teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

Chorwacja

Dystans całkowity:824.03 km (w terenie 37.90 km; 4.60%)
Czas w ruchu:46:57
Średnia prędkość:17.55 km/h
Maksymalna prędkość:53.80 km/h
Suma podjazdów:8550 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:103.00 km i 5h 52m
Więcej statystyk
  • dystans 121.09 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 06:27
  • średnio 18.77 km/h
  • rekord 38.00 km/h
  • pod górkę 40 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 8: sielanka na Sawą

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 20

Donji Cerovljani (st. Hrvatska Dubica) - Jasenovac - Drenov Bok - Krapje - Puska - Trebez - Lonja - Suvoj - Muzilovcica - Kratecko - Čigoć - Gusce - Lukavec Posavski - Preloscica - Topolovac - Sisak - Tisina Kaptolska - Zircica - Desna Martinska Ves - Desno Trebarjevo

a skrzynka na GC:
- SISAK013 - Stara Kuca 2



Poranek na stacji Hrvatska Dubica wraz z pierwszym pociągiem (a może drugim?). Teraz już nie pamiętam, czy sekcja dziecięca (wracająca do Polski pociągiem) została tutaj wpakowana do pociągu, jak było planowane, czy trzeba było ich podwieźć gdzieś gdzie coś złapią.

My natomiast skorzystaliśmy z tego, że spłukiwanie toalety przydworcowej odbywało się przy pomocy szlaucha podłączonego do kranika... no więc wyprowadziliśmy szlauch z toalety i umyliśmy z wczorajszego błota rowery. A po śniadaniu i spakowaniu w drogę! Do Jasenovac!

No tak, wróciliśmy na teren, który należał do Republiki Serbskiej Krajiny, znowu pojawiło się dużo opuszczonych domów, tak po drodze jak i w samym Jasenovacu. I nie tylko domów, wśród ruin jest jakiś hotel i cerkiew.



Pod Jasenovacem zwiedziliśmy chorwacki obóz koncentracyjny... i nie rozprowadzam tu żadnego kłamstwa jasenovackiego, bo obóz był wybudowany i prowadzony przez chorwackich ustaszy. Liczbę osób zamordowanych w obozie ocenia się na ok. 100 tys. z czego połowę stanowili Serbowie, poza tym Żydzi, Romowie, a także muzułmanie bośniaccy i Chorwaci.

Na teren obozu wjeżdża się przy pociągu jakim przywożono więźniów, a dalej jest dróżka z podkładów kolejowych wiodąca do jebutnego pomnika (to drugi co do wielkości pomnik na trasie, ustępujący jedynie temu na Mrakovicy). Dróżka strasznie wertepiasta, ale dawało radę, a jako że grupa się w międzyczasie rozproszyła, co chwila ktoś nią jeździł w te i nazad. Budynki tworzące obóz są obecnie zaznaczone w terenie kopcami i lejami.






Wracając zahaczamy jeszcze o muzeum. Strasznie w środku ciemno, trochę przesadzili z tworzeniem mrocznego klimatu, żeby dokładniej obejrzeć eksponaty musiałem sobie pomagać latarką (szkoda, że od razu nie wpadłem na ten pomysł).

Przejeżdżamy znów przez Jasenovac, a kolejny punkt zborny to sklep, a potem cukiernia, a w niej kawa, baklawa, a na deser jakieś ciasto wiśniowo jakieśtam stanowiące specjalność zakładu.




Jako pierwszy z grupy ruszam dalej, bo w Sisaku jest kilka skrzynek. Za Jasenovacem wyjeżdżam z RSK, ale jest to teren, który leżał w pobliżu granicy, po stronie chorwackiej. Trasa biegnie przez malownicze wioski nad rzeką Sawą. Zwiedzam pierwszą opuszczoną, drewnianą chałupę, a gdy wychodzę, właśnie mnie mija reszta grupy.




Dalej jedzie się przez wioski pełne takich drewnianych chałup. Część jest opuszczona, część zamieszkała. Część jest piętrowa + poddasze, ale część parterowa. Jesteśmy na terenach zalewowych rzeki Sawy, stąd ta zabudowa piętrowa - parter stanowią często pomieszczenia gospodarcze, a dopiero piętro jest mieszkalne. Wejście na górę po schodkach, które często są dobudowane na zewnątrz budynku, ale na przykład w tej pierwszej chałupie którą zwiedziłem, były wewnątrz z przedsionka.

No po prostu bajka, po prostu nie sposób było się nie zatrzymać i nie cyknąć fotki kolejnej chałupy. Dlaczego polskie wsie tak nie wyglądają?






Po drodze od czasu, do czasu mijało się bociany i tak dojechałem do wsi Čigoć. A tam wieeelki bocian, a obok japońska wycieczka. Okazało się bowiem, że wieś Čigoć należy do Europejskiej Unii Bocianów (jak to nazwała Ania). Faktycznie, bocianów w tej wsi było chyba najwięcej, a nawet chodziły po podwórkach zamiast kur.





Już w rejonie Čigoća tych drewnianych chałup było już nieco mniej, a coraz więcej było zwykłego budownictwa. Z każdą wsią, te proporcje się zmieniały i w końcu piętrowe drewniaki stanowiły już tylko nieliczne rodzynki.

Tak dojechałem do Sisaka, a zatem keszowanie pora zacząć. Najpierw skręciłem do zamku, który leży na przewężenie między Sawą i Kupą (kawałek dalej Kupa wpada do Sawy). Po drodze minąłem jakąś stocznię na Sawie. Niestety skrzynki zamkowej nie udało się podjąć, bo obok była zainstalowana jakaś ekipa... zrobiłem sobie popas, ale nie udało mi się ich przeczekać, więc ruszyłem z powrotem i na moście spotkałem naszą ekipę rowerową w komplecie... wcześniej mijałem ich kilka razy i myślałem, że jestm za nimi (bo zdjęć sporo robiłem i jeszcze jedną opuszczoną chałupę i opuszczoną szkołę zwiedziłem). Skierowałem ich do zamku, a sam ruszyłem na miasto.




Próbowałem jeszcze podjąć skrzynkę w pasku, ale było za dużo ludzi, więc przejechałem na drugą stronę Kupy i znalazłem skrzynkę w opuszczonym spichlerzu. Jak się okazało, była to jedyna skrzynka w Sisaku i w ogóle dzisiejszego dnia.





