teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108236.15 km z czego 15464.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 9.88 km
  • 0.20 km terenu
  • czas 00:40
  • średnio 14.82 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu i Wiechem nad Zalew

Środa, 18 lipca 2018 · dodano: 20.07.2018 | Komentarze 4

Po zeszłotygodniowym rekonesansie (link), wybraliśmy się tym razem z Kluską nad Zalew. I znów powtórka z rozrywki, z rana chmury, przyjemnie chłodno, a ledwie z domu wyszliśmy, to wyszło słońce i zaczął się robić skwar... nawet Kluska, która jest bardziej ciepłolubna od nas i na placu zabaw ciężko ją było ze słońca w największy skwar zgonić, teraz zaczęła marudzić że gorąco i chce do cienia. Jakoś dojechaliśmy.

Zainstalowaliśmy się w obczajonym wcześniej najdalszym zakątku plaży. Raz, że jest cień od topoli, dwa że tu mniej ludzi dociera. Ledwie ledwie, ale udało się rozwiesić hamak, kocyk rozłożyliśmy na trawce, kilka ścinków z rolki trawnika tu trafiło... nam się bardzo spodobało. Wszystko gotowe? No to menelujemy.

Plaża dla Aspergerów, jednostek aspołecznych i innych odludków.



Tam w oddali jest plaża dla neurotypowych.



Poprzednio tej tabliczki na topoli nie zauważyliśmy... to jeszcze chyba sprzed remontu zalewu.



Obok są boiska do piłki plażowej (jedno do ręcznej, drugie do nożnej), ale teraz zalane. W międzyczasie przyszła jakaś komisja i długo debatowała co z tym fantem zrobić. Ktoś proponował żeby obniżyć chodnik obok, żeby umożliwić spływ, a co tam dalej nie słyszałem... dzieciakom się podoba, potem dwóch chłopaczków latało za piłką po tej wodzie.



Pora na drugie śniadanie.



Pod topolami jest sporo fajnych rzeczy - gałęzie, liście itp. Po



Poza tym na plaży można znaleźć muszle szczerzui, czy różne piórka, które można użyć przy budowie zamku.



Korzystając z najścia chmury, wybraliśmy się na zwiedzanie zalewu, ale skończyło się na pomoście przy kąpielisku, bo wyszło słońce i znów się zrobiło za gorąco.



Kąpielisko, wygrodzony brodzik dla maluchów, z tego co widzieliśmy przy czerwonych bojach jest woda mniej więcej do kolan, a przy żółtych chyba do pasa... w regulaminie kolory boj są opisane na odwrót - żółte wyznaczają strefę dla osób niepływających, a czerwone dla pływających. Chociaż z tymi żółtymi się zgadza, bo ta głębokość jest akurat dla osób niepływających.

Z regulaminu wynika raczej, że kąpać się można tylko tu, ale generalnie sporo ludzi kąpie się też tam dalej aż do końca plaży. Jeśli kogoś ratownicy upominali, to że nie można wychodzić na pomost drabinką tam za żółtymi bojkami.

Ale regulamin, regulaminem, ogólnie nie jest przestrzegany - zakaz wnoszenia alkoholu i palenia na plaży? Widzieliśmy dziewczyny z piwkiem, puszki walające się na piasku, w piasku jest też niestety sporo petów. Jest też coś o zakazie wjeżdżania rowerami na plażę... z tego co widzimy, ludzie opierają rowery o te parasole, więc i my wzorem żyrardowskich rodaków wprowadziliśmy (nie wjechaliśmy!) rowery i oparliśmy o topole.



WOPR Żyrardów czuwa.



W wodzie trochę glonów... w większości plaża czysta, ale w jednym miejscu udało mi się sfocić taki widoczek.



Ale wracając do naszego zakątka - wyciągając zabawki piaskownicowe, okazało się że lavinka ma w sakwie łopatkę ogrodniczą, no teraz to można kopać!



Kluska najpierw zrobiła wulkan i jeskinię przy nim, do którego lała się woda... znaczy lawa. Potem chyba wulkan wygasł i porósł dżunglą, a obok wybudowaliśmy grodzisko wczesnośredniowieczne... a właściwie to gród, a konkretnie Mirmiłowo.



