teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

lubelskie

Dystans całkowity:723.82 km (w terenie 92.65 km; 12.80%)
Czas w ruchu:45:49
Średnia prędkość:15.69 km/h
Maksymalna prędkość:42.60 km/h
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:51.70 km i 3h 31m
Więcej statystyk
  • dystans 54.72 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 03:39
  • średnio 14.99 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 4: Powrót z martwą ryjówką

Czwartek, 10 września 2020 · dodano: 28.09.2020 | Komentarze 9

Wracamy do Dęblina na pociąg. Zanim jeszcze wyjedziemy z Kazimierza, postój przy kołach łopatkowych statku wiślanego "Traugutt". Widzieliśmy je już na wjeździe, a że postawione w 2014, więc podczas naszych poprzednich wizyt jeszcze ich nie było. Postanawiamy więc zrobić stopik podczas wyjazdu.




Tablica z gatunku tych, co trudno z nich cokolwiek odczytać i nie da się zrobić zdjęcia, by wszystko było widać.



Zadanie dodatkowe - policzenie łopatek.



Obok jest skrzynka, ale nad Wisłą, po drugiej stronie szosy. Nazywa się "pomnik portu" i początkowo nie wiemy, czy chodzi o koła łopatkowe, czy rzeźbę przy bulwarach... w każdym razie, rzeźbę zinterpretowaliśmy jako "Kazimierz Wielki na kajaku". Ponadto wymyśliliśmy dowcip:

- Dlaczego deptaki nad brzegiem akwenu nazywa się bulawarami?
- ?
- Bo w czasie powodzi są to bul-bul-bulwary.



Jedziemy dalej, rzucając okiem i obiektywem na spichlerze z tej strony Kazimierza. Dwa są w remoncie (w tym Muzeum Przyrodnicze, które z tego powodu jest nieczynne).



W Bochotnicy korzystamy z obczajonego wcześniej skrótu i tutaj postój na kładce, bo można puszczać różne rzeczy z nurtem rzeczki.



Rypiemy na Puławy śmieszką wzdłuż wału... pod wiatr. Ja tam walkę z wiatrem wygrywam, ale lavinka zostaje sporo z tyłu.




WTEM! Martwa ryjówka! Znalezienie tej ryjówki było jednym z najważniejszych wydarzeń wyjazdu.

Inne ryjówkowate wykluczyliśmy - rzęsorek rzeczek raczej nie, bo zbyt daleko od wody (w domu dodatkowo sprawdziliśmy, że jest większy). Kluska wykluczyła zębiełka:
- Czy ma czerwone zeęby na końcu?
- No, takie brązowe.
- W takim razie jest to ryjówka malutka lub aksamitna, bo one mają czerwone zęby, a zębiełek białawy ma całe biiałe.
- ???

Kluska miała rację. Otóż czytaliśmy aktualnie komiksy z serii "Saga o ryjówce", gdzie było sporo informacji o ryjówkowatych wplecionych w treść, a na końcu jeszcze trochę ciekawostek. No i tam było, że ryjówki mają czerwonawe końcówki zębów, bo są w nie wbudowane związki żelaza, żeby się zbyt szybko nie ścierały.

W domu z poniższego zdjęcia oszacowaliśmy długość ryjówki i wyszło nam, że raczej malutka (aczkolwiek rozmiar nam wyszedł taki, że stuprocentowo aksamitnej nie możemy wykluczyć), czyli najmniejszy ssak Polski!




Naszym zdaniem ta ryjówka nie zjadła śniadania i bam! Jest martwa!



Oto wspomniane komiksy Tomasza Samojlika (jednego z ulubionych ostatnio rysowników Kluski). Już z samych tytułów można się nauczyć jakie ryjówkowate występują w Polsce, a z samej lektury także o innych zwierzątkach - oprócz norek amerykańskich są też tchórz, gronostaj, wydra, łasica, koszatka, norniki... czy żółw błotny i inne.



A tu rysunki Kluski (skopiowane z komiksu przy pomocy kalki) bohaterów z rodziny ryjówkowatych.



Wracamy z dygresji i wycieczki w krainę książek, i dojeżdżamy do Puław. Przejeżdżamy pod mostem. Zacytuję sam siebie z wpisu na sąsiednim blogu pocztówkowym - Most w Puławach (ewidentnie nawiązywałem do informacji o zamku w pierwszej księdze Tytusa):

"Stalowy most drogowy na Wiśle w Puławach
- 1934 - wybudowany
- 1939 - zniszczony
- 1942 - naprawiony
- 1944 -wysadzony
- 1949 - odbudowany
Zwiedzanie w godzinach 0-24 przez cały rok. Bilet Normalny 10zł, Ulgowy 6zł, wstęp wolny w poniedziałki, wtorki, środy, czwartki, piątki, soboty i niedziele"



Jedziemy na punkt widokowy, by urządzić sobie porządny postój. Sześć lat temu odwiedziliśmy to miejsce, więc może zapodam znów parę zdjęć - aktualne i archiwalne.



Zdjęcie archiwalne - wykonane 5 minut wcześniej.



Wyścigi na schodkach.



Górny pokład punktu wid... eee, znaczy naszego statku. A właściwie, to mostek kapitański.



A to dziób naszego statku (z prawej wejście do portu.



Kapitan Kluska na posterunku. Ponieważ mamy dosyć szczupłą załogę, kapitan jest jednocześnie sternikiem, lavinka jest majtkiem i ma wysokie stanowisko w bocianim gnieździe, a ja jestem kukiem.




Inny widok na nasz okręt.



Dziś silny wiatr, nad Wisłą wieje solidnie, a na punkcie widokowym to wichura taka, że ho, ho... normalnie z dziesięć w skali Beauforta... no może dziewięć. Po jakimś czasie przenosimy się głębiej do portu na hamaki.



Ale jak jest dziesiątka (czy dziewiątka), to i w tych hamakach nieźle buja.



Mamy tam bliskie spotkanie z pająkiem z rodziny skakunowatych (rzeczywiście skakał!), ten słodziak to prawdopodobnie pyrgun nazielny.




A w porcie - tym się kiedyś woziło turystów po Wiśle.



A tym się wozi teraz.



Za Puławami mamy następujące opcje:
- rypać kilka kilometrów wojewódzką i dopiero dalej odbić w drogą dochodzącą do szlaku wzdłuż torów (ta wojewódzka jest koszmarna, naprawdę nie mamy ochoty nią jechać),
- najpierw dobić do torów, potem kawałek szlakiem wzdłuż nich, przy torach odbić do wojewódzkiej, nią ze 2km i powrót do torów (dodatkowy dystans, a i tak na koniec rypanie wojewódzką).

Ostatecznie decydujemy się jechać tak jak poprzednio, przebijając się przez skład kruszyw, który zatarasował szlak. Jest o tyle lepiej, że minęło parę dni od deszczy i jest mniej błota... tyle że pechowo trafiamy na manewrującą wywrotkę, ale jakoś udaje się ją w końcu ominąć. Uff, najgorszy odcinek za nami.

Jedziemy wzdłuż torów, więc jest trochę trainspottingu. Oto nowy nabytek PKP Intercity - Griffin od Newagu, na tej trasie łatwą tę lokomotywę spotkać, bo widzimy ją kilka razy (chyba co najmniej ze trzy).



Kibel w barwach Polregio.



Takie cuś.



ET41, już wcześniej go widzieliśmy, gdy nas mijał a teraz my go mijamy.



Dojeżdżamy do stacji Gołąb, gdzie obowiązkowy stopik przy przejeździe, który robi PING!




Znów mija nas ten ET41



Pociąg do Dęblina, czyli kibel (zmodernizowany) w barwach lubelskich.



Wieprz... jak przejeżdżaliśmy tu trzy dni wcześniej, przypomniałem sobie nasz dowcip o Wieprzu, ale teraz sobie przypomniałem, że miał on jednak nieco inne brzmienie, a ja go przekręiłem. Powinno być tak:
- Czy Wieprz chrumka?
- Nie, Wieprz kumka.



Mniej więcj w rejonie Wieprze Kluska sobie przypomniała piosenkę z obozu, którą sąsiedni podobóz śpiewał przy posiłku. Dalej jedziemy ze śpiewem na ustach (na melodię "Morskich opowieści"):

Dżem, dżem, zupa mleczna,
Dżem, dżem, pasta jajeczna,
Dżem, dżem, serek topiony,
Ja to wszystko zjem mniam, mniam, mniam!

Tak dojeżdżamy do Dęblina i zwiedzamy Fort Mierzwiączka:






Znajdujemy taką oto gąsienicę.



Dziś z lotniska mniej lata, ale latają chyba te same co poprzednio, tylko zdecydowanie rzadziej, oraz takie coś... wydaje mi się, że to M28 "Bryza".



Docieramy do Dęblina - oto nasz kibel. Ogólnie ten rejon zyskał u nas przydomek Kraina Kibli, a to dlatego że wszystkie stojące w Dęblinie pociągi osobowe były kiblami (z/do Warszawy, do Radomia, Do Lublina). Na trasie do Lublina też widzieliśmy same kible.



Trafiamy na modernizację EN57AL, ten kibel (jak i niektóre inne) ma najlepsze w Kolejach mazowieckich oznaczenie przedziału rowerowego, widoczne z daleka, a nie jakieś białe na szybce, które nie tak łatwo wypatrzeć, gdy wjeżdża na peron. Poza tym w odróżnieniu od niektórych modernizacji nie zlikwidowali tu jednego rowerowego i ma go nadal na obu końcach. Co prawda jeden jest mały (ten na fotce), ale jest... drugi jest obszerniejszy.




No i tyle, podsumowując największymi atrakcjami wyjazdu były:
dzień 1: przejazd który robi PING!
dzień 2: taczki
dzień 3: kałuża w kamieniołomie
dzień 4: martwa ryjówka


  • dystans 9.42 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 00:45
  • średnio 12.56 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 3: Pętelka o żenującym dystansie

Środa, 9 września 2020 · dodano: 27.09.2020 | Komentarze 6

Wiemy już, że wyciągnąć Kluskę z taczek na spacer po Kazimierzu nie będzie łatwo. Toteż z rana, gdy idę do sklepu, robię rundkę po mieście w poszukiwaniu zadań do wykonania... to właśnie wczoraj się podobało Klusce i podobała jej się perspektywa wykonania kolejnych zadań do skrzynki wirtualnej w Kazimierzu. Tyle że zadania były trochę nudne - poza znalezieniem napisu na belkach studni na rynku, trzeba było sobie zrobić zdjęcia przy kilku obiektach, dlatego postanowiliśmy dołożyć kilka własnoręcznie wymyślonych, ciekawszych zadań. Poza tym na spokojnie oglądam kościoły w poszukiwaniu pocisków (bo potem z Kluską nie miałbym głowy dokładnie obejrzeć dookoła i mógłbym jakiś zakamarek pominąć).

Ruszamy więc na przedpołudniowy spacer - klasztor.




Tutaj zadanie - policzyć drewniane schody wiodące do kościoła. Rzeczywiście jest ich 60 jak piszą w przewodniku.



Na szczycie jest nawet ławeczka, na której można przysiąść i zapisać wykonanie zadania z wynikiem.



Tutaj znalazłem też pocisk nad wejściem do kościoła (ta lokalizacja była tylko do potwierdzenia, bo znalazłem o nim wzmiankę na jakimś forum, tylko że nie znalazłem zdjęcia na którym by był).




Fotka z Offcą i widokiem na Kazimierz.




Kolejne zadanie - spisać numery z tabliczek ze starych domów, umieszczonych na małej drewnianej galeryjce przy Plebance.



Idziemy na rynek - fotka poranna i podobny kadr z czerwcowego weekendu kilkanaście lat temu.

Tu mała dygresja - celowaliśmy z tym wypadem w środek tygodnia, bo choć już po wakacjach, to w weekend można się spodziewać sporo ludzi (zwłaszcza przy ładnej pogodzie), a nie chcieliśmy być zadeptani. Z rana było przyjemnie, w ciągu dnia jak na nasz gust trochę za dużo ludzi, ale do przeżycia. W Kazimierzu byłem kilkanaście lat temu w lutym i było ok, ale jak przejeżdżałem później w jakiś czerwcowy weekend, to czym prędzej stąd uciekłem (a dlaczego - widać na dolnym zdjęciu).




Z cyklu kazimierski kanon - manierystyczne kamienice:
- Kamienica Celejowska



- Kamienice Przybyłów



No i jesteśmy na rynku.




Zadanie z wirtuala - zrobić sobie zdjęcie z psem Werniksem... ale mu pysk wygłaskali.



