teczka bikera meteor2017
meteor2017 bs-profil
Hołmpejcz
Wujka To Miego pocztówki zza miedzy
Szef kuchni poleca - Bubble Berry Coffee
Mini Atlas Motyli
Archiwum MfPRDKW
Poczet rowerów
Jakieś tam wykresy
Kalendarium
- 2025, Październik19 - 9
- 2025, Wrzesień25 - 28
- 2025, Sierpień28 - 18
- 2025, Lipiec30 - 64
- 2025, Czerwiec24 - 38
- 2025, Maj28 - 40
- 2025, Kwiecień12 - 25
- 2025, Marzec18 - 46
- 2025, Luty12 - 32
- 2025, Styczeń15 - 50
- 2024, Grudzień21 - 69
- 2024, Listopad13 - 25
- 2024, Październik22 - 58
- 2024, Wrzesień16 - 36
- 2024, Sierpień9 - 19
- 2024, Lipiec12 - 32
- 2024, Czerwiec18 - 74
- 2024, Maj12 - 44
- 2024, Kwiecień15 - 56
- 2024, Marzec15 - 43
- 2024, Luty8 - 35
- 2024, Styczeń5 - 14
- 2023, Grudzień9 - 41
- 2023, Listopad10 - 43
- 2023, Październik22 - 106
- 2023, Wrzesień21 - 102
- 2023, Sierpień18 - 81
- 2023, Lipiec14 - 47
- 2023, Czerwiec19 - 74
- 2023, Maj28 - 100
- 2023, Kwiecień23 - 127
- 2023, Marzec16 - 87
- 2023, Luty19 - 99
- 2023, Styczeń17 - 91
- 2022, Grudzień18 - 113
- 2022, Listopad26 - 112
- 2022, Październik31 - 91
- 2022, Wrzesień30 - 114
- 2022, Sierpień22 - 95
- 2022, Lipiec26 - 104
- 2022, Czerwiec30 - 68
- 2022, Maj34 - 136
- 2022, Kwiecień23 - 78
- 2022, Marzec25 - 91
- 2022, Luty20 - 88
- 2022, Styczeń25 - 123
- 2021, Grudzień15 - 110
- 2021, Listopad21 - 64
- 2021, Październik22 - 105
- 2021, Wrzesień18 - 86
- 2021, Sierpień18 - 110
- 2021, Lipiec13 - 62
- 2021, Czerwiec16 - 78
- 2021, Maj23 - 95
- 2021, Kwiecień22 - 124
- 2021, Marzec19 - 95
- 2021, Luty10 - 38
- 2021, Styczeń14 - 63
- 2020, Grudzień15 - 27
- 2020, Listopad15 - 17
- 2020, Październik23 - 19
- 2020, Wrzesień21 - 77
- 2020, Sierpień16 - 82
- 2020, Lipiec18 - 77
- 2020, Czerwiec21 - 84
- 2020, Maj25 - 102
- 2020, Kwiecień28 - 220
- 2020, Marzec27 - 77
- 2020, Luty18 - 40
- 2020, Styczeń9 - 11
- 2019, Grudzień13 - 15
- 2019, Listopad13 - 12
- 2019, Październik22 - 47
- 2019, Wrzesień21 - 46
- 2019, Sierpień21 - 19
- 2019, Lipiec26 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 17
- 2019, Maj35 - 48
- 2019, Kwiecień34 - 40
- 2019, Marzec34 - 49
- 2019, Luty29 - 44
- 2019, Styczeń36 - 162
- 2018, Grudzień16 - 22
- 2018, Listopad23 - 5
- 2018, Październik25 - 20
- 2018, Wrzesień21 - 24
- 2018, Sierpień25 - 57
- 2018, Lipiec26 - 59
- 2018, Czerwiec16 - 44
- 2018, Maj20 - 32
- 2018, Kwiecień23 - 66
- 2018, Marzec23 - 66
- 2018, Luty20 - 87
- 2018, Styczeń15 - 74
- 2017, Grudzień19 - 111
- 2017, Listopad12 - 46
- 2017, Październik24 - 49
- 2017, Wrzesień22 - 82
- 2017, Sierpień22 - 64
- 2017, Lipiec19 - 45
- 2017, Czerwiec21 - 60
- 2017, Maj24 - 171
- 2017, Kwiecień20 - 165
- 2017, Marzec17 - 73
- 2017, Luty11 - 46
- 2017, Styczeń17 - 84
- 2016, Grudzień14 - 48
- 2016, Listopad26 - 129
- 2016, Październik20 - 117
- 2016, Wrzesień26 - 103
- 2016, Sierpień37 - 179
- 2016, Lipiec32 - 278
- 2016, Czerwiec30 - 102
- 2016, Maj36 - 127
- 2016, Kwiecień36 - 139
- 2016, Marzec41 - 173
- 2016, Luty31 - 116
- 2016, Styczeń28 - 180
- 2015, Grudzień16 - 118
- 2015, Listopad21 - 82
- 2015, Październik32 - 98
- 2015, Wrzesień21 - 109
- 2015, Sierpień7 - 29
- 2015, Lipiec27 - 86
- 2015, Czerwiec32 - 71
- 2015, Maj25 - 168
- 2015, Kwiecień17 - 113
- 2015, Marzec16 - 88
- 2015, Luty9 - 90
- 2015, Styczeń4 - 22
- 2014, Grudzień19 - 192
- 2014, Listopad18 - 87
- 2014, Październik12 - 96
- 2014, Wrzesień20 - 85
- 2014, Sierpień13 - 26
- 2014, Lipiec12 - 78
- 2014, Czerwiec17 - 89
- 2014, Maj27 - 122
- 2014, Kwiecień17 - 122
- 2014, Marzec9 - 85
- 2014, Luty7 - 69
- 2014, Styczeń5 - 53
- 2013, Grudzień17 - 187
- 2013, Listopad15 - 117
- 2013, Październik20 - 137
- 2013, Wrzesień18 - 162
- 2013, Sierpień16 - 74
- 2013, Lipiec4 - 20
- 2013, Czerwiec12 - 98
- 2013, Maj15 - 55
- 2013, Kwiecień8 - 76
- 2013, Marzec8 - 100
- 2013, Luty5 - 56
- 2013, Styczeń7 - 147
- 2012, Grudzień5 - 38
- 2012, Listopad5 - 127
- 2012, Październik4 - 23
- 2012, Wrzesień4 - 27
- 2012, Sierpień10 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec6 - 31
- 2012, Maj17 - 116
- 2012, Kwiecień19 - 106
- 2012, Marzec12 - 79
- 2012, Luty4 - 21
- 2012, Styczeń3 - 37
- 2011, Grudzień3 - 31
- 2011, Listopad13 - 135
- 2011, Październik15 - 121
- 2011, Wrzesień15 - 26
- 2011, Sierpień6 - 9
- 2011, Lipiec14 - 2
- 2011, Czerwiec13 - 83
- 2011, Maj12 - 78
- 2011, Kwiecień9 - 35
- 2011, Marzec2 - 3
- 2010, Listopad1 - 1
- 2010, Październik13 - 14
- 2010, Wrzesień4 - 9
- 2010, Sierpień3 - 3
- 2010, Lipiec6 - 4
- 2010, Czerwiec7 - 3
- 2010, Maj8 - 5
- 2010, Kwiecień9 - 10
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Grudzień7 - 13
