teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108236.15 km z czego 15464.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 9.42 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 00:45
  • średnio 12.56 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kazimierzowanie 3: Pętelka o żenującym dystansie

Środa, 9 września 2020 · dodano: 27.09.2020 | Komentarze 6

Wiemy już, że wyciągnąć Kluskę z taczek na spacer po Kazimierzu nie będzie łatwo. Toteż z rana, gdy idę do sklepu, robię rundkę po mieście w poszukiwaniu zadań do wykonania... to właśnie wczoraj się podobało Klusce i podobała jej się perspektywa wykonania kolejnych zadań do skrzynki wirtualnej w Kazimierzu. Tyle że zadania były trochę nudne - poza znalezieniem napisu na belkach studni na rynku, trzeba było sobie zrobić zdjęcia przy kilku obiektach, dlatego postanowiliśmy dołożyć kilka własnoręcznie wymyślonych, ciekawszych zadań. Poza tym na spokojnie oglądam kościoły w poszukiwaniu pocisków (bo potem z Kluską nie miałbym głowy dokładnie obejrzeć dookoła i mógłbym jakiś zakamarek pominąć).

Ruszamy więc na przedpołudniowy spacer - klasztor.




Tutaj zadanie - policzyć drewniane schody wiodące do kościoła. Rzeczywiście jest ich 60 jak piszą w przewodniku.



Na szczycie jest nawet ławeczka, na której można przysiąść i zapisać wykonanie zadania z wynikiem.



Tutaj znalazłem też pocisk nad wejściem do kościoła (ta lokalizacja była tylko do potwierdzenia, bo znalazłem o nim wzmiankę na jakimś forum, tylko że nie znalazłem zdjęcia na którym by był).




Fotka z Offcą i widokiem na Kazimierz.




Kolejne zadanie - spisać numery z tabliczek ze starych domów, umieszczonych na małej drewnianej galeryjce przy Plebance.



Idziemy na rynek - fotka poranna i podobny kadr z czerwcowego weekendu kilkanaście lat temu.

Tu mała dygresja - celowaliśmy z tym wypadem w środek tygodnia, bo choć już po wakacjach, to w weekend można się spodziewać sporo ludzi (zwłaszcza przy ładnej pogodzie), a nie chcieliśmy być zadeptani. Z rana było przyjemnie, w ciągu dnia jak na nasz gust trochę za dużo ludzi, ale do przeżycia. W Kazimierzu byłem kilkanaście lat temu w lutym i było ok, ale jak przejeżdżałem później w jakiś czerwcowy weekend, to czym prędzej stąd uciekłem (a dlaczego - widać na dolnym zdjęciu).




Z cyklu kazimierski kanon - manierystyczne kamienice:
- Kamienica Celejowska



- Kamienice Przybyłów



No i jesteśmy na rynku.




Zadanie z wirtuala - zrobić sobie zdjęcie z psem Werniksem... ale mu pysk wygłaskali.



W pobliżu znajdujemy mozaikowego kota i tu kolejne zadanie - policzyć w ilu kolorach są kafelki, osobno w połówce niebieskiej i żółtej.



Widoczny na zdjęciach z rynkiem kościół farny. Tutaj zadanie - znaleźć pośród wmurowanych epitafió takie z czaszką i spisać z niego rok.




Pocisk w pobliżu wejścia do kościoła. Tego nie miałem wcześniej wstępnie namierzonego.




Aha, w kościele św. Anny nie wypatrzyłem żadnego wmurowanego pocisku.



Cmentarz za farą i widok na zamek.



Wbijamy się na zamek, wstęp płatny (bilet obowiązuje na zamek i basztę), jak byłem kilkanaście lat temu to się wchodziło bez opłat, przynajmniej poza sezonem... teraz już nie da rady, bo zamontowana brama i jak kasa zamknięta to się nie wejdzie (na basztę już poprzednio nie dało się dostać). Teraz to i na Górę Trzech Krzyży wstęp jest płatny.

Zwiedzamy zamek... eee, jakoś nowe te ruiny, chyba je ostatnio rozbudowali, a jednocześnie w połowę dziur się nie da się teraz wejść, bo zamknięte kratami, zaś mostek króciutki i niewiele rekompensuje. Poniżej pary zdjęć, drugie sprzed kilkunastu lat.