W pobliżu znajdujemy mozaikowego kota i tu kolejne zadanie - policzyć w ilu kolorach są kafelki, osobno w połówce niebieskiej i żółtej.



Widoczny na zdjęciach z rynkiem kościół farny. Tutaj zadanie - znaleźć pośród wmurowanych epitafió takie z czaszką i spisać z niego rok.




Pocisk w pobliżu wejścia do kościoła. Tego nie miałem wcześniej wstępnie namierzonego.




Aha, w kościele św. Anny nie wypatrzyłem żadnego wmurowanego pocisku.



Cmentarz za farą i widok na zamek.



Wbijamy się na zamek, wstęp płatny (bilet obowiązuje na zamek i basztę), jak byłem kilkanaście lat temu to się wchodziło bez opłat, przynajmniej poza sezonem... teraz już nie da rady, bo zamontowana brama i jak kasa zamknięta to się nie wejdzie (na basztę już poprzednio nie dało się dostać). Teraz to i na Górę Trzech Krzyży wstęp jest płatny.

Zwiedzamy zamek... eee, jakoś nowe te ruiny, chyba je ostatnio rozbudowali, a jednocześnie w połowę dziur się nie da się teraz wejść, bo zamknięte kratami, zaś mostek króciutki i niewiele rekompensuje. Poniżej pary zdjęć, drugie sprzed kilkunastu lat.







Idziemy na basztę - widoczek na zamek i miasto.



Kluska nadaje sygnały, nie ma najważniejszego, więc nie wiadomo czy na dole zrozumieją Kluskę nadającą "Przyślijcie więcej jedzenia!".





Zrozumieli - rodzice stanęli na wysokości zadania taszcząc pełne plecaki żarcia na drugie, trzecie i czwarte śniadanie (ewentualnie pierwszy, drugi i trzeci przedobiadek).



Tutaj zadanie - zmierzyć obwód baszty... nie udało się zmierzyć tej węższej części, bo z drugiej strony jest za wysoko, ale to rozszerzenie przy ziemi na ok. 35m. Mieliśmy za krótką miarkę i sznurki by spuścić je z góry i zmierzyć wysokość. Przy okazji znaleźliśmy jakieś skamieniałości w jednym z wapieni budujących basztę.



To tyle jeśli chodzi o Kazimierz z buta. Jak się obrobiliśmy na miejscu, to jeszcze popołudniu ruszyliśmy na rowerową pętelkę po najbliższej okolicy. Najpierw ruszamy na kamieniołom opoki, tylko którędy?

Hmmm, na Kraśnik będzie dobre 8 kilometrów (z buta to będą 103 minuty).. Kierunek z grubsza dobry...



W zasadzie są trzy opcje:
- ulicą, która jest brukowa
- bulwarem, który jest chodnikiem z wyoblonej kostki po wale, mimo niedużego ruchu i tak trzeba się czasem mijać z pieszymi (a to formalnie nie jest cpr, tylko bulwar pieszy (ale z braku dobrych opcji, rowerzyści z niego korzystają)
- gruntówą przy wale

Wybieramy opcję numer 3. Gruntówa taka sobie, do tego trzeba slalomować między wielkimi kałużami po ulewie sprzed półtora dnia (na szczęście, gdy kałuże zaczynają obejmować całą drogę i nie da się ich ominąć, jest już objazd przez kamieniołom). Jak dojeżdża do nas ulica z opcji nr 1 (przy spichlerzu z kostki), to wjeżdżamy na bruk... decydujemy się wbić na bulwar, ale z góry widzimy, że z góry nawierzchnia się poprawia (znaczy bruk przechodzi w kostkę). Tak więc wracamy się przetyrtać brukiem te 100m z hakiem, potem kostką, znów gruntówa i kamieniołom.



Po drodze skrzynkujemy i zwiedzamy - z ruin spichlerza Kluski nie da się wyciągnąć, taka fajna miejscówka w oknie.





Przy okazji w gruzie znajdujemy pierwszą skamieniałość - takiego oto ślimaczka.



Docieramy w końcu do kamieniołomu.




lavinka zostaje na dole pilnować rowerów (ale też robi wycieczkę z poziomu o na poziom 1 kamieniołomu), my zaś idziemy w kamieniołom na wycieczkę, na poziom 2 lub nawet 3.

Małe i odpowiednio płaskie kawałki opoki dosyć łatwo połamać, co prezentujemy na poniższym obrazku.




Ostrożny powrót.



Przy okazji znalazło się trochę górnokredowych skamieniałości - głównie małże




Ale też kolejny ślimak



Takie cusie




A to wygląda jak kość, Kluska stwierdziła że na pewno dinozaura. Niech więc będzie, że jest to fragment żebra dinozaura... no, plezjozaura.




A potem Kluska odkryła kałużę... a przy niej wapienne błotko, miało naprawdę fajną konsystencję.



A potem... tak, przyjechaliśmy do innego województwa, by bawić się w kałuży i rzucać do niej kamienie. Tutaj spędziliśmy sporo czasu.




W końcu podjechaliśmy rzucić okiem na prom, który tak rzęzi, że słyszeliśmy go z kamieniołomu.



Tablica z cennikiem (Kluska oczywiście musiała cały przeczytać... na głos). Poniżej wklejam cennik sprzed kilkunastu lat (powiększenia tablic po kliknięciu w fotki).





No a potem trzeba się wrypać betonką z doliny Wisły na Wyżynę. Jak już się wypłaszczyło, to nawet zaczął się asfalt, ale zaraz przeszedł w trylinkę... o rany, zjazd do szosy głównej był mordęgą, cały czas na hamulcach, bo strach było po tym wertepie szybciej zjeżdżać. Jak już dotarliśmy do szosy głównej , ufff co za ulga jechać w miarę dobrym asfaltem. Mieliśmy już serdecznie dość nawierzchni miejscowych bocznych dróg, pod Kazimierzem lepiej nie kombinować tylko polecieć głównymi.




Szosą główną podjeżdżamy (dosłownie, bo jest łagodny podjazd) do cmentarza żołnierzy radzieckich.





Przy okazji dalej keszujemy, a Kluska instaluje się w ruinkach (chyba kibla), w którym są zwalone stare, betonowe krzesełka (bo na nazwanie ich ławkami są za małe) - trzeba tylko ten beton odpowiednio przewalić, umieścić na nim drewnianą część i już można siadać w kolejnej bazie.




Rozpoczynamy zjazd doliną (czy też może większym wąwozem) do Kazimierza... rany, jak to dobrze, że tu już nie ma trylinki i można się rozpędzić. Ziuuu, tak się dobrze jedzie, że w try miga dojeżdżamy do kirkutu i prawie go przegapiamy, ale w ostatnim momencie udaje nam się zorientować, ze pora się zatrzymać.

Kazimierska ściana płaczu wykonana ze zniszczonych macew.




Zwyczaj kładzenia kamyków na macewach, czy karteczek z prośbami znam i już się z tym spotkałem na kirkutach.



Ale podpieranie macew gałęziami? Pierwsze widzę. Z tyłu za pomnikiem są w lesie ustawione ocalałe w całości macewy.



Sądząc z symboliki macew, sporo tu było osób znanych z dobroczynności... z tą symboliką do tej pory rzadko się spotykałem, a tutaj dłoń wkładająca monetę do skarbonki widnieje na sporej ilości macew.





Dalej keszujemy - jedna skrzynka jest naprzeciwko kirkutu, po drugiej stronie szosy. Obok jest strumyk, więc idziemy jego tropem i wchodzimy w wąwóz. Strumyk zaraz się kończy źródełkiem, a my idziemy w górę już suchym wąwozem. Trochę nam się zeszło, więc lavinka, która od skrzynki wróciła pilnować rowerów, zastanawiała się gdzie nas wessało.





No i stąd dalszy zjazd i szybko docieramy do domu. Pętelka wyszła o żenującym dystansie, nawet do 10km nie dobiliśmy, aż wstyd wrzucać na bikestatsa. A najśmieszniejsze, że zajęła nam ponad cztery godziny... no ale sporo innych rzeczy robiliśmy poza samą jazdą na rowerze, zama zabawa w kałuży zajęła nam sporo czasu.



  • dystans 5.00 km
  • Wędrówka
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 2: Wczasy w taczkach

Wtorek, 8 września 2020 · dodano: 23.09.2020 | Komentarze 3

No i jesteśmy w Kazimierzu, dziś dzień bezrowerowy, bo mamy robotę - jesteśmy tu po to by pomierzyć tę chatkę i przybudówki (a przy okazji mamy w niej nocleg). Nie jest łatwo to połączyć z opieką nad Kluską - trochę nam pomaga w mierzeniu, trochę sama się zajmuje sobą, albo ja jestem oddelegowany do jej zabawiania... niektóre fragmenty domierzamy, gdy już śpi i jakoś to idzie.

Klusce domek i ogród bardzo się spodobały - samo zglądanie wszystkich kątów w domku było niesamowitą frajdę - zabawa fajerkami na starej kuchni, otwieranie i zamykanie okien skrzynkowych itp.




Potem przyszedł czas na zwiedzanie ogrodu, a przede wszystkim półdzikiej części na skarpie za domem. Są tam stare ule, w większości bezludne, ale jeden jest zamieszkany (najpierw sam ostrożnie z daleka to sprawdziłem) i do niego się nie zbliżamy, mimo że znaleźliśmy profesjonalny sprzęt.





Dalej tylko krzaki, więc ruszamy z ekspedycją badawczą.



Po przedarciu się przez krzaki, łączki itp. trafiamy do wąwozu. Na poniższej fotce widać Kluskę:



A tu zoom:



Wracamy po lavinkę, żeby ją też przeciągnąć przez wąwóz, a co!




No i wreszcie jedna z lepszych atrakcji - taczki! Robiłem za taczki-bus, miałem stałą linię z przystankami:
- szopy (przystanek początkowy/końcowy)
- jabłonka (przystanek na żądanie)
- główny
- schody (przystanek początkowy/końcowy)

Tak jakoś na zdjęciach jest ciągnięcie taczek tyłem, a jednak prawie zawsze pchaliśmy je normalnie przodem, tylko akurat tak się załapały na zdjęciach.




Z innych atrakcji - fajne pająki z szopy



Trenażer w piwnicy



Tak więc trudno było pod wieczór wyciągnąć Kluskę z domu i taczek na jakiś spacer, nigdzie nie chciała iść. Taczki wygrały z Kazimierzem!

W końcu po długich zabiegach udało się i ruszyliśmy pieszo w kierunku jednego z bardziej znanych wąwozów (Korzeniowego Dołu)... i to był błąd, trzeba było rowerem. Niby dystans żaden, ze dwa kilometry w jedną stronę, normalnie to biegiem potrafi dużo większy dystans pokonać (w towarzystwie innych dzieciaków, to nawet pod dwadzieścia kilometrów), ale tu trochę jej się nudziło i musieliśmy ją zabawiać opowiadaniem różnych historii.

Ale w końcu dotarliśmy




Tutaj największą atrakcją był nie sam wąwóz, lecz zadania do geologicznej skrzynki wirtualnej (tzw. Earthcache), np. znalezienie konkretnego drzewa (wg. zdjęcia) i zmierzenie jak wysoko od dna wąwozu zaczyna się pień.



Poza tym były pająki.



No i powrót do taczek (po drodze jeszcze jedną skrzyneczkę znaleźliśmy).


  • dystans 48.12 km
  • 3.50 km terenu
  • czas 03:00
  • średnio 16.04 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 1: Przejazd, który robi PING!

Poniedziałek, 7 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 5

Żyrardów >>> Warszawa >>> Dęblin - Keszczówka - Bobrowniki - Niebrzegów - PKP Gołąb - PKP Puławy Azoty - PKP Puławy Chemia - Puławy - Parchatka - Bochotnica - Kazimierz Dolny

Jedziemy do Kazimierza, tak tego na dole (mapy) nad Wisłą. Z Żyrka jedziemy na Zachodnią, gdzie mamy trochę czasu na przesiadkę, więc sobie trainspottingujemy. Udało się trafić najnowszy nabytek Kolei Mazowieckich, czyli Flirt3.



Ale też stare, niezmodernizowane kible (Klusce bardzo się podobały), tutaj dwa z różnych okresów produkcji, widać że się różnią czołem (ten z lewej jest starszy).



Do Dęblyna też jedziemy kiblem, tyle że zmodernizowanym... kiedyś na którejś stacji (nie pamiętam czy Zachodniej, czy Centralnej), jedna pani zapowiadała np. "Pociąg do Lublyna przez Dęblyn Puławy Miasto Nałęczów*", ale jeszcze weselej było jak zapowiadała pociąg do Berlyna.