Ruszyłem dalej na południe wzdłuż Kupy, po drodze zwiedziłem opuszczony garnizon, opuszczonych budynków w ogóle po drodze było sporo. Na koniec przy torach zwiedziłem kolejny budynek keszowy, ale znów nic nie znalazłem (według późniejszych logów, skrzynka zginęła). Tam był ładny widok na rafinerię.





Kolejny punkt, to brama przy cmentarzu na górce... w cegłach były dziury, ale gdy tam szukałem, pojawił się jakiś człowiek. Gdy podszedł powiedzial, że jest z ochrony i spytał co robię. No więc powiedziałem, że oglądam napisy na cegłach. Prawdopodobnie są to podpisy wartowników z jednostki (był dogodny punkt do obserwacji mostu kolejowego, rafinerii itp.) Większość z lat 60. ale dało się znaleźć z lat 50. Trochę pogadałem z ochroniarzem, opowiadał że rafineria była w czasie wojny ostrzelana przez Serbów, ale teraz ponownie działa. W każdym razie nici z szukania skrzynki.



Potem podjechałem jeszcze do stacji uzdatniania wody, a może oczyszczalni ścieków. Skrzynki znów nie znalazłem, bo zginęła, al przyjemny urbex.



Próbowałem jeszcze znaleźć skrzynkę w pobliżu stacji, ale widzę że po mnie też ktoś był i nie znalazł. A że już robiło się ciemno, to inne skrzynki postanowiłem sobie odpuścić i pogonić za grupą. Musiałem się jeszcze przebić przez skraj miasta, a tam walą tłumy ludzi, ulice zamknięte, policja kieruje ruchem. A za Sisakiem autokary z młodzieżą, którą rozlokowywano na kwaterach. Podjechałem do grupki z bagażami i śpiworami, dowiedziałem się że jest to jakiś festiwal młodzieży katolickiej (rok temu był gdzieś w Bośni).

Wkrótce dopadłem ekipę. Tym razem spaliśmy nad Sawą.

Zdjęcia z tego dnia i z Zagrzebia ładuję do albumu Yugo-Longinada 3

Zobacz też wpis na blogu pocztówkowym:
- bociany Alzacji, Chorwacji i Słowacji łączcie się!
- koszary w Sisaku
- napisy na cegłach wojaków z Sisaka
Kategoria Chorwacja, >100


  • dystans 85.63 km
  • 16.00 km terenu
  • czas 05:19
  • średnio 16.11 km/h
  • rekord 39.20 km/h
  • pod górkę 750 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 7: Memorijalna Zona

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 19

Blagaj Rijeka - Prijedor - Kozarac - Mrakovica (804) - Mostanica - Kozarska Dubica - Hrvatska Dubica - Donji Cerovljani (st. Hrvatska Dubica)

dzisiaj bez skrzynki :-(



Rano przez naszą łączkę przejechał rolnik na traktorze... trochę mu zatarasowaliśmy drogę i musiał manewrować między busem a namiotami, ale słowa nie powiedział.



Dobiega nas głos muezzina z meczetu za rzeką, po drodze do Kozaraca (i w nim) więcej chyba widać minaretów, niż wież cerkwi. Jesteśmy w Republice Serbskiej, ale okolice Prijedoru i Kozaraca były przed wojną zamieszkane w większości przez muzułmanów bośniackich. Jak widać, mimo czystek etnicznych, sporo ich tu pozostało (lub wróciło). A przy okazji polecam mapki etniczne na podstawie danych z 1991: muzułmanie, Serbowie, Chorwaci.

Jedziemy dosyć ruchliwą szosą przez Prijedor. Aha, warto wspomnieć, że tak jak u nas w miejscu wypadków drogowych, gdzie ktoś zginął, ustawia się krzyże, tak w Bośni ustawia się tabliczki. Jeśli na tabliczce są napisy cyrylicą, to możemy przypuszczać, że ktoś był Serbem, podobnie jak wtedy gdy obok jest domek na świeczki (bo wskazuje to na wyznanie prawosławne). Już nie pamiętam, czy w Chorwacji były takie tabliczki, ale nawet jeśli, to było ich dużo mniej.




Z innych rzeczy, które rzuciły mi się w oczy, to ujęcia wody przy drogach... widziałem też w pomniku, czy kranik w murze przed meczetem. Tego prawie nie było w Chorwacji, a tutaj dosyć regularnie da się z takich źródełek uzupełnić wodę w bidonie i butelkach, miejscowi też przyjeżdżają i napełniają baniaki.

Po drodze kilka pomników z II wojny, oraz serbski pomnik z wojny domowej (cyrylica, domek na świeczki, serbski herb)... za nim pomnik partyzantów.



Dojeżdżamy do Kozaraca. Tutaj na placu pomnik i długą listą nazwisk... otóż przed wojną Kozarac liczył jakieś 4 tys. mieszkańców, z czego 92% stanowili muzułmanie. W 1992 miasto zdobyła i spaliła JNA (Jugosłowiańska Armia Ludowa), a mieszkańcy zostali wywiezieni do obozów. Liczbę zabitych i zaginionych szacuje się na 1,5 tys. co wyjaśnia ilość nazwisk na pomniku. Jako ciekawostkę dodam, że w nocy pomnik świeci... na końcu tych sterczących ze ściany rurek są lampki.




Pod cerkwią robimy sobie postój, który zmienia się w totalną rozwałkę.




Ekipa postanawia kontynuować rozwałkę w kawiarni, ja natomiast zahaczam o pekarę, nabywam słodkie bułki i zaczynam podjazd pod Mrakovicę. Wjeżdżam do Parku Narodowego Kozara i po drodze doganiam Anię z Robertem. Dojeżdżamy na górę, a tam zwiedzanie i piknik - kawa z mlekiem czekoladowym i Lisnato Orah, czyli bułka z nadzieniem z mielonych orzechów, zakupiona w Kozaracu. Jest to najpyszniejsza bułka, jaką jadłem na tym wyjeździe, później polowałem na bułki orzechowe i choć ze dwa razy udało mi się dostać, to żadna nie była tak dobra jak ta.



Do zwiedzania jest Memorijalna Zona... tak się zastanawiam, jak to zgrabnie przetłumaczyć. Na angielski jest prosto - Memorial Zone, a po polsku? Strefa Pamięci? Trochę drętwo, sprawdzam co na to Google Translate i wychodzi Strefa Kondolencji, o już lepiej ;-) Po polsku jest też słowo memoriał, które oznacza min. (za słownikiem języka polskiego) zawody sportowe organizowane w celu uczczenia czyjejś pamięci». O! I to jest słuszna ideja, jako że jesteśmy tu rowerami, a zatem na sportowo, to jest do dla nas Strefa Memoriału.

