teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 110567.05 km z czego 15845.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.93 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2021

Dystans całkowity:242.45 km (w terenie 36.15 km; 14.91%)
Czas w ruchu:15:27
Średnia prędkość:15.68 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:16.16 km i 1h 06m
Więcej statystyk
współrowerzyści ma wycieczce:

Zakończenie sezonu rowerowego 2021

Piątek, 31 grudnia 2021 · dodano: 31.12.2021 | Komentarze 6

Dziś tak paskudnie, że wykręciłem tylko najmniejszą możliwą pętelkę - znaczy dookoła bloku. Za to z lavinką i Kluską (a także z Panem Marianem, Frankiem Bałwankiem, Offcą, Pipkiem i innymi... pełne sakwy były).

Ani dziś, ani wczoraj nie chciało się wyściubić opony z domu, ale jak zapowiedziałem wykręciłem chociaż pętelkę minimum, by tradycyjnie zakończyć sezon rowerowy w ostatni dzień roku.  Mógłbym oczywiście przejechać dziś więcej, ale raczej zbyt dużo i tak by nie wyszło... skro więc nie miałem jak zrobić czegoś sensownego, to postanowiłem zrobić coś bezsensownego.

Od 2012 pierwszą i ostatnią jazdę w roku odbywam w Nowy Rok i w Sylwestra. Jak są znośne warunki pogodowe (znaczy suche drogi, może być mróz), to staram się wykręcić sensowny dystans, przynajmniej jakieś konkretne -dziesiąt. Czasem się udało nawet cuś więcej, raz w Sylwestra przejechałem 200km, a dwa razy w Nory Rok po 120km.



Niektórzy cieszą się z odwilży

- Ach jak przyjemnie się wykąpać.
- No, ja chyba ze dwa tygodnie się nie kąpałem.
- A ja się kąpałem prawie codziennie.
- Ale w śniegu, co o za kąpiel? Nie ma to jak porządna kałuża.



- Hej, co tam medytujesz? Wskakuj!
- Ale czy woda aby nie za zimna?
- Jaka zimna? W porównaniu z kąpielą w przeręblu cztery dni temu, to są normalnie gorące źródła!



- Aj, aj, oj, oj!



- Gru, gru!
- Ej, ty lowelas, odpiórkuj się, dobra?
- Casanowa się znalazł psiamać, daj mu w dziób i będzie spokój.





Jeszcze filmik z kąpieli gołębi



Żeby nie było, że tylko narzekam na pogodę, to przyznam, że wolę taką odwilż, niż taką co się przez tydzień ciągnie i ciągle jest mokro z topniejącego śniegu, trzeba uważać na mokry lód itp. A tak bach - w półtora dnia doszło do 10 stopni, popadał solidny deszcz i na mieście nie ma już śladu śniegu, czy lodu... Tylko teraz mogłoby się rozpogodzić, bo jak przez tydzień jeszcze tak będzie, to ja pierdykam.

A to nasz świąteczny snowart, który wczoraj jeszcze dzielnie opierał się odwilży (ale do wieczora ostatecznie zniknął).




Wczoraj w ogóle sobie darowałem rower, za to wybrałem się do bałwanka, zabrać z jego środka skrzynkę. Bałwanek jeszcze stał, ale guziczki się odpruły i trochę oślepł (także grzywka opadła mu na oczy). W ogóle wychodzi, że codziennie go odwiedzaliśmy, najpierw żeby ulepić, potem sprawdzić czy wigilijny deszcz go nie uszkodził, a potem była idealna pogoda na spacery po łąkach... a teraz wiadomo.



Skoro już tu byłem, to postanowiłem ostatni raz pójść na lód. Odwilż dopiero się zaczynała, było tylko lekko na plusie, więc lód dopiero zaczął się topić, a w czasie mrozów zdążył przyrosnąć bardzo gruby. Poza tym nie właziłem na głębsze miejsca, czyli w korycie Wierzbianki, bo poza tym to nawet nie bardzo jest jeziorko, tylko zalane łąki - lód był często do samego dna, albo warstwa wody pod nim była cieńsza niż grubość lodu - na starcie sprawdziłęm, że nadal takie proporcje się utrzymują. Nawet jakby pękł, to nie bardzo miałbym w co wpaść. Ale nie pękł, nawet nie zatrzeszczał.

Oto bobrza tama, która jest dosyć długa, ma pewnie ze 200m długości, a może i więcej, zwłaszcza że nie biegnie w linii prostej. Nie jest może jakaś wysoka (może tylko na samej Wierzbiance), ale i tak robi niezłe wrażenie samą długością.



