teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108163.15 km z czego 15463.65 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2019

Dystans całkowity:865.24 km (w terenie 99.30 km; 11.48%)
Czas w ruchu:54:23
Średnia prędkość:15.91 km/h
Maksymalna prędkość:38.80 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:39.33 km i 2h 28m
Więcej statystyk
  • dystans 55.84 km
  • czas 03:50
  • średnio 14.57 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Czwartek, 31 października 2019 · dodano: 27.12.2019 | Komentarze 0

Barczatka malinówka, kokonica malinówka (Macrothylacia rubi)

samica:
































gąsienice












młode gąsienice




Oj, przepraszam, że przestraszyłem.










Gąsienica, tę tutaj chyba coś ją zaatakowało (hmmm, to jajeczka, czy poczwarki, czy co?).





  • dystans 38.22 km
  • 9.40 km terenu
  • czas 02:21
  • średnio 16.26 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Biblioteczne ostatnie grzybobranie

Środa, 30 października 2019 · dodano: 23.12.2019 | Komentarze 0

- 15,5 maślaczka
- 5 kań
- 4 koźlarze
- 1 podgrzybek
- 1 zajączek

W nocy był przymrozek




Pojechałem do Mszczonowa do Biblioteki, po drodze zobaczyłem że przy wiadukcie w Świnicach asfalt jest już na serwisówce CMK w obie strony.



Mszczonów. Mimo że chłodno, to do szkoły sporo dzieciaków przyjechało na rowerach.



Zahaczyłem jeszcze o bibliotekę w Radziejowicach, a dalej przez las na ostatnie grzybobranie... bo skoro zaczynają się już przymrozki. Potem okazało się, że to nie ostatnie zebrane w tym roku grzyby, ale takie regularne grzybobranie to faktycznie już ostatnie.

Maślaczki, było ich nawet sporo, ale większość robaczywa... nawet z takich ładnych, nie tylko z tych starych nie nadających się do zbioru. I tylko chyba jednego trafiłem zamarzniętego, w większości las ochronił przed przymrozkiem.





Kilka kozaków



Nawet parę kań udało się trafić.



Zajączek i podgrzybek




Opieńki, może nawet bym się skusił, ale ich już było mało.



Na przecince znalazłem trochę opieniek, ale raz że przemrożone (na polanach i przecinkach las nie chroni przed przymrozkiem), a dwa że jakieś takie ogromne mutanty... może w terenie otwartym urosły większe (tak jak kanie na łąkach), a może jakimś nawozem podsypali te zasadzone sosenki... tak czy owak, nawet gdyby nawet nie były przemrożone, nawet gdybym zbierał opieńki, to nie wiem czy bym zaryzykował ich zbiór.




  • dystans 57.23 km
  • czas 02:50
  • średnio 20.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Przechwycić huanna i aarda w przelocie

Poniedziałek, 28 października 2019 · dodano: 22.12.2019 | Komentarze 11

Huann zapowiedział, że jedzie z wiatrem do stolicy... ale po powrocie znad Wisły przy bocznym wietrze, który dał nam w kość, nie miałem na to specjalnej ochoty. Na szczęście huann napisał dopiero rano, jak człowiek się wyspał, to był gotowy na kolejne zmagania z bocznym wiatrem (na jazdę pod wiatr, by go wcześniej na trasie przechwycić, to się nie pisałem). Ponadto okazało się, że huann wyjątkowo nie jedzie sam, a z aardem.

Jazda z silnym bocznym wiatrem przez takie pustkowia potrafi nieźle dać w kość.



Pisia Tuczna z tradycyjną dedykacją.




Spotkanie odbyło się na tradycyjnym ostatnio miejscu postojowym,

Rowerzyści w Kaskach.



Dalej odcinek z wiatrem do Błonia, tu jechało się zdecydowanie lepiej... tylko rower mi ćwierkał. Tak, właśnie tak - ćwierkał. Nie skrzypiał, nie piszczał, nie rzęził, tylko ćwierkał. Było to o tyle przydatne, że uprzedzał że rower od co najmniej pół roku domaga się generalnego serwisu i na przykład przerzutki niezbyt płynnie działają, więc mogę nagle zostać z tyłu jak za bardzo przytną... dzięki ćwierkaniu wiedzieli że cały czas im siedzę na ogonie.

