teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108781.00 km z czego 15566.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1036.51 km (w terenie 196.20 km; 18.93%)
Czas w ruchu:61:49
Średnia prędkość:16.77 km/h
Maksymalna prędkość:45.00 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:38.39 km i 2h 17m
Więcej statystyk
  • dystans 83.14 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 05:16
  • średnio 15.79 km/h
  • rekord 28.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Myk na Skierniewice

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 04.06.2014 | Komentarze 6

Po drodze mały cyklogrobbing, jeden z cmentarzy dookoła Radziwiłłowa.



Zielsko dla wariaga



Wizyta w Skierniewicach keszowo-serwisowa... tam na górze kesza nie ma, trzeba reaktywować.



W parku nadal trwają prace, zwłaszcza w tej części po drugiej stronie Łupii gdzie jest drzewo keszowe lavinki. Reaktywacja następnym razem.



Wbijamy się w garnizon... ależ tu jest teraz zielono. Zwykle jesteśmy tu zimą, jesienią, wczesną wiosną... latem jakoś nie, a jest tu istna dżungla, poza tym chyba przez ostatnie parę lat sporo zarosło.





Wejścia do schronów niełatwo namierzyć.




Lazaret został zabity dechami, a krzaki i drzewka obok wycięte (stare modrzewie na szczęście oszczędzono).




A tymczasem pod ziemią



Kolejne zamaskowane wejście, którego lavinka nie znalazła




MPS to teraz prawdziwa dżungla






I znów... pełen kamuflaż




"Bardzo podoba mi się ta wycieczka"






Przez to okienko wypatrzyłem ekipę przy mojej skrzynce... i tak poznaliśmy geokeszerów spod Bolimowa.



Willa pułkownikowska też w dżungli... jak portal do jakiej świątyni



Kirkut też w trawie po pas




A tu granica asfaltu... koniec rumakowania, wracamy do domu





  • dystans 15.31 km
  • 3.90 km terenu
  • czas 01:04
  • średnio 14.35 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Mama daj maka

Piątek, 30 maja 2014 · dodano: 04.06.2014 | Komentarze 0








  • dystans 11.95 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 00:51
  • średnio 14.06 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Zimno tak jakoś

Czwartek, 29 maja 2014 · dodano: 04.06.2014 | Komentarze 0

Standardowa przejażdżka z Kluską... no nieco krótsza, bo lavince zmarzły ręce i marudziła. Kluska nie marudziła bo na rowerze jest fajnie.


  • dystans 69.28 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 04:06
  • średnio 16.90 km/h
  • rekord 33.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #3: w oparach F-16

Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 6

Rano przy kawce słychać było dalekie pomruki F-16, które też chyba spędzały poranek przy kanistrze... a może i beczce czegoś wysookooktanowego.



Profesor Fluff znalazł sobie studenta i próbował poprowadzić wykład (ze średnim skutkiem, bo student był nastawiony raczej na nadawanie niż na odbiór).



Po zjedzeniu śniadania, spakowaniu się i posprzątaniu ruszyliśmy w drogę. W Grzeszynie mijamy ruiny fabryki włókienniczej, niestety dobrze zadrutowanej, a poza tym na terenie tuż przy niej ktoś się kręcił, więc ze zwiedzania nici.



Dojeżdżamy do istotnej moralnie krzyżówki... wyszło na jaw kto ma dziś lenia, kto jedzie z Brodnia, a kto grzeszy obżarstwem i opijstwem.



Brodnia Dolna... gorzelnia i jakieś zabudowania dworsko-folwarczne. Początkowo myśleliśmy że hałas jest generowany przez gorzelnię, potem że betoniarka, a na koniec z krzaków wystartował F-16. Okazało się, że w tym lasku obok jest początek pasa startowego.




A po drodze...



Ta rzeczka nazywa się Końska, tam zrobiliśmy sobie małą rozwałkę. Nieco na południe rozdziela się na dwie: Końska Prawa i Końska Lewa.



Marzenin przy kościele




Postój pod sklepem, huann musi opłacić Okup... raczej Mały a nie Duży... no chyba że Okup Fabryczny.



