłem na parapecie. Octu nie było dużo, więc cały kwas octowy przereagował (została jeszcze muszelka), a po kilku dniach, gdy woda częściowo odparowała, zaczęły wykwitać kryształy.




Dziś na tyle o muszelkach, zobacz też muszelki z:
- glinianek pod Wiskitkami
- stawów w Kraśniczej Woli



  • dystans 9.28 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 00:47
  • średnio 11.85 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Biblioteka i Park Procnera z Klu

Czwartek, 16 stycznia 2020 · dodano: 07.02.2020 | Komentarze 1

Najpierw myk do Biblioteki Fabrycznej (czyli dziecięcej w Żyrku), a potem do kolejnej biblioteki w Międzyborowie... jedziemy skrótem, kładką na Wierzbiance.



Tu się dowiedzieliśmy, że w tej bibliotece, w tym miejscu jesteśmy po raz ostatni. Otóż biblioteka czynna jest do końca tygodnia, a potem przerwa na miesiąc i przenosiny do nowego lokalu. Prawdę mówiąc, nowa lokalizacja trochę mniej nam pasuje, bo jest na drugim końcu Międzyborowa, a ta była od strony Żyrardowa (mieliśmy tu chyba taką samą odległość, jak do dziecięcej w Żyrku, jak jeszcze była na Mostowej), poza tym tam musimy się przebić przez tory i drogę wojewódzką... no i tutaj było nam po drodze na wydmy, idealnie na wycieczki najpierw do biblio, a potem na wydmy.




Gdy jechaliśmy, to Klu chciała się zatrzymać w sosenkach, obiecaliśmy jej że pobiega tu jak będziemy wracać, więc teraz postój w spontanicznym młodniku, który zarasta łąkę. Można się zgubić w tych sosenkach, toteż parę razy się pogubiliśmy.






No i Klu znalazła sobie drzewo do włażenia.




Potem jeszcze przeturlaliśmy się przez Park Procnera i tam mały postój przy jednej stacji ścieżki zdrowia, oraz na leśnym placu zabaw.

Przy okazji przypomniało mi się, że syn znajomych będąc w drugiej klasie dostał pałę bo nie nauczył się typów lasów (chodzi o iglaste, liściaste i mieszane), Klusce zdaje się już o tym podziale wspominaliśmy przy okazji któregoś pobytu w lesie, ale postanowiłem zapytać:
- Jaki to jest las.
- Sosnowy.
No i pozamiatane, rozbawiła nas tym trochę, dobrze że nie rzuciła "bór sosnowy suchy", bo byśmy się nie pozbierali ze śmiechu, postanowiłem jednak kontynuować.
- A jak inaczej go określisz, co tam jest to zielone na gałęziach?
- Iglasty.
No i bingo. Już miałem zapytać jakie zna inne typy lasów, ale Kluska mnie wyprzedziła.
- Są jeszcze lasy liściaste i mieszane.
No tak, przyrodę z klasy drugiej ma już zaliczoną.



A przy okazji, kim był ten Józef Procner? Pierwszym burmistrzem Żyrardowa (od 1916, gdy Niemcy w czasie I wojny nadali prawa miejskie). Zdjęcie grobu Procnera na cmentarzu w Żyrardowie.





A tak z innej beczki - książka Józefa Wilkonia, tak tego Wilkonia, który gościł na blogu jako autor "Arki", która stoi teraz w parku w Radziejowicach (można ją obejrzeć np. w tych wpisach bikestatsowych: maj 2018, czerwiec 2018). Wilkoń jest też ilustratorem książek, ale w tym przypadku jest autorem nie tylko ilustracji, ale i samej ksiązki.





A w taką grę ostatnio graliśmy - huannowi by się spodobało. Trzeba wyprowadzić skokami swoje garnki poza planszę i zamykając oczy zjeść zawartość i zgadnąć co w nim było (garnki napełniali przed grą inni gracze). Mieliśmy z nią sporo radości.









  • dystans 41.32 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 02:46
  • średnio 14.93 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Początek sezonu rowerowego 2020

Środa, 1 stycznia 2020 · dodano: 01.01.2020 | Komentarze 8

Korzystając z małego ruchu na ulicach, postanowiłem pokręcić się trochę po mieście i porobić zdjęcia nowości, a potem skoczyć za miasto,  może do lasu. W sumie jakoś tak przypadkiem wyszła wycieczka wzdłuż Pisi... i słusznie, nad Pisię Gągoline zawsze warto.

Wczoraj lavinka przypomniała mi o nowym mostku na Pisi, zupełnie o nim zapomniałem, więc postanowiłem go sobie obejrzeć.