Strefa upamiętnia wielką bitwę z 1942 (Bitka na Kozari). Partyzanci wyzwolili spory obszar w okolicy (według różnych źródeł ich siły wynosiły 3-6 tys.). Niemcy i Ustasze przygotowali przeciwko nim ofensywę, w której wzięło udział ponad 30 tys. żołnierzy. Zgrupowanie partyzantów zostało zlikwidowane, jednak cześći udało się wyrwać z okrążenia. Po bitwie represje dotknęły miejscową ludność i tysiące Serbów trafiło do obozu koncentracyjnego w Jasenovacu.

Sam pomnik na szczycie Mrakovica (804m) jest jebutny, widać go na satelicie Google Maps. W środku jest drabinka na sam szczyt, jednak dolne szczebelki zostały obcięte i potrzebny jest dodatkowy sprzęt, by się do nich dostać.... szkoda, chętnie bym wlazł na górę. Poza tym jest muzeum (zamknięte), trochę żelastwa itp.






To jest sam środek parku narodowego i sporo tutaj różnorakiej zwierzyny - krocionogi, dziki, jaszczurki, cykliści...



Już mieliśmy się zbierać do dalszej drogi, gdy podjechał bus z Longinem, a potem dojechała grupa, którą zostawiłem w Kozaracu i zapadła decyzja, że robimy popas. A potem ruszyliśmy w dół, na mapach dalej jest żółta droga... więc niby asfalt, A gdzie tam! Jest szutrówa, nawet znośna i przyzwoicie utwardzona, tylko trzeba uważać na kamyki, by nie wpaść na nich w poślizg. A potem skręcamy w białą drogę i faktycznie jest dużo gorzej i zjazd robi się dosyć trudny - błoto, koleiny itp. A za nami jedzie bus! My to my, ale że bus przejechał ;-)



Dosyć późno docieramy do monastyru Mostanica, ale jest nadal otwarty i da się go zwiedzić, co też czynimy.



Czekamy na grupę dziecięcą, a potem ruszamy w kierunku granicy z Chorwacją i opuszczamy Bośnię i Hercegowinę. Dojeżdżamy do stacji Hrvatska Dubica i robimy rozwałkę, a wkrótce zaczyna padać deszcz, dobrze że jesteśmy pod daszkiem i na peronie jak na świetlicy gotujemy sobie kolację, a Longin planuje następny dzień. Odjeżdża ostatni pociąg, obsługa opuszcza stację, deszcz w końcu przestaje padać, a my się rozbijamy na trawniku obok stacji.



Do tego dnia, fotki ładowałem na Picasę do albumu Yugo-Longinada 2
Kategoria Bośnia, Chorwacja


  • dystans 129.24 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 06:27
  • średnio 20.04 km/h
  • rekord 47.30 km/h
  • pod górkę 1490 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 6: tniemy przez Bośnię

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 3

Raztovača - Zaklopaca - Licko Petrovo Selo - Izacic - Bihać - Sokolac - Bihać - Ostrožac - Bosanska Krupa - Novi Grad - Blagaj Rijeka

3 skrzynki w Bośni z GC:
- Bihacka kula
- Sokolacka Kula
- Dvorac Ostrozac



Dzień zaczynamy od tego, że daliśmy się wpuścić w skrót Longina, żeby nie jechać asfaltem naobkoło. Pewnie asfaltem byłoby i tak szybciej, ale co tam. Co ciekawe, Ania z Robertem też jechali skrótem Longina, ale jego inną wersją. No cóż, trochę jazdy terenowej musi być.



Potem myk do granicy, po drodze nadal sporo opuszczonych domów, szybka odprawa i już jesteśmy w Bośni i Hercegowinie, a dokładniej w jej bośniacko-chorwackiej części, czyli Federacji Bośni i Hercegowiny. Gdy dojeżdżamy do najbliższej miejscowości, od razu widać zmianę krajobrazu kulturowego - wszędzie na horyzoncie sterczą minarety, mijamy muzułmańskie cmentarze, aczkolwiek muzułmanów ubranych tradycyjnie jest bardzo mało na ulicach. Natomiast praktycznie znikają opuszczone domy.



Jedziemy do Bihaća... w ogóle jesteśmy na terenie, który w czasie wojny domowej był muzułmańską enklawą Bihaća, otoczoną przez tereny kontrolowane przez bośniackich Serbów (Republika Serbska), chorwackich Serbów (Republika Serbskiej Krajiny) i muzułmanów współpracujących z Serbami (Republikę Zachodniej Bośni).

Zwiedzamy Bihać, ja w zasadzie na własną rękę, bo min. szukam skrzynki przy opuszczonym kościele... w zasadzie po drabinach da się wejść na wieżę, ale wchodzę tylko na pierwsze piętro, ale dalej już nie ryzykuję. W międzyczasie spotykam rowerzystów z bihackiego klubu cyklistów.







Po zwiedzeniu miasta, ruszam kilka kilometrów na południowy-wschód do ruin zamku Sokolac. Reszta odpuszcza sobie tę przyjemność, ale ja mam dodatkową motywację w postaci skrzynki (których niewiele jest w Bośni, a jeszcze mniej na trasie). Rozkładam się z rowerem, kawą i przekąską w pomieszczeniu pod wieżą przy wejściu (cień!). Ze skrzynką nie jest łatwo, bo pod nią opala się żmija, lub inny gad, na szczęście ostrzegła mnie syczeniem i w porę ją zauważyłem. Była też na tyle dobrze wychowana, że nadal sycząc odpełzła sobie gdzieś w bok i mogłem podjąć skrzynkę.



Ruiny, jak ruiny, ale największą atrakcją była baszta - wejście było na wysokości ok. 2 metrów i trzeba było się wdrapać, a z lewej strony zaczynała się przepaść. Po zwiedzeniu wnętrz, wyszedłem na szczyt baszty, tam na skraju schodów i samej baszty nie było żadnych barierek, czy innych pierdół (fragmentarycznie tylko resztki murku, który nie wzbudzał zaufania), więc trzeba było zachować ostrożność. Trzeba się te ż było trzymać z dala od środka, gdzie strop się rozpadł. Do tego piękne widoki naokoło.





