teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2022

Dystans całkowity:480.72 km (w terenie 54.40 km; 11.32%)
Czas w ruchu:29:50
Średnia prędkość:16.11 km/h
Maksymalna prędkość:50.80 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:21.85 km i 1h 21m
Więcej statystyk
  • dystans 24.05 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 01:33
  • średnio 15.52 km/h
  • rekord 47.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 5: Lecz nie jest źle

Niedziela, 14 sierpnia 2022 · dodano: 25.08.2022 | Komentarze 5

Wiatr przystojny w garniturze
Chce podobać się złej chmurze
Chmura w złości deszczem go przepędza
Wiatr się schował w jakimś oknie
Jest szczęśliwy, że nie moknie
A miał wkrótce chmurze być za męża

Lecz nie jest źle, mogło być gorzej
Czasem w życiu zdarza się pechowy dzień
Lecz nie jest źle, mogło być gorzej
Czasem w życiu zdarza się pechowy dzień

"Pechowy dzień", to tytuł piosenki, ale trochę się też odnosi do paru wydarzeń z tego dnia. Po pierwsze podczas porannej, tradycyjnej już przejażdżki złapałem gumę w Gładyszowie - ale "mogło być gorzej", bo tylko jedną  jedyną w czasie całego wyjazdu. W ten sposób uczciłem 13-lecie przetartej opony, gdy jadąc z Ropianki do Regetowa co kilka, kilkanaście kilometrów łapałem gumę... w końcu zaczęły mi się kończyć opony (niektóre nie nadawały się do naprawy) i łatki. Właśnie w Gładyszowie od właściciela stadniny udało mi się kupić oponę z jednego z rowerów które miał do wypożyczenia dla turystów.

Podjechałem pod cerkiew min. z zamiarem znalezienia skrzynki, ale zaczynała się msza i schodzili ludzie. Może bym dał radę ją podjąć w chwili gdy nikogo nie będzie, ale akurat przyszły harcerki, stanęły dokładnie przy miejscu które wytypowałem jako ukrycie skrzynki i jedna zaczęła opowiadać o cerkwi... no pech. Pojechałem więc do drugiej cerkwi naprzeciwko i gdy wróciłem to już trwała msza, a ja mogłem spokojnie podjąć skrzynkę i się wpisać przy wtórze śpiewów z grekokatolickiego nabożeństwa.

Cerkiew w miarę nowa, bo z okresu międzywojennego, w tzw. ukraińskim stylu narodowym wzorowana na cerkwiach huculskich.



Niewielka cerkiew prawosławna po drugiej stronie drogi - pierwotnie to była kaplica, a po 1914 gdy spłonęła stara cerkiew, kaplicę rozbudowano i pełniła rolę cerkwi grekokatolickiej. Obecnie grekokatolicka jest ta z okresu międzywojennego, a ta jest prawosławna.




A tu ciekawostka - otóż buduje się nowa cerkiew prawosławna w Gładyszowie. Drewniana, wzorowana na nieistniejącej cerkwi z Nieznajowej. W odmu doczytałem, że kamień węgielny został wmurowany w czerwcu, gdybym wiedział o tym wcześniej mógłbym poszukać fundamentów, a już po naszym powrocie zaczął się montaż drewnianej części nadziemnej. Powiększenie plakatów po kliknięciu w fotkę.



A poza tym znów mglisty poranek po nocnym deszczu




Kolejna przydrożna kapliczka



Skrzynka bazowa. Docierały do mnie głosy, że skrzynka gdzieś się zapodziała i bazowi nie wiedzą co to i gdzie to jest... no cóż, dano nas tam nie było, żeby przypilnować, ale udało się. Mieliśmy zestaw serwisowy z nowym logbookiem (wiedzieliśmy że stary zaginął), a gdy zlokalizowaliśmy puszkę, okazało się że służy ona jako pudełko na karty.

Dostaliśmy od bazowej nową puszkę na karty (trzeba ją było tylko wyczyścić), skrzynkę przeserwisowaliśmy, okleiliśmy naokoło informacjami (okazało się, że jedna karteczka to za mało) i wzbogaciliśmy o komiks z Panem Marianem.




A później wycieczka w górę doliny - kolejna krzyżokapliczka



Już pierwszego dnia doświadczalnie wyznaczyliśmy, że gdy mi prędkość spada poniżej 10 km/h to lavinka zaczyna prowadzić rower. Dziś na lekko, ale z grubsza nadal się sprawdzało.



Jednak większość drogi doliną nawet lavinka dała radę jechać. Tylko tutaj są częstonagłe zmiany nachylenia, że operowałem przede wszystkim przednią przerzutką, bo ona oferowała odpowiednio szybkie zmiany zmiany... co prawda zaraz miałem krzyżowe przełożenia, ale najczęściej nim zacząłem operować tylną przerzutką, byłem już zmuszony do zrzucania biegów na podjeździe.



