teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2021

Dystans całkowity:744.39 km (w terenie 54.50 km; 7.32%)
Czas w ruchu:41:18
Średnia prędkość:17.42 km/h
Maksymalna prędkość:42.50 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:41.35 km i 2h 25m
Więcej statystyk
  • dystans 17.82 km
  • 1.20 km terenu
  • czas 00:54
  • średnio 19.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Niby na lejkowce, a bardziej na kanie

Wtorek, 31 sierpnia 2021 · dodano: 08.09.2021 | Komentarze 2

Krótki wypad do pobliskiego lasu na lejkowce (bo innych grzybów tam za dużo nie widziałem, a nie miałem czasu za dużo łazić po nim. Jednak po drodze udało się trafić na kanie.




Zagadka - ile jest tu kani?



Lekka podpowiedź



Lejkowce też były, ale dużo ich nie zbierałem, tyle tylko co na jedną porcję do suszarki by ususzyć.




Jakiś kozak się trafił



A poza tym w lesie takie zatrzęsienie grzybów, że trudno dać krok, żeby w jakiegoś nie wdepnąć. Ciekawe ile owocników różnych gatunków dałoby się znaleźć na jednym metrze kwadratowym? Myślę że spokojnie dałoby się zacząć od pięciu, a potem śrubować wynik. Szkoda że przytłaczająca większość grzybów nie do zbierania, ale i tak las bardzo ładnie z nimi wyglądał.





Szkoda że to nie kurka (zwłaszcza że więcej tych mleczai tam było). A gdyby tak pomalować na żółto? Albo wystawić na słońce by się opaliły?



Maślanka teraz i cztery dni wcześniej.




Oraz mała kępka




Symboliczny kwiatek do tego zgrzybiałego wpisu



Suszenie lejkowców - przed i po. Trochę się skurczyły, ale wszystko po ususzeniu się kurczy... owszem, z pełnej suszarki wyszło o 1/4 może 1/3 objętościowo mniej niż podgrzybków, o i tak nieźle, bo obawiałem się że będzie gorzej w przypadku grzybów które składają się prawie wyłącznie ze skórki otaczającej lejek powietrzny.







po mieście

Poniedziałek, 30 sierpnia 2021 · dodano: 04.09.2021 | Komentarze 8

Ostatnie sierpniowe motylki... motylki oczywiście jeszcze tu będą, ale już wrześniowe.

To chyba czerwończyk uroczek (samiczka)





rewers



A to chyba czerwończyk żarek



To chyba też



Strzępotek ruczajnik



I jeszcze jeden





  • dystans 24.96 km
  • czas 01:43
  • średnio 14.54 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Dzień Miziania Lusi

Niedziela, 29 sierpnia 2021 · dodano: 03.09.2021 | Komentarze 4

Wypad do Warszawy min. w celu odwiedzenia babci. Po drodze zahaczamy o Galerię Tybetańską




O! Jak!



Zaczyna się przy Rondzie Tybetu, zwanym nieoficjalnie Rondem Wolnego Tybetu.




Jest wyznaczona ścieżka, no to co? Jedziemy!



Jedziemy slalomem i są zygzaki, są zygzaki, są zygzaki...
Bum! Z lewej słupek, z prawej krzaki, z prawej krzaki!

(taka tam ułożona przez nas piosenka, jedna ze zwrotek, która tutaj pasuje... poza tym, że nie ma krzaków).



Po drodze wypatrzyliśmy na parkingu coś, co z daleka przypominało nam trochę Warszawę. Postanowiliśmy to obejrzeć z bliska i okazało się, że jest to...



Czarna Wołga!





Straszono Was Czarną Wołgą porywającą dzieci? Bo ja to Czarnej Wołdze w dzieciństwie nie słyszałem, potem dowiedziałem się o tej miejskiej legendzie... ale lavinkę ponoć straszono Czarną Wołgą, zdaje się że w Warszawie ta historia dłużej żyła w opowieściach.



Opowiedzieliśmy historyjkę Klusce i:
- Tata! Ja się boję!



A u babci, prawie jak w galerii. Oto kilka obrazów jej pędzla.




Oto rzadki widok Kluski głaszczącej psa - trzeci raz w życiu, bo zasadniczo Kluska boi się psów, po części przez tego pieska - Lusię (rówieśniczkę Kluski). Otóż jak obie miały po jakieś dwa lata, Lusia wyrwała Klusce z ręki jedzenie... wcześniej Klu też wolała pieski z daleka, ale jakoś się nie bała. Być może i tak ten strach by się pojawił w innych okolicznościach, ale tak jest na Lusię.

