teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2019

Dystans całkowity:857.42 km (w terenie 89.80 km; 10.47%)
Czas w ruchu:53:02
Średnia prędkość:16.17 km/h
Maksymalna prędkość:34.80 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:32.98 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • dystans 16.65 km
  • 7.20 km terenu
  • czas 01:11
  • średnio 14.07 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Urodzinowa kiełbaska

Środa, 31 lipca 2019 · dodano: 06.08.2019 | Komentarze 3

Krótki wypad do lasu, bo ciut za gorąco na dalszą wycieczkę, poza tym późnym popołudniem było ryzyko ulew. Tak więc myk na polankę ogniskową na urodzinową kiełbaskę.

Jak były chmury, to było znośnie, ale jak wychodziło słońce (niestety zbyt często), to robiło się za gorąco... toteż jak upiekliśmy kiełbaski, to już ogniska nie podsycaliśmy, bo nikt i tak nie miał ochoty przy nim siedzieć.



Sto lat! Sto lat!
Niech szamie, szamie nam!
...
Jeszcze zraz, jeszcze zraz
Niech szamie, szamie nam!




A kto?
A Kluska!



Niech kiełbaska pomyślności, nigdy się nie kończy, nigdy się nie kończy!
A kto z nami się nie gości, niech ma niestrawności!



Nagły przypływ energii po tej bombie kalorycznej... noga, bule, badminton.





Przerwa na czytanie i hamakowanie.



Kluska jest na etapie, że zawsze znajdzie sobie kijek do zabawy... a kijek + sznurek = świetna zabawa wędką w łowienie ryb.





O, idzie deszcz....



W drodze powrotnej natrafiliśmy na takie coś... początkowo myślałem, że bale są ponumerowane, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się, doszliśmy do wniosku, że to średnice. Chyba jakiś nowy wymysł leśników i drwali, bo pierwszy raz coś takiego widzę.



Jako, że oczywiście mam przy sobie metr krawiecki*, to bierzemy się za mierzenie i sprawdzanie... generalnie wymierzona średnica była najczęściej o 1-2cm  za mała, ale czasem zdarzały się dokładnie wymierzone.

*) zwykle mierzymy nim obwód drzew, ale dziś mamy okazję do zmierzenia średnicy






A długość? 420cm



Gdy przejeżdżaliśmy obok torów, zostaliśmy obszczekani przez urządzenia do odstraszania zwierząt... zamontowane są takie wdłuż torów i włączają się niedługo przed przejazdem pociągu. Tak więc zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć jaki to pociąg jedzie.



Czekamy, czekamy aż przyjedzie jakiś porządny pociąg, aż tu nagle... pyr, pyr, przejechała taka drezynka*, co nas bardzo rozbawiło.

*) a dokładnie wózek motorowy WM-15A z przyczepką





  • dystans 12.00 km
  • czas 00:50
  • średnio 14.40 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Po Klu na dworzec

Poniedziałek, 29 lipca 2019 · dodano: 18.01.2020 | Komentarze 0



  • dystans 33.48 km
  • 2.40 km terenu
  • czas 01:54
  • średnio 17.62 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Mirabelki

Sobota, 27 lipca 2019 · dodano: 04.08.2019 | Komentarze 2

Dzisiaj byśmy się nigdzie nie wybierali, bo jak dla nas miało być za ciepło... ale dowiedzieliśmy się od sąsiadki, że dziś właśnie będą u nich skuwać balkon. Dlatego postanowiliśmy rano zanim zaczną i zanim zrobi się gorąco, uciec do lasu. Co prawda najlepiej by było do najbliższego lasu, ale ostatecznie wybraliśmy odległy o jakieś 15km zagajnik z dzikimi mirabelkami, które przy okazji mogliśmy narwać.

Wstaliśmy rano, ale nie zdążyliśmy wyjechać, bo już o 8-ej ruszyły wiertary (w sobotę!). Jakoś udało się zebrać i wyjść o 8:30 i o dziwo mimo niesprzyjających warunków niczego nie zapomnieć - większość była spakowana wczoraj, ale część trzeba było przyszykować rano, albo wyjąć z lodówki. A mieliśmy sakwy wyładowane jedzeniem, książkami, do tego hamak, minibule... żeby wymienić tylko najważniejsze akcesoria. Jechało się dobrze, bo co prawda niebo było w połowie bezchmurne, ale słońce było schowana za dużą chmurą zajmującą drugą połowę nieba, do tego jechaliśmy pod lekki, dopiero wzmagający wiatr który przyjemnie chłodził... zresztą był jeszcze poranny chłodek, więc było dosyć przyjemnie.