Przełęcz Regetowska po słowacku, czyli słowacki węzeł szlaków. Tu na granicy czekamy na resztę ekipy, bo był kolejny spacer z dziewczynami z bazy (i ich rodzicami, którzy skończyli bazowanie, bo przyjechała zmienniczka). My podjechaliśmy aż na przełęcz, żeby pominąć dosyć monotonny i skwarny marsz doliną i słusznie bo dzieciakom trochę dał w kość i dotarły marudne (z Kluską nie byłoby inaczej), choć też częściowo podjechali. Na szczęście po odpoczynku w lesie na przełęczy i szybkiej przekąsce humory wróciły.



Gdy czekaliśmy, Kluska poszła w krzaczki na słowacką stronę i coś długo nie wracała. Gdy poszedłem jej szukać, okazało się, że właśnie kosi jara... no tak, krew przewodnicka, jak zobaczy jara to mu nie przepuści. Pozwiedzaliśmy więc trochę kolejnego jara.




A potem ruszyliśmy zdobyć kolejny szczyt. Obycz, Obicz, Obić... jak zwał tak zwał. Grunt, że była kolejna rozwałka.



Dziewczyny znalazły okop z I wojny.



Potem poszliśmy dalej, by wrócić nieco inną trasą.



Jak zaczęliśmy schodzić, to ja wyciąłem do przodu i wylądowałem w dolinie, a potem musiałem rypnąć w górę doliny po rower. Inni zaparkowali przy cmentarzu, też zastanawialiśmy się nad porzuceniem rowerów w tamtym rejonie, ale jak ostatecznie pojechaliśmy na przełęcz, min. lampa sprawiła, że zdecydowaliśmy sie całkowicie pominąć odcinek dolinny. I słusznie.

Z lewej stoki Jaworzyny, z prawej Obić, a dalej grzbiet-górka bez nazwy, którym poszliśmy dalej.



Potem zjazd w dół, akurat żeby przechwycić Kluskę, a tymczasem lavinka poszła na przełęcz po swój rower. Okazało sie, że dziewczyny zauważyły jar przy drodze i koniecznie chciały go skosić (mnie też to kusiło i musiałem użyć całej siły woli, bo tego nie zrobić), ponieważ trochę się spieszyliśmy by zdążyć przed burzą, rodzice im zabronili, ale Kluska się zbuntowała i zeszła do jara choć na chwilę (a jedna koleżanka za nią), przy czym wołały że sa buntowniczkami i ogłaszają niepodległość (Wolną Republikę Jarową). Trzeba było też obiecać, że wrócimy do tego jara.

Konie pod Jaworzyną




Jaworzyna górom i chmurom się kłania.  Ja z Kluską zdążyliśmy na bazę przed ulewą, lavince zabrakło dosłownie kilku minut, by dotarła sucha. No cóż, jak zjeżdżałem z przełęczy, zaczepił mnie jakiś dziadek pytając czy dobrze idzie na cmentarz, więc mu powiedziałem że nie, tu nie ma żadnego cmentarza, próbował się jeszcze dopytywać, ale spiesząc się zostawiłem go z tyłu. Jakbym miał czas, to bym ustalił o jaki cmentarz mu chodzi (być może któryś w dolinie, albo na Rotundzie).

Ja miałem ten atut, że jechałem w dół rowerem i mogłem mu uciec, lavinkę dorwał jak rypała pod górkę pieszo i nie mogła mu sprawnie uciec (no pech), toteż  straciła przez niego kilka, czy kilkanaście cennych minut, a ponoć wcale nie chodziło mu o cmentarz, tylko dziadkowi zebrało się na gadanie (tak więc słusznie zrobiłem, że mu uciekłem).





  • dystans 19.45 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 01:07
  • średnio 17.42 km/h
  • rekord 37.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 4: Rajdowy kisiel z jeżynami

Sobota, 13 sierpnia 2022 · dodano: 24.08.2022 | Komentarze 8

Na kisiel każdy ma ochotę
zwłaszcza w pochmurny dzień.
Będzie kolacja, no a potem
wodę na kisiel wstawi się.

Rajdowy kisiel z jeżynami
na kiepski humor i na deszcz.
Dostaniesz kubek, siadaj z nami,
zaraz uśmiechniesz się.

"Rajdowy kisiel" w zasadzie był "z jagodami", ale my jedliśmy z jeżynami, stąd drobna zmiana tekstu.

Kolejna rundka rowerowa skoroświt, znów mglisto i klimatycznie





Cerkiew prawosławna w Regetowie (Niżnym), wybudowana w latach 2008-2012. Cerkiew jest murowana, ale po oszalowaniu deskami udaje drewnianą. Mieszkańcy chcieli wybudować cerkiew drewnianą, ale ponoć nie udało się znaleźć nikogo kto by taką budowlę postanowił (a może po prostu koszty były porażające, nie pamiętam już dokładnie).

