teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

małopolskie

Dystans całkowity:1090.02 km (w terenie 90.48 km; 8.30%)
Czas w ruchu:71:00
Średnia prędkość:15.35 km/h
Maksymalna prędkość:61.50 km/h
Suma podjazdów:820 m
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:34.06 km i 2h 13m
Więcej statystyk
  • dystans 38.83 km
  • 0.30 km terenu
  • czas 02:59
  • średnio 13.02 km/h
  • rekord 49.50 km/h
  • pod górkę 460 m
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Bazowanie w Regetowie 1: Kraina Ropą i dziegciem płynąca

Piątek, 2 września 2022 · dodano: 17.09.2022 | Komentarze 3

Stróże - Biała Niżna - Gródek - Ropa - Łosie - Klimkówka - Uście Gorlickie - Kwiatoń - Skwirtne - Regetów

Startujemy przed siódmą... zieeeew! Ale za to jest ładnie o tej porze i rześko, wręcz zimno (muszę założyć jesienne rękawiczki), ale po upałach jest bardzo przyjemnie. Widoczki z mostku na Białej (dwa razy ją przekraczamy, a raz wchodzimy na środek kładki zrobić zdjęcia).




Kościół w Stróżach.



A potem podjazd przez Gródek (pierwsza górka na profilu wysokości - profil na dole wpisu). W trakcie pierwszy większ postój na przegryzkę i łyknięcie kawy... pojawiła się pierwsza osa w Beskidzie.

Przygotowywaliśmy się na inwazję os na bazie, tak jak w sierpniu, ale zdziwko - os prawie nie było (kilka os w słoneczne dni to praktycznie nic, latem było co najmniej dziesięć razy więcej). Co ciekawe, od turystów dowiedzieliśmy się, że w niektórych miejscach nadal jest plaga os - np. w pobliskiej Nieznajowej, czy w bazie namiotowej na Lubaniu (Gorce).



W końcu osiągamy Śliwkową Przełęcz. Chyba mieliśmy za lekkie sakwy, bo załadowaliśmy jeszcze dwie menażki pysznych śliwek.




Widoczek z przełęczy i chwilę potem morderczy zjazd na zaciśniętych hamulcach.



Do mostku na Ropie, pod którym tradycyjny postój, bo woda, strumyczek, jest zabawa w udrażnianie spływu, cczy puszczanie strumyczka nową drogą.




Dwa Łosie... no, nas są trzy łosie, ale dobra, jedziemy tam.



Poprzednio nie zahaczaliśmy o Łosie, ale teraz zrobiliśmy mały skok w bo nadrabiamy tylko ze 2-3km i  praktycznie zero dodatkowego podjazdu.

Cmentarz wojenny nr 71 (właściwie kwatera wojenna przy cmentarzu parafialnym), ten cmentarz należał do innego okręgu niż te w okolicach Regetowa, tam krzyże były drewniane, w tym okręgu spotkamy zaś zazwyczaj nieduże żeliwne na betonowym postumencie



Krzyże na grobach żołnierzy z armii aunstro-węgierskiej.



A takie są na grobach żołnierzy rosyjskich.



A tak wygląda dziecko na murku w Beskidzie



Stare nagrobki na cmentarzu cywilnym.



Cerkiew w Łosiu, zachodniołemkowska, tylko taka jakaś... szeroka. I faktycznie, jak poczytać to okazuje się, ze w 1928 została rozbudowana.



We wnętrzu widać, że nawa jest dużo szersza.




W dolnym rzędzie ikon (między wrotami carskimi i diakońskimi) są cztery ikony namiestne - od prawej jest to wezwanie cerkwi, Chrystus nauczający, Matka Boska z dzieciątkiem i ulubiony święty - w Beskidzie, czy ogólniej w Karpatach jest to prawie zawsze św. Mikołaj (fotka poniżej), czasem jest kto inny, ale w cerkwiach pod wezwaniem św. Mikołaja, wtedy jest na tej ikonie z prawej.



Sklepienie



Obok jest zagroda maziarska. Otóż w wielu wsiach oprócz pracy na roli, mieszkańcy zajmowali się jakimś rzemiosłem - wyrabiali łyżki (Nowica, Przysłup), zajmowali się drutowaniem garnków (Ruś Szlachtowska - stamtąd wędrowni druciarze docierali np. do Żyrardowa, o czym czytałem we wspomnieniach jednego z Żyrardowiaków), a w Łosiu zajmowali się wyrobem i handlem maziami.

Ogólnie chodzi o produkty suchej destylacji drewna - terpentyna, dziegieć (i to co się z nich wyrabiało), ale też destylaty ropy, tzw. oleju skalnego, który wydobywano tu w kopankach. Ponoć proces chałupniczej destylacji ropy był podobny do destylacji bimbru z zacieru. Później tymi wyrobami handlowano - wozy maziarzy docierały do różnych zakątków Austro-Węgier, Polski. Przy czym później destylaty ropy kupowali z rafinerii i nimi handlowali. Był to dochodowy interes, była to bodaj najbogatsza wieś Łemkowszczyzny, a maziarstwem zajmowali się wszyscy.






Kolejne frakcje ropy otrzymywane w trakcie destylacji. Przy czym maź otrzymywano zarówno z ropy, jak i drewna i były to smary do smarowania osi wozów.




Wóz maziarski



A tu pani pokazuje jak wyrabiano łyżki



Narzędzie trzeba naostrzyć



Pani dawała nam do powąchania buteleczki z różnymi płynami - dziegciem, terpentyną, ropą (przy czym ropa wrażenia na mnie nie robiła, bo mam w domu buteleczkę beskidzkiej ropy). Potem czułem zapach tego dziegciu jeszcze przez kilka kilometrów, dopiero jak porządnie wydmuchałem nos, to się go pozbyłem.

Klusce jednak chyba najbardziej podobał się kot




Ruszamy dalej, mostem na Ropie (w sumie to już piąty raz się przeprawiamy przez Ropę, a by dotrzeć do Regetowa, będziemy musieli pokonać jeszcze jeden most).






Jedziemy dalej - ciężkie podjazdy przy przejeździe przez Pieniny Gorlickie, znów tradycyjny postój na przystanku po pokonaniu najostrzejszego podjazdu, kolejny postój po pokonaniu tego fragmentu w Uściu (drobne zakupy w sklepie). Fotki już były, więc nowych nie robimy.

A dalej krótki postój pod cerkwią w Kwiatoniu i tutaj jest fotka.




A potem już podjazd przez Skwirtne do Regetowa, oczywiście fotostopy były, np. przy owcach.





No i jesteśmy



W końcu docieramy na pustą bazę i ją przejmujemy. Poprzedni bazowi musieli wcześniej wyjechać, turystów nie ma (no, jeden który sobie zrobił tylko kilkanaście minut postoju), cisza, spokój... po sierpniowych tłumach wreszcie zastajemy bazę, taką jaką znamy.



Tak więc trzeba ogarnąć bazę i się - zorientować się co, gdzie i jak i w jakim stanie, normalnie zmiany są w weekend i byśmy mieli czas na wyspanie się i odpoczęcie po podróży, ale tak wyszło, ze musimy zostać bazowymi z Marszu. Poza tym musimy się  rozpakować się, wrzucić coś na ruszt itp.





