teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 121747.70 km z czego 18213.55 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.11 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 18.51 km
  • 8.20 km terenu
  • czas 01:32
  • średnio 12.07 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Grzybowa zbiórka zastępcza zuchenki Kluski

Piątek, 27 września 2019 · dodano: 20.10.2019 | Komentarze 2

- 18 prawdziwków
- 17,5 podgrzybka
- 5,5 maślaka

Ponieważ dzisiejsza zbiórka zuchów odwołana, to jedziemy z Klu do lasu na zbiórkę zastępczą. Po drodze wymyślamy dalszy ciąg do  piosenki Tytus "Na wagary, na wagary..." (tekst oryginalnej zwrotki w tym wpisie). Ponieważ dziś nie wagarujemy, tylko jedziemy zaraz po szkole, to i tekst niewagarowy:

Już na grzyby, już na grzyby
nadszedł czas.
Nazbierałem pełen koszyk
pierwszy raz.
W gąszcza lasu
rower wiezie mnie.
O prawdziwkach* i maślakach
sobie śnię.

*) ew. o podgrzybkach, zajączkach lub co kto tam woli


Zuchenka Kluska melduje gotowość do grzybobrania!



Pierwsze trofea.




Na początek głównie podgrzybki (choć trafiły się trzy prawdziwki przy drodze, gdy schodziliśmy z rowerów na miejscówce rozwałkowej).





Oprócz grzybów znaleźliśmy też skrzynkę.



lavinka znalazła maślaczki, ale nie była pewna, więc gdy wróciliśmy z gąszcza, zaprowadziła nas do identyfikacji.



Do przerwy taki wynik zbioru. Głównie podgrzybki plus kilka prawdziwków i maślaków.



A teraz przerwa na jedzenie...



...hamakowanie...



...łażenie po drzewie...




...zabawy kijkiem z przywiązanym sznurkiem....



Kolejna runda grzybobrania, tym razem głównie prawdziwki.




Ufff, ledwo się mieści. Co prawda prawdziwków i podgrzybków było ilościowo tyle samo, to jednak objętościowo prawdziwków było chyba ze cztery razy więcej.



Było też sporo innych grzybów, na przykład gołąbków



I takich tam...




To w sumie też częściowo grzyby



Pora wracać



Kluska jeszcze pokazała nam, gdzie mieli ognisko zuchowe.



Czernidłak kołpakowaty, jadalny... aczkolwiek gdybym je zbierał, to z tej miejscówki akurat bym ich nie zebrał, bo zaraz obok obwodnicy. Generalnie czernidłaki rosną głównie przy drogach.






  • dystans 48.06 km
  • 12.20 km terenu
  • czas 02:56
  • średnio 16.38 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Mieszanka firmowa grzybów

Wtorek, 24 września 2019 · dodano: 15.10.2019 | Komentarze 10

Mieszanka firmowa:
- 29 kań
- 25 prawdziwków
- 6 podgrzybków (brunatnych)
- 16 zajączków (podgrzybek złotopory i/lub obciętozarodnikowy)
- 10 zajączków (podgrzybek zajączek lub żeberkowany)
- 14 kurek
- 5 czubajek
- 4 kozaki
- 13 maślaków żółtych
- 1 maślak zwyczajny

Dziś chyba najbogatszy (gatunkowo) zbiór grzybów w tym roku. Oprócz grzybów widziałem ze trzy klucze odlatujących (chyba) do ciepłych krajów ptaków - ze dwa jakichś bodaj żurawi i na koniec klucz trzech Black Hawków.

Bogaty zbiór kań... co prawda nie było takich bardzo dużych, w większości średnie, ale i tak ciut za dużo mi się zebrało, toteż część dorzuciłem do kotletów mielonych z grzybów, które robiłem.

Cykl rozwojowy kani w skrócie:









No, prawdziwków też sporo (zwłaszcza w przeliczeniu na masę), szczególnie że w większości miały zdrowe nóżki.