Po drodze do Sokolaca nie trafiłem na żadną Pekarę, dopiero przejeżdżając ponownie przez Bihac udało mi się jakąś znaleźć i zapakowałem do sakwy bułki (w tym pączka). Kawałek za miastem zaczyna się malowniczy fragment trasy przełomem rzeki Uny. Obok biegnie linia kolejowa, którą nic nie jeździ. Ale jak się decyduję, by wejść na tory i sfocić z bliska jeden z tuneli, to właśnie w tym momencie nadjeżdża pociąg - jedyny jaki na tej linii widziałem.



Po drodze skok w bok i podjazd pod zamek Ostrožac (mijam Kornelię, Grześka, Jarka i Piotka, którzy już zjeżdżają w dół). Na starcie muszę sobie zrobić postój w bramie zamku, ale tym razem nie żeby ostygnąć, tylko żeby przeczekać deszcz, przy okazji dopijam resztkę kawy i wcinam pączka (relacja z konsumcji na blogu). Deszcz szybko przechodzi i mogę rozpocząć zwiedzanie zamku.

Zamek to kolejny zamek-urbex i jest absolutnie fantastyczny. Widać że zamek był udotępniony turystycznie, ale teraz jest opuszczony i powoli zaczyna się walić (część stropów już się zarwało i niestety wyższe piętra w budynkach są niestety niedostępne). Do tego dochodzi bogata galeria rzeźby na dziedzińcu. W zasadzie miałem szybko zwiedzić zamek i gonić grupę, ale się nie dało, im dalej w zamek, tym więcej rzeźb... czy jak to w przysłowiu było.





Gdy Zaczynam się zbierać, podjeżdża Ania z Zosią, a kilka chwil później bus z Longinem. Na zjeździe mijam też Henryka z Julią i chłopakami. Oni pojadą busem, a ja dociskam żeby nieco zmniejszyć opóźnienie. Śpieszę się, co oznacza, że robię tylko co drugie zdjęcie na trasie... ale przełom Uny robi się coraz bardziej malowniczy, a do tego atakują kadry z mostem kolejowym w mgiełce, opuszczonymi budynkami kolejowymi i minami. Z tymi minami to jest tak, że przez jakiś czas właśnie wzdłuż Uny przebiegała linia frontu, a potem chyba nikomu nie zależało na rozminowaniu... bo i tak nie było wiadomo było czy obecne rozwiązanie będzie trwałe i czy znów się nie zacznie konflikt (strefy zaminowane zawsze mogą się jeszcze przydać). Chyba najbardziej szokujące jest to, że po lewej stronie drogi już się zaczynają zabudowania na przedmieściach Bosanskiej Krupy, a po prawej są miny (tam było najwięcej tabliczek).




Po drodze zauważam, że padał grad. Jak się okazało, nie ma co być hop siup do przodu. Ponoć Anię z Robertem nieźle zlało (ale grad ich ominął), ekipę którą minąłem pod zamkiem też trochę skropiło, a ja przeczekałem deszcz w zamku :-)



Docieram do Bosanskiej Krupy, gdzie miał być popas. Widzę kilka osób z naszej grupy, jak wyjeżdżają z miasta i machają żebym jechał z nimi. No ale ja zdecydowałem się, że na głodniaka nie mam zamiaru jechać dalej i zjeżdżam w coś co wygląda mi na centrum by złapać Longina z busem i na szybko coś wszamać z zapasów. Nie ma ich, dzwonię więc i okazuje się że są gdzieś w knajpie, Longin zaczyna tłumaczyć gdzie, ale miejscowa młodzież na rowerach mówi że mnie zaprowadzą, więc ruszam za nimi. No i tam jest cała grupa, a konsumpcja lokalnych potraw dopiero ma się zacząć. Dziś szef kuchni poleca ćevapčići - nie wszyscy dają radę (lub im nie podchodzi), więc z Robertem mamy liczne dokładki (praktycznie podwójna, lub potrójna porcja) i sami wymiękamy.




Ruszamy dalej całą grupą (z wyjątkiem sekcji dziecięcej, która jedzie busem), droga biegnie dalej doliną Uny, miejscami nad samą rzeką. Teren nadal górzysty, ale dolina jest tutaj szersza i nie tworzy kanionu. Jest już wieczór i wkrótce zapada zmrok. Za Bosanską Otoką, nie wiadomo kiedy wjeżdżamy do Republiki Serbskiej i nocą przejeżdżamy przez Novi Grad. Kawałek dalej nocujemy w krzakach niedaleko drogi.



Zobacz wpisy na logu pocztówkowym:
- pączek, lisnato orah i kawa z mlekiem czekoladowym
Kategoria Bośnia, Chorwacja, >100


  • dystans 90.54 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 05:11
  • średnio 17.47 km/h
  • rekord 53.80 km/h
  • pod górkę 810 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 5: kierunek Plitvice

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 16.05.2012 | Komentarze 4

przełęcz 1030m - Krasno Polje - Otočac - Vrhovine - Babin Potok - Plitvička Jezera - Raztovača

Zdjęcia od tego dnia zaczynam ładować do drugiego albumu na Picasie

skrzynki:
- Plitvice - Proscansko jezero (geocaching.com)
- plitvice lakes (geocaching.com - EarthCache)
- Plitvicei tavak (geocaching.hu)
- Big waterfall (geocaching.com - EarthCache)
- Veliki Slap (TerraCaching)



Rano zobaczyliśmy na jakiej ładnej łące się wczoraj w nocy rozbiliśmy i jakie ładne tam są kwiatki.



A potem zjazd, długi i kręty... Jugosłowiańskiem Beskidem.





Tak dojechaliśmy do Otočaca, gdzie po zaopatrzeniu w sklepie odłączyłem się od grupy (wyprzedzili mnie gdy robiłem zdjęcia w mieście, a potem za miastem ja ich). Miasto w czasie wojny domowej leżało na pograniczu serbsko-chorwackim, na wschód od niego zaczynała się Republika Serbskiej Krajiny która powstała w 1991 i zajmowała 1/3 Chorwacji. Przy wjeździe zwracają uwagę opuszczone i popadające w ruinę domy, są też jeszcze ślady wojny na niektórych elewacjach.