A oto mostek - lavinka nie zrobiła zdjęć, więc ja takowe wstawiam. Kładka w tym miejscu kiedyś była, ale kilka lat temu ją rozebrali parę lat temu (przez co ubył nam jeden skrót)i w tym roku wybudowali nową.





Tak w ogóle ten próg na Pisi, to pozostałości po dawnym młynie... być może te betony w krzakach, to też jakieś relikty po nim.



Jeden z dopływów Pisi, sądząc po wodowskazie, w najbliższych dniach na powódź się nie zanosi.




W minionym roku Żyrardów pozyskał dofinansowanie na różne tereny zielone, stąd też trwały intensywne prace w całym mieście na różnych skwerkach i pasach zieleni... na skwerkach uporządkowano zieleń, były nasadzenia różnego zielska i drzew, wytyczono alejki, poustawiano oświetlenie, sporo ławek itp. Teraz już spora część tego jest wreszcie gotowa, więc można sobie obejrzeć. Oczywiście w pełni można będzie ocenić jak się zazieleni, dziś tylko ogólny rzut okiem, zresztą nie odwiedzałem wszystkich skwerków, tylko kilka po drodze (na Pisią)

Tutaj teren tzw. Starego Parku.



Podjechałem na Bielnik zobaczyć jak tam lokomotywa, ostatnio jak byłem to kończyły się prace nad jej renowacją (zdjęcia lokomotywy z sierpnia 2019), ale nie były zrekonstruowane światełka z tyłu (tylko z przodu), nie zostały wymalowane oznaczenia boczne... sprawdziłem, czy te elementy zostały uzupełnione, ale nie.





Za to ciuchcia została owinięta światełkami. Nie jestem jakimś fanem iluminacji, ale trzeba by zobaczyć jak się prezentuje przy włączonych lampkach.



Poza tym na Bielniku przybyła jakaś knajpa... tylko jeśli będzie tak otwarta jak poprzednia, to nie wróżę jej powodzenia (z tamtą było tak, że jak ze dwa razy spotkania miejscowych geokeszów miały się tu odbyć, to odbijaliśmy się od zamkniętych na głucho drzwi i trzeba było szukać sobie innego lokalu).




Aha, w rejonie Bielnika i parku był kiedyś Młyn Szyszka.

Będąc obok parku, rzuciłem obiektywem na pałacyk, który nie jest już zasłonięty przez blachy i rusztowania... ale przez te nowe kolorki scyzoryk się w kieszeni otwiera.




Nowy żyrardowski mural, który upamiętnia strajk w 1981 (róg 1 Maja i Okrzei - tak na marginesie grób Stefana Okrzei w Wyszkowie odwiedziliśmy w zeszłym roku).  Mural jest już od września, ale chyba nie miałem okazji go wstawiać na bikestatsa (załączam więc także dla porównania fotkę wykonaną w słoneczny dzień).




Kolejny świeży skwerek między odnogami Pisi (z których jedna jest nazywana Starą Pisią).



Domek dla owadów.




Tu trafiam na pierwszą tablicę edukacyjną (tablica - powiększenie)



Przejeżdżam pod torami i kolejny teren zielony świeżo otwarty po wykonanych pracach, czyli otoczenie stawu św. Jana. w tym rejonie też był młyn.





Drzewo pożeracz barierek



Tutaj min, postawiono siłownię plenerową (druga z postawionych jest w Starym Parku).




I kolejna tablica (tablica-powiększenie)



Na stawie są pływające domki dla ptaków i platformy na gniazda.





Nowe (częściowo) nabrzeże.




Dalsza część skwerku, po drugiej stronie szosy.



I ostatnia z tablic (tablica-powiększenie), chyba że jest ich gdzieś tam więcej.



Obok jaz na Pisi. Stawidła otwarte, to da się przejść po tym progu i hop na półmostek, ale jak są zamknięte, to woda przelewa się tym progiem.




Prowizoryczny mostek na Pisi, obok ujścia do niej Okrzeszy.



Dalej jadę także cały czas wzdłuż Pisi, koło Zalewu Żyrardowskiego, Zalewu w Korytowie, aż docieram do lasu i tam robię sobie postój nad Pisią w pobliżu mostku.

Bobry nie próżnują.



Fotka ze skarpy, jak pojawią się liście, to takiego zdjęcia nie da się zrobić.



Jeszcze jadę do Zalewu Hamernia, a potem odbijam już na dobre od Pisi w las. Trochę się kręcę po lesie i wracam.