A Lusią jak widać, udało się już oswoić, choćby dlatego że jest już starszym, spokojniejszym pieskiem, polubiły się i było kilka godzin miziania Lusia (jak Klu się odrywała coś innego zrobić, to my musieliśmy ją zastąpić i pełnić dyżur przy mizianiu Lusi).



Na Warszawie Zachodniej totalna rozpierducha, ale armageddon dopiero nas czeka, bo jest to tylko wstęp do remontu linii średnicowej. Co się skończy jakiś remont na naszej linii, to nie mija wiele czasu, a już się zaczyna następny... i tak w nieskończoność.

Główna konstrukcja kładki już stoi (a w tle



Jest nawet kawałek schodów.






  • dystans 24.80 km
  • czas 01:27
  • średnio 17.10 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Sobota, 28 sierpnia 2021 · dodano: 01.09.2021 | Komentarze 6

Okazuje się, że 28 sierpnia to  Światowy Dzień Publicznego Czytania Komiksów... my może niezbyt publicznie, ale też niezbyt po kryjomu jakiś komiks czytaliśmy. Z tej okazji taka oto ciekawostka, która ostatnio nam się rzuciła podczas lektury Asteriksa.

Wśród fanów Kajka i Kokosza pojawia się czasem temat, czy Christa inspirował się Asteriksem, czy też podobieństwo bohaterów to raczej przypadek. Poniżej kilka kadrów z komiksów "Asteriks i Goci" z lat 60. i "Festiwal czarownic" z lat 80. Jest tutaj podobna sytuacja - konkurs druidów w Asteriksie, oraz festiwal czarownic w Kajkoszu... ale jak zobaczyłem poniższy fragment konkursu, to aż musiałem porobić zdjęcia i je wrzucić (powiększenia poniższych obrazków po kliknięciu w zdjęcia):





Tutaj inne pokazy, które też wykazują pewne, choć nieco mniejsze podobieństwo:






No i na koniec druid, który nie ma odpowiednika wśród czarownic, ale szczególnie mnie rozbawił - szczególnie w kontekście turystycznego, biwakowego gotowania:









  • dystans 21.60 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 01:18
  • średnio 16.62 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Krótkie grzybobranko

Piątek, 27 sierpnia 2021 · dodano: 31.08.2021 | Komentarze 2

Szybki wypad do pobliskiego lasu, po drodze okazuje się, że czeremcha amerykańska już jest dojrzała... parę dni wcześniej na innym drzewku widziałem natomiast niedojrzałe owoce, widać zależy od stanowiska.



Dalej nie mam czasu jechać, a bliższe lasy są bardziej penetrowane przez grzybiarzy - zresztą jakiś się pojawia później, ale wycofuje się widząc, że ja już tu zbieram, inny przejeżdża obok na rowerze.

Kurki są, ale maleństwa nie nadające się jeszcze do zbioru, większe w większości wyzbierane.



Udaje się jednak uzbierać się ok, 90 sztuk, ale małych.



Trafił się jeden podgrzybek



Oraz na miejscówce maślakowej jeden maślaczek.



Dwa kozaki, ale robaczywe.



Ogólnie sytuację grzybową oceniam następująco - grzyby w lesie są, ale nie jakieś zatrzęsienie. Da się nazbierać, ale niezbyt dużo  i obserwacje innych grzybiarzy to potwierdzają, bo nie widziałem jeszcze takich z pełnymi koszykami czy kubłami. Owszem, jak ma się szczęście, to się trafi na punktowy wysyp - tak jak ja półtora tygodnia wcześniej trafiłem na duże ilości podgrzybków.

Teraz zaś trafiłem na wysyp lejkowców dętych, jednak się nie skusiłem... może jak nie będę miał czasu jechać dalej, to może się skuszę i nazbieram do suszenia, albo na farsz do pierogów.





Z jadalnych grzybów była też lakówka ametystowa




To też możliwe, że jakaś lakówka, ale dokładniej nie identyfikowałem, więc nie wiem.




Mleczaj, ale nie rydz... rydzów u nas jeszcze nie spotkałem, choć czasem co bardziej podejrzane mleczaje sprawdzam, jednak zawsze mają albo białe mleczko, albo nic nie wycieka - rydz i inne jadalne mleczaje mają mleczko pomarańczowe.



To nie opieńka miodowa, tylko trująca maślanka




A to największy truciciel Polski - muchomor zielonawy, znany też jako sromotnikowy.