Budowla jest wzorowana na stojącej w Regetowie Wyżnym cerkwi z XIX wieku, która w latach 50. została rozebrana i przeniesiona na lubelszczyznę. Przy czym była to cerkiew grekokatolicka. Wzorowana dosyć luźno, tu jest zdjęcie starej cerkwi (z tej strony).




Tutaj dochodzimy do różnych komplikacji dotyczących wyznań - otóż część mieszkańców Regetowa przeszła w 1930 na prawosławie (więcej o przechodzeniu Łemków na prawosławie w okresie międzywojennym pod hasłem schizma tylawska). Dotychczasowa cerkiew pozostała grekokatolicka, a na cerkiew prawosławną została zaadaptowana kaplica, która została rozbudowana (ta z fotki poniżej) i która z przerwami służyła do wybudowania nowej cerkwi ze zdjęć powyżej.



Zabytki techniki po drodze



I chyże łemkowskie (zagrody jednobudynkowe, dlatego te chałupy są takie długie).




Jako że Kluska zapoznała i zaprzyjaźniła się z bazowymi dziećmi, trudno ją wyciągnąć gdzieś poza bazę. Zresztą chyba nie tylko my mamy ten problem. Dziś więc tylko wycieczka na jeżyny z koleżanka, jeżyny miały być "tuż za bazą", to oznaczało dobre półtora kilometra.



Jeżyny - był kisiel z jeżynami, grzanki z jeżynami, jeżyny z jeżynami, a nawet ciasto z jeżynami, które upiekli bazowi.




  • dystans 33.80 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 02:00
  • średnio 16.90 km/h
  • rekord 39.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 3: Jaworzyna górom się kłania

Piątek, 12 sierpnia 2022 · dodano: 23.08.2022 | Komentarze 6

Letni deszcz po dachówkach szumi
Spać się kładzie każdy, kto umie zasnąć
Zasnąć, gdy pada letni deszcz
Rzeki się pod mostami cisną
Tysiące kropel drążą swe pismo na szybach
Na szybach kładzie cienie zmierzch

Jaworzyna górom się kłania
Spod obłoków szczyt odsłania
Pogoda będzie - jutro będzie ładny świt
Rozchmurzyła się Jaworzyna
Już nie płacze - śmiać się zaczyna
Pogoda będzie - jutro nie będzie smutny nikt

"Jaworzyna" - piosenka, którą bardzo rzadko można usłyszeć przy ognisku, bo jest przesąd że jak się ją zaśpiewa, to będzie lało. Wielką krzywdę zrobili takiej ładnej piosence. Kiedyś gdy byliśmy w Regetowie i lało od kilku dni, to bazowy stwierdził, że skoro i tak leje to jest wszystko jedno i on zagra Jaworzynę. Zagrał, zaśpiewaliśmy i następnego dnia było pogodnie. Gdy następnego dnia znów chciał zagrać, to ktoś nowy na bazie wykrzyknął, że nie można tego grać, bo będzie lało... na co my, że wręcz przeciwnie - lało, zaśpiewaliśmy i się rozpogodziło.


Poranna rundka rowerowa - było pochmurno i trochę mglisto bo deszczach z poprzedniego dnia.



Tam w tych chmurach jest Rotunda.



Jeden z licznych krzyży przydrożnych



Cmentarz wojenny nr 56 w Smerekowcu.




Główny krzyż, w którym umieszczony jest zapalnik pocisku artyleryjskiego.





A obok cywilny cmentarz




Cerkiew w Smerekowcu



Nasz namiot - po opadach poprzedniego dnai zdecydowaliśmy się przy pomocy tarpu powiększyć przedsionek, dzięki czego będziemy mieli większą przestrzeń na robienie bałaganu (no i rowery się schowa).



Później wybraliśmy się na Jaworzynę. Najpierw ruszyliśmy rowerowo w górę doliny, drogą przy której była kiedyś wieś Regetów Wyżny. Jedną z pozostałości po niej jest cmentarz (do tego miejsca był asfalt).




A na nim kaplica (czasownia).



Jaworzyna



A na regetowskich łąkach stado koni huculskich (w Regetowie jest stadnina).




Droga przez nieistniejącą wieś



Docieramy na Przełęcz Regetowską i tam kitramy rowery gdzieś z boku poza szlakiem. A ponieważ jest tam słowacki jar (prawie jak Słowacki Raj), to idziemy go zwiedzić... jak Kluska do niego wlazła, to sporo czasu w nim spędziliśmy. Oj ma Kluska zamiłowanie do jarów.





Biegacz urozmaicony - nic dziwnego, że spotkaliśmy go w jarze, bo wchodzi do wody by polować i pod wodą wytrzymuje do 20 minut. Gatunek występuje tylko w górach.