  • dystans 25.68 km
  • 1.10 km terenu
  • czas 01:25
  • średnio 18.13 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Biblioteczne zakończenie sezonu rowerowego 2019

Wtorek, 31 grudnia 2019 · dodano: 31.12.2019 | Komentarze 1

Dziś pogoda taka sobie - silny zachodni wiatr, przez większość dnia coś tam kropiło, za to niezbyt zimno od 4 do 6°C. Nie nastrajało to do jakiejś dalszej jazdy, znalazłem więc sobie niezbyt daleki cel - bibliotekę w Jaktorowie, bo wszystkie książki z niej wypożyczone przeczytaliśmy i pora wypożyczyć nowe.

Tradycyjnie kończę sezon rowerowy w ostatnim dniu roku. Widzę że już od stycznia 2012 sezon rowerowy zaczynam dokładnie 1 stycznia a kończę 31 grudnia... wcześniej często kończyłem np. 29 czy 30 grudnia, a zaczynałem też z początkiem stycznia (pierwszy mój wpis na bikestatsie, to 3 stycznia 2009), ale nie było to dokładnie w ostatnim i pierwszym dniu roku, ale od 2012 już tego pilnuję... a raz jak przejechałem 200km w Sylwestra, to się prawie na Sylwestra spóźniłem.


Do Jaktorowa jadę wersją trasy bardziej w terenie otwartym (wiatr w plecy), powrót trasą nieco bardziej osłoniętą od wiatru.

Przejazd przez Wydmy Międzyborowskie (to jest właśnie ten kilometr terenu):




Ładną wiosnę mamy tej zimy



Stokrotki... trochę nędzne, bo jednak przedostatniej nocy były przymrozki.



W tym roku byłem w Jaktorowie tak często jak w żadnym innym roku, już nawet miejscowi żule mówią mi "cześć". Przy okazji optymalnej opracowania trasy dojazdu do biblioteki, okazało się że do Jaktorowa jest znacznie bliżej niż mi się wydawało... ale to min. dlatego że przez ostatnie lata wyasfaltowało się sporo bocznych dróg, na innych wymieniono nawierzchnię i dojazd jest dużo lepszy (nie trzeba tłuc się gruntówami, objeżdżać hektar naokoło, czy rypać wojewódzką).



Moim ulubionym miejscem w Jaktorowie jest pomnik tura, więc i teraz zrobiłem sobie krótki (ze względu na aurę) postój. Z Kluską tradycyjnie robimy tu dłuższy postój.



No, ten rok minął nam zdecydowanie pod znakiem bibliotek... i to jeszcze bardziej niż 2018, w którym wypożyczyliśmy ok. 200 książek. W tym roku wypożyczyliśmy jakieś 600 książek, a Kluska była na trzecim miejscu najaktywniejszych czytelników bibliotek Jaktorów-Międzyborów (inne nie prowadziły takich statystyk). Sporo fajnych książek przeczytaliśmy, mógłbym tu zrobić jakieś zestawienie tych najciekawszych, ale to jednak sporo roboty i do Nowego Roku bym się nie wyrobił...


No to może małe podsumowanie biblioteczne roku:

Rok zaczęliśmy korzystając z czterech bibliotek żyrardowskich:
- Oddział dla dzieci i Młodzieży nr 1 (ul. Mostowa)
- Filia nr 2 (ul. Wittenberga)
- Filia nr 3 (ul. Moniuszki)
- Filia nr 6 (w Garbarni)

Problem tylko w tym, że zaczęły nam się kończyć książki do wypożyczenia... owszem w dziecięcej było sporo, ale mogliśmy wypożyczyć tylko 7 egzemplarzy naraz (a jak wypożyczyliśmy grę lub dwie to książek mogliśmy już tylko 5-6). Korzystaliśmy z innych filii, ale więcej książek dziecięcych było w filii nr 2, ale powoli zaczęły nam się tam kończyć. W filiach nr 3 i 6 było niewiele i szybko je wyczyściliśmy.


Stąd też pomysł, żeby zapisać się do biblioteki poza Żyrardowem i tak trafiliśmy do Międzyborowa, bo mieliśmy niewiele dalej niż na Mostową (na tej wycieczce). No, potem doceniliśmy ten pomysł, bo w innych bibliotekach mogliśmy wypożyczyć ksiązki, których u nas nie ma.




W kwietniu jedziemy do biblioteki w Radziejowicach (link do wycieczki)




Międzyborów to filia biblioteki w Jaktorowie, a skoro mieliśmy już kartę do niej, to pojechaliśmy i tam... ja już w lutym się rozejrzeć, ale z Kluską dopiero w kwietniu (o, ta wycieczka).




