teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2020

Dystans całkowity:767.38 km (w terenie 81.40 km; 10.61%)
Czas w ruchu:43:31
Średnia prędkość:17.63 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:30.70 km i 1h 44m
Więcej statystyk
  • dystans 28.16 km
  • 7.40 km terenu
  • czas 01:47
  • średnio 15.79 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wypadzik nad Pisię

Sobota, 30 maja 2020 · dodano: 07.06.2020 | Komentarze 2





Jajeczka



I jajeczka skorka z pilnującą mamą szczypawką (samice skorka opiekują się jajami, bronią ich).



Z cyklu "robale"





Z cyklu "ślimole"






Z cyklu "kwiatki"



Z cyklu "grzyby"







  • dystans 50.20 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 02:40
  • średnio 18.83 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Myk po bibliotekach

Czwartek, 28 maja 2020 · dodano: 05.06.2020 | Komentarze 3

Wypad po świeże książki do Jaktorowa i Grodziska... całe sakwy ich muszę zwozić do domu, żeby było dla Kluski (część czyta ona, część my jej), w maju wypożyczyliśmy mniej więcej 60 pozycji. A od 1 czerwca wreszcie otwierają bibliotekę w Żyrku (główną i dziecięcą, a od 8-ego filie).

Polujący kot



Jak ktoś nie wypatrzył, to daję zoom.



Oby się tylko w to nie władować.



Takie tam z jednej z książek - przygody krowy Mamy Mu i jej przyjaciela Pana Wrony... jedna z ulubionych lektur ostatnio, przede wszystkim śmieszna, bo to podstawowa cecha książki, żeby spodobała się Klusce. Już lektura tytułów rozdziałów potrafi rozbawić:
- Mama Mu wchodzi na drzewo
- Mama Mu spada z drzewa
- Pan Wrona spada z drzewa



Wyjeżdżam z Grodziska dosyć  ruchliwą szosą.i nagle coś widzę na asfalcie... nim zawróciłem przejechał jeden samochód, ale na szczęście nie rozjechał. Patrzę a to ptaszek. Zgarnąłem go z asfaltu, przeniosłem kawałek w bok od drogi i zostawiłem w zieleni. Mam tylko nadzieję, że nic poważnego mu nie jest, na pewno był bardzo przestraszony - zastygł w bezruchu i nie ruszył nawet skrzydłem, czy głową gdy go przenosiłem.




Ślimaczki dnia (wstężyki gajowe i ślimak zaroślowy)



A tutaj chyba ptasia stołówka, specjalność zakładu - ślimaki w mundurkach.



Trainspotting z EP07



Kwiatek dnia - rezeda żółta (chyba)




To wygląda na kolonię jaskółek... ale w tym roku jest bezludna (chyba, że jeszcze nie przyleciały?).





A w domu mieliśmy takiego gościa






  • dystans 28.68 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 01:35
  • średnio 18.11 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Zuchowo-ślimakowa łączka

Środa, 27 maja 2020 · dodano: 04.06.2020 | Komentarze 3

Jedziemy z Kluską, po drodze dostrzegamy że krocionogi wyłażą na drogę... zatrzymujemy się, żeby je obejrzeć, a Klu ewakuuje kilka krocionogów w krzaki, by nic ich nie rozjechało. Ciekawe w kogo ona tak ma ;-)



Nasz cel to łączka nad Pisią Tuczną.



Klusce od razu się spodobała, ledwie się zatrzymaliśmy, od razu ruszyła w trawy... a do tego tam są takie fajne rzeczy jak ta rura.



Głownym celem wizyty w tym miejscu była skrzynka "Imieniny zucha". Szukamy.



Mamy (w tle Pisia Tuczna, z dedykacją rzecz jasna).



A potem zalegamy na łączce na dłuższy czas. Kluska urządza sobie dwie bazy - jedną nad Pisią, a drugą pod rurą. Pod rurą powstała też mini galeria sztuki, oto rysunek wykonany sokiem z glistnika jaskółczego ziela. Klu jak zobaczyła, że po zerwaniu z łodyżki wycieka żółty sok, od razu postanowiła że to będą ekologiczne długopisy... marki Jaskółka (bo skoro firma Pelikan jest znana z produkcji piór i atramentu).



Pora na przegląd żyjątek - oto świdrzyki







I inne ślimole












A to ślimakowe mikro ZOO.