Mamy dobrosąsiedzką wizytę bazowych z Teodorówki (w Teodorówce byliśmy wiosną na weekendzie remontowym - patrz fotorelacja). Poniżej drogowskaz do chatki w Teo.

I tak było do momentu, gdy postanowiliśmy zrobić obiad, gdy zacząłem przygotowywać spaghetti, zaczęli się zwalać turyści. W sumie nie było ich tak bardzo dużo, w sumie dziesiątka, ale że my trochę niedospani i zrypani po podróży trochę, to dla nas to było dużo. Nie była to jedna grupa, tylko 5+2+2+1. A dowcip

Z drogowskazów poniżej jest jeszcze Główny Szlak Beskidzki (GSB), czyli czerwony szlak, który biegnie przez całe Beskidy z Wołosatego do Ustronia. W czasie naszego bazowania odwiedziło nas trochę turystów idących GSB (tego dnia jeden nocował, a kilku przechodziło).



A na koniec profil trasy





  • dystans 37.41 km
  • 0.40 km terenu
  • czas 02:19
  • średnio 16.15 km/h
  • rekord 50.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 9: Żegnaj nam dostojny stary porcie

Czwartek, 18 sierpnia 2022 · dodano: 30.08.2022 | Komentarze 11

Żegnaj nam dostojny stary porcie
Rzeko Mersey żegnaj nam
Zaciągnąłem się na rejs do Kalifornii
Byłem tam już niejeden raz

A więc żegnaj mi kochana ma
Za chwilę wypłyniemy w długi rejs
Ile miesięcy Cię nie będę widział - nie wiem sam
Lecz pamiętać zawsze będę Cię

Ostatni poranek na bazie, toteż i "Pożegnanie Liverpoolu". Mogliśmy to przerobić jakoś np. tak "Żegnaj nam dostojna stara bazo / Regetówko żegnaj nam"... pewnie dalej dałoby się też coś ułożyć, ale nie chciało mi się rzeźbic.

Ostatnia kawa na bazie.



Aha, taki oto ptaszek mieszka na bazie, widywaliśmy go wielokrotnie min. jak wydziobywał okruszki po wiatą.  Czy nasi bikestatsowi ornitolodzy są w stanie go zidentyfikować po takich słabych fotkach?





Tak w ogóle początkowo plan był taki, żeby parę dni zostać na bazie, połazić/pojeździć po okolicy, potem przeskoczyć do sąsiedniej bazy namiotowej w Radocynie (na noc lub dwie, w zależności od tego jak tam będzie się nam tam podobać), a potem tu wrócić. Tylko że Kluski nie można było wyciągnąć, bo tutaj miała towarzystwo dzieciaków. Potem gdy większość wyjechała, a nowych jeszcze za bardzo nie znała, mogliśmy jednak wyskoczyć na jedną noc, ale dla odmiany zrobiło się słonecznie i gorąco (a tam jest straszna patelnia na bazie, nie tak jak tu), a poza tym było ryzyko burz które mogły nas dorwać po drodze... toteż zdecydowaliśmy się zostać w Regetowie do końca.

Ale w końcu i Regetów trzeba było opuścić i wrócić do domu. Trasa ta sama (tylko bez zjazdu nad Klimkówkę), tylko w druga stronę.




Korzystamy z tego że jest czwartek i cerkwie otwarte - znów zaglądamy na chwilę do środka w Kwiatoniu, a poza tym udaje się zwiedzić także cerkiew w Uściu Gorlickim - wtedy się nie załapaliśmy. Aha, znaleźliśmy orientacyjną rozpiskę otwartych obiektów architektury drewnianej w Małopolsce w tym roku (większość do 30 września, obiekty UNESCO cały rok) - pod tym linkiem.




Zjazd do Regetowa szybki i przyjemny, dalej do Uścia bez większych przewyższeń i zaczyna się robić gorąco, natomiast na Uściem zaczynają się podjazdy, bo musimy się przebić przez Pieniny Gorlickie. Ciężki kawałek, bo zrobiło się gorąco, to był najgorętszy dzień naszego wyjazdu. lavinka tradycyjnie podprowadzała rower na ostrzejszych podejściach, a ja musiałem dosyć często robić postoje w cieniu, bo się gotowałem.



Gdy pokonaliśmy podjazdy, to dłuższy postój na przystanku za Klimkówką, na granicy dawnej Łemkowszczyzny.



Kluska się znowu zderzyła z jakąś muzą po drodze (albo stadem muz), bo ją wzięło na rysowanie. Wzięła się za rysowanie cerkwi, Jaworzyny, krowy...



Oto Jaworzyna, najpierw ołówkiem, a niżej po nałożeniu kolorów.




Szybki zjazd i dalej doliną Ropy bez większych przewyższeń, tyle że coraz goręcej.



Kolejny dłuższy postój pod mostkiem nad Ropą.



Modraszki się trafiły.



A potem zaczyna się morderczy podjazd na przełęcz przed Gródkiem. lavinka od początku prowadzi, ja kawałek podjechałem, ale krótkim postoju nie mogłem ruszyć pod górę - za ostro... to znaczy bez Kluski dawałem radę, ale z Kluską na bagażniku już nie. Tak więc tuptamy sobie pod górę.



W rejonie przełęczy postój na przydrożne śliwki.




A potem zjazd przez Gródek, było po prostu super - droga dobra, nieprzesadnie kręta, a do tego.idealne nachylenie żeby dobrze się rozpędzić, ale bez przesady, zwłaszcza w środkowej części - początkowo  tuż za przełęczą ciut za ostro, a końcówka dosyć łagodna.

Na przejeździe kolejowym musieliśmy przeczekać kibel, a zaraz potem w drugą stronę Impuls.



Przekraczamy rzekę Białą i wzdłuż niej do Grybowa.



Zastanawiam się, czy sprawdzać przejazd przez osuwisko, a że obok spotykam dwóch chłopaczków, to pytam czy damy radę przejechać, a oni nam mówią, że bez problemu, bo teraz jest dobrze, tylko czasem coś spada (!). W sumie okazało się że gdyby nie znaki, to nawet byśmy nic nie zauważyli, na kawałku jest zniszczona droga, ale to po prostu wygląda jak krótka przerwa w asfalcie.



Do Grybowa docieramy nieco ponad dwie godziny przed pociągiem.  lavinka od razu znajduje przy przystanku autobusowym wiatkę ze stacją serwisową dla rowerzystów, a także portami USB, toteż instaluje się tam by podładować sobie power bank.




Tymczasem my z Kluską idziemy pozwiedzać Grybów i na zakupy przedwyjazdowe. Potem ja zostaje ż rowerami, a Kluska oprowadza lavinkę.

Grybowski rynek i kościół





Mural z rodziną żydowską wykonany wg starej fotografii (informacja o rodzinie z fotografii), z tyłu synagoga.




Progi na Białej



Kasa i poczekalnia zamknięte z powodu, że są nieczynne. Ohoho, wiosną była ładna, okrągła rocznica.



Na bocznicy trochę pojazdów technicznych, które można obejrzeć czekając na pociąg.





  • dystans 16.51 km
  • 7.90 km terenu
  • czas 01:36
  • średnio 10.32 km/h
  • rekord 38.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 8: Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy

Środa, 17 sierpnia 2022 · dodano: 29.08.2022 | Komentarze 3

Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy!
A! Zatykam uszy swe!
Smugi w powietrzu i mój bieg
Jak prądy niewidzialnych rzek
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie!