Idziemy na basztę - widoczek na zamek i miasto.



Kluska nadaje sygnały, nie ma najważniejszego, więc nie wiadomo czy na dole zrozumieją Kluskę nadającą "Przyślijcie więcej jedzenia!".





Zrozumieli - rodzice stanęli na wysokości zadania taszcząc pełne plecaki żarcia na drugie, trzecie i czwarte śniadanie (ewentualnie pierwszy, drugi i trzeci przedobiadek).



Tutaj zadanie - zmierzyć obwód baszty... nie udało się zmierzyć tej węższej części, bo z drugiej strony jest za wysoko, ale to rozszerzenie przy ziemi na ok. 35m. Mieliśmy za krótką miarkę i sznurki by spuścić je z góry i zmierzyć wysokość. Przy okazji znaleźliśmy jakieś skamieniałości w jednym z wapieni budujących basztę.



To tyle jeśli chodzi o Kazimierz z buta. Jak się obrobiliśmy na miejscu, to jeszcze popołudniu ruszyliśmy na rowerową pętelkę po najbliższej okolicy. Najpierw ruszamy na kamieniołom opoki, tylko którędy?

Hmmm, na Kraśnik będzie dobre 8 kilometrów (z buta to będą 103 minuty).. Kierunek z grubsza dobry...



W zasadzie są trzy opcje:
- ulicą, która jest brukowa
- bulwarem, który jest chodnikiem z wyoblonej kostki po wale, mimo niedużego ruchu i tak trzeba się czasem mijać z pieszymi (a to formalnie nie jest cpr, tylko bulwar pieszy (ale z braku dobrych opcji, rowerzyści z niego korzystają)
- gruntówą przy wale

Wybieramy opcję numer 3. Gruntówa taka sobie, do tego trzeba slalomować między wielkimi kałużami po ulewie sprzed półtora dnia (na szczęście, gdy kałuże zaczynają obejmować całą drogę i nie da się ich ominąć, jest już objazd przez kamieniołom). Jak dojeżdża do nas ulica z opcji nr 1 (przy spichlerzu z kostki), to wjeżdżamy na bruk... decydujemy się wbić na bulwar, ale z góry widzimy, że z góry nawierzchnia się poprawia (znaczy bruk przechodzi w kostkę). Tak więc wracamy się przetyrtać brukiem te 100m z hakiem, potem kostką, znów gruntówa i kamieniołom.



Po drodze skrzynkujemy i zwiedzamy - z ruin spichlerza Kluski nie da się wyciągnąć, taka fajna miejscówka w oknie.





Przy okazji w gruzie znajdujemy pierwszą skamieniałość - takiego oto ślimaczka.



Docieramy w końcu do kamieniołomu.




lavinka zostaje na dole pilnować rowerów (ale też robi wycieczkę z poziomu o na poziom 1 kamieniołomu), my zaś idziemy w kamieniołom na wycieczkę, na poziom 2 lub nawet 3.

Małe i odpowiednio płaskie kawałki opoki dosyć łatwo połamać, co prezentujemy na poniższym obrazku.




Ostrożny powrót.



Przy okazji znalazło się trochę górnokredowych skamieniałości - głównie małże




Ale też kolejny ślimak



Takie cusie




A to wygląda jak kość, Kluska stwierdziła że na pewno dinozaura. Niech więc będzie, że jest to fragment żebra dinozaura... no, plezjozaura.




A potem Kluska odkryła kałużę... a przy niej wapienne błotko, miało naprawdę fajną konsystencję.



A potem... tak, przyjechaliśmy do innego województwa, by bawić się w kałuży i rzucać do niej kamienie. Tutaj spędziliśmy sporo czasu.




W końcu podjechaliśmy rzucić okiem na prom, który tak rzęzi, że słyszeliśmy go z kamieniołomu.



Tablica z cennikiem (Kluska oczywiście musiała cały przeczytać... na głos). Poniżej wklejam cennik sprzed kilkunastu lat (powiększenia tablic po kliknięciu w fotki).





No a potem trzeba się wrypać betonką z doliny Wisły na Wyżynę. Jak już się wypłaszczyło, to nawet zaczął się asfalt, ale zaraz przeszedł w trylinkę... o rany, zjazd do szosy głównej był mordęgą, cały czas na hamulcach, bo strach było po tym wertepie szybciej zjeżdżać. Jak już dotarliśmy do szosy głównej , ufff co za ulga jechać w miarę dobrym asfaltem. Mieliśmy już serdecznie dość nawierzchni miejscowych bocznych dróg, pod Kazimierzem lepiej nie kombinować tylko polecieć głównymi.