A teraz robale










Jakiś kwiatek też musi być, no to może żywokost lekarski



Aha, ten nad nami kołował



Gdy trochę zaczęło kropić, to był znak że pora się zbierać. Co prawda szybko przestało, ale nie było co czekać na porządny deszcz... Po drodze widzieliśmy z boku ciemne chmury, parę razy symbolicznie pokropiło, ale udało się dojechać do domu. Byliśmy już pod dachem, gdy lunęło.








  • dystans 33.50 km
  • 3.70 km terenu
  • czas 01:50
  • średnio 18.27 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Szybki wypad w teren

Wtorek, 26 maja 2020 · dodano: 04.06.2020 | Komentarze 0



  • dystans 29.40 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 01:45
  • średnio 16.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Poniedziałek, 25 maja 2020 · dodano: 04.06.2020 | Komentarze 0

Rusałka kratkowiec

pokolenie wiosenne. Tutaj ciekawostka, forma letnia ma zupełnie inną kolorystykę - jest głównie czarno-biała! Mamy więc do czynienia z dymorfizmem sezonowym. Początkowo przyrodnicy (w tym Karol Linneusz) traktowali je jako dwa odrębne gatunki



pokolenie letnie








  • dystans 52.42 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 03:02
  • średnio 17.28 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka im. Vielquiego Vinnitchqua

Niedziela, 24 maja 2020 · dodano: 03.06.2020 | Komentarze 8

Po deszczach sporo ślimaków wychodzących na drogi. Staraliśmy się je omijać, część z nich ewakuowaliśmy w krzaki (ze trzydzieści wstężyków i kilka winniczków).

Wstężyki na cepeerze






O, a co to za robal? Spore toto było.

Edit: Trollking mi pomógł ustalić, że to chyba biegacz skórzasty




Pierwszy postój na szukanie skrzynki "Imieniny Zucha".



Pieniek keszowy był o tyle ciekawy, że oprócz skrzynki chowało się w nim sporo ślimoli.

Jakieś pomrowy i podobne do wyboru do koloru




Wstężyki rzecz jasna.



Świdrzyk





I różne robale



Bocian po drodze



Jedziemy dalej, odwiedzamy min. dwie ruderki, w tym jedną okeszowaną. I tu sporo ślomoli.

Wstężyki ogrodowe



Wstężyki gajowe



Winniczki (ten wchodzi po schodach).



Ślimaki zaroślowe



I inne




Ślimacze przedszkole




Był też dzidziuś jaszczur





I różne robale



No, kwiatki też były - przetacznik na przykład



Skrzynka marianowo-ruderkowo-kapliczkowa, toteż popełniłem w logbooku tematyczny komiks.




W kadrze na tej łace, oprócz bociana załapała się sarenka.



Margerytkowe łąki





Wykorzystując zebrane margerytki, przeprowadziliśmy z Klu eksperyment z barwieniem białych kwiatów... w kubeczku barwnik naturalny, sok z buraka.



A oto efekt






  • dystans 37.60 km
  • 11.00 km terenu
  • czas 02:17
  • średnio 16.47 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka im. Pana Mariana

Sobota, 23 maja 2020 · dodano: 02.06.2020 | Komentarze 5

Jedziemy po nową skrzynkę o Pany Marianie.

Kozibród po drodze




I jeszcze taki kwiatek



Hmmm, w którą stronę? Trudna sprawa, bo na żadnym drogowskazie nie ma "Pan Marian".



Pierwszy postój skrzynka - walczymy o FTFa (First To Find), przekopiuję to co napisałem w logu skrzynki:

"Mieliśmy pełne sakwy wyposażenia, bo nie wiadomo co nam tam Werrona tym razem przygotowała... zabraliśmy:
- wodery - bo to w bagiennych rejonach lasu,
- spore ilości płynów przeciw komarom - niby komarów teraz nawet na mokradłach niewiele, ale ze względu na bliskość bagien może będą niezbędne,
- saperkę - ten atrybut łopatki był niepokojący,
- sprzęt wspinaczkowy - no bo gdzie ukryć w środku lasu skrzynkę bardzo dużą? Albo pod ziemią, albo wysoko nad ziemią,
- hamak i płachtę namiotową - skoro to nie jest szybka skrzynka, w razie czego jesteśmy przygotowani. by do końca weekendu,
- suchy prowiant i mokre picie - w ilości wystarczającej na czynności keszowe trwające cały weekend
Jak się okazało, część z tego sprzętu faktycznie się przydała.