Przebijamy się przez budowę S8, sprawę komplikuje to, że jest tu wiadukt S8 nad drogą lokalną, która ma dwa ronda z wjazdami na trasę, a obie te drogi lecą ponadto nad torami kolejowymi. Huann pojechał nieco inaczej i nam się zgubił, a my znaleźliśmy właściwą drogę przez ten armageddon między pędzącymi wywrotkami i zadzwoniliśmy do huanna by go nakierować do nas.



Główna atrakcja tego dnia - skansen kolejowy Zduńska Wola Karsznice. Na razie jest taki trochę na pół opuszczony i można sobie takie fajne fotki robić :-)





Rozwałka pod Gubałówką.



W międzyczasie nad nami latały F-16



A to już Zduńska Wola i dom Kolbego



Wbiliśmy się też na rynek, na teren budowy ratusza i zrobiliśmy parę fotem nim ochroniarz nas wygonił.



W temacie cyklogrobbingu i skrzynek, mieliśmy do wyboru jechać na kirkut lub cmentarz ewangelicki. Na ten pierwszy musielibyśmy jechać na zachód na Czechy, a do tego drugiego na południe na Holendry... i właśnie kierunek S wybraliśmy, ale skrzynki i tak nie znaleźliśmy.

A wyjeżdżamy drogą z dwiema jednokierunkowymi śmieszkami rowerowy... takie skrzyżowanie pasa rowerowego (kolor szary jak asfalt i kierunek jazdy), ze śmieszką (kostka), z ddrki jest tylko nazwa i znaki.




Do Strońska jedziemy Drogą Sześciuset Łat.




A oto Strońsko i kościół romański... trochę, bo nieco rozbudowali i przebudowali, ale napisy na murach i te tajemnicze otwory w cegłach są i to się liczy.





Jeszcze klimatyczny przystanek... ech, cgyby tak wszystkie takie były.



I zjeżdżamy w dół skarpy do dolin Warty. A tam bunkry Armii Łódź. Oglądamy cztery z nich, na południe jest jeszcze jeden i ruiny dwóch, ale nie mamy aż tyle czasu.






Przy ostatnim zakładam skrzynkę... siedzimy pod wierzbą, a ta na nas płacze, serio! Kapało na nas z drzewa, a my myśleliśmy że deszcz zaczyna padać.



Ruszamy w kierunku Sieradza i przeprawiamy się mostkiem o ograniczonym ruchu... a i tak jechał po nim traktor.




Wjeżdżamy do Sieradza od dupy strony po przetyrtaniu się jakimiś gruntówami (zwanych skrótem To Mi'ego), trochę oglądamy starówkę, następuje oficjalne zakończenie wycieczki w postaci szamania lodów i myk na dworzec gdzie następuje nieoficjalne zakończenie w postaci zalegania nał awce.





Jeszcze pod wieżę ciśnień po skrzynkę, gdzie na bocznicy odkrywamy nasz pociąg który czeka by wjechać na peron.





Kurczę, ale dworzec nawet jak był na żółto to był ładniejszy (link) niż po remoncie i pomalowaniu ło tak ło :-/



Identyczne dworce są też na trasie - w Zduńskiej Woli, Łasku, Pabianicach. Także w Głownie, Zgierzu, Sochaczewie, Strykowie, Błaszkach, Opatówku... gdzieś jeszcze?

Przesiadka na Kaliskiej, gdzie żegna nas huann... a m oże by do Łowicza, albo gdzie?



Jedziemy dalej, w wagonie Regio Wars. Jeszcze jedna przesiadka w Skierniewicach i krótki odcinek do domu, gdzie następuje definitywny koniec wyprawki.




P.S. Wszystkie fotki z wyjazdu w albumie na Picasie.


  • dystans 73.93 km
  • 23.40 km terenu
  • czas 04:31
  • średnio 16.37 km/h
  • rekord 30.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #2: Ner, tramwaje i cyklogrobbing

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 6

Poranek był pochmurny, przyjemnie chłodny, a chwilami pojawiała się przelotna mżawka kosmetyczna (nawilżająca). Jechaliśmy generalnie główną drogą na Konstatntynów i Lutomiersk (+ skoki w bok po skrzynki), huann stwierdził wczoraj że nie chce mu się grzać główną, wyśpi się i dobije do nas w Lutomiersku, tak więc prawie połowa trasy była tylko z lavinką.