Prawą nogą w Polsce, lewą na Słowacji.



Wyłożyłem Klusce zasady numerowania i oznaczania słupków granicznych. A jak podejście zrobiło się ostre, to wędrowaliśmy od słupka do słupka.



Jawor (z lewej) przytulony do buka. Przytuliliśmy się i my do nich.




Gdzieś mi się obiło o oczy, czy uszy, że takie wykrzywione przy ziemi pnie, to efekt spełzania gruntu. Ale pewnie trzeba by to jakoś potwierdzić.



A to słupek główny rozpoczynający odcinek 222. Po stronie słowackiej ma datę 1920, a po polskiej 1923. To zdaje się daty w miarę ostatecznego ustanowienia granic.



Jesteśmy na Jaworzynie!



Widoczek, w dole widać Zalew Klimkowski, a w ostatnim planie górę Chełm.



Kluska targała na górę ukulele, bo postanowiła zagrać i zaśpiewać Jaworzynę na Jaworzynie. Przesądni nie jesteśmy.



W jaworzynie na Jaworzynie. Przynajmniej wiadomo skąd ta nazwa.




Idziemy jeszcze kawałek za szczyt, gdzie zanim  zacznie się ostre zejście jest kolejny słupek główny (1/221), granica zakręca, no i jest skrzynka po słowackiej stronie.




Na szczycie spędziliśmy chyba z półtorej godziny, ale w końcu trzeba było zejść. Powrót był dużo szybszy - grawitacja pomagała




O, prawdziwki. Ktoś tam na bazie nawet nazbierał grzybów, ale my w warunkach polowych nie bawimy się gotowanie grzybowych potraw.



Zjazd do bazy tez był szybszy, nie dosyć że głównie w dół, to jeszcze słońce nie przypiekało.



Kolejny rzut okiem na cmentarz, tym razem nie przepalony słońcem i bez takich dużych kontrastów.





  • dystans 19.78 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 01:05
  • średnio 18.26 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 2: Porannej mgły snuje się dym

Czwartek, 11 sierpnia 2022 · dodano: 21.08.2022 | Komentarze 6

Porannej mgły snuje się dym
Jutrzenki blask na stokach gór
Nowy dzień budzi się, budzi się
Melodię dnia już rosa gra 

Reggae, reggae, reggae
Beskidzkie reggae, reggae, reggae
Słońcem pachnące, reggae, reggae
Ma jeżyn smak.

Reggae, reggae, reggae
Beskidzkie reggae, reggae, reggae
Jak potok rwące, reggae, reggae
Przed siebie gna

Właściwie jest to "Bieszczadzkie reggae", ale że jesteśmy w Beskidzie, to czasem śpiewaliśmy własnie że beskidzkie i jagody zmieniliśmy na jeżyny, bo takie owoce leśne zbieraliśmy. To był pierwszy pełny dzień spędzony w Rege Rege Regetowie.


Nie znaczy to, że cały dzień siedzieliśmy na bazie, ja rano rowerowo wyskoczyłem do sklepu, żeby zrobić zakupy żarciowe (przyjechaliśmy z zapasami obliczonymi na minimum, żeby się zbytnio nie obciążać). Wstałem przed szóstą... tak mi się porobiło na starość, że jak raz wcześniej muszę wstać, to następnie przez kilka dni, do tygodnia dochodzę do siebie i normalnej pory wstawania. Poza tym na wyjazdach też jakoś tak wcześnie się budzę i potem chodzę niedospany. Tutaj była kumulacja, bo noc w pociągu w większości nieprzespana, wczesne wstawanie i noclegi wyjazdowe. Gdy rano wstałem to stwierdziłem, że nie będę się innym tłukł po namiocie i bazie, tylko korzystając że wszyscy jeszcze śpią, pojadę do sklepu.,

Poranne wstawanie ma też swoje niewątpliwe plusy, bo raznek w górach jest niesamowicie klimatyczny i są takie oto widoczki.




Znów cerkiew w Skwirtnem, tym razem w porannym słońcu.



A dalej wpadłem w porannej mgły dym.





Ale potem z niej wyjechałem.




Jedna z licznych łemkowskich kapliczek przy drodze



Cerkiew w Kwiatoniu w lepszym świetle niż dzień wcześniej.



A tak było gdy wracałem, o 7:30. Dla porównania ten sam grzbiet tylko z innego miejsca i inaczej kadrowany o 6:20.




Później wyruszyliśmy z buta na klasyczną bazową wycieczkę, czyli na szczyt Rotundy. Baza leży u jej stóp i przy szlaku przez nią przebiegającym. Gdy baza została założona w 2000 to szlak chyba już omijał szczyt i dopiero miał być poprowadzony górą (albo właśnie został przeznakowany - bo w 2001 już biegł szczytem). My idziemy stokówami, dookoła Rotundy a potem odbijamy w inne stokówy wiodące na szczyt.