"Krzyk" Kaczmarskiego, a dlaczego akurat ta piosenka? To się okaże dalej we wpisie. Natomiast gdy któregoś wieczoru towarzystwo ogniskowe wybrało ze śpiewnika jakiś kawałek Kaczmarskiego, gitarzysta zarządził:
- Ponieważ jest dosyć późno, zaśpiewajmy tę piosenkę tak bardziej balladowo.
- Znaczy, mamy nie drzeć ryja?
- Dobrze i zwięźle to ująłeś.

Znów poranna przejażdżka w górę doliny. Było wyjątkowo pięknie, po części dlatego że wcześniej się zebrałem.





Te dwa zdjęcia dzieli 8 minut, wykonane z różnych miejsc trochę przypadkowo, dlatego kadry nie są idealnie takie same.




A tutaj odstęp 7 minut




Jeszcze trochę zdjęć z doliny








A tu perełki beskidzkie. Poławiaczem pereł jest krzyżak ogrodowy - rozpina sieć wieczorem i jeśli pogoda jest korzystna, to rano ma liczne sznury pereł.















Cmentarz wojenny nr 48 pod Jaworzynką. Też gdy ostatnio tu byłem, to był częściowo wyremontowany, a remont nadal trwał. Choć gdy pierwszy raz tu dotarłem, to był częścią lasu i było to bardzo malownicze.

To jedno z miejsc, które sprawiło, że zainteresowałem się cmentarzami wojennymi (zwłaszcza z I wojny). Wtedy nie było tak łatwo je znaleźć, zwłaszcza te gdzieś w górach - nie było szlaków cmentarnych, nie było drogowskazów, czasem były zaznaczone na mapach. Tego szukaliśmy ponad 20 lat temu na rajdzie studenckim - ustawiliśmy się pod szczytem Jaworzynki w tyralierę (ponad 30 osób) i ruszyliśmy w dół czesząc las. Ja stwierdziłem, że cmentarz powinien być bardziej z lewej i nas za bardzo ciągnie w prawo, toteż ustawiłem się na lewym krańcu i oddaliłem się dużo bardziej od skrajnej osoby, a i tak cmentarz dostrzegłem daleko na lewo.



Ostatnio jak byłem, to brama jeszcze nie była zrekonstruowana, jak i spora część ogrodzenia (znaczy były kamienne słupy w różnym stanie, ale zasadniczo bez drewnianych części).





Na tablicy mapka pokazująca przebieg frontu  w tym rejonie (powiększenie mapki)



Widoczek ze skraju lasu



Później zaś już we trójkę wybraliśmy się do jara. Chcieliśmy rano, żeby nie było jeszcze zbyt gorąco, ale oczywiście nie udało się zbyt szybko zebrać. Wycieczka też niebyt ambitna, ot do tego jara którego dziewczyny nie mogły parę dni temu porządnie zwiedzić, a tam zaleganie w cieniu, tudzież wyciczki w górę i w dół jara.



Jar może nie jest zbyt głęboki (bu dosyć nisko na stokach góry), ale i tak  całkiem przyjemny.



Szczególnie miły był buczynowy cień w gorący dzień.



No i wbudowane były krzesełka



Grzybek jarowy



Krzyk



O, tak go znaleźliśmy

'

Poza tym Kluska w tym jarze wpadła chyba na jakąś muzę, bo ułożyła piosenkę (a raczej refren), a potem siedziała z zeszytem, zapisywała tekst, układała melodię, dobierała chwyty, a potem to grała.

Niestety musieliśmy się przedwcześnie zmywać, bo jakieś burze i ulewy zaczęły krążyć po okolicy,. Jak się potem okazało, przeszły bokiem i mogliśmy spokojnie siedzieć w jarze... ale kto to mógł wiedzieć.



Parę zdjęć przyrodniczych z okolic jara, jak i bazy.



Tygrzyk - rewers. Miałem pewne wątpliwości, bo nie chciała pokazać awersu, ale raczej tak.



Śluzowiec



Dziecko po tygodniu na bazie nawet nie używa talerzy. Kluska się załapała na naleśniki, które akurat jakieś studentki smażyły (my się zrewanżowaliśmy jeżynami do tych naleśników),






  • dystans 19.60 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 01:06
  • średnio 17.82 km/h
  • rekord 39.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 7: Cały dzień leżałabym odłogiem

Wtorek, 16 sierpnia 2022 · dodano: 27.08.2022 | Komentarze 7

Bo jestem kluską po prostu kluską
Choć bardzo staram się wyglądać na istotę ludzką
Tak naprawdę jestem pierogiem
Najchętniej cały dzień leżałabym odłogiem

Dlatego każdy wieczór kiedy słońce znika
Zawijam się w koc i zamieniam w naleśnika
Bo bycie kluską właśnie tak wygląda
Przynajmniej kluska ze mnie jest porządna

To refren piosenki "Kluska", którą Kluska oczywiście gra i śpiewa. A tutaj oryginał (teledysk z bazgrołkami)

Kolejne poranne mgły, gdy po weekendzie i święcie musiałem zrobić kursik do sklepu by uzupełnić zapasy na kolejne dni.






Cerkiew w Kwiatoniu, tym razem takie oto kadry




Niedaleko kaplica prawosławna, względnie nowa bo z lat 80.



Dziś leżymy odłogiem na bazie, Kluski nie dało się wyciągnąć na jakąkolwiek wycieczkę... zresztą i nam się nie chciało, bo było gorąco, a potem miały być deszcze.



Jeśli chodzi o gotowanie, to ludzie różne rzeczy gotują na ognisku, a czasem odpalają piecyk by upiec ciasto. My idziemy zasadniczo po najmniejszej linii oporu (typu spaghetti - makaron+sos+żółty ser), do tego sporo grzanek (te z dżemem i żółtym serem są nasze) itp.



Szczytem naszych możliwości kulinarnych jest jajecznica z ogniska. Tymczasem tam pod paleniskiem jest zakopany kurczak - byłem świadkiem zakopywania, odkopywania, obracania na drugą stronę i ponownego zakopania. Nie wiem czy podczas naszego pobytu został ostatecznie wykopany do konsumpcji... możliwe, ale nie było nas wtedy na bazie.



Popołudniowe śpiewogranie, do którego dołączyły się harcerki gotujące obiad (i te które miały akurat wolne). Harcerki przyszły na bazę dzień wcześniej, ale wtedy miały swoje zajęcia, dziś sporą część dnia również zalegały na bazie.





Tyle że w końcu zaczął padać deszcz, no to przenieśliśmy się pod wiatę (przy okazji przyszła też harcerka z drugim ukulele).



To z okazji zalegania na bazie, kilka fotek z jej terenu. Z wiatki:




Namioty bazowe i prywatne.



Bazowe sławojki. Jak tabliczka głosi, ten pierwszy kibel jest nieczynny, bo ma Wolne.



A ten drugi to Klozet.