Jedziemy wzdłuż torów tramwajowych na Konstatntynów i Lutomiersk, a potem także wzdłuż Neru.




Pierwszy postój i skrzynka - zajezdnia na Brusie. Kiedyś jak byliśmy tu z huannem, to było więcej wagoników, dało się też między nie wejść.





Potem wbijamy się i zwiedzamy PGR.





Konstatntynów Łódzki - tu min. serwisuję własną skrzynkę na grodzisku.



Jedziemy dalej między Nerem a torami tramwajowymi, ale już żaden tramwaj nas nie mija. Za to my zjeżdżamy nad Ner. Raz do rury.




Drugi raz do mostku.



A trzeci raz do mostu tramwajowego... Tutaj sprawa niejeżdżacych tramwajów się wyjaśnia. Otóż mostek tramwajowy jest w remoncie, toteż wstrzymuję się z reaktywacją w nim skrzynki. Z rozwałki też rezygnujemy, bo w międzyczasie znów zrobiło się gorąco i co gorsza wyszło słońce. Kładka na moście zdjęta, a nam nie chciało się objeżdżać więc przeprowadziłem rowery po szynie.



Po drodze jeszcze skrzynka przy klasztorze... na dziedzińcu złoty kadłubek papieża, klimatyczna droga krzyżowa, ładna brama itp.





A potem na rynek zrobić rozwałkę... dosłownie pół minuty po nas dotarł tu huann.



Dalej ruszamy razem i bardziej z wiatrem. Kościół w Mikołajewicach... niby jest tam skrzynka, ale że miejscowość ciut w bok to już nie spisywałem, jednak jakoś tak się ustaliło że podjedziemy.



Cmentarzem z I wojny rozpoczynamy cyklogrobbing, jako że po skoczeniu do Mikołajewic, ten cmentarz był średnio po drodze, zastanawiałem się nad jego opuszczeniem, ale że huann stwierdził że nigdy jakoś przy nim nie był, to postanawiamy jednak tam uderzyć, niech i nasz gospodarz zobaczy na wycieczce coś nowego.




Za cmentarzem wyjąsniło się dlaczego huann tu wcześniej nie dotarł



Po drodze w wiosce latarnie wiatrowo-słoneczne



Kolejne trzy cmentarze ewangelickie, z czego na jednym kwatera z I wojny. A obok nich skrzynki kolegi vulpeculi o którym jeszcze będzie... Między cmentarzami cegielnia, w której lavinka serwisuje swoją skrzynkę.






Dobroń - kościółek, szkoła, postój na zakupy w sklepie, a tam mżawka nas dorwała (przyjemnie chłodziła, bo słońce nadal przygrzewało) i jedziemy dalej.




Gdy przejeżdżaliśmy przez DK 14, ruchem kierowali strażacy... a z bocznej drogi dłuuuuuuuuugi korek. Coś musiało się stać i szosa zablokowana, bo ruch puścili objazdem bocznymi drogami (na szczęście tylko w jedną stronę), a do tego doszły samochody wracające z działek w okolicach.



Młyn w Talarze



Jesteśmy już blisko działki, tylko skok w bok w las po skrzynkę przy krzyżu upamiętniającym tragiczne wydarzenia sprzed kilkunastu (no może dwudziestu kilku lat).




Ale zanim dojechaliśmy, jeszcze jeden postój w interesującym miejscu.




Wreszcie dotarliśmy na działę, zainstalowaliśmy się i przyjechał kolega vulpecula z dwiema geokeszerkami, którzy też rowerowo keszowali po okoolicy. Trochę posiedzieli, a potem ruszyli w drogę powrotną. A my z buta na łąki po skrzynki nad rzeczką Grabią. Idziemy w zapadającym mroku i wstających mgłach. Do pierwszej skrzynki przy drewnianym mostku doszliśmy bez większych problemów, na drodze do drugiej stanęły nam podmokłe łąki i nijak nie udało ich się obejść... trzeba było bardzo naokoło przez las lub wieś, więc sobie odpuściliśmy i wróciliśmy gotować kolację - resztki spaghetti dla lavinki i tortellini dla mnie i huanna.