Postój u wylotu jaru, gdzie jest moja skrzynka.





Kiedyś było tu złamane drzewo przerzucone przez jar, samego drzewa już nie ma, ale ostał się pień (a w nim skrzynka). Co wam ten pień przypomina? Bo my mamy swoje skojarzenia, ale żeby nie sugerować, umieszczę je pod zdjęciem. A więc?



Klusce skojarzył się z ryjówkę, dla mnie to bardziej dzik lub guziec.

Przez buczynę karpacką na szczyt.




Aż naszym oczom ukazuje się cmentarz wojenny nr 51. Kiedyś był poza szlakiem i mało kto tu docierał, poza tym był w ruinie. Później grupa związanych z bazą przewodników i sympatyków podjęła inicjatywę uporządkowania odbudowy cmentarz, początkowo prace były własnymi siłami przez wolontariuszy, oraz z pieniędzy zgromadzonych podczas zbiórki - gdzieś powinienem mieć jeszcze pocztówkę-cegiełkę na odbudowę cmentarza, był to reprint oryginalnej pocztówki z czasów I wojny, takie pocztówki z rysunkami-projektami były sprzedawane w Austro-Węgrzech by zdobyć fundusze na budowę cmentarzy.

Z tym, że poważniejsze prace, takie jak odbudowa wież-gontyn wymagała większych kosztów i udziału fachowców w pracach budowlanych. Były one stawiane w miarę jak udało się zdobyć jakieś dofinansowanie. Ostatni raz jak tu byłem, to stały dwie, może trzy (lavinka twierdzi, że trzecia była w budowie), a teraz stoją wszystkie, a także jest brama.








O, udało mi się znaleźć pocztówkę-cegiełkę w domu



Gdy byliśmy na górze, przyszedł deszcz, który przeczekaliśmy pod daszkiem bramy.



A gdy przeszły, ruszyliśmy szybko do bazy, tym razem szlakiem, to krótsza, ale też bardziej strona droga. Zdążyliśmy do namiotu przed kolejną falą deszczy i burzą.




A na bazie Kluska w końcu nawiązała znajomość z bazowymi dzieciakami. Sprawdziła się sprawdzona metoda "na żabę" - Kluska znajduje żabę i idzie pokazać dzieciakom. Tutaj dzieciaki twierdziły, że to kumak, ale ja ich uświadomiłem, ze to akurat jest jedna z żab brunatnych, bo nie ma żółtego brzuszka (no różnic jest więcej).



Kumaków faktycznie jest tu dużo, zwłaszcza w strumieniach. Oto właśnie kumak górski:




Wieczorne śpiewogranie, czuli Kluska z ukulele integruje się z bazowymi dzieciakami.





  • dystans 42.18 km
  • 4.80 km terenu
  • czas 03:18
  • średnio 12.78 km/h
  • rekord 46.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 1: Całe życie pod górkę

Środa, 10 sierpnia 2022 · dodano: 20.08.2022 | Komentarze 14

Grybów - Biała Niżna - Gródek - Ropa - Klimkówka - Uście Gorlickie - Kwiatoń - Skwirtne - Regetów Wyżny - Regetów Niżny

I całe życie pod górkę
Wiatr w oczy i kłody pod nogi
Zbyt śliskie umyte podłogi
I każdy dzień pod górkę
Gdy myślisz że jest spoko
to Ci robal wleci w oko

to refren piosenki  "Całe życie pod górkę", takiej ukistki Ranko, którą odkryliśmy w lipcu i której kilka piosenek Kluska już gra. Polecam teledysk na jutubie z bazgrołkami.

Wysiadamy w Grybowie ok. 7-ej  i jedziemy do Regetowa, powtarzając w większości trasę, którą jechałem w 2009 by tam bazować (tyle że wysiadłem w Stróżach). Oto pierwszy mostek na Ropie.



Profil dzisiejszej trasy - jak widać w większości pod górkę, a jak już się trochę podjedzie, to ostry zjazd i można podjeżdżać od nowa.



Gryplan jest taki, że aby ominąć drogę wojewódzką jedziemy boczną drogą nad Białą... niestety natrafiamy na takie znaki z tabliczką "Brak przejścia w miejscu osuwiska". Trzeba więc jednak przeskoczyć na szosę główną (kolejny most na Białej), ale jak tylko trafiamy na kolejny mostek, to uciekamy z wojewódzkiej przez następny most na Białej już za osuwiskiem.



Wkrótce jednak musimy czwarty raz przekroczyć Białą i dobić do wojewódzkiej, ale tam od razu skręcamy w boczną dolinę i jadąc przez Gródek zaczynamy pierwszy większy podjazd na trasie. Pierwszy większy postój robimy przy kościele mniej więcej w połowie podjazdu, naprzeciwko którego jest menelska wiatka.