Do fosy trzeba nalać wody, żeby Mirmił miał gdzie łowić ryby.



Niestety fundamenty liche, powoli zamieniły się w błoto i gród zaczął się walić... i faktycznie zmienił się grodzisko. Kluska stwierdziła, że to będzie Stare Miasto i  niżej zbudowaliśmy gród dolny.




W międzyczasie lavinka z Kluską zrobiły wyprawę do pawilonu z dostępem do morza (jak to opisuje Wiech),  a przy okazji przetestowały znajdujący się za kiblem plac zabaw. Zapomniała aparatu, więc fotek nie ma. Długo nie wytrzymały, bo za gorąco.

Niestety później zaczęło przybywać więcej ludzi, którzy zaczęli docierać nawet do naszego zakątka. Pojawiła się min. stereotypowa rodzinka, z psem i radyjkiem. Kluska panicznie boi się psów, więc baliśmy się że zaraz będzie źle, będzie płakać i uciekać. Na szczęście pies nie był zbyt ruchliwy i nie zbliżał się do nas. Za to niedaleko była awantura o innego psa, który zaczął ganiac za tymi chłopaczkami na boisku.

Gorzej, że ta rodzinka oczywiście musiała włączyć radyjko. Ten nieustający hurgot przyspieszył decyzję o ewakuacji. Zresztą i tak powoli trzeba było się zmywać, żeby uniknąć popołudniowych burz, co się udało, dotarliśmy do domu ze sporym zapasem, zaczęło padać godzinę po naszym powrocie... ale z radarów wynikało, że nad zalewem zaczęło lać pół godziny wcześniej.


A teraz część Wiechowa - korzystając z nieobecności lavinki i Kluski, przeczytałem ze dwa felietony ze zbioru "A to ci polka!", jako że jeden w sam raz wakacyjny, to przeczytałem im potem na głos (tekst - strona 1 i 2, oraz strona 3):



Potem zainspirowany tym kawałkiem napisałem również felieton (a właściwie kilka) a la Wiech z Walerym Wątróbką. Oczywiście wszystko na tzw. faktach autentycznych, tylko letko podkolorkowane. Poniżej dwa z nich. Rysunki zaś dobrałem tak, żeby jako tako tematycznie pasowały.


rysunek z dziennika "Dzień Dobry!", 1933 - rubryka "Walery Wątróbka ma Głos"

Luxtorpeda Mazowiecka

Długo żeśmy się z Gienią zastanawiali gdzie w tem roku na wakacyjny fajrant pojechać. Szwagier nam podpowiedział, że odkąd fabryki poupadali, a na te co zostały filtry pozakładali, to powietrze w miastach fabrycznych dwa razy lepsze niż w uzdrowiskach i smoków tam mniej. Tak więc wybraliśmy się do Żyrardowa na letniaki, raz że blisko, dwa że kolej bez przesiadki dojeżdża.

No, z tem powietrzem to znowu takiej rewelacji nie ma, bo jak przejedzie dizel z zeszłego stulecia, to człowieka zatyka jakby naraz wypalił paczkie sportów. Jednak trzeba zaznaczyć, że tak jest i u nasz - kiedyś w zabronioną na handel niedzielę, tułałem się przez pół Pragi by kupić chleba naszego powszedniego, którego nam w domu zabrakło. Nim nabyłem szybką czterdziestkie, jakiś młodziak w starzym od niego struplu zasunął obok z piskiem opon i zostawił za sobą taki kłąb czarnego dymu, że jak z niego wyszedłem cały byłem na czarno. Gienia mnie potem do domu nie chciała wpuścić, tłomaczyła się że myślała iż to jakiś obcy Murzyn się dobija.