- 2009, Listopad8 - 16
- 2009, Październik11 - 5
- 2009, Wrzesień19 - 21
- 2009, Sierpień18 - 14
- 2009, Lipiec25 - 11
- 2009, Czerwiec7 - 16
- 2009, Maj5 - 12
- 2009, Kwiecień10 - 22
- 2009, Marzec10 - 10
- 2009, Luty5 - 0
- 2009, Styczeń5 - 12
- dystans 4.10 km
- czas 00:17
- średnio 14.47 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu na dworzec
Piątek, 24 sierpnia 2018 · dodano: 26.08.2018 | Komentarze 0
Po drodze Kluska robiła za pilota i mówiła co oznaczają znaki drogowe przed nami... mimo że tłumaczyłem jej trzy dni temu, to wszystko pamiętała.Tak na marginesie, przeglądałem nieraz w bibliotekach cyfrowych stare pisemka dla dzieci, ale większość była jakaś taka... teraz trafiłem na Mały Płomyczek i muszę przyznać że jest całkiem sensowny. Jako że te pisma były powiązane ze szkołą jako pomoc dydaktyczna, wydawany był w roku szkolnym, znaczy pierwszy numer we wrześniu, a ostatni w czerwcu. Najpierw jako dodatek do Płomyczka (1934/35), a w kolejnych latach już jako samodzielne pismo. Co ciekawe, w latach 1935/36 i 1936/37 były wydawane dwa Małe Płomyczki równolegle - jeden dla dzieci szkół miejskich, a drugi dla dzieci szkół wiejskich, potem jednak je połączono i w latach 1937/38 i 1938/39 wychodziło już wspólne pisemko. Trzy roczniki (brak kilku numerów) są dostępne w Jagiellońskiej Bibliotece Cyfrowej.
Po wojnie od 1945 roku wydawano Iskierki, które to pismo było kontynuacją Małego Płomyczka. W 1951 zostało połączone ze Świerszczykiem (również wydawanym od 1945) i przez kilka lat istniało jako Świerszczyk-Iskierki, a potem od 1956 było wydawane jako Świerszczyk. Cztery numery Iskierek są dostępne w Chełmskiej Bibliotece Cyfrowej, s Świerszczyk z lat 1945-48 w Bibliotece Cyfrowej Uniwersytetu Łódzkiego (trzeba przewinąć listę w dół).
Z ciekawostek, znalazłem wiersz który wygląda na wersję beta "Tańcowała igła z nitką". Wiersze i opowiadania nie są w pierwszych latach podpisywane, ale wygląda na Brzechwę (Mały Płomyczek, 27.10.1936)
A poniżej wersja, którą znamy - skany ze zbioru"Tańcowała igła z nitką" wydanego nieco później, bo w 1938 roku. Wygląda na to, że autor wybrał najbardziej udane wersy, nieco zredagował, dopisał co trzeba i w takiej skróconej wersji wiersz trafił do zbioru.
- dystans 4.50 km
- 0.20 km terenu
- czas 00:32
- średnio 8.44 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu do parku
Czwartek, 23 sierpnia 2018 · dodano: 25.08.2018 | Komentarze 9
Uff jak gorącu, puff jak gorąco... w tych okolicznościach przyrody kierunek był oczywisty - do parku.Wcześniej na parę chwil zatrzymaliśmy się na placu zabaw przy Dwójce, dopóki był cień, bo potem słońce zaczyna wyglądać zza szkoły i trzeba uciekać jak z piekarnika.
Tutaj mieliśmy taką zabawę - zbieraliśmy małe piórka i zrzucaliśmy z domku na wiatr patrząc jak lecą. Zbieraliśmy do pudełka, żeby więcej wypuścić naraz.
Dziś nie byliśmy co prawda w bibliotece, ale byliśmy obok dawnej biblioteki, która była pierwszą moją biblioteką. Pokazałem więc Klusce i opowiedziałem historię z życia wziętą. Otóż jak chodziłem do szkoły, w pierwszej klasie pani przyniosła na lekcję stos książek z biblioteki dla nas do wyboru... jakąś tam wziąłem (tytułu nie pamiętam), nawet mi się podobała, ale... zgubiłem ją.
Nie mam pojęcia jak, bo z domu jej chyba nie wynosiłem, po prostu zniknęła, diabeł ogonem nakrył i już. No i bałem się przyznać, ostatecznie nic strasznego się nie stało, mam odkupiła jakąś inną książkę, ale złe wspomnienia pozostały i od tej pory omijałem bibliotekę szkolną szerokim łukiem, zwłaszcza że wśród uczniów krążyły opowieści jak to pani bibliotekarka odpytuje z treści, żeby sprawdzić czy się książki czytało... nie wiem, czy to prawda, bo parę lat później, jak w końcu tam trafiłem, to nic takiego nie miało miejsca (nie pamiętam czy to ja coś w końcu wypożyczyłem, czy byłem tam z kolegą który oddawał książkę).
Za to dokładnie naprzeciwko mojej szkoły była filia nr 1 biblioteki miejskiej, do której zapisała mnie mam i byłem tam stałym bywalcem czytając po kolei pozycje z półek z książkami dla młodzieży i fantastyką... no i oczywiście z domowej biblioteczki. Lektury w większości miałem w domu, a jak nie, to brałem z biblioteki miejskiej. Później pod koniec podstawówki biblioteka została przeniesiona do budynku jakiegoś przedszkola czy coś, obok parku (pokazałem Klusce jak przejeżdżaliśmy obok). Tam była po sąsiedzku z biblioteką dziecięcą, ale potem przeniesiono ją (i dziecięca chyba też) na Mostową, tam też przeniesiono centralę i połączono (dlatego teraz nie ma filii nr 1, ale dziecięca jest nadal na pięterku).