Prawdziwek, a bohaterem drugiego planu jest zajączek.



Jako zajączki zazwyczaj określa się kilka podobnych do siebie gatunków podgrzybków... ja też zazwyczaj nie bawię się w dokładną identyfikację. Poniżej kilka fotek z podgrzybkami prawdopodobnie złotoporymi (złotawymi) i obciętozarodnikowymi.





Dziś jednak osobno wymieniłem 10 zajączków, które rosły w jednej grupie (plus kilka robaczywych) i prawdopodobnie były to podgrzybki zajączki lub żeberkowane. Normalnie z pojedynczymi się nie bawię w osobne zliczanie.




Kilka podgrzybków brunatnych też się trafiło, ale niewiele... a nie miałem czasu podjechać do miejscówek podgrzybkowych.



Prawdziwek? Dorodny podgrzybek? Nie, stary i zarobaczywiały kozak.



Ale udało się też znaleźć kilka młodszych i nadających się do zbioru.



Maślak żółty... oprócz żółtych, znalazłem też jednego maślaka zwyczajnego, ale nie mam go na zdjęciu.



Czubajki (muchomor rdzawobrązowy), były w większej ilości (wysyp trwa), ale ich już nie zbierałem... ot tylko kilka symbolicznie, na przykład jak takie ładne czubki stanęły na mojej drodze (żal było je rozjechać).



To chyba klejówka świerkowa... jeśli tak, to jest grzybem jadalnym (choć ponoć takim sobie). Ja w każdym razie nie zbierałem.





Głowy nie dam, ale to chyba maślaczek pieprzowy... jeśli tak, to zasadniczo niejadalny z powodu ostrego smaku, choć gdzieniegdzie się go jada, bo ponoć w czasie gotowania traci ostry smak, używa się też jako przyprawy.





O, a to największy i najbardziej znany truciciel naszych lasów - muchomor zielonawy znany bardziej jako sromotnikowy.




A to inne muchomory







Tego grzybka z nazwy nie znam (na razie), ale bardzo go lubię z wyglądu.







  • dystans 10.50 km
  • czas 00:45
  • średnio 14.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klou do Międzyborowa

Poniedziałek, 23 września 2019 · dodano: 10.10.2019 | Komentarze 4

W tytule jest literówka, ale że ładnie wyszło, to zostawiam. Dziś do biblioteki w Międzyborowie, bo okazało się że w wakacyjnym konkursie czytelnictwa dla dzieci, zdobyliśmy jakąś tam nagrodę.

Po wizycie w bibliotece, myk na wydmy... Klu większość trasy przez wydmy pokonała biegiem.



Zdobycie wydmy poprzez obowiązkowe wejście na reper.



- Dzień dobry sosenki, jak się masz? Widzę że urosłaś.



Prezentacja nagród - firmowa torba biblioteczna z książką o roślinach w środku, oraz torebka w kwiatki. Chlebak przywieźliśmy z domu.



Tata pomóż mi nieść, to jest świetne do siedzenia.



Robimy płotek.















Tadam! I gotowe... ej, nie przechodź przez ściany, tam są drzwi (tak mnie strofowała, a potem sama wchodziła przez okno).




Sztuczka z nietrzymaniem patyka.



Powrót, też biegiem... za mało wuefu w szkole, to dziecko niewybiegane. Kluska podobnie jak Tytus de Zoo, też by pewnie chciała żeby w szkole był sam w-f.



Pożegnalna jaskółka na reperze i powrót do domu.