Aczkolwiek jak przestawałem pedałować na chwilę, to się oglądali czy nie odpadłem... a jak w ogóle zamilkłem, bo zmieniłem przełożenie, to kazali mi ćwierkać paszczowo.
- Ćwir, ćwir, kra, kra, ko, ko, ko, kukuryku, kwa. kwa. kwa...
- No no, tylko bez takich.


Krótki postój (również tradycyjny) w Parku Bajka w Błoniu. Obowiązkowa fotka z Pac-Manowym stojakiem rowerowym.



Gabinet krzywych (i dziurawych) luster




Jeszcze tylko odwiedziny u najsłynniejszej Błonianki.




I się żegnamy. Oni do Warszawy, a ja pod wiatr do domu.

Okazało się, że kwakanie było jak najbardziej na miejscu.



Bałem się, że droga powrotna mnie zrypie, ale nie było tak źle. Wiatr nieco zelżał i owszem, przeszkadzał, ale już nie tak bardzo.



I znów Pisia Tuczna z dedykacją, czyli pozdrowienia ze środka CPK.




  • dystans 51.11 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 03:17
  • średnio 15.57 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wyrypka nad Wisłę #4: Wichura z prawej

Niedziela, 27 października 2019 · dodano: 21.12.2019 | Komentarze 2

Jakoś tak dosyć rano się obudziłem, więc postanowiłem na spokojnie przygotować zapas drewna, rozpalić ognisko, zrobić kawę śniadanie... ale najpierw korzystając z okoliczności przyrody - trochę zdjęć o wschodzie słońca.







Nasi sąsiedzi też wstali skoro świt... ranne z nich ptaszki.




No i co? Zaraz po mnie zerwała się Kluska i tyle było spokojnego ogarnięcia ogniska i śniadania...



Z resztek drewna rozpaliłem ognisko i gdy Kluska miała się już przy czym grzać,  poszedłem nazbierać świeżego.



To z prawej to tatuś-ognisko, a Kluska rozpaliła znowu obok dzidzię-ognisko.



Kawa gotowa!



Co to za łopot? Łabędzie!






Zupełnie inny krajobraz, po tym jak słońce oświetliło naszą łachę.



Rosa na namiocie.




Okolica w pełnym słońcu. Zaczął wiać wiatr i się wzmagał (zgodnie z prognozą), najpierw woda jak lustro, a potem zmarszczki i fale coraz większe.








To nie ma tak, że jak wybudujemy szałas, to jest spokój i można się w nim bawić do oporu... o nie, trzeba dobudować to i owo, a potem wybudować następny szałas!




I ten, tego...




Oczywiście poranek na piasku nad Wisłą był dłuugii, ale w końcu popołudniu opuściliśmy miejscówkę, żeby zdążyć tym razem przed zmrokiem, no i przed zapowiadanym deszczem.

Wiało już konkretnie, na wschodzie i południu jeszcze w miarę czyste niebo.



Ale od północnego-wschodu nachodziły już chmury. No i do tego wiało już konkretnie, z zachodu, czyli w trakcie jazdy w większości z prawej.



Pora na lekturę.



Po drodze odwiedzamy geocachingowo dwie stacyjki sochaczewskiej wąskotorówki, ale to tylko krótkie stopiki.



Większy postój na stacyjce Piasecznica (linia do Sochaczewa i Łowicza, czyli dawna Kolej Warszawsko-Kaliska). Tutaj spotkaliśmy kręcącego się przy śmietniku kota, postanowiłem dać mu trochę mleka, był chyba bardzo głodny, bo tak się rzucił, że trochę wylał...



Kluska też dostała jedzenie - płatki na mleku.



- Miau! Co jesz?
- Psik, to moje!



Swojego jedzenia Kluska pilnuje, ale że ma dobre serduszko, to kotek jeszcze kilka dokładek dostał. Nazwaliśmy go Chłeptuś.