Na Mostową miałem daleko (zarówno z podstawówki, jak i z liceum, bo nie pamiętam dokładnie kiedy to nastąpiło), więc zapisałem się do filii nr 6 przy 1 Maja, czyli dawnej biblioteki fabrycznej (w liceum też nie chodziłem do biblioteki szkolnej, może raptem ze dwie książki stamtąd wypożyczyłem i to w 4 klasie... w starym budynku ogólniaka nawet nie wiem gdzie była biblioteka).... filia nr 6 jest obok przedszkola Kluski, niestety od ponad pół roku jest w remoncie, jakoś za parę miesięcy mają ją otworzyć ponownie i jesteśmy z Kluską umówieni że zaraz się tam wybierzemy, bo mamy całą kolejkę książeczek z ulubionych serii do wypożyczenia, bo są tylko tam.
Aha, filia nr 1 powstała przez zakupienie przez miasto czytelni "Zdrój", którą zakładał Paweł Hulka-Laskowski z córką Elżbietą i to właśnie jego córka ją prowadziła. Biblioteka była na parterze, a na pięterku jest obecnie "Gabinet Pawła Hulki-Laskowskiego", czyli oddział muzeum (ale czynny dwa dni w tygodniu i to po telefonicznym umówieniu się na zwiedzanie).
A to już w parku - podobna fontanna (znaczy kopczyk z kamieni) stała kiedyś na placu w miejscu obecnej .Jak że jest na słońcu, to nie zatrzymujemy się i uciekamy do cienia.
Mimo że w bibliotece dziś nie byliśmy, to oczywiście mieliśmy ze sobą książki i w parku mogliśmy poczytać. Oto jedna z ulubionych książeczek, która Klusce rzuciła się w oczy tydzień temu, a w tym tygodniu wypożyczyliśmy kolejny tomik. Książeczka nieduża, kieszonkowa, co prawda ma aż 96 stron, ale tekstu niedużo, dużo obrazków, do tego bardzo śmieszna, więc spokojnie jesteśmy w stanie przeczytać ją "na raz"... chyba już ze 4 razy ją przeczytaliśmy.
Akurat jest w środku nawet na temat, znaczy Kostek i Pan Piętka (skarpetka nie do pary, najlepszy przyjaciel Kostka) w bibliotece:
- dystans 6.15 km
- czas 00:33
- średnio 11.18 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu ponownie do biblioteki i parku
Środa, 22 sierpnia 2018 · dodano: 24.08.2018 | Komentarze 0
Kluska od rana bawiła się w bibliotekę - ułożyła książki tak jak na półkach dla dzieci i młodzieży (wybrane pozycje ustawione i rozłożone, by rzucały się w oczy), a mniejsze książki w pudle (tak jak książeczki dla maluchów w bibliotece dziecięcej).Potem do biblioteki, wczoraj byliśmy tylko jednej (w centrali), a dziś pojechaliśmy do drugiej (filii nr 2). Jako że niestety dziś od rana było słonecznie, nie kombinowaliśmy więc i zadekowaliśmy się od razu w parku.
Wczoraj wypożyczyliśmy z biblioteki grę "Misia i jej mali pacjenci", jak się okazało, gra nawiązuje do serii książeczek o tym samym tytule, które też zresztą były w bibliotece. Ale że są to nowości, to większość wypożyczona, na szczęście z czterech książeczek jedna akurat była i mogliśmy my ją wypożyczyć i od razu w parku zaczęliśmy czytać.
Jest to książka o dziewczynce, która umie rozmawiać ze zwierzętami i w domku na drzewie zakłada Lipową Klinikę, gdzie pomaga chorym zwierzętom. W tej książeczce, którą wypożyczyliśmy były trzy opowiadania, dobrze że nie jedno długie, bo takie żywe dziecko jak Kluska przy prozie zbyt długo nie może wytrzymać (chyba że jest kawałek taki bardziej do śmiechu).
W książce są śliczne rysunki, które znajdziemy też na pudełku gry i kartach... bo jest to gra karciana. W instrukcji są propozycje dwóch gier, przetestowaliśmy je obydwie i różne modyfikacje, oraz własne zabawy z kartami (fotki z trzech kolejnych dni).
Pierwsza to gra z elementami memo - rozkładamy karty karty w rzędach (np. 4x4), wybieramy po jednym kartoniku z domkiem na drzewie i gramy odsłaniając na przemian po jednej karcie. Możemy ją wziąć i dołożyć do swoich jeśli jest takie same zwierzątko jak na poprzedniej zabranej karcie, lub taka sama liczba zwierzątek (pierwszą kartę możemy wziąć dowolną). Są też karty specjalne - plasterek i stetoskop, dzięki którym możemy przy domku położyć kartę która nie pasuje do poprzedniej. No i na koniec liczymy ile zwierzątek udało nam się wyleczyć.
Druga gra bardziej się Klu spodobała. Rozdajemy po osiem kart, na środek wykładamy jedną i... kto pierwszy ten lepszy, dokładamy jak najszybciej karty pasujące liczbą lub zwierzątkiem, by się pozbyć kart.
Kluska oczywiście zaczęła wymyślać swoje własne gry - ponieważ są cztery domki: z wiewiórką, zajączkiem, ptaszkiem i kotkiem, a na kartach jest pięć zwierzątek, bo oprócz wymienionych jeszcze jeż, Klu najpierw odrzuciła na kupkę jeże.
A potem... no tak, segregowanie. Kluska lubki układac karty po kolei, albo według typu. Tak więc na każdym domku układała właśnie takie zwierzątka.
Następnie każdy wybiera sobie domek z jakimś zwierzątkiem (i kartami na nim). Potem odsłaniamy kolejno karty z kupki z jeżami i jeśli mamy kartę z danym numerkiem, to zdejmujemy ją z domku i tak aż zdejmiemy wszystkie karty.
Poniżej Kluska prezentuje grę dla wszystkich domków naraz.
Ostatnio jak Klu spotyka jakieś znajome dziecko, zwykle pada pytanie "Cy ma pan jakąś grę"... zwykle mam. Tutaj Kluska gra z kolegą w Misię w wersję kto pierwszy ten lepszy. Kolega nie jest dobry w gry, gdzie liczy się szybkość i woli mieć czas do namysłu... toteż po pierwszej próbie zagraliśmy w wersję turową.
Ufff, jakoś przetrwaliśmy kolejny dzień upałów.
- dystans 5.82 km
- czas 00:38
- średnio 9.19 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu do biblioteki i włóczenie się po parkach
Wtorek, 21 sierpnia 2018 · dodano: 22.08.2018 | Komentarze 2
Dziś z Klu do biblioteki, po drodze przejeżdżaliśmy świeżo wyasfaltowaną drogą, która w zasadzie nie jest jeszcze ukończona (dzięki czemu ruch praktycznie zerowy), za to dziś był taki widoczek ze znakami. Musiałem wytłumaczyć co który oznacza i potem po drodze musiałem opowiadać co napotkane znaki oznaczają (chyba, że już go wcześniej widzieliśmy, to Klu w większości sama potrafiła powiedzieć co to za znak).Uff, ale dziś mamy stosik do oddania.