  • dystans 74.62 km
  • 4.60 km terenu
  • czas 04:52
  • średnio 15.33 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Dzień bez samochodu 2019

Niedziela, 22 września 2019 · dodano: 01.01.2020 | Komentarze 3

Cegłów - Mrozy - Kałuszyn - Jakubów - Mistów - Stanisławów - Czarna - Mińsk Mazowiecki

Wycieczka z okazji Dnia Bez Samochodu, korzystamy z tego że 22 września przejazd Kolejami Mazowieckimi jest za darmo i jedziemy na wschód, kawałek za Warszawę. Wybór kierunków był dosyć ograniczony, bo na kilku liniach kolejowych są remonty - generalnie odpadł kierunek południowy. Kierunek zachodni też odpadał, bo w ŁKA żeby pojechać za darmo, trzeba było mieć dowód rejestracyjny (pozostawały więc KM lub SKM).

Jedziemy więc na wschód, w Warszawie wsiadamy do Flirta (jeżdżą one na linii siedleckiej). We Flircie są trzy stojaki rowerowe na jednostkę, co prawda wsiadamy na pierwszej stacji, ale ledwie parę minut przed odjazdem i już stoją tam dwa rowery - jakoś udaje nam się upchnąć tam w miarę stabilnie jeszcze dwa. Potem jeszcze dosiada więcej rowerzystów, ale muszą już stać z rowerami (lub sprytnie je upchnąć) na pomostach... w sumie chyba liczba rowerów w pociągu przekroczyła dziesięć (przypominam - stojaki są trzy).



Wysiadamy w Cegłowie i oglądamy gotycki kościół.





Rzut okiem na tryptyk (zwany „Tryptykiem Cegłowskim”) wykonany  ok. 1510 przez mistrza Lazarusa z Warszawy (ucznia Wita Stwosza) dla Kolegiaty Warszawskiej, który jednak od 1629 jest w Cegłowie.



W południowej i wschodniej ścianie wmurowane jest kilka kul... część jest w miarę kulista, ale niektóre są bardziej nieforemne i może raczej zwykłe kamienie udające kule armatnie.



Kościół mariawicki



Sierociniec z międzywojnia




Mural, który jest niestety tak położony, że w słoneczny dzień jest pod słońce i ciężko mu zrobić zdjęcie na wprost.




Całkiem sympatyczny parczek o nazwie "Pięć zmysłów małego odkrywcy" (powiększenia: mapka, legenda) z interaktywnymi urządzeniami edukacyjnymi... niestety część z nich jest już zdewastowana - pourywane elementy, wykrzywione itp.





Biblioteka w Cegłowie.



Jedziemy dalej na wschód, tam skąd przychodzą Mrozy



Dworzec w mrozach jest w trakcie remontu.



Tramwaj konny w Mrozach... jego historia sięga 1902, kiery ruszyła budowa sanatorium w Rudce. Wtedy położono tory i uruchomiono kolejkę konną, która dowoziła ze stacji materiały budowlane, natomiast w 1908 uruchomiono tramwaj konny który dowoził kuracjuszy (i kursował do 1967). Tramwaj został odbudowany w 2011 i od tej pory kursuje przez kilka dni w roku.



- Odjaaaaazd!
- Nie ma konia!
- Ej, kto zajumał konia?



Gdy nie ma kursów, wagonik stoi przykłódkowany do torów, żeby nikt go nie zajumał.



Dawne sanatorium jest tam za lasem... ale dziś tylko kawałek pojechaliśmy wzdłuż torów i zawróciliśmy.




Krótki stopik w parczku nad stawem.



Zanim opuścimy Mrozy, jedziemy jeszcze na cmentarz (cyklogrobbing być musi!) i tam odnajdujemy dwie mogiły zbiorowe z 1939.







Ha, stojaki na znicze wykonane z łusek artyleryjskich.



Robur, Robur, zabójca kur! Tak, jedziemy na północ i po drodze omal nie spadam z roweru... w krzakach stoi Robur, któremu dziesięć lat temu robiłem zdjęcie! Teraz oczywiście też robimy mu zdjęcia i jeszcze jakiś przechodzący pan mówi że to jego  (więcej zdjęć w tym wpisie na blogu pocztówkowym).

