teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 122348.25 km z czego 18429.15 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.12 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

mazowieckie

Dystans całkowity:37096.67 km (w terenie 6296.62 km; 16.97%)
Czas w ruchu:2156:28
Średnia prędkość:17.20 km/h
Maksymalna prędkość:52.20 km/h
Liczba aktywności:557
Średnio na aktywność:66.60 km i 3h 52m
Więcej statystyk
  • dystans 54.61 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 03:23
  • średnio 16.14 km/h
  • rekord 32.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wkra Wkre mija - dzień 2

Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 11

krzaki noclegowe - Boęcin - Kuchary Żydowskie - Sochocin - Malużyn/Małużyn - Wola Młocka - Młock - Kownaty Żędowe - Ciechanów >>> Modlin >>> Warszawa >>> Żyrardów (MAPA)

Album ze zdjęciami

Ponieważ wczoraj na dróżce którą zdążaliśmy na miejsce noclegowe wypatrzyłem podgrzybka, rano nim obudziłem lavinkę, udałem się na małe grzybobranie. Oto zbiór:
- 25 kurek
- 4 podgrzybki
- 3 zajączki



Na zdjęciu jest więcej niż ostatecznie, ale przed zapakowaniem (do lodówki turystycznej, żeby trzymały porannych chłodek - wkład już nie chłodził) sprawdziłem i dwa okazały się robaczywe, a jeden uznałem za zbyt miękki na transport. Ogólnie podgrzybków było więcej, ale zbierał tylko te twarde ze względu na transport... niektóre były tak namięknięte od deszczu, że normalnie też bym sobie je chyba odpuścił. A na kolację były dziś kurki smażone.




Czubajki też rosły (choć niewiele)... ciekawe jak je tutaj nazywają.



Nie, nie gotuję od razu tych grzybów... to kawka się robi.



Jak się rano okazało, ta kupa obok namiotu porośnięta mchem, to nie ziemia, a głaz narzutowy. Coś mamy do nich nosa.



Mimo że las w innych rejonach dosyć świetlisty, to my znaleźliśmy chyba największe krzaki w tym lesie i się tam rozbiliśmy...  wybraliśmy boczną dróżkę, taką co już zarastała, dalej okazało się że z jednej strony mocno zakrzaczona, z drugiej zwalone drzewo, więc nic nam przypadkiem nie przejedzie tędy w pobliżu namiotu.

Zresztą rano okazało się, że do lasu przyjechało sporo grzybiarzy, ale nasza miejscówka była bardzo dobra, w tych krzakach nikt nam nie przeszkadzał. Swoją drogą to trochę żenada - leśnictwo wybudowało porządny parking leśny z infrastrukturą, w opisie było że właśnie min. z myślą o grzybiarzach, a kierowcy co? Parkują dosłownie 200m dalej w lesie... jadą na grzyby i tych 200m przejść nie dadzą rady? Grzyby też zbierają tylko naobkoło samochodu?



No to jedziemy. Zaczynamy od cyklogrobbingu -  pierwszy fotostop na cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej w Bolęcinie.







Kwatera oficerska i podoficerska zaopatrzona jest w rozwałkowe ławeczki.



Kolejny postój w Sochocinie (dobiliśmy z powrotem do Wkry). Przy kościele przyjemny skwerek z ławeczkami, na którym przeczekaliśmy tłum wywalający się z kościoła (trafiliśmy na koniec mszy). Jednak... no właśnie, za daleko do kosza było? Druga ławka podobnie wyglądała, tylko że z flaszkami po piwie.



Oto i kościół, jak się okazało z pociskiem. Na trasie mieliśmy w sumie 5 kościołów z wmurowanymi pociskami, przy czym tych w Sochocinie i Jońcu nie miałem wcześniej namierzonych, zaś w Cieksynie, Starej Wronie i Nowym Mieście i owszem.

Tutaj tylko jeden i w takim miejscu, że niełatwo wypatrzeć (wysoko w załomie, a poza tym kościół ceglany)




Były też aż trzy repery - oto najstarszy.



Kamień węgielny i inne kamienie upamiętniające budowę kościoła.



To chyba plebania.



Jedziemy dalej w górę Wkry (której jednak nie widzimy) do Malużyna (choć na niektórych tabliczkach jest Małużyn. Tam oglądamy ceglano-drewniany kościółek.