Widok na to samo miejsce, ale od strony lodu.



Nasza ulubiona rozgwiazda (już chyba w trzecim wpisie się pojawia) i bąbelki




Bąbelków sporo się pojawiło, bo wcześniej były ukryte w mlecznym lodzie, a teraz zmoczony lód zyskał na przezroczystości. Jednak są to nadal bąbelki 2D, bo 3D są tylko w całkiem przezroczystym lodzie.





 
A tu bąbelki z dna, a nie z wierzchu lodu.



Zalana olszyna za tamą spiętrzającą.



Był to wczoraj chyba najbardziej malowniczy fragment rozlewisk (a przynajmniej tej części, którą odwiedziłem, bo zbyt daleko się nie zapuszczałem), cienka warstewka wody na lodzie tworzyła świetny efekt.





I najfajniejsze kadry zatopionego lasu, choćby dla tego widoku warto się było wybrać wczoraj na lód. Wrażenie było jakbym chodził po wodzie.






No i tyle jeśli chodzi o spacery na łąki, wraz z postępującą odwilżą nie ma co się więcej pchać na lód. Poza tym wczoraj ziemia była zmrożona i woda w większości jeszcze w postaci lodu i dało się sensownie dotrzeć w głąb łąk. A te łąki i bez bobrów są podmokłe, teraz dotarcie do tamy to pewnie przeprawa przez wodę i błoto (zdarzało mi się w takich warunkach iść po skrzynkę).



  • dystans 10.50 km
  • 0.35 km terenu
  • czas 00:37
  • średnio 17.03 km/h
  • temperatura -3.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kwadrans przed odwilżą

Środa, 29 grudnia 2021 · dodano: 30.12.2021 | Komentarze 8

Ja w zasadzie pojechałem tylko po bułki... ale potem zrobiłem pętelkę po mieście. Nawet wbiłem się na chwilę do lasu, ale po 150m stwierdziłem, że nie ma najmniejszego sensu tyrpać się tą wertepiastą ślizgawką i zawróciłem.

Potem poszliśmy razem na łąki, obejrzeć żeremie, które dzień wcześniej odkryłem. Trzeba korzystać, bo to ostatni dzień z ujemną temperaturą. Najpierw odwiedziliśmy bałwanka (wychodząc na łąki trafiamy prawie wprost na bałwanka, więc jest w zasadzie po drodze).



Byli z nami także: prof. Fluff, oraz jego asystenci, czyli Rushoffa Offca i Franek Bałwanek.



Potem ruszyliśmy na lód. Interpretacji tego zdjęcia może być wiele, oto kilka z nich:
1) Aaa! Rozgwiazda mnie pożera!
2) Aaa! Czarna dziura mnie pochłania!
3) Aaa! Bóbr mnie złapał za nogę!
4) Narodziny Wenus (wersja zimowa)



- Ojej, co ja narobiłam.



Ptaszki tu były



Oglądamy bąbelki i odchody bobrów.



Wczoraj wrzucałem zdjęcia bąbelków, więc teraz dorzucę tylko kupy bobrów (w towarzystwie bąbelków).




A oto i główny cel wycieczki - bobrze żeremie wysokości Kluski.




Powrót przez łąki... zalane... i zamarznięte.



Piknik na lodzie.



Wieczorem zaczęła się odwilż, temperatura zrobiła się dodatnia i zaczął padać deszcz.



  • dystans 12.03 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 00:46
  • średnio 15.69 km/h
  • temperatura -6.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wiatroślizgawka

Wtorek, 28 grudnia 2021 · dodano: 29.12.2021 | Komentarze 6

Co prawda mróz mniejszy (ale nadal w miarę sensowny), jednak brak słońca i silniejszy wiatr sprawiał, że wydawało się zimniej niż dzień wcześniej.

Pojechałem do nieco dalszej biblioteki (znaczy w części miasta za Pisią) i postanowiłem wrócić skrótem przez kładkę.




Stwierdziłem, że zamiast ładować się w boczne, śniegobrejowe uliczki, lepiej już pojechać gruntówą, gdzie śnieg jest  ubity na lód... ślizgawka była konkretna, ale na szczęście uliczka pusta, nie musiałem się mijać z żadnym samochodem, spotkałem tylko dwóch rowerzystów.



A za mostkiem dróżka była z trochę ubitym śniegiem i w większości nawet nie śliska.



Te półtora kilometrów gruntówy wybiło mi jednak z głowy pomysły jakiegoś dalszego rowerowego wypadu w teren.

Przy mostku nad Pisią obowiązkowy fotostop.