Ogólnie powrót do domu dał nam w kość, głównie przez ten boczny wiatr, a także dlatego że zbyt dużo postojów nie robiliśmy, bo chcieliśmy zdążyć przed deszczem. Zdążyliśmy. Pół godziny po powrocie zaczęło padać.





  • dystans 52.26 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:02
  • średnio 17.23 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wyrypka nad Wisłę #3: w 4 książki nad Wisłę

Sobota, 26 października 2019 · dodano: 19.12.2019 | Komentarze 6

Klusce tak się podobał biwak nad Wisłą, że postanawiamy zrobić jeszcze jedną weekendówkę w to miejsce... zwłaszcza, że pogoda dopisywała. Nie udało się jednak wyjechać bardzo rano, bo Kluska miała sobotnią zbiórkę zuchową na cmentarzu (w związku ze zbliżającym się Świętem Zmarłych). Na szczęście zbiórka była w miarę wcześnie, więc dało się połączyć jedno z drugim, a wyruszając prosto ze zbiórki na wyrypkę, nawet nie byliśmy z czasem jakoś bardzo w plecy... może godzinę albo dwie (wcześniej i tak byśmy się nie zebrali).

Tym razem jedziemy krótszą trasą, nie przez środek Kampinosu, tylko jego zachodnimi opłotkami. Pierwszy większy postój na przystanku pod Szymanowem, a to ponieważ na wertepie za Oryszewem zorientowałem się, że tylne koło zmieniło mi się w ósemkę i musiałem zwolnić hamulec. Bałem się, że mi obręcz pękła, ale to tylko poluzowane szprychy, musiały się poluzować na poprzedniej weekendówce z pełnym obciążeniem i teraz zluzowały się zupełnie... trochę zabawy z naciągnięciem szprych, oraz centrowaniem koła i możemy jechać spokojnie dalej.

Kluska przez prawie całą drogę czytała, w sumie w 4 książki dojechaliśmy nad Wisłę, przebojem okazał się "Zły Kocurek. Kąpiel". to była pierwsza książka z tej serii, którą czytaliśmy i Klu zaśmiewała się, a także czytała mi na głos co śmieszniejsze fragmenty (czyli mniej więcej 1/3 książki. A że była dosyć gruba, to starczyło jej chyba na połowę drogi.




Początkowo mieliśmy w planach przespacerować się kawałek wąskotorówką sochaczewską, a przy okazji złapać jakieś skrzynki tamże, Ale raz że później wyruszyliśmy, a dwa że Kluska chciała jechać prosto na miejsce rozwałkowe, toteż zrezygnowaliśmy z tych planów... z atrakcji po drodze, tyle co zrobiliśmy sobie postój przy kościele obronnym w Brochowie.



Bujawka



Idziemy zwiedzać - gąsienica i dwa pociski w bruku przy wejściu.



Oglądamy pociski i inne takie... tutaj dwa widoczne w lewym górnym rogu.




Kotwica, stały element nadwiślanych miejscowości (a tu może też dolnobzurzańskich).



Oczywiście największą atrakcją były mury obronne, a zwłaszcza basteje.




Zuchenka z okienka.





No to w drogę, zjeżdżamy w dolinę Bzury.




I przeprawiamy się na drugą stronę rzeki mostem w Witkowicach.




Dalej jedziemy wzzduż Bzury. Stopik na wale ppow.






A tu już za wałem Wiślanym, Kluska zna drogę, więc nas prowadzi.



Biegiem na plażę!



Nasz szałas nadal stoi.



Nagle pojawił się klucz gęsi, czy innych żurawi... zatoczył kólko, po czym zlądował prawie po sąsiedzku.



Ponieważ tym razem zdążylismy  dojechać jeszcze za dnia, to udało się obejrzeć zachód słońca.





Wieczorna zabawa patykiem z ogniska.



Kluska rozpaliła sobie płonącym patykiem drugie, mniejsze ognisko obok. Tak więc miała swoje własne ognicho.