*) długo się zastanawiałem, dlaczego pani podkreśla, że Nałęczów jest miastem, a przy innych miejscowościach nie... dopiero potem, jadąc na tej trasie zorientowałem się że to nie "Miasto Nałęczów", tylko stacja "Puławy Miasto".

Tak na marginesie, pociągi do Dęblina kursują dopiero od 30 sierpnia, wcześniej długo trasa była zamknięta  (na różnych odcinkach) z powodu remontu. Remont nadal trwa, ale trasa jest przejezdna.

Wbijamy się do pociągu, a tam w części na rowery strefa ochronna... no i co mamy zrobić? Wstawiamy rowery do strefy ochronnej (generalnie to część wydzielona dla załogi pociągu, ale teraz jest nieużywana z tyłu, bo pociąg jedzie w drugą stronę).



Teoretycznie mogliśmy upchnąć rowery z drugiej strony wejścia, ale tam początkowo siedzieli ludzie, dopiero potem opustoszało, ale już nie przestawialiśmy rowerów. Zresztą konduktorka nawet słowa nam nie powiedziała... to znaczy spytała się, czy to my jedziemy z tymi rowerami, ale chodziło jej o to, żeby wiedzieć gdzie zwrócić uwagę czy już wyładowaliśmy się ze wszystkimi gratami, ale zobaczyła że wysiadamy na stacji końcowej.

Aha, my siedzimy tam z przodu, bo te składane krzesełka są dosyć niewygodne.



Stacja Dęblyn. Na szczęście już nie pada... według prognoz, z rana miały przechodzić deszcze przez południwo-wschodnią Polskę i zasadniczo powinny przejść nim dojedziemy, ale było ryzyko że będzie jeszcze padać. Po drodze widać mokre drogi, czasem nawet kałuże.



Samowarek przy stacji



Jedziemy, a nisko nad nami samoloty latają... no tak, lotnisko wojskowe w Dęblinie.



Jedziemy asfaltową ddr-ką, której tu nie było jak jechaliśmy tędy poprzednio parę lat temu. Całkiem przyzwoita, nawet krawężniki wyrównane i nie robią dup-dup. Przyd nami wyniesione skrzyżowanie, a my skręcamy... niestety w starą kostkową ddr-kę (która była tu już poprzednim razem).



Jedziemy opłotkami Dęblina, omijając centrum i wojewódzką, do której dobijamy w końcu, ale po 100m z hakiem odbijamy już w bok... nie chodzi tylko o duży ruch na tej drodze (jest spory, ale bez przesady), ale też o koszmarnie wertepiastą ddr-kę

Teraz dla odmiany objeżdżamy lotnisko, a nad nami cały czas latają samoloty. A my mijamy Wieprz... kiedyś wymysliłem taki dowcip:
- Czy Wieprz chrumka?
- Nie, Wieprz plumka.



Nad Wieprzem udaje się uchwycić te F-16, MiG-i, czy co tam lata... bo tędy podchodzą do lądowania i lecą wolno

(edit: Pim zidentyfikował je jako M-346 Bielik).




- Czy to prawda, że Wieprz nie ma brzegów?
- Tak, to prawda.



Kluska zalicza nową gminę (chyba już trzecią dziś).



Dojeżdżamy do linii kolejowej Dęblin - Puławy (albo Warszawa - Lublin, jak kto woli). planujemy postój an stacji Gołąb.... a tu zdziwko, bo stacja została przesunięta, pierwotnie była jakiś kilometr w bok, ale po remoncie jest przy przejeździe kolejowym (no i słusznie, o kilometr bliżej Gołębia, choć do zabudowań przysiółka jest nadal z kilometr, a do samego Gołębia ze dwa).



Prawdziwym hitem tej stacji jest przejazd kolejowy, który robi PING! Serio, co kilka sekund (Kluska wyliczyła, że co 12 sekund, ale za szybko te sekundy liczyła).

Tu mała dygresja, kiedyś jak w kilka osób wędrowaliśmy przez Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki, nocowaliśmy bodaj w Czorsztynie, to na korytarzu mieliśmy czajnik elektryczny, który robił PING! (jak się wyłączał) Normalnie jak ktoś gotował wodę, to się pytał czy nie wstawić więcej jeszcze dla kogoś... a tam na każdą herbatę, każdą zupkę wstawialiśmy osobno, żeby częściej robił PING! W domu od dawna uczę toster, żeby robił PING! ale na razie z marnym skutkiem (znaczy żadnym).



Kibel jako tygrys!



Ciuch, ciuch! A tu jedzie inny pociąg.




Hmmm, to dokąd teraz?



Dalej jedziemy wzdłuż torów ulicą... Stacja Kolejowa.



Oto dawny budynek stacji Gołąb, to stąd przesunięto stację w obecną lokalizację (ale budynku nie). Jak przejeżdżaliśmy tędy sześć lat temu, to budynek był w rusztowaniach, teraz po remoncie.



Jedzie się dobrze, bo na drodze wzdłuż torów jest nowy asfalt. Poprzednim razem aż tak różowo nie było.



Tuż przed stacją Puławy Azoty jest kawałek starego asfaltu, a za stacją gruntówa (ale dobrze utwardzona). Niestety przed przejazdem kolejowym droga zamieniona jest na skład kruszyw i zaplecze dla ciężkiego sprzętu i jeszcze jakieś tabliczki, które olewamy i  jakoś się przebijamy, przez błota i dziurdzioły. Jakby co, jedziemy szlakiem rowerowym, bursztynowym.



Przeskakujemy na drugą stronę torów i dalej szlak wiedzie klimatyczną ścieżką skrajem Azotów.



Uwaga, przejazd pod rurą!






A tu kluska uparła się, że przeczyta na głos cały regulamin połowu ryb w osadniku.



Powiększenie po kliknięciu w fotkę:



Jedziemy dalej wzdłuż rury



Przy stacji Puławy Chemia przebudowa dróg, ale da się przebić, potem dobijamy do wojewódzkiej z Dęblina do Puław, ruch koszmarny (min. dlatego ją omijaliśmy trasą wzdłuż torów), już samo wjechanie na nią jest problematyczne, bo trzeba przeczekać sznury samochodów. W końcu sie wbijamy i kawałek dalej zjeżdżamy nad Wisłę, a za mostem bulwarami...

Ddr-ka jest betonowa o strasznie nierównej powierzchni. Zdaje się, że nie jest to wylewka, tylko ułożona z prefabrykowanych płyt (ale mogę się mylić), ich producenta przywiązałbym do roweru i pociągnął za sobą kilka razy w te i z powrotem po całej tej trasie.



Krótki postój przy wodowskazie historycznych stanów Wisły (powodziowych). Niestety większość z nich jest nieczytelna, albo ledwie da się odcyfrować.




Most w Puławach




Port



Za Puławami jedziemy ddr-ką, to by była super trasa, gdyby była asfaltowa i może jeszcze puszczona szczytem wału, a tak po prostu jest. Zaczyna się za mostem w Puławach i leci do Bochotnicy, niestety jest to wertepiasta kostka, pierwotnie była szersza, ale boki zarastają... w sezonie turystycznym prawdopodobnie jest tu duży ruch, musi być tu masakra co chwila kogoś mijać, wyprzedzać...  nawet w środku tygodnia we wrześniu mijamy trochę rowerzystów.

Początkowo trasa omija wjazdy na wał, my z Kluską na nie wjeżdżamy, bo są lepsze widoczki (zwłaszcza na lavinkę, która nas wtedy mija... w potem my ją gonimy, taka zabawa). Ale dalej trzeba się wrypać już obowiązkowo na każdy.




Po drodze mijamy uprawy chmielu.



Postój po drodze. Zabawa w "Padnij! Rowerzyści!", włażenie i zbieganie z wału itp.




Kluska wypatrzyła też swojego pierwszego tygrzyka.



Widoczki, z wału są najlepsze, bo z dołu są nieco ograniczone. W zasadzie jedziemy wzdłuż Wisły i można jej w ogóle nie widzieć... gdyby nie to, że z Kluską się wrypaliśmy na przejazd w miejscu gdzie było widać Wisłę, to byśmy jej nie widzieli.




W Bochotnicy jedziemy skrótem, czyli musimy się przebić kładką nad rzeczką Bystrą na równoległy wał, który w linii prostej jest odległy o niecałe 100m. Nie tylko chodzi o to, że skracamy trasę o jakieś 1,5 km (czasowo wychodzi chyba podobnie, bo trzeba przeprowadzić rowery przez jeden wał, potem skarpą zejść do rzeczki, wyjść z niej, wprowadzić na drugi wał...), ale też nie musimy się wbijać na wojewódzką, na której jest duży ruch.




Kawałeczek dalej i tak musimy zjechać z wału na szosę do Kazimierza, ale już za wojewódzką, która w Bochotnicy odbiła na wschód. Tak jedziemy do celu, w Kazimierzu możemy skręcić w boczną, równoległą uliczkę... kostkową, więc jedziemy dalej główną, na której wieczorem ruch nie jest duży. No i jesteśmy.








  • dystans 39.23 km
  • 8.10 km terenu
  • czas 02:25
  • średnio 16.23 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kwiatkowo-skrzynkowo nad Pisię

Sobota, 30 marca 2019 · dodano: 02.04.2019 | Komentarze 4

Wycieczka po okolicy - najpierw nad Pisię Gągolinę, zobaczyć co tam aktualnie kwitnie. Przy okazji reaktywacja jednej skrzynki, założenie drugiej nowej i dalej już nie nad Pisią, zabranie trzeciej do suszenia.





Rusałka pawik - to nic nowego, już tydzień temu je widziałem, a cytrynki to jeszcze wcześniej. Dziś dodatkowo widziałem bielinka.



Rzut okiem i obiektywem co aktualnie kwitnie - głównie to samo, tylko więcej...no, tylko złoci trochę mniej:



Za to zawilców gajowych już coraz więcej, a i żółte łatwiej znaleźć nie zwinięte w pączek.






Kokorycz



Zdrojówka rutewkowata




Obie



Ziarnopłon wiosenny



Śledziennica skrętolistna



Śledziennica w pokrzywach



Przylaszczka pospolita w dolinie Pisi zasadniczo nie rośnie, trzeba się wdrapać na skarpę i tam w lesie jej poszukać.




Z nowości namierzyliśmy szczyr trwały (chyba), kwiatki chyba jeszcze w pączkach, no i pytanie - męskie, czy żeńskie?




Udało się namierzyć też łuskiewnik różowy





Jakiś robal (oleica, chyba samica)



Wizyta nad bobrzym jeziorkiem (albo bobrowym, jak kto woli).





Po zbudowaniu głównej tamy, Pisia Gągolina wystąpiła z koryta i zatopiła terasę zalewową. Nurt się przeniósł na boki i rozdzielił, największy ciek jest teraz z drugiej strony przy skarpie, a nieco mniejszy tutaj przy tej skarpie.



W międzyczasie bobry zaczęły budować tamy na owych bocznych nurtach. Na przykład jedna była tydzień temu w miejscu z poniższych fotek. Jednak dziś jej nie było, wydawało się że jest w miarę solidna i tak na oko oceniliśmy, że ktoś musiał tę tamę rozwalić... podejrzenia padły na osobę, która na brzegu zostawiła skorupki od jajek.

No to postanowiliśmy zrehabilitować rodzaj ludzki i pomóc pracowitym zwierzątkom, a następnie w czynie społecznym zbudowaliśmy nową tamę.




Solidną - da się po niej przejść na zwalone drzewo.



Jedziemy dalej, odwiedzamy głaz upamiętniający śmierć Tymoteusza Tatara... kiedyś w środku lasu, dziś na skraju ścinki zupełnej, która tutaj doszła do skraju samej rzeki i w ten sposób został zniszczony kolejny piękny zakątek.



Na głazie jest intrygująca inskrypcja "Tymoteusz Tatar Syn leśniczego tutejszych dóbr, rodak ziemi kieleckiej z Włoszczowy, zginął na tym miejscu ze zbrodniczej ręki"



Dawno temu odkryłem ten pomnik nad Pisią, później znalazłem grób Tymoteusza Tatara - na cmentarzu w Radziejowicach, na lewo od kaplicy cmentarnej. Jakiś rok temu, podczas lektury wpisów na fanpage'u Echo Żyrardowskie (wpis 1, wpis 2) o znanym skądinąd bandycie Krwawym  Popielarzu (Aleksander Popielarz), wpadło mi w oko znajome nazwisko... i tak okazało się, że Tymoteusz Tatar został zamordowany właśnie przez Popielarza.





