teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108236.15 km z czego 15464.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2013

Dystans całkowity:950.32 km (w terenie 152.45 km; 16.04%)
Czas w ruchu:51:26
Średnia prędkość:18.48 km/h
Maksymalna prędkość:39.60 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:52.80 km i 2h 51m
Więcej statystyk
  • dystans 48.43 km
  • 3.00 km terenu
  • czas 02:25
  • średnio 20.04 km/h
  • rekord 29.20 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kanie na polanie na śniadanie

Poniedziałek, 30 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 5

Wykorzystałem chwilę i skoczyłem w kierunku Puszczy Mariańskiej, a dalej miałem zamiar sprawdzić parę miejscówek na eSeŁce. I tak jeszcze na szosie w lesie żyrardowskim wyprzedziłem jakiegoś lokalnego rowerzystę... ale kawałek dalej słyszę, że ktoś podczepił się i jedzie za mną. Zdziwiłem się, bo jechałem 22-28km/h a rowerzyści z okolicznych tyle nie wyciągają. No dobra, a więc starałem się za bardzo nie rozpędzać, żeby nie odpadł ;-)

Jakiś czas później, gdy chwilowo żaden samochód nie jechał, koleś podjechał do przodu i zagaił pytaniem gdzie jadę. Okazało się. że do Puszczy Mariańskiej jedziemy razem, bo on ma koło niej działkę. Pan Janusz w ogóle był bardzo sympatyczny i kiedyś to co drugi dzień dojeżdżał do Sochaczewa rowerem (60km tam i z powrotem). Ponarzekaliśmy że ta szosa taka ruchliwa, tyle ciężarówek "dwadzieścia lat temu, to tylko wozy z mleczarni jeździły, a teraz ruch jan na Pięćdziesiątce".

Tuż przed Puszczą M. zgadaliśmy się na temat jednostki wojskowej i wspomniałem o wariagu który ostatnio zastanawia się jak to z tymi magazynami było, bo co prawda polskie wojsko pilnowało, ale ponoć to były składy sowieckie. A on, że ojciec jego kolegi był majorem w tej jednostce i czasem ich wpuszczał na teren żeby sobie postrzelali. Ten major już nie żyje, ale może jego syn coś na temat jednostki wie... powiedział, że się popyta i wymieniliśmy się kontaktami.

A ja na eSełkę. Tutaj była stacyjka Długokąty, w tej chwili perony prawie niewidoczne, a po stacyjce resztki fundamentów (jeszcze ja pamiętam tutaj budyneczek).





Kolejny przejazd...



Leząc do jednej z miejscówek przejechałem kanię... zorientowałem się dopiero wracając i odkryłem, że głębiej w zagajniku tych kani jest więcej. Mogłem nawet zrobić fotki pt. cykl rozwojowy kań.








Dwie kanie smażone w panierce na patelki zostały już skonsumowane na kolację - MEGA MNIAM :-) Ale jeszcze kilka zostało na jutro. Przy okazji zrobiłem wysyp zarodników, może jutro uda im się za dnia zrobić zdjęcie.

Aha, można też tam zbierać mirabelki... od razu w słoikach.

Kategoria mazowieckie


  • dystans 50.19 km
  • 4.50 km terenu
  • czas 02:42
  • średnio 18.59 km/h
  • rekord 34.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Rozwałki w PGRze i na grodzisku

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 30.09.2013 | Komentarze 9

Rano* było tak sobie - gruba pokrywa chmur, dosyć zimno, ale nie padało.

*) - tzn. tak koło południa

Dojechaliśmy do PGRu i zaczęliśmy tradycyjną rozwałką na drugie śniadanie, czyli TRYPTYK ŻARCIOWY III



A potem szukać skrzynki. I tutaj słów kilka o skrzynce, byłem pierwszym znalazcą, ale lavinka nie miała okazji jej szukać. Znaleźć należy pojemnik właściwy, czyli kasetkę pancerną zamykaną na kluczyk, a kluczyk jest gdzieś na terenie PGRu (teren jest spory!)... zabawa polega na tym, że kluczyków ukrytych jest pięć, a tylko jeden jest tym właściwym.