Robur 2019



Robur 2009



Dojeżdżamy do Kałuszyn - pomnik niepodległości




Studnia z nieco nietypowym zadaszeniem



Kościół




A ta macewa jest wyeksponowana przy wejściu do kościoła i upamiętnia pomordowanych w czasie II wojny mieszkańców (liczby podaje niezbyt czytelna tabliczka powyżej - "Kałuszyn 1939 – Polaków 3000, Żydów – 6500").

"W 1990 r. z inicjatywy ks. Czesława Bednarczyka jeden nagrobek - stelę z grobu Sary Weissenblum, zmarłej 20 października 1935 r. - umieszczono przy wejściu do kościoła w Kałuszynie."  (źródło)



Krzyż upamiętniający Powstańców Styczniowych. Obecnie stoi na skraju targowiska miejskiego (od ulicy Chopina), ale jeszcze kilka lat temu stał na terenie targowiska i tamtą lokalizację miałem zaznaczoną...

Według miejscowej tradycji, na targu byli pochowani Powstańcy Styczniowi - ochotnicy, którzy mieli dołączyć do jednego z oddziałów, ale zostali zaskoczeni  w folwarku w Woli Kuflewskiej. Rosjanie mieli ich zwłoki przewieźć do Kałuszyna i pochować na targu bydlęcym w celu pohańbienia (żeby było deptało ich groby). W 1910 roku został tutaj postawiony ten krzyż ze zdjęć, a tablica jest dosyć nowa (bodaj z lat 90.)

W 2014 miał miejsce remont targowiska, krzyż został przeniesiony na jego skraj (w obecne miejsce), zostały też przeprowadzone badania archeologiczne. Podczas badań odkryto dziewięć mogił - jedną dużą w której spoczywały szczątki 19 osób (ułożone w trzech warstwach) i osiem będących miejscem złożenia od jednej do trzech osób. W sumie 37 zwłok.

Na podstawie znalezionych przedmiotów (francuskie guziki mundurowe z numerami pułków, rosyjskie guziki mundurowe, krzyżyk i ikonka podróżna...) ustalono, że wśród pochowanych są żołnierze francuscy i rosyjscy z czasów napoleońskich, choć niewykluczone że są też żołnierze polscy, którzy też operowali wtedy w tej okolicy. Mogiły pochodzą najpewniej z 1813 roku, czyli odwrotu Wielkiej Armii z Rosji, w styczniu 1813 miały bowiem miejsce walki o miasto. Zostali oni pochowali poza miastem, być może przy krzyżu przydrożnym, który jest tu zaznaczony na jednej z ówczesnych map, odkopano też dołki posłupowe, które mogły być pozostałością po krzyżu i jego ogrodzeniu.

(artykuł z podsumowaniem badań archeologicznych - można ściągnąć w pdf)




Szczątki żołnierzy wydobyte podczas badań archeologicznych zostały złożone przy kwaterze żołnierzy poległych w 1939 roku. Pogrzeb miał miejsce 20 maja 2015 i odwiedzając kwaterę, trafiamy na tę mogiłę.






Oglądamy też kwaterę z 1939.




Te szarfy nieco niefortunnie są założone, bo zasłaniają nazwiska i inne informacje o pochowanych tu żołnierzach.



Pomnik na kirkucie za cmentarzem katolickim, w czasie II wojny miały tu miejsce egzekucje Żydów i Polaków, w zbiorowych mogiłach spoczywa tu ponad tysiąc osób.



Po drodze rzucamy jeszcze pomnik tzw. Złotego Ułana.





Na cokole wymienione są zwycięskie szarże kawalerii w 1939, min. pod Kałuszynem (stąd tutaj ten pomnik). Z tym że na tablicy są błędy (wiem, bo dotyczą moich okolic) - zamiast Osuchowo powinien być Osuchów, gdzie faktycznie miała miejsce szarża jednego ze szwadronów (info, mapa)



Z Kałuszyna kierujemy się na zachód... o, tutaj zapewne Pan Marian pracował jako szofer.