  • dystans 38.98 km
  • 18.50 km terenu
  • czas 02:43
  • średnio 14.35 km/h
  • rekord 29.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #1 nieoczekiwane spotkania

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 5

Z rana przyjechał huann i we trójkę ruszyliśmy do cukierni nabyć truskawianki, porzeczkówki i pączka z porzeczką. Tam zaczepił nasz sąsiad huanna i próbował nas poinformować gdzie możemy pojechać (akurat tego terenu o którym była mowa, huann robił mapy). A potem stwierdził:
lokals: Byłem ostatnio w takiej miejscowości pod Warszawą, tylko nie pamiętam nazwy, coś z Żeromskiego.
huann: Żelazowa Wola?
lavinka. Może Lipce Reymontowskie?
lokals: O właśnie - Lipce!

A potem już ruszamy, większość skrzynek na trasie sobie odpuszczamy by zdążyć do lasów przed upałem, tylko jedną najbardziej po drodze odwiedzamy - krzyż upamiętniający miejsce straceń powstańców styczniowych. A tam ktoś się kręci... zatrzymaliśmy się ciut z boku i po chwili nabraliśmy podejrzeń że to geocacher. Podeszliśmy (akurat się wpisywał) i okazało się że faktycznie geocacher z Redy, którego kojarzyliśmy z nicka (a on nas).



A potem do parku nad rzeczką Sokołówką. Przy dębie Kosynierze skrzynka nieznaleziona, ale przy amfiteatrze .owszem/




Nadal nad Sokołówką, ale nad stawem po drugiej stronie głównej ulicy, przez co trzeba było nieco naokoło objechać.




Wbijamy się w krzaki, a tam największa skrzynka dzisiejszego dnia... oj naszukaliśmy się, ale było warto. Bardzo ślimakowa ta pucha.





Kolejny kesz przy Sokołówce... niepotrzebnie właziłem do wody, ale przynajmniej się trochę schłodziłem. A że w lesie, przyjemnie w cieniu podczas gdy zrobiło się już upalnie, to zrobiliśmy tu sobie pierwszą rozwałkę.



Jedziemy dalej, tym razem do skrzynki której szukamy już ponad 3 lata (link). Zabawa polega na zidentyfikowaniu kilkunastu miejsc w Łodzi po zdjęciach satelitarnych, a następnie udaniu się w nie i znalezieniu znajdujących się tam wlepek... i tak przy kolejnych wizytach w Łodzi kompletowaliśmy wlepki z różnych dzielnic, aż dziś wreszcie dorwaliśmy skrzynkę finałową. Poza tym obok znaleźliśmy też skrzynkę z lavinką.



Następnym punktem jest ruinka w której nie ma skrzynki, ale jeśli nas nikt nie ubiegnie to może następnym razem założymy. Był tutaj żydowski sierociniec, a w czasie wojny ośrodek Lebensbornu. Po tym budynku zostały tylko schodki. Obok zaś są pozostałości późniejszej (sądząc po konstrukcji) budowli, niewykluczonie że nieukończonej.





Nadal upał, ale tutaj próbuje nas pokropić jednak chmura przechodzi bokiem. Jedziemy do Lasu Łagiewnickiego a tam Bzura... Bzurka... Bzurzunia... wręcz Bzurzątko.





Przy drugiej skrzynce spotykamy parę początkujących geokeszerów... w ogóle bałem się, że tutaj będzie tłoczno, ale wszyscy trzymali się blisko plaży i w miejscu skrzynkowym było zadziwiająco pusto.



Jedziemy dalej - jakieś fundamenty, miejsce pamięci , łączka z Żubrówką... szukaliśmy źródełka, czy jakiegoś kranika, ale nie, to tylko trawka rośnie, zalać trzeba własnym sumptem. Tam też potkaliśmy brata Moniki, od której był przepis na chłodnik we wczorajszym wpisie.