Jak cyklogrobbing, to cyklogrobbing... ot, dwa dziewiętnastowieczne nagrobki - Józef Zmigrodzki




Józefa z Bednarskich Lange (powiększenie)



Mogiły wojenne - jedna imienna (prawdopodobnie cywil, który zginął 8.IX.1939), oraz trzy bezimienne... być może też z 1939r. (przynajmniej część), ale obecne tabliczki wskazują ogólnie na II wojnę.



Tamte mogiły znałem, ale w sąsiedztwie odkryliśmy dziś dwie kolejne. W jednej spoczywa porucznik Wiktor Stevesandt. I odnośnie niego udało się znaleźć kilka informacji. Otóż był absolwentem Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu, 8 września 1939 został ranny, a rana okazała się śmiertelna (8.IX Niemcy zajęli Radziejowice, które były przy szosie na Warszawę, jeszcze tego samego dnia 4 Dywizja Pancerna dotarła do Warszawy, jednak nie udało się zdobyć stolicy z marszu, zostali zatrzymali na barykadzie przy Opaczewskiej).

"Wiktor Stevesandt wraz z żołnierzami chronił się w okopach w okolicach pałacu, wyszedł na jakiś czas do wsi i już nie wrócił. Nastąpił atak Niemców. Został ranny, sam opatrzył ranę ale wykrwawił się i zmarł. Dom, w którym było jego ciało i ciała innych osób został podpalony. Zmarłych zakopano naprzeciwko szkoły, później po uzyskaniu zgody na ekshumację ich zwłok zostali pochowani na miejscowym cmentarzu. W grobie Wiktora Stevesandta spoczywa jeszcze jeden mężczyzna, którego danych nie udało się ustalić." (źródło: "Nasza Gmina Radziejowice" 7/8.2018 - pdf online)



Kilka grobów dalej jest drugi grób z 1939 - spoczywa w niej Stanisław Tomaszewski, ranny w czasie obrony Warszawy, który zmarł w listopadzie.



Jedziemy dalej, skoro zahaczyliśmy o tematy wojenne - fotka lavinki w hełmie.



A na koniec pączki. Smacznego!


Kategoria lubelskie


  • dystans 83.42 km
  • 13.40 km terenu
  • czas 05:07
  • średnio 16.30 km/h
  • rekord 42.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Sienkiewicza (dzień 2)

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 05.05.2017 | Komentarze 3

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.

las - Giżyce - Krupy - Ostrów - Węgielce - Drewnik - Jeziorzany (d. Łysobyki) - Przytoczno - Ferdynandów - Kalinowy Dół - Dąbrówka - Helenów - Wola Gułowska - Turzystwo - Lipiny - Wola Okrzejska - Okrzeja - Gózd - Jagodne - Kłoczew - Wylezin - Babice - Trojanów - Kozice - las [MAPA]

Gminy zaliczane (lubelskie):
- Michów, Jeziorzany, Krzywda, Kłoczew
Gminy zaliczane (mazowieckie):
- Trojanów

Aura: Dziś było nieco cieplej, ale bez przesady i bez upałów. Słońce na przemian świeciło (i robiło się nieco cieplej) i chowało się za chmurami (i robiło się dosyć zimno). Nie padało, to najważniejsze. Wiatr mniej więcej wschodni, chociaż chyba bardziej północno-wschodni, bo jak mieliśmy odcinki na północ to nam przeszkadzał.

Zazwyczaj nie rozpalam rano ogniska - na te dwie kawy, kaszkę dla lavinki i kawę do termosu gotuję wodę na epigazie nie wychodząc z namiotu... ale że w ten weekend jest dosyć chłodno, to zabraliśmy jeszcze dwa termosy na herbatę (1l i 1/3l), no to na tyle wody opłacało się rozpalać ognicho. Pierwsze skosztowanie herbaty ogniskowej z termosu w trakcie jazdy - mmm dymówa, niepowtarzalny smak! Wieczorem przy ognisku się tego nie czuło z powodu dymu, ale teraz tak. Przy czym do herbaty czarnej i owocówej mieszanki zimowej w dużym termosie to pasowało, ale do owocówki w małym już nie bardzo... no to w trakcie wypijania przelewaliśmy owocówkę do dużego.



Na początek trzeba się dobić z biwaku do jakiejś drogi, na szczęście nie trzeba było się wracać piochami, tylko pojechać w bok. Też trochę piochów było, ale mniej.



Jedziemy malowniczą trasą nad Wieprzem. Po krótkim odcinku przyzwoitej gruntówy, od Giżyc mamy asfalt. Tylko między Krupami a Ostrowem strasznie rozjeżdżona, piaszczysta gruntówa. Niestety wtedy nie wiedziałem że dało się to objechać dwa razy dłuższą trasą asfaltem.





Przejeżdżamy przez Wieprz. lavinka zastanawiała się wczoraj czy Wieprz chrumka... wczoraj chyba spał, ale dziś to sprawdziliśmy - Wieprz nie chrumka, Wieprz kumka!

Za rzeką widać kościół w Jeziorzanach, które powstały na na wyspie w dolinie rzeki. Dalej leży wieś Przytoczno. Dawniej lokowano tu miasto Przytoczno, które zmieniło nazwę na Łysobyki. Przy które było które, to trzeba by dokładniej zbadać, bo zdaje się że Przytoczno było potem osadą obok Łysobyków, które są obecnie Jeziorzanami... eee, jakoś tak.

Pod kościołem robimy sobie mały postój na ławce nad Wieprzem.





W lesie za Przytocznem pomnik upamiętniający bitwę pod Łysobykami w czasie Powstania Listopadowego, a niewykluczone że jest to mogiła powstańców (powiększenie tablicy z opisem bitwy: tablica 1, tablica 2, powiększenie mapki)




Obok krzyż... rok trochę nieczytelny, ale biorąc pod uwagę że jesteśmy na terenie bitwy pod kopcem i charakterystyczna data 3.X, czyżby kolejna mogiła z 1939, czyli z bitwy pod Kockiem? Ale na zdjęciu z 2011 nie ma tego krzyża w tym miejscu, albo więc został przesunięty spoza kadru, albo w ogóle trafił tu z innego miejsca... może jakiś stary krzyż z innego cmentarza wojennego? Takie rzeczy się zdarzają.



Dalej coś mnie podkusiło żeby pojechać skrótem, a nie objeżdżać naokoło asfaltem. Najpierw trochę wertepiasta gruntówa, ale przegapiłem zjazd głównej drogi i skręciłem za późno (bo tam wydawało się że wiodła lepsza droga). Potem słabymi drogami przez pola i średnimi przez las... tam musiałem skorygować trasę by dobić do właściwej drogi, gdy to się udało okazało się że może lepiej było właśnie przez ten las, takie były tu piochy którymi dotyrtaliśmy się jakoś do asfaltu w Ferdynandowie.

To był tzw. skrót To Mi'ego - niby krótszy, ale drogi słabe i nic ostatecznie nie skraca (później będzie skrót lavinki).




Kalinowy Dół, zjazd z główniejszej szosy w boczny asfalt.




Taki pomnik -  tu polegli 6 października ostatni żołnierze września 1939 (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Otóż do 3 pułku strzelców konnych nie dotarł ostatni rozkaz gen. Kleeberga, dotyczący kapitulacji. Pułk w nocy z 5 na 5 października wpadł tutaj w pułapkę i poniósł ciężkie straty. Powiększenie - tablicy informacyjnej, mapy ze szlakiem bojowym pułku.






Przy wjeździe do Helenowa baba z jabłkami... czyli kolejna rzeźba ośrodka łukowskiego (ale nie wszystkie po drodze fociliśmy).



Cmentarzyk w Helenowie. Po drodze minęliśmy jakąś starszą panią na rowerze, która rozmawiała z inną starszą panią przed domem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, porobiliśmy zdjęcia i zastanawialiśmy się czy to prawdziwe pociski czy atrapy, a wtedy przyjechała ta pani na rowerze i okazało się że mieszka naprzeciwko cmentarza i się nim od lat opiekuje. Trochę czasu minęło na rozmowie i dowiedzieliśmy się sporo ciekawych rzeczy.

Po pierwsze ta pani jeszcze jako siedmiolatka była świadkiem pochówku żołnierzy po bitwie. Opowiadało, że dwóch leżało za stodołą, jeden tam, trzech tam... Te trzy mogiły w pierwszym rzędzie powstały zaraz po bitwie - mieszkańcy wykopany dół wyściełali słomą, do niego składali zebranych z okolicy żołnierzy, przykrywali kocami, opatulali płaszczami. Jeden z mieszkańców był oficerem marynarki i zajął się organizacją pochówku, spisywał też dane poległych z rzeczy przy nich znalezionych.

Później w grudniu powstała ta czwarta mogiła przed pomnikiem, mieszkańcy przenieśli tam żołnierzy z innej mogiły umiejscowionej niezbyt fortunnie, bo tam zbierała się woda... wykopano ich i przewieziono, byli cali w glinie, do tego smród rozkładu. I znów na słomę, ale płaszczy i koców do przykrycia nie było, a że wieś zniszczona po walkach (kilka razy przechodziła z rąk do rąk) to trudno coś było znaleźć, ale jakieś derki czy coś mieszkańcy zorganizowali. Razem z polskimi żołnierzami był też pochowany żołnierz niemiecki, ale jego potem Niemcy wykopali i zabrali.

Pomnik jest niedawno wybudowany nowy, ale mniej więcej na kształt starego (ale pani twierdzi, że stary był ładniejszy). Z ciekawostek należy dodać, że w środku starego były zamurowane cztery karabiny. A odnośnie tych pocisków - są to bomby lotnicze zorganizowane przez sąsiada z okolicznych lotnisk w Ułężu i Podlodowie. Te mniejsze pomalowane na srebrno to ćwiczebne (wypełnione betonem), ale te czarne prawdziwe... sąsiad twierdzi że rozbrojone, ale pani uważa że tylko zapalniki zostały wyjęte, bo jak się paliła sąsiednia chałupa, to sąsiad przybiegł z drzwiami (czy innymi dechami) i zastawił skrajną bombę by się nie nagrzewała.





Następny przystanek - Wola Gułowska, kościół i klasztor.




Przed nim kilka kolejnych rzeźb



W środku tablice upamiętniając bitwę pod Kockiem (jest ich więcej), zresztą sam kościół był w ogniu walk - został zdobyty i obsadzony przez Niemców, potem odbity przez Polaków, a w czasie ostrzału niemieckiej artylerii uszkodzony.



I tera pytanie, co to za pypcie wysoko w wieżach? Pociski? Niestety strasznie wysoko, ciężko zrobić zdjęcie, ten jeden taki półokrągły, toteż trochę ni pasuje (chyba że kula?). Ale równie dobrze mogą być jakieś kotwy, generalnie są w wieży, czy może  wieżach, na pilastrach.



Prawdziwą perełką jest źródełko umieszczone w kryptach. Jak się wchodzi do przybudówki z tyłu kościoła, to wydaje się że prosto do źródełka, ale nie... to tylko zejście do krypt, potem niskimi podziemiami coraz dalej i dalej, jeden zakręt, drugi, jeszcze w dół, trzeci. Napełniliśmy tutaj butelki na wieczorne i poranne gotowanie.







A teraz cmentarz w Woli Gułowskiej... chociaż może już w Turzystwie. Już na bramie jest informacja o pochowanych Kleeberczykach.



A oto mogiła zbiorowa - na granitowych tablicach szlak bojowy, jednostki wchodzące w skład SGO Polesie i ich dowódcy, symboliczny nagrobek jednego z nich.





Jest też lista poległych pochowanych w mogile (powiększenie po kliknięciu w zdjęcie)



Obok w grobie rodzinnym spoczywa jeszcze dwóch oficerów walczących we wrześniu 1939 - jeden przeżył wojnę, drugi walcząc w SGO Polesie zginął, ale jeszcze przed bitwą pod Kockiem.



Drogowskaz przy głównej alejce skierował na do grobu żony powstańca.





Jedziemy dalej - jeden pomnik...



...drogowskaz do drugiego pomnika...



...trzeci pomnik.




Stacja Okrzeja... wszystko ładnie, pięknie - nowe tablice z nazwą stacji, nowa wiatka, nowe stojaki rowerowe, budyneczek odnowiony, nowo zrobione przejście przez tory... ale tylko na jedną stronę, do stacji. Na druga nie, trzeba skakać przez tory, a tam właśnie biegnie droga do pobliskiej wsi. Żeby nie nosić roweru przez tory, trzeba pojechać do najbliższego przejazdu i się cofnąć do tej drogi (nadrabiając dodatkowo 500m).