Inny dzidziuś muchomor



Takie jakieś talerzyki i spodeczki




Kania






  • dystans 26.20 km
  • czas 01:32
  • średnio 17.09 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Czwartek, 26 sierpnia 2021 · dodano: 30.08.2021 | Komentarze 6

Deszcz, deszcz... a po deszczu tęcza.




A to inna tęcza, innego dnia



Tylko dlaczego tak czerwienieje?



Ach, z drugiej strony jest zachód Słońca.





Klucz żurawi nad miastem



Biedronka, być może wrzeciążka




  • dystans 30.05 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 01:30
  • średnio 20.03 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Po kanie i książki

Środa, 25 sierpnia 2021 · dodano: 29.08.2021 | Komentarze 4

Taka tam rundka po okolicy - zajrzeć do biblioteki i poszukać kań, kilka udało się znaleźć.




Niestety miejscówki, gdzie znalazłem kanie, zarastają nawłocią kanadyjską lub późną (olbrzymią). Za rok, dwa lub trzy, nawet jesli jakieś kanie tu wyrosną, to będą nie do znalezienia, bo utworzy zwarte, wysokie łany, które wszystko inne zagłuszą.




Bo będzie to wyglądać tak:



A to nasza rodzima nawłoć pospolita.





  • dystans 103.10 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 04:34
  • średnio 22.58 km/h
  • temperatura 15.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Myk nad Wisłę

Wtorek, 24 sierpnia 2021 · dodano: 27.08.2021 | Komentarze 8

Kto rano wstaje... ten chodzi niewyspany. Tę powszechnie znaną mądrość ludową potwierdziłem w ostatni wtorek. Otóż postanowiłem wybrać się nad Wisłę, mieliśmy cynk od Pima, że można już znaleźć plaże nad Wisłą, ale postanowiłem osobiście sprawdzić jak tam konkretnie nasza plaża (zwłaszcza że po weekendzie poziom znów nieco wzrósł.

Wiatr miał być północny, postanowiłem więc ruszyć rano, póki będzie słabszy, a wrócić mając silniejszy podmuch w plecy (na części odcinków). Wstałem rano, ale nie udało się ruszyć o zaplanowanej godzinie... musiałem przekiblować półtorej godziny zanim intensywniejszy deszcz przeszedł w siąpienie. Tak więc mogłem sobie pospać godzinę, lub półtorej dłużej. Tak więc w końcu ruszam, wkrótce siąpienie ustaje (a właściwie ja spod niego wyjeżdżam).

Pod Szymanowem uchwyciłem szarżę ciężkiej kawalerii... Początkowo myślałem, że to może jakieś dożynki, albo co, bo na skrzyżowaniu do którego się zbliżałem, było tego więcej.




Kawałek dalej utworzył się zator, więc zacząłem  wyprzedzać.



I zobaczywszy transparenty dowiedziałem się, że to protest przeciw CPK.




Ponieważ za skrzyżowaniem kolumna ruszyła żwawiej, musiałem się w nią włączyć... nie narzekałem, bo miałem pod wiatr, a schowawszy się za jednym z pojazdów mogłem jechać na luzie jakieś 2km/h szybciej niż gdybym jechał solo (i to ciężko pracując). W ogóle mogli nawet ciut szybciej pojechać, ale trudno.



Niestety szybko skręcili w bok i straciłem taki fajny tunel aerodynamiczny i musiałem znów podjąć walkę z wiatrem.



Starałem się utrzymywać prędkość jazdy powyżej 20 km/h, ale nie dlatego żeby zależało mi na średniej, po prostu chciałem dojechać do celu nim wiatr jeszcze bardziej przybierze na sile. A już był dosyć silny, na otwartych przestrzeniach, gdy miałem drogę biegnącą na północ i lekko wznoszącą się, nie byłem w stanie tej prędkości utrzymać i jechałem jakieś 18-20 km/h... to znaczy jak bardzo bym chciał, to bym mógł, ale nie chciałem się zarżnąć. Na szczęście miałem też odcinki biegnące na zachód lub północny zachód.

Lecę najkrótszą w pełni asfaltową trasą, toteż centrum Brochowa omijam szosą, tylko rzut obiektywem na odległy kościół.



No i jestem na miejscu - przed zjazdem na gruntówę prędkość średnia 21,5 km/h. Plaża choć znacznie mniejsza to jest. Tak więc mamy informacje jak tu jest przy kolejnym poziomie Wisły, niewiadomą pozostaje przedział ok. 45 cm, ale wtedy raczej nie sensu już tu jeździć, bo plaża kurczy się jeszcze bardziej.