A przy leśnej ścieżce edukacyjnej znów spotykamy parę geokeszerów... oni skrzynki nie znaleźli, chłopak mówił że on już ją kiedyś znalazł i jej tam faktycznie nie ma. No cóż, skrzynki lubią się przemieszczać, toteż sprawdziliśmy i lavinka znalazła, Wot szto znaczit trenirowka ;-)




A wracając do tematu Żubrówki, kolejna skrzynka to Gorzelnia... a właściwie miejsce po niej. Kolejna spora skrzynka.



Kolejna skrzynka to multak (czyli skrzynka wieloetapowa), parę ray bylimy w okolicy, ale a to było ciemno, a to nie mieliśmy GiePSa... a dziś wreszcie pojeździliśmy po okolicy i dokończyliśmy. Po drodze zaliczyliśmy podjazd pod górkę, podjechałem jako jedyny bo huann miał problem ze zmianą przerzutki.



W międzyczasie zaczęły się zbierać chmury a nawet grzmieć. Pojechaliśmy w inny fragment lasu gdzie blisko siebie są trzy skrzynki. Pierwsza przy ruinach radiostacji zagłuszającej Wolną Europę (ponoć), obecnie resztki przerobione na wiatkę. Zaczęło kropić, my schowaliśmy się pod wiatkę, ale za to ludzi wypłoszyło i mimo że wkrótce przestało, to mogliśmy spokojnie odłożyć skrzynkę.



Jeszcze dwie skrzynki - przy jednej sesja z trampkiem, a drugie to była mogiła z I wojny (ponoć obok w willi był niemiecki sztab, który został zbombardowany przez rosyjski samolot).




Mieliśmy jechać jeszcze do jednej skrzynki, ale już tylko mnie ię chciało, więc zarządzamy odwrót na grilla. Jedziemy min, ulicą Warszawską, w której rozpoznaję ulicę którą pierwszy raz 9 lat temu wjeżdżałem do Łodzi.



Kawałek dalej czekając na światłach, lavinka dostrzega mijającego nas aarda, w porę krzyknęła i oto kolejne spotkanie. Chwilę postaliśmy i pogadaliśmy, a potem każdy w swoją stronę... mimo że na niebie wisiała czarna chmura burzowa, to udało się myknąć jej skrajem.



A na grillu pod kirkutem, jak to na grillu.... kiełbaska (z lavinką odmówiliśmy konsumpcji karkówki), pizzo-cebularz, ciasto z truskawkami, oraz domowej roboty nalewka, czy też likier oranżowo- caffe'owy (skusiłem się na pół kieliszka na smaczek). Z grilla zerwaliśmy się z lavinką jako pierwsi, żeby się wyspać przed jutrzejszą trasą.

Dystans żaden, ale prawie 50% terenu i to momentami dosyć ciężkiego, sporo skrzynek, a do tego upał... udało się natomiast uniknąć zlewy, jakoś się przesmyrgnęliśmy między chmurami (a np. Monikę dojeżdżającą na grilla chmura dorwała po drodze).

Więcej zdjęć w albumie Łódź pod F-16

  • dystans 110.94 km
  • 5.50 km terenu
  • czas 05:31
  • średnio 20.11 km/h
  • rekord 43.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #0: Krótki Upalny Kawałek

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 10

Żyrardów - Mrozy - Jesionka - Radziwiłłów - Skierniewice - Maków - Święte Laski - Lipce Reymontowskie - Kołacin - Brzeziny - Eufeminów - Wiączyń - Uć

Gryplan był taki - rano z Kluską na spacer, potem dopakować się, coś zjeść, napić się kawy i jak Kluska przyśnie na rower i do Łodzi... lavinka miała poczekać na babcię i dojechać wieczorem pociągiem. Ukryty sens tego panu był taki, że ja się dziś zrypię cisnąc w upale do Łodzi i nie będę tak poganiał lavinki w weekend. Zjadłem więc botwinkę i tuż przed 15 wyruszyłem. Gorąco, silny wiatr boczny, boczno przedni, a czasem boczno-tylny... przypomniał mi się Krótki Upalny Kawałek, czyli moja pierwsza wycieczka rowerowa do Łodzi, zwłaszcza że trasa w sporej części powtórzona, tyle że wtedy wszyscy napotkali lokalsi kierowali mnie na Brzeziny, to teraz jadąc w inną część Łodzi właśnie przez te Brzeziny pojechałem.