Miejsce przyjemne, jednak możliwości rozwałkowe takie sobie... no to jedziemy na rozwałkę na mostek nad Wkrę, przy okazji pożegnać się z tą rzeką, bo zaraz odbijamy od niej w kierunku Ciechanowa. Nad rzeką krzaki, a jedyna łączka w słońcu (znów się robi gorąco), robimy więc sobie rozwałkę na mostku, bo droga bardzo boczna, po drugiej stronie Wkry jakaś nieduża wieś, do której jest chyba zresztą inny dojazd... w czasie postoju przejechał tylko jeden samochód, z dwoma kajakami i ekipą, która tu wodowała.




Żegnamy się z Wkrą i rypiemy na Ciechanów. W Młocku niepokojące znaki, że objazd, że roboty drogowe itd.  Okazuje się że nasza droga jest w remoncie. Możliwości objazdu są dwie, nadrabia się parę kilometrów ale nie tak znowu dużo, tyle że z jednej strony trzeba rypać drogą drogą krajową, a z drugiej strony wojewódzką do samego Ciechanowa. Postanawiamy sprawdzić czy da się przejechać... i słusznie, jedzie się jak średniej jakości gruntówą i na szczęście tylko do następnej wsi (ok. 2km), ufff.

Po drodze lavince przypomina się jak na pograniczu słowacko-węgierskim, wyczaiłem kiedyś skrót z mostem granicznym kolejowym na którym była piesza kładka. Wiodła tam właśnie jakaś taka gruntówa wśród pól, tyle że zupełnie nie w tym kierunku co trzeba... ale tą drogą jechała akurat jakaś pani na rowerze, no to zapytałem ją po polsku wtrącając słówka słowackie (byliśmy jeszcze na Słowacji) czy tędy dojedziemy na most kolejowy, a pani mi odpowiedziała po węgiersku że tak.

No to przypomniało nam się jak pod Budapesztem w piekarnio-cukierni kupowałem pieczywo i jakieś słodkie bułki - jak pani zapytała mnie czego sobie życzę, a ja odpowiedziałem po angielsku że na razie się tylko rozglądam, to na zapleczu zapanowała panika i próba znalezienia kogoś kto parla po angielsku. Nie znaleźli i spanikowana pani wróciła do mnie, a jak widząc co jest grane, po prostu pokazywałem palcem co chce kupić i ile.
- Tam to bardziej po niemiecku byś się dogadał. Pamiętaj, po niemiecku "proszę" jest "bitte".
- Ale ja nie chciałem dać im w mordę, tylko kupić bułki. Jak jest bułka po niemiecku.
- Bułka, hmmm... może spróbować "kajzerka"? Powinni zrozumieć.



Dojeżdżamy do obwodnicy Ciechanowa. Jest pełny krąg i zdaje się wzdłuż całości jest ddr-ka, łw zachodniej, czyli nowszej części jest ładna asfaltowa... z minusów, to niestety cztery razy zmienia stronę szosy. Na wschodniej połówce jest po jednej stronie (tak wynika z map), ale dla odmiany z kostki.



Najpierw myk na stację. Dworzec jest nowy i całkiem ładny. Kupujemy bilety, żeby potem nie stać w kolejkach w ostatnim momencie i ruszamy na miasto.



Jedziemy ulicą Sienkiewicza, naszą uwagę zwracają ciągnące się po obu stronach klimatyczne budynki. Jak się okazuje, jest to osiedle Bloki, wybudowane przez Niemców w latach 40 (info). My jedziemy jej skrajem, a budynków (w tym część znacznie dłuższa), jest ok. 100.





Ulica Sienkiewicza jest częściowo w remoncie, powstaje asfaltowa ddr-ka - końcówka ma już nawierzchnię, ale poza tym trzeba albo tyrtać się poniemieckim brukiem, albo wzorem lokalsów jechać chodnikiem. Po drodze trafiamy na taką rzeźbę, skoro ma tabliczkę, to znaczy że jest to Wielka Sztuka (tzw. kryterium lavinki-meteora, czyli jak poznać że jest to sztuka, a nie na przykład ubikacja, stos gruzu, albo Pan Marian). Okazuje się, że przed centrami handlowymi Dekada są stawiane takie rzeźby...

