teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 48.12 km
  • 3.50 km terenu
  • czas 03:00
  • średnio 16.04 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 1: Przejazd, który robi PING!

Poniedziałek, 7 września 2020 · dodano: 20.09.2020 | Komentarze 5

Żyrardów >>> Warszawa >>> Dęblin - Keszczówka - Bobrowniki - Niebrzegów - PKP Gołąb - PKP Puławy Azoty - PKP Puławy Chemia - Puławy - Parchatka - Bochotnica - Kazimierz Dolny

Jedziemy do Kazimierza, tak tego na dole (mapy) nad Wisłą. Z Żyrka jedziemy na Zachodnią, gdzie mamy trochę czasu na przesiadkę, więc sobie trainspottingujemy. Udało się trafić najnowszy nabytek Kolei Mazowieckich, czyli Flirt3.



Ale też stare, niezmodernizowane kible (Klusce bardzo się podobały), tutaj dwa z różnych okresów produkcji, widać że się różnią czołem (ten z lewej jest starszy).



Do Dęblyna też jedziemy kiblem, tyle że zmodernizowanym... kiedyś na którejś stacji (nie pamiętam czy Zachodniej, czy Centralnej), jedna pani zapowiadała np. "Pociąg do Lublyna przez Dęblyn Puławy Miasto Nałęczów*", ale jeszcze weselej było jak zapowiadała pociąg do Berlyna.

*) długo się zastanawiałem, dlaczego pani podkreśla, że Nałęczów jest miastem, a przy innych miejscowościach nie... dopiero potem, jadąc na tej trasie zorientowałem się że to nie "Miasto Nałęczów", tylko stacja "Puławy Miasto".

Tak na marginesie, pociągi do Dęblina kursują dopiero od 30 sierpnia, wcześniej długo trasa była zamknięta  (na różnych odcinkach) z powodu remontu. Remont nadal trwa, ale trasa jest przejezdna.

Wbijamy się do pociągu, a tam w części na rowery strefa ochronna... no i co mamy zrobić? Wstawiamy rowery do strefy ochronnej (generalnie to część wydzielona dla załogi pociągu, ale teraz jest nieużywana z tyłu, bo pociąg jedzie w drugą stronę).



Teoretycznie mogliśmy upchnąć rowery z drugiej strony wejścia, ale tam początkowo siedzieli ludzie, dopiero potem opustoszało, ale już nie przestawialiśmy rowerów. Zresztą konduktorka nawet słowa nam nie powiedziała... to znaczy spytała się, czy to my jedziemy z tymi rowerami, ale chodziło jej o to, żeby wiedzieć gdzie zwrócić uwagę czy już wyładowaliśmy się ze wszystkimi gratami, ale zobaczyła że wysiadamy na stacji końcowej.

Aha, my siedzimy tam z przodu, bo te składane krzesełka są dosyć niewygodne.



Stacja Dęblyn. Na szczęście już nie pada... według prognoz, z rana miały przechodzić deszcze przez południwo-wschodnią Polskę i zasadniczo powinny przejść nim dojedziemy, ale było ryzyko że będzie jeszcze padać. Po drodze widać mokre drogi, czasem nawet kałuże.



Samowarek przy stacji



Jedziemy, a nisko nad nami samoloty latają... no tak, lotnisko wojskowe w Dęblinie.



Jedziemy asfaltową ddr-ką, której tu nie było jak jechaliśmy tędy poprzednio parę lat temu. Całkiem przyzwoita, nawet krawężniki wyrównane i nie robią dup-dup. Przyd nami wyniesione skrzyżowanie, a my skręcamy... niestety w starą kostkową ddr-kę (która była tu już poprzednim razem).



Jedziemy opłotkami Dęblina, omijając centrum i wojewódzką, do której dobijamy w końcu, ale po 100m z hakiem odbijamy już w bok... nie chodzi tylko o duży ruch na tej drodze (jest spory, ale bez przesady), ale też o koszmarnie wertepiastą ddr-kę

Teraz dla odmiany objeżdżamy lotnisko, a nad nami cały czas latają samoloty. A my mijamy Wieprz... kiedyś wymysliłem taki dowcip:
- Czy Wieprz chrumka?
- Nie, Wieprz plumka.



Nad Wieprzem udaje się uchwycić te F-16, MiG-i, czy co tam lata... bo tędy podchodzą do lądowania i lecą wolno

(edit: Pim zidentyfikował je jako M-346 Bielik).