A Lipce w tym roku wcześnie przyszły... lekko nawet sierpniami dziś trąciło.



Ciekawostką były pola za Lipcami... obsiane jednym zbożem, ale mniej lub bardziej regularnie wyrastały z niego większe kępki innego zboża, tak jakby ktoś co dwa kroki dosiał garstkę innego ziarna. Początkowo pomyślałem, że w zeszłym roku pole było obsiane tym drugim zbożem, albo że domieszano je do ziarna głównego, jednak zdziwiło mnie że wyrasta one prawie zawsze kępkami, a nie pojedynczymi kłosami.




A oto i Brzeziny - pałacyk Kleiberta, obecnie Muzeum Regionalne. A obok tabliczka jakich kilka pod Brzezinami spotkałem, a konkretnie jej lewa strona ze szlakami (link).





Jeszcze przed Łodzią zaczynam cyklogrobbing i łapię dwie pierwsze skrzynki (bo miałem mały zapas czasu). Najpierw cmentarz w Wiączyniu (info).




A potem cmentarz dla zwierząt




Chwilę potem miałem dowód, że opuszczam opłotki a wjeżdżam do dużego miasta. Gdy minął mnie samochód, następny był dosyć daleko, wjechałem z bocznej dróżki na szosę i jadę... po chwili samochód mnie dogonił, ale nie mógł mnie wyprzedzić bo droga wąska, ja nie jechałem milimetr od krawędzi tylko prawie metr, a z naprzeciwka jechał inny samochód. No i biedaczek musiał nieco zwolnić, a przy wyprzedzaniu mnie obtrąbił. Nie wiem o co mu dokładnie chodziło - że nie poczekałem aż szosa będzie wolna po horyzont, czy też że jechałem tak że nie mógł mnie wyprzedzić na gazetę? Bo go te trzy sekundy zbawią.

Jakoś się dotyrtałem do huanna i Moniki, a że było trochę czasu do pociągu lavinki to zostałem nakarmiony chłodnikiem (botwinkowym), na to truskawki w bite śmietanie i cukrze, potem ciasto, drugi kawałek ciasta i dokładka chłodnika (przepis od M. podaję na samym ole ku pamięci). W trakcie obżarstwa przyszedł SMS od lavinki, że na samym starcie ogłosili 40min. opóźnienia jej pociągu. Potem to opóźnienie wydłużyło się do ponad godziny. W końcu z huannem wyjechaliśmy naprzeciw. lavinka jechała puściutkim InterRegio kilka minut za napchanym TLK. Potem jeszcze huann nas odprowadził kawałek ddr-ką... fajnie się jechało - asfalcik zero pieszych i rowerzystów, światła na skrzyżowaniach już wyłączone.

Dalej jechaliśmy już sami według instrukcji huanna, tuż przed północą wbiliśmy się w Piotrkowską w sam środek imprezy. Trzeba było jechać ostrożnie by na kogoś nie wpaść, a jechało się lepiej po wymianie nawierzchni, nocne oświetlenie też nieźle się prezentuje. Im dalej na północ, tym mniej życia nocnego, aż opuściliśmy Pietrynę i wbiliśmy się w brukowaną Nowomiejską... szlag, trzeba było jechać równoległą. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się przy krawędzi drogi by spojrzeć w którą przecznicę skręcić, a tam jakaś pani pyta ile bierzemy za kurs... ??? ... po chwili wyjaśniła że stoimy na postoju taksówek i może byśmy rozważyli zamontowanie fotela dla pasażerów na bagażniku :-) A potem już myk do odhuanni, spaghetti i spać, bo rano trzeba wstać.