Zbliżenia na fotki na klatce schodowej w bibliotece.
Wypożyczyliśmy min. książeczkę z ulubionejj ostatnio serii Kluski, tym razem porównanie życia dawniej i dziś. W sali szkolnej jest np. portret Wilusia (w paradnym hełmie kirasjerów), myślałem początkowo że chodzi o zabór pruski, ale potem zorientowałem się, że ta seria książek jest tłumaczona z niemieckiego. Ta książeczeka podoba się Klusce chyba nawet jeszcze bardziej niż inne z tej seri.
Rowerowe klimaty pod biblioteką.
Z rana było sporo chmur, więc i przyjemny chłodek, toteż skoczyliśmy na Jordanek, ale potem zaczęło się robić słonecznie, więc uciekliśmy przed skwarem.
Najpierw przenieśliśmy się do parku Seniora, który powstał w zeszłym roku w miejscu sosnowego zagajnika.
Stoi tu min. mikrotężnia które są ostatnio modne. Tutaj nie sprawdzaliśmy, ale podejrzewamy że nie leci tam żadna solanka, tylko zwykła kranówa, kiedyś w którejś mikrotężni spróbowaliśmy wody i wcale nie była słona. Krótko mówiąc taki nieco większy nawilżacz powietrza i tyle... tylko nie wiem, czy stojąca kawałek dalej kurtyna wodna jest chyba skuteczniejsza w tym temacie (tylko mniej reprezentacyjna).
Obowiązkowa ostatnio siłownia plenerowa, prawdę mówiąc niektóre urządzenia są nieco dziwne - ten podwójny kręciołek jest śmieszny, ale nadaje się dla Kluski, bo ja zahaczam kolanami o ten górny. Parę urządzeń było takich, że nie bardzo wiadomo do czego mają służyć... może stali bywalcy odkryli i trzeba by podpatrzyć co z tym robią.
Stoliki z szachownicami (tutaj są trzy) są zwykle o tyle niepraktycznie, że nie ma czym grać. Trzeba przynieść własne figury, bierki, efekt jest taki że nie wiem czy choć raz widziałem żeby ktoś na takich grał. A tutaj o dziwo przy jednym grali i to nie jakieś dziadki, tylko jakaś młodzież.
Co się okazało? Bierki zostały zorganizowane przez bywających tu mieszkańców - za białe robią kamyki, którymi jest miejscami wysypany skwerek, a czarnymi są szyszki, o które w sosnowym zagajniku nietrudno.
Skorzystaliśmy więc i my, tylko wstyd się przyznać, że nie pamiętałem jak się gra w warcaby. Grałem w nie jakoś we wczesnej podstawówce, a potem już tylko w szachy... w domu też ostatnio nie było okazji po nie sięgnąc, niy szachownica od szachów jest, ale figury mamy tylko szachowe. Teoretycznie można zagrać kamykami od go, ale jakoś tak...
No i efekt był mniej więcej taki:
Powyższy cytat to "Fachowcy", czyli niezapomniani Friedmann i Kofta (cały kawałek Fachowców o szachach). Też nie pamiętałem czy czarne na białych, czy odwrotnie białe na czarnych... coś mi tam świtało że coś tam jest z kolorami, więc ułożyłem czarne na czarncyh, a białe na białych, przy takim ułożeniu niemożliwe było bym wydedukał prawidłowe zasady.
Miałem problem jak się bierki ruszają, początkowo zastanawiałem się, że może tak jak piony w szachach, ale w końcu wykombinowałem że ruch jest też o jedno pole, ale do przodu, do tyłu, na boki, na skos, a damka dowolnie. Bicie pamiętałem w miarę dobrze, że na skos, że z przeskakiwanie (a nie jak w szachac), tylko nie pamiętałem że można zmieniać kierunek w trakcie bicia. Ostatecznie z takimi dracznymi zasadami sobie zagraliśmy na początek.
Hmmm, jaki by tu teraz ruch wykonać...
Łyknę kawy, to może mnie olśni.
Nie olśniło... to może zagrajmy w kości, takie do opowiadania historyjek (Klu wypatrzyła w bibiliotece zestaw którego nie mieliśmy, mają tam trzy z różnymi rysunkami na kościach, ale dwa pozostałe już kiedyś wypożyczaliśmy).
Eee, to może ręcznie podobieram rysunki, żeby mi pasowało.
Pan Marian wstał rano, WTEM!...
Te stoliki mają ten felerek, że niestety nie są zbyt dobrze zacienione, zwłaszcza z rana i w godzinach okołopołudniowych są w pełnym słońcu. My byliśmy po 14-ej to było ok, ale następnego dnia jak przejeżdżaliśmy obok przed 12-tą, to nawet nie było co się zatrzymywać, bo można było się upiec. Z tego co widzę w EkoParku też będą stoliki z szachownicami, ale na terenie otwartym bez cienia, tak więc latem w słoneczny dzień odpadają.
Na koniec jeszcze wpadliśmy do parku, tam z ciekawostek, niektóre kasztanowce zaatakowane przez szrotówka wypuszczają nowe liście, a nawet kwiatostany.
- dystans 46.42 km
- 11.00 km terenu
- czas 02:55
- średnio 15.92 km/h
- rekord 34.60 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Wysyp kurek trwa
Niedziela, 19 sierpnia 2018 · dodano: 20.08.2018 | Komentarze 10
- 815 kurek- 1,5 prawdziwka
- 1 kozak
- 2 czubajki
Człowiek wstaje rano, wygląda za okno i jak widzi gorejące słońce na czystym niebie, to mu się odechciewa wyściubiać nosa z domu... to nie jest dzień na jakąkolwiek aktywność fizyczną, to jest dzień w który należy się zaszyć w jakimś zacienionym kąciku. Ale cóż, jeśli się smażonych kurek zachciewa, to trzeba zabrać pierwszą krzyżowa w troki i wyjść w ten żar.
Nie mogłem się rano zebrać, ale w końcu jakoś się udało, tyle że jak wyruszyłem, to była już dziesiąta i poranny chłodek już minął, tak więc już na dojeździe do lasu było za gorąco. Spacer po lesie też nie należał do przyjemności - gorąco, parno, powietrze stoi... człowiek oblewa się potem, komary go rypią. A przez cały dzień niestety było słonecznie, ze dwa razy tylko na chwilkę jakieś chmurki naszły. Na szczęście komarów było mniej niż ostatnio i jak człowiek usiadł w cieniu odpocząć, napić się kawki, przetrącić kanapką i poczytać Wiecha, a w międzyczasie nieco ostygnąć, nie opadały człowieka chmurą i nie zjadały żywcem, dało się wytrzymać.