Wjeżdżamy do gminy Jakubów osiągając główny cel wycieczki, czyli okolice skąd pochodzi jedna z gałęzi rodziny lavinki.




Kapliczki po drodze




Kościół w Jakubowie - czyli parafia części rodziny lavinki.





Idziemy też pospacerować po cmentarzu, gdzie co której nazwisko brzmi jak z rodziny lavinki... dziesiąta woda po kisielu, ale jednak.





Mogiła żołnierzy poległych w II wojnie



Pomnik z 1922 (tablica nowa, bo oryginalna się nie zachowała).




Skwerek z placem zabaw itp (gdybyśmy wiedzieli, to byśmy tu sobie zrobili postój, a nie pod kościołem).




Kolejny punkt z mapy do odwiedzenia - Jeziorko Torfisko. Pierwsza próba dotarcia do niego była śrrednio udana, bo co prawda dotarliśmy do brzegu, ale jeziorka tam nie było (tylko błoto i trzciny). Baliśmy się, że całe tak wygląda, ale od drugiej strony się udało dotrzeć do wody.




Dalej trochę przebijania się gruntówami - to zawsze jest pewne ryzyko w nieznanym terenie, bo nie wiadomo na co się trafi, ale tutaj nie było źle (choć były też gorsze fragmenty niż ten na zdjęciu).




Osiągamy Stanisławów, od XVI do XIX to było miasteczko.

Gotycki kościół w Stanisławowie, kolejna parafia odprysków rodziny lavinki.




Wizyta na cmentarzu, tam dwie mogiłki wojenne z 1939 (powiększenie pierwszej)




I kierujemy się na południe do Mińska... ale nie prosto pięćdziesiątką (nie jesteśmy samobójcami), tylko szerokim łukiem objeżdżając bocznymi drogami i tak trafiamy do jednej z wsi, gdzie (jeszcze niedawno) mieszkała rodzina lavinki.



Ta zielona rzeczka, to też Czarna.



Stąd już prosto na południe do Mińska Mazowieckiego. W Mińsku wbijamy się tak by nie jechać najgłówniejszymi ulicami, ale też w miarę prostą drogą na dworzec, żeby nie błądzić po mieście. Ponieważ mamy jeszcze pewien zapas czasu do pociągu, kręcimy się w okolicach dworca przy okazji nieco skrzynkując.

Wieża ciśnień




Szkoła



Neony na dworcu (pierwsza fotka zrobiona z pociągu jak jechaliśmy rano, ale najbardziej pasuje by ją tutaj właśnie wstawić).




Mural przy dworcu



Pochylnia do tunelu pod torami... pochylnię odkryliśmy dopiero gdy zeszliśmy na dół schodami.



Z drugiej strony tunelu jest takie coś.




W tunelu odkrywamy kolejny mural o tematyce kolejowej



Na muralu rozpoznaję charakterystyczną sylwetkę lokomotywy Pm36-1



Potem doczytałem, że jeden z dwóch pozostałych parowozów to miał być Pm36-2, czyli egzemplarz bez otuliny aerodynamicznej. Nie znalazłem informacji o trzecim.



Środek murala



A po prawej stronie już bez problemu można rozpoznać (od lewej) Pendolino, Elfa i Flirta.



Wsiadamy do Flirta jadącego z Siedlec. Ponieważ nie wsiadamy na pierszej stacji, trzy stojaki rowerowe są już zajęte przez upchnięte tam cztery rowery... upychamy się więc z drugiej strony (na szczęście sam pociąg nie jest jakoś zapchany, więc jest pole manewru).



Na Wschodniej trafiamy na taką perełkę -  skład złożony z dwóch EN71. To w zasadzie wersja klasycznego kibla EN57, tylko składająca się nie z trzech, a czterech członów. Dostawiono dodatkowy człon silnikowy z myślą o odcinkach górskich (w szczególności Kraków - Zakopane), były też eksportowane do Jugosławii... no i 6 jednostek odkupionych od kolei chorwackich, po zmodernizowaniu trafiło do Kolei Mazowieckich, oto dwa z nich.