Również w kwietniu jedziemy do biblioteki w Żabiej Woli (wycieczka do Żabiej Woli). Tak naprawdę jedziemy po skrzynkę w bibliotece, ale skoro już tam byliśmy, to się zapisaliśmy i wypożyczyliśmy kilka książek.





W czerwcu zaś odwiedzamy Bibliotekę Fabryczną w Żyrardowie (ul. 1 Maja). Otóż biblioteka fabryczna (wtedy filia nr 6) została zamknięta do remontu w 2018 roku. Księgozbiór dla dorosłych został przeniesiony do nowej lokalizacji w tzw. Starej Garbarni i tam działa filia nr 6. Natomiast po zakończeniu remontu został  połączony księgozbiór oddziału dla dzieci i młodzieży nr 2 (który tu był przed remontem), oraz przeniesionej z Mostowej dziecięcej nr1. Tak powstała główna biblioteka dziecięca w Żyrardowie tzw. Biblioteka Fabryczna. (fotorelacja na bikestatsie)





W lipcu odwiedzamy bibliotekę we Mszczonowie (wycieczka)





Również w lipcu jedziemy do biblioteki w Baranowie, ale nie udaje się tam zapisać (szczegóły w wycieczce), na pocieszenie jedziemy więc do Jaktorowa i Międzyborowa.

We wrześniu jedziemy do Grodziska Mazowieckiego,  odwiedzamy filię nr 2 w Pawilonie Kultury (wycieczka)





Ja tu byłem już w lipcu, ale wtedy z Klu nie udało się tu dotrzeć... za to wypożyczyłem książkę, której ilustracje posłużyły do wymalowania jednego z murali w Grodzisku i zaopatrzeni w książkę ten mural odwiedziliśmy (wycieczka z muralami).



Do głównej biblioteki dziecięcej w Grodzisku (w Mediatece) z Kluską w tym roku nie udało się dotrzeć... ale ja tam byłem i co nieco wypożyczyłem. Ale w przyszłym roku z pewnością nadrobimy.




Na koniec i książkowo i rowerowo, czyli ilustracja z Martynki




  • dystans 4.64 km
  • czas 00:20
  • średnio 13.92 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Zuchowa wigilia (przepis na pamputle)

Piątek, 20 grudnia 2019 · dodano: 24.12.2019 | Komentarze 5

Jestem nieco w plecy z relacjami na bikestatsie, ale na święta wyjątkowo wrzucę coś sprzed kilku dni, czyli podwózka Klu na zuchową zbiórkę wigilijną.

Tak na marginesie, tydzień wcześniej Kluska zrobiła sobie dzień mundurowy i poszła do szkoły w pełnym mundurze. Jej nauczycielka ponoć zrobiła wielkie oczy ("no tak, Kluska znowu coś odwaliła"). Zresztą kiedyś ponoć częsty był zwyczaj "dnia mundurowego" w harcerstwie (nieliczne hufce nadal praktykują ten zwyczaj), na przykład u lavinki w szkole harcerze mogli przychodzić na apele w mundurze zamiast stroju galowego.

A to choinka w Dwójce (szkole, gdzie są zbiórki).



A oto Grażyna - czyli maskotka zuchowej gromady.



Na zbiórkę każdy zuch miał przynieść jakiś przysmak lub napój. My postanowiliśmy przynieść pamputle... moja babcia zawsze na Wigilię robiła pamputle (mniam!). Przy czym internet nie zna czegoś takiego jak pamputle... serio, ani jednego wyniku w polskim internecie (tylko parę w innych językach i w innym znaczeniu).

No dobra, nieco rzadziej mówiliśmy na to pampuchy... no, pampuchy internet już zna i są co najmniej dwa znaczenia. Jedno to kluski na parze (ale nie o to nam chodzi), a drugie to racuchy drożdżowe (i to jest właśnie to). Przepis umieszczam na dole, a poniżej fotki... swoją drogą, jak widziałem co tam dzieciaki poprzynosiły, to chętnie sam bym się na tę wigilię wkręcił.

pamputle pampuchy racuchy wigilijne
pampuchy wigilijne racuchy drożdżowe

Pamputle (vel Pampuchy vel Racuchy drożdżowe)

składniki:
- 3 szklanki* mąki
- 1,5 szklanki1 mleka
- 3 łyżki2 cukru
- 50g drożdży (świeżych, bo suszonych inna ilość)
- jajko, albo dwa
- szczypta soli (tylko nie szczypta kucharza/kucharki!)
- olej (do smażenia)
- cukier puder (do posypania)

Algorytm:
Zaczynamy od wkruszenia drożdży do ciepłego mleka... mleko niekoniecznie całe 1.5 szklani , chodzi o to żeby kubek lub inne naczynie nie było pełne, bo drożdże będą próbowały Wielkiej Ucieczki. Na podkop raczej nie będą miały czasu, więc będą próbowały zwiać górą. Jeśli drożdże będą marudzić, że są głodne lub nie lubią mleka, to można podsypać im łyżkę cukru i/lub mąki.