Dlatego dotrwałem jakoś do wieczora i gdy wracałem największy skwar minął, słońce było nisko, a cienie długie. Nadal było gorąco, ale do wytrzymania, a z czasem temperatura zaczęła dochodzić do rozsądnych poziomów.
Za to kurki z nawiązką wynagrodziły te wszystkie trudy, było ich więcej niż przed tygodniem. Obstawiam, że za tydzień będzie ich już mniej (prognozuję po ilości malusich kurek, nadal trochę jest, ale zdecydowanie mniej niż tydzień temu).
Poza tym znalazłem cztery prawdziwki - dwa małe (jeden dobry, drugi całkiem robaczywy) i dwa większe (z jednego po wykrojeniu zostało z pół kapelusza, drugi kompletnie przeżarty).
Poza tym znalazłem pierwsze w tym roku kozaki - ten z fotki dobry, drugi nieco mniejszy robaczywy.
Zebrałem też symbolicznie dwie czubajki do dorzucenia do powyższych grzybków (ale było ich więcej).
Takie coś znalazłem - nie podgrzybek (miąższ nie sinieje), nie goryczak (nie jest gorzki, nie prawdziwek (inny trzonek), a do tego zamszowy kapelusz. Zastanawiałem się co to i co z nim zrobić, może bym zabrał do dokładniejszej identyfikacji w domu (w razie niepewności i tak do wyrzucenia), ale dylemat rozwiązał się sam - był kompletnie robaczywy.
Po sprawdzeniu stwierdzam, że jest to prawdopodobnie piaskowiec kasztanowaty.
A to żółciak siarkowy, młode owocniki ponoć jadalne w internetach są przepisy na żółciak a' la sznycel... ale nie skorzystałem i nie zebrałem.
A to nieco starsze owocniki.
Trzeba uważać, żeby szukając grzybów nie wleźć w mrowisko.
Znów spotkałem padalca.
A to co? Jajeczka? Mikrogalasy?
Konwalia majowa owocuje.
Konwalijka dwulistna też.
A to nie wiem, za dużo jest podobnych roślin, trzeba by dosyć dokładnie przebadać różne cechy, żeby dobrze zidentyfikować.
A propos niedzieli z zakazem handlu, taką retroprasówkę mam akurat pod ręką. Jak widać sprawa handlu w niedziele to nie jest nowy temat, czasy się zmieniają, a niektóre rzeczy i problemy pozostają w gruncie rzeczy takie same... teraz Żabka, a kiedyś Żydzi. No cóż, według ich kalendarza siódmy dzień tygodnia, który się święci wypada w sobotę.
A w tym samym numerze był jeszcze jeden artykuł o handlu na Placu Mirowskim i w Halach Mirowskich, nieco obszerniejszy, dlatego nie wstawiam, tylko daję link do całości - 1938-04-04 Dzień Dobry!
Co prawda mowa tam o Placu Mirowskim i Halach Mirowski, ale z drugiej strony hal był Plac Żelaznej Bramy (mapka). Hala zachodnia miała odres Plac Mirowski 1, a wschodnia Plac Żelaznej Bramy 1. A dlaczego o tym wspominam? Bo na Placu za Żelazną Bramą praprababcia lavinki handlowała kwiatami z bibułki, które sama wyrabiała.
Takie bibułkowe kwiaty pojawiają się też w felietonach Wiecha - w jednym nawet były kupione właśnie na Placu za Żelazną Bramą. Poniżej odpowiednia fragment, a cały felieton o tutaj: "Najpiękniejsze kwiaty..." (jest to jeden z felietonów sądowych, znaleźć go można w zbiorze "Mąż za tysiąc złotych").
Oczywiście za Żelazną Bramą takich przekupek handlujących kwiatami z bibułki pewnie było więcej, ale dla nas jest oczywiste że kwiaty zostały kupione u babci Medzi.
- dystans 6.31 km
- czas 00:30
- średnio 12.62 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu do Trzeciej Biblioteki
Czwartek, 16 sierpnia 2018 · dodano: 17.08.2018 | Komentarze 4
Kluska dopytuje się, kiedy otworzą po remoncie trzecią bibliotekę, tę obok jej przedszkola. Dokładnej daty nie znam, ale prawdopodobnie dopiero zimą... to za dłuuugoooo! Jak by powiedziała Kluska. Ale za to zaproponowałem, że w zamian pojedziemy do innej biblioteki - filii numer 3, poza tym to jest trzecia żyrardowska biblioteka do której się zapisała (a ponieważ teraz jest jedna karta na wszystkie placówki biblioteki miejskiej, zapisanie polega tylko na na aktywowaniu karty w danej filii).Tutaj nie ma dużo pozycji dla dzieci, ale zawsze coś tam się znajdzie, tyle że trochę trzeba się przekopać przez książki na półkach, bo młodzieżowe i dziecięce są razem.
Martynka uczy się tańczyć... a nie, to tylko Kluska zwiedza bibliotekę.
Obok na wjeździe na osiedlowe uliczki jest jeszcze zachowana brukowa nawierzchnia, w większości kocie łby.
Następny postój - plac zabaw pod szkołą podstawową nr 2. Na starych zdjęciach można zobaczyć, że budynek był początkowo piętrowy, ale później został nadbudowany (widać to, jak się przyjrzeć cegłom na granicy pierwszego i drugiego piętra.
Nowa tablica wmurowana z okazji 125-lecia szkoły.
Jak czytałem propozycje komisji dekomunizacyjnej, to tam było min. żeby usunąć tablice poświęconą Pietrkowi i zastąpić inną na 125-lecie szkoły. Widziałem zdjęcia z uroczystości odsłonięcia nowej tablicy i myślałem tą starą usunięto, jak przejeżdżałem obok to jej nie widziałem, ale teraz widzę że przetrwała - po prostu jest nieco z boku i nie rzuca się w oczy.
Z ciekawostek, moja mama wspomina że kiedyś była taka knajpa "Pietrek" (w budynku domu kultury, tam gdzie teraz "Tygielek") i że tam się chodziło min. na dyskoteki.
Przy okazji obejrzeliśmy sobie z Kluską mury szkolne - podmurówka z kamienia polnego, potem różnie ułożone cegły, no i niektóre cegły o specjalnych kształtach.
Jak słońce opanowało prawie cały plac zabaw, przenieśliśmy się do parku. Kluska - zdobywca najwyższej skałki!
Oczywiście oprócz zabawy na placu zabaw, poczytaliśmy te książki z biblioteki, a poza tym pograliśmy w gry - oto jedna z moich propozycji w grę BUG (więcej o moich wymyślonych rozgrywkach w BUGa piszę w tym wpisie).