Hmm, u nas w Żyrku jest też takie centrum, ale po centrach handlowych nie chodzimy (chyba że do marketu po żywność, ale tam marketu ni ma), a obok nie jeździmy, bo ulica jest ruchliwa i nieprzyjemna. Potem podjechałem i sprawdziłem, faktycznie stoi tam identyczna rzeźba, jak to trzeba pojechać do Ciechanowa, żeby dowiedzieć się co przybyło w moim mieście.




Przeprawiamy się przez rzeczkę Łydynię (dopływ Wkry).



Ale przed mostem jest park im. Marii Konopnickiej z pomnikiem tejże.



Hotelem dla owadów.



I wyrwikółkami, jak się okazało ten wzór jest stosowany w Ciechanowie (widzieliśmy jeszcze w paru miejscach).



Docieramy na stoki Farskiej Góry (która zresztą jest grodziskiem).



Znajdujący się na dole kościół św. Tekli oglądamy przelotnie, bo trwa msza i dużo osób jest na dziedzińcu, więc pchamy rowery na skarpę obejrzeć farę.





Trochę tu powmurowywali głazów (ale kul nie ma), niektóre stanowią fundament pod przypory... swoją drogą w tychże przyporach są nawet otwory maculcowe.




Wdrapujemy się na na Farską Górę, na szczycie której jest dzwonnica.



W okolicy góry.




Msza w sąsiednim kościele się w międzyczasie skończyła, więc możemy spokojnie obejrzeć i ten, z klasztorem obok.





No to w drogę, podjazd pod skarpę i dalej deptakiem (ul. Warszawska).




Ratusz



No i docieramy do wizytówki Ciechanowa, czyli Zamku Książąt Mazowieckich.



Niestety okazuje się że wejście na baszty tylko z przewodnikiem i wchodzi się za kwadrans. W międzyczasie oglądamy sobie dziedziniec, w tym niezachowany, ale częściowo odbudowany budynek przy północnym murze.






Hmmm, piaskownica archeologiczna? Wyposażenie niekompletne - tylko plastikowe pojemniki, brak łopatek i sitka.... może już sezon archeologiczny się zakończył, bo mali archeolodzy poszli do szkół i przedszkoli, toteż nie ma komu jeździć na wykopki.




Oglądamy wystawę archeologiczną.



Są tu min. kule armatnie



A to mi się kojarzy z trapezami gimnastycznymi w różnych stylach, które wymyślił Tytus.



Zaglądamy też do sali multimedialnej, ale tylko na chwilę - wielkie eee tam. Umieścili by to samo na stronie, to można by sobie poklikać na telefonie lub w komputerze, a tutaj to trochę strata czasu.

No i wchodzimy na baszty... to niestety była totalna porażka, oprócz nielubianego przez nas zwiedzania z przewodnikiem, czyha na nas wystawa multimedialna (o ta). Już samo zwiedzanie z przewodnikiem - nie da się swobodnie połazić, porobić zdjęcia i pooglądać... jak się wtłoczy kilkanaście osób do niewielkich pomieszczeń baszty to jest straszny tłok, nie da się nawet obejrzeć co tam jest bo trzeba się przepychać itp. Oczywiście przyjęliśmy strategię - wleczemy się w ogonie i mamy trochę wolnej przestrzeni bez ludzi.

Niestety okazało się że jest zwiedzanie multimedialne - pani gasi światło i jest wyświetlany film (na cegłach, więc słabo widać), do tego głośno i z pogłosami więc słabo słychać. Albo nie film, tylko nagrany kawałek, pół biedy jakaś pani coś czytająca, gorzej jak jakiś rap... pochlastać się można. Do tego targetem tych kawałków jest młodzież szkolna, albo stereotypowy Janusz. To było dla nas za dużo... przy pierwszej okazji urwaliśmy się i polecieliśmy wyżej.

Przez chwilę mieliśmy spokój, zwiedziliśmy sami ze dwie salki, oraz obejrzeliśmy widoki ze szczytu baszty. Mieliśmy zamiar wrócić i wmieszać się w tłum, a potem uciec na drugą basztę ale pani oprowadzająca zauważyła nasz brak (kurczę, zbyt charakterystyczni jesteśmy), dostaliśmy zjebkę że nie wolno samemu zwiedzać i od tej pory filowała czy jesteśmy ... toteż nie udało się wejść na górną, zamkniętą część drugiej baszty (drzwiczki były tylko przymknięte, a nie zamknięte).  No cóż, pozostało przyjąć z powrotem strategię "wleczemy się w ogonie". Ogólnie poczuliśmy się jakbyśmy wrócili do szkoły (zresztą w Ciechanowie ostatni raz byłem właśnie w szkole... nie pamiętam czy poza zamkiem coś zwiedzaliśmy), a poza tym jak zwykle przy takich okazjach przypomnieliśmy sobie dlaczego nie lubimy zwiedzania z przewodnikiem, a poza tym nauczyliśmy że należy się wystrzegać wystaw multimedialnych.