W każdem bądź razie udaliśmy się na dworzec śródmiejski z małoletnią siostrzenicą, którą dostaliśmy na przechowanie żeby nas nuda na prowincji nie zeżarła. Najpierw długo stojeliśmy na niewłaściwej placformie, a to dlatego że zdjęli tabliczki na których pisało w którym kierunku pociągi stąd ruszają. Nie wiem czemu, jak człowiek widział wypisane Kierunek Kobyłka, Grójec, czy inszy Parzęczew, to wiedział że to nie tu i trzeba poszukać kierunku Żyrardów albo w ostateczności Skierniewice. Jak już przeflancowaliśmy się na dobrą placformę, to podjechała taka luxtorpeda że strach było wsiadać żeby dopłaty tysiąc procent nie dostać. Dopiero jak siostrzenica nam przetłumaczyła, że teraz same takie jeżdżą, to wsiedliśmy ale jednak tak trochę w strachu co z tego wyniknie. Ano nic nie wynikło, jak przyszedł konduktor, to przeleciał promieniami nadczerwonymi po kwadracikach, po czym jak bipnęło we właściwą nutę, to podstemplował się i poszedł dalej.

Dawniej jak fabryki pełną parą grzali, to po zapachu się poznawało miasta. Żyrardów na ten przykład tak walił zacierem z gorzelni, że człowiek jeszcze trzy stacje miał humorek od wysokoprocentowego powietrza. Teraz jak filtry na te drożdże założyli, to na niuch nie da rady trafić. Po krajobrazie także samo się nie pozna, bo mury naobkoło pobudowali i pociąg tunelem jadzie. Żeby wysiąść gdzie trzeba, musiem patrzeć w takie telewizorki pod sufitem, gdzie nazwę stacji wyświetlają, jednakowoż z tym jest problem, bo przesuwa się tam dużo różnych rzeczy - godzina, data, kto obchodzi imieniny, temperatura, prędkość, stacje od początku do końca trasy, a jak pokażą nazwę najbliższej stacji, to jeno mignie i o wiele się przegapi, to trzeba się wślepiać następne pięć minut aż znowu się pojawi. Z temi imieninami, to wiadomo czyje zdrowie dziś pić, widać że ktoś tronkowy układa ten program. No to zdrowie Erwina! Szymon, sto lat! Niech żyje Kamil! Jest jednak niebezpieczeństwo w dłuższych podróżach, bo jak wznosiłem toast przy każdym wyświetleniu imion, to do Żyrardowa dojechałem lekko pod gazikiem, ale już do takiego miasta Łodzi zdążyłbym się zdrowo naoliwić. W ten deseń na podróż nad morze, w góry, czy na Mazury zapowiada się nielichy ochlaj, a pasażer dojechałby zabalsamowany na amen, a wiadomo że obywatel pod humorkiem jest skory do różnych psikusów i prosto z pociągu zamiast do domu wczasowego, mógłby być szybkiem transportem odwiedziony na komisariat i do Żłobka Wytrzeźwień. Tak więc pomysł niegłupi, ale radziłbym tak układać program, żeby mniej imienin, a więcej stacji dla wysiadających podawać.

Można też słuchać takiej więcej przystojnej na głosie facetki, co opowiada gdzie się zaraz zatrzymamy. Gieniuchna strasznie cholerowała, że jakaś makolągwa się jej mądrzy koło ucha na cały głos. Przy trzeciej zapowiedzi nie wytrzymała i obsztorcowała siedzącą obok paniusię, aż musiałem ją odciągnąć i przetłumaczyć, ze to z głośniczka idzie ten głos, jednak z kolejnyn ogłoszeniem zerwała się z siedzenia:
- Jak za kok złapię tę w te i nazad za odnulację szarpaną, to wysadzę zaraz na tej stacji co ją lekramuje.
- Nie rób mnie wstydu miłościo moja konsystorska, nikt w naszem przedziale lekramy stacji nie uskutecznia, tylko konduktorka głosowa siedzi sobie obok maszynisty i przez telefon zasuwa te ogłoszenia. Filuje przez przednie okienko na tabliczki i z wyprzedzeniem nam je czyta, żeby każden jeden zdążył wysiąść.
Gienia trochę się uspokoiła, ale i tak za każdym ogłoszeniem krzywo zerkała na współpasażerki.