W takich warunkach byśmy dojechali, ale jeszcze po drodze trochę czasu zajęło nam znalezienie i wyciągnięcie nowej skrzynki. Toteż tuż przed dotarciem na miejsce wyszło słońce i momentalnie zaczęło się robić za gorąco. Na szczęście zaraz dojechaliśmy  i zainstalowaliśmy się w cieniu. Później nawet nachodziło sporo chmur co i raz, więc można było podjąć jakąś działalność ruchową, ... ale jak wychodziło słońce, to lepiej było siedzieć w hamaku, bo momentalnie robiło się za gorąco.



W lekturze uzupełnianie zaległości, czyli nowe opowiadania o Mikołajku... nowe, to znaczy opublikowane już w XXI wieku.



Można też było liczyć pociągi.



Poza tym wyciągnęliśmy skrzynkę z tych betonowych prefabrykatów i rozłożyliśmy jej  zawartość na słońcu do podsuszenia.



Pomnik Pana Mariana w formie rzeźby nowoczesnej.



Tak jak wspominałem, sakwy pełne żarcie (w lodówce turystycznej), żeby jakoś przetrwać...  na zdjęciu:
- kawa mrożona
- jogurt z jagodami
- galaretka pomarańczowa

poza tym:
- kanapki z serkiem i dżemem
- mirabelki prosto z krzaka




Mirabelki, czy jak mówi na nie lavinka - lubaszki. Na drzewkach były jeszcze w większości niedojrzałe, a jak dojrzewały to spadały. Żeby pojeść na miejscu, trzeba było się naszukać drzewka z nieopadłymi, dojrzałymi owocami. Zbieraliśmy natomiast spady.









Oj, trochę chyba przesadziliśmy z tym zbiorem... dobrze że nie wziąłem więcej pojemników, bo pewnie z rozpędu byśmy je napełnili.





A to nasz krzalowy bulodrom.




Aczkolwiek do gry w bule wybraliśmy sąsiedni, węższy tor.






Jeśli chodzi o zwierzęta, to tylko dzięcioł... trochę opukał jedną z brzózek,a le potem poleciał gdzie indziej. Jeszcze coś łaziło w krzakach za skrzynką, ale nie widziałem co.

Cały czas było ryzyko że podczas zalegania, albo powrotu  dorwie nas jakaś ulewa. Z tego też powodu, dobrze było wrócić nieco wcześniej... ale też nie za wcześnie by jeszcze nie trwało demolowanie balkonu... ostatecznie jednak okazało się że wszelkie deszcze poszły bokiem, a my tylko dostawaliśmy nagle przyjemną porcję chmur (no, raz przez chwilę próbowało coś kropić). Zebraliśmy się w końcu przed 17-tą, bo bokiem szła czarna chmura deszczowa, a i nad nami była szczelna pokrywa chmur, więc był dobry moment by nie wracać na słońcu... po drodze nas nie zlało, cały czas było pochmurno (ufff), a w domu cisza. Klasyczny Happy End.

Uwaga morderczy podjazd w śniegu!



O takie chmury krążyły... z tej bodaj w Grodzisku padało, bo nie u nas. Pierwsza chmura deszczowa dotarła do nas ok. 22-ej







  • dystans 44.55 km
  • 10.00 km terenu
  • czas 02:36
  • średnio 17.13 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Jagody i 2 kanie

Środa, 24 lipca 2019 · dodano: 04.08.2019 | Komentarze 0

Po nocnym i porannym deszczu ruszam na jagody. Po przebiciu się przez miasto i ominięciu tylu ścieżek-śmieszek rowerowych ile się dało (niestety kilku fragmentów nie da się minąć), wbijam się w żyrardowski las i moje ulubione, prawdziwe ścieżki rowerowe... te po których jeździ więcej rowerzystów są super - wygodne, malownicze i ogólnie przyjemnie.

Niestety jedna, bardzo fajna się zagruzowuje gałązkami, liśćmi i innym badziewiem, kiedyś jeździło nią więcej rowerzystów, ale od zawalenia jej masą chrustu po ścince, większość przeniosła się na równoległą drogę (która teraz jest dla odmiany mniej rozjeżdżona niż kiedyś) i już na nią nie wróciła, przez co ścieżka przestała się samooczyszczać.