 Sama wystawa taka se - najciekawsza była salka a 'la zbrojownia, bo tam w ogóle były jakieś eksponaty... bo gdzie indziej to np. sztuczny pan w kajdanach itp. O, tu znów mamy kule i chyba granaty armatnie, oraz dwie bombardy małego kalibru.











Żeby nie było - niektóre rzeczy nam się podobały. Na przykład pieczątki, muzeum ma sporą, dwukolorową pieczątkę. Poza tym w salkach baszt są pieczątki stylizowane na pieczęcie różnych książąt mazowieckich, które można sobie przybić na karteczkach z informacjami o danym księciu (ja przybijałem sobie na mapie, którą miałem szczęśliwie w kieszeni, ale lavinka nie wzięła swojego notesu). Tylko że nie wiem czy znaleźliśmy wszystkie, bo w tłoku nie zawsze dało się dokładnie salek obejrzeć - zwłaszcza na początku jak nie wiedzieliśmy o pieczątkach.



Zwiedzanie baszt to ok. 40 minut, my byśmy sobie spokojnie je oblecieli dwa razy szybciej, a może nawet w 15 minut, a jednocześnie zobaczyli dwa razy więcej i więcej porobili zdjęć. No i przez to wariag nie zaliczy nam gminy miejskiej Ciechanów, bo już zabrakło czasu podjechać do koszar (a chcieliśmy)... prosto z zamku rypiemy na dworzec, bo już późno.

Na dworcu lavinka zobaczyła stojący pociąg i od razu tam pobiegła nie czekając na mnie... a tu stały w sumie cztery pociągi (pojedyncze składy typu Elf) przy dwóch peronach.  No to  sprawdziłem na wywieszonych rozkładach z którego odjeżdża nasz, poszedłem sprawdzić co się wyświetla na wskazanym składzie i gdy upewniłem się że to nasz, dawaj szukać lavinki. Na szczęście zorientowała się że poleciała do złego pociągu i nie musiałem latać po tunelach.



W Elfach jest mało miejsca na rowery - jeden zakątek z trzeba pionowymi wieszakami. W poziomie dałoby się tu więcej upchnąć rowerów, ale jak ktoś już się powiesi, to za późno. Wsiadamy na pierwszej stacji, więc początkowo w miarę luźno (znaczy wszystkie miejsca na rowery zajęte).



A była niedziela popołudniu, pociąg zaczął się zapełniać, w tym zakątku i dwóch sąsiednich wyjściach w pewnym momencie było 10 rowerów, a zdaje się że przy kolejnych też jakieś były. Jak wysiadaliśmy w Modlinie, nie było to wcale łatwe.



Przesiadka w Modlinie, bo ze względu na remont kolei obwodowej, pociąg z Ciechanowa nie dojeżdża do Zachodniej, tylko do Gdańskiej... i tak musielibyśmy się przesiadać na metro, albo co, więc wybieramy przesiadkę w Modlinie. Elf lotniskowy (też jedna jednostka) jest już podstawiony, więc z drzwi do drzwi.



W tracie jazdy sytuacja się powtarza i pociąg się zapełnia rowerami (były jeszcze przy wejściach)



Kolejna przesiadka na wschodnie... i znowu nasz pociąg już stoi, tym razem Impuls i to dwie jednostki. W Impulsie jest więcej miejsca na rowery, bo w dwóch miejscach w sumie 6 stojaków poziomych, nie zawieszając da się upchnąć więcej, poza tym naprzeciwko jednego ze stojaków jest stolik barowy, pod który znów da się ze dwa rowery wepchnąć... A że dwie jednostki, to w sumie daje zaprojektowanych wieszaków sztuk 12. Tak więc luz.

A na Zachodniej wsiada babcia z Kluską, które wracają z Warszawy.