Ok, tutaj aż tak bardzo to nie przeszkadza, ruch pociągów nieduży, a przenieść rower przez tor to nie jest wielka fatyga. Problem się pojawia, jesli takie myślenie o wygodzie pasażerów i projektowanie zacznie się stosować np. w Warszawie. Potem się kończy tym, że kolejarze smarują peron i trawę smarem, żeby pasażerowie nie skracali sobie drogi nielegalnie przechodząc przez tory.



Wola Okrzejska - muzeum Sienkiewicza... w końcu skądzieś ten tytuł, a do tej pory było dalej śladami Kleeberga i Kleeberczyków.

Tutaj w dworku Cieciszowskich (rodzina jego matki) urodził się i spędził wczesne dzieciństwo Henryk Sienkiewicz. Dworek nie zachował się do dziś, muzeum jest w dawnej oficynie, która była do tego dworku podobna i po remoncie udaje dworek właściwy.






Z muzeami w święta nigdy nic nie wiadomo, na szczęście okazało się że czynne i udało się zwiedzić.







Mini makieta bitwy pod Grunwaldem... przypomina mi trochę Monty Pythona i rekonstrukcję ataku na Pearl Harbour.



A jedna z rzeź w parku ("W pustyni i w puszczy") skecz Kabaretu Potem o słoniu.



Latarnik...



Kolejne rzeźby, a w tle fundament dworku.



Podbipięta i Zagłoba... Longin taki trochę niski, może autor rzeźby nie czytał Ogniem i Mieczem, bo autor Stasia i Nel (tych z lewej) przyznał się że W pustyni i w puszczy nie czytał i nie oglądał filmu, bo nie miał czasu, tylko zdjęcie wziął z netu.



Rozwałka w parku... aha, skorzystałem z pieczątek w muzeum i je po kolei przybiłem na odwrocie mapy (jak zwykle nie miałem żadnego zeszytu, czy notesu w których zbierałem pieczątki).




Potem myk do Lasu Gułowskiego w poszukiwaniu mogiły powstańców styczniowych (mapa lasu). Poszukiwania nie były trudne, bo od torów prowadziły drogowskazy. Pierwszy przy przejeździe na szosie Wola Gułowska - Okrzeja, drugi prowadzący w las na północ od stacji Okrzeja i kolejne gdy trzeba było skręcić.





Wracamy do wspomnianego przejazdu i zaraz za nim trafiamy na tajemniczą mogiłę. Zauważamy ją tylko dzięki kwiatom.



Kopiec Sienkiewicza, sypany w latach 1932-38, trafiła tutaj też ziemia z innych miejsc związanych z Sienkiewiczem, był też apel o nadsyłanie ziemi ze swoich pól. Jest więc tutaj ziemia z całej ówczesnej Polski i nie tylko.



Głaz z czasów budowy, a na szczycie rzeźba z 1980.







Kolejny stop, to cmentarz w Okrzei (mapa cmentarza z zaznaczonymi mogiłami). Grób matki Sienkiewicza - stary nagrobek i nowy pomnik.




A czytając podpis na pomniku (powiększenie), lavinka się żachnęła, że wymieniają po kolei - matka powstańca, matka pisarza noblisty, matka autorki i tłumaczki, matka poetki... a tego że sama była pisarką to nie napisali.



Grób obok




I jeszcze jeden z wojny polsko-bolszewickiej.



Oraz pięć indywidualnych z 1939, ponieważ są prawie jednakowe, to wstawiam tylko jeden. Ich lokalizacja na mapce linkowanej powyżej.




Kościół w Okrzei, fundowany przez prababkę Sienkiewicza, tutaj brali ślub rodzice pisarza i tutaj był chrzczony on sam.



Zaczynamy temat kolejnego dnia - tablica upamiętniająca naradę przed bitwą pod Maciejowicami.



Opuszczamy najbardziej sienkiewiczowską gminę (i powiat) na trasie. Nadal jesteśmy w lubelskim, powiat rycki.




Kaplica w Góździe



Szlaki Ziemi Łukowskiej... jeździmy tutaj i od czasu do czasu przypadkiem przejedziemy którymś ze szlaków, a nie przeczytaliśmy najważniejszej rzeczy - regulaminu! A tutaj schematyczna mapka szlaku.




Kłoczew







Po drodze uratowałem jeszcze kreta, który kręcił się w kółko po asfalcie, próbując się wkopać w ziemię.



No i wjeżdżamy w województwo mazowieckie i wkrótce potem szukamy miejsca na nocleg.




  • dystans 82.37 km
  • 7.40 km terenu
  • czas 05:07
  • średnio 16.10 km/h
  • rekord 40.40 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Kleeberga (dzień 1)

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 04.05.2017 | Komentarze 17

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.
Na youtubie jest dostępny film dokumentalny z 2007 roku Kleeberg odszedł...Kleeberczycy zostali (cz.1, ale kolejne też są dostępne).

Żyrardów >>> Warszawa >>> Siedlce >>> Łuków - Świdry - Malcanów - Kolonia Domaszewska - Domaszewnica - Zofibór - Stanisławów - Hermanów - Wola Bystrzycka - Bystrzyca - Wojcieszków - Adamów - Zakępie - Juzefów Duży - Serokomla - Annopol - Kock - Wola Skromowska - Wólka Rozwadowska - Stary Antonin - las [MAPA]

Gminy już zaliczone (lubelskie);:
- miejska Łuków, wiejska Łuków
Gminy zaliczane (lubelskie):
- Ulan-Majorat, Wojcieszków, Adamów, Serokomla, Kock, Firlej

Aura:
Dosyć chłodno, choć na początku w Łukowie i kawałek za Łukowem gdy trochę wychodziło słońce, zaczęło robić się cieplej... ale potem przyszły chmury na dobre. Wiatr mniej więcej północny, więc jadąc z grubsza na południe mieliśmy w większości z wiatrem. Na południu, południowym wschodzie widzieliśmy chmury deszczowe, faktycznie gdzieś tam miało dziś padać i później trochę jakieś znikome mżawki się pojawiały (ale takie na granicy zauważalności), niestety potem pojechaliśmy za daleko na południe i z Serokomli do Kocka jechaliśmy prawie cały czas w regularnej mżawce i kropieniu (na szczęście nie był to jakiś porządny deszcz), a zwiedzanie Kocka pół na pół z deszczykiem... potem na szczęście przeszło.

Źródła internetowe:
Ponieważ często mi się zdarza, że przeglądając internet, mapy, książki itp. trafiam na miejsce które warto by odwiedzić, a potem będąc w okolicy zupełnie o tym nie pamiętam, postanowiłem zrobić sobie prywatną mapkę i zaznaczać takie miejsca. Zimą trochę przeglądałem stron internetowych i naniosłem na nią trochę takich miejsc, głównie mogił i cmentarzy wojennych (ale nie tylko) z linkami do opisów, zdjęć ułatwiających ich zlokalizowanie (np. na cmentarzu parafialnym itp). Teraz właśnie jeździliśmy po terenie tak rozpracowanym, oto główne źródła z których tu korzystałem:
- Zastawie i Ziemia Łukowska - poświęcona ziemi łukowskiej, przydatna na pierwsze dwa dni, kiedy jeździliśmy głównie po powiecie łukowskim, tutaj min. wpis ze szlakiem cmentarzy i pomników bitwy pod Kockiem 1939, czy Powstania Styczniowego, poza tym chyba każdy cmentarz parafialny jest tam opisany ze zdjęciami bardziej interesujących mogił, często z ich lokalizacją oznaczona na zdjęciach satelitarnych.
- Przewodnik po ostatniej bitwie kampanii 1939 r. (pdf) - z tego nie korzystałem przed wyjazdem, znalazłem dopiero przygotowując relację z wyjazdu, linkuję bo dosyć dokładnie opisany jest teren walk miejscowość po miejscowości i miejsca które można tam obejrzeć. Także trochę zdjęć archiwalnych (np. kwatery w Adamowie).
- www.kazikpaciorek.pl - na tej stronie są miejsca pamięci z terenu powiatu garwolińskiego, przydatna była zwłaszcza trzeciego i trochę czwartego dnia
- Złe miejsca dla ślimaków - byliśmy na północnym skraju zasięgu tej strony (a poza tym większość dublowała dwie poprzednie strony, ale pomagała dokładniej ustalić lokalizację miejsc), niestety przed wyjazdem okazało się że strona jest uszkodzona, więc opisy miejsc, i większość zdjęć były niedostępne... na szczęście miejsca te zostały przez autora zaznaczone na mapach Google, więc miałem zaznaczoną lokalizację i jedno zdjęcie... oto kilka z nich - I wojna, powstania, martyrologia XX wieku (tam jeszcze są ze 2-3 mapy)
- internetowa baza grobów wojennych ROPWiM - strona ta była bardzo przydatna we wszystkich rejonach kraju, mimo że dosyć niekompletna (w niektórych powiatach i gminach faktycznie dużo obiektów było w bazie, ale w wielu innych nieliczne lub nawet wcale)... niestety strona padła ofiarą "dobrej zmiany", ROPWiM została zlikwidowana w 2016, a jej kompetencje rozdzielono między IPN i Ministerstwo Kultury. Zimą strona jeszcze działała jako archiwalna, ale teraz już jej nie ma.


No dobra, ale do rzeczy - rano o 8:00 wsiadamy do pociągu, nieśmiertelny EN57.



Tutaj pora na dowcip z taaaką brodą - wpada babinka w ostatnim momencie na peron, a tam stoi jakiś pociąg, więc pyta faceta siedzącego na ławce:
- Jaki to pociąg?
- Żółty.
- Dokąd?
- Do połowy.
- Na Tłuszcz on?
- Nie, na elekstrykę.

Żółtki już nie są żółtkami, bo nie mają malatury niebiesko żółty, ale zmienić na "zielony" albo "biały" i będzie ok.

W Warszawie na Zachodniej przesiadamy się na Flirt do Siedlec - wjeżdża tylko jednostka, a on ma tylko jedno trzystojakowe miejsce na rowery... jako że wsiadaliśmy na pierwszej stacji, to zajęliśmy spokojnie dwa z nich (nie korzystając jednak ze stojaków - dla obładowanych rowerów słabo się nadają), potem wsiadł jeszcze jeden rowerzysta i się dostawił (też jechał do samych Siedlec), a później jeszcze dwóch i dla nich nie było miejsca, więc stali w przejściu (ale daleko nie jechali), poza tym na innych pomostach jeszcze ze dwoje rowerzystów się przewinęło na innych pomostach, ale też tylko podjeżdżających kilka stacji. Szczęście że pogoda taka sobie, bo obłożenie rowerowe by było większe.

Poza tym po praskiej stronie Warszawy zaczął się klimat lokalny - na Wschodniej dosiadło się dwóch żuli, jeden jeszcze jako tako, ale drugi już nieźle nawalony, na starcie omal nie zbił szyby rzucając na półkę pod sufitem plecak z akumulatorem. Potem a to puszczali disco polo ze smartfona, a to obalali ćwiartkę, a to dzwonili do znajomych żeby się do nich wbić, a jak się umówili to ten nawalony przekonywał że mają na miejscu aż 10 minut to zdążą jeszcze obalić jedną ćwiartkę, a on wie gdzie jest otwarty sklep, a to namawiali się żeby podjechać do znajomego który im podpadł i ukraść mu szpulę kabla.... wysiedli w Mińsku.

Ci byli zajęci sobą, ale przypadku żuli bardziej się narzucających, czepiających i agresywnych lavinka ma sposób, bo a to wspomina że ojca pochodzącego ze Stalowej, a w przypadku np. młodzieży kibolsko-patriotycznej wspomina o dziadku powstańcu warszawskim... i jest szacun, spokój itp.



W Siedlcach przesiadka na pociąg do Łukowa - już stał i to na tym samym peronie. Znów modernizacja EN57, ale nowsza... były stoliki na trzecie śniadanie.



I już skoroświt w południe jesteśmy na dworcu w Łukowie. W Łukowie już byliśmy, dziś przejeżdżamy nie zwiedzając dokładnie, bo nie mamy na to czasu.