Tabliczki od strony drogi



Baza leży przy czerwonym szlaku, tzw. Głównym Szlakiem Beskidzkiem, który biegnie przez całe Beskidy od Wołosatego do Ustronia (albo odwrotnie), stąd odpowiedni drogowskaz. Jak bazowałem tutaj w 2009, to już popularność zdobywał pomysł przejścia całego tego szlaku i przez tydzień miałem cztery osoby robiące GSB (dwie różne ekipy dwuosobowe, ale które przysły tego samego dnia na bazę). Teraz przejście GSB jest dużo bardziej popularne, prawie codziennie nocuje na bazie ktoś idący GSB, a często po kilka osób... jeśli chodzi o indywidualnych turystów idących z plecakiem, którzy tu nocują, to obecnie właśnie głównie z GSB.



Lodówka, bardzo fajny mechanizm na korbkę, Klusce bardzo się spodobał i jak coś wyjmowałem lub wkładałem, to miałem ją zawołać.







  • dystans 7.87 km
  • 3.30 km terenu
  • czas 00:39
  • średnio 12.11 km/h
  • rekord 37.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 6: Święty Mikołaju, opowiedz jak tu było

Poniedziałek, 15 sierpnia 2022 · dodano: 26.08.2022 | Komentarze 7

Święty Mikołaju
Opowiedz jak tu było
Jakie pieśni śpiewano
Gdzie się pasły konie

"Ballada o św. Mikołaju" doskonale pasuje to porannej przejażdżki w górę doliny Regetówki przez nieistniejące wieś Regetów Wyżny, przy tej drodz eprzed wojną (i tuz po wojnie) stały domy, teraz czasem można znaleźć jakieś resztki fundamentów, czy drzewka owocowe.




Teraz mieszkają tu min. krzyżaki ogrodowe



Owocuje tarnina



Czy kwitnie macierzanka (która nazbierałem do zaparzenia herbatki).



Zahaczyłem też o drugi cmentarz Regetowa Wyżnego - ten obok nieistniejącej cerkwi, cerkwisko oznacza nowy krzyż - ten w głębi kadru. Są tam resztki kamiennych fundamentów, ale teraz w większości skryte w krzakach, najlepiej sa widoczne wiosną.



Fotospacer po starym łemkowskim cmentarzu.






Transatlantyki na oceanach
A krążowniki w rejsach ćwiczebnych
Każdy z nich musi mieć kapitana
Nasz kapitan też jest potrzebny

Jedna piosenka na dzień to za mało, dzioś na przykład pasuje też "Pogodne popołudnie kapitana Białej Floty", bo dzieciaki na bazie zajmowały się struganiem łódeczek.



A tu trwa test łódeczki - łódki musiały przebyć określoną trasę.



Cicho potok gada, gwarzy pośród skał
O tym deszczu co z chmury trochę wody dał
Świerki zapatrzone w horyzontu kres
Głowy pragną wysoko, jak najwyżej wznieść.

"Bieszczady" pasuję też do Beskidu, zwrotki zreszta też by pasowały tu i ówdzie, ale dziś tylko refren do wycieczki w górę potoku Regetówka. Generalnie coraz trudniej Kluskę wyciągnąć z bazy na jakąś wycieczkę, bo przesiaduje z bazowymi dzieciakami... głównie właśnie nad potokiem. Śmiejemy się, że nad potokiem powinna być tabliczka "Plac zabaw. Nieczynne po intensywnych opadach deszczu". Zresztą nam też się za bardzo nie chce, bo zrobiło się trochę za gorąco.




Flisz karpacki



Kluska zaprowadziła mnie do kijankowego zakątka.



A to już mała żabka, choć jeszcze ze szczątkowym ogonkiem.



Kumak też się trafi



Jaszczurka na brzegu



Bliżej bazy spotykamy jedną z koleżanek, która nam towarzyszy w drugiej częście wycieczki, trochę w dół potoku.



Przy okazji zrobiliśmy bukiet



Na bazie w tym roku jest plaga os (ale nie ma komarów). Osy są oswojone i raczej nie żądlą, ale są upierdliwe, a zawsze się trafi jakaś sytuacja, że w końcu użądlą - na przykład wplączą się we włosy i dziabną przy próbie ich wyciągnięcia. Poza tym trzeba zawsze oglądać kanapkę (zwłaszcza z dżemem) i sprawdzać kubek z herbatką, czy nie ma tam osy - ja raz się zagadałem, przegapiłem osę i mnie udziabała w język. Przez pół dnia bełkotałem jakbym właśnie obalił flaszkę jabola.

Sporo osób na bazie zostało dziabniętych raz przez osę, dwa to już rzadkość, co przy takiej ilości os na bazie to naprawdę znikoma ilość. Kiedyś w Bieszczadach wypłoszyliśmy osy z gniazd (chyba w ziemi), jak nas opadły to osoby idące przodem miały co najmniej dwa użądlenia, a te z tyłu miały po kilkanaście. Regetowskie osy na szczęście nie są takie agresywne, można powiedzieć wręcz, że łagodne.

Gdy myślisz, że jest spoko,
To ci osa wpadnie w oko-o
ooo-oo-oo!
(z piosenki "Całe życie pod górkę", bo osa to rodzaj robal z oryginalnego tekstu)



Ale że upierdliwe są i umiarkowane niebezpieczeństwo stwarzają, dzieciaki skonstruowały pułapki na osy. O takie buteleczki z resztkami słodkich napojów, o konstrukcji uniemożliwiającej wydostanie się owadów. Są zadziwiająco skuteczne. Szkoda os, które tam wpadły, przy opróżnianiu pułapki (z dala od bazy), część okazywała oznaki życia, ale część już nie żyła. No, ale cóż.



Robalem dnia okazał się ten chrząszcz z rodziny kózkowatych. Na szybko udało się zrobić parę fotek, ale ciągle łaził, a potem odleciał, więc nie mogłem się dobrze przyłożyć do zdjęć. Jest to albo żerdzianka krawiec, albo jakaś inna żerdzianka. Chyba samica, bo samce są mniej plamkowane i mają dłuższe czułki.




Wieczorem jeszcze udało się wyciągnąć jedną z koleżanek na spacer do drogopotoku i znajdującej się tam skrzynki. Dziewczyny jak wycięły w górę jara, to musieliśmy je zawracać, bo minęły skrzynkę... w ogóle chciały rypać dalej jarem, ale że były w sandałkach (krótka wycieczka za bazę), a teren trudny, to puściliśmy je tylko kawałek w górę (tak to może by na Rotundę włoiły tym jarem).






  • dystans 24.05 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 01:33
  • średnio 15.52 km/h
  • rekord 47.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 5: Lecz nie jest źle

Niedziela, 14 sierpnia 2022 · dodano: 25.08.2022 | Komentarze 5

Wiatr przystojny w garniturze
Chce podobać się złej chmurze
Chmura w złości deszczem go przepędza
Wiatr się schował w jakimś oknie
Jest szczęśliwy, że nie moknie
A miał wkrótce chmurze być za męża

Lecz nie jest źle, mogło być gorzej
Czasem w życiu zdarza się pechowy dzień
Lecz nie jest źle, mogło być gorzej
Czasem w życiu zdarza się pechowy dzień

"Pechowy dzień", to tytuł piosenki, ale trochę się też odnosi do paru wydarzeń z tego dnia. Po pierwsze podczas porannej, tradycyjnej już przejażdżki złapałem gumę w Gładyszowie - ale "mogło być gorzej", bo tylko jedną  jedyną w czasie całego wyjazdu. W ten sposób uczciłem 13-lecie przetartej opony, gdy jadąc z Ropianki do Regetowa co kilka, kilkanaście kilometrów łapałem gumę... w końcu zaczęły mi się kończyć opony (niektóre nie nadawały się do naprawy) i łatki. Właśnie w Gładyszowie od właściciela stadniny udało mi się kupić oponę z jednego z rowerów które miał do wypożyczenia dla turystów.