  • dystans 25.37 km
  • 8.20 km terenu
  • czas 01:58
  • średnio 12.90 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Rozbudowa szałasu w Lesie Radziejewskim

Czwartek, 24 października 2019 · dodano: 11.12.2019 | Komentarze 0

- 11 kań
- 8 maślaków
- 1 zajączek

Jedziemy do lasu poszałasować... a po drodze zaatakował nas przydrożny maślaczek. W sumie było ich tam kilka.





Dalej jeszcze trochę kań udało się zebrać, wypatrzonych kątem oka w pobliżu drogi.




Rzeźba pt. "Kaniowa wieża pyszności".



Jesteśmy na miejscu - biegiem do szałasu!



No tak, szałas niby już gotowy, ale nie myślcie że mogliśmy się polenić, Kluska wymyśliła żeby dobudować jeszcze jeden pokoik.




A lavinka testuje różne sposoby rozstawienia tarpa.



No, łuk tym razem w rozmiarze kluskowym.



Ogródek grzybowy



Siejemy na nim opieńki.



Znaleźliśmy też taką dużą hubę, że można na niej usiąść. Tylko że pień też duży i za ciężki, toteż nie dało się przenieść do ogródka grzybowego.





Mniejsza sąsiadka, nieco spocona.




Zrobiłem też spacer po lesie i dozbierałem maślaków (niestety sporo nie nadawało się do zbioru, albo stare, albo robaczywe). Poza tym trafił się jeden zajączek.



I jeszcze trochę kań.




Były też opieńki, ale ich nie zbierałem... no, poza kilkoma do ogródka.





Nasz zbiór i pilnująca go dzika wiewiórka.






Jak zwykle czas minął zbyt szybko i trzeba wracać bo się ściemnia... dni coraz krótsze.






  • dystans 52.39 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:22
  • średnio 15.56 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wyrypka nad Wisłę #2: Przez Mgliste Równiny

Środa, 23 października 2019 · dodano: 08.12.2019 | Komentarze 8

Mglisty poranek na wiślanych łachach.




Ponieważ wstałem dosyć wcześnie, zrobiłem sobie mały spacer po okolicy.








To chyba był bober... przynajmniej w zeszłym roku ustaliliśmy że raczej nie pyton.



Tu coś małego mieszka



Spora ta raciczka... chyba łoś (było też sporo mniejszych).



Też ślady bytności bodaj jakiejś sarny.



Dosyć zaskakująca była dzika plantacja pomidorków.




Po powrocie do namiotu miałem jeszcze zamiar na spokojnie nazbierać świeży zapas drewna, rozpalić ognisko, zagotować wodę na kawę, zrobić śniadanie... usłyszałem jednak głosy z namiotu, znak że Kluska się obudziła. Toteż musiałem to wszystko robić, jednocześnie zajmując się Kluską, a więc nie na spokojnie.



Śniadanie



Klu przygotowuje cymbałki, ze znalezionych przeze mnie desek. Trzeba narysować świeżym węgielkiem nuty, oraz płytki dźwiękowe.



Gotowe, można rozpoczynać koncert.





lavinka wstała. Klu miała świetną zabawę - podpalanie patyka i wynoszenie ognia z ogniska... też lubiłem się tak bawić.




Nazbieraliśmy też trochę muszelek.



Na wycieczce po okolicy - ale duży korzeń (z całym drzewem) Wisła tu przyniosła.



Zjeżdżalnia... ale słabo się na niej zjeżdża.



To już sypanie piasku daje więcej zabawy.



Takie krzaczki, które postanowiliśmy wykorzystać jako pufy przy naszym szałasie.





A właśnie, bo Kluska będąc na etapie szałasów, zażyczyła sobie szałas i stwierdziła że się nie ruszy, dopóki go nie wybudujemy.

Szałas w trakcie budowy - z tyłu placyk koncertowy z cymbałkami, z przodu przy wejściu stojak na patyczki.



Oto wspomniane pufy za szałasem



Te pufy to miejsce dla publiczności podczas koncertu cymbałkowego.



No i jeszcze ogródek trzeba zrobić.



A przy wejściu przedsionek i płotek.



Z szałasem się trochę zeszło, ciężko było opuścić miejscówkę... toteż wyruszamy dosyć późno.



Idę dołem, a ty górą,
Jestem słońcem, ty wichurą...