Sienkiewicz pod muzeum... hej, ale śladami Sienkiewicza będzie dopiero jutro! Rzeźba powstała podczas pleneru rzeźbiarskiego (info) zorganizowanego w 2016, czyli w setną rocznicę śmierci pisarza (z tej okazji 2016 był rokiem Sienkiewicza)... poza tym jest to pierwszy ślad działalności Łukowskiego Ośrodka Rzeźby Ludowej, przejeżdżając przez wsie powiatu łukowskiego nieraz trafimy na pojedyncze rzeźby, lub całe ich grupy. O ośrodku można przeczytaj - tutaj, tutaj, a tu o artystach.



Pomnik żołnierzy radzieckich, trzeba focić takie pomniki bo nie wiadomo ile jeszcze postoją.



Kaplica na cmentarzu



A za nią mogiła powstańców styczniowych. Na cmentarzu w kwaterze L i Ł są też mogiły żołnierzy poległych w 1939, ale że jest ich sporo i jeszcze rozproszone, to odpuszczamy dziś sobie ich odnalezienie (tutaj informacja o nich).



Łukowska koparka nas żegna i zaprasza ponownie.



Zofibór - drewniany kościółek , jako że trwa  trwa msza, to tylko szybkie fotki i jedziemy dalej.




Z tym panem mijamy się parę razy i jedziemy tą samą trasą dosyć długo, albo my go wyprzedzamy, albo on nas gdy przecieramy opony po przejechaniu przez szkło, albo gdy robi nam się za ciepło (słońce wyszło) i się przebieramy.



- A teraz jedziemy na miejsce gdzie spadł Karaś*.
- Co???
- A spadł na Marianów**.
- Ojej, biedny Pan Marian, jemu zawsze coś na głowę spadnie, jak nie cegła to ryba.

*) - lavinka nie była za bardzo w temacie przedwojennych samolotów
**) w zasadzie między Wolą Bystrzycką a Marianowem

A oto pomnik, przy nim droga w las, na którego skraju z drugiej strony jest miejsce gdzie spadł samolot.




Tam są głazy z nazwiskami lotników, którzy tu zginęli. Tutaj robimy sobie większy postój.



Stada bocianów



Kościół i plebania w Wojcieszkowie




A na cmentarzu mogiła lotników z Karasia.



A nieco dalej wgłąb pierwsze mogiły Kleeberczyków na trasie, czyli żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Kleeberga, którzy zginęli w październiku 1939 w czasie bitwy pod Kockiem, ostatniej bitwy wojny obronnej w 1939.





A w grobie, który było widać za drogowskazem spoczywa jedna z żon Sienkiewicza... w ogóle z jego żonami to łatwo się pomylić która była która, bo każda z trzech żon miała na imię Maria. Tak wybierał z przyzwyczajenia żeby mu się imię nie myliło, czy co? (Edit: malarz uzupełnił że tych Marii było w sumie pięć, bo jeszcze z Marią Radziejewską miał romans, a z Marią Keller był zaręczony).



Zmieniamy gminę.



A w Adamowie na cmentarzu trzy kolejne mogiły zbiorowe Kleeberczyków.





I jeszcze taki prawosławny grób.  W Łukowie na cmentarzu też są groby prawosławne, ale nie bardzo mieliśmy czas ich szukać.




Sądząc po dacie - pomnik odzyskania niepodległości.



Kościół i tablica na nim.





I zegar słoneczny na ryneczku, a poza słońcem także planety wewnętrzne... ciekawe, Merkury jest zbudowany z sera?




Kościółek w Zakępiu



W Józefowie Dużym mały skok w bok do miejsca pamięci



Tutaj w 1940 zostali zamordowani mieszkańcy okolicznych wsi (informacja z tablicy)




Przy białym krzyżu jest dodatkowo wygrodzony pas ziemi, być może to była mogiła zbiorowa (szczątki ekshumowano w 1956 na cmentarz w Serokomli).



Cmentarz w Serokomli, o tutaj są teraz mogiły mieszkańców zamordowanych w Józefowie.




A obok mogiły Kleeberczyków.




Kościół w Serokomli



A naprzeciwko jedna ze wspomnianych rzeźb. Kleeberczyk?



W mżawce, siąpieniu i kropieniu docieramy do Kocka i zwiedzanie zaczynamy od pomnika gen. Kleeberga.



Jakby ktoś miał uwagi (krytyczne) co do tego jak salutuję, to wyjaśniam że to celowe, pokazuję bowiem jak Kluska robi Baaacność!



A lavinka przymierza się do kos na sztorc... a właściwie co to jest? Kosy nie, lance też nie bardzo... bagnety? Ale na takim drzewcu?



Stamtąd jedziemy do Biedronki uzupełnić nabyć świeże pieczywo na jutro i wodę na gotowanie na biwaku.

A potem na cmentarz Kleeberczyków - tablice informacyjne: mapa i krótkie kalendarium bitwy, ostatni rozkaz gen. Kleeberga, o cmentarzu. (Edit: zdjęcia archiwalne cmentarza na fotopolska i dwa w albumie na stronie miasta Kock)






Tutaj spoczywa też sam gen. Kleeberg, który zmarł w 1941 w niewoli i w 1969 jego szczątki zostały przeniesione na cmentarz jego żołnierzy. Tylko pod którym nagrobkiem jest pochowany? (Edit: ze zdjęć archiwalnych na fotopolska wynika, że pod tym nowym przy pomniku, jest tam zdjęcie z 1969 jeszcze z gładką płytą nagrobną).




Następnie wyjeżdżamy na chwilę z Kocka odwiedzić kopiec - mogiłą pułkownika Berka Joselewicza (lub Joselowicza), który zginął pod Kockiem w 1809 r. podczas potyczki z huzarami austriackimi (podczas wojen napoleońskich) - tablica informacyjna.  (Edit: znalazłem w bibliotece cyfrowej biografię Berka Joselewicza i jego syna z 1909 roku).




Wracamy do Kocka



Podjeżdżamy do pałacu w Kocku. Tutaj gen. Kleeberg podpisał kapitulację.





Widok z tarasu za pałacem jest naprawdę rozległy



Następnie do kościoła, wybudowanego pod kierunkiem znanego architekta Szymona Bogumiła Zuga. W 1939 ostrzelany przez Niemców został uszkodzony i spalony (info na stronie parafii)



Muzeum parafialne? Hmmm... a co to nad wejściem?



Okazuje się że to wmurowany pocisk, biorąc pod uwagę historię kościoła, to zapewne z 1939.



Jeszcze myk na cmentarz, a tam mogiła powstańców styczniowych i tablica na kaplicy. Jest tam jeszcze mogiła pilota z 1939, ale informacja o niej i zdjęcie były na stronie ROPWiM, która już nie istnieje... Bez zdjęcia jednak ją znaleźć byłoby ciężko (zależy czy się jakoś wyróżniała, a tego nie pamiętam), przechodząc alejkami rozglądamy się kontrolnie, ale jej nie znajdujemy.






Robi się późno, więc wyjeżdżamy na południe za Kock, najpierw forsujemy Tyśmienicę (na zdjęciu), potem Wieprz, a potem skręcamy w drogi gruntowe.



Po drodze mijamy jeszcze cmentarzyk ewangelicki, chyba nie ma na nim zachowanych nagrobków, ale mógł się jakiś schować za sosną.



Do tej pory gruntówy były w miarę dobre lub średnie, ale za Anoninem skręcamy w las i zaczyna ją się beznadziejnie piaszczyste - więcej pchania roweru niż jazdy. Miałem zamiar wjechać głębiej w las, ale ze względu na piochy i późną porę, nieco wcześniej znajdujemy miejscówkę na nocleg.

Żeby uczcić Narodowe święto Grillowa, na kolację jest kiełbaska grillowana w stylu retro.



Do tego spory wybór herbat i ziółek.



Kategoria lubelskie, wyprawki


  • dystans 71.99 km
  • czas 04:43
  • średnio 15.26 km/h
  • temperatura 48.5°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 4: Leniwy poniedziałek

Poniedziałek, 4 maja 2015 · dodano: 13.05.2015 | Komentarze 0

Dalszej pełnej relacji nie będzie, bo na koniec pisania, gdy zapisałem i opublikowałem bikestats wszystko mi wykasował :-/ Wrzucam skróconą fotorelację.

las - Rokitno - Klonownica Duża - Janów Podlaski - Stary Bubel - Gnojno ~~prom~~ Niemirów - Mielnik - Radziwiłłówka - las pod Górą Prowały (MAPKA)

gminy: Janów Podlaski, Konstantynów (woj. lubelskie), Mielnik (woj. podlaskie)

Picasa - galeria zdjęć z wyjazdu

Rokitno k. Błonia ;-)




Klonownica Duża (zobacz też na Pocztówkach: Pamiątka Swobody Religijnej )




.Janów Podlaski







Stadnina w Janowie Podlaskim






Cmentarz koni




Tradycyjna rozwałka tamże



Słuszny to kierunek





Stary Bubel




Gnojno





I znowu patrz: Pamiątka Swobody Religijnej )



Widok na Bug



Słynna droga rowerowa do promu



Prom Niemirów-Gnojno (zobacz też na Pocztówkach)



Niemirów



Bunkier Linii Mołotowa (patrz na Pocztówkach)




Mielnik - na początek kopalnia kredy








Kolejny kamienny bunkier Linii Mołotowa (patrz na Pocztówkach)



Trzeba się wdrapać na wał morenowy




Wieża widokowa z okazji bruku morenowego na szczycie wału




Dowód na to, że wszechświat się rozszerza




  • dystans 75.79 km
  • 11.00 km terenu
  • czas 05:04
  • średnio 14.96 km/h
  • rekord 32.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 3: Czeremcha forteczna

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 8

Las Zaścianek - Dobromyśl - Kodeń - Okczyn - Kostomłoty - Dobratycze - Lebiedziew - Zastawek - Kobylany - Terespol - Łobaczew - Koroszczyn - Malowa Góra - Kołczyn - Olszyn - las MAPKA

gminy: Kodeń, Terespol wiejska i miejska, Zalesie, Rokitno
mezoregiony: Równina Kodeńska, Polesie Brzeskie, Równina Łukowska

Zieeew, wstajemy rano, zbieramy się jedziemy  z powrotem piaszczystą drogą... a tam czyhają na nas bociany. Sio, a kysz! Kluska nie potrzebuje siostrzyczki ani braciszka. Kurczę, może wyjazd na Podlasie i Polesie to nie był dobry pomysł? Tylu bocianów w 4 doby dawno nie widzieliśmy.



Dojeżdżamy do Kodnia, tam rzut oka na ruinę dzwonnicy (jeszcze unicka) obok nowej cerkwi prawosławnej.



I wbijamy się na teren Kalwarii Kodeńskiej, zanim pojawią się ludzie utrudniający robienie zdjęć i szukanie skrzynek... pod bazyliką już były zaparkowane samochody, więc nie trzeba było się spieszyć z robieniem zdjęć. Podejście było słuszne, bo wkrótce zaczęły się całe tłumy przewalać przez kalwarię, a na trawniku pod cerkwią parkowały samochody (mimo zakazu wjazdu) psując kadry.

Najpierw perełka - dawna cerkiew zamkowa z ok 1540 r. Najpierw prawosławna, potem unicka, a potem od 1805 przestano odprawiać nabożeństwa ze względu na zły stan budynku... dlatego nie była ponownie prawosławna. Za to w międzywojniu po remoncie była użytkowana jako cerkiew neounicka. Po II wojnie kościół katolicki.





Obok kaplica zbudowana na fundamentach dawnego arsenału.



Resztki zamku Sapiehów (powiększenie tabliczki)... może jeszcze fotka ruiny w 1936 gdy było pięterko. W latach 1970 resztki zostały przykryte płytą, która służy jako ołtarz w czasie większych imprez kościelnych. Niestety wygląda to dosyć słabo, żeby chociaż nie wystawała poza obrys murów. W piwnicach urządzono Martyrologium i Pijalnie Wody ze sklepikiem z pamiątkami... wszystko było akurat nieczynne, bardzo proturystyczne podejście.




Studzienka :-)



Kalwaria - droga jakaśtam



My tymczasem udaliśmy się ścieżką spacerową na granicę i zrobiliśmy sobie rozwałkę.



Po lewej Białoruś, po prawej Polska, a środkiem Bug płynie



Klasztor i bazylika



Bazylika w której znajduje się obraz Matki Boskiej Kodeńskiej (tudzież Królową i Matką Podlasia, lub Matka Boska Gregoriańska, ewentualnie Matka Boska z Guadalupe). Kościół w latach 1875-1917 był cerkwią prawosławną i na ten czas obraz trafił do Częstochowy).