Podjechałem pod cerkiew min. z zamiarem znalezienia skrzynki, ale zaczynała się msza i schodzili ludzie. Może bym dał radę ją podjąć w chwili gdy nikogo nie będzie, ale akurat przyszły harcerki, stanęły dokładnie przy miejscu które wytypowałem jako ukrycie skrzynki i jedna zaczęła opowiadać o cerkwi... no pech. Pojechałem więc do drugiej cerkwi naprzeciwko i gdy wróciłem to już trwała msza, a ja mogłem spokojnie podjąć skrzynkę i się wpisać przy wtórze śpiewów z grekokatolickiego nabożeństwa.

Cerkiew w miarę nowa, bo z okresu międzywojennego, w tzw. ukraińskim stylu narodowym wzorowana na cerkwiach huculskich.



Niewielka cerkiew prawosławna po drugiej stronie drogi - pierwotnie to była kaplica, a po 1914 gdy spłonęła stara cerkiew, kaplicę rozbudowano i pełniła rolę cerkwi grekokatolickiej. Obecnie grekokatolicka jest ta z okresu międzywojennego, a ta jest prawosławna.




A tu ciekawostka - otóż buduje się nowa cerkiew prawosławna w Gładyszowie. Drewniana, wzorowana na nieistniejącej cerkwi z Nieznajowej. W odmu doczytałem, że kamień węgielny został wmurowany w czerwcu, gdybym wiedział o tym wcześniej mógłbym poszukać fundamentów, a już po naszym powrocie zaczął się montaż drewnianej części nadziemnej. Powiększenie plakatów po kliknięciu w fotkę.



A poza tym znów mglisty poranek po nocnym deszczu




Kolejna przydrożna kapliczka



Skrzynka bazowa. Docierały do mnie głosy, że skrzynka gdzieś się zapodziała i bazowi nie wiedzą co to i gdzie to jest... no cóż, dano nas tam nie było, żeby przypilnować, ale udało się. Mieliśmy zestaw serwisowy z nowym logbookiem (wiedzieliśmy że stary zaginął), a gdy zlokalizowaliśmy puszkę, okazało się że służy ona jako pudełko na karty.

Dostaliśmy od bazowej nową puszkę na karty (trzeba ją było tylko wyczyścić), skrzynkę przeserwisowaliśmy, okleiliśmy naokoło informacjami (okazało się, że jedna karteczka to za mało) i wzbogaciliśmy o komiks z Panem Marianem.




A później wycieczka w górę doliny - kolejna krzyżokapliczka



Już pierwszego dnia doświadczalnie wyznaczyliśmy, że gdy mi prędkość spada poniżej 10 km/h to lavinka zaczyna prowadzić rower. Dziś na lekko, ale z grubsza nadal się sprawdzało.



Jednak większość drogi doliną nawet lavinka dała radę jechać. Tylko tutaj są częstonagłe zmiany nachylenia, że operowałem przede wszystkim przednią przerzutką, bo ona oferowała odpowiednio szybkie zmiany zmiany... co prawda zaraz miałem krzyżowe przełożenia, ale najczęściej nim zacząłem operować tylną przerzutką, byłem już zmuszony do zrzucania biegów na podjeździe.



Przełęcz Regetowska po słowacku, czyli słowacki węzeł szlaków. Tu na granicy czekamy na resztę ekipy, bo był kolejny spacer z dziewczynami z bazy (i ich rodzicami, którzy skończyli bazowanie, bo przyjechała zmienniczka). My podjechaliśmy aż na przełęcz, żeby pominąć dosyć monotonny i skwarny marsz doliną i słusznie bo dzieciakom trochę dał w kość i dotarły marudne (z Kluską nie byłoby inaczej), choć też częściowo podjechali. Na szczęście po odpoczynku w lesie na przełęczy i szybkiej przekąsce humory wróciły.



Gdy czekaliśmy, Kluska poszła w krzaczki na słowacką stronę i coś długo nie wracała. Gdy poszedłem jej szukać, okazało się, że właśnie kosi jara... no tak, krew przewodnicka, jak zobaczy jara to mu nie przepuści. Pozwiedzaliśmy więc trochę kolejnego jara.




A potem ruszyliśmy zdobyć kolejny szczyt. Obycz, Obicz, Obić... jak zwał tak zwał. Grunt, że była kolejna rozwałka.



Dziewczyny znalazły okop z I wojny.



Potem poszliśmy dalej, by wrócić nieco inną trasą.



Jak zaczęliśmy schodzić, to ja wyciąłem do przodu i wylądowałem w dolinie, a potem musiałem rypnąć w górę doliny po rower. Inni zaparkowali przy cmentarzu, też zastanawialiśmy się nad porzuceniem rowerów w tamtym rejonie, ale jak ostatecznie pojechaliśmy na przełęcz, min. lampa sprawiła, że zdecydowaliśmy sie całkowicie pominąć odcinek dolinny. I słusznie.

Z lewej stoki Jaworzyny, z prawej Obić, a dalej grzbiet-górka bez nazwy, którym poszliśmy dalej.



Potem zjazd w dół, akurat żeby przechwycić Kluskę, a tymczasem lavinka poszła na przełęcz po swój rower. Okazało sie, że dziewczyny zauważyły jar przy drodze i koniecznie chciały go skosić (mnie też to kusiło i musiałem użyć całej siły woli, bo tego nie zrobić), ponieważ trochę się spieszyliśmy by zdążyć przed burzą, rodzice im zabronili, ale Kluska się zbuntowała i zeszła do jara choć na chwilę (a jedna koleżanka za nią), przy czym wołały że sa buntowniczkami i ogłaszają niepodległość (Wolną Republikę Jarową). Trzeba było też obiecać, że wrócimy do tego jara.

Konie pod Jaworzyną




Jaworzyna górom i chmurom się kłania.  Ja z Kluską zdążyliśmy na bazę przed ulewą, lavince zabrakło dosłownie kilku minut, by dotarła sucha. No cóż, jak zjeżdżałem z przełęczy, zaczepił mnie jakiś dziadek pytając czy dobrze idzie na cmentarz, więc mu powiedziałem że nie, tu nie ma żadnego cmentarza, próbował się jeszcze dopytywać, ale spiesząc się zostawiłem go z tyłu. Jakbym miał czas, to bym ustalił o jaki cmentarz mu chodzi (być może któryś w dolinie, albo na Rotundzie).

Ja miałem ten atut, że jechałem w dół rowerem i mogłem mu uciec, lavinkę dorwał jak rypała pod górkę pieszo i nie mogła mu sprawnie uciec (no pech), toteż  straciła przez niego kilka, czy kilkanaście cennych minut, a ponoć wcale nie chodziło mu o cmentarz, tylko dziadkowi zebrało się na gadanie (tak więc słusznie zrobiłem, że mu uciekłem).