W taką śnieżną i mroźną zimę wolę jednak zamiast na rowerze, ruszyć w teren z buta. Trzeba korzystać, tak więc znów ruszyłem na łąki, ale tym razem postanowiłem zeksplorować podmokłe i zalane w wyniku działalności bobrów tereny nad samą Wierzbianką, po solidnych mrozach warunki ku temu były w sam raz.

A oto i Wierzbianka



I trochę lodu na jej brzegach.





Toto wyglądało na dopływ Wierzbianki, ale tak naprawdę, to nurt tej rzeczki skierowany przez bobry na łąki.




Mróż nie próżnował na łąkach






Najpierw połaziłem po terenach podmokłych, a potem ruszyłem w górę rzeczki, na regularne jeziorko za bobrzą tamą.




Piknik na lodzie.



Trochę zieleniny prosto z lodu



Tu też mróz miał pełne ręce roboty






Lodowe rozgwiazdy





Odłamany kawałek lodu




Kaszka manna



A tu doskonale widoczne ślady jakiegoś bobra - który wylazł z tego przerębla po lewej i chlupnął do tego w głębi.




Wyraźnie widoczne ślady łapek utrwalone w lodzie



O, tu też jakiś bobrzy przerębel (ale jak wszystkie już solidnie zamarznięty).



Generalnie jeśli chodzi o ślady, to sądzę że są one z okolic Wigilii, kiedy po opadach śniegu nastąpiła chwilowa odwilż z opadami deszczu, musiał wtedy lód zrobić się miękki z wierzchu, albo to była breja śniegowa, która potem zamarzła (albo jedno i drugie). Generalnie taki mleczny lód, to taki który przeżył jakieś ocieplenie, a taki czarny i przezroczysty jak tafla szkła, to efekt zamarznięcia już po odwilży.

Sporo było śladów ptaków





Ale też były ślady czworonogów



Te takie dziwne ślady, to chyba właśnie bobrze, ale są one na tyle niewyraźnie, że głowy nie dam.




Dotarłem do głównej części tamy, tej która spiętrza Wierzbiankę. W ogóle tama jest bardzo długa, ciągnie się na całą szerokość tego jeziora, tylko że jest niska (jej zdjęcia we wpisie z poprzedniego snia).




O, tutaj środek Wierzbianki zamarzł już po Wigilii, trochę strach po takim lodzie chodzić, nawet jak człowiek przyjrzy mu się z bliska i zobaczy że jest baaardzo gruby.




Bąbelki, uwielbiam lodowe bąbelki
















Patrzę, a z drugiej strony rzeczki jest jakaś podejrzana kupa drewna, hmmm...



Obszedłem dookoła i... tak, to jest bobrze żeremie! Solidna budowla, ma ponad półtora metra wysokości. No i jest to chyba pierwsze żeremie, które widziałem... a na pewno pierwsze, które mogłem obejrzeć z bliska i co do którego nie miałem wątpliwości, ze to żeremie.









  • dystans 10.30 km
  • czas 00:39
  • średnio 15.85 km/h
  • temperatura -11.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Po mieście rowerem, a z buta po łąkach

Poniedziałek, 27 grudnia 2021 · dodano: 28.12.2021 | Komentarze 10

Takie tam parę pętelek po mieście,a to do sklepu, a to do biblioteki itp.

Na mieście, jak to na mieście, nic nowego do focenia, a za miasto nie chciało mi się jechać, musiałbym albo walczyć z lodo-śniego-breją na bocznych drogach, albo rypać głównymi, a nie miałem na jedno, ani drugie ochoty. Kiedyś mi się chciało przebijać przez śniegi i lody, ale teraz wolę w takich warunkach uderzyć z buta, co mi sprawia więcej przyjemności. Przy czym ujemna temperatura mi nie przeszkadza, przy czystych drogach pewnie bym gdzieś uderzył z opony.

Ttoteż wrzucam fotki z dwóch spacerów na łąki - jednego jeszcze świątecznego z lavinką i Kluską i jednego mojego poniedziałkowego, gdy zdrowo przymroziło.

Oto tegoroczny GeoBałwanek, czyli taki w którym jest skrzynka. Ulepiłem go w Wigilię, bo to był jedyny dzień kiedy był nadający się do lepienia śnieg, potem złapał mróz, a taki zmrożony już bardzo słabo się lepi. W tym roku jako Bałwan Marian, czyli z czerwonym berecikiem (włosy są po to, by brecik się nie ześlizgnął).