Niestety okazało się, że pojemnik właściwy zniknął :-( Podczas spaceru po PGRze namierzyliśmy miejsce ukrycia trzez z tych kluczyków (w tym tego właściwego) i też nic w nich nie było. Wygląda więc, że to nie było zupełnie przypadkowe zniknięcie, tylko celowa kradzież.



W międzyczasie chmury zniknęły, niebo zrobiło się błękitne bez żadnej chmurki! A słonko zaczęło ładnie przygrzewać. Połaziliśmy w pięknych, wczesnojesiennych okolicznościach przyrody, było przyjemnie, szkoda tylko że nie dane nam było znaleźć skrzynki.




Na koniec zarządziłem rozwałkę pożegnalną, tym razem na mchu na słoneczku, czyli drugie danie drugiego śniadania i deser.



Wrzucę jeszcze fotki grzybów, bo jak to tak? Bez grzybów?





A potem dalej do Grodziska na grodzisko. A po drodze cebulowe pola.



Wjazdu na grodzisko pilnowała policja, tak więc mimo weekendu i ładnej pogody żadnego imprezującego towarzystwa nie było. Zrobiliśmy rozwałkę na szczycie - zaleganie na słoneczku i trzecie śniadanie, lavinka zaś spokojnie mogła przeserwisować swoją skrzynkę z drugiej strony grodziska.



Daleko na horyzoncie chmury... pewnie te które rano sobie poszły, problem w tym że zaczęły wracać, więc w końcu się zebraliśmy do drogi powrotnej. Ale słońce i tak było na tyle nisko, że jakaś przelotna chmurka je na chwilę zasłoniła, ale ten wał mimo zajęcia ponad połowy nieba, słońca nie dogonił, toteż do końca nam tuż znad horyzontu świeciło.



Po drodze poszukanie miejscówek na skrzynkę w parku podworskim i domierzenie współrzędnych. Tak, tak huannie, może w końcu w przyszłym roku założę skrzynkę kapslową, bo miejscówkę już mam namierzoną :-)



Jeszcze tylko mikrorozwałka na przystanku w Holendrach... tym razem 5 o'clock, czyli dopijanie resztek herbaty z termosu, a do tego herbatniki.

Kategoria mazowieckie


  • dystans 122.09 km
  • 3.30 km terenu
  • czas 05:46
  • średnio 21.17 km/h
  • rekord 38.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

W Krainie Jabłek z Werroną

Sobota, 28 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 24

Lavinka siąpiąca i kaszląca odmówiła jazdy, więc postanowiłem ruszyć sam z wiatrem, jednak zgadałem się z Werroną, że ona rusza w tym samym kierunku... ale o jakiejś dziwnej godzinie, która nie istnieje. No nic, ustaliliśmy, że spróbujemy spotkać się na trasie.

Straszliwie rano, ok. 8ej udało mi się wyjść z domu, pojechałem jeszcze na rynek uzupełnić sakwy o zapas pieczywa, pączków i ciasta, a potem w drogę. Z Werroną udało się zdzwonić gdy wyjeżdżałem ze Mszczonowa na Osuchów. Ona była w Petrykozach, więc umówiliśmy się przy kościółku w Lutkówce.

Ja skrzynkę z jednego serwisu znalazłem, Werrona z drugiego nie... jako że ja ją już kiedyś znalazłem, to potwierdziłem że zapewne zginęła. A potem rozwałka i drugie śniadanie, mówiłem Werronie że mam pełną sakwę żarcia, ale chyba się zdziwiła jak to wszystko wyciągnąłem - TRYPTYK ŻARCIOWY II



Poza tym jest nowa tabliczka przy szlaku rowerowym Krainy Jeziorki



A na skrzyżowaniu drogowskaz do term... brak tylko informacji gdzie te termy i jak daleko. Bo taki znak sugeruje, że są np. w sąsiedniej wsi, lub tuż za rogiem, a trzeba do nich jechać ponad 10km do Mszczonowa.



Jedziemy dalej, postój przy kapliczce. Werrona twierdzi że ją kojarzy, ale skrzynki tutaj nie szukała, bo wypieprz... wypierd... wywaliła się chwilę wcześniej na gruntówie, pościerała się i kesza sobie odpuściła. A po potem okazało się, że jednak skrzynkę ma zalogowaną!