  • dystans 19.45 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 01:07
  • średnio 17.42 km/h
  • rekord 37.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 4: Rajdowy kisiel z jeżynami

Sobota, 13 sierpnia 2022 · dodano: 24.08.2022 | Komentarze 8

Na kisiel każdy ma ochotę
zwłaszcza w pochmurny dzień.
Będzie kolacja, no a potem
wodę na kisiel wstawi się.

Rajdowy kisiel z jeżynami
na kiepski humor i na deszcz.
Dostaniesz kubek, siadaj z nami,
zaraz uśmiechniesz się.

"Rajdowy kisiel" w zasadzie był "z jagodami", ale my jedliśmy z jeżynami, stąd drobna zmiana tekstu.

Kolejna rundka rowerowa skoroświt, znów mglisto i klimatycznie





Cerkiew prawosławna w Regetowie (Niżnym), wybudowana w latach 2008-2012. Cerkiew jest murowana, ale po oszalowaniu deskami udaje drewnianą. Mieszkańcy chcieli wybudować cerkiew drewnianą, ale ponoć nie udało się znaleźć nikogo kto by taką budowlę postanowił (a może po prostu koszty były porażające, nie pamiętam już dokładnie).

Budowla jest wzorowana na stojącej w Regetowie Wyżnym cerkwi z XIX wieku, która w latach 50. została rozebrana i przeniesiona na lubelszczyznę. Przy czym była to cerkiew grekokatolicka. Wzorowana dosyć luźno, tu jest zdjęcie starej cerkwi (z tej strony).




Tutaj dochodzimy do różnych komplikacji dotyczących wyznań - otóż część mieszkańców Regetowa przeszła w 1930 na prawosławie (więcej o przechodzeniu Łemków na prawosławie w okresie międzywojennym pod hasłem schizma tylawska). Dotychczasowa cerkiew pozostała grekokatolicka, a na cerkiew prawosławną została zaadaptowana kaplica, która została rozbudowana (ta z fotki poniżej) i która z przerwami służyła do wybudowania nowej cerkwi ze zdjęć powyżej.



Zabytki techniki po drodze



I chyże łemkowskie (zagrody jednobudynkowe, dlatego te chałupy są takie długie).




Jako że Kluska zapoznała i zaprzyjaźniła się z bazowymi dziećmi, trudno ją wyciągnąć gdzieś poza bazę. Zresztą chyba nie tylko my mamy ten problem. Dziś więc tylko wycieczka na jeżyny z koleżanka, jeżyny miały być "tuż za bazą", to oznaczało dobre półtora kilometra.



Jeżyny - był kisiel z jeżynami, grzanki z jeżynami, jeżyny z jeżynami, a nawet ciasto z jeżynami, które upiekli bazowi.




  • dystans 33.80 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 02:00
  • średnio 16.90 km/h
  • rekord 39.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 3: Jaworzyna górom się kłania

Piątek, 12 sierpnia 2022 · dodano: 23.08.2022 | Komentarze 6

Letni deszcz po dachówkach szumi
Spać się kładzie każdy, kto umie zasnąć
Zasnąć, gdy pada letni deszcz
Rzeki się pod mostami cisną
Tysiące kropel drążą swe pismo na szybach
Na szybach kładzie cienie zmierzch

Jaworzyna górom się kłania
Spod obłoków szczyt odsłania
Pogoda będzie - jutro będzie ładny świt
Rozchmurzyła się Jaworzyna
Już nie płacze - śmiać się zaczyna
Pogoda będzie - jutro nie będzie smutny nikt

"Jaworzyna" - piosenka, którą bardzo rzadko można usłyszeć przy ognisku, bo jest przesąd że jak się ją zaśpiewa, to będzie lało. Wielką krzywdę zrobili takiej ładnej piosence. Kiedyś gdy byliśmy w Regetowie i lało od kilku dni, to bazowy stwierdził, że skoro i tak leje to jest wszystko jedno i on zagra Jaworzynę. Zagrał, zaśpiewaliśmy i następnego dnia było pogodnie. Gdy następnego dnia znów chciał zagrać, to ktoś nowy na bazie wykrzyknął, że nie można tego grać, bo będzie lało... na co my, że wręcz przeciwnie - lało, zaśpiewaliśmy i się rozpogodziło.


Poranna rundka rowerowa - było pochmurno i trochę mglisto bo deszczach z poprzedniego dnia.



Tam w tych chmurach jest Rotunda.



Jeden z licznych krzyży przydrożnych



Cmentarz wojenny nr 56 w Smerekowcu.




Główny krzyż, w którym umieszczony jest zapalnik pocisku artyleryjskiego.





A obok cywilny cmentarz




Cerkiew w Smerekowcu



Nasz namiot - po opadach poprzedniego dnai zdecydowaliśmy się przy pomocy tarpu powiększyć przedsionek, dzięki czego będziemy mieli większą przestrzeń na robienie bałaganu (no i rowery się schowa).



Później wybraliśmy się na Jaworzynę. Najpierw ruszyliśmy rowerowo w górę doliny, drogą przy której była kiedyś wieś Regetów Wyżny. Jedną z pozostałości po niej jest cmentarz (do tego miejsca był asfalt).




A na nim kaplica (czasownia).



Jaworzyna



A na regetowskich łąkach stado koni huculskich (w Regetowie jest stadnina).




Droga przez nieistniejącą wieś



Docieramy na Przełęcz Regetowską i tam kitramy rowery gdzieś z boku poza szlakiem. A ponieważ jest tam słowacki jar (prawie jak Słowacki Raj), to idziemy go zwiedzić... jak Kluska do niego wlazła, to sporo czasu w nim spędziliśmy. Oj ma Kluska zamiłowanie do jarów.





Biegacz urozmaicony - nic dziwnego, że spotkaliśmy go w jarze, bo wchodzi do wody by polować i pod wodą wytrzymuje do 20 minut. Gatunek występuje tylko w górach.



Prawą nogą w Polsce, lewą na Słowacji.



Wyłożyłem Klusce zasady numerowania i oznaczania słupków granicznych. A jak podejście zrobiło się ostre, to wędrowaliśmy od słupka do słupka.



Jawor (z lewej) przytulony do buka. Przytuliliśmy się i my do nich.




Gdzieś mi się obiło o oczy, czy uszy, że takie wykrzywione przy ziemi pnie, to efekt spełzania gruntu. Ale pewnie trzeba by to jakoś potwierdzić.



A to słupek główny rozpoczynający odcinek 222. Po stronie słowackiej ma datę 1920, a po polskiej 1923. To zdaje się daty w miarę ostatecznego ustanowienia granic.



Jesteśmy na Jaworzynie!



Widoczek, w dole widać Zalew Klimkowski, a w ostatnim planie górę Chełm.



Kluska targała na górę ukulele, bo postanowiła zagrać i zaśpiewać Jaworzynę na Jaworzynie. Przesądni nie jesteśmy.



W jaworzynie na Jaworzynie. Przynajmniej wiadomo skąd ta nazwa.




Idziemy jeszcze kawałek za szczyt, gdzie zanim  zacznie się ostre zejście jest kolejny słupek główny (1/221), granica zakręca, no i jest skrzynka po słowackiej stronie.