Miały tu miejsca spotkania geokeszerskie, najpierw w niedzielę spotkaliśmy jednego geokeszera, a potem w poniedziałek spotkałem tu keszerską parę. Generalnie idąc na spacer na łąki, najpierw docieram do bałwanka, a potem idę gdzieś w bok.



Na łąkach




Bardzo lubię jak śnieg trzeszczy pod butami i jak błyszczy w słońcu. Choć to oczywiście tylko ułamek uroku, ale tutajudało mi się uchwycić kilka błysków.




Na jednym drzew spotkaliśmy stadko ptaków, z daleka myśleliśmy że to sroki, bo one tu masowo występuje. Ale z bliska okazało się że nie. Zdaje się że to stadko kwiczołów (w zeszłym roku spotykałem je na osiedlu, ale pojedynczo).




A następnego dnia spotkałem je... pod domem!





Sroki na łąkach oczywiście też były, a jakże.



Ale największym zaskoczeniem było kilka dużych kluczy gęsi, które siekierowały na północny-wschód.





A to mój ślad z ostanich dni, który w kilkunastostopniowym mrozie ładnie wykrystalizował.




A to jakiegoś zwierzaka.



W ogóle solidny mróz spowodował rozkwit lodowych kwiatów, właśnie dla takich mrozowych różności lubię mrożną pogodę.




O, taki nakrapiany lód dziś był




Czasem z podskórnymi bąbelkami



Mrożona zielenina




 
Trochę igiełek na różnych ośrodkach krystalizacyjnych









A to spiętrzenie wody, to robota bobrów, ten wał na pierwszym plane to baaardzo długa, choć niewysoka tama.




Tutaj tama z lewej.



Dziś, po solidnych mrozach mogłem już bezpiecznie przejść się po tym rozlewisku.







Lodowe rozgwiazdy




Z moich doświadczeń wynika, że takie coś powstaje, gdy zamarza dziura w lodzie, a potem nowy lodowy czop rozsadza promieniście lód. Widziałem dużo takich na Mazurach, w miejscach gdzie wcześniej wędkarze wywiercili przeręble. Właśnie takie duże, a tutaj malutki (może dziurka była mała).



I jeszcze taki boczny, a nie promienisty.



Wierzbianka





O, w trzcinowisku dziś coś było, słyszałem od czasu do czasu szelesty i trzaski... rany, ale mnie kusiło żeby sprawdzić czy to sarny tam nocują na wydeptanych polankach, czy dziki. Ale się powstrzymałem, raz że nagłe spotkanie oko w oko z dzikiem mogłoby być niebezpieczne, a dwa że nie chciałem płoszyć zwierzaków, a niech mają sobie spokój.



Prawie jak paprocie



I na koniec rzut okiem na śnieg, bo dziś powierzchnia śniegu nie była taka zwyczajna, tylko wykrystalizowała w mikroskopijny lodowy las.













  • dystans 9.95 km
  • czas 00:34
  • średnio 17.56 km/h
  • temperatura -7.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Świąteczna ślizgawka

Niedziela, 26 grudnia 2021 · dodano: 27.12.2021 | Komentarze 3

No dobra, ślizgawka by była wtedy, gdybym nie olał śmieszek i bocznych uliczek. Korzystając z niewielkiego ruchu w świąteczny poranek, zrobiłem pętelkę po mieście główniejszymi ulicami... może bym jeszcze pojeździł, ale ruch stopniowo się wzmagał. Rany, 10 lat temu to rano w święta spotkałbym co najwyżej autobus i trzy samochody na mieście. A w ogóle, to ostatnie dni są słoneczne, a jak wskoczyłem na rower, to akurat naszły chmury i Słońce wyjrzało dopiero ppopołudniu.

A oto nasz przedświąteczny snowart.





Oraz snowart świąteczny. Wersja 2D


Oraz 3D


O, a obok tych budek wielokrotnie przejeżdżam, a jakiś czas temu nawet widziałem ich zdjęcia, jednak do tej pory ich nie zauważyłem, a to dlatego że musiałem skupić się na drodze... dziś jednak akurat nic nie jechało, a szansa że któryś z zaparkowanych samochodów nagle zacznie wyjeżdżać, też była minimalna, to mogłem część uwagi poświęcić na rozglądanie się po okolicy i w ten sposób zauważyłem te budki. Zdaje się, że powstały na jakichś zajęciach w sąsiednim domu kultury.






A tu parę fotek z parku. Najpierw jeszcze kilka sprzed świątecznej dostawy śniegu.





Mostek zalało przy Żabim Oczku.



A tu porównanie tych samych kadrów z 23-ego i 26-ego grudnia.