- Czy to prawda, że Wieprz nie ma brzegów?
- Tak, to prawda.



Kluska zalicza nową gminę (chyba już trzecią dziś).



Dojeżdżamy do linii kolejowej Dęblin - Puławy (albo Warszawa - Lublin, jak kto woli). planujemy postój an stacji Gołąb.... a tu zdziwko, bo stacja została przesunięta, pierwotnie była jakiś kilometr w bok, ale po remoncie jest przy przejeździe kolejowym (no i słusznie, o kilometr bliżej Gołębia, choć do zabudowań przysiółka jest nadal z kilometr, a do samego Gołębia ze dwa).



Prawdziwym hitem tej stacji jest przejazd kolejowy, który robi PING! Serio, co kilka sekund (Kluska wyliczyła, że co 12 sekund, ale za szybko te sekundy liczyła).

Tu mała dygresja, kiedyś jak w kilka osób wędrowaliśmy przez Gorce, Pieniny i Beskid Sądecki, nocowaliśmy bodaj w Czorsztynie, to na korytarzu mieliśmy czajnik elektryczny, który robił PING! (jak się wyłączał) Normalnie jak ktoś gotował wodę, to się pytał czy nie wstawić więcej jeszcze dla kogoś... a tam na każdą herbatę, każdą zupkę wstawialiśmy osobno, żeby częściej robił PING! W domu od dawna uczę toster, żeby robił PING! ale na razie z marnym skutkiem (znaczy żadnym).



Kibel jako tygrys!



Ciuch, ciuch! A tu jedzie inny pociąg.




Hmmm, to dokąd teraz?



Dalej jedziemy wzdłuż torów ulicą... Stacja Kolejowa.



Oto dawny budynek stacji Gołąb, to stąd przesunięto stację w obecną lokalizację (ale budynku nie). Jak przejeżdżaliśmy tędy sześć lat temu, to budynek był w rusztowaniach, teraz po remoncie.



Jedzie się dobrze, bo na drodze wzdłuż torów jest nowy asfalt. Poprzednim razem aż tak różowo nie było.



Tuż przed stacją Puławy Azoty jest kawałek starego asfaltu, a za stacją gruntówa (ale dobrze utwardzona). Niestety przed przejazdem kolejowym droga zamieniona jest na skład kruszyw i zaplecze dla ciężkiego sprzętu i jeszcze jakieś tabliczki, które olewamy i  jakoś się przebijamy, przez błota i dziurdzioły. Jakby co, jedziemy szlakiem rowerowym, bursztynowym.



Przeskakujemy na drugą stronę torów i dalej szlak wiedzie klimatyczną ścieżką skrajem Azotów.



Uwaga, przejazd pod rurą!






A tu kluska uparła się, że przeczyta na głos cały regulamin połowu ryb w osadniku.



Powiększenie po kliknięciu w fotkę:



Jedziemy dalej wzdłuż rury



Przy stacji Puławy Chemia przebudowa dróg, ale da się przebić, potem dobijamy do wojewódzkiej z Dęblina do Puław, ruch koszmarny (min. dlatego ją omijaliśmy trasą wzdłuż torów), już samo wjechanie na nią jest problematyczne, bo trzeba przeczekać sznury samochodów. W końcu sie wbijamy i kawałek dalej zjeżdżamy nad Wisłę, a za mostem bulwarami...

Ddr-ka jest betonowa o strasznie nierównej powierzchni. Zdaje się, że nie jest to wylewka, tylko ułożona z prefabrykowanych płyt (ale mogę się mylić), ich producenta przywiązałbym do roweru i pociągnął za sobą kilka razy w te i z powrotem po całej tej trasie.



Krótki postój przy wodowskazie historycznych stanów Wisły (powodziowych). Niestety większość z nich jest nieczytelna, albo ledwie da się odcyfrować.




Most w Puławach




Port



Za Puławami jedziemy ddr-ką, to by była super trasa, gdyby była asfaltowa i może jeszcze puszczona szczytem wału, a tak po prostu jest. Zaczyna się za mostem w Puławach i leci do Bochotnicy, niestety jest to wertepiasta kostka, pierwotnie była szersza, ale boki zarastają... w sezonie turystycznym prawdopodobnie jest tu duży ruch, musi być tu masakra co chwila kogoś mijać, wyprzedzać...  nawet w środku tygodnia we wrześniu mijamy trochę rowerzystów.