Z obrazem wiąże się ciekawa historia - otóż ponoć został namalowany w VI wieku dla papieża Grzegorza I, jako kopia słynnej rzeźby Matki Boskiej z Guadalupe. Ponad tysiąc lat później do Rzymu pielgrzymuje Mikołaj Sapieha Pobożny, po tym jak zachorował, prawdopodobnie na jakąś chorobę tropikalną. Choroba ustępuje po modlitwach przed obrazem i Mikołaj próbuje go zdobyć, początkowo drogą legalną, a jak się to nie udaje, więc w 1630 kradnie go z kaplicy papieskiej i ucieka.Ucieczka jest brawurowa, bo kradzież wykryto i cała Italia została postawiona na nogi by go złapać, ale Mikołaj omija drogi, miasta i ze zbrojnym orszakiem przedziera się przez góry. Tak obraz trafia do Kodnia.

Ale to ponoć tylko legenda, człowiek zagląda do Wiki i okazuje się że najprawdopodobniej obraz został kupiony w Hiszpanii.



Pałacyk Placencja... pewnie był tam jakiś kucharz z łowickiego i smażył placencje ;-)




Cerkiew w Kostomłotach, pierwotnie unicka, od 1875 prawosławna, a od 1917 neounicka (ponoć były zatargi o cerkiew z prawosławnymi mieszkańcami). Po II wojnie była jedną z 4 parafii neounickich które pozostały w Polsce, a z czasem ostatnią i tak jest do dziś. Polecam historię na stronie parafii, można na przykładzie jednej wsi poczytać jak wyglądała  sytuacja po  wydarzeniach 1875 czy 1905 roku (o których pisałem wcześniej), a także sytuację neounitów w latach późniejszych...

No dobra, to może parę słów o neounii. Otóż Kościół Unicki został zlikwidowany w zaborze rosyjskim w latach 1839 i 1875 (Krolestwo Polskie), po ukazie tolerancyjnym w 1905 część dawnych unitów przeszło z prawosławia na katolicyzm. Natomiast po odzyskaniu niepodległości była możliwość odnowienia unii w dawnym zaborze rosyjskim i ponownego nawrócenia z prawosławia.... mimo że funkcjonował kościół unicki z zaboru austriackiego, jednak był on mocno proukraiński (Ukraiński Kościół Greckokatolicki), powstał więc kościół neounicki (Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-słowiańskiego).... paradoksalnie po II wojnie większość neounitów wysiedlonow czasie Akcji "Wisła" jako Ukraińców.

Tuż przed nami na miejsce dotarła wycieczka autokarowa i musieliśmy się nieźle nagimnastykować i naczekać żeby zrobić zdjęcia bez pałętających się ludzi, czy robiących sobie zdjęcia pod świętymi. Akurat trwała msza, ksiądz prowadził ją po polsku bez akcentu, natomiast śpiewał w cerkiewnosłowiańskim mocno ze wschodnia zaciągając. Śpiew babć to zupełnie inna kategoria ;-)






Dalej jedziemy wałem wzdłuż Bugu... bardzo malownicza trasa z kwitnącymi krzaczkami czeremchy i gruszy przy drodze, oraz mleczowymi łąkami.





W tym rejonie była grupa gospodarstw, których już ie ma, a administracyjnie należały do Kolonii Kostomłoty i Kolonii Dobratycze.




W rejonie Kolonii Dobratycze zauważyłem jakieś tajemnicze wzgórki... jako że wjeżdżaliśmy w zasięg Twierdzy Brześć wyraziłem przypuszczenie że tutaj mogły być jakieś ziemne umocnienia. Widziałem w opisie twierdzy że różne takie były, zwłaszcza zbudowane w latach 1914-15, ale nie spisywałem ich bo i tak nie mielibyśmy czasu ich szukać, zwłaszcza że pozostały tylko jakieś wały, rowy... Okazało się że miałem rację, był to półstały Fort I, którego budowa ruszyła w maju 1914. Był to Fort II pierścienia i podobnie jak inne mia to być fot stały, ale ze względu na wybuch wojny powstał fort półstały.



Takie tam w okolicy :-)



Dobratycze, cerkiewka prawosławna. Pierwsza  drewniana cerkiew we wsi była unicka, a od 1875 prawosławna, na początku XXw. rozebrano ją , bo wybudowano nową, murowaną... która została zniszczona w czasie wojny - pierwszej lub polsko-bolszewickiej.

Ta cerkiewka została wybudowana na początku XXw. w Cycowie (wg innego źródła w Pniównie). Funkcjonowała do I wojny światowej, kiedy ludność wsi udała się na bieżeństwo (ucieczka ludności, gł. prawosławnej przed frontem wgłąb Rosji). Potem chyba nadal nie funkcjonowała (z naciskiem na chyba) i w 1956 została przeniesiona na cmentarz do Białej Podlskiej (tamtejsza cerkiew została bowiem spalona w 1938 w czasie akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej). Po wybudowaniu nowej cerkwi, ta została przeniesiona do Dobratycz w 1993



A obok cmentarz






Zastawek - mizar, czyli cmentarz tatarski. Powierzchniowo porównywalny z tym w Studziance, ale dużo mniej tutaj nagrobków, w miejscu o największym ich zagęszczeniu jest tyle ile w Studziance średnio, a na dużym obszarze nie ma ani jednego, lub pojedyncze. Tutaj oprócz kamieni, jest też kilka steli.





Linia do Terespola, na przejeździe (video)
- BHP, przetacza na drugi tor!
- Chyba już na trzeci...





Pomnik upamiętniający bitwę pod Kobylanami 5 lutego 1919, były to walki mające na celu zajęcie Twierdzy Brześć... bowiem wycofujące się wojska niemieckie miały zamiar przekazać twierdzę Ukraińcom (opis tych wydarzeń)




Strzelnica portowa... to co, wchodzimy? Częściowo na terenie fortu jest strzelnica, ale obecnie częściowo jest opuszczona, dzięki czemu fort da się zwiedzać bezpiecznie (część użytkowana jest nieco z boku). W pobliżu (nieczynnej dziś) strzelnicy piknikowały dwie grupy rowerzystów.





Oto Fort K (Kobylany), czyli drugi na trasie fort zewnętrznego (drugiego) pierścienia fortów. Budowany od 1912, ale nim go całkowicie ukończono wybuchła I wojna, toteż nie zdążono umieścić kopuł pancernych, czy wybudować koszar szyjowych koszary tradytorami bocznymi i kaponierą szyjową według projektu, a zamiast tego dokonano prowizorycznego wykończenia fortu (więcej o forcie)

Tutaj powstał podtytuł dnia, bowiem na terenie fortu kwitł kilka dorodnych krzaków czeremchy i trochę malutkich krzaczków.




Dzisiaj sporo osób tu było, jak wychodziliśmy z tuneli, akurat jakaś grupka się wbijała... jedna dziewczyna jednak stanowczo odmówiła wejścia do środka.



Stalaktyty są u góry, stalagmity u dołu, s stalagnaty u góry, dołu i pośrodku... a jak coś jest tylko pośrodku, to jak się nazywa? To na zdjęciu poniżej jest właśnie pośrodku, coś kapie z góry, ale zatrzymuje się przy ścianie i sobie wisi przyklejone.



Na terenie fortu widzieliśmy kilka, a może nawet kilkanaście takich oto tajemniczych segmentów.



Jedziemy dalej, przejeżdżamy obok kolejnego obiektu Twierdzy Brześć - prochowni w Kobylanach wybudowana tuż przed I wojną (tutaj więcej o niej)



W pobliżu pomnik Wrota Wolności z kawałka muru berlińskiego (to już drugi na trasie, pierwszy był w Międzyrzecu Podlaskim), oraz wbitą w niego cegłą ze Stoczni Gdańskiej (tabliczka informacyjna)



Kolejny obiekt to Koszary Obronne (a w pierwszym planie znów te tajemnicze segmenty). Na satelicie widać że ten obszar obok koszar był zarośnięty krzakami, a niedawno zostały one wykoszone. Obok koszar i w środku prawie nie ma śmieci, więc chyba zostały sprzątnięte. Niestety mieliśmy pod słońce (podobnie jak przy prochowni), więc zdjęcia jak widać... (więcej informacji o koszarach)





A to nie duchy, tylko moje cienie... w tym miejscu światło wpdało po skosie z dwóch otworów, stąd podwójny cień na ścianach.



Wjeżdżamy na chwilę do Terespola... szosą główną, droga szeroka z asfaltowym poboczem, a ruch nieduży. Ponieważ były jakieś łagone zjazdy i podjazdy wykorzystałem to by rozpędzić się i wreszcie mieć jakąś nieco wyższą prędkość średnia, bo do tej pory jechaliśmy terenami tak płaskimi, że Vmax to jakaś żenada.... teraz przekraczam 30 km/h wow!

Obelisk Drogi (Pomnik Budowy Szosy Brzeskiej Brzeskiej), odsłonięty w 825 roku, upamiętnia budowę brukowanej szosy Warszawa - Brześć. Drugi bliźniaczy obelisk jest w Warszawie. Są na nim płaskorzeźby ze scenkami budowy drogi i wdoczki trzech miast - Warszawy, Siedlec i Brześcia.





Prochownia w Terespolu... zdjęcie na dużym zoomie. Teoretycznie można ją zwiedzać codziennie od maja do października 10-14, a w niedziele 15-17 (ifnormacja na tablicy)... jest maj, jest niedziela, jest tuż po 15-ej, brama zamknięta na głucho. W tygodniu to pewnie przynajmniej dałoby się wejść na teren (jest na nim jest jakiś parking, może magazyny cy cuś) i cyknąć przynajmniej fotki z zewnątrz. (opis prochowni)

Z ciekawostek dodam, że gdyby nie oszustwo graniczne w 1939 (artykuł o tym wydarzeniu), być może moglibyśmy pojechać zwiedzić Umocnienie Terespolskie, jednak granica w tym miejscu nie została poprowadzona Bugiem, a fosą zewnętrzną owego uocnienia... i tak zostało do dziś, a umocnienie jest na terenie Białorusi. Kilka lat temu czytałem artykuł o planach odbudowania Mostu Warszawskiego prowadzącego z Umocnienia Terespolskiego do Terespola  i utworzenia na nim przejścia turystycznego... ale na razie nic z tego.



Dobra, jedziemy dalej - kolejny obiekt na trasie to tym razem Fort VII Łobaczew (info o forcie) z I pierścienia fortów, który budowano w latach 1878-1888 (info o I pierścieniu). Pozwolę sobie zacytować:  Fort VII zbudowany był według zmodyfikowanego w 1879 roku typowego projektu "umocnienia nr 2". Projekt pochodził z opracowanego w 1874 roku w Głównym Zarządzie Inżynierii atlasu gotowych planów standardowych fortów, z którego skorzystano przy rozbudowie Twierdzy Brzeskiej.

Teren bardzo przyjemny, ale blisko okolicznych wsi i Terespola, toteż strasznie zaśmiecony... oprócz nas była grupa pijanej młodzieży.




Czeremcha forteczna :-)



Tutaj lavinkę dopingowali wędkarze z drugiego brzegu



Dalej jedziemy brukowaną drogą rokadową... jak najlepiej jeździć rowerem po taki bruku? Otóż odpowiedź brzmi - wcale... najlepiej pojechać ścieżką obok. Przy drodze również kwitnie czeremcha.




Niedaleko jest jeszcze jeden fort z II pierścienia, ale jest już późno i sobie go odpuszczamy, zwłaszcza że zadrzewiony i chyba trzeba by się nakombinować  żeby dostać się do środka. Może kiedyś.

Mijamy pomnik niepodległości którego budowę rozpoczęto w międzywojniu (tabliczka). Został zbudowany na cerkwisku, gdzie dawniej stała cerkiew unicka, od 1874 prawosławna, spalona w 1915.




Jedziemy teraz dalej, bo sporo było dziś zwiedzania, co zmniejszyło pokonany dystans... chcemy jak najdalej dotrzeć przed zmrokiem.

Po drodze kościół w Malowej Górze



W końcu znajdujemy przyjemny, choć strasznie dziurdziołowaty w podłożu lasek. Kolacja przy ognisku i lulu.