"20 minut dziennie, codziennie"? Dzień wcześniej to my mieliśmy chyba "20 minut co godzinę", Klu miała wyjątkową fazę na czytanie książek, większość dnia na tym spędziliśmy - w domu, parku, na placu zabaw. A na fotce niżej już sama przegląda sobie książki (tutaj nie biblioteczne, tylko z domowego księgozbioru).
To skoro jesteśmy w tematyce książkowej, rozdział ze wspomnień Wiecha " Piąte przez dziesiąte" o tym jak wydał pierwszą książkę.
Pierwsza książka
W międzywojennych czasach wydać książkę nie było rzeczą łatwą. Toteż pierwszy zbiór moich felietonów, złożony z samych pyskówek i opatrzony tytułem „Znakiem tego...” odleżał się trochę, zanim znalazłem wydawcę. Zwróciłem się najpierw do ruchliwej, poważnej firmy Przeworskiego. Ale kierownik, pan Igrek, odpowiedział mi, że felietonów niżej Nowakowskiego Przeworski nie wydaje. Połknąłem pigułkę i wrzuciłem maszynopis do szuflady, niech leży. Jednak życzliwe dusze pomogły.
Miła moja koleżanka redakcyjna Karolina Beylin, stale współpracująca z taką potęgą wydawniczą jak przedwojenny „Rój”, powiedziała mi kiedyś:
- Wiesz, ja ci to załatwię.
Ale nie załatwiła. Władca „Roju”, Marian Kister, odpowiedział:
- Widzi pani, to są cukierki. Jeden cukierek każdy zje chętnie, ale torbę cukierków kto kupi?
No to lu maszynopis do szuflady. Ale ambicja ujrzenia własnych utworków w wydaniu książkowym nie dawała mi żyć. Postanowiłem sam zabawić się w wydawcę. Papier, druk itp. dostałem w prezencie od Domu Prasy. Książka się ukazała i poleciała jak szatan. W ciągu dwóch tygodni nie było śladu nawet pod ladami. I wtenczas zacząłem się odgrywać. Najpierw zgłosił się „Przeworski” za pośrednictwem pewnego dziennikarza, który mi oświadczył, że pan Igrek chce ze mną mówić.
- Drogi panie kolego, czy pan zna dobrze pana Igreka? - zapytałem.
- Doskonale.
- To niech mu pan powie, żeby mnie pocałował... - tu bardzo dokładnie określiłem miejsce, gdzie pocałunek ma zostać złożony. Drugi zgłosił się telefonicznie uroczy szaławiła Marian Kister. - Panie Wu, przyjdź pan do „Roju”, pogadamy.
- Po co, przecież pan cukierkami nie handluje?
- Jakimi cukierkami? Co za cukierki? Co ta Karolcia narozrabiała?
Jednak znudziło mi się być wydawcą i po następnym telefonie Kistera zgodziłem się oddać mu prawa druku dalszych wydań „Znakiem tego”. Było ich pięć. Potem z latami leciały dalsze książki, ale tę pierwszą wspomina się najmilej, zwłaszcza że były z nią związane wspaniałe bankiety. Drugie wydanie uczciliśmy z Kisterem w „Małej Ziemiańskiej”, gdzie mi postawił pół czarnej i wspaniałe ciastko z owocami, tak zwaną balijkę. Ale po trzecim wydawca zatelefonował do mnie:
- Przyjdź pan o pierwszej do „Roju”, musimy oblać sukces. Będzie Wańkowicz i jeszcze kilka osób.
Przyszedłem. Kister zajęty był na razie różnymi sprawami, ale kiedy skończył, przyszedł pan Melchior Wańkowicz z wypchaną teczką i zaczęła się uczta. W teczce było pełno zagranicznych magazynów oraz ćwiartka z czerwoną kartką i duża, gorąca, zatkana na dwa patyki kiszka kaszana. Biesiada nie trwała długo, ale był to na pewno najmilszy bankiet, w jakim brałem udział z okazji powodzenia książki. Zresztą kiszka pochodziła od Radzymińskiego z rogu Brackiej i Widok.
Przedwojennemu warszawiakowi to wystarczy, żeby się „każdy jeden” oblizał.
Poniżej reklamy książki "Znakiem tego" z jednego z czerwoniaków, a konkretnie " Dzień Dobry!" (redakcja znajdowała się we wspomnianym Domu Prasy):
Jeszcze z ciekawostek - przez pierwsze lata rubryka " Walery Wątróbka ma głos" nie była podpisana, aż któregoś dnia pojawiła się taka wzmianka, a później już widniał podpis "Wiech".
1936-12-06, Dzień Dobry!
- dystans 5.65 km
- czas 00:23
- średnio 14.74 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z Klu do biblioteki i ucieczka przed burzą
Wtorek, 14 sierpnia 2018 · dodano: 14.08.2018 | Komentarze 3
Dziś Klu rusza do biblioteki z nowym workiem, własnoręcznie pokolorowanym (to był taki specjalny worek do kolorowania flamastrami). A w worki książki do/z biblioteki (te mniejsze, bo i worek nieduży).Chciałem dziś tylko do jednej biblioteki podskoczyć, a do drugiej za dwa-trzy dni... ale jak Klu się dowiedziała, to zaprotestowała i wymogła żeby jechać do obydwu za jednym zamachem jak zwykle. No dobra. Jak wychodziliśmy z centrali na Mostowej, to zaczęło kropić, ale na szczęście szybko przeszło, bo chmura nas tylko brzegiem zahaczyła. A potem tradycyjnie na rozwałkę w parku, tu chyba solidniej padało, ławkę trzeba było przetrzeć ręcznikiem - na szczęście miałem ze sobą, z Kluską nawet na wypad na miasto, trzeba się przygotować jak na wojnę i zabrać mnóstwo różnych bambetli.
Drugie śniadanie, czyli kawa (zbożowa z mlekiem) i kajzerka.
Ledwie przeczytaliśmy jedną książeczkę, a już trzeba było się zbierać i uciekać przed kolejną chmurą, która pojawiła się na horyzoncie i raz czy dwa nawet grzmotnęło. Ponieważ uciekaliśmy w tę samą stronę, w którą szły chmury, to bez pośpiechu zdążyliśmy przed ulewą (tym razem porządną).
No cóż, zwykle większość książeczek zdążymy przeczytać jeszcze w parku, ale tym razem się nie udało. A znów wypożyczyliśmy cały stosik.