Poniżej fotki ze stanem aktualnym i półtora tygodnia wcześniej.




Z widokiem na groblę po prawej.




Woda się przelewa w miejscach, gdzie ją częściowo rozmyło.



O, tu trochę widać różnicę poziomów wody, a w tle stado ptaków.



Co tam woda wyrzuca na plażę?



Nie mogłem się powstrzymać i trochę się pomoczyłem, sprawdziłem też bród na plażę na kępie (woda przy forsowaniu prawie do pasa).



To ewidentnie był łoś.




Nie miałem zamiaru długo tu siedzieć, ale i na plaży zeszło się godzinę. Aha, żeby nie jechać na pusto, przywiozłem parę butelek z wodą, które dobrze schowałem w krakach. Mamy nadzieję jeszcze w tym roku się tu wybrać, to się przyda taki depozyt (żeby za dużo ze sobą nie wieźć, lub nie zaopatrywać się jeszcze pierwszego dnia na trasie).

W drodze powrotnej zgarnąłem kilka kań - z tych ze zdjęcia dwie robaczywe, ale jeszcze ze trzy udało się znaleźć. Jak robiłem krótki stopiki w lesie, to kontrolnie zajrzałem głębiej w las, ale innych grzybów nie uświadczyłem. Minąłem też babcię, dziadka i wnuczka (też niewiele grzybów znaleźli), który grzybobrając chyba trochę się zgubili, bo mnie pytali o drogę:
- Czy tędy dojdziemy do cegielni?
- Nawet nie wiem o jaką cegielnię chodzi!



Jedzie się lepiej, bo na sporych odcinkach z wiatrem, ale czasem miałem upierdliwie boczny. Mogłem bardziej docisnąć, ale mi się trochę nie chciało.

Esy floresy Kanału Kromnowskiego.




A tu Kanał Łasica.



Poza krótkimi stopikami, nieco dłuższy postój na kawkę i jakieś jedzonko, w obie strony był na przystanku Piasecznica, który wypada prawie dokładnie w połowie drogi.



Znów jakaś rusałka pawik rypała po peronie, więc ewakuowałem ją w krzaki (podobnie jak ostatnio z Kluską).





W ogóle po drodze duże ilości gąsienic rusałki - rypią w poprzek lub wzdłuż asfaltu. Otóż już w pełni rozwinięte gąsienice (mniejsze przed wylinkami, są zielonkawoszare i włochate, a nie z kolcami) przestają żerować i szukają miejsca, by przemienić się w poczwarkę. Ewakuować wszystkich w bezpieczne miejsce nie mogłem, bo do nocy bym nie dojechał do domu... ale jak zatrzymałem się na mostku nad Pisią Gągoliną, to zgarnąłem jedną (i zrobiłem jej fotkę pamiątkową z Pisią).



Z asfaltu przed i za mostkiem, ewakuowałem w krzaki kolejne pięć gąsienic.



No i tak pykła druga setka w tym roku... słabizna, kiedyś o tej porze roku miewałem po kilkanaście setek na koncie i to nie gołe setki z haczykiem, ale spora część z solidnym hakiem, czyli 120, 150, czy nawet 170km. No cóż, nie mam ostatnio tyle czasu na dłuższe wypady, teraz duży dystans to powyżej 50km.
Kategoria >100, mazowieckie


  • dystans 25.00 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:32
  • średnio 16.30 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Sobota, 21 sierpnia 2021 · dodano: 25.08.2021 | Komentarze 2

Podskoczyłem na kilka chwil na łąkę, by polatać za motylkami.

Udało mi się uchwycić tego modraszka.




O ile ładnie rozłożył skrzydła i udało mi się uchwycić modry wierzch, to spód tylko pod słońce, toteż nie widać dokładnie kolorów, a plamki tak średnio wyraźnie, bo skrzydełko jest prześwietlone.




U tego modraszka udało mi się w miarę wyraźnie uchwycić spód skrzydełek




Ale dla odmiany nie chciał ich rozłożyć i tylko tak się dało zerknąć do środka (widać, że niebieskie).