Obok jakiś zapomniany pomnik już bez napisów, pewnie peerelowski.



Jedziemy dalej, podjazd nie jest jakiś bardzo ostry, ale pod górę jedzie się przez parę kilometrów. lavinka jedynie na krótkich odcinkach odpada i musi podprowadzić rower. Zaczynają się widoczki.




W końcu zaczyna się przełęcz, gdzie zatrzymujemy się przy śliwkowym drzewku, które bardzo smakują Klusce. Jest to ewenement, bo Kluska nie lubi śliwek, ale co beskidzkie śliwki, to beskidzkie śliwki.




Jest też bieganie po górskiej łące.



A potem jest ostry zjazd - najgorszy jest pierwszy odcinek - kręty i przez las, do tego asfalt nieco zużyty. Zjeżdżam z zaciśniętymi hamulcami, bo gdy je puszczam to w sekundę, dwie rozpędzam się do 30km/h i trudno mi wyhamować... a gdybym rozpędził się bardziej, to bym chyba nie wyhamował, zaś zjazd taką drogą z dużymi prędkościami i z Kluską na bagażniku mógłby być niebezpieczny. Tak więc hamulce zaciśnięte i dosłownie czuję jak klocki mi topnieją, a ja jadę kilkanaście kilometrów na godzinę. A gdy będziemy wracać na pociąg, to ten zjazd będziemy pokonywali jako podjazd... o rany, lepsze to jednak niż rypanie droga krajową.

Zjeżdżamy tym razem do doliny Ropy dopływu Białej) i przekraczamy ją po takim oto klimatycznym mostkiem, pod którym robimy sobie postój.






Góra Chełm - widać ją nawet z Regetowa.



Znów przekraczamy rzekę Ropa i wjeżdżamy do wsi Ropa, siedziby gminy Ropa. Drewniany kościółek w Ropie, z dobudowanymi murowanymi kaplicami i wieżami nad nimi.



Eee, takie cuś.



Za Ropą kawałek bez większych podjazdów i zjazdów, przekraczamy po raz trzeci Ropę i zaczynamy podjazd w Pieniny Gorlickie. To najtrudniejszy podjazd na trasie, lavinka prowadzi rower na większości tego odcinka, ja muszę zrobić sobie dwa postoje (nie tylko po to by poczekać na lavinkę).



Większość podjazdu za nami, robimy sobie większy postój na przystanku.




Wjeżdżamy na Łemkowszyznę, oto Klimkówka, czyli pierwsza Łemkowska wieś (przed wysiedleniami). Wybudowana na nowo cerkiew, stara była w dolinie i znalazła się na dnie zalewu Klimkowskiego. Ta obecna nie jest wiernie odbudowana - tamta miała pięć wieżyczek z baniami, a najwyższa była pośrodku, a nie z przodu nad wejście (tutaj zdjęcia starej cerkwi).




Zjeżdżamy nad zaporę.





Ale co się zjedzie, to trzeba podjechać, albo podejść... Kluska miała za mało łażenia, to wzięła kijki i rypnęła poboczem (wcześniej już tak rypała na poprzednim podjeździe).



Zjeżdżamy sobie na plażę, a tam niespodzianka - ścieżka rekreacyjna, którą całkiem przyjemnie się jedzie nad zalewem.




Znajdujemy sobie bardziej ustronne miejsce z cieniem i tam robimy sobie dłuższy postój, bo w  i w międzyczasie zrobiło się za gorąco i musimy odsapnąć, ostygnąć itp.



Potem jedziemy dalej sprawdzić czy da się przejechać przez osuwisko (zaznaczone na mapce).




Niestety nie, dalej trasy nie ma, a szkoda bo zamiast rypać szosą główną, do Uścia można by przyjemnie dojechać nad Klimkówką. Niestety nie bardzo mamy jak wrócić na szosę, bo drogi dochodzą do prywatnych działek i nie ma do nich dostępu znad zalewu. Musimy sioę spory kawałek cofnąć, nim jakąś gruntówę wysypaną tłuczniem złapiemy i podprowadzimy rowery.



Jeszcze trochę podjazdów, zjazdów i ostateczny zjazd do Uścia. Tam pierwszy stopik na cmentarzu z I wojny światowej, to jeden z ponad czterystu galicyjskich cmentarzy wojennych, które powstały w latach 1915-18 w okręgu Galicja Zachodnia. Jest to cmentarz nr 57, jeszcze kilka takich odwiedzimy podczas naszego pobytu w Beskidzie Niskim.





Obok cywilny cmentarz i kaplica cmentarna.



Cerkiew w Uściu, pierwsza drewniana cerkiew na trasie, w stylu zachodniołemkowskim.




Zaraz za Uściem po raz czwarty i ostatni dzisiaj przekraczamy Ropę (ale mostem, nie w bród).