Faktycznie rozwija się nasza kolej i pojazdy w deseczkię posiada, a jeździ się tak samo jak i kiedyś, tylko na odwrót. Dawniej jak udawaliśmy się latem linią otwocką nad Świder, to w pociągach było niemożebnie gorąco i podróżny ugotowany na twardo wychodził, zimą znowuż jak zasuwaliśmy do Radomia odwiedzić ciotkę Kuszpietowską, kalafiory lodowe wyrastały spod okien, drzwi i pasażerowie zamarzali. Teraz wsiadamy, a tu mimo lata taka lodówka w środku, że zaraz założyliśmy wszystkie ciuchy na siebie i nadal się trzęśliśmy z zimna. Jesionkie i kożuch w domu zostawiłem, nie wiedziałem że w środku lata mogą się przydać. Na szczęście nie zdążyliśmy zamarznąć, bo ze względu na remont na trasie pociąg dojechał szybciej niż normalnie. Nadal nie wiem jakim cudem, podobnież dlatego że jechał boczkiem i zatrzymywał się na co drugiej stacji, ale jak ja pamiętam remonty, to pociągi przez remonty wcale nie kursowali, albo trzy dni opóźnienia mieli. No cóż, co luxtorpeda, to luxtorpeda.


rys. Jerzy Zaruba z książki "Szafa gra"

Wczasy pod topolą

Miasto Żyrardów całe jest obklejone plakatami zapraszającymi na otwarcie zalewu tydzień temu. No to postanowiliśmy skorzystać z tego zaproszenia i pojechać tam rowerem, bo zorientować się jak tu jeżdżą autobusy nijak nie szło. "Rower mamy taki podwójny - z tyłu jeden męski, dla mnie, z wolnem kołem, drugi z przodu - damka, dla małżonki, z ostrem. Gienia ciągła całe maszynerie, a ja przeważnie odpoczywałem. Obojgu nam to dobrze robiło - ja sie poprawiłem, a żona uzyskała linie."* Do tego doczepiona przyczepka z fotelem na kółku dla siostrzenicy. Jechało się dobrze, ale nieźle się nacięliśmy na tak zwane ścieżki kolarskie. Nie powiem, niewąski wynalazek, sportowcy ćwiczyć na tych torach mogą jazdy slalomem, po muldach itp. ale my parę razy utknęliśmy naszem długiem pojazdem na zakrętach między słupkami, barierkami i innymi listwami rozdzielającymi pasy i ani wte ani we wte. Od tej pory omijaliśmy te tory kolarskie.

Problemem okazało się przejechanie przez tory. Można tunelem, ale tam taki korek stoi, że przeciskać się między temi samochodami niebezpiecznie, zwłaszcza z małoletnim dzieckiem. A zapychać schodami z tem całem majdanem tyż nieporęcznie. Zapytaliśmy więc miejscowych tubylców jak pokonać tę przeszkodę, ale jedni kierowali na Mały Tunel, inni mówili że najbliższy przejazd w Międzyborowie. Dopiero jakiś przytomny młodziak nas skierował do jeszcze mniejszego tunelu:
- Dużym Tunelem faktycznie lepiej się nie pchać. Możecie państwo pojechać tamtędyk, potem w prawo i nowym przejściem pod torami - podziękowaliśmy, ruszyliśmy dalej i już po chwili zjeżdżaliśmy z górki na pazurki tunelikiem. Gienia piszczała, wnuczka krzyczała na przechodniów "Z drogi śledzie, rower jedzie!", a ja tylko mocno i prosto trzymałem kierownicę, aż odcisków dostałem. Za to pod górkie z rozpędu nie daliśmy rady, musieliśmy zejść i samotrzeć przepchnąć na drugie strone.

Na miejscu rozłożyliśmy się w cieniu topoli, bo upał zrobił się fest i grzało na dwadzieścia cztery fajerki. Zaraz Gieniuchna wyciągnęła gar flaków z pulpetamy, a ja ćwiartkę na lepsze trawienie. Niestety w leguraminie przeczytałem, że wznoszenie i spożywanie napojów wysokowyskokowych wzbronione, postanowiłem więc kupić oranżadę i do opróżnionej butelki dla kamuflażu wlać czystą ojczystą. Zawróciłem jednak w połowie drogi, bo zauważyłem dwie facetki w wieku matrymonialnem, spożywające ukradkiem po dużym jasnym, jednakowoż niespecjalnie się z tym kryjące.