Chwilę dalej postój przy resztówkach młyna na Jeziorce... skrzynkę oboje znaleźliśmy, ale ja jeszcze w starej miejscówce. Szukam więc w nowej - jest. A w niej dwa logbooki - stary i nowy. Coś kojarzyłem z logów, że tam może być jeszcze jedna skrzynka, idę do starej miejscówki i... jest! Głęboko wepchnięta, ale przy pomocy patyczka ją wyciągnąłem i okazało się, że to skrzynka środkowa z innej jeszcze reaktywacji, Normalnie cuda wianki.





Kawałek dalej oboje szukamy nowej skrzynki przy kapliczkowym drzewie,



A potem do Teodorówki (ale nie tej w Beskidzie Niskim) do pani Jadwigi. Okazuje się, że gdy w sierpniu Werrona z Różówką szukała skrzynki po sąsiedzku, to pani się nimi zainteresowała, a potem ugościła. Werrona obiecała jej orzechówkę i teraz przywiozła.

Pani zaprosiła do środka - kawka, kanapeczki, pogaduchy, przy okazji awansowałem na męża Werrony, nie obeszło się bez degustacji orzechówki, ale tylko ćwierć kieliszeczka, bo jesteśmy rowerami.



Jedziemy dalej i kolejna skrzynka, na polu zrzutów. Ostatnio był tu nawet jakiś zrzut, ale część się stłukła, a resztę przechwycili i wypili lokalsi. Jest też skrzynka, Werronie pojemnik się podobał, a że miałem identyczny przy sobie, to jej go sprezentowałem... potem była chwila wahania, żeby odłożyć na miejsce ten właściwy z logbookiem.




Jedziemy... nagle po hamulcach. Odcyfrowujemy napis na tym obelisku, okazuje się że upamiętnia on niejakiego Tadeusza, który zginął w 1935 stając w obronie cudzego mienia.




Kościół we wsi Lipie. Skrzynka też, ale tej nie znajdujemy, bo jest bałagan w opisach - rubeus jeden zaktualizował, drugi nie, no i szukaliśmy w złym miejscu.





Ale, ale... Werrona zatrzymuje pociąg towarowy z Lobo przemysłowymi, bo chce zrobić fotkę pociągową ze skrzynką mobilną. Od pana dostajemy jeszcze kilka jabłek na pożegnanie.





Kawałek dalej postój na skrzynkę przy kapliczce... jest ławeczka, a więc pora na drugie danie trzeciego śniadania.

Stwierdziliśmy też, że spróbujemy podjechać PKSem, ale się naczekaliśmy i nic. no to dalej pedałujemy.



Kolejne kilka kilometrów i postój przy dworku. Szybki wpis w skrzynce, a potem myk do środka... jak byliśmy tu z lavinką, to dużo mniej pomieszczeń było otwartych. Pojawił się problem, bo pewnym momencie wchodzi pan z sąsiedztwa z pretensjami, że się nie spytaliśmy czy można i że pozwoliłby nam zwiedzić gdyby zapytali, a teraz to mamy się wynosić. Po krótkiej rozmowie udało nam się go rozśmieszyć i w końcu pozwolił na zwiedzanie. Przy okazji przeczekaliśmy też największy deszcz tego dnia i nastąpiła sesja zdjęciowa.






Ach, no i dyplom za odchowanie krowy Jesień



Trochę jeszcze pada, ale ubieramy się w coś przeciwdeszczowego i jedziemy dalej. Skrzynka przy kościele (ten, co tam jest reper z 1945), niestety spóźniliśmy się na dożynki.



A słoneczniki kwitną po drodze.



Kolejny punkt programy, to moja skrzynka typu multicache na grójeckiej kolejce wąskotorowej. Tutaj spędziliśmy ponad godzinę... nie cały czas na szukaniu skrzynki, ale większość tak, bo Werronie jakoś ta skrzynka się opierała i chyba ze cztery razy przeszukała właściwe miejsce. W ogóle nie mieliśmy tej skrzynki zgranej, a ja pamiętałem że trzeba liczyć podkłady, ale dokładnego wzoru nie miałem w pamięci. A zatem telefon do lavinki, potem liczenie i szukanie... starałem się nie przeszkadzać, ale też nie pomagać bardziej niż odtworzenie z pamięci hinta, trudności terenu, atrybutów i potwierdzenie że współrzędne finałowe dobrze wskazują

Zjedliśmy też na torach trzecie danie trzeciego śniadanie i deser do tego, a Werrona przekazała mi kolejowego mobilniaka.