Na szczycie spędziliśmy chyba z półtorej godziny, ale w końcu trzeba było zejść. Powrót był dużo szybszy - grawitacja pomagała




O, prawdziwki. Ktoś tam na bazie nawet nazbierał grzybów, ale my w warunkach polowych nie bawimy się gotowanie grzybowych potraw.



Zjazd do bazy tez był szybszy, nie dosyć że głównie w dół, to jeszcze słońce nie przypiekało.



Kolejny rzut okiem na cmentarz, tym razem nie przepalony słońcem i bez takich dużych kontrastów.





  • dystans 19.78 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 01:05
  • średnio 18.26 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 2: Porannej mgły snuje się dym

Czwartek, 11 sierpnia 2022 · dodano: 21.08.2022 | Komentarze 6

Porannej mgły snuje się dym
Jutrzenki blask na stokach gór
Nowy dzień budzi się, budzi się
Melodię dnia już rosa gra 

Reggae, reggae, reggae
Beskidzkie reggae, reggae, reggae
Słońcem pachnące, reggae, reggae
Ma jeżyn smak.

Reggae, reggae, reggae
Beskidzkie reggae, reggae, reggae
Jak potok rwące, reggae, reggae
Przed siebie gna

Właściwie jest to "Bieszczadzkie reggae", ale że jesteśmy w Beskidzie, to czasem śpiewaliśmy własnie że beskidzkie i jagody zmieniliśmy na jeżyny, bo takie owoce leśne zbieraliśmy. To był pierwszy pełny dzień spędzony w Rege Rege Regetowie.


Nie znaczy to, że cały dzień siedzieliśmy na bazie, ja rano rowerowo wyskoczyłem do sklepu, żeby zrobić zakupy żarciowe (przyjechaliśmy z zapasami obliczonymi na minimum, żeby się zbytnio nie obciążać). Wstałem przed szóstą... tak mi się porobiło na starość, że jak raz wcześniej muszę wstać, to następnie przez kilka dni, do tygodnia dochodzę do siebie i normalnej pory wstawania. Poza tym na wyjazdach też jakoś tak wcześnie się budzę i potem chodzę niedospany. Tutaj była kumulacja, bo noc w pociągu w większości nieprzespana, wczesne wstawanie i noclegi wyjazdowe. Gdy rano wstałem to stwierdziłem, że nie będę się innym tłukł po namiocie i bazie, tylko korzystając że wszyscy jeszcze śpią, pojadę do sklepu.,

Poranne wstawanie ma też swoje niewątpliwe plusy, bo raznek w górach jest niesamowicie klimatyczny i są takie oto widoczki.




Znów cerkiew w Skwirtnem, tym razem w porannym słońcu.



A dalej wpadłem w porannej mgły dym.





Ale potem z niej wyjechałem.




Jedna z licznych łemkowskich kapliczek przy drodze



Cerkiew w Kwiatoniu w lepszym świetle niż dzień wcześniej.



A tak było gdy wracałem, o 7:30. Dla porównania ten sam grzbiet tylko z innego miejsca i inaczej kadrowany o 6:20.




Później wyruszyliśmy z buta na klasyczną bazową wycieczkę, czyli na szczyt Rotundy. Baza leży u jej stóp i przy szlaku przez nią przebiegającym. Gdy baza została założona w 2000 to szlak chyba już omijał szczyt i dopiero miał być poprowadzony górą (albo właśnie został przeznakowany - bo w 2001 już biegł szczytem). My idziemy stokówami, dookoła Rotundy a potem odbijamy w inne stokówy wiodące na szczyt.



Postój u wylotu jaru, gdzie jest moja skrzynka.





Kiedyś było tu złamane drzewo przerzucone przez jar, samego drzewa już nie ma, ale ostał się pień (a w nim skrzynka). Co wam ten pień przypomina? Bo my mamy swoje skojarzenia, ale żeby nie sugerować, umieszczę je pod zdjęciem. A więc?



Klusce skojarzył się z ryjówkę, dla mnie to bardziej dzik lub guziec.

Przez buczynę karpacką na szczyt.




Aż naszym oczom ukazuje się cmentarz wojenny nr 51. Kiedyś był poza szlakiem i mało kto tu docierał, poza tym był w ruinie. Później grupa związanych z bazą przewodników i sympatyków podjęła inicjatywę uporządkowania odbudowy cmentarz, początkowo prace były własnymi siłami przez wolontariuszy, oraz z pieniędzy zgromadzonych podczas zbiórki - gdzieś powinienem mieć jeszcze pocztówkę-cegiełkę na odbudowę cmentarza, był to reprint oryginalnej pocztówki z czasów I wojny, takie pocztówki z rysunkami-projektami były sprzedawane w Austro-Węgrzech by zdobyć fundusze na budowę cmentarzy.

Z tym, że poważniejsze prace, takie jak odbudowa wież-gontyn wymagała większych kosztów i udziału fachowców w pracach budowlanych. Były one stawiane w miarę jak udało się zdobyć jakieś dofinansowanie. Ostatni raz jak tu byłem, to stały dwie, może trzy (lavinka twierdzi, że trzecia była w budowie), a teraz stoją wszystkie, a także jest brama.








O, udało mi się znaleźć pocztówkę-cegiełkę w domu



Gdy byliśmy na górze, przyszedł deszcz, który przeczekaliśmy pod daszkiem bramy.



A gdy przeszły, ruszyliśmy szybko do bazy, tym razem szlakiem, to krótsza, ale też bardziej strona droga. Zdążyliśmy do namiotu przed kolejną falą deszczy i burzą.




A na bazie Kluska w końcu nawiązała znajomość z bazowymi dzieciakami. Sprawdziła się sprawdzona metoda "na żabę" - Kluska znajduje żabę i idzie pokazać dzieciakom. Tutaj dzieciaki twierdziły, że to kumak, ale ja ich uświadomiłem, ze to akurat jest jedna z żab brunatnych, bo nie ma żółtego brzuszka (no różnic jest więcej).



Kumaków faktycznie jest tu dużo, zwłaszcza w strumieniach. Oto właśnie kumak górski:




Wieczorne śpiewogranie, czuli Kluska z ukulele integruje się z bazowymi dzieciakami.





  • dystans 42.18 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 03:18
  • średnio 12.78 km/h
  • rekord 46.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 1: Całe życie pod górkę

Środa, 10 sierpnia 2022 · dodano: 20.08.2022 | Komentarze 14

Grybów - Biała Niżna - Gródek - Ropa - Klimkówka - Uście Gorlickie - Kwiatoń - Skwirtne - Regetów Wyżny - Regetów Niżny

I całe życie pod górkę
Wiatr w oczy i kłody pod nogi
Zbyt śliskie umyte podłogi
I każdy dzień pod górkę
Gdy myślisz że jest spoko
to Ci robal wleci w oko

to refren piosenki  "Całe życie pod górkę", takiej ukistki Ranko, którą odkryliśmy w lipcu i której kilka piosenek Kluska już gra. Polecam teledysk na jutubie z bazgrołkami.

Wysiadamy w Grybowie ok. 7-ej  i jedziemy do Regetowa, powtarzając w większości trasę, którą jechałem w 2009 by tam bazować (tyle że wysiadłem w Stróżach). Oto pierwszy mostek na Ropie.



Profil dzisiejszej trasy - jak widać w większości pod górkę, a jak już się trochę podjedzie, to ostry zjazd i można podjeżdżać od nowa.