  • dystans 46.99 km
  • 13.00 km terenu
  • czas 02:43
  • średnio 17.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wysyp maślaczków po drodze na cmentarz

Sobota, 21 września 2019 · dodano: 05.10.2019 | Komentarze 8

- 9 kań
- 106 maślaków żółtych
- 15 maślaków zwyczajnych
- 6 kurek
- 4 zajączki
- 3 prawdziwki

Ludzie się zwiedzieli, że grzyby są w lesie i z okazji weekendu masowo ruszyli na grzybobranie... wjazd do lasu zawalony samochodami, chyba nigdy nie widziałem czegoś takiego w tym miejscu. Poza tym w lesie też dużo samochodów i ludzi oczywiście, co chwila się na kogoś wpadało.

Dziś na 10 było zaplanowane sprzątanie cmentarza pod Wolą Szydłowiecką, który został zawalony konarami wszelakimi podczas wiatrołomu, a także potem podczas ścinki oczyszczającej wiatrołom. Stwierdziłem, że podjadę, ale najpierw przejadę przez las poszukać grzybów...mógłbym oczywiście po sprzątaniu, ale raz że wtedy mogliby mi wyzbierać grzyby (zwłaszcza kanie, które rzucają się w oczy z daleka), a poza tym z doświadczenia wiem że jak już się pojedzie na prace na cmentarzu, to jakoś trudno się zebrać i wcześniej urwać.

Jeśli chodzi o kanie, to przejazd przez las zaowocował czterema sztukami, oraz namierzeniem pewnej ilości łebków... jedno miesce było obiecujące, bo z osiem nierozwiniętych kań, ale blisko ścieżki (jak we wtorek podjechałem tam, to już były wyzbierane). Natomiast w ostatniej miejscówce, bardziej na uboczu i  w krzakach, dozbierałem jeszcze pięć kań.




Zajączek... nie uciekał.



Kurka, też nie uciekała



Prawdziwy prawdziwek



I normalnie maślące się w rękach maślaczki zwyczajne.



Wtem natrafiłem na wysyp maślaczków żółtych!





Setny i sto pierwszy maślaczek.



Muchomor bodaj czerwieniejący



Duch grzyba



Na cmentarz dojechałem trochę później niż planowałem, byłem kwadrans przed czternastą, ale i tak się zdziwiłem że cmentarz już oczyszczony i nikogo nie ma.




Zastanawiałem się, czy nie wbić się z powrotem w las i może pojechać na miejsce podgrzybkowe, ale stwierdziłęm że nie mam ochoty na taki zatłoczony las... przez chwilę jeszcze rozważałem, że może tyle ludzi zjechało z rana i popołudniu będzie mniej, ale ostatecznie pojechałem do domu. Chyba słusznie, bo lavinka mówiła, że popołudniu nadal skraj lasu był zawalony samochodami, a ciągle dojeżdżały nowe (po obiedzie).


  • dystans 14.61 km
  • czas 00:57
  • średnio 15.38 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu na zbiórkę zuchów

Piątek, 20 września 2019 · dodano: 04.10.2019 | Komentarze 2

Zawieźliśmy Kluskę na jej pierwszą zbiórkę zuchową. Najpierw przygotowaliśmy się teoretycznie i przeczytaliśmy (kilka razy) poniższy podręcznik harcerstwa (z autografem Papcia Chmiela).



- Zuchenka Kluska melduje gotowość do kiełbaski!



Przynajmniej mieli co odliczać, nie to co w Tytusie (powiększenie komiksu po kliknięciu w fotkę).



No i poszli w las...



Kluskę poznajemy po chlebaku, który wygrzebaliśmy dla niej z domowych szpargałów. Ekwipunek na razie skromny, ale myślę że można ją następnym razem zaopatrzyć w komplet menażek, gary do gotowania na ognisku, saperkę, termosy... oprócz tego oczywiście plecak, karimata, śpiwór, epigaz i inne niezbędniki.