Po rozmieszaniu zostawiamy drożdże w spokoju na małe tête-à-tête (na szybki numerek i dochowanie się potomstwa wystarczy im jakieś kilkanaście minut), a my tymczasem przygotowujemy miskę i wsypujemy do niej mąkę, cukier, sól (mówiłem żeby mnie nie szczypać!), wbijamy jajko... jeśli jest mu smutno, możemy wbić drugie jajko dla towarzystwa.

Aaaalarm! Drożdże uciekają! Zanim przeskoczą przez krawędź kubka, szybko wlewamy zaczyn drożdżowy do miski, dolewamy resztę mleka i mieszamy. Ciasto rozrabiamy na jednolitą, homogeniczną (nie bójmy się tego słowa) masę. Miskę przykrywamy szmatką (czystą, nie od podłogi!) i zostawiamy na godzinę w ciepłym miejscu by drożdże spokojnie sobie trawiły. Zamykamy okna, bo od przeciągu drożdże mogą dostać kataru żołądka. W tym czasie chodzimy na paluszkach, nie tupiemy, nie krzyczymy, nie trzaskamy drzwiami, a tym bardziej nie trącamy miski, bo ciasto się przestraszy i klapnie... i tak trochę klapnie, gdy dźgniemy je na koniec łyżką, ale wtedy będzie miało powód, bo będziemy je wrzucać w gorący olej, ale póki co niech spokojnie rośnie.

Drożdże w tym czasie powinny dobrze przetrawić sprawę i dość do wniosku, że ucieczka im się nie opłaca z tej miski obfitości i zacząć konsumpcję zgromadzonego dobra, wypełniając michę po brzegi. No, jeśli przygotowaliście za małą miskę, to zrobi im się za ciasno i w końcu jednak spróbują dać nogę, nibynóżkę, czy co one tam mają. Tak więc micha ma być ze sporym zapasem.

Przygotowujemy patelnię, będziemy smażyć na tzw. głębokim oleju... w zależności od tego czy wasze drożdże potrafią pływać, taką głębokość oleju przygotowujemy. Robimy brodzik dla drożdży które potrafią pływać co najwyżej po warsiasku3, albo głęboki basen dla tych z kartą pływacką. Na koniec rozgrzewamy ten olej. 

Po godzinie ciasto jest takie puci-puci, dźgamy je łyżką małą lub dużą4 i porcjami nakładamy na patelnię z rozgrzanym olejem, smażymy z obu stron na złoty kolor5 i wyławiamy na talerz wyłożony papierowym ręcznikiem... po takiej olejowej kąpieli pamputle są mokre i chcą się wytrzeć. Przekładamy je, by mogły się wytrzeć z obu stron, a na koniec posypujemy cukrem pudrem, dzięki czemu będą wyglądały jak posypane śniegiem (w ostatnich latach na Gwiazdkę ze śniegiem na nizinach krucho, więc niech będzie choć taki substytut). Jeśli posypujemy gorące i otłuszczone to śnieg stopnieje (zlukruje) i trzeba posypać jeszcze raz, gdy ostygną. No i co? No i gotowe!

Bon apetit... czy jakoś tak

P.S. Prawdopodobnie zaraz trzeba będzie przygotować drugą porcję ciasta, bo te z pierwszej na pewno znikną w zastraszającym tempie i nie doczekają wieczerzy wigilijnej... chyba że je smażycie kilka minut przed nią.


1) standardowa szklanka 250ml
2) standardowa łyżka do zupy ze standardową pojemnością misy zupnej (tzw. stołowa)
4) tyłkiem po piasku
3) w zależności jak duże pamputle chcemy zrobić
5) tak się tradycyjnie podaje we wszystkich przepisach ze smażeniem, więc nie będę się wyłamywał



Zobacz też przepisy na:
- Przepis na pamputle - kopia zapasowa na blogu pocztówkowym, gdyby tutaj ktoś zeżarł
- Placki i racuchy z kotkami... nie, nie z tymi miauczącymi, tylko wiosennymi leszczynowymi
- Pączki... nie, nie te wiosenne na drzewach, tylko takie buły tłustoczwartkowe