Tak na marginesie - ostatnio dosyć często spotykam jakieś zwierzaki (wczoraj żurawie), wracając właśnie w tych rejonach spotkałem jakieś... coś. Niespiesznie przeszło mi dróżkę, coś wielkości mniej więcej sarny, może ciut większe, ale ogólny pokrój i inne cechy wskazywały że to nie sarna (na przykład w głąb lasu ruszyło nie skokami, ale truchtem). Obstawiam że młody jeleń, pierwszy raz spotykam jelenia czy co to było w żyrardowskim lesie. A ponieważ wspomniałem o tym zwierzaku u huanna, to wklejam dialog z jego bikestatsa:

h: Skoro było wielkości młodego jelenia, to może była to stara sarenka?
m: Sarenka? Bez lusterka?

A w lesie sporo wilgoci.



W lipcu i sierpniu zawsze jest najwięcej wałków.



Pogoda przyjemna, nawet mnie trochę pokropiło po drodze, ale potem przeszło.



O, chyba z tej chmury mnie pokropiło, tyle że w jej środek się nie wpakowałem, skrajem jechałem.



Najpierw zgarnąłem dwie kanie, które wczoraj dopiero się rozwijały (trzecia była daleko, i nie chciało mi się po nią tyrpać).




O, ten łepek - tak wczoraj wyglądała kania z powyższych zdjęć.



A potem na jagody, w jagodzinach spędziłem resztę dnia.

To wygląda na karbieniec pospolity.



W międzyczasie się rozpogodziło, ale jak wieczorem wyjechałem z lasu, to już słońce tak nie przygrzewało i było całkiem przyjemnie.



  • dystans 51.42 km
  • 17.00 km terenu
  • czas 03:27
  • średnio 14.90 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Jagody, jeżyny, grzyby

Wtorek, 23 lipca 2019 · dodano: 02.08.2019 | Komentarze 0

W zasadzie pojechałem na grzyby i jagody, ale po drodze udało mi się ustrzelić żurawie.





Następnie upolowałem 10 kurek... w tej samej miejscówce co ostatnio i przedostatnio, w pozostałych posucha (ale tydzień później trochę kurek pojawiło się także w innych miejscówkach).



Udało się natomiast trafić kanie... problem w tym, że sporo było robaczywych. Na początku zebrałem jedną dobrą, a potem co jakąś znajdowałem, to robaczywą. Dopiero wyjeżdżając już z lasu, po drodze w dwóch miejscach dozbierałem kolejne pięć (kanie nieźle się zbiera z roweru, bo je z daleka widać).

W sumie 6 kań (a jakieś 8-9 robaczywych i zostawiłem 3 łebki)







Z wkładką mięsną.



Tu też... swoją drogą, ostatnio w jagodach, albo jeżynach przyniosłem do domu takiego krocionoga.  Po dokładnym obejrzeniu z Kluską, chciałem go wyrzucić przez okno, ale Klu zaprotestowała że może mu się stać krzywda i kazała delikatnie położyć na roślinkach w skrzynce na balkonie.




Trafiłem też na jakieś 5 zajączków, ale nie zbierałem. Po pierwsze dlatego że w taką pogodę zwykle i tak są robaczywe, a poza tym niewiele i nie opłacało się nawet dusić...




Nawet z tym jednym maślaczkiem było za mało.



Purchawki też nie zbierałem... raz, że tylko jedna i mała, a dwa że przy tym sporo roboty (choć smażone na słodko są pyszne) i  żeby był sens, to trzeba by nazbierać więcej i to sporych.



Surojadek nie zbieram z zasady.




Poza tym jeżyny, tym razem już sporo było, później jeszcze pozbierałem jagód.



Kruszyny nie zbierałem, bo jest trochę trująca.



O! Rzechy laskowe!



I na dzwoniące dzwonki



I kłujące ostowate



Motylek




Pluskwiaczek



Jesień idzie, nie ma na to rady




żurawie - jeleń/daniel



  • dystans 36.15 km
  • 1.40 km terenu
  • czas 02:00
  • średnio 18.07 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Do Radziejowic

Poniedziałek, 22 lipca 2019 · dodano: 07.12.2019 | Komentarze 0



  • dystans 40.00 km
  • czas 02:45
  • średnio 14.55 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Sobota, 20 lipca 2019 · dodano: 07.12.2019 | Komentarze 0

Rusałka ceik (Nymphalis c-album - daw. Polygonia c-album L.)

przeczytaj o motylu na stronach:
- Insektarium
- Wikipedia
- Medianauka
- Świat Makro
- Lepidoptera.eu
- LepiWiki

Od nieco podobnie ubarwionych rusałek - drzewoszek, wierzbowiec, pokrzywnik (wymieniam od najbardziej, do najmniej podobnych), odróżnić rusałkę ceik można po bardziej powycinanym brzegu skrzydełek, braku białych plamek, czy też samym układem czarnych plamek, bądź wyglądem opaski brzegowej.