W leguraminie stoi też, że kąpać się można w punkcie wyznaczonym. I faktycznie boje wyznaczały kąpielisko o głębokości do pasa, obstawione naokoło ratownikami. Jak ktoś ze złej strony wychodził na pomost - gwizdek wopisty i sztorcowanie. Wychodził krzywo lub bokiem - także samo, pływał na skos i chlapał - gwizdek, ktoś zanurzył głowę na sekundę - rusza ze wszystkich czterech stron akcja ratownicza. Zaś poza pomostami i bojami, w miejscach zabronionych leguraminem kąpało się sporo narodu i pies ratownik z kulawą nogą się nimi nie interesował. Po mojemu jest tak - na wyznaczonym kąpielisku włos z głowy nikomu spać nie może, siniaka nawet nabić sobie nie można, ani paznokcia zedrzeć, bo odpowiedzialność spada na ratowników. Ale na samej prewencji ratownictwa nauczyć się nie można, gdzieś trzeba ćwiczyć, jak ktoś się na boku zacznie topić to będzie można przeprowadzić akcję ratunkową, a o wiele jednak się nie powiedzie i ktoś się utopi, to na własną odpowiedzialność, trzeba było pływać między kolorowym steropianem.

Co do wchodzenia do wody miałem pewne wątpliwości, bo w wodzie pływały jakieś cusie i obrobiły brzeg w zielony rzucik. Ale uspokoił mnie miejscowy amator kąpieli, który objaśnił że są to glony i wysypki dostaje się dopiero wtedy, gdy zakwitną tak, że delikwent wychodzi z wody cały zielony. Wtedy też wopiści wywieszają czerwoną flagie zabraniającą kąpieli, a jak jest biała jak teraz, można pływać do woli. Trochę jednak nas ratownicy traktują jak jakieś niegramotne żłoby, co więcej niż dwa kolory nie zapamiętają. A obywatel jest ciekawy dlaczego czegoś się zabrania, tak więc myślę że system flag należałoby wzbogacić i tak proponuję zastosować następujące flagi: zielona - glony, fioletowa - woda za zimna, czerwona - woda za gorąca, niebieska - pizga na fest bufortów, czarna - czerwonka, żółta - wyciek z fabryki chemicznej...

Jak się w końcu zdecydowaliśmy skorzystać z kąpieliska, to znowuż Gienia nie mogła wcisnąć się w zeszłoroczny kostium, za dużo schaboszczaków, a za mało roweru od zeszłego lata. W końcu postanowiliśmy załatwić sprawę zespołowo - Gienia kostium wciągała, a ja ją pchałem, a potem na odwrót. I w końcu pokonaliśmy przeciwnika, wygraliśmy trzy do kółka. Znaczy szwy puściły w trzech miejscach, ale małżonka się wpasowała do środka. Ostatecznie zdecydowała jednak, że będzie zażywać tylko kąpieli słonecznej.

W bok od plaży na wielkim otwarciu uruchomili boisko do piłki piaskowej, tyle że przez ostatni tydzień lało non stop i boisko zmieniło się basen. Widziałem jak przyszła komisja i z godzinę debatowała co z tym fantem zrobić, jeden postulował obniżenie chodnika, który blokował odpływ, drugi przeciąć przez chodnik rynnę, trzeci że lepiej pod nim puścić rurkie... pomysłów było jeszcze wiele i w końcu na niczym nie stanęło. A ja myślę, że nic nie należy robić, dzieciaki zadowolnione naparzały w piłkę wodną i tylko rodzice, oraz dziadki niepocieszone ganiały latorośle, żeby nie taplały się w błocku i to pewnie oni nasłali tę komisję.

Tradycyjnie prawie każda plażująca rodzina była zaopatrzona w tranzystor, można więc było posłuchać muzyczki i wiadomości. Gorzej tylko, gdy obok było kilka nadajników i każdy nastawiony na inną stację, istne prosekorium muzyczne. Tak więc o wiele się nie posiadało własnej superheterodyny do zagłuszenia inszych, trzeba było wybrać najbardziej pasującą i do niej się przysunąć. Mieliśmy z tymi radyjkami jeden wypadek, bo wicherek ogłosił że właśnie moczy nas ulewny deszcz, totyż czem prędzej nawialiśmy pod wiatkę. Ale czy ten deszcz był suchy, czy też parował nim dotarł do ziemi, że nie dostaliśmy ani kropelką, jednocześnie weszliśmy w zasięg innej audycji i tam było że nad nami słońce świeci na całego i radzą się fest nasmarować kremami przeciw promieniom nadfiołkowym. Toteż koniec końców rozłożyliśmy się bliżej tej ostatniej, niech sobie tylko na tamtych leje.