Poza tym wzięliśmy dwie gry - "Podwodne królestwo", czyli dosyć prosta planszówka, pionki poruszają się dookoła planszy, a na kolejnych polach dostaje się perełki, czeka kolejkę, dostaje dodatkowy rzut kostką, albo można za perełki kupić przedmioty (karty przedmiotów są w czterech kolorach i trzeba zebrać cztery, każdy w innym kolorze).
Dla Kluski to gra jest wręcz zbyt łatwa (na pudełku oznaczona od 4 lat), ale jako urozmaicenie na jedną, czy dwie partyjki w sam raz. Powiększenia poniższych planszy po kliknięciu w fotkę.
Edit: chyba Klusce ta gra się spodobała, bo jeszcze zaciągnęła koleżankę z podwórka na partyjkę.
Druga dużo trudniejsza - "Bug", oznaczona od 6 lat, ale moim zdaniem proponowane dwa warianty gry są nieco za trudne dla sześciolatków. Każda karta ma na awersie kilka różnych owadów w różnych kolorach, a a na rewersie jakieś pytanie (np. ile jest much, owadów niebieskich itp.). Wykłada się kolejno trzy karty i trzeba zapamiętać co na nich było, bo są potem zasłaniane i wyłożone pytanie o ilość określonych owadó, a swoje odpowiedzi gracze zaznaczają żetonami na specjalnej planszy.
Druga wersja gry jest dwuosobowa, jeden gracz znów wykłada trzy karty, ale potem wybiera jedną i odwraca ją na pytanie, a ten drugi ma na nie odpowiedzieć.
My graliśmy więc w wersję uproszczoną (często musieliśmy w niektórych planszówkach modyfikować zasady by nieco uprościć), wykładając i odwracając tylko jedną kartę, a i tak było dosyć trudno (pozwalałem Klu jeszcze szybko zerknąć na awers z owadami). Spróbujemy jeszcze grać w trzy otwarte karty, żeby po prostu policzyć ile jest na nich odpowiednich owadów, co będzie chyba dla Klu zbyt łatwe, ale ona lubi takie rzeczy, więc może się spodoba. Może jeszcze wymyślimy jak wykorzystać te karty do gry, bo gra ma potencjał.
Edit: rzeczywiście gra w otwarte karty i po prostu liczenie odpowiednich owadów było bardziej na poziomie Kluski, zwłaszcza te nieco trudniejsze zadanie, bo policzyć owady w danym kolorze to łatwizna.
Poza tym wymyśliłem kolejną grę z zastosowaniem tych kart. Każdy otrzymuje trzy karty, wykładamy kartę pytania - na fotce poniżej "ile jest pomarańczowych owadów", wykładamy na środek kartę na której jest najwięcej owadów spełniających kryteria pytania (tu pomarańczowych), "lewę" zgarnia ten który ma więcej danych owadów (tutaj karta Kluski z czterema pomarańczowymi).
Potem każdy gracz otrzymuje po jednej karcie, by znów mieć trzy, jak jest remi to karty wyłożone wracają po prostu z powrotem na rękę. Ponieważ kart do takiej rozgrywki nie ma zbyt dużo, to utylizujemy te z kupki zadanych pytań i dajemy je graczom na rękę stroną z owadami. No i wygrywa ten kto zdobył więcej lew.
Jak Klu nie było, wypożyczyliśmy sobie min. grę "Ogródek", gra od 8 lat i faktycznie dla Klu by była chyba zbyt skomplikowana, choć pewnie dałoby się uprościć zasady tak by skupić się na samym układaniu rabatek na grządce, rezygnując z różnych dodatkowych elementów i zasad. Póki co zagraliśmy tylko z lavinką
No cóż, teraz na rynku jest zatrzęsienie różnych planszówek, gier karcianych, kościanych itp. korzystamy więc chętnie z zasobów biblioteki w tym zakresie, bo fortunę by można na nie wydać, a choć w niektóre są rewelacyjne i można faktycznie w nie grać wielokrotnie, to część jest na raz lub dwa, a niektóre w ogóle okazują się niewypałami, choć początkowo wyglądają zachęcająco.
- dystans 44.96 km
- 10.30 km terenu
- czas 02:47
- średnio 16.15 km/h
- rekord 34.80 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Wysyp kurek
Niedziela, 12 sierpnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 7
- 504 kurkipoza tym z grzybów jadalnych znalazłem 3 robaczywe prawdziwki, trochę czubajek (muchomor rdzawobrązowy), muchomory czerwieniejące, gołąbki... za to nie było już wcale zajączków i kań, których nie ma od jakiegoś już czasu. W tym roku nie znalazłem jeszcze żadnego maślaka, podgrzybka brunatnego, czy kozaka.
A było tak - korzystając z chłodniejszego dnia, pojechałem do lasu (ochłodziło się po wczorajszych deszczach - padało wczoraj do południa, a potem w nocy). Dojazd z silnym wiatrem w pysk, toteż się zmachałem, ale przynajmniej ładnie chłodził, bo słońce od rana przypiekało. W ogóle cały dzień słoneczny, na szczęście w cieniu była przyjemna temperatura, ale jak się połaziło po lesie, trafiając na plamy słońca, to trochę można było spłynąć potem (wiatr w lesie był słabo odczuwalny). Las był wilgotny po nocnych opadach i do tego dużo komarów.
Jak widać z zestawienia, zebrałem tylko kurki, ale za to dużo i nie narzekam bo właśnie na kurkach mi najbardziej zależało... no, gdyby jeszcze kanie się trafiły, ale te tylko raz w lipcu trafiłem. W większości kurki były małe i średnie, dużych prawie nie było, no i sporo maleństw za małych na zbieranie.
A między kurkami... chyba padalec. Najpierw wykluczyłem żmiję i odetchnąłem, potem wykluczyłem zaskrońca, następnie wykluczyłem (choć nie na 100%) wszystkie pozostałe występujące u nas węże - miedziankę (gniewosz plamisty), węża eskulapa i pytona. Pozostała więc jaszczurka.
Prawdziwki już tylko trzy, a w dodatku kompletnie robaczywe. Coś tam z brzegów kapeluszy może by się wykroiło, ale i tak by było za mało, więc dałem sobie spokój.
Trochę niedużych czubajek też trafiłem, może parę łebków bym zebrał by dorzucić do innych grzybów... ale nie miałem tych innych grzybów (kurek nie licze, bo te idą osobno na patelnię).
Gołąbek jakiś, pytanie czy jadalny, a poza tym i tak pewnie robaczywy
Muchomorek, być może czerwieniejący.
A tem muchomor to chyba sromotnikowy.