A, takie tam po drodze.



Hmmm... 1,3km takiej drogi, ubłociliśmy się po uszy



I kolejna moja skrzynka, przy stacyjce kolejki. Gdy zjeżdżaliśmy z asfaltu w kierunku stacji, jeden z panów pijących piwo poinformował nas, że tędy nie przejedziemy, że rower będziemy musieli nieść na plecach. Ale my stwierdziliśmy, że my tylko zwiedzić stacyjkę. A dalej, cytując Werronę "Po przejściach na moście spodziewałam się wielogodzinnego szukania, ale uspokoiłam się, gdy Meteor nie zaczął rozkładać pożywienia...znaczy pójdzie szybko...". I faktycznie, może nie błyskawicznie, ale w miarę sprawnie i szybko.




Potem tniemy do Tarczyna, gdzie Piotrek miał przechwycić Werronę i podwieźć do Żyrka... ja oczywiście stwierdziłem, że co tam jakaś podwózka, jadę rowerem do domu, to tylko 35km. Po naradzie rodzinnej Werrona też stwierdziła że jedzie rowerem. W międzyczasie zapadła noc, a my szczęśliwie dotarliśmy do Żyrka. Trasa całkiem całkiem, byliśmy w sumie przy 12 skrzynkach, a więc wykonaliśmy spora pracę.

Kategoria mazowieckie, >100


  • dystans 65.60 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 02:58
  • średnio 22.11 km/h
  • rekord 39.60 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z huannem do Błonia

Piątek, 27 września 2013 · dodano: 27.09.2013 | Komentarze 10

Chcieliśmy się spotkać we trójkę ze stryjkiem huannem w Wiskitkach (niewiele by nadrobił względem stałej trasy do Warszawy), ale dziś było dosyć zimno, wiatr i jeszcze ryzyko deszczu... na mnie spadły 3 krople, ale w Żyrku ponoć w tym czasie normalnie padało. Tak więc lavinka z Kluską ostatecznie zostały w domu.

Ja natomiast poleciałem na stałe miejsce spotkania pod sklepem w Czerwonej Ni(ni)wie. Tam przechwycenie fantów od stryjka huanna - jakies mapy (min. nowa mapa BPK, do tej pory miałem stare wydanie, a huann przywiózł tą: link), jakieś zabawki dla Kluski i fanty do skrzynek. Poza tym konsupcja buły ze sklepu, kawy z termosy, czekolady z sakwy huanna...

Gmina, w której Baranów witają... Baranów w Kaskach! a teraz z Kaski wyskakujcie!




TRYPTYK ŻARCIOWY I
Druga i ostateczna rozwałka w Błoniu. huann pojechał dalej, a ja w drogę powrotną. Na pikniku na skwerku brakuje tylko Odblaskowego Anioła.



Odnośnie Błonia, to juz nie ta gmina, ale baranów projektujących i wykonujących śmieszki rowerowe nie brakuje.



Wilgotność powietrza była wysoka





Za Cegłowem postanowiłem nie jechać prosto i wlewo na Baranów, ani na południe przez Izdebno, tylko bardzo boczną drogę przez Basin, za Izdebnem widziałem że jest tam asfalt, tera w cegłowie też sprawdziłem że zaczyna się asfaltem, po sprawdzeniu własnymi kołami, stwierdzam że dróżka jest przyjemna i w 100% asfaltowa, a po drodze kapliczka.




Na Dzień Szarlotki się spóźniłem, ale na Dni Kukurydzy jeszcze mogę się załapać




Chcieliśmy jednak z Kluską spotkać się ze stryjkiem huannem, poszliśmy na dworzec by pomachać mu przez okno pociągu którym będzie przejeżdżał, ale okazało się że pociąg podjechał na inny peron i huannowi nie udało się na niego trafić na Zachodniej. Następny za godzinę, ale niestety juz robiło się późno i Kluska musiała wracać na kolację. Następnym razem.


  • dystans 41.32 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:15
  • średnio 18.36 km/h
  • rekord 34.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Tylko z mobilniakiem...