Chlebak oczywiście jak u Tytusa zawierał żelazny zapas żywności. Oprócz kiełbaski na ognisko, także min. zapas pieczywa.




  • dystans 26.63 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 01:21
  • średnio 19.73 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Do Jaktorowa

Czwartek, 19 września 2019 · dodano: 20.10.2019 | Komentarze 0



  • dystans 49.67 km
  • 15.00 km terenu
  • czas 03:06
  • średnio 16.02 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wysyp podgrzybków, czubajek i trochę innych grzybów

Wtorek, 17 września 2019 · dodano: 03.10.2019 | Komentarze 5

- 57 podgrzybków (chyba się zaczyna wysyp)
- 20 zajączków
- 40 czubajek (wysyp trwa, mógłbym zebrać kilka razy tyle)
- 18 kurek
- 13 prawdziwków (głównie bez nóżek)
- 9 kozaków
- 5 kań
- 1 maślak

Wypad do lasu na grzyby, w sumie załapałem się na 4 deszczyki, takie tam siąpiradełka kropiące... jeden jeszcze w lesie, a trzy w drodze powrotnej, na dobre rozpadało się dopiero po powrocie. A ponieważ sezon grzybowy w pełni, to pozwolę sobie przypomnieć tegoroczne opowiadanko o grzybobraniu.



Ostatnie jagódki



Początkowo znalazłem ledwie kilka grzybków, za to okazało się że jest niesamowity wysyp czubajek... znaczy muchomorów rdzawobrązowych, więc stwierdziłem że dozbieram, żeby było trochę więcej do duszenia. Zbierałem oczywiście tylko te najładniejsze, a po kilku sztukach w ogóle tylko łebki. Potem dozbierałem też innych grzybów, więc nie było sensu zbierać czubajek, które są raczej mało wydajnym grzybem... ale niektóre były takie ładne, że nie mogłem się powstrzymać i tak dostukałem do 40 sztuk.



Po czym trafiłem na zagon podgrzybków, głównie takich małych łebków, zaczyna się chyba wysyp. Mógłbym tu jeszcze połazić i nazbierać więcej, ale nie miałem za dużo czasu, a chciałem jeszcze poszukać kań i kurek (trochę kurek miałem z weekendu, ale za mało na osobne danie).




Kilka kań w końcu udało się zebrać... tylko 5, ale to wystarczy na razie. Oczywiście znalazłem ich więcej, ale albo jeszcze nierozwinięte, albo robaczywe.





Kurek też kilkanaście dozbierałem, na jeden raz wystarczy do smażenia na maśle... ostatnie takie danie w tym roku.



Pojawiło się trochę małych żółto-pomarańczowych grzybków udających kurki. Z bliska od razu widać, że to nie kurki, ale z daleka przyciągają wzrok i na chwilę mogą zmylić.



Poza tym w międzyczasie udało się dozbierać trochę różnych grzybów. Były kozaki (aczkolwiek ten z pierwszego zdjęcia był robaczywy).





Prawdziwki - w większości z robaczywymi nóżkami, ale zazwyczaj kapelusz był dobry. Natomiast jeden, czy dwa nadawały się do zbioru w całości.






Udało się nawet zebrać trochę nierobaczywych zajączków.





Jednego symbolicznego maślaka żółtego.



Goryczak, nie nabrałem się i nie zebrałem.



Purchawki co prawda są jadalne, ale nie zbierałem.



Tęgoskóra tym bardziej nie zbierałem.



Muchomorki... niewykluczone, że jadalne, ale że pośród nich jest sporo gatunków trujących, a są dosyć podobne i łatwo można się naciąć, to "zbieram" je tylko obiektywem. Zwłaszcza w tym drugim stadium nie da się ocenić, który to muchomor.