Rusałka ceik




Rusałka ceik, choć kolorystycznie podobna i trzeba się przyjrzeć wzorkowi żeby dokładniej zidentyfikować, od powyższego wyróżnia się tym, że jest większy - taki średniej wielkości motyl. Poza tym ma charakterystycznie powcinane brzegi skrzydełek.




Udało mi się zrobić zdjęcia spodniej strony skrzydełek i tu zdziwko, bo można znaleźć zdjęcia ceików, które mają tutaj wzorek (delikatny ale jednak), ten był zaś w zasadzie jednolicie brunatny... aż sprawdzałem czy nie pomyliłem się w identyfikacji, ale raczej nie. No cóż, widać to jeden z tych przypadków gdzie można zaobserwować różnice w wybarwieniu między osobnikami.























Bardzo sterany - połowa kwietnia.



nowe pokolenie latem

































  • dystans 4.00 km
  • czas 00:15
  • średnio 16.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z Klu na dworzec

Piątek, 19 lipca 2019 · dodano: 24.01.2020 | Komentarze 0



  • dystans 57.92 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:09
  • średnio 18.39 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Różowa Owca jedzie do Baranowa i JakTurowa

Środa, 17 lipca 2019 · dodano: 28.07.2019 | Komentarze 0

Dziś jedziemy z Kluską Biblioteki Baranów, jak Różowa Owca dowiedziała się o tym, to koniecznie chciała z nami jechać, bo Biblioteka Baranów to miejsce w sam raz dla niej.

Po drodze po niebie przetaczały się ciężkie, ołowiane chmury i trochę próbowało siąpić... Klu się schowała w pelerynce i trochę zaczęła drzemać, bo była jeszcze jakaś niedospana, mimo że długo dziś spała.

Biblioteka w Baranowie jest w podobnej odległości co biblioteki w Jaktorowie i Radziejowicach, z których korzystamy, może nawet minimalnie bliżej (kilometr do trzech), a na pewno częściej jest nam po drodze i przejeżdżamy obok przy okazji. Jest natomiast istotnie bliżej niż inne do których jesteśmy z Klu zapisani - we Mszczonowie, w Żabiej Woli, czy Grodzisku. Jednak jakoś nie ciągnęło mnie, żeby się tu zapisać... jak potem się okaże - słusznie. Jednak ostatnio jak wracaliśmy z Błonia, Klu zobaczyła napis "Biblioteka", więc obiecałem jej że tu się zapiszemy.





Wbijamy się do środka, jednak pani powiedziała że nie mieszkając w tej gminie, czy nawet powiecie nie możemy się zapisać. No szlag. To trochę moja wina, że tego wcześniej się nie dowiedziałem, bo do tej pory wcześniej to robiłem, albo sam zapisywałem Klu i przyjeżdżaliśmy razem już z kartą... no ale do tej pory nigdzie nie było takiego problemu, co więcej w regulaminie nie ma żadnych restrykcji. No nic, trzeba wrócić do asekuracyjnego systemu odwiedzania nowych bibliotek, poprzedzonego rekonesansem sekcji zwiadu.

Ogólnie pani robiła niezbyt dobre wrażenie, niby starała się być miła, no owszem patrzyła na nas jak na kosmitów, ale to nic nowego*, jednak coś się czuło że jest jakaś taka... początkowo myślałem, że to tylko takie wrażenie, że jestem do niej zrażony i nieprzychylnie nastawiony, bo nie chce nas zapisać, jednak potem jak oglądaliśmy sobie bibliotekę wewnątrz (skoro już tu byliśmy), słyszeliśmy jak rozmawia przez telefon, a potem z chłopakiem który w bibliotece korzystał z komputera i była dosyć nieprzyjemna.