Oraz ze zbliżeniem lodu na strudze





Fotki świąteczne, czyli z większą ilością śniegu




I z większą ilością mrozu



Samotny kaczor pilnuje, żeby oczko nie zamarzło.







  • dystans 29.70 km
  • 5.70 km terenu
  • czas 01:47
  • średnio 16.65 km/h
  • temperatura -2.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Udana pętelka śniego-mrozowa

Czwartek, 23 grudnia 2021 · dodano: 26.12.2021 | Komentarze 6

Po doświadczeniach poprzedniego dnia, wiedziałem że na wschód nie mam co jechać, ruszyłem więc na południowy-zachód i początkowo asekuracyjnie tylko do lasu. Okazało się, że rzeczywiście tutaj drogi są czyste i jeździ się dobrze.

Odwiedziłem bagienko - tereny podmokłe w rejonie źródliskowym Kanału Burzowego (serio, jest to jedyna nazwa tego cieku wodnego, którą można spotkać). Nie było wystarczająco zmrożone, żeby przejść przez nie suchą stopą.





- Puk, puk, mieszka tam kto?
- Zajęte!



No, ktoś się chyba nie mógł doczekać aż się zwolni i narobił na ścieżce. Charakterystyczne dchody jakiegoś zwierzaczka z nasionami jemioły... na jemiołuszkę chyba za duża ta kupa, może jakiegoś większego ptaka (z miłośników jemioły jest jeszcze paszkot, ale przecież inne też podżerają), chyba że jakiegoś czworonoga (np. kuny ponoć potrafią zeżreć jemiołę).

jemioła nasiona odchody

Nawet w lesie dzięki zmrożonemu gruntowi z tylko cieniutką warstewką śniegu, jeździło się dobrze.



Dlatego ostatecznie zdecydowałem pojechać dalej na południe. Jechało się dobrze, tyle że miałem zimny i upierdliwy wiatr w pysk, albo boczny, na szczęście niezbyt silny, aczkolwiek odczuwalny.



Nad zalaną żwirownią we Wręczy. Nawet Słońce trochę zaczęło przebłyskiwać zza chmur.




Przy Park of Poland nie zachowałem czujności i z rozpędu wjechałem w śmieszkę... i dopiero wtedy zorientowałem się, że wygląda ona tak:



Najpierw skląłem się za nieuwagę i postanowiłem zjechać na drogę, tylko nie zdążyłem rozważyć, czy zawrócić, czy przemęczyć się do najbliższego zjazdu, bo... okazało się, że jedzie się świetnie! Warstewka zmrożonego śniegu, który nie był rozjeżdżony i rozdeptany, w ogóle nie była śliska, nie przeszkadzała w jeździe i tylko przyjemnie trzeszczała pod kołami. A jak po krótkim podjeździe zaczął się zjazd, to w ogóle było fajnie (zwłaszcza że miałem wiatr w plecy).

Przy okazji ciekawa była analiza śladów - najpierw były ślady dwóch rowerów, jednego jadącego, a drugiego prowadzone (w tym samym kierunku co ja ). Ten najsłabszy ślad po lewej to ja - widać że tamte były wyrobione w mniej zmrożonym śniegu.



Były też ślady, kopytnych, niekopytnych i kicających.



Potem zniknął ślad jadącego roweru, widać się wkurzył i zjechał na drogę.



A potem zaczęło się z górki i pieszy rowerzysta wsiadł i pojechał dalej.



A potem wrócił ten drugi (widać, że jechał wcześniej przy bardziej mokrym śniegu, niż ten częściowo spieszony). A potem pojawiły się ślady butów tego drugiego roweru, tylko że w przeciwnym kierunku - my mieliśmy tu bardziej z górki, a on pod górkę), w ogóle może to ten sam koleś, tylko raz szedł/jechał w jedną stronę, a potem wracał?

Ogólnie rzecz biorąc po zabawie w tropiciela mogłem wywnioskować, że wyglądało to takk najpierw od drogi krajowej pod górkę szedł ktoś prowadząc rower, potem jak było łagodniej to wsiadł na rower i pojechał, ale zjechał na szosę, jednak wkrótce z niej wrócił z powrotem na śmieszkę. Później ktoś (być może ta sama osoba) szedł w drugą stronę i początkowo mając pod górkę prowadził rower, a potem wsiadł i jechał, a na koniec ja jechałem w tę samą stronę, co ta druga osoba.



Z kopytnych były sarny, no może jakieś jelenio-daniele... wtem! Pojawiło się coś większego, to już raczej łoś.