Jadąc dalej na wschód wjeżdżamy na teren RSK i coraz więcej przy drodze opuszczonych domów... w latach 1991-1992 z kontrolowanych przez Serbów Krajiny terenów uciekło lub została wygnana większość Chorwatów. Z kolei w 1995 miała miejsce operacja Burza (Oluja), była to kilkudniowa operacja wojskowa w czasie której wojska chorwackie i bośniackie zajęły całkowicie ten fragment RSK i spowodowało to exodus Serbów (według różnych źródeł uciekło do Bośni i Serbii od 95 do 250 tys. osób)... szacuje się że tylko ok. 1/3 Serbów później tu wróciła.





We wsiach Donji i Gornji Babin Potok, które już są na terenie parku narodowego Plitvička Jezera, przed wieloma domami stały stragany z miodami, serami i różnymi flaszkami, były słoiczki z miodem do spróbowania z czego skorzystałem, a potem ruszyłem na miejsce zborne na rozdrożu za wsiami. Niedługo po tym jak się zainstalowałem nadjechał bus, a gdy powoli się zbierałem do dalszej drogi dotarła grupa rowerowa.



Celem były Jeziora Plitwickie, które są jedną z większych atrakcji turystycznych Chorwacji... co widać po skrzynkach, bo jest przy nich aż 7 skrzynek (4 tradycyjne i 3 wirtualne) zarejestrowane w 5 serwisach geocachingowych. Dojechałem bocznymi dróżkami z zakazem wjazdu i ostatni odcinek malowniczą drogą nad jeziorem (po drodze pierwsza skrzynka).

Dotarłem do tylnego wejścia bez kasy i teoretycznie mogłem się tamtędy wbić do parku, al jeśli chodzi o skrzynki to wygodniej mi było wjeść jednym z głównych wejść (nr 2), więc tam podjechałem (akurat z parku wywalały się kolejne wycieczki, więc miałem nadzieję że będzie w środku w miarę pusto), strzeliłem fotkę zaliczającą wirtuala (skrzynka EarthCache) i pojawił się problem przypięcia roweru.... bo wiatki, ogrodzenia drewniane z grubych bali i nie ma jak roweru U-lockiem przypiąć. W końcu przypiąłem się do jakiejś latarni i do kasy, a tam niemiła niespodzianka - wjazd 110 kun (czyli jakieś 65zł), a ja lokalnej waluty miałem tylko jakieś 90 (wiedziałem że jest drogo, ale myślałem że jest to cyfra dwucyfrowa - owszem, do końca marca jest to 80 kun). Tak padł pomysł wejścia legalnie, więc cofnąłem się kawałek, skitrałem rower w krzakach i wszedłem obczajoną wcześniej ścieżką. Było już zdrowo po 17, a wejścia zamykają o 18:30 i 19.



Zacząłem od poszukiwań skrzynki z polskiego serwisu (opencaching.pl), niestety po chwili trafiłem na walącą z naprzeciwka wycieczkę (tak z kilku autokarów) i po chwili zdecydowałem zrobić skok w bok. Potem próbowałem iść w kierunku skrzynki i trafiłem na ślepy zaułek i znów tą wycieczkę - akurat ładowali się do łódki by przepłynąć na drugą stronę, to załadowałem się z nimi... i po chwili wiedziałem że to zły kierunek do skrzynki. No nic, wracając spróbuję jeszcze raz.



Teraz ruszyłem wzdłuż jeziora do wodospadu Veliki Slap, po drodze znajdując węgierską skrzynkę (z geocaching.hu), a dalej zaliczyłem dwie wirtualne przy wodospadzie (Eartcache i drugi z Terracaching). Od tej nieszczęsnej wycieczki spotkałem tylko dwie osoby, a potem żywego ducha... zresztą przy wodospadzie to już chyba po 19ej było, bo ładnych parę kilometrów miałem do niego do przejścia.



Powrót druga stroną jeziora, nieco dłuższa droga, ale z drugiej strony teraz łódką bym nie przeszedł i musiałbym dymać asfaltem. Powrót do poszukiwań tej polskiej skrzynki, okazało się że wszpółrzędne prowadzą w bagna, czyli że błędne (po analizie opisu wiem, że kopnięte są o jakieś 200-300m). W międzyczasie zapadł zmrok, a ja wyjeżdżając się zamotałem w tym jak od wejścia dojechać do szosy i parkingów i jakoś naokoło wyjechałem.



Ale, ale, po drodze jeszcze do znalezienia skrzynka z geocaching.ru gdzieś w pobliżu parkingów nad wejściem nr 1. Gdy skręciłem w bok to nadziałem się na samochód, który nagle zapalił światła, a facet w środku przedstawił się jako ochrona i spytał się czy mam jakiś problem. No cóż, nici z poszukiwań skrzynki która była w krzakach niedaleko, spytałem więc o drogę do Rastovaca gdzie mielismy nocleg i pojechałem tam.

Co do jezior, to miejsce piękne, ale w środku dnia to by mnie chyba szlag trafił w tym tłumie ludzi. Nie wyobrażam co tu się dzieje w wakacje... w sumie dobrze że dotarłem tu pod wieczór, bo miałem jeziora tylko dla siebie, jak już oddaliłem się od tej nieszczęsnej wycieczki.

Zdjęcia załadowałem do albumu Yugo-Longinada 2 (na razie bez jezior)
Kategoria Chorwacja


  • dystans 95.06 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 06:09
  • średnio 15.46 km/h
  • rekord 50.70 km/h
  • pod górkę 1770 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 4: Święto Pracy nad Adriatykiem

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 14.05.2012 | Komentarze 8

Przełęcz 1060m - Breze - Ledenice - Povile - Klenovica - Senj - Kalic - Sveti Juraj - Oltare - przeł. 1030m

2 skrzynki z GC (tradycyjna i quiz)
- Gradinu Ledenice
- Croatia's first Underground
1 skrzynka wirtualna z Geocaching.RU
- Сень



Dziś prawie cały dzień solo, wystartowałem pierwszy, na dzień dobry zjazd z 1000 m.n.p.m. nad samo morze. Podczas foto-stopu dogoniła mnie grupa.