Środa, 25 września 2013 · dodano: 26.09.2013 | Komentarze 5

W zasadzie wyskoczyłem pod Miedniewice przemieścić skrzynkę mobilną... ale skoro już tam byłem, to podjechałem do Babskiego Borku zobaczyć jak się ma skrzynka lavinki, która w tym roku nie miała żadnego znalezienia.

Skrzynka ma się nieźle, jeziorko nie wyschło, a mnie zaatakowało kilka borowików, podgrzybków i czubajek.



A to co? Opieńki?




Inne fajne grzybki w okolicy






Ten jest fajny, bo ma blaszki od góry, a nie od dołu





I jeszcze borowik królewski



W zasadzie nie miałem zamiaru zbierać grzybów, ale skoro już się zaczęło, to wracając zahaczyłem jeszcze o las i tam mnie stratowało stado zajączków, a za nimi podążał szwadron czubajek i jakieś zagony lakówek ametystowcyh.




Ach, no i znalazłem jednego zajączka z dwiema nóżkami



  • dystans 31.55 km
  • 6.25 km terenu
  • czas 02:11
  • średnio 14.45 km/h
  • rekord 23.70 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Hajże na Radziejowice

Wtorek, 24 września 2013 · dodano: 26.09.2013 | Komentarze 0

Kurczę, trochę nam nie wychodzi jazda z Kluską przyczepką... może to kwestia dystansu? Że 30km to na razie dla niej za dużo i lepiej pozostać przy 20km? Ale po kolei.

Chcieliśmy wyjechać ok. 12-ej licząc na to że nam przyśnie po drodze... Między 12 a 15 Kluska ma popołudniową drzemkę. Nie zebraliśmy się, i Kluska usnęła w domu, dlatego wybraliśmy się dosyć późno. Trzeba było w tych okolicznościach skrócić trasę, a nie jechać do samych Radziejowic.

Droga przez las spoko - Kluska jechała w foteliku i była zajęta, bo zaraz za rogiem bloku dostała kasztanki do łapek. A potem kwiatki, listki, patyczki... jak już nic nie pomagało, bo Kluska zaczynała się nudzić, przeszliśmy do cięższych argumentów - buła i wafelki. I tak dojechaliśmy do Radziejowic.



W parku przypałacowym rozwałka. Niestety za krótko, było już późno, powoli robiła się szarówka, więc nie było dużo czasu na bieganie po trawce.





Zapakowanie Kluski do przyczepki wywołało protest, jakoś udało się ją zająć, pomogła dopiero paczka wafelków (wyjmowała po kolei wafelki z folii). Ale to na krótko pomagało, w końcu nam się rozryczała i postój i jakiekolwiek działania pomagały na krótko... i tu lavinka popełniła błąd - postanowiła przesadzić ją do fotelika.

Słowo wyjaśnienia - Kluska płacze gdy ją się wsadza do fotelika, wózka, przyczepki, rowerka, czegokolwiek. Jest protest, nawet gdy jest w dobrym humorze... ale gdy jest rozdrażniona, płacze itp. było oczywiste że skończy się rykiem i histerią. Teraz już nijak się nie dało jej uspokoić. Po kilku kilometrach zdecydowałem, że wolę mieć ryczącą Kluskę w przyczepce, bo będę mógł się bardziej rozpędzić przy dobrej nawierzchni (nie będzie jej wiać), a może uśnie. I znów przekładanie, ale wkrótce faktycznie nam zasnęła z zaciśniętymi piąstkami.

Aha, przy okazji przetestowaliśmy oświetlenie przyczepki - dwa czerwone mini światełko cośtam Shot Authora. Sprawdza się nieźle.


  • dystans 10.47 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 00:49
  • średnio 12.82 km/h
  • rekord 21.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Rowerowy spacer z Kluską

Poniedziałek, 23 września 2013 · dodano: 23.09.2013 | Komentarze 3

Skoro Kluska zaakceptowała fotelik, to po raz kolejny zabraliśmy ją na małą przejażdżkę do lasu. Jedną z naszych ulubionych ścieżek, gdzie jedzie się jak w zielonym tunelu.




Początkowo Kluska dostała do ręki kasztana i listek. W lesie patyczki (z liśćmi) i żołędzie...