Na koniec zajechałem nad Pisię Gągolinę Szkoda tylko, że tak późno wyjechałem, bo robiło się coraz ciemniej.






A jak wyjechałem z tego lasu, to czekała mnie niemiła niespodzianka, mianowicie częściowo brejowata droga. No tak, od Wręczy jechałem na północny-wschód i byłem teraz na południku przebiegającym przez Międzyborów.

Jechałem teraz na północ i dotarłem w rejon, w który chciałem dojechać dzień wcześniej, ale sobie odpuściłem. Dotarłem prawie pod Międzyborów, a potem odbiłem na zachód do Żyrka i wkrótce drogi zrobiły się czyste... no tak, w pobliżu granicy Żyrardowa.

I to by było na razie na tyle, bo wieczorem przyszły intensywne opady i sytuację na drogach trzeba było rozpoznać na nowo.



  • dystans 16.50 km
  • 2.10 km terenu
  • czas 00:58
  • średnio 17.07 km/h
  • temperatura -3.5°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Średnio udana pętelka śniego-mrozowa

Środa, 22 grudnia 2021 · dodano: 25.12.2021 | Komentarze 13

Zrobiłem sobie pętelkę jeszcze po pierwszej przedśwątecznej dostawie śniegu, a przed główną świąteczną.




Generalnie w Żyrardowie drogi były czyste, nawet śmieszki były przejezdne i raczej bez śniegu.  Dlatego nieco nieco się zdziwiłem, że śmieszka przez Park Procnera w drugiej połowie jest totalnie zalodzona... no ale w lasku to tam różne rzeczy mogą się zdarzyć, jednak gdy w Międzyborowie śmieszka była częściowo zalodzona, a częściowo zabrejona (chyba świeżo posolili) to się już nieco zmartwiłem. Boczne drogi też były jakieś takie zabrejone.

Doszedłem do wniosku, że w poniedziałek tutaj musiało więcej padać, bo rzeczywiście większość śnieżyc Żyrardów ominęła, dopiero ostatnia nas drowała, widać Międzyborów oberwał także wcześniejszymi. Możliwe też, że tego dnia więcej tu padało, bo w Żyrku to ledwie prószyło, a tutaj chyba opady były większe... a może jedno i drugie.

Generalnie tutaj było sporo dwupasmówek (a nawet trafiła się jedna trzypasmówka).





Trochę mnie stan dróg zdemotywował i zatrzymałem się tutaj by połazić trochę po wydmach.






Śnieżne grzybki.






To mi poprawiło humor, ruszyłem więc dalej.



Dotarłem jednak tylko do reliktów nieukończonej linii kolejowej CMK Północ, gdzie zrobiłem kolejny postój, po czym zrezygnowałem z dalszej jazdy i zarządziłem odwrót.




A dzień wcześniej jeszcze z buta na łąki. O, ruda darniowa.



A to robota bobrów.





Przyprószony lód.







Wierzbianka, a nad nią okazała wierz... olcha.




Było trochę spotkań z fauną - sarna, lisek, bażant... do tego mnóstwo srok, których tu zawsze jest dużo, jakby kto nie wiedział skąd się biorą sroki, to można by pomyśleć że rosną tu na drzewach. Sporo też sójek, a także różnego latającego drobiazgu.





Trzcinowisko, już rok temu widziałem tutaj wydeptane ścieżki i ze śladów wnioskując stwierdziłem obecność dzików. A teraz zauważyłem sporo wydeptanych w nich polanek, obstawiam że to właśnie dziki wydeptały sobie tu legowiska.




Nawet niebo się trochę przetarło, ale niestety nie z tej strony, z której było Słońce.









  • dystans 12.90 km
  • 0.40 km terenu
  • czas 00:48
  • średnio 16.12 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Popod miastem

Niedziela, 19 grudnia 2021 · dodano: 23.12.2021 | Komentarze 8

Tydzień przed świętami Kluska zamiast zwykłej zbiórki miała zbiórkę świąteczną, czyli Wigilię drużyny (w plenerze przy ognisku). Przyznam, że osobiście nie lubię takich "wigilii", aczkolwiek jednych bardziej, drugich mniej... w mojej ocenie najgorsze były wigilie pracowe, a w miarę spoko były wigilie koła przewodnickiego.

Kluska dostała za zadanie dostarczyć sianko... teraz sianko można kupić, z tym że jest w ilości kilku źdźbeł. Zostałem więc wysłany na łąki po sianko - aura średnia, bo taka śniego-odwilżowa.