Po drodze skok w bok do ruin zamku Ledenice - w zasadzie to nawet nie zamek, ale miasteczko na wzgórzu otoczone murami z zamkiem na szczycie wzgórza. Miasteczko i zamek powstały na miejscu rzymskiej osady i wspominane są w XII wieku, kedy należały do rodu Frankopanów. Najlepiej zachowany z tych ruin jest zamek na szczycie i kościół św. Szczepana przy północnej bramie. Ponadto okrągły cmentarz z ruinami kościoła św. Jerzego (sveti Jurij) poza murami miasta. Na zamku atrakcją była też tez pierwsza dzisiaj skrzynka. link

Na pierwszej fotce wzgórze zamkowo-miasteczkowe, a w ostatnim planie wyspa Krk






Jak już się zjechało na wybrzeże, to trzeba było jechać główną, uchliwą szosą. Raz spróbowałem wbić się w boczną gruntówę, ale tak mnie wytrzęsło, a na koniec musiałem prowadzić rower pod górkę, że zrezygnowałem z tego typu pomysłów... zresztą okazji też już nie było.



Za to na kąpiel znalazłem przyjemny zakątek. I tutaj kolejna przygoda - nalałem kawy do kubka, a ten postawiłem na kamykach... po kąpieli okazało się że trwa właśnie przypływ i kubek zastałem częściowo zanurzony w morzu. Poza tym GiePS przez chwilę pokazał mi -7m ;-)





Przy drodze kwitły irysy



Tak dojechałem do Senj, po którym trochę pojeździłem przed i po spotkaniu z grupą i busem.

Punkt zborny w zamku Nehaj na wzgórzu Nehaj nad Senj. Warto dodać że sam Senj też był otoczony solidnymi murami. Tytaj posililiśmy się i zwiedziliśmy zamek, który został wybudowany przez kapitana Uskoków Ivana Lenkovića (przedstawiony na płaskorzeźbie poniżej). Uskokowie byli Chorwatami, którzy "uskoczyli" przed wojskami tureckimi z terenu Bośni, Hercegowiny, Chorwacji i osiedlili się w monarchii Habsburgów na terenie Wojskowego Pogranicza prowadząc walki z Turkami (można się doszukać podobieństw z Kozakami na pograniczu Rzeczypospolitej).






Co do skrzynek, to jedna była w fosie - trzeba było przejść pod mostami i szukać pod budynkiem na tej fosie zbudowanym. A druga to skrzynka wirtualna z rosyjskiego serwisu (teraz muszę rozkminić jak to zalogować), który zaliczała ta fotka:




Kawałek za Senjem zatrzymałem się na kolejną kąpiel, a kawałek dalej zwiedziłem opuszczony ośrodek hotelowy Kalic.





Za Svetim Jurajem zaczął się podjazd... początkowo łagodnie serpentynami, ale dłużej niż wynikało z mapy. Kilometry były chyba podane z drogi przed przebudową, zresztą kawałek tej starej drogi był na początku.



Ale potem nachylenie wzrosło i tempo podjazdu nieco spadło, a ja dogoniłem grupę. I tak turlaliśmy się na nocleg na kolejnej przełęczy, tym razem na wysokości 1030 m.n.p. (tak więc do podjechania na dobry wieczór, był dobry tysiączek)



Fotki z pierwszych 4 dni na Picasie w albumie Yugo-Longinada 1

Zobacz też wpisy na blogu pocztówkowym:
- Hotel Kalić
- kibelek w zamku Nehaj
Kategoria Chorwacja


  • dystans 103.24 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 06:22
  • średnio 16.22 km/h
  • rekord 51.60 km/h
  • pod górkę 1920 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 3: szturmem zdobywamy zamek

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 14

Kanał Kupa-Kupa - Karlovac - Duga Resa - Jarce Polje - Vodena Draga - Bosiljevo - Trosmarija - Ogulin - Potok Musulinski - Jasenak - przełęcz noclegowa ok. 1060m



Rano wyruszyliśmy znad kanału Kupa-Kupa do Karlovaca, gdzie mieliśmy przeskoczyć na drogę nr 23 na Dugą Resę. Nie wyszło nam to zbyt sprawnie, trochę się pokręciliśmy po mieście zanim to się udało, ale dzięki temu obejrzeliśmy kawałem Karlovaca. Drogowskazy nam w tym nie pomogły, bo były strasznie długodystansowe - na Senj (tam mieliśmy być dopiero jutro popołudniu i to bocznymi drogami), czy nawet na Rijekę.




Gdy dotarliśmy do Dugiej Resy, skręciliśmy w nieco boczniejszą drogę i zaczął się pierwszy podjazd, za górką była dolina rzeki Dobra i miejscowość Jarce Polje gdzie pod sklepem dogonił nas bus.



Spod sklepu ruszyłem przed grupą, żeby znaleźć skrzynkę KAMETAL#01, na miejscu okazało się że jest to źródło przy którym właśnie jakiś rolnik nabierał wody. Przeczekując go, zagaiłem z pytaniem czy woda nadaje się do picia, bo było to bajorko które nie wzbudzało zaufania, dostałem odpowiedź, że owszem do picia. Jak pojechał, okazało się że w miejscu gdzie nabierał jest stały przepływ świeżej wody i tam faktycznie jest ona sensowna. A skrzynki w końcu i tak nie znalazłem.



Myśląc że grupa mnie minęła, ruszyłem ostro do przodu... ten odcinek najbardziej mnie chyba dziś zmęczył, raz że środek dnia i upał, dwa że droga biegła terenem krasowym, gdzie co chwilę było góra-dół, że nie nadążało się zmieniać przerzutek. Bardzo malowniczy odcinek, ale męczący.




Tak dojechałem do Bosiljeva, gdzie zwiedziłem opuszczony zamek rodu Frankopanów. Tutaj nieco historii, okazuje się że po wojnie zamek został skonfiskowany i urządzono w nim dom starców. Później od początku lat 60, do 80. była tu restauracja i motel, a potem zamek stał opuszczony. W czasie wojny domowej w latach 90. w zamku przygotowano szpital rezerwowy, jednak nie został on nigdy wykorzystany, w 1996 co prawda zamek wydzierżawiono, ale nadal stoi zapuszczony.

To tyle w skrócie, zatrzymałem się tutaj odsapnąć w cieniu i napić się kawy z mlekiem czekoladowym (rewelacyjne połączenie) i zacząłem zwiedzać zamek od zewnątrz. Gdy wydawało się że nie da się dostać do środka (wspinaczka po murze była nieco ryzykowna), znalazłem okno, gdzie po odgięciu kraty dało się przecisnąć między deskami. No i wsiąkłem na amen... w międzyczasie minęła mnie grupa główna, pod zamek podjechał bus, a ja zwiedzałem zamek... to była zdecydowanie perełka dzisiejszego dnia.