Więcej zdjęć na Picasie

.
Kategoria wyprawki, lubelskie


  • dystans 99.09 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 06:08
  • średnio 16.16 km/h
  • rekord 25.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 2: Cerkiew w stylu zachodniopoleskim

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 08.05.2015 | Komentarze 10

lasek - Polskowola - Brzozownica Mała - Przychody -  Misie - Międzyrzec Podlaski - Żerocin - Strzyżówka - Witoroż - Wólka Korzczowska - Kozły - Łomazy - Studzianka - Ortel Królewski - Kościeniewicze - Piszczac - Połoski - Zahorów - Las Zaścianek MAPKA

gminy: Międzyrzec Podlaski wiejska i miejska, Drelów, Łomazy, Piszczac, Tuczna (woj. lubelskie)
mezoregiony: Równina Łukowska, Zaklęsłość Łomaska, Równina Kodeńska

Zbieramy się skoroświt i po śniadaniu jedziemy dalej... co do tytułu dzisiejszego dnia, to jest to oczywiście okołoeskapebolski dowcip. Coś podobnego ktoś rzucił bodaj w Norwegii pod kościołem słupowym - "Jest to cerkiew w stylu zachodniołemkowskim... a może zachodnionorweskim" ;-) A dziś było po drodze sporo drewnianych kościółków i cerkiewek.

Wieś Polskowola (d. Polska Wola)... do 1919 wieś nazywała się Ruska Wola  ;-) Obecny kościół został wybudowany w 1921. Znalazłem też informację, że wcześniej była tu cerkiew prawosławna zmieniona na unicką, a potem znów na prawosławną... ale co się z nią stało?





Jedziemy do Międzyrzeca Podlaskiego, zwiedzanie zaczynamy od parku przypałacowego, gdzie wbijamy się do opuszczonej gorzelni






Znajdujemy w parku skrzynkę i robimy sobie rozwałkę na rurze, obok której kwitnie czeremcha... gdzieś w tym rejonie stała się ona motywem przewodnim wycieczki i powstał tytuł - tu, albo w lesie za Międzyrzecem.




Kościół pw. św. Piotra i Pawła. Wybudowany w XVIII wieku jako cerkiew unicka, potem od 1875 cerkiew prawosławna, a obecnie kościół katolicki.

Daty 1839, 1875 i 1905 będą się non stop pojawiać przy obiektach sakralnych na naszej trasie. W skrócie - 1839 to likwidacja i przyłączenie do cerkwi prawosławnej kościoła unickiego w zaborze rosyjskim (patrz synod połocki) - wiki), pozostała tylko diecezja chełmska w Królestwie Polskim zlikwidowana w 1875. Natomiast w 1905  car wydał tzw. ukaz tolerancyjny, czyli wprowadzający tolerancję religijną. Min. odstępstwo od prawosławia nie miało już być ścigane prawem... dawni unici mogli więc przejść teraz z prawosławia na katolicyzm (bo kościół unicki nie został przywrócony). Zdaje się, że zostały zniesione inne obostrzenia dotyczące innych wyznań, czyli np. kościoła katolickiego, ale szczegółów nie znam.



Wjeżdżamy do centrum, boczne uliczki kompletnie zakorkowane, również główna się korkuje gdy ktoś chce skręcić w bok... a my boczkiem myk myk.

Pomnik przy rynku - tu znajdował się Pomnik bohaterów 1918 r. (tak wyglądał) zniszczony w czasie II wojny. Po wojnie został jako tako odbudowany i oprócz listy osób zabitych 16.Xi.198 (tzw. Krwawe Dni Międzyrzeca - wiki, zobacz też mogiłę zbiorową na cmentarzu), jest na nim obecnie upamiętnienie II wojny z listą  pól bitew i miejsc kaźni.




A to dawna cerkiew pw. św. Mikołaja - najpierw unicka, potem prawosławna, a obecnie kościół katolicki  pw. św. Józefa. A tak wyglądał jako cerkiew. Zanim postawiono cerkiew murowaną, była tu drewniana - najpierw prawosławna, a po Unii Brzeskiej unicka. Tutaj też nas pytali skąd, dokąd...




Golgota Wschodu z tablicą upamiętniającą katastrofę... tfu, chciałem napisać zamach smoleński ;-)




A to Pomnik Wolności z kawałkiem muru berlińskiego.



Postój pod marketem, ja uzupełniam zapasy, a lavinka pilnuje suszącego się namiotu.



Wyjeżdżając z Międzyrzeca oglądamy jeszcze dworzec na linii terespolskiej (Warszawa - Siedlce - Łuków - Międzyrzec Podlaski i Terespol)... gdy się kręcimy i robimy fotki, jakiś chłopak siedzący w samochodzie pyta nas się czy czegoś szukamy, a poza tym skąd dokąd...



Po drugiej stronie torów natykamy się po raz pierwszy na szlaki rowerowe Podlasia Południowego. Tutaj jest mapka. Wydawało nam się, że to są numery szlaków, a tu okazuje się że punkty węzłowe i docelowe zostały ponumerowa i na drogowskazach są strzałki do których kolejnych punktów można stąd dojechać. Fajnie że na mapie zostały wyróżnione odcinki terenowe... ale trzeba uważać, bo w te utwardzone wliczane są bruki ;-)



Dalej asflatem przez las... przynajmniej według mapy była to droga asfaltowa, a nawet trochę jeszcze jest, bo miejscami już w znacznym procencie gruntowa. Zresztą fragmentami gruntowymi lepiej się jechało niż tymi z zachowanym asfaltem... taki wertep. Ale ltrasa przez las przyjemna i z czeremchą :-)






Za lasem krzyż z tabliczką bardzo na miejscu. Tak na marginesie - we wsiach od Łukowa, aż do Buda (potem już się tak nie przyglądaliśmy) bardzo dużo krzyży i kapliczek we wsi... przy co czwarte, trzeciej a momentami co drugiej chałupie. Do tego obowiązkowo za wsią, przed wsią i na skrzyżowaniu. A także na zakręcie gdzie ktoś się zabił.




Witoroż - modrzewiowa cerkiew z 1739, najpierw unicka, od 1875 prawosławna, od 1919 kościół katolicki, od 1940 znów cerkiew prawosławna, a od 1946 ponownie kościół katolicki. Zaczyna się robić ciepło, więc zakładamy sandałki... ale nie aż tak ciepło, więc wkładamy do nich skarpetki :-)






Rzeczka Rudka



Łomazy... historia kościołów (katolickich) w Łomazach jest bardzo ciekawa, były tu bowiem kolejno cztery kościoły drewniane:
1. kościół - zbudowany w 1451, spłonął w 1657
2. kościół - zbudowany w 1658, spłonął w 1789 (?)
3. kościół - ufundowany w 1783 (?) przez  króla Stanisława Augusta, spłonął w 1795
4. kościół - zbudowany w 1852, spłonął w... eee, został zamknięty przez władze carskie w 1875 i rozebrany w 1888
5. kościół, tym razem murowany...  zgodę na jego budowę uzyskano dopiero w 1906 po ukazie tolerancyjnym, ruszyła budowa i ukończono go w 1911. Nie spłonął (odpukać w niemalowane) do dziś

Daty trochę nie banglają, ale co ja poradzę... mam je z dwóch źródeł - źródło 1, źródło 2



Jeszcze pomnik w środku wsi



Za wsią trafiamy na drogowskaz. Trochę nam to nie po drodze i gruntówą, więc nie jedziemy, ale okazuje się że za murem jest kirkut z mogiłą zbiorową.






Z cyklu Kapliczki



Pole bitwy pod Łomazami... tak, tutaj w 1769 konfederaci barscy z wojskami rosyjskimi się tłukli. A informuje o tym ta tabliczka (powiększenie) na wjeździe do wsi Studzianka, część ścieżki edukacyjnej po wsi.



Studzianka to dawna wieś tatarska - Tatarów osadził tutaj w 1679 Jan III Sobieski,  nadając  ziemię rotmistrzowi Samuelowi Romanowskiemu i jego żonie Reginie z Kieńskich.

W miejscu gdzie obecnie stoi szkoła i i pomnik odzyskania niepodległości, dawniej stał meczet (tabliczka)... znamy słowa takie jak cerkwisko, grodzisko, zamczysko, tutaj poznajemy nowe słowo - meczecisko. A swoją drogą, jak się nazywa miejsce po dawnym kościele? Kościelisko? Wracając do rzeczy, w meczecie  przechowywany był sztandar VI pułku tatarskiego Straży Przedniej Wielkiego Księstwa Litewskiego. Meczet pdpaliły w 1915 wycofujące się wojska rosyjskie.




Docieramy na cmentarz tatarski, czyli tzw. mizar (tabliczka)









Czerwona tabliczka świadczy, że zbliżamy się do Białorusi.



Ortel Królewski - cerkiew unicka z 1707, potem 1875 – 1919 cerkiew prawosławna, obecnie kościół katolicki.





Ciekawa dzwonnica, której jedną z podpór jest pomnik przyrody.



Kościeniewicze - cerkiew unicka, potem prawosławna, obecnie kościół katolicki. Z ciekawostek, z tej wsi pochodzi niejaki Bogdan Chazan o którym niedawno było głośno.





Piszczac - na stronie parafii czytamy po tolerancji religijnej, w 1905 r. wybudowano kościół drewniany, który następnie w 1920 r. sprzedano do organizującej się parafii w Zarzeczu - tak, to właśnie stąd pochodzi drewniany kościółek w Zarzecu Łukowskim, który oglądaliśmy wczoraj wieczorem.



Połoski - to jest druga z kolei cerkiew we wsi, pierwsza powstała jako cerkiew unicka, a od 1875 prawosławna kilka lat później została rozebrana.

Obecna cerkiew została wybudowana w 1891 już jako prawosławna, od 1919 kościół katolicki, a od 1923cerkiew neounicka, w latach 1941-45 znów prawosławna (sądzę że ten epizod z II wojny dotyczył większej liczby obiektów, ale w mniej szczegółowych opracowaniach jest pomijany), a od 1947 kościół katolicki. O neounitach jeszcze będzie.





Mieliśmy jeszcze trochę czasu, ale trochę za mało żeby zwiedzić Kodeń i pokeszować weń. Postanowiliśmy więc że po prostu nieco wcześniej wbijemy się do lasu... a że wypatrzyłem w lasku jakiś cmentarz, a w żadnej z okolicznych wsi nie było kościoa, więc postanowiliśmy pocyklogrobbingować i go poszukać.

Okazało się, że cmentarz jest nieco źle zaznaczony, bo nie w śrdku lasku a na jego skraju, a że od złej strony podjechaliśmy to trochę się go naszukałem. Okazało się że jest to cmentarz prawosławny lub greckokatolicki. Dosyć duży obszar jrst ogrodzony, na nim krzyż z 1967, ale teren użytkowany (także współcześnie) jest dużo mniejszy i ogrodzony drugim ogrodzeniem.







We wsi Zahorów sprawa się wyjaśniła, bowiem owszem we wsi była cerkiew (pewnie unicka, potem prawosławna), ale na początku XX wieku była tu tylko kaplica (czasownia?) prawosławna. W 1909 wybudowano cerkiew prawosławną, ale po I wojnie zostaje zamknięta, a w 1938 zniszczona. Obecna została wybudowana w latach 1991-93 (więcej info w wiki: stara cerkiew, nowa cerkiew).

Tak więc cerkiew tu była, a więc i lokalizacja cmentarza logicznie z tego wynika... a że obecna cerkiew nie jest zabytkowa, to nie mam jej zaznaczonej na mapie w naniesionej treści turystycznej, a że cerkiew nowa, to nie mam  jej też w podkładzie topograficznym bo choć mapa z 2000, to stan aktualności 1990-94. To jest mapa Wojskowych Zakładów Kartograficznych, dobry podkład topo, średnia treść turystyczna, i słaba aktualność... za to pokrywa bez dziur całą Polskę i jak gdzieś nie ma mapy, to setka WZKartu jest jak znalazł.




Obok cerkwi jest głaz upamiętniający Akcję Wisła, a konkretnie wysiedloną wieś Wołoszki znajdującą się na północny-wschód od Zahorowa. Tutaj ciekawa blogorelacja.



Wbijamy się w las... droga przez pola, a potem już w lesie straszliwie piaszczysta, spory kawałek musimy prowadzić. Może byśmy się głębiej w ten las wnili i może nawet dobili do 100km, ale przez te piochy sobie darowaliśmy. Na kolację upiekliśmy na ognisku kiełbaskę, którą mieliśmy zjeść wczoraj, ale padało (zastanawialiśmy się czy by nie spróbować na epigazie. Kiełbasa z szynką i schabem (!) bardzo dobra, ale do pieczenia na ognisku dosyć słaba, bo wnętrze bardzo słabo się zagrzewa... trzeba było wziąć zwyczajną ;-) Ale nie narzekam, bo i tak była dobra.

Picasa - tutaj więcej zdjęć

.
Kategoria wyprawki, lubelskie