Zresztą pani nie była zbyt kompetentna, zamieniłem z nią parę słów, nie zamierzałem jej dokładnie tłumaczyć dlaczego chcemy się tu zapisać, skoro mamy bibliotekę w Żyrardowie (z której zresztą korzystamy). Dałem tylko przykład:
- Każda biblioteka ma nieco inny księgozbiór. Naszą ulubioną serią jest "Mądra Mysz", która liczy niemal 100 tomików i nie spotkałem jeszcze biblioteki która miałaby wszystkie, w każdej jest nieco inny ich wybór.
- U nas i tak nie ma tych książek.
- A właśnie są,  widziałem w katalogu.
Nie ciągnąłem rozmowy, bo poszedłem za Kluską, ale widziałem że pani zaczęła sprawdzać w komputerze i pewnie znalazła, ale jakoś nie kontynuowała wątku. Ja rozumiem, że można nie znać całego księgozbioru biblioteki, chociaż akurat serię której na półkach jest 14 tomików, powinna jednak kojarzyć... ale wypadałoby nie wprowadzać w błąd udając wszechwiedzę.




Swoją drogą restrykcje odnośnie możliwości zapisania się do biblioteki w zależności od miejsca zamieszkania nie wynikają wprost z regulaminu biblioteki, nie było o tym jakiejkolwiek wzmianki. Jest to chyba interpretacja obecnej obsady biblioteki, albo wręcz tej jednej pani... może jakbym trafił na inną, to może byśmy się zapisali. Może trzeba by spróbować się zapisać w filii w Kaskach? Ale wolę nie ryzykować, jeszcze bym znowu na nią się napatoczył. Jeszcze rzuciła tekst "a bo bym musiała jakieś kaucje pobierać"... otóż nie, jak biblioteka uzależnia wypożyczenie czytelnikom spoza miasta, czy powiatu od wpłacenia kaucji, to umieszcza jej wysokość w regulaminie (załącznik z opłatami), tutaj nic takiego nie było.

Z Kluską na chwilę zainstalowaliśmy się obok na placu zabaw przed szkołą i stwierdziliśmy że pani pewnie się nie chciało nas zapisywać (przychodzą tacy i pracować przeszkadzają), albo nie potrafiła. Opowiedziałem też Klusce jak kiedyś w kasie w Żyrardowie kupowałem bilet - otóż chciałem do biletu miesięcznego dokupić bilet na jednorazowy przewóz roweru
- Nie można kupić takiego biletu, trzeba kupić bilet jednorazowy dla siebie (pewnie nie wiedziała jak go sprzedać)
- Można, ostatnio taki bilet kupowałem.
Pani westchnęła, pogadała ze starszą stażem koleżanką i obrażona sprzedała mi żądany bilet. Kilka miesięcy później próbowałem znów kupić taki bilet, była jakaś nowa kasjerka i nie wiedziała czy może mi sprzedać taki bilet. Pogadała ze starszą stażem kasjerką, tylko że tym razem była nią ta kasjerka, która poprzednio nie chciała mi sprzedać biletu i teraz ona zdecydowała, że takiego biletu sprzedać NIE MOŻNA!


Ogólnie byłoby mi wszystko jedno, gdyby nie to że przyjechałem z Klu, która przez to miała zły humor... chcieliśmy jeszcze jechać do biblioteki w Jaktorowie, ale przy takim humorku było ryzyko, że będzie chciała wracać do domu. Żeby to jakoś odkręcić, pomarudziliśmy sobie na panią, stwierdziliśmy że jest głupia i się w ogóle nie zna i że pewnie po prostu nie potrafiła nas zapisać. Poza tym obraziliśmy się na bibliotekę, która jest chyba tylko dla baranów i że w Jaktorowie jest fajniejsza i że jedziemy do JakTurowa. TURY GÓRĄ!!! No bo co w końcu, kurczę blade!



- Beee! Moja prapra...prababcia była turem!



W nieco lepszym humorku jedziemy do JakTurowa.



*) Nasz przejazd przez taki Baranów i inne wsie jest zresztą rzeczywiście trochę jak przelot UFO. Kluska na doczepce, do tego często czytająca książkę... a dziś grała na fujarce (za Baranowem jakieś dzieci na nasz widok do niej machały), do tego ja miałem śpiewać różne piosenki, a ona mi akompaniowała.

Między innymi śpiewałem death metalowy kawałek, który ostatnio ułożyliśmy... tak, niedawno Klu bawiąc się gitarą złapała strunę o najniższym dźwięku na jakimś progu i na niej brzdąkała. Śmiałem się, że Klu wynalazła właśnie muzykę heavymetalową (bo autentycznie brzmiało to jak rozbiegówka do metalowego kawałka), więc szybko wymyśliłem odpowiedni tekst i zaśpiewałem... tak jej się spodobało, że ułożyliśmy dwie zwrotki i refren. Tylko od chrypienia growlingiem bolało mnie gardło i dziś śpiewałem w miarę normalnym głosem.