Potem to nie wystarczało - trzeba było wyciągnąć bułę i wafelki. Starczało na jakiś czas, a potem trzeba było dać nowe.





Niestety zaczęło kropić, więc zarządziliśmy odwrót. Na szczęście w lesie pod drzewami niewiele kropel do nas docierało, toteż spokojnie jeszcze kilka razy skosiliśmy jara. A potem przez miast do domu, szybko, bo coraz bardziej padało (tylko z przerwami na uzupełnienie wafelka).

Aha, Kluska na ostatnim leśnym odcinku przerobiła mój rower na motorower... Paliwem były oczywiście wafelki. Robiła za pierdzikółko udając motor i popiardując paszczowo. Nie wiem czy pomagało, ale my ze śmiechu cudem na żadne drzewo nie wpadliśmy.


  • dystans 71.22 km
  • 34.00 km terenu
  • czas 04:09
  • średnio 17.16 km/h
  • rekord 34.40 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Za Rawkę

Niedziela, 22 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 10

Po drodze próbowałem skrótów serwisówkami przy A2... masakra, nie nadają się do niczego, w najlepszym wypadku jest to krótki odcinek między przejazdami, a często kończą się w polu i musiałem tyrtać jakimiś wertepami, przeprawiać się przez rowy z wodą. Niestety żadnej ciągłości, nie nadają się na żaden sensowny skrót.

Polski asfalt





A skoro już byłem na cmentarzu pod Bolimowem... można porównać z fotką 2 tygodnie temu link



Zajrzałem na cmentarz w Wólce Łasieckiej, by obadać możliwości reaktywacji skrzynki. Okazuje się że cmentarz zyskał ogrodzenie, jest też uporządkowany, odkrzaczony... chociaż powoli zaczyna zarastać z powrotem.






A obok



A potem w las Kozackim Traktem,przeciąłem Budnicki Trakt, a następnie skręciłem w Łowicką Drogę i nią dojechałem do skrzynki. A tam zaparkowany samochód i jakiś koleś łazi obok po lesie. No nic, zainstalowałem się na pobliskim pniaku - herbatka, kanapki... żałowałem tylko, że nie mam kasku rowerowego, bo spadające żołędzie co chwila waliły obok na ziemię. Koleś przeszedł obok mnie i dalej w las... ale zza drogi wyłonił się drugi koleś.
- Wuuujek!
- Co?!
- Znalazłeś coś?!
- Nie! A ty?!
- Ja też nie!
Jak się łazi po lesie w miejscu gdzie wszyscy parkują i łażą, to nic dziwnego że nie ma tam grzybów. Może sobie zaraz odpuszczą. Nie odpuścili, poszli przy drodze w kierunku Nieborowa, a ja myk po skrzynkę i z powrotem na pniaczek. Kolesie tym czasem odpuścili sobie i odjechali. Ja zaś po dokonaniu wpisu odłożyłem skrzynkę i zdążyłem nim następny samochód zaparkował.




Danie dnia - muchomor w pasie zieleni i muchomor we wrzosach.




Natomiast serwisując moją skrzynkę po drodze, znalazłem leśne kanie, ale... zawsze zbierałem kanie na łąkach, takie z jebutnym kapeluszem, że ledwie na patelni się mieściły, a nie jakieś popierdółki. Kurczę, kusiły. Ale nie byłem ich stuprocentowo pewien, więc zostawiłem.





A toto to muchomory.



A tak w ogóel w domu wszyscy mają już dosyć tych grzybów... z wyjątkiem mnie. No i mam szlaban na zbieranie. No dobra, czubajkę to jeszcze sobie odpuszczę, ale jak podczas cmentarza (po którym już śladu nie ma) omal się nie potknąłem o podgrzybka, to pękłem i go zebrałem. A potem jak lazłem gapiąc się na ziemię, to rozharatałem sobie jeżyną nos, aż krew się lała strumieniami... dobre kilka minut tamowałem.
Kategoria łódzkie


  • dystans 46.45 km
  • 23.00 km terenu
  • czas 03:06
  • średnio 14.98 km/h
  • rekord 23.30 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do Puszczy Pana Mariana

Sobota, 21 września 2013 · dodano: 22.09.2013 | Komentarze 25

Ale jeszcze w lesie żyrardowskim...