Jedziemy dalej aż do cerkwi w Kwiatoniu - to jedna z drewnianych cerkwi karpackich wpisanych w 2013 na listę światowego dziedzictwa UNESCO.






Udało się nie tylko obejrzeć cerkiew z zewnątrz, ale też zwiedzić wnętrze i pokazać Klusce ikonostas.



Sklepienie w nawie



Od jakiegoś czasu latem część cerkwi jest otwarta i dostępna do zwiedzania latem, a obiekty UNESCO przez cały rok. Od przewodnika dowiedzieliśmy się, że w poprzednich latach otwartych było ponad 80 obiektów, ale teraz tylko dwadzieścia kilka.



Skręcamy na wieś Skwirtne i zaczyna się ostatnia seria podjazdów (choć już nie tak ostrych). Kolejny stopik pod kolejną cerkwią zachodniołemkowską we wsi Skwirtne.



Taki plakacik na tablicy



Juhuu! Dojechaliśmy do Regetowa... przy czym konsekwentnieużywamy starej nazwy, która jest na przykład na mapach przedwojennych, a nie nowej którą wieś zyskała w latach bodaj 60-tych (i która jest oficjalną nazwą administracyjną).



Rotunda, u stóp której jest baza namiotowa.



Zjazd do Regetowa Niżnego... w zasadzie teraz jest tylko Regetów jako taki, nie ma podziału, a dawny Regetów Wyżny praktycznie nie istnieje.



Ufff, dotarliśmy do bazy. Dziewięć godzin nam to zabrało, ale postoje były długie, nie chcieliśmy się zrypać na dzień dobry, zwłaszcza że było za ciepło, a i pozwiedzać trzeba było.




Wdrażamy się w życie bazowe - po posiłku mycie garów w Regetówce.






  • dystans 1.94 km
  • czas 00:09
  • średnio 12.93 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Reggae w Regetowie 0: Wyjedź ze mną dziś jeszcze

Wtorek, 9 sierpnia 2022 · dodano: 19.08.2022 | Komentarze 13

Żyrardów >>> Grybów

Wyjedź ze mną dziś jeszcze
Przecież blisko jest dworzec
Wyjedź ze mną natychmiast
Tylko to nam pomoże

Ref.
W Regetowie - miła
Czereśnie dziko krwawią
Tam granicy pilnuje
Całkiem wesoły anioł
          W Regetowie - miła
          Zaczyna się koniec świata
          Tam anioł traci głowę
          Z brzozami się brata

^ piosenka "Leluchów", ale w Regetowie znamiast "w Leluchowie" jak jest w oryginale, śpiewa się "w Regetowie"


Już jakiś czas temu mieliśmy pojechać z Kluską w Beskid Niski, ale rok czy dwa lata temu sytuacja niezbyt sprzyjała takim podróżom z dzieckiem... jednak w końcu się udało. Mieliśmy dwa sensowne połączenia - pociąg dzienny zatrzymujący się w Grodzisku i nocny w Żyrardowie. Po długich debatach zdecydowaliśmy się na nocny - raz że odpada przesiadka, dwa że mamy cały dzień na dojazd do Regetowa, to tylko niecałe 40km ale po górach z pełnym obciążeniem i dzieckiem, a jakby był upał lub deszcze to mamy czas przeczekać... tyle że będziemy kompletnie niewyspani i zmęczeni po nocy w pociągu.



Jedziemy pociągiem "Karpaty" z Gdyni do Krynicy/Zakopanego. Większość składu jest do Zakopca i rozczepiają go w Krakowie, a nasze trzy wagony dostają nową lokomotywę, zmienia się kierunek jazdy i ruszają do Krynicy. W obydwu składach jest po 12 wieszaków rowerowych w zmodernizowanych wagonach (to chyba taka bieda-modernizacja, bo nawet klimy nie ma, albo nie działała). O ile w tym do Zakopanego prawie wszystkie wieszaki zajęte (a wolne pewnie się zapełnią po drodze), to w naszym jesteśmy jedynymi rowerzystami... w Częstochowie czy innym Radomsku dosiada się dwóch, a w Krakowie jeszcze jeden ale jadący bliżej niż my i też z sakwami, więc również nie wiesza roweu, tylko opiera o nasze (chyba jest zadowolony, że nie musi zdejmować sakw i jeszcze ktoś mu ich przypilnuje).

Składy ze strony bocznica.eu




Ładowanie się w środku nocy (była 23:50) do pociągu na trasie, a nie na stacji początkowej jest ryzykowne, choć pociąg nie był jakoś bardzo załadowany, może z połowa miejsc była zajęta, to ludzie porozkładali się już na noc na wolnych miejscach, ale stwierdziliśmy że nie będziemy odzyskiwać naszych miejsc (z rezerwacji, która jest teraz obowiązkowa), tylko zaadaptujemy przedział rowerowy na kuszetkę, dzięki czemu nie przyjedziemy na miejsce tacy połamani (co się udało), a może nawet uda się zdrzemnąć (z tym było gorzej)

Czytanko na dobranoc




Gdy już wstaliśmy rano (koło szóstej, pociąg dojeżdża  o 6:50 - tak wiem, nie ma takiej godziny), jechaliśmy już w krajobrazie górskim (no, raczej pogórza, ale fałdowanie już zachodziło), snuły się poranne mgły i ogólnie było ładnie za oknem. Pociąg krótki, to poszliśmy z Kluską na koniec pogapić się jak tory uciekają za pociągiem - uwielbiam ten widok, a i Klusce bardzo się spodobał, że potem zaciągnęła tam lavinkę.




Witamy w Grybowie, witamy w Beskidzie Niskim.



Dystans z dojazdu na stację.

A tak na marginesie, to że na oficjalnych PKP Intercity i nieoficjalnych zestawieniach jest taki wagon rowerowy w składzie, to nie znaczy że trafi się go w realu. Jak parę dni wcześniej pojechaliśmy na stację zobaczyć gdzie się zatrzymuje, to był wagon zastępczy - zwykły z przedziałami, z których dwa zostały zaadaptowane do przewozu roweru... zaadaptowane poprzez przyklejenie karteczki "przedział do przewozu rowerów".


  • dystans 11.12 km
  • 1.40 km terenu
  • czas 00:38
  • średnio 17.56 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Krótka pętelka biblioteczna ze strzępotkami

Poniedziałek, 8 sierpnia 2022 · dodano: 09.08.2022 | Komentarze 1

No to jestem na bieżąco z wpisami. A to przez upały, albo deszcze w czasie których nie miałem ochoty wystawiać koła za drzwi... a jak była w miarę sensowna pogoda to i tak za bardzo nie miałem czasu na jazdę. Do tego ostatnio trochę się ograniczałem ze zdjęciami, by nie wstawiać za każdym razem tuzina tych samych motylków, które były w kilku poprzednich wpisach. Obiektyw mnie świerzbił, ale jak się narobi zdjęć, to potem nie ma czasu by je przebrać, obrobić, wstawić i zrobić z tego wpis.

Tak więc jestem na bieżąco z wpisami, można na nowo robić zaległości.

Z motylków tym razem tylko strzępotki ruczajniki na wrotyczu. Dawno ich nie było, późnowiosenne pokolenie jakiś czas temu wymarło, ale teraz pojawiło się kolejne - późnoletnie.




Drugi z nieco innym rysunkiem na skrzydełkach.






  • dystans 10.99 km
  • 5.30 km terenu
  • czas 00:40
  • średnio 16.49 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Krótka pętelka czerwończykowa

Niedziela, 7 sierpnia 2022 · dodano: 09.08.2022 | Komentarze 1

Po mieście z zahaczeniem o łąki w celu motylkowym. Tam latały przestrojniki, ale one ostatnio często gościły na bikestatsie, więc się nimi tym razem nie zajmowałem. Był też polowiec szachownica, ale nie dał się podejść, a jedyny modraszek tylko mignął w przelocie błękitem i już więcej się nie pojawił. Pozostały więc tylko czerwończyki.

Najlepiej się zaprezentował czerwończyk żarek.





Wzór na wierzchu skrzydełek ma w miarę charakterystyczny i jednakowy dla obu płci, jednak żeby nie było wątpliwości, warto obejrzeć też spód skrzydełek.



Czerwończyk uroczek -samiec




Chyba też czerwończyk uroczek samiczka (zdjęcia nie udało się zrobić, ale zdążyłem rzucić okiem na wnętrze skrzydełek).



Kolejna samiczka, uoczka, która tym razempokazała wzór na wierzchu skrzydełek (za to spodu nie zaprezentowała tak dobrze jak poprzednia). Samczyka który ma całkiem pomarańczowo-czerwone skrzydełka tylko z ciemnym brzegiem, nie udało mi się tym razem spotkać.



Czerwończyk dukacik - samiczki.



Kolejna, podobna do samiczki uroczka? Tu znów spód skrzydełek zapewnia identyfikację i pewne odróżnienie od czerwończyka uroczka, który ma spód taki bardziej modraszkowy, a także od czerwończyka żarka - te białe plamki są bardzo charakterystyczne.









  • dystans 25.60 km
  • 0.30 km terenu
  • czas 01:41
  • średnio 15.21 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Sobota, 6 sierpnia 2022 · dodano: 13.09.2022 | Komentarze 0


Skalniak orliczak (Petrophora chlorosata)








  • dystans 19.77 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:00
  • średnio 19.77 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Rundka biblioteczna

Środa, 3 sierpnia 2022 · dodano: 09.08.2022 | Komentarze 0