Wierzby mazowieckie




Po drodze postój na zdobycie lokalnego ekstremum.



Na górze Klu znalazła miejsce po reperze.



Górka jest do wchodzenia na górę. Górka jest do schodzenia na dół.




Nawet podgrzybka znaleźliśmy, ale tylko jednego, więc nawet nie opłacało się zbierać.



Bawimy się w pociąg na sochaczewskiej wąskotorówce (nieczynna odnoga do Wyszogrodu).




Mostek na Kanale Kromnowskim




Podjeżdżamy pod wyremontowaną stacyjkę Tułowice.




Postój, kanapki, kawka i logowpisy do znalezionej skrzynki.



Tu też jakiś pociąg jeździł i sam ze sobą się mijał na mijance.



Dalej czeka nas dłuższy odcinek już bez większych postojów (robi się późno, a i atrakcji niewiele na trasie), toteż wyciągamy Tytusa do czytania.



Jakieś turopodobne to bydło.



Postój pod sklepem w Szczytnie, żeby uzupełnić zapasy pieczywa, mleka, a przy okazji nabyć drożdżówki.



Cały dzień było mglisto, raz bardziej, raz mniej, a teraz znów się robi bardziej.



Postój na przystanku Piasecznica (stacyjka między Teresinem a Sochaczewem). Okupujemy wiatki i jesteśmy na etapie głupawki, jest więc bieganie po wiatce i różne wygłupy.



Ponieważ coraz bardziej się ściemnia, a do domu jeszcze kawałek drogi, śpiewamy piosenki (im głupsze, tym lepsze), opowiadamy różne historyjki... przebojem wieczoru był "Żołtyj Parachod", Kluska się nawet nauczyła refrenu. A oto piosenka (na melodię "Yellow submarine" rzecz jasna).

Żołtyj Parachod

1. U mienia w gołowie płan
Papływiom w okiean | x2

Ref. Żoł żoł żoł żoł
Żołtyj parachod
Sawietskij parachod
Padwodnyj parachod | x2

2. Parachod idiot w pieriod
Łopatom wody bijot | x2

3. Parachod idiot na dno
Nie boimsia niciewo | x2

Ja tę piosenkę poznałem prawie 20 lat temu, ale zdaje się że już wtedy była jakimś wykopaliskiem przez kogoś wybrzebanym z niepamięci... tak sobie szperam i wydaje się, że znana już była w latach 70. (a może już w 60.?), co nie dziwi, bo to zaraz po powstaniu piosenki i filmu "Yellow submarine".

Co ciekawe, powyższy tekst jest prawdopodobnie częściowo polską przeróbką, wyguglać można nieco dłuższą wersję (a nawet ze dwie), jednak ja poznałem wersję skróconą i ją najbardziej lubię. Zresztą może być więcej wersji, co nie powinno dziwić w przypadku nieoficjalnej wersji, która mogła mutować w czasie przekazywania dalej, jak w głuchym telefonie.

W rosyjskim internecie zaś, znalazłem taki tekst:

Я Иван и ты Иван,
Мы поехали на океан.
На океане дождь идёт.
Мы поехали на пароход.

Жо-жо-жо-жо-жо-жёльтый пароход,
Хороший пароход, советский пароход.
Жо-жо-жо-жо-жо-жёльтый пароход,
Атомский пароход, подводный пароход.

Капитань молодец,
Потому что водка есть.
Мой отец тракторист,
Он тоже коммунист.

Жо-жо-жо-жо-жо-жёльтый пароход...

A skoro o ciekawostkach, to znalazłem jeszcze czeską wersję tej piosenki (kilka nieco różniących się tekstów, poniżej kompilacja):

Žoltyj parachod

1. Ja sovětskij inženěr,
konstruktor i pioněr,
U menja jest balšoj plan,
Kak preplávať okean.

My postrojim žoltyj parachod,
žoltyj parachod, žoltyj parachod...

2  Kapitán Zajcev svolal svojich bajcev by oni vajevali pěsňu svaju pěli:

Jedět, jedět žoltyj parachod,
žoltyj parachod, žoltyj parachod...

3. Za vodku i za pivo obmenili my jeho.
(lub: V parachodě děvočky pijut s námi vodočky oni byly zaňaty podmorskymi soldaty)

My propili žoltyj parachod,
žoltyj parachod, žoltyj parachod...



  • dystans 71.03 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 04:25
  • średnio 16.08 km/h
  • rekord 38.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wyrypka nad Wisłę #1: Przez Kampinos

Wtorek, 22 października 2019 · dodano: 07.12.2019 | Komentarze 2

Korzystając z ładnej październikowej pogody, jedziemy z Klu na biwak nad Wisłę.

Tym razem Klu bawi się po drodze kalkulatorem... muszę jej dyktować zadania z treścią np. z windą - na parterze wsiadły trzy osoby, na pierwszym piętrze dwie, na drugim wysiadła jedna... ile dojechało do dziesiątego piętra? A także różne inne z pasażerami wsiadającymi do pociągu, z pociągiem towarowym i kontenerami, z rowerzystami na rajdzie rowerowym...

Na fotce widać, że opuszczamy powiat żyrardowski (niebieska tabliczka).



Przystanek Kaski, postój.




Znów trochę rzeczy dostawili na skwerku przy tężni.







Nabywamy świeże pieczywo, buła w garść i w drogę...



Dojeżdżamy do Kampinosy.
- Hej, znalazłam miejsce na nocleg!




Skansen w Granicy, szybki rzut okiem, wpis do skrzynki, przybicie stempelków i...



Posadzone dęby tworzące tzw. Aleję Trzeciego Tysiąclecia, Kluska musi oczywiście przeczytać wszystkie nazwy dębów.




A potem w długą na nasz ulubiony punkt widokowy.



Na bagnach... okresowo znów wyschniętych.





Tam instalujemy się na dłuższy postój.






A teraz idziemy na wysuniętą pozycję obserwacyjną.




Przerwa na posiłek.




Trudno było stamtąd wyciągnąć Klu, ale w końcu się udało i jedziemy dalej.



Niby tylko głupi szlaban, a ile na nim zabawy.



Kanał Łasica.



Dzień niestety coraz krótszy, więc po drodze zapada zmierzch, do tego zaczyna się robić mglisto.

Po drodze śpiewamy piosenki i ułożyła nam się kolejna zwrotka piosenki (Hymn Wagarowicza - pierwsza zwrotka pióra Papcia Chmiela tutaj, druga o grzybach, już nasza w tym wpisie).

Dziś nad Wisłę, Dziś nad Wisłę jadę se
I wjechałem nagle w jakąś mgłę
W gęstym mleku swym rowerem mknę
O szałasie i kiełbasce sobie śnię


Dojeżdżamy już po ciemku i nie możemy znaleźć ścieżki na naszą miejscówkę biwakową, podejrzewamy że może być zatarasowana zwalonym drzewem, ale po sprawdzeniu za nim też nic nie znajdujemy. Jest trochę latania po krzakach z latarkami i w końcu udaje się namierzyć ścieżkę - po prostu trochę za wcześnie jej szukaliśmy. Klusce strasznie się to podobało.

No i w końcu instalujemy się na wiślanej łasze - rozbijamy namiot, robimy ognisko, no i spędzamy przy nim przyjemny wieczór zagryzając pieczoną kiełbaską i popijając herbatką.




Zdjęcia wrzucam do albumu: Wyrypka nad Wisłę
Zdjęcia z innych jesiennych wycieczek z Klu wrzucam zaś do albumu: Jesienne wyrypki z Klu


  • dystans 50.41 km
  • 6.70 km terenu
  • czas 03:07
  • średnio 16.17 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Testowanie nowych asfaltów do Głazu Mszczonowskiego

Niedziela, 20 października 2019 · dodano: 23.11.2019 | Komentarze 1

Korzystając z nieustająco pięknego października, jedziemy do Głazu Mszczonowskiego... ten głaz trzeba raz na jakiś czas tradycyjnie odwiedzić, a przy okazji chcemy sprawdzić nowe asfalty.





Wyjeżdżamy z Żyrka drogą wojewódzką z koszmarnym ruchem, ale nie chce nam się objeżdżać dookoła, albo tłuc rozjeżdżonymy drogami leśnymi. Jak tylko się daje, uciekamy w boczne asfalty. A tym zdziwko, bo jeden z w miarę nowych asfaltów (no, parę lat już miał), który jednak był marnej jakości i zaczął się coraz bardziej sypać... został na nowo wyasfaltowany. Super.




Jedziemy sprawdzić jedną ze skrzynek przy eSeŁce, szykujemy się do tyrpania na wysypanej tłuczniem drodze, a tu znów zdziwko, drogę z Nowej do Starej Huty też wyasfaltowali. Asfalt się kończy za wsią, a tam okazuje się że został zlikwidowany przejazd przez eSeŁkę, musimy więc przenieść rowery przez tory.



lavinka mówiła o nowym asfalcie z Korabiewic do Woli Pękoszewskiej... bo już jakiś czas temu wyasfaltowali kawałek drogi z Korabiewic i może droga byłaby znośna, ale dalszą gruntówę wysypali tłuczniem, przez co zwykle ją omijałem. lavinka nie pamiętała o tym i ostatnio tam się władowała i zdziwko - nowy asfalt. Do tego przez  Wolą był strasznie zużyty i wertepiasty asfalt i tam też położyli nową nawierzchnię.

Dworek w Woli Pękoszewskiej.






Hubki pionowe na zwalonym drzewie (uczcijmy pomnik przyrody minutą ciszy).



Tutaj rozwałka, przygotowanie i testowanie nowego łuku dla Kluski (bo poprzedni był dla Klu ciut za duży).



Uk i szczały z owijkami z muliny... obmotki są po to, żeby strzały się nie gubiły i by ładniej wyglądały.



Docieramy do Głazu mszczonowskiego, który schowany jest w tej kępie drzew i krzaków. Kiedyś te krzaki zostały wycięte, ale to było z kilkanaście lat temu.



O, jest wydeptana ścieżka, to dobrze, nie będzie trzeba rypać krzakami.



A oto i sam głaz. Głaz Mszczonowski jest największym głazem narzutowym na Mazowszu... aczkolwiek obecnie jest poza granicami województwa mazowieckiego, toteż przy okazji jest też największy w łódzkim (no i drugi co do wielkości w Polsce, no chyba że pod ziemią jest go znacznie więcej, bo nie jest do końca odkopany).




Pięknie się prezentował w opadłych liściach.




Na głazie jest cały ekosystem... z jeziorkiem ciekawe czy są rybki, albo czy lęgną się tu kijanki). Kiedyś spotkałem pana, który łopatą usuwał z tej niecki nagromadzoną ziemię.



Tradycyjna fotka pamiątkowa




I wracamy - serwisówką wzdłuż CMK. Odcinek przy głazie i dalej do wsi Powązki jeszcze nie przebudowany, ale z przetargu wynika, że powinien być, bo jest zamówienie na odcinek aż prawie do samej Pilicy (tutaj ogłoszenie).



Widok z wiaduktu w Powązkach.



Tam przeskakujemy lokalnym drogami do Szelig i stamtąd już świeżo wyasfaltowaną serwisówką (którą ostatnio widziałem i kawałek nawet nią jechałem).



Widok z szosy Mszczonów - Puszcza Mariańska na północ. Tutaj jeszcze serwisówka nie gotowa, ale płyty już zerwane.



Objeżdżamy bocznymi asfaltami i wiaduktu w świnicach taki był widok na południe (edit - obecnie już się tu wyasfaltowało).



Za to na północ już był asfalt, więc postanawiamy go przetestować.



Zrekultywowane mszczonowskie wysypisko śmieci.





Mostek na Okrzeszy i tu asfalt się kończy (ale widać że lada moment będą kładli).



Na szczęście droga dobrze ubita, więc się jedzie w miarę znośnie (a jest niedziela, więc prac nie było).



Żyrardowskie wysypisko.



Tak dojeżdżamy do krajowej 50-tki, jakoś się przebijamy wiaduktem tej koszmarnej drogi na drugą stronę torów, aczkolwiek tam jeszcze nawet nie zaczęli prac na serwisówce i dalej jedziemy już naszymi skrótami.


  • dystans 71.06 km
  • 5.00 km terenu
  • czas 04:22
  • średnio 16.27 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Grodzisk i okolice

Sobota, 19 października 2019 · dodano: 21.11.2019 | Komentarze 4

Jedziemy do Grodziska, by w bibliotece wymienić książki. Przy okazji testujemy nowy asfalt, który już wcześniej widzieliśmy i wydawał się przejezdny - jest to serwisówka wzdłuż CMK, na której zerwano betonowe płyty. Biegnie od przejazdu w Starych Budach do wiaduktu w Jaktorowie.



Jesień



Potem, przed Kraśniczą Wolą wbijamy się na kompleks stawów Rozłogi (powiększenie tablicy, oraz mapki), bo od tej strony tutaj nie wjeżdżaliśmy, przynajmniej w ostatnich latach (za to od drugiej owszem). Jako że ostatnio obok biegnie asfalt i czasem tędy przejeżdżamy po drodze do Grodziska, to w końcu korzystamy z okazji i że mamy trochę czasu i wpadamy na rekonesans.







Stawy wyschnięte, na jednym znajdujemy nawet ścieżkę w trzciny, być może nawet na wyspę można nią dotrzeć... pod warunkiem że się nie zabłądzi w tych krzakach.



O, tu też ktoś robił szałas... ale nasz fajniejszy. No ale nie o to chodzi, grunt że na pewno dzieciaki miały fajną zabawę.



Tutaj trzeba uważać z której strony wieje wiatr, bo czasem zapachy nie są zbyt miłe.




A potem Grodzisk. W filii nr 2 oddajemy książki, a potem jedziemy do gmachu Mediateki, gdzie w bibliotece głównej wypożyczamy świeży zapas.







A potem jeszcze rundka po Grodzisku - zaczynamy od wizyty w nowym parku nad rzeczką mrowną, na który namiary dał nam kolega lec... bez niego byśmy tu nie trafili, bo dotrzeć można do niego tylko uliczką Barbary Wolniewicz, która wygląda jak wewnętzna uliczka zamkniętego osiedla i w życiu by człowiek nie pomyślał, że tam jest jakiś parczek.

(powiększenie - plan parku)



A miejsce sympatyczne, jest nawet niewielki plac zabaw...




...ale byłby to taki sobie parczek, gdyby nie kładka nad Mrowną, która jest bardzo fajna.






Hmmm, jakieś żarna?



Wiszące ogrody grzybowe nad rzeką.



Jadąc dalej, wybieramy sobie trasę obok stacji WKD Grodzisk Maz. Radońska. Będąc w pobliżu, zwykle nie jesteśmy w stanie odmówić sobie wizyty tutaj. Zawsze to można sobie pooglądać pociągi na bocznicach.



O, tutaj przegląd taboru WKD - od lewej EN97, EN100, a w głębi EN95 i wycofany z eksploatacji EN94 (tylko bez przedwojennego jeszcze EN80).

A stary przegląd taboru WKD i to gdy królowały tutaj EN95 (za to bez EN100) można zobaczyć we wpisie na blogu pocztówkowym.



I bocznice z drugiej strony.



Wreszcie udało się porobić zdjęcia EN100, który jest najnowszym nabytkiem WKD (jeżdżą od 2016), a jakoś nie udawało się go do tej pory trafić, ani przejeżdżającego, ani na tych bocznicach (bo stały gdzieś daleko i pod słońce).




Tunel z EN97.



A także lokomotywy spalinowe 409Da i 401Da





Przejeżdżamy obok murala WKD (więcej fotek również na blogu pocztówkowym).



Za nim rzut obiektywem na Willę Radogoszcz wciśnięta między bloki.



Jeszcze po drugiej stronie torów natrafiamy na obiekt, który... myślałem że już odszedł w niebyt. Taka rzeźba z tłuczonej zastawy stołowej, który opisałem swego czasu jako pomnik kłótni domowych. Później zniknął on z miejsca, w którym go widziałem, jednak teraz udało się go znaleźć gdzie indziej... i to w licznym towarzystwie.