Siostrzenica objaśniła nas jeszcze, że nie wszystkie nadajniki to radia, a niektóre to są takie ustrojstwa oznaczone skrótem, któren oznacza Mam Przeboje Trzy, bo tylko tyle nadaje. I faktycznie, z większości było słychać trzy przeboje na krzyż i to wszędzie te same tylko w innej kolejności.

Plażowanie było w deseczkie, jednak gorzej potem w nocy ze snem. Mimo że profilaktycznie opalałem się w cieniu, spaliłem się na raka naobkoło i z żadnej strony nie mogłem się położyć do łóżka, ani na plecach bo tam już skóra złaziła, ani na brzuchu, bo czerwony byłem niemożebnie, boczki też niezgorzej przypalone. Tak więc na stojaka musiałem kimać i trochę niewyspany potem chodziłem.


*) - kawałek z rowerem w cudzysłowie prawie żywcem przekopiowałem z Wiecha, bo ładny, tylko nieco zmieniłem żeby pasował do okoliczności


rys. Jerzy Zaruba z książki "Szafa gra"

Na dziś to tyle, jeszcze jeden felietonik mam gotowy, może jeszcze cuś się w międzyczasie też napisze, tak więc c.d.n.



.Inne kawałki à la Wiech we wpisach:
- Ogniem i sikawką
- Czwarty miesiąc lata
oraz z serii "Letniaki w Żerardowie"
- Muchomory w sosie komarowem
- Podróż dwupiętrową kamienicą

Ponadto trochę o tym jak Wiech odwiedził Żyrardów:
- Wiech w i o Żyrardowie
Kategoria mazowieckie



Komentarze
meteor2017
| 05:53 sobota, 21 lipca 2018 | linkuj @lavinka - dopisałem kawałek o imieninach :-)

@malarz - Dzięki, cieszę się że się podoba :-) bo samemu nudno ocenić, mnie się wszystkie moje dowcipy podobają ;-) A wszystko jest na tzw. faktach autentycznych, tylko nieco podkolorkowane i to w większości na świeżo. Nawet młodziak w dizlu nie był z ogólnych obserwacji, tylko jechał przed nami taki jak wracaliśmy z zalewu - z każdego skrzyżowania ruszał z piskiem opon i zostawiał za sobą wielki, czarny kłąb dymu, aż zwolniłem żeby się trochę rozwiał zanim dojadę... oczywiście BMW.

A z drożdżowym powietrzem wysokoprocentowym samo nawiązanie do Wiecha wyszło w zasadzie tak trochę przypadkiem... bo to tak oczywiste, że kiedyś Żyrardów poznawało się po zapachu z Polmosu, który jest przy stacji. Zwłaszcza jak człowiek wracał z wakacji, wysiadał, wciągał powietrze - tak, jesteśmy w domu.
malarz
| 04:12 sobota, 21 lipca 2018 | linkuj Twórczość pierwsza klasa! :)

U Wiecha powietrze morskie w różnych smakach np. powietrze szaszłykowe, u Ciebie w "Luxtorpedzie Mazowieckiej" powietrze wysokoprocentowe i rewelacyjnie opisany diesel z zeszłego stulecia, z kłębami czarnego dymu :)

A "Wczasy pod topolą" z takimi rodzynkami jak: "Mam Przeboje Trzy" i "za dużo schaboszczaków, a za mało roweru od zeszłego lata" bardzo udane :)
meteor2017
| 20:08 piątek, 20 lipca 2018 | linkuj Niewątpliwie, a jak podróżny będzie wznosił toast za każdym wyświetleniem się solenizantów, to na miejsce dojedzie pod humorkiem ;-)
lavinka
| 19:56 piątek, 20 lipca 2018 | linkuj Te imieniny wyświetlaczach - ani chybi zamawiający "tronkowy" jest i lubi wiedzieć, za czyje zdrowie dziś pije. ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa esiep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]