Początkowo trasa omija wjazdy na wał, my z Kluską na nie wjeżdżamy, bo są lepsze widoczki (zwłaszcza na lavinkę, która nas wtedy mija... w potem my ją gonimy, taka zabawa). Ale dalej trzeba się wrypać już obowiązkowo na każdy.




Po drodze mijamy uprawy chmielu.



Postój po drodze. Zabawa w "Padnij! Rowerzyści!", włażenie i zbieganie z wału itp.




Kluska wypatrzyła też swojego pierwszego tygrzyka.



Widoczki, z wału są najlepsze, bo z dołu są nieco ograniczone. W zasadzie jedziemy wzdłuż Wisły i można jej w ogóle nie widzieć... gdyby nie to, że z Kluską się wrypaliśmy na przejazd w miejscu gdzie było widać Wisłę, to byśmy jej nie widzieli.




W Bochotnicy jedziemy skrótem, czyli musimy się przebić kładką nad rzeczką Bystrą na równoległy wał, który w linii prostej jest odległy o niecałe 100m. Nie tylko chodzi o to, że skracamy trasę o jakieś 1,5 km (czasowo wychodzi chyba podobnie, bo trzeba przeprowadzić rowery przez jeden wał, potem skarpą zejść do rzeczki, wyjść z niej, wprowadzić na drugi wał...), ale też nie musimy się wbijać na wojewódzką, na której jest duży ruch.




Kawałeczek dalej i tak musimy zjechać z wału na szosę do Kazimierza, ale już za wojewódzką, która w Bochotnicy odbiła na wschód. Tak jedziemy do celu, w Kazimierzu możemy skręcić w boczną, równoległą uliczkę... kostkową, więc jedziemy dalej główną, na której wieczorem ruch nie jest duży. No i jesteśmy.









Komentarze
meteor2017
| 09:54 środa, 23 września 2020 | linkuj @Trollking - fakt że najbliższe okolice Kazimierza na rower się za bardzo nie nadają, jeszcze o tym będzie w kolejnych odcinkach

Taaa, w bagażowym naprawdę sporo rowerów można było upchnąć... aczkolwiek też nie było różowo, służył też jako palarnię i wejść się nie dało, bo siekierę... co ja mówię, topór i to katowski można było powiesić. Nawet w czasach, gdy już nie można było palić w pociągach, zawsze się trafił ktoś kto musiał nakopcić. Nawet teraz w nowych lub zmodernizowanych składach czasem się trafi ktoś, kto musi zapalić w ubikacji.
meteor2017
| 09:50 środa, 23 września 2020 | linkuj @Pim - dzięki, tak miałem cichą nadzieję, że ktoś z czytelników mi to zidentyfikuje :-)

@huann - tak, już żeśmy dawno wrócili... a Azotów jakoś w ogóle nie było czuć (może wiatr nie w tą stronę?)
Pim | 17:45 poniedziałek, 21 września 2020 | linkuj Na zdjęciu to M-346 Bielik. Model szkolny, następca Iskry.
huann
| 17:33 poniedziałek, 21 września 2020 | linkuj Czy puławskue Azoty śmierdziały równie interesująco jak te włocławskie, cośmy je samotrzeć z kol.aardem wąchali ongiś?
Pozdrów jeża z Kazimierza - chyba, że w międzyczasie już Was tam nie ma ;)
Trollking
| 22:30 niedziela, 20 września 2020 | linkuj W Kazimierzu i okolicach byłem kilka razy, ale nierowerowo, trochę mnie przeraziłeś tym, co mnie tam może ewentualnie czekać na dwóch kółkach. W sumie to Polska niemal cała stoi przede mną (p)otworem, oczywiście DDR-kowym. Fuj!!!!!

Stare kible to najlepsze, co może spotkać wracającego skądś/jadącego dokądś kolarza. Łezka w oku - były czasy, gdy się nimi jeździło na końcu składu, będąc jakimś dziwnym wynalazkiem (czyt. rowerzystą), wzbudzającym tylko sympatię, nawet wśród piwkujących po pracy kolejarzy. Teraz - po kretyńskich modernizacjach - rower staje się obiektem niechęci. Czasem się nie dziwię, bo to jak ze śmieszkami: źle zaplanowane szkodzą.

Uśmiałem się przy motywie czytania regulaminu :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ziena
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]