A to chyba czerwończyk uroczek (samiczka), dobrze mogłem obejrzeć wierzch



Ale najlepsze zdjęcie spodu udało mi się zrobić po skosie i przez trawkę



Potem już nie udało mi się go podejść ze słońcem i znów skrzydełka są prześwietlone




Oprócz maluchów trafiła się dostojka latonia (czyli inaczej - perłowiec mniejszy)



Więcej zdjęć z dobrze widocznym wierzchem skrzydełek jest w tym wpisie, tym razem zaś udało się dobrze uchwycić spód - zdjęcie co prawda niewyraźne, ale za to jest dobrze widoczny układ plamek (lepszego zdjęcia nie udało się strzelić, bo odlatywał, a potem w ogóle sobie poleciał w siną dal).



Uważajcie motylki - tygrysy czatują na tej łące!



Malowane niebo





  • dystans 26.70 km
  • 1.30 km terenu
  • czas 01:33
  • średnio 17.23 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Czwartek, 19 sierpnia 2021 · dodano: 23.08.2021 | Komentarze 10

Wiadomość z ostatniej chwili! Biedronka rusza z kolejną akcją zbierania naklejek i pluszaków!

Wszyscy rodzice wprost upiornie się cieszą, kiedyś widziałem jakąś matkę przechodzącą obok billboardu z kolejną edycją pluszaków i aż jęknęła:
- O nie! Znowu gang debilaków!

My staramy się unikać tej zarazy, teraz jak Klu jest w edukacji domowej, to jest łatwiej bo nie ma takiego kontaktu z dzieciakami przywlekającymi kolejne pluszaki... a te z którymi się umawiamy, miejmy nadzieję że nie będą z tych bardzo zbierających. Pozostaje tylko nasza rodzina, która dostaje amoku na widok "darmowych zabawek z marketu" i kupuje w tym markecie, w którym akurat jest coś do zbierania - normalnie w oczach zapalają się lampki i jak zahipnotyzowani lecą na zakupy.... tak więc znów będziemy chyba zasypani pluszakami, którymi Klu  pobawi się pięć minut, a potem będą w kącie zalegały na swoją kolej do wywalenia.

No cóż, pierwszej akcji udało nam się sprytnie uniknąć (choć Klu była już w przedszkolu)... przy drugiej niestety dzieciaki znosiły to do przedszkola, a to tak właśnie działa - większość dzieciaków ma, więc nasz dzieciak też chce mieć. Ale udało się opędzić jednym małym pluszakiem, bo Klu wcale nie zależało żeby mieć wszystkie. Niestety wtedy rodzina to odkryła i w następnych akcjach starała się zdobyć komplet pluszaków... ech. Mimo że Kluska coraz starsza i coraz mniej się tym bawiła, nie jest już przecież przedszkolakiem, ale cóż, rodzina wychowywała się w czasach niedoboru i teraz w czasach obfitości odbija sobie zasypując wnuczkę masą niepotrzebnego badziewia.

A Kluska? I tak bawi się już tylko jednym pluszakiem - Offcą, która jest starsza od niej. Offca ostatnio zyskała przyjaciela - oto Pipek, patyczak z gwoździami. Taka zabawka, którą własnoręcznie razem zrobiliśmy (zaplanowanie, ucięcie piłą patyczka, nabicie gwoździ, pinezek) ma często większą wartość niż tuzin kupnych. Zrobiliśmy  ją z rok temu i potem stała sobie na półce z książkami (po tym jak Kluska się nią pobawiła - i tak dłużej niż kolejnym kupnym pluszakiem), widać czekała na swój czas. Teraz Klu ją odnalazła i tak Offca zyskała nieodłącznego towarzysza.

Bardzo nas cieszy, że Klu bawi się takimi zabawkami wykonanymi z niczego i  że potrafi je cenić, bo nie chcemy jej wychowywać w duchu konsumpcjonizmu, nie chcemy żeby była idealnym konsumentem, który będzie łykał każdą kolejną sztuczkę marketingową.



Pipek bardzo lubi jak się go wozi na barana... przepraszam, na owcy.



A to ich kocyk.



Przepraszam, ale po prostu musiałem o tym napisać, po tym jak zobaczyłem że będzie kolejna masakra z pluszakami z Biedronki (co było do przewidzenia, nie rezygnuje się z kury znoszącej złote jaja i dopóki będzie to działać, to będą kolejne edycje... więc zapewne jeszcze przez wiele lat).

Tak na marginesie, ciekawa może być analiza powodzenia tego typu chwytów marketingowych, być może wykorzystują one jeszcze nasze instynkty zbieracko-łowieckie? Ja je zaspokoję zbierając w lesie grzyby, czy poprzez ustrzelenie fotopstrykiem jakiegoś ładnego motyla... ale inni zbierają naklejki i polują na maskotki.