  • dystans 120.27 km
  • 13.50 km terenu
  • czas 06:36
  • średnio 18.22 km/h
  • rekord 41.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wkra Wkre mija - dzień 1

Sobota, 9 września 2017 · dodano: 12.09.2017 | Komentarze 14

Żyrardów - Kaski - Kampinos - Leoncin - Zakroczym - Swobodnia - Borkowo - Cieksyn - Stara Wrona - Joniec - Nowe Miasto (nad Soną) - krzaki noclegowe (MAPA)

Album ze zdjęciami

Nie leje, morderczego upału nie ma, dziecko z babcią... nic tylko wyskoczyć na weekend. No to fru z wiatrem, czyli na północ (choć były odcinki jazdy na zachód lub wschód z wiatrem bocznym). Pierwszy postój w Kaskach, gdzie okazało się ostatnio postawili mini tężnię... obok jest też siłownia plenerowa, do tego ławki, wiatka. No cóż, mam pewne wątpliwości, czy taka kieszonkowa tężnia ma jakiekolwiek znaczące właściwości inhalacyjne, ale przybyło sympatyczne miejsce rozwałkowe, akurat na spotykanie się z huannem, który tą trasą czasem pędzi na Warszawę.




Pole dyniowe, chyba jest urodzaj.




Na razie rypiemy, bo okolice znane, poranek w miarę chłodny, ale robi się coraz cieplej więc trzeba korzystać z pogody optymalnej do jazdy... kolejny postój w Kampinosie ma placyku obok siłowni plenerowej i placu zabaw, a następny już po przebiciu się przez Puszczę Kampinoską w Leoncinie przy siłowni plenerowej i placu zabaw. Obrodziło tymi siłowniami.

Przy okazji rzut okiem na kościół w tymże Leoncinie, czy nie ma pocisków...jesteśmy na przedpolach Twierdzy Modlin, a kościół w czasie którejś z wojen był poważnie zniszczony (kiedyś oglądałem zdjęcia z odbudowy, wywieszone w kruchcie). Pocisków jednak nie ma.



Jest też pomnik z tablicą, która formą jest bardzo podobną do takich upamiętnijących poległych w wojnie polsko-bolszewickiej (link), może i tu kiedyś taka była?




Prze most ekspresówki przebijamy się przez Wisłę



Jakiegoś zejścia, czy zjazdu z kładki pieszej nie ma... na szczęście jest wyrobiona ścieżka. Tutaj już robi się gorąco, więc przebieram się na wersję light, zostaję w sandałkach, krótkich spodenkach i koszulce bez rękawów.



W Zakroczymiu dawno nie byliśmy... to znaczy w ostatnich latach przejeżdżaliśmy tędy, ale spieszyliśmy się do Modlina na pociąg, więc nie było okazji zwiedzać.  Dziś trochę czasu tu poświęciliśmy na fotostopy i keszowanie.

Pomnik-latarnia na Rynku, upamiętnia Powstańców Styczniowych, choć po od budowie nie tylko... na szybkach latarni herby Zakroczymia, ziemi zakroczymskiej, rewers i awers orderu Gwiazda Wytrwałości - odznaczenia ustanowionego w 1831r. w Zakroczymiu, jednak jako odznaczenie państwowe nie zostało wtedy nikomu przyznane. Z opisu w wiki: od 1981 odznaczenie prywatne nadawane przez bliżej nieokreśloną kapitułę.






Zjeżdżamy do kościoła




Znajdujemy tu wmurowane dwie kule armatnie i żarno





Kamieni wmurowanych jest więcej, ale już nie w tak eksponowanych miejscach, a poza tym już nieregularne.



Jeszcze stopik przy kościele przyklasztornym





I na kwaterze z 1939





I rypiemy dalej na północ... uwaga na nisko latające samoloty, przejeżdżając przez wiadukt obowiązkowo schylić głowy!



Kolejne pole z dyniami



Powoli dobijamy do Wkry, ale choć jedziemy wzdłuż niej, to jeszcze jej nie widzimy. Pomnik w Borkowie upamietniający poległych w wojnie polsko-bolszewickiej i bitwę warszawską (tutaj toczyły się walki na przeprawach). W okolicy jest też na cmentarzach trochę kwater wojennych z tego okresu, ale w końcu o żadną nie zahaczyliśmy.

Powiększenie po kliknięciu w fotkę.



No i jest Wkra, przejeżdżamy na drugą stronę, Generalnie okolica trochę turystyczno-letniskowa - kajaki, domki letniskowe, ośrodki itp.



Niebieskie kajaki... te czerwone zaś, to chyba przewodnickie.




Zielona konkurencja.