Inne grzybki
A poza trzmielina
Dereń świdwa
Trawy spalone słońcem
Jak już obleciałem z grubsza miejscówki, postanowiłem że poczekam aż słońce się zniży i spróbuję jeszcze nazbierać jeżyn. Chciałem posiedzieć w zacienionym lesie i poczytać wiecha, ale komary mi żyć nie dały, więc w końcu odpuściłem i się zwinąłem. Na szczęście część krzaków jeżyn była w lekkim cieniu, próbowałem też podejścia do tych na słońcu, jednak szybko zrezygnowałem bo za gorąco. Mimo to zebrałem wystarczająco owoców... ale tak na oko jeżyny już się w zasadzie kończą (w połowie sierpnia!).
Z powrotem wiatr był niestety bardzo słaby, na dodatek zaczął kręcić o pod samym Żyrkiem nawet przeszkadzał.
Dziś tylko dwa króciutkie cytaty z Walerego Watróbki, ze zbiorku "Śmiech śmiechem" (a żart żartem), które mnie rozbawiły w cieniu pod świdośliwą.
- dystans 41.10 km
- 6.50 km terenu
- czas 02:21
- średnio 17.49 km/h
- rekord 34.60 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Kurki, prawdziwki i jeżyny
Poniedziałek, 6 sierpnia 2018 · dodano: 10.08.2018 | Komentarze 4
- 192 kurki- 10 całych prawdziwków, 6 fragmentów kapeluszy (po jakieś 50-75% po wykrojeniu)
- 1 czubajka (muchomor rdzawobrązowy)
- 1 zajączek
Korzystając z najchłodniejszego jak do tej pory dnia sierpnia, wyskoczyłem zobaczyć jak tam sytuacja na odcinku grzybowym. Dojazd w przypiekającym słońcu, natomiast wiatr w pysk z jednej strony przeszkadzał, a z drugiej chłodził. Na szczęście w lesie już naszły chmury i przez większość czasu zasłaniały słońce, raz nawet przez jakiś czas padało.
Po porażce w jednym miejsc jeżynowych, postanowiłem sprawdzić parę krzaków rosnących w lesie przy drodze na dojeździe na miejscówki kurkowe, wcześniej już widziałem że są, więc liczyłem na te leśne jeżyny. I nie zawiodłem się, zebrałem nieco więcej niż się spodziewałem.
Owoców kruszyny pospolitej nie zbierałem, bo są trujące.
Kurek było znacznie więcej niż ostatnio, także udało mi się sporo zebrać... no, z tej okolicy zdarza mi się nawet dwa trzy razy tyle zebrać, więc wynik nie jest rekordowy, ale zadowalający.
Prawdziwków było nieco mniej, ale za to także mniej robaczywe, więc ostatecznie udało mi się nieco więcej uzbierać. Tak to było na sztuki, bo masowo było sporo więcej, może nawet trzy razy tyle, albo i lepiej, a to dlatego że większość była z ogonkami, no i nieco większe udało się uzbierać, w tym dwa całkiem duże.
Zajączków tym razem praktycznie w ogóle nie było, ale nie płakałem z tego powodu, bo one i tak w wiekszości są robaczywe latem. Znalazłem tylko jednego maciupciego i to o dziwo dobrego, więc go symbolicznie zebrałem.
Była też niewielka ilośc muchomorów rdzawobrązowych (czubajek), ale one są delikatne i się łamią w transporcie, zebrałem tylko symbolicznie jeden nierozwinięty czubek.
Inne muchomorki, niektóre chyba nawet jadalne
Muchomor zielonawy, powszechniej znany jako sromotnikowy
Ale wracając do jadalnych grzybów - znalazłem ze dwa lejkowce dęte (ale nie zbierałem)
Trafić też można było na jadalne i niejadalne surojadki (gołąbki), ale ich nie zbieram... zresztą przy takiej pogodzie zwykle i tak są robaczywe.
Kwitnące mimozy ściągają przeróżne owady
Zakwitły też wrzosy
Na drogę powrotną znów wyszło słońce, chmury rozsunęły się gdzieś na boki... za to wiatr tym razem pomagał.
Zaraz potem wróciły upalne dni, więc z tej okazji nieco bardzo gorącej retroprasówki (za prawdziwość wszystkich informacji nie ręczę - bądź co bądź to prasa brukowa) - 8 i 11 lipca 1936, Dzień Dobry!,
Jak niektórym przygrzało, to nie wystarczało nad ocean uciec, tylko na ocean ruszyli.
Następny weekend zapowiada się znów chłodniejszy... a co dalej zobaczymy.
- dystans 18.01 km
- 7.00 km terenu
- czas 01:11
- średnio 15.22 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Poranny wypad na jeżyny
Niedziela, 5 sierpnia 2018 · dodano: 08.08.2018 | Komentarze 2
Rano przeszła ulewa i był przyjemny chłodek, niestety wkrótce zaczęło wychodzić słońce i coraz bardziej przygrzewało... korzystając że rano było jeszcze znośnie wyskoczyliśmy z lavinką na jeżyny. Pierwsze były już 2,5 tygodnia temu, potem nie bardzo miałem czas tu podskoczyć, bo albo był upał, albo lało, a jak już się wybrałem, to na jagody albo grzyby.No i teraz okazało się, że bryndza. Jeżyn jak na lekarstwo i drobne... coś tam kontrolnie uzbieraliśmy, ale niewiele. Przy czym to były krzaki w bardzo nasłonecznionym miejscu, pojawiły się wcześnie, a potem w tym upale takie bdziny rosły.
Natomiast w pobliżu kilka krzaczków, które były bardziej zacienione miały ładne, duże owoce. Dla odmiany jeszcze w większości niedojrzałe, tylko troszkę udało się dozbierać.
Z cyklu "kwiatek dnia" - to mi wygląda na krwawnicę pospolitą (nie mylić z krwawnikiem pospolitym).
Jakaś rowerowa retroprasówka nie zaszkodzi... no, to chyba Walerek zasuwa na tym rowerze!
1934-06-10 Dzień Dobry !
No to może o tym jak Walerek był wojsku na ćwiczeniach rezerwistów... nie będę się dzisiaj produkował, bo nic takiego nie mam w zanadrzu, zatem tylko oryginalny Wiech. Cztery felietony z pułku, plus dwa przed i po. Trochę mało, szkoda że Wiech nie napisał całej książki (albo przynajmniej dłuższej serii felietonów) pt. "Przygody dzielnego wojaka Walerego Wątróbki podczas wojny światowej, bolszewickiej i po nich".
Ale dobre i to, zatem poniżej sześć felietonów, życzę przyjemnej lektury:
- 1934-08-19 Dzień Dobry!
- 1934-08-26 Dzień Dobry!
- 1934-09-02 Dzień Dobry!
- 1934-09-09 Dzień Dobry!
- 1934-09-16 Dzień Dobry!
- 1934-09-23 Dzień Dobry!