Przep. na chłodn. a''la M.!:

6 jaj.!
400 g - jog. gęs.!
Pęcz. botw. z mały. buracz.!
350 mililitrów bul.!
2 łyżki soku z cytr.!
Pęcz. rzodk.!
3 ogór. grunt. / vel 1 norm.!
1 ogór. małoso.!
2,5-3 łyżecz. koperk. śwież.!
4 łyżk. szczyp.!
sól, pieprz, cuk. do smak.!
2-5 ząb. czos. (posiek. lub prask.)!

Bot. oczyśc. i pokr. wraz z bur. i ugot. w bul. dod. soku z cytr.!
Got. wywar schł. w lod.! Do jog. dodać start. na tar. rzodk., pokr. ogór. i posiek. kop. i szczyp.
Do jog. dod. schłodz. wyw. z botw. i wszy. wymiesz.!
Dopr. sól., pie. i ewent. szczyp. cukr.
Schł. w lod. 2-3 h, pod z ugot. na twa. jajk.!
Smacz.!


  • dystans 18.74 km
  • 6.50 km terenu
  • czas 01:16
  • średnio 14.79 km/h
  • rekord 26.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Odpiaszczanie leśnej dróżki

Czwartek, 22 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 2

Kluska trochę nam marudziła w lesie, bo chciała sama sobie pobiegać. Jak w końcu dojechaliśmy na niezbyt zabagnion i  zakrzaczony odcinek, ledwie ją wyjęliśmy z fotelika, to Kluska dała dyla... biegiem! Dalej przed siebie!



Co tam piaskownica... wystarczy kawałek leśnej drogi - piaskownica po horyzont.

- Tata pac, znowu nie odpiascyli po zimie... sypią tym piochem i sypią, a potem nie spsątają, tseba całą lobotę za nich odwalać.




Był jeszcze piesek... dróżką przejechała dwójka rowerzystów z dzieckiem w foteliku, a obok biegł piesek. No i Kluska pobiegła za pieskiem, ale oni szybko zniknęli za zakrętem, to Kluska też skręciła, ale oni już zniknęli za horyzontem wydmy, Kluska potem jeszcze raz w prawo w inną dróżkę (bo może tam skręcili)... ale pieska już nigdzie nie było. To wróciła z mamą na azymut do rowerów, krzalem.


  • dystans 20.39 km
  • 10.20 km terenu
  • czas 01:27
  • średnio 14.06 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Bukiet jaskrowy dla ochłody

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 22.05.2014 | Komentarze 4

Ale upalnie się zrobiło... a było tak fajnie (gdy nie padało)

Jaskier, czy przylepka? Oto jest pytanie!



Epilog: Oczywiście, że żrrryyć!


  • dystans 25.00 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 01:30
  • średnio 16.67 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Nakarmić kota

Wtorek, 20 maja 2014 · dodano: 20.05.2014 | Komentarze 8

Rano babcia pojechała z Kluską autobusem do wujka i wieczorem mieliśmy przyjechać po Klu. Pojechaliśmy nieco naokoło i wertepami... znaczy bocznymi dróżkami którymi nie było okazji jechać, albo dawno nie jechałem i nie wiedziałem jak one obecnie wyglądają... a to w celu wycieczkowania z Kluską po okolicach, bo ileż można jeździć tymi samymi trasami. Niestety z dzisiejszego rekonesansu pod Międzyborowem wynika, że nie ma co się wbijać w boczne drogi, bo jeśli nawet były to sensowne gruntówy, to teraz jest koszmarny wertep wysypany gruzem.

Za to okazało się że sosna czarna, przy której jest przystanek ścieżki przyrodniczej, zyskała tabliczkę pomnik przyrody.



Klu w stokrotkach



U wujka okazało się, że jednym z jej ulubionych zajęć było karmienie kota... znaczy Kluska zamieniła się w samobieżną miseczkę z kocim żarciem. Klu latała za kotem z miseczką i wujek obawiał się że Klusek zacznie wyżerać kocie żarcie, ale ona ładnie próbowała dawać kotu chrupki (czasem rzucając w niego lub obok niego)... kot chyba jednak nie był głodny.