No, sianka nie powinno się liczyć na źdźbła, tylko na wiechcie, tudzież snopki. Ten wiecheć zawiera co najmniej cztery gatunki traw, a prawdopodobnie więcej, nie licząc innych domieszek, czyli prawdziwe siano. Przy tej ilości, to nie tylko starczy na wigilię drużynową, ale każdy harcerz będzie mógł sobie też wziąć do domu jakby potrzebował (my sobie bukiecik zostawiliśmy), a na to co zostanie, może się skusi jakaś sarenka.




Z tym, że było mokre i trzeba je było wysuszyć, zajęliśmy pół stołu, a jeszcze lepiej by było zająć cały stół, jednak tej drugiej połówki potrzebowaliśmy. Jednak pół starczyło, do następnego dnia sianko wyschło doskonale, a potem stało w wazonie i do wigilii było suche jak wiór.



Offca była zachwycona.



Ponadto zastęp Lisy ( w którym jest Kluska) miał za zadanie przygotować ciasta i inne słodkości... no to tradycyjnie usmażyliśmy pamputle. Pamputle na Wigilię robiła moja babcia, czasem mówiła też na nie pampuchy (ale rzadziej) i jak ostatnio pod tym kątem przeszukiwałem internet, to okazało się że nie zna czegoś takiego jak pamputle! Dopiero pampuchy znalazłem i okazało się, że jest to po prostu jedna z nazw racuchów drożdżowych (no, to by się zgadzało). A teraz zastanawiam się, czy pamputle to nasza lokalna nazwa, czy to babcia tak sobie te pampuchy nazywała.

Tak czy inaczej przepis na pamputle umieściłem w tym wpisie, A Kluska już je zabierała dwa lata temu na wigilię zuchową.

pamputle pampuchy racuchy wigilia
pamputle pampuchy racuchy wigilia

No i na koniec, Kluska miała przygotować prezent do wylosowania. O rany, jak ja nie cierpiałem kupowania i losowania prezentów na Mikołajki w szkole. Zawsze był problem co kupić - można było dyskretnie się wywiedzieć co chce dana osoba, jednak przez kolegów było ryzyko, że dla jaj wprowadzą człowieka w błąd, można było też samemu udawać, że się podpytuje dla kogo innego.

Raz w liceum przeforsowaliśmy (mimo sprzeciwów wychowawczyni), że oficjalnie każdy powie co chciałby dostać i było po kłopocie. Pamiętam, że zażyczyłem sobie jakąś kasetę z muzyką (podałem kilka tytułów do wyboru) i rzeczywiście dostałem kasetę, odpakowuję, a tu... disco polo! Ponoć widok mojej miny był bezcenny. A okazało się, że mi dowcip ktoś zrobił, bo to było tylko opakowanie, zaś w środku była jedna z kaset które wymieniłem.

Później spotkałem się z tym, że prezenty są dla chętnych (bodaj w kole przewodnickim), że jak ktoś chce uczestniczyć w losowaniu, to kupuje za ustaloną kwotę, wrzuca do wora, a potem będzie uczestniczyć w losowaniu... ja oczywiście nie uczestniczyłem, miałem dosyć tego zwyczaju już po szkole.

U Kluski jednak prezenty miały być nie kupione, lecz w 100% własnoręcznie przygotowane. Takie podejście do tematu mi się podoba, choć oczywiście zawsze jest problem co zrobić? Po burzy mózgów stanęło na tym, że zakładkę. Początkowo był pomysł, żeby były na niej Kluska narysowała zwierzątka wszystkich zastępów, znaczy - lisa, wilka, niedźwiedzia, żubra i mamuta... ale Klu po próbach stwierdziła, że nie umie rysować żubrów i mamutów, toteż stanęło na lisku (prezent pochodzi z zastępu Lisy), na rewersie jest komiks (w tym Klu jest specjalistką), a z mulinki zrobiony lisi ogon (nitki w trzech odcieniach pomarańczowego).




A oto jaki prezent Kluska wylosowała.





  • dystans 27.60 km
  • 9.80 km terenu
  • czas 01:47
  • średnio 15.48 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Ogólne Błe

Sobota, 18 grudnia 2021 · dodano: 22.12.2021 | Komentarze 9

Zdjęcie pasujące do tytułu:



Nie, to nie jest to co myślicie... to grzybki. Oczywiście mógłbym tu wrzucić też jakieś odchody (znalazłem dzika, sarny, jelenia, zające i  jeszcze jakieś, których nie rozpoznałem), ale tym razem wam tego oszczędzę.