Najchętniej bym tu zanocował, ale był jeszcze kawał dnia i trzeba było się jeszcze wdrapać na tysiąc metrów, więc trzeba było jechać dalej. Dalsza droga wiodła do góry, nieco większy podjazd był za sztucznymi jeziorami, a choć nadal był to teren krasowy (tyle że bardziej leśny), to droga była wyrównana i nie było takiej huśtawki jak na poprzednim odcinku - jednak to ten odcinek niektórym dał w kość, bo gdy już się wydawało że się wypłaszcza i zaraz będzie w dół, to po chwili znów było do góry, ja ten odcinek łyknąłem sprawnie i dogoniłem Korę. Po drodze jakieś opuszczone betonowe konstrukcje w krzakach (kamieniołom? coś tam na końcu drogi widać na satelicie), jakieś wysypisko...




Punktem zbornym był Ogulin, gdzie po posileniu się kanapkami, uzupełnieniu wody i obejrzeniu zamku ruszyliśmy na główny podjazd tego dnia. Już przed Ogulinem zbierały się chmury i tutaj próbowało nawet chwilę kropić, chmura przeszła bokiem i tyle co potem jechaliśmy mokrymi drogami. Aha, ważnym punktem była Pekara gdzie nabyłem słodkie bułki.




Gdy wspinaliśmy się w góry, z boku majaczyła skała Kleku 1181m, a my wjechaliśmy na wysokość ok. 1060m i zanocowaliśmy w okolicach przełęczy. Co ciekawe, jak poszedłem w krzaczki, to znalazłem skrzynkę, a nawet całe mnóstwo skrzynek... były to skrzynki na butelki, gównie po Coca-coli, które potem użyliśmy jako siedziska przy ognisku. A rano jak poszedłem w krzaczki, to długo nie mogłem wyjść z lasu tyle tam było kwiatków ;-)






Zobacz też wpisy na blogu pocztówkowym:
- Klek 1181m
- Trzej Muszkieterowie TAM
Kategoria Chorwacja, >100


  • dystans 118.81 km
  • 3.40 km terenu
  • czas 06:08
  • średnio 19.37 km/h
  • rekord 50.10 km/h
  • pod górkę 1010 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 2: Przez granicę w te i nazad

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 2

Zagorska Sela - Razvor - Kumrovec - /HR/SLO/ - Bistrica ob Sotli - Bizeljska ves - Bizeljsko - Brezovica na Bizeljskom - Stara vas Bizeljsko - Zupelevec - Slogonsko - Kapele - Dobova - /SLO/HR/ - Senkovec - Laduc 0 Prigirje Brdovecko - Ladus - Senkovec - /HR/SLO/ - Dobova Mostec - Brezice - Catec ob Savi - Prilipe - Ribnica - /SLO/HR/ - Bregana - Lug Samoborski - Samobor - Rude - Plesivica - Jastrebarsko - Novak Petrovinski - Izimje - Ceglje - Budrovci Draganicki - Kanał Kupa-Kupa

5 skrzynek (wszystkie z GC, 3 w Chorwacji i 2 w Słowenii)
- Kumrovec HR
- Lonely wagon HR
- Sava rapids SLO
- Prilipe - Slovenian tropics SLO
- Highlander01 HR



Jako że zebrałem się nieco wcześniej niż reszta grupy. Zresztą dziś nastapił podział na grupę główną rowerową (trasa jak ja, tylko bez skoków w bok) i grupę dziecięco-busową która odwiedziła termy. ja myknąłem solo do Kumrovca po skrzynkę przy rozpadającym się amfiteatrze i zapuszczonym hotelu-ośrodku. Kumrovec to miejscowość w której Druže Tito przyszedł na świat, w jego domu rodzinnym powstała ekspozycja, a wokół niego powstał skansen. Do skansenu się nie wbijałem, może kiedy z lavinką :-)



Dalej myknąłem pierwszy raz dzisiaj przez granicę i zaraz na Słowenii zaczął się pierwszy z dwóch większych dzisiejszych podjazdów, na którym minąłem 4 osoby z grupy rowerowej.




A potem znów skok w bok na Chorwację po dwie skrzynki, z czego znalazłem tylko jedną w zapomnianym wagonie towarowym, ale za to fotnąłem kilka chorwackich pociągów i pierwszy z licznych na trasie pomnik partizanow.






Powrót na Słowenię i myk nad Sawę do skrzynki przy przełomach. Tam postój i schładzanie się zimnym mlekiem czekoladowym i moczenie nóg w Sawie.



Jako że za mostem w Brezicach był punkt zborny, odpaliłem komórkę i dowiedziałem się z SMSa od Longina że są "200m w prawo za starym spalonym mostem". Ruszyłem więc nowym mostem i wypatrzyłem kolejny starszy. Z niego widziałem most autostradowy, ale nigdzie spalonego... juz miałem dzwonić do Longina, gdy pojawił się Longin we własnej osobie, pokazał gdzie jesteśmy i gdy usłyszał o "starym spalonym moście", kazał mi przeczytać SMSa jeszcze raz... otóż to był "stary STALOWY most" na którym właśnie się znajdowaliśmy.



Upał był dzisiaj naprawdę konkretny, to największą gorączkę przeczekaliśmy w rzece Krka, konsumując burka z serem, którego przywiózł z miasta Longin.



Gdy ruszylismy, znów się odłączyłem, bo jeszcze na Słowenii miałem jedną skrzynkę, a na wzgórzach w Chorwacji drugą... Po drodze pomnik z wojny dziesięciodniowej link



Do Samoboru dotarłem już mocno zgrzany (nadal było bardzo gorąco) i wpadłem wprost na przypięte rowery longinady. Tutaj mieliśmy czas na zwiedzenie Samoboru, co prawda nad miastem był zamek i obok w krzakach skrzynka, ale już nie chciało mi się z tego przegrzania tam podjeżdżać, nawet nie bardzo mi się chciało robić zdjęć w samym mieście (gorąco i za dużo ludzi ja na mój gust - jakaś impreza miejska się odbywała). Ot, trochę sobie połaziłem.




A za Samoborem mieliśmy największy podjazd dzisiejszego dnia (dobrze że zaczynało robić się chłodniej, a i cienie były dłuższe). Na przełęczy pod schroniskiem też regularna impreza, a na ławkach pod kapliczką rozłożyła się jakaś rodzina z żarciem... lecz zanim się zdążyliśmy dołączyć, to zwinęli majdan i odjechali.