A potem lavinka szukała dwóch moich skrzynek - ja przy jednej pilnowałem rowerów przy drodze, a przy drugiej zweryfikowałem stan.



- To jest zdecydowanie rok fioletowych grzybów.
- Jaką zimę to zapowiada?
- Hmmm...
- Że będziemy mieli nosy fioletowe z zimna?



A potem multak, główny cel naszej wycieczki... zbieranie grzybów zacząłem od nazbierania borówek.



Teren wokół jednostki został obsadzony muchomorami bojowymi.





Kubek z grzybem też sobie zażyczył słit focię z drutem kolczastym.



W pewnym momencie, na zaoranej ziemi midzy drutami, zobaczyliśmy idącego kolesia... a ten pyta nas, czy tam dalej nie da się wyjśc, bo on wlazł przez jakąś dziurę, ale nie chce mu się wracać. Potem jeszcze chłopaka na rowerze między tymi drutami spotkaliśmy.



W pewnym momencie poszedłem poszukać drogi (żeby nie tyrtać się wzdłuż drutu) i znalazłem ją. Wracając do rowerów powiedziałem lavince żeby poszła do drogi... o w tym momencie zaatakowały mnie czubajki. Miały przewagę liczebną, ale dałem radę, nawet wsparcie dwóch podgrzybków na nic się im nie zdało. Ale gdy dotarłem do drogi, lavinki już tam nie było... stwierdziłem że nigdzie nie jadę, bo zaraz się pogubimy w lesie, tylko czekam tutaj. I faktycznie, wkrótce lavinka się wróciła.



Łaziłem oczywiście w krótkim rękawku...
- To Mi, nie jest ci zimno?
- Jest jeszcze... chyba... lato, helloł!

Kategoria mazowieckie


  • dystans 27.72 km
  • 4.10 km terenu
  • czas 01:58
  • średnio 14.09 km/h
  • rekord 20.50 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Kluską po lakówki ametystowe

Piątek, 20 września 2013 · dodano: 20.09.2013 | Komentarze 12

Gryplan był następujący - jedziemy z Kluską do lasu, tam robimy rozwałkę, a ja zbieram lakówki, potem wracamy. Kluskę będziemy wieźć w foteliku, ale z powrotem spróbujemy zapakować ją do przyczepki, może nam uśnie (ale w tamtą stronę przyczepka będzie robić za bagażówkę).

Kluska przysnęła ok. 4 kilometra, gdzieś na 4,5km zorientowaliśmy się, ale gdy próbowaliśmy ją przełożyć do przyczepki, to Kluska zaczęła się budzić. Ostatecznie przełożyliśmy ją do przyczepki, gdy zapadła w głębszy sen, czyli na 7,5km w Wiskitkach. Żeby nam pospała, trochę pojeździliśmy po bocznych asfaltach (jakieś 4-5km), zanim wbiliśmy się w las i wertep... jechałem ostrożnie i powoli, jakbym wiózł niewypał. Po dojeździe na miejsce chcieliśmy ją zostawić w przyczepce, ale okazało się, że już się obudziła.

Na miejscu rozwałka - głównie jednak bieganie po rowach, krzakach. Ja trochę zierałem grzybów, a trochę zmieniałem lavinkę przy Klusce. Nazbierałem z 5 maślaków, podgrzybka, dużeeego prawdziwka i oczywiście trochę czubajek.



Let's żryć!




Pierwszy grzyb znaleziony samodzielnie przez Kluskę... po chwili został zepsuty. Kurczę, jak to się naprawia?



A co to? Jeż? Jezozwierz? Mina morska?



Kluska w Królestwie Szyszek... utknęliśmy tam na dłużej.




A z powrotem jednak w foteliku... trochę nam brzęczała, ale pomagał kwiatek, albo buła, czy inny wafelek.




Lakówki ametystowe, to te fioletowe z wpisu sprzed dwóch dni - link. Są jadalne, więc postanowiliśmy zebrać i zamarynować jeden słoiczek. Pewnie nie odważymy się zjeść, ale chodzi o efekty wizualne.

A może surojadek denaturatowych dozbierać do tych lakówek?



Oto i zebrane lakówki:



Ostatecznie przebrałem i te mniej filetowe a bardziej sine wywaliłem:



A oto co nam z tego wyszło: