teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108860.05 km z czego 15577.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:414.78 km (w terenie 43.60 km; 10.51%)
Czas w ruchu:27:15
Średnia prędkość:15.22 km/h
Maksymalna prędkość:34.80 km/h
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:16.59 km i 1h 05m
Więcej statystyk
  • dystans 41.10 km
  • 6.50 km terenu
  • czas 02:21
  • średnio 17.49 km/h
  • rekord 34.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kurki, prawdziwki i jeżyny

Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 · dodano: 10.08.2018 | Komentarze 4

- 192 kurki
- 10 całych prawdziwków, 6 fragmentów kapeluszy (po jakieś 50-75% po wykrojeniu)
- 1 czubajka (muchomor rdzawobrązowy)
- 1 zajączek

Korzystając z najchłodniejszego jak do tej pory dnia sierpnia, wyskoczyłem zobaczyć jak tam sytuacja na odcinku grzybowym. Dojazd w przypiekającym słońcu, natomiast wiatr w pysk z jednej strony przeszkadzał, a z drugiej chłodził. Na szczęście w lesie już naszły chmury i przez większość czasu zasłaniały słońce, raz nawet przez jakiś czas padało.



Po porażce w jednym miejsc jeżynowych, postanowiłem sprawdzić parę krzaków rosnących w lesie przy drodze na dojeździe na miejscówki kurkowe, wcześniej już widziałem że są, więc liczyłem na te leśne jeżyny. I nie zawiodłem się, zebrałem nieco więcej niż się spodziewałem.




Owoców kruszyny pospolitej nie zbierałem, bo są trujące.



Kurek było znacznie więcej niż ostatnio, także udało mi się sporo zebrać... no, z tej okolicy zdarza mi się nawet dwa trzy razy tyle zebrać, więc wynik nie jest rekordowy, ale zadowalający.






Prawdziwków było nieco mniej, ale za to także mniej robaczywe, więc ostatecznie udało mi się nieco więcej uzbierać. Tak to było na sztuki, bo masowo było sporo więcej, może nawet trzy razy tyle, albo i lepiej, a to dlatego że większość była z ogonkami, no i nieco większe udało się uzbierać, w tym dwa całkiem duże.




Zajączków tym razem praktycznie w ogóle nie było, ale nie płakałem z tego powodu, bo one i tak w wiekszości są robaczywe latem. Znalazłem tylko jednego maciupciego i to o dziwo dobrego, więc go symbolicznie zebrałem.



Była też niewielka ilośc muchomorów rdzawobrązowych (czubajek), ale one są delikatne i się łamią w transporcie, zebrałem tylko symbolicznie jeden nierozwinięty czubek.



Inne muchomorki, niektóre chyba nawet jadalne




Muchomor zielonawy, powszechniej znany jako sromotnikowy



Ale wracając do jadalnych grzybów - znalazłem ze dwa lejkowce dęte (ale nie zbierałem)



Trafić też można było na jadalne i niejadalne surojadki (gołąbki), ale ich nie zbieram... zresztą przy takiej pogodzie zwykle i tak są robaczywe.



Kwitnące mimozy ściągają przeróżne owady




Zakwitły też wrzosy



Na drogę powrotną znów wyszło słońce, chmury rozsunęły się gdzieś na boki... za to wiatr tym razem pomagał.



Zaraz potem wróciły upalne dni, więc z tej okazji nieco bardzo gorącej retroprasówki (za prawdziwość wszystkich informacji nie ręczę - bądź co bądź to prasa brukowa) - 8 i 11 lipca 1936, Dzień Dobry!,






Jak niektórym przygrzało, to nie wystarczało nad ocean uciec,  tylko na ocean ruszyli.



Następny weekend zapowiada się znów chłodniejszy... a co dalej zobaczymy.


  • dystans 18.01 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 01:11
  • średnio 15.22 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Poranny wypad na jeżyny

Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 2

Rano przeszła ulewa i był przyjemny chłodek, niestety wkrótce zaczęło wychodzić słońce i coraz bardziej przygrzewało... korzystając że rano było jeszcze znośnie wyskoczyliśmy z lavinką na jeżyny. Pierwsze były już 2,5 tygodnia temu, potem nie bardzo miałem czas tu podskoczyć, bo albo był upał, albo lało, a jak już się wybrałem, to na jagody albo grzyby.

No i teraz okazało się, że bryndza. Jeżyn jak na lekarstwo i drobne... coś tam kontrolnie uzbieraliśmy, ale niewiele.  Przy czym to były krzaki w bardzo nasłonecznionym miejscu, pojawiły się wcześnie, a potem w tym upale takie bdziny rosły.




Natomiast w pobliżu kilka krzaczków, które były bardziej zacienione miały ładne, duże owoce. Dla odmiany jeszcze w większości niedojrzałe, tylko troszkę udało się dozbierać.




Z cyklu "kwiatek dnia" - to mi wygląda na krwawnicę pospolitą (nie mylić z krwawnikiem pospolitym).




Jakaś rowerowa retroprasówka nie zaszkodzi... no, to chyba Walerek zasuwa na tym rowerze!


1934-06-10 Dzień Dobry !

No to może o tym jak Walerek był wojsku na ćwiczeniach rezerwistów... nie będę się dzisiaj produkował, bo nic takiego nie mam w zanadrzu, zatem tylko oryginalny Wiech. Cztery felietony z pułku, plus dwa przed i po. Trochę mało, szkoda że Wiech nie napisał całej książki (albo przynajmniej dłuższej serii felietonów) pt. "Przygody dzielnego wojaka Walerego Wątróbki podczas wojny światowej, bolszewickiej i po nich".



Ale dobre i to, zatem poniżej sześć felietonów, życzę przyjemnej lektury:
- 1934-08-19 Dzień Dobry!
- 1934-08-26 Dzień Dobry!
- 1934-09-02 Dzień Dobry!
- 1934-09-09 Dzień Dobry!
- 1934-09-16 Dzień Dobry!
- 1934-09-23 Dzień Dobry!
 


  • dystans 30.70 km
  • czas 01:55
  • średnio 16.02 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Walerek na upały (po mieście x5)

Piątek, 3 sierpnia 2018 · dodano: 03.08.2018 | Komentarze 3

Czyli dla ochłody kolejny kawałek à la Wiech.

Ale na  początek jeszcze coś z prawdziwego Wiecha, czyli jak Walerek zażywał przed wojną wszelakich kąpieli... ten drugi kawałek jest o tyle ciekawy, że ten fragment (dłuższy lub krótszy) z kąpielą czytałem w kilku felietonach w różnym kontekście:
- o kąpieli słonecznej - 1933-07-30 Dzień Dobry!
- o kąpieli klasycznej - 1934-05-13 Dzień Dobry!

Ale i po wojnie szwagier na Poniatówce z kubełkiem się kąpał - "Na ten upał" (str. 1, str. 2 i 3 ze zbioru "A to ci polka!")


wiadomości bieżące - 1937-06-14 Dzień Dobry!


Czwarty miesiąc lata

Detalicznie nie wiem, które miasto było ostatnio najgorętsze w Europie, ale Warszawa z pewnością na podium, albo tuż za nim, bo konkurencja spora. Chciałem Wam Drogie Czytelniki gadkie na jaki poważny temat zasunąć, ale w tem ukropie mózg się lasuje, człowiek pomyślunku nie ma, totyż pobarłożę wam dzisiaj tylko o upale.

Gienia na letniaki nad wodę wyjechała, a ja zostałem mieszkania pilnować, żeby jakie łachudry nam czego z niego nie nawalili, najbardziej mnie się rozchodziło o wiśniową nalewkie na pestkach. A temczasem upał spadł na nasz jak wielkie nieszczęście, w dzień ulice zamieniają się w piekarnik i asfalt zaczyna spływać do Wisły, nawet lewego kamasza w niem straciłem, bo mi ugrzązł podczas przechodzenia po pasach, a i tak dobrze że zdążyłem dać dyla z tej pułapki zanim mnie całego wciągła. Totyż za nietoperzaka teraz robię, znaczy nocne życie uskuteczniam. Zresztą nie tylko ja, w dzień pustki na tretuarach, a jak kto już wyjdzie, to przebiega po niem truchcikiem, żeby odcisków sobie nie poparzyć. Natomiast po zachodzie tego piekielnego słońca ciężko się przepchnąć, a do knajpy nawet szpilki nie wciśniesz.

Ale po nocy nastaje dzień i trzeba się wyspać. Początkowo w domu nie było źle, bo grube, przedwojenne mury chłód jeszcze z zimy trzymały, ale lato trwa już czwarty miesiąc totyż zdążyły się nagrzać. Człowiek do gołego rozebrany leży i spać nie daje rady bo za gorąco, a zdjąć nic więcej nie może, chyba żeby skórę spróbować? Chciałem się z łózka przenieść do wanny, zimnej wody nalać - nie za dużo, żeby się przypadkiem nie utopić, ot tyle co by chłodziła pierwszą krzyżową. Szybko wskoczyłem, i jeszcze szybciej z tej wanny wyskoczyłem, bo woda gorąca. Już myślałem, że kurki pomyliłem, ale nie, bo zarówno z czerwonego, jak i z niebieskiego ukrop leci. Widać rury płytko wkopane i woda się w nich nagrzała. Wicherek już od tygodnia mówi, że dziś jest najgorętszy dzień w tem roku i zapowiada deszcz... na jutro. Dzisiaj też zapowiada, że jutro ma padać, tylko my ciągle po uszy tkwimy we "wczoraj" i nijak tego jutra nie możem dogonić.

Poszłem więc po rozum do głowy i wykompinowałem, ze teraz w lokalach klimatyzacja jest zamontowana, znaczy takie urządzenie do zmiany klimatu - na zewnątrz Afryka, a w środku Arktyka. Udałem się więc do baru na rogu, zamówiłem zimne jasne z wianuszkiem i wygondoliłem duszkiem, bo mnie w gardle zaschło niemożebnie zaniem tam doszłem. Sen mnie zaraz zmorzył, ale zaraz mnie budzi kielnerka z pytaniem czy coś jeszcze zamawiam, no to zamówiłem dolewkie i od razu kima. Jednakowoż nie tylko ja szukałem tu schronienia przed straszliwem skwarem, tłoczno się zrobiło i ze snu wyrwało mnie jakoweś chrząkanie i letkie trącanie w krzesło. Patrzę naobkoło, wszystkie miejsca zajęte, a obok stoją młodziaki i pytają czy można się dosiąść. Kulturalnem i towarzysko oblatanem człowiekiem jestem, to rzecz jasna że się zgodziłem i próbuję wrócić do przerwanego zajęcia, a te żłoby niemyte salonowego obycia nie mają i zaraz nad uchem głośne gadkie mnie zasuwają.

Powiedziałbym im co o tym myślę i uskutecznił pogadankie o towarzyskiem przepisie salonowym, ale po pierwsze primo śpiący byłem i nic mnie się nie chciało, a po drugie sekunde widzę że tutaj odpoczynku nie zaznam, znakiem tego trzeba szukać innej meliny. Wyszedłem więc i jak sztamajzą zza winkla w ciemię dostałem żarem z jasnego nieba. Myśl Walerek szybko, bo zaraz z ciebie skwarka zostanie, no i wymyśliłem, że się udam do schronu atomowego, który nam parę lat temu nazad do Wileńszczaka dociągli, znaczy do metra się schowam, bo jak sama nazwa wskazuje, ładnych parę metrów jest pod ziemią, totyż chic przyjemny tam panuje. Zaraz się rozłożyłem na krzesełku i w try miga się udałem na łono Morfeuszaka. Ale ochrona wkrótce się mną zainteresowała, to pokazałem jem bilet miesięczny, powiedziałem że czekam na szwagra i nie, nie wiem kiedy przyjedzie, miał być pół godziny temu. Na chwilę się odczepili, ale potem znów zaczęli mnie dokuczać. Legalnie tu byłem, więc ruszyć mnie nie mogli, tylko co chwila mnie szturchali, budzili że to, że tamto, że owo. No to się wkurzyłem i wsiadłem w pociąg.

O, tutaj łapało się komara prima sort, zwłaszcza jak przesiadłem się do poprzecznej, dłuższej linii, tylko na końcowych stacjach musiałem wysiadać, ale raz się udało, przegapili mnie i w wagoniku do następnego kursu przekimałem. Jednakowoż zmęczyły mnie te ciągłe pobudki i przesiadki, ale przypomniałem sobie, że tramwaje także samo teraz w arktyczne powietrze są wyposażone, no to zaiwaniam po schodach do wyjścia i jak się nie wygrużę na jakimś potykaczu, to zaraz na pysk się sturlałem z powrotemna peron, Pozbierałem się jakoś i tym razem uważałem na różne listewki pod nogami, z powrotem na górę i w Dwójkie. Tramwaj taki więcej draczny, bo na dwie strony drzwi posiada, a to dlatego że na pętli nie zawraca, tylko z powrotem rakiem zasuwa. Motorniczy jak się dowiedział co i jak, to pozwolił mnie drzemać z tyłu i nie budził, równy chłop, szkoda mrugać, są jeszcze porządni ludzie na tem świecie. Tak więc zasuwaliśmy w te i nazad przez Most Północy, czy raczej imienia Zgrupowania Skłodowsko-Nalibockiego AK ps. Kuria z d. Maria dwojga imion Salomea herbu Dołęga... czy jakoś w ten deseń, bo detalicznie nie pamiętam. W końcu motorniczy musiał zjechać na fajrant, a mnie w następnem kursie trafił się chomąciak nieużyty, któremu przetłomaczyć się nijak nie dało i za każdem nawrotem mnie budził. Przesiadłem się więc na dłuższe linie, ale wszystkie spieszą się nie wiadomo gdzie i niewiele dłużej niż metro jeżdżą, w Czwórce najlepiej się spało, bo ponad godzinę zaczem całe trasę przejechała. Jakoś przebiedowałem i jako tako odpocząłem do wieczora

Następnego dnia wracam do domu o poranku, patrzę w niebo, a tam psiakrew błękit bez żadnej chmurki i słońce zaczyna mnie piegi przypalać. Wypiłem śniadanie, zagryzłem ogóreczkiem mało solonym, bo na takie pogode najlepszą zagrychą jest świeże warzywo, no i postanowiłem spróbować jazdy koleją. Zakupiłem bilet do Radomia, bo czytałem że na tej trasie trwa remont i są niemożebne spóźnienia. Wjechał Radom, już wsiadam do środka, ale sporutowałem co to za pociąg i zatrzymałem w pół kroku, bo zamiast luxtorpedy wjechał stary skład. O nie Walerek, w tem pociągu ugotujesz się musowo we własnem osobistem sosie. Wtem zagwizdali odjazd i konduktor krzyknął "Proszę wsiadać, drzwi zamykać", a ja zaczem krok w tył dać, odruchowo wskoczyłem do środka. Rozglądam się i oczom nie wierzę - siedzenia nie plastikowe, lecz nowe, miękkie, zielone w żółty rzucik, a do tego zagłówek, takżesamo mroźny wicherek z sufitu idzie. Dobra, spróbuję, jak będzie źle to jeszcze w Warszawie zdążę wysiąść. Ale nie, kimało się prima sort do samego Radomia, trzy godziny z hakiem. Dwa takie kursy w te i w tamte, to w pociągu wieczora można doczekać.

Tak sobie też myślę, że ratusz obwodową linię metra, albo chociaż tramwajową lub kolejową wybudować powinien, gdzie oszronione wagoniki w kółko by zasuwali i to sypialniane lub kuszetkowe, żeby Warszawiaki w najgorszy gorąc mieli się gdzie przekimać w godziwych warunkach. Dobry pomysł? Wiadomo że tak! Jutro go zgłaszam do budżetu prencypialno-ten-tego.



rys. Jan Młodożeniec (ze zbioru "Śmiech śmiechem")


Inne kawałki z tej serii we wpisach:
- Ogniem i sikawką
oraz z serii "Letniaki w Żerardowie"
- Luxtorpeda Mazowiecka i Wczasy pod topolą
- Muchomory w sosie komarowem
- Podróż dwupiętrową kamienicą

Ponadto trochę o tym jak Wiech odwiedził Żyrardów:
- Wiech w i o Żyrardowie


  • dystans 3.60 km
  • czas 00:18
  • średnio 12.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z Klu do parku

Czwartek, 2 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0



  • dystans 5.90 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 00:20
  • średnio 17.70 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z klu do biblioteki i do parku

Środa, 1 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0