Nie przepadam za grudniem, zwłaszcza za drugą połową - jest to według mnie jedna z najgorszych pór roku, zwłaszcza gdy jest buro ponuro i mokro jak w dniu tej wycieczki i poprzedzających ją. Są to najkrótsze dni w roku, a dodatkowo okres przed i okołoświąteczny - w sklepach tłumy ludzi, na ulicach ruch jak wielkie nieszczęście... właśnie takie tytułowe błe.

O tej porze roku i przy takiej pogodzie nawet w lesie jest dosyć ponuro... zwłaszcza że dla niektórych las to darmowy śmietnik, dla innych to plantacja desek, a dla jeszcze innych strzelnica połączona z rzeźnią. Nieopatrznie wybrałem się w północną część lasu radziejewskiego i przypomniałem sobie dlaczego tamtędy nie jeżdżę - jest tak pocięty, że przypomina szachownicę.,

To tutaj rzucę zdjęcie ze skraju żyrardowskiego lasu... to znaczy kiedyś był to skraj lasu, zaczynał się tam gdzie stoi ta tablica (Przyjaciel Lasu - nie niszcz roślinności itp.), a obecnie jest kilkadziesiąt metrów dalej. Parę lat temu, jak ten pas lasu został świeżo wycięty i zaorany, ta tablica jeszcze bardziej wyglądała jak ponury żart.



Poza tym natknąłem się na jakieś polowanie... jak byłem w tym lesie poprzednio, to też było, a jak następnego dnia wybrałem się do lasu żyrardowskiego, to było kolejne. Masakra jakaś.

A tu ciekawostka - jak wracałem z lasu, to w zagajniku tuż przy drodze natknąłem się na stado jeleni, czy innych danieli... w środku terenu wiejskiego  o zabudowie rozproszonej, kilkadziesiąt metrów od najbliższego domu i jakieś 30-50m od szosy. Widać uznały, że tu jest bezpieczniej, niż w lesie gdzie strzelają do wszystkiego co się rusza, moim zdaniem słusznie.



Zdziwiłem się, bo w okolicach poza sarnami tylko czasem zdarza mi się spotkać łosia... a poza tym tylko raz widziałem coś jeleniopodonego i to właśnie w tym lub zeszłym roku, ale pojedynczą sztukę, jak mi przecięła niespiesznie drogę. A tutaj stadko co najmniej 16 sztuk, w tym dwa dorosłe samce.

A teraz pytanie, jaki to jeleń, czy może też daniel Jeśli chodzi o jeleniowate, to między sarną a łosiem mam w głowie czarną dziurę. Wydaje mi się, że to nie jeleń sika, bo nie sika tylko leży. Daniel też raczej nie, bo ten z prawej to bardziej na Heńka mi wygląda...



Jeśli chodzi o zwierzęta, to spotkałem cytrynka, to już prawie na pewno ostatni cytrynek w tym roku. Miałem dylemat co z nim zrobić, ostatecznie zabrałem do domu i umieściłem w piwnicy razem z dwoma rusałkami pawik, które jesienią nam się pchały do mieszkania szukając kryjówki na zimę.

Znalazłem jeszcze trzy cytrynki, jednego też zabrałem do domu, ale okazał się już martwy, a dwa pozostał były rozjechane na drogach.




Ze zwierząt jeszcze taką stonogę, prosionka, tudzież innego równonoga spotkałem.



Poza tym różne ślady bytności zwierząt - na przykład ta nora. Podejrzewam, że borsucza, bo na niewielkim obszarze było  aż kilkanaście wejść, a borsuki budują przez wiele lat takie rozbudowane nory.



Albo ślady ocierania się porożem o drzewko.



W ten sposób płynnie przechodzę od flory do fauny - przemrożone borówki.



Z zimozielonych roślin jeszcze mchy.





To jeszcze trochę fungi




Grzybowy pniaczek




Kolejny, ale większy pniaczek z kolonią grzybków





A to też jakiś grzyb, tylko pytanie czy po prostu grzyb, czy porost.



Głaz narzutowy jako reprezentant przyrody nieożywionej.



No i na koniec dolina Suchszego Dopływu Suchej.






  • dystans 7.72 km
  • 0.70 km terenu
  • czas 00:30
  • średnio 15.44 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Środa, 15 grudnia 2021 · dodano: 27.12.2021 | Komentarze 7

Grudzień... ni to jesień, ni to zima. Raz było tak:






A raz tak:






W końcu wraz z początkiem astronomicznej zimy w końcu się zdecydowało na zimowo (ale na horyzoncie zdarzeń znów odwilż).

- Hmmm, to białe to okruszki, czy śnieg? Sprawdzę.



- Co za dowcipniś to rozsypał? Dziób sobie przeziębię!