Wjeżdżamy do Cieksyna, który jest w bok od Wkry (ale blisko)




Przy przystanku trafiamy na pierwszą z rzeźb ze szlaku kolorowych drzew (drzewo pomarańczowe -  tabliczka)




Sam przystanek też całkiem ładny




A tak wygląda rozkład jazdy - zdziwko, co? Powiększenie po kliknięciu w fotkę.



A teraz kościół - a w nim 5 pocisków artyleryjskich (czerwone kółka) i dwie kule armatnie (fioletowe).




Poniżej na fotce zniszczenia w czasie I wojny światowej... zdaje się że walki w tym rejonie mogły się toczyć jakoś w okresie lipiec-sierpień 1915, bo zdaje się że wcześniej front był za Ciechanowem. No i potem w 1920.




Pociski wmurowane ścianie południowej i zachodniej są dużego kalibru, cylindryczne, przy czym jedne ma otwór po zapalniku dennym, czyli umieszczonym z tyłu, a nie na czubku.




Kule armatnie sa od strony północnej, wmurowane w szkarpy dzwonnicy.




Rzut obiektywem do środka.



Ta chałupa, to chyba coś w rodzaju domu kultury




Drzewo turkusowe, wszystkie tabliczki są mniej lub bardziej uszkodzone... na szczęście same rzeźby są nieco bardziej odporne.




Rzeczka Nasielna, dopływ Wkry (Nasielna - tablica informacyjna), a obok mostku strażnik.





Linia kolejowa Nasielsk - Sierpc... już pierwszy rzut oka wystarcza, żeby wyjaśnić dlaczego na tej trasie kursują szynobusy.

Przypomniał mi się wierszyk wypisany na stacji Sułkowice, ale pasowałby i tutaj:
Cztery słupki, dwie tablice
To jest stacja Sułkowice





Drzewo cytrynowe, a że stoi  przy torach, to pień jest z szyn kolejowych (tablica). Na czwarte drzewo nie trafiliśmy, ale też nie mielismy czasu, żeby objeżdżać wzdłuż i wszerz całą wieś.



Wracamy tym samym mostem na drugą stronę Wkry i nieco oddalamy się od rzeki. Po drodze mija nas jakiś samochód, jadący jakieś 30km/h (+/-5) z otwartym do góry bagażnikiem, a za nim koleś na kolarce... eee, śrubuje się rekordy na apce?



Kościół w Starej Wronie (w okolicy są jeszcze Nowa Wrona, Wrona i Ślepowrony) a w nim 19 pocisków.





Jeden z otworem po zapalniku dennym, a dwa nawet z zapalnikiem.




Najniżej wmurowany pocisk pomalowany... skwar daje się we znaki i w końcu temu nie zmierzyłem średnicy.



Znów spotykamy linię na Sierpc (tym razem ze strażnikiem), ale teraz ją przekraczamy



Dojeżdżamy do Jońca nad Wkrą. O ile wiedziałem, że w poprzednich dwóch kościołach są pociski, o tyle tutaj nie... ale okazało się, że są dwa z tyłu w mało eksponowanym miejscu.




A na dzwonnicy taka tablica (powiększenie po kliknięciu), Klusce by się spodobała.



Przekraczamy znów Wkrę i oddalamy się od rzeki jadąc do Nowego Miasta.



To kolejny kościół, a obok drewniana dzwonnica





Trochę późno się już robi, no to sprawdźmy która godzina



Sześć pocisków... ten jeden zakończony ściętym stożkiem, to chyba raczej z II wojny światowej (przynajmniej tak mi się wydaje, że takie nie były stosowane jeszcze w czasie I wojny), nad nim nie wiadomo co, ale chyba jakiś częściowo zniszczony. A z tych kolejnych czterech w kształcie walca, trzy niższe posiadają zapalnik denne... niestety wysoko, w cieniu, a lavinka nie wzięła teleobiektywu, więc niestety nie mam dobrego zbliżenia.





Sporo głazów tu wmurowali, a poza tym widać chyba zamurowanie otworów maculcowych.






Postój robimy sobie na Zielonym rynku w wiatce przy placu zabaw i siłowni plenerowej. A na zdjęciach resztki zabudowy małomiasteczkowej zachowanej w tym rejonie.






Orzełek na pomniku na Głównym Rynku.




Nowe Miasto nad Soną (dopływem Wkry)



Cmentarzyk z I wojny