  • dystans 39.97 km
  • 8.30 km terenu
  • czas 02:42
  • średnio 14.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu do Puszczy Mariańskiej

Niedziela, 15 września 2019 · dodano: 02.10.2019 | Komentarze 1

Ruszamy do lasu, tym razem kierunek Puszcza Mariańska... ale najpierw postój pod kasztanowcem, pierwszym na mieście, z którego zaczęły lecieć kasztany... do tej pory trzeba było samemu zerwać z drzewa. Zresztą cały czas leciały, więc kask się przydawał. Poza tym przyplątała się jakaś pani z pieskiem, która pomagała nam zbierać kasztany.



Po drodze czytamy i jemy




Tak docieramy na cmentarz ewangelicki w Aleksandrii.





Oprócz starych dębów, oglądamy lisie jamy.



W okolicy też sporo głogu



Docieramy do lasu - żywicowane kiedyś sosny



Potem szukamy skrzynki i spotykamy kolegę leca (który też obecnie się bawi w geocaching). Robimy sobie wszyscy razem postój na rozstajach.



Klu długo na miejscu nie wysiedzi - już znalazła sobie coś do wspinania.





A poza tym - robale!









Przy okazji udało się znaleźć 11 kurek



Purchawki różnych kształtów... ale nie zbierałem




To chyba jakaś czubajeczka



Pień z kornikami i hubami





A teraz kawałek pokonujemy z buta



Na ogrodzeniu jednostki wojskowej przybyły nowe tabliczki



Zahaczamy jeszcze o ścieżkę edukacyjną przy nadleśnictwie





Kanie... niektóre można by już zebrać, ale diabli wiedzą co tam nawieźli i co to za podłoże, więc nie zbieramy.




O, tutaj ten sam szkodnik.




No i powrót
Kategoria mazowieckie


  • dystans 56.78 km
  • 13.00 km terenu
  • czas 03:41
  • średnio 15.42 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Nad Rawkę z Klu, robalami i grzybami

Sobota, 14 września 2019 · dodano: 24.09.2019 | Komentarze 2

Jedziemy nad Rawkę z Kluską. Poranek dosyć chłodny. Pierwszy postój, tradycyjnie pod dworcem w Radziwiłłowie.



O, tu też piaskowcowe kule (a między nimi piaskowcowa ławeczka).




Klu musi najpierw doczytać książkę.



Ponownie znaleźliśmy łańcuch wrośnięty w drzewo (ponownie, bo kiedyś już go odkryliśmy).





Następnie myk pod kościół w Bartnikach



Rzut okiem na wmurowane pociski



I przegląd napisów na murach... najstarsze pojawiły się niedługo po wybudowaniu kościoła (budowa 1905 - 1907), a najnowsze są dosyć nowe.





Kolumienek w jedną osobę nie da się objąć.



Przekraczamy granicę województwa mazowieckiego i wjeżdżamy do łódzkiego.



Zdobywamy grodzisko, a na jego stokach znajdujemy 8 zajączków (w zasadzie więcej, ale pozostałe robaczywe).




A potem Górkę Bobslejową... a właściwie skarpę doliny Rawki z reliktami toru MTB.



Tu znajdujemy dwa prawdziwki i dwie czubajki.





Dama z grzybkiem.



A poza tym bawimy się różnymi robaczkami, które wypuszczamy na taką oto książkę i obserwujemy.










Domek dla żuczków.



Jedziemy dalej, na eSeŁce udaje się trafić na pociąg.



No i docieramy do zakola Rawki. Oprócz nas jest trochę kajakarzy... jedni odpływają, kolejni przypływają.






Piaseczek, woda, słońce (na słońcu po południu jest w miarę ciepło) i tu zalegamy na dłużej.








O, prawie zacumowali w porcie, który zrobiła Kluska.



Hamaczek też jest



Trainspotting zza drzew.



A tutaj takie robale




W końcu trzeba się zbierać, bo słońce coraz niżej. Jeszcze tylko coś zjeść i jedziemy do domu.