Gryplan jest taki, że aby ominąć drogę wojewódzką jedziemy boczną drogą nad Białą... niestety natrafiamy na takie znaki z tabliczką "Brak przejścia w miejscu osuwiska". Trzeba więc jednak przeskoczyć na szosę główną (kolejny most na Białej), ale jak tylko trafiamy na kolejny mostek, to uciekamy z wojewódzkiej przez następny most na Białej już za osuwiskiem.



Wkrótce jednak musimy czwarty raz przekroczyć Białą i dobić do wojewódzkiej, ale tam od razu skręcamy w boczną dolinę i jadąc przez Gródek zaczynamy pierwszy większy podjazd na trasie. Pierwszy większy postój robimy przy kościele mniej więcej w połowie podjazdu, naprzeciwko którego jest menelska wiatka.



Obok jakiś zapomniany pomnik już bez napisów, pewnie peerelowski.



Jedziemy dalej, podjazd nie jest jakiś bardzo ostry, ale pod górę jedzie się przez parę kilometrów. lavinka jedynie na krótkich odcinkach odpada i musi podprowadzić rower. Zaczynają się widoczki.




W końcu zaczyna się przełęcz, gdzie zatrzymujemy się przy śliwkowym drzewku, które bardzo smakują Klusce. Jest to ewenement, bo Kluska nie lubi śliwek, ale co beskidzkie śliwki, to beskidzkie śliwki.




Jest też bieganie po górskiej łące.



A potem jest ostry zjazd - najgorszy jest pierwszy odcinek - kręty i przez las, do tego asfalt nieco zużyty. Zjeżdżam z zaciśniętymi hamulcami, bo gdy je puszczam to w sekundę, dwie rozpędzam się do 30km/h i trudno mi wyhamować... a gdybym rozpędził się bardziej, to bym chyba nie wyhamował, zaś zjazd taką drogą z dużymi prędkościami i z Kluską na bagażniku mógłby być niebezpieczny. Tak więc hamulce zaciśnięte i dosłownie czuję jak klocki mi topnieją, a ja jadę kilkanaście kilometrów na godzinę. A gdy będziemy wracać na pociąg, to ten zjazd będziemy pokonywali jako podjazd... o rany, lepsze to jednak niż rypanie droga krajową.

Zjeżdżamy tym razem do doliny Ropy dopływu Białej) i przekraczamy ją po takim oto klimatycznym mostkiem, pod którym robimy sobie postój.






Góra Chełm - widać ją nawet z Regetowa.



Znów przekraczamy rzekę Ropa i wjeżdżamy do wsi Ropa, siedziby gminy Ropa. Drewniany kościółek w Ropie, z dobudowanymi murowanymi kaplicami i wieżami nad nimi.



Eee, takie cuś.



Za Ropą kawałek bez większych podjazdów i zjazdów, przekraczamy po raz trzeci Ropę i zaczynamy podjazd w Pieniny Gorlickie. To najtrudniejszy podjazd na trasie, lavinka prowadzi rower na większości tego odcinka, ja muszę zrobić sobie dwa postoje (nie tylko po to by poczekać na lavinkę).



Większość podjazdu za nami, robimy sobie większy postój na przystanku.




Wjeżdżamy na Łemkowszyznę, oto Klimkówka, czyli pierwsza Łemkowska wieś (przed wysiedleniami). Wybudowana na nowo cerkiew, stara była w dolinie i znalazła się na dnie zalewu Klimkowskiego. Ta obecna nie jest wiernie odbudowana - tamta miała pięć wieżyczek z baniami, a najwyższa była pośrodku, a nie z przodu nad wejście (tutaj zdjęcia starej cerkwi).




Zjeżdżamy nad zaporę.





Ale co się zjedzie, to trzeba podjechać, albo podejść... Kluska miała za mało łażenia, to wzięła kijki i rypnęła poboczem (wcześniej już tak rypała na poprzednim podjeździe).



Zjeżdżamy sobie na plażę, a tam niespodzianka - ścieżka rekreacyjna, którą całkiem przyjemnie się jedzie nad zalewem.




Znajdujemy sobie bardziej ustronne miejsce z cieniem i tam robimy sobie dłuższy postój, bo w  i w międzyczasie zrobiło się za gorąco i musimy odsapnąć, ostygnąć itp.



Potem jedziemy dalej sprawdzić czy da się przejechać przez osuwisko (zaznaczone na mapce).




Niestety nie, dalej trasy nie ma, a szkoda bo zamiast rypać szosą główną, do Uścia można by przyjemnie dojechać nad Klimkówką. Niestety nie bardzo mamy jak wrócić na szosę, bo drogi dochodzą do prywatnych działek i nie ma do nich dostępu znad zalewu. Musimy sioę spory kawałek cofnąć, nim jakąś gruntówę wysypaną tłuczniem złapiemy i podprowadzimy rowery.



Jeszcze trochę podjazdów, zjazdów i ostateczny zjazd do Uścia. Tam pierwszy stopik na cmentarzu z I wojny światowej, to jeden z ponad czterystu galicyjskich cmentarzy wojennych, które powstały w latach 1915-18 w okręgu Galicja Zachodnia. Jest to cmentarz nr 57, jeszcze kilka takich odwiedzimy podczas naszego pobytu w Beskidzie Niskim.





Obok cywilny cmentarz i kaplica cmentarna.



Cerkiew w Uściu, pierwsza drewniana cerkiew na trasie, w stylu zachodniołemkowskim.




Zaraz za Uściem po raz czwarty i ostatni dzisiaj przekraczamy Ropę (ale mostem, nie w bród).

Jedziemy dalej aż do cerkwi w Kwiatoniu - to jedna z drewnianych cerkwi karpackich wpisanych w 2013 na listę światowego dziedzictwa UNESCO.






Udało się nie tylko obejrzeć cerkiew z zewnątrz, ale też zwiedzić wnętrze i pokazać Klusce ikonostas.



Sklepienie w nawie



Od jakiegoś czasu latem część cerkwi jest otwarta i dostępna do zwiedzania latem, a obiekty UNESCO przez cały rok. Od przewodnika dowiedzieliśmy się, że w poprzednich latach otwartych było ponad 80 obiektów, ale teraz tylko dwadzieścia kilka.



Skręcamy na wieś Skwirtne i zaczyna się ostatnia seria podjazdów (choć już nie tak ostrych). Kolejny stopik pod kolejną cerkwią zachodniołemkowską we wsi Skwirtne.



Taki plakacik na tablicy



Juhuu! Dojechaliśmy do Regetowa... przy czym konsekwentnieużywamy starej nazwy, która jest na przykład na mapach przedwojennych, a nie nowej którą wieś zyskała w latach bodaj 60-tych (i która jest oficjalną nazwą administracyjną).



Rotunda, u stóp której jest baza namiotowa.



Zjazd do Regetowa Niżnego... w zasadzie teraz jest tylko Regetów jako taki, nie ma podziału, a dawny Regetów Wyżny praktycznie nie istnieje.



Ufff, dotarliśmy do bazy. Dziewięć godzin nam to zabrało, ale postoje były długie, nie chcieliśmy się zrypać na dzień dobry, zwłaszcza że było za ciepło, a i pozwiedzać trzeba było.




Wdrażamy się w życie bazowe - po posiłku mycie garów w Regetówce.