No i jedziemy. Gdy byliśmy już o kilkaset metrów od kesza, mogliśmy iść idealnie za kukaniem kukułki, zamiast według wskazań GiePSa. Hmmm, sztuczna kukułka keszowa? Chwilę później na dróżce od kesza zauważyliśmy idące dwie postacie - no to po FTFie... ale, ale, przecież to Werrona w towarzystwie Stefana, kolegi Pana Mariana. Okazało się, ze byli odwiedzić Pana Mariana w tych leśnych ostępach. Chwila na pogaduchy i jedziemy dalej.

Dotarliśmy na miejsce, zrobiliśmy wizję lokalną co i jak, a potem do roboty... po jakimś czasie zwątpiliśmy, czy dobrze kombinujemy. Szybki kontakt z Werroną, która upewniła nas, że dobrze szukamy, tylko mamy się bardziej przyłożyć. No to lu... w końcu dostaliśmy się do kesza, a w 2-3 minuty później, ledwie namierzyliśmy logbook, certyfikat (a jednak FTF) i rzuciliśmy okiem na fanty, na horyzoncie pojawiła się jakaś postać tnąca na przełaj. Okazało się, ze to kolega lec (ależ często się ostatnio spotykamy)... ten to ma wyczucie, przyszedł idealnie na gotowe (no dobra, pomógł nam potem odłożyć i ponownie zamaskować kesza).

Lec również przyszedł wyposażony podobnie jak my, czyli wyglądał jak szeregowy w pełnym rynsztunku na karnym biegu (też dobrze zna kesze Werrony i wie czego się spodziewać), poza tym był zaopatrzony w psa tropiącego. W sumie faktycznie nie była to szybka skrzynka, zeszło się nam prawie dwie godziny, bo szukanie, schowanie i maskowanie, do tego odpowiedni wpis w logbooku (komiks o Panu Marianie wyjaśniający całą tę sytuację), a na dokładkę pogaduchy nad keszem. W końcu odłożyliśmy, zamaskowaliśmy i każdy ruszył w swoją stronę."


Nieco podkoloryzowałem, ale tylko trochę... bo co prawda woderów i sprzętu nie braliśmy, ale saperka, hamak i prowant (na jeden tylko dzień) się przydały. Poza tym faktycznie spotkaliśmy po drodze Werronę, faktycznie lec dotarł z psem (i drugą saperką!) dosłownie chwilę po tym jak wydobyliśmy skrzynkę, faktycznie byliśmy tam dwie godziny.

Zdjęć skrzynki, maskowania skrzynki, oraz z wydobywania skrzynki po prostu nie mogę tu wrzucić, bo czasem zaglądają tu geocacherzy, a nie chcę psuć nikomu niespodzianki i dobrej zabawy. Zamiast tego fotki robaczka, który spadł lecowi na głowę.





I jeszcze świerczek.



W zasadzie mieliśmy zdobyć jeszcze sąsiednią skrzynkę i jechać nad Rawkę... ale tyle nam zeszło przy skrzynce, że już nie mieliśmy na o czasu (nawet odpuszczając drugą skrzynkę). To znaczy dojechać byśmy dojechali, ale musielibyśmy od razu się zbierać, bo nie mieliśmy czasu do wieczora, tylko do deszczy które nadchodziły z zachodu.

Ostatecznie ruszyliśmy po skrzynkę w opuszczonej chałupce.




A potem pokręciliśmy się niespiesznie po okolicy.




Przejście przy stacji Jesionka.




Dziupla z małymi dzięciołami. To kolejna dziupla z pisklakami... ostatnio spotkaliśmy jedną, w której darły ryja, a dziś potem jeszcze trzecią. Tutaj na bank są dzięcioły, bo widzieliśmy przez chwilę łepek (chyba dorosłego), ale zaraz się schował.



Jedziemy dalej




Konwalijka dwulistna.




Na koniec jedziemy nową ddr-ką za Zalewem Żyrardowskim... to znaczy nowy jest środkowy odcinek ponad 400m, bo ok 1km przy zalewie powstało dwa lata temu, zaś ponad 500m od strony miasta w zeszłym roku. I wiecie co? Środkowy odcinek jest po drugiej stronie niż pozostałe odcinki, toteż dwa razy trzeba przeskoczyć na druga stronę. Jak dodamy slalomy przy skrzyżowaniach, zakręty pod kątem prostym (zwłaszcza przy zjazdach) i te debilne potykacze, to otrzymamy typowy standard ddr-ki Made in Poland (mimo , że z asfaltu i przejazdami rowerowymi).

Oto koniec pierwszego odcinka przy zalewie.



Zaraz trzeba przeskoczyć na drugą stronę.



I wracamy z powrotem.



Tu jest jeszcze lepiej - ddr-ka za przejazdem zaczyna się tam z prawej za barierką mostku i trzeba od razu wykręcić pod kątem mniejszym (!) niż 90 stopni. Toteż większość ścina skrzyżowanie, i korzysta z wjazdu ze środka skrzyżowania (to szare za linią przerywaną).





  • dystans 9.95 km
  • 1.20 km terenu
  • czas 00:40
  • średnio 14.92 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Piknik w turzycach pod olchami

Czwartek, 21 maja 2020 · dodano: 31.05.2020 | Komentarze 5

Jedziemy na mokradła, które są w mikrodolince i stanowią obszar źródliskowy suchego zazwyczaj bezimiennego cieku wodnego, który na skraju Żyrardowa pełni funkcję rowu burzowego i wpada do Pisi. Teren obecnie jest w miarę suchy, tyle co grunt miękki i lekko błotnisty, porośnięty turzycami.

Ledwie wysiedliśmy, a Kluską w długą i zasuwa trawami.



- Ej, idziecie za mną, czy robicie zdjęcia?



- Aj, aj, pokrzywy! - ponieważ było w miarę chłodno, to Kluska była w miarę grubo ubrana (spodnie, a pod nimi legginsy), była to warstwa przeciwpokrzywowa, ale też przeciwkomarowa... komarów co prawda bardzo mało (zwłaszcza jak na takie miejsce), ale zawsze parę niemrawych się trafiło, więc zastosowaliśmy odstraszacze, ale im mniej miejsc gdzie mogą się dostać, tym lepiej.



Skrzynka bagienkowa znaleziona! Fotka pamiątkowa z założycielką.




Logowpisów dokonujemy na jednej z wysepek utworzonych w mokradle przez kępy olch.



A olchy tutaj są naprawdę dorodne!




Turzycowy bukiet kwiatów dla mamy.



Uwaga kot!



Wyprawa w nieznane.




Żaba!




Gigantyczne komary




I inne robale




Eee, przepraszam, już nie przeszkadzam.



Trylobit! Znalazłem trylobita! O, rusza się, jest żywy... sensacja naukowa!



A nie, to zwyczajna stonoga (albo inny prosionek)



O, a to ogromny skrzyp... kolejna sensacja naukowa! A nie, to tylko powiększenie.



Jaskry




Na koniec kilka widoczków z bagienka









  • dystans 57.00 km
  • 6.50 km terenu
  • czas 03:12
  • średnio 17.81 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Na eSeŁkę

Środa, 20 maja 2020 · dodano: 29.05.2020 | Komentarze 5

Wypad na eSeŁkę (czyli S-Ł, linię kolejową Skierniewice - Łuków), żeby zajrzeć co tam w skrzynkach eSeŁkowych piszczy, zwłaszcza że okolice przyjemne.

Przejazd przez Radziejowice, dawna gorzelnia w remoncie, sądząc po bocznym budynku już po remoncie i nowym muyrze z cegły i kamienia, jest szansa że nie przerobią tego na koszmarek okładając na przykład panierką ze styropianu.



No i eSeŁka - budynek dworca we Mszczonowie. Jako dworzec od dawna nie jest użytkowany, bo pociągi osobowe już tu nie jeżdżą. Ale od strony torów jest jakaś nastawnia, czy coś.





Most na Okrzeszy.



Coś przemknęło nad skrzynką - zdaje się że ET22 w barwach PKP Cargo.



Ślimolek




I jeszcze jeden




Uwaga, skaaaczę!



Albo nie, za wysoko.



Jadę wzdłuż eSeŁki, przejazd w Górkach i obok przystanek Grabce.



To jest peron przystanku Grabce.



Vectron również PKP Cargo, ale w innych barwach.



skorupki ślimaków przydrożnych na peronie... właściwie powinny się nazywać ślimakami peronowymi.





Skrzyp na peronie



I taka niespodzianka (na szczęście pusta)



Dalej wzdłuż eSeŁki




Kolejny stopik przy skrzynce, tym razem przy zlikwidowanym przejeździe.



Stara czechosłowacka lokomotywa serii 181 (numer 088) w barwach Lotosu



Dragon 2 ( a dokładnie E6ACTa) w barwach Cargounit.



A poza tym sielanka - robale, paprocie




Biało-czarne chmury, błękitne niebo...




Zielone pola



A Puszcza Mariańska (d. Korabiewska, ale zmieniono jej nazwę na cześć Pana Mariana). Rzeczka Sucha (jedna z dwóch o tej nazwie w okolicy, potem jedna wpada do drugiej), oczywiście sucha.



Jeziorko Łabędzie oczywiście suche, spodziewałem się że w tym roku go nie ma, bo zdarza się, że suchego roku wysycha.




Siódmaczek wiosenny leśny.



Jeszcze taki opuszczony dom gdzieś po drodze








  • dystans 52.00 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 02:50
  • średnio 18.35 km/h
  • temperatura 17.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Siąpiradełkowa rundka po bibliotekach

Wtorek, 19 maja 2020 · dodano: 26.05.2020 | Komentarze 4

Skoro ani w tym, ani w następnym tygodniu nie da się wypożyczyć z żyrardowskich bibliotek (a może i dłużej), to nie pozostało nic innego jak zrobić kolejną rundkę po bibliotekach.

Najpierw do Jaktorowa. Z rana wysłałem e-maila z zamówieniem książek do biblioteki... bo było wyłączone zamawianie przez katalog online. Ciekawe, czy wyłączyli globalnie, czy tylko ja miałem zablokowaną tę opcję, bo nie odebrałem dwóch zamówionych dwa tygodnie temu książek (a nie odebrałem, bo panie ich nie znalazły). Co ciekawe, tydzień później mam już tę funkcję włączoną w katalogu... więc może chwilowo tylko była wyłączona.

Książki na mnie grzecznie czekały. Tym razem panie znalazły wreszcie książkę, której nie udało się namierzyć poprzednio. Dziś była tylko jedna bibliotekarka na stanowisku, więc przeszedłem procedurę zwrotu książek dokładnie według instrukcji bez ulepszeń (jakie to ulepszenia? przeczytanie we wpisie z poprzedniej wizyty, który wisi akurat na jedynce bikestatsa jako wyróżniony post)... czyli czytałem pani część numeru książki z nalepionego kodu (po wstępnym ustaleniu, które cyfry są znaczące - ja akurat jestem kumaty w tej materii,więc szybko poszło, ale wyobrażam sobie, że w przypadku niektórych czytelników panie wolały same czytać te numery).

Tradycyjnie z Jaktorowa - tur w jarzębinach.






A po drodze jeszcze takie spotkanie.



Hej, dokąd lecisz? A ja? Poczekaj!



A dalej do biblioteki w Grodzisku. Za Jakorowem zaczęło trochę siąpić i z przerwami siąpiło dalszą drogę do Grodziska, po mieście i trochę gdy wracałem. Ale co to za deszcz, chwila przerwy w siąpieniu i już z powrotem byłem suchy. W ogóle pogoda była optymalna - nie za ciepło, nie za zimno, po prostu w sam raz. Dzięki chmurom nie było słońce i temperatura była w miarę stała... bo jak jest słońce, to jak wyjdzie robi się zaraz za gorąco, jak zajdzie lub w cieniu, to tak ciągnie chłodem.

W Grodzisku oprócz Mediateki (biblioteka główna i dziecięca), w tym tygodniu otworzyli filę nr 2, czyli tzw. Pawilon Kultury. Akurat tam było parę książek, które mnie interesowały... bo tutaj książki dla dzieci są mniej rozchwytywane niż w głównej i łatwiej dorwać jakieś chodliwe, czy nowości. Widać to po książkach, gdy jest jeden egzemplarz w głównej, a drugi w filii, to często w głównej wypożyczony i jeszcze zarezerwowany, a tutaj można bez problemu wypożyczyć... może wiele osób nawet nie wie, że poza biblioteką dziecięca w filiach też są księgozbiory dziecięce? (podobnie jest w Żyrardowie, sam się kiedyś zdziwiłem, ale już mam to przećwiczone).


Tak więc najpierw do Mediateki, żeby zwrócić książki i zwolnić konto - tam trafiłem na przerwę na dezynfekcję, więc z drżeniem serca zwróciłem książki we wrzutni, ale o dziwo tym razem już obyło się bez zawieszenia urządzenia. Postanowiłem nie czekać na koniec przerwy i poleciałem do Pawilonu Kultury, odebrałem zamówione książki i myk w drodze powrotnej zahaczyłem o Mediatekę, bo tu też miałem do odbioru zamówione książki.



Aha, zapomniałem tydzień temu napisać, jaka przygoda spotkała mnie przy wejściu do Mediateki, to teraz uzupełniam:


Podjeżdżam pod Mediatekę, biorę siatę z książkami, przypinam rower i idę do wejścia... chwilę wcześniej minął mnie koleś z torbą, ewidentnie też do biblioteki i idzie kawałek przede mną. Kątem oka, odwracając się od stojaka, zauważyłem też kolejną postać zdążającą w tym kierunku. Po chwili usłyszałem że osoba za mną nagle przyspiesza kroku... aha, chce mnie wyprzedzić przed wejściem. Jakoś bardzo mi nie zależało żeby być pierwszym, ale z drugiej strony co to w ogóle ma być? Wydłużyłem więc lekko krok. I już dochodziłem do drzwi, gdy osoba za mną rzutem na taśmę przyspieszyła, chyba nawet podbiegła i wepchnęła się i wpadła przede mną do biblioteki... zresztą zaraz została wyproszona, bo akurat tam był ten facet, co szedł przodem.

Patrzę, a to jakaś babcia... no tak, przypomniały mi się lavinkowe opowieści o babciach autobusowych,co to się pobiły o miejsce siedzące. Ja to jakoś nie miałem doświadczeń, w Żyrardowie od dawna nie jeżdżę autobusami, a i z dzieciństwa nie pamiętam jakoś tych scen może lavinka coś opisze). A w Warszawie jakoś dużo z komunikacji miejskiej nie korzystałem i też jakoś nie miałem okazji.

Babcia na wszelki wypadek się nie odwracała, by nie napotkać na mój pełen politowania wzrok. Facet wszedł, babcia weszła, ale wyczerpał się limit 4 osób w bibliotece. Chciałem oddać książki pani przy stanowisku w wejściu, ale ta zaproponowała żeby skorzystał z wrzutni, a jak stwierdziłem że się trochę boję, bo poprzednio ją zawiesiłem i trzeba było wyciągać książki do zeskanowania. To pani stwierdziła, że skoro nie ma kolejki, to mi pomoże, no i podpowiadała mi co mam robić... bo obsługa jest owszem prosta, ale za pierwszym razem komunikaty są nieco nieintuicyjne i człowiek sam może się zawiesić.

Tak więc ja skorzystałem, na tym że babcia się wepchnęła, bo nauczyłem się obsługi wrzutni, a babcia... a babcia nic nie zyskała, jak wchodziłem na górę do dziecięcej, to widziałem jak stoi w kolejce do biblioteki, za tym facetem co wszedł przed nami i właśnie zamawiał książki. Ja odebrałem przygotowane dla mnie książki, wychodzę a babcia nadal tam czeka... tak więc nawet gdyby weszła za mną, to by tyle samo czasu jej to zajęło.



Wypatrzony po drodze Romet Duet



Gdy wracałaem, przestało siąpić na dobre mniej więcej w tym samym miejscu co poprzednio zaczęło... tylko tym razem było to dla mnie PRZED Jaktorowem.

Ale na północy widać było ciemną chmurę... jednak wyglądało na to, że mnie iminie. Niestety w Międzyborowie zaczął padać lekki, ale regularny deszcz, okazało się że zahaczył o mnie zachodni ogon tej chmury, na szczęście do domu niedaleko, a nie była to totalna zlewa (pod drzewami pozostawało sucho).




No i na koniec rzut okiem na napotkane kwiaty polne (albo kwitnące zielsko przydrożne, jak kto woli).

Margerytki




Efekt rozmycia wywołany analogowo przez krople na obiektywie.



Mak



Wyka (podczas identyfikacji, atlas przypadkiem otworzyłem dokładnie na właściwej stronie)




Chyba jakiś groszek