Szosą główną podjeżdżamy (dosłownie, bo jest łagodny podjazd) do cmentarza żołnierzy radzieckich.





Przy okazji dalej keszujemy, a Kluska instaluje się w ruinkach (chyba kibla), w którym są zwalone stare, betonowe krzesełka (bo na nazwanie ich ławkami są za małe) - trzeba tylko ten beton odpowiednio przewalić, umieścić na nim drewnianą część i już można siadać w kolejnej bazie.




Rozpoczynamy zjazd doliną (czy też może większym wąwozem) do Kazimierza... rany, jak to dobrze, że tu już nie ma trylinki i można się rozpędzić. Ziuuu, tak się dobrze jedzie, że w try miga dojeżdżamy do kirkutu i prawie go przegapiamy, ale w ostatnim momencie udaje nam się zorientować, ze pora się zatrzymać.

Kazimierska ściana płaczu wykonana ze zniszczonych macew.




Zwyczaj kładzenia kamyków na macewach, czy karteczek z prośbami znam i już się z tym spotkałem na kirkutach.



Ale podpieranie macew gałęziami? Pierwsze widzę. Z tyłu za pomnikiem są w lesie ustawione ocalałe w całości macewy.



Sądząc z symboliki macew, sporo tu było osób znanych z dobroczynności... z tą symboliką do tej pory rzadko się spotykałem, a tutaj dłoń wkładająca monetę do skarbonki widnieje na sporej ilości macew.





Dalej keszujemy - jedna skrzynka jest naprzeciwko kirkutu, po drugiej stronie szosy. Obok jest strumyk, więc idziemy jego tropem i wchodzimy w wąwóz. Strumyk zaraz się kończy źródełkiem, a my idziemy w górę już suchym wąwozem. Trochę nam się zeszło, więc lavinka, która od skrzynki wróciła pilnować rowerów, zastanawiała się gdzie nas wessało.





No i stąd dalszy zjazd i szybko docieramy do domu. Pętelka wyszła o żenującym dystansie, nawet do 10km nie dobiliśmy, aż wstyd wrzucać na bikestatsa. A najśmieszniejsze, że zajęła nam ponad cztery godziny... no ale sporo innych rzeczy robiliśmy poza samą jazdą na rowerze, zama zabawa w kałuży zajęła nam sporo czasu.




Komentarze
meteor2017
| 08:14 poniedziałek, 28 września 2020 | linkuj Przy 100m ciężko o większą liczbę ciekawostek ;-) Na miesiąc zasadniczo nie mieliśmy wpływu, za to zdecydowaliśmy że jedziemy w tygodniu (skoro mamy taką mozliwość), a nie na weekend... poza tym z obserwacji wynikało, że przed południem jest chyba mniej ludzi na mieście i dlatego najpierw obejrzeć sam Kazimierz, a pod wieczór okolice.
Trollking
| 21:37 niedziela, 27 września 2020 | linkuj * rozsądny, nie rozsądni. Choć w sumie jako rodzice zdecydowanie tacy jesteście :)
Trollking
| 21:37 niedziela, 27 września 2020 | linkuj Jak dla mnie możesz robić 100 metrów, byle było tyle ciekawostek :)

Pamiętam Kazimierz z lat 90. Te ruiny też - były jeszcze bardziej klimatyczne. Szkoda, że komercha wygrywa, jak w całej Polsce i na świecie :/

Dobrze, że pojechaliście kawałek dalej, gdzie ludożerka się nie pcha. No i miesiąc wybraliście rozsądni. Super.
meteor2017
| 20:25 niedziela, 27 września 2020 | linkuj To taki nasz prywatny dowcip, gdy dystans jest mały... że wstyd go wrzucać na bikestatsa ;-)
Marecki
| 16:13 niedziela, 27 września 2020 | linkuj Braki kilometrowe nadrabiasz fotorelacją :)
malarz
| 15:07 niedziela, 27 września 2020 | linkuj Interesujący wpis, wszak to nie przejechany dystans jest najważniejszy :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa umies
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]