Zjazd był bardzo przyjemny, jak to zjazd, dodatkowo bardzo malowniczą okolicą, droga biegła pięknymi grzbiecikami, wśród ciekawej rzeźby terenu... żadne fotki tego nie oddadzą.




A po zjeździe już główną drogą w zapadającym zmierzchu cięliśmy na nocleg na... kanałem Kupa-Kupa. Otóż w Karlovacu spotykają się do Kupy 4 duże, spływające z gór rzeki - Kupa, Dobra, Mrezica, Korana. Żeby zmniejszyć ryzyko powodzi, został wykopany kanał-obwodnica Karlovaca który biegnie od rzeki kupa (ponizej ujścia do niej Dobrej) do rzeki Kupa ale juz ponad 20km za Karlovacem. W razie czego kanał ten przejmuje wody Rzek Kupa i Dobra, a zagrożenie jest tylko ze strony dwóch pozostałych rzek. Nad tym kanałem właśnie nocowaliśmy.



Fotki oczywiście cały czas dogrywam na Picasę
Kategoria Chorwacja, Słowenia, >100


  • dystans 80.42 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 04:54
  • średnio 16.41 km/h
  • rekord 51.30 km/h
  • pod górkę 760 m
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Longinada 1: A Ptuj!

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 08.05.2012 | Komentarze 13

/SLO/ Ptuj - Apace - Lovrenc na Dravskem polju - Ptujska Gora - Majsperk - Breg - Spodnja Sveca - Stoperce - Tlake - Rogatec - Trzisce - Rogatska Slatina - Podcertrek - Imeno - Podcertrek /SLO/HR/ Poljana Sutlanska - Miljana - Plavic - Zagorska Sela

3 skrzynki (wszystkie z GC, wszystkie w Słowenii)
- VRAZOV TRG - DomKULTure (HomeOfCULTure)
- SONCNI PARK ( Sonny Park )
- PTUJ Castle



Do Ptuja dotarliśmy busem ok. 6:00, po wypakowaniu i złożeniu rowerów ruszyliśmy mostem pieszo-rowerowym przez Drawę zwiedzać Ptuj (miasteczko i zamek - więcej o nich tu: link1 link2), a ja przy okazji znalazłem 3 skrzynki, a nie znalazłem też 3.





Odprawa przed dalszą trasą



Na Słowenię trafiliśmy w między świętami link - 27 kwietnia Dzień oporu przeciwko okupatorowi (dan upora proti okupatorju), oraz dwudniowego Święta Pracy 1-2 maja (praznik dela). Miasta i wioski było obwieszone flagami słoweńskimi, unijnymi, občiny, ale w Ptuju który jest jakieś 20km od Mariboru, była też flaga Europejskiej Stolicy Kultury 2012, którą jest właśnie Maribor link



Ponieważ zostałem nieco dłużej w Ptuju, grupa pojechała, a ja ją potem goniłem... a zrobiłem to tak skutecznie, że na Ptujską Górę dojechałem przed nimi. Prawdopodobnie lepiej wybrałem drogi wyjazdowe z miasteczka, co było zadaniem nietrywialnym, bo miasteczko było tuż poza zasięgiem mapy.



Na górze jest sanktuarium maryjne, a na tablicy informacyjnej jest wymieniane jednym tchem z takimi sanktuariami jak: Częstochowa, Lewocza, Mariazell, Marija Bistrica. Z powstaniem santuarium wiąże się legenda o slepej dziewczynce, która dzięki modlitwom całej rodziny do Marii dziewczynka odzyskała wzrok, a ojciec z wdzięczności wybudował na górze kościół. O Ptujskiej Gorze: link, legenda: link



To była ta pierwsza górka na wykresie, kolejna górka to przełęcz. A po drodze jakiś mini-skansenik link na skraju miejscowości Rogatec.





Miejscem gdzie spotykaliśmy się z busem i ekipą jadącą pociągiem było uzdrowisko Rogaska Slatina, tutaj główną atrakcją była fontanna od której gdy powiało szła przyjemna bryza, co doskonale chłodziło w upale który nastał w ciągu dnia.



Jadąc Słowenią cały czas spotykaliśmy świerki jako Drzewka Majowe link, w Chorwacji i Bośni już tej tradycji nie było (wracając jeszcze gdzieś w Austrii takie coś nam mignęło).



Dalej ruszyliśmy razem, na południe wzdłuż granicy z Chorwacją i jeziora które... wyschło. Generalnie był to Jugosłowiański Beskid Graniczny, a miejsce jeziora wyglądało jak zasypany zalew Klimkówka z Pieninami Gorlickimi dookoła.




Był pewien problem z przekroczeniem granicy, bo przejście które mieliśmy na mapie jest już zamknięte, a kolejne do którego trafiliśmy okazało się przejściem dla małego ruchu granicznego. Pogranicznik początkowo twierdził że nie wolno, gdy powiedzieliśmy że policja nas na to przejście skierowała, to dodał że musielibyśmy mieć pozwolenie, gdy drążyliśmy temat okazało się że on może takie pozwolenie wypisać i będzie to kosztowało 1,58 euro, na co ostatecznie przystaliśmy, a pogranicznik wziął się do wypisywaniu kilkunastu pozwoleń (wyraźnie próbował tego uniknąć) co trochę trwało. Ostatecznie wjechaliśmy do Chorwacji, niestety Longin w międzyczasie znalazł broszurkę ze zbyt dokładną mapą i postanowił jechać skrótami na których większość grupy (poza mną i Robertem) prowadziła rowery... w międzyczasie też zgubiliśmy Heńka i Julię z dzieciakami, którzy zostawali w tyle. Te wszystkie perypetie spowodowały że nie dotarliśmy do zamku Vieliki Tabor... ale poza tym dzień był całkiem udany. A jak już się zebraliśmy do kupy to ruszyliśmy szukać noclegu.

A oto i zamek:



Więcej zdjęć na Picasie, tam też będę na bieżąco wrzucał fotki z kolejnych dni.

Zobacz też wpisy na blogu pocztówkowym:
- Oflagowana Słowenia
- Drzewka majowe
- Ptuj
- Ptujska Gora
- Skansen Rogatec
- Rogaška Slatina
- Sotelsko Jezero
Kategoria Słowenia, Chorwacja