Nie jedziemy zbyt szybko, żeby nie dogonić tej chmury.




No i jesteśmy pod biblioteką w Jaktorowie.





Skoro nas nie chcą w Baranowie, to będziemy nadal w Jaktorowie nabijać statystyki czytelnictwa, jesteśmy tutaj obecnie w pierwszej piątce najaktywniejszych czytelników.



Po wizycie w bibliotece, tradycyjnie jedziemy odwiedzić tura. Tur w jarzębinach, wcześniej był w kwitnących, a dziś w owocujących.





Ale ładnie owcy z tą jarzębiną.



Tur na jednej z bram.



Czytanie w czasie jazdy świeżo wypożyczonych książeczek. To nie takie łatwe, gdy się jednocześnie trzyma kij.



Dojechaliśmy do Międzyborowa, żeby i tutaj odwiedzić bibliotekę - jest to filia tej w Jaktorowie, więc dzięki tej wizycie JakTurów zwycięży z Baranowe 2:0. Ustaliliśmy, że skoro symbolem Jaktorowskiej biblioteki jest ewidentnie Tur (Jaktorów ma zresztą w herbie tura), to biblioteki w Międzyborowie musi być Jak.

Klu czyta już drugą książeczkę, ale że jeszcze trochę jej zostało do końca, to zrobiłem pętelkę żeby nie przerywać jej czytania.



Po wizycie w bibliotece na wydmę... zaczynamy oczywiście od przerwy obiadowej.





A potem gramy w bule piaskowe.



Trzeba uważać, bo bule czasem tak wbijają się w piasek, że całkiem pod nim znikają, toteż jeśli od razu się ich nie odkopie, to można je zgubić.



Klu bawi się, że jest ostatnim turem.



W krzakach odkryliśmy stary złamany słup. Ale fajnie!




Tyle dziurek, można się świetnie bawić patykiem, jedna osoba wysuwa patyk przez którąś dziurkę, a duga osoba próbuje go z drugiej strony złapać.



Po drodze do domu Klu przeczytała trzecią książkę (nie licząc tych czytanych pod pomnikiem tura). Do tego miejsca razem z Klu 33.7km  0.5km terenu i  2h 5min.

W domu zorientowałem się, że nie mamy fujarki... sprawdziłem sakwy i nic. Z tego co pamiętałem, ostatni raz widziałem ją w Jaktorowie pod turem, co potwierdziły zdjęcia. No więc już sam ruszyłem z ekspedycją ratunkową - po drodze zatrzymałem się tylko przy wydmie w Międzyborowie i sprawdziłem czy tam nam nie wypadła.

Na miejscu szybko udało się ją znaleźć - leżała w trawie przy pomniku tura. Ufff, dobrze że się znalazła, bo jest fajna (a do tego przywieziona z Irlandii).



Tak więc mimo wszystkich przeciwności losu, to była całkiem fajna wycieczka.

Na koniec dodam, że Jaktorów jest generalnie jedną z miejscowości, przez które się przejeżdża bez zatrzymania... nie darzyłem jej sympatią, a jedynym w zasadzie fajnym miejscem jest pomnik tura, ale to ciut za mało i Jaktorów ostatnio się po prostu omijało (odkąd zamiast ciąć szosą główną, można objechać go nowowyasfalowymi bocznymi drogami). Niestety skwerek z pomnikiem jest zapuszczony, brak ławek, koszy na śmieci... za ławki robią pnie zwalonego drzewa, a flaszki niestety walają się obok. Mimo to lubimy to miejsce, zwłaszcza Kluska która ma na pomniku bazę, a bywamy tu wyłącznie dzięki bibliotece i dzięki niej Jaktorów sporo zyskał w naszych oczach.

Baranów też był miejscowością przez którą się tylko przejeżdżało. Owszem, ostatnio obok kościoła powstał nowy skwerek z ławkami, toteż jest to dobre miejsce na chwilę postoju (wcześniej można się było zatrzymać co najwyżej na przystanku), ale średnio przyjemne, bo zawsze jest tam pełno tłuczone szkła. No i Baranowa nie udało się odczarować dzięki bibliotece tak jak Jaktorowa, nie tylko nie zyskał w naszych oczach, ale wręcz przeciwnie.


.



  • dystans 4.21 km
  • czas 00:16
  • średnio 15.79 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z Klu do Werrony

Wtorek, 16 lipca 2019 · dodano: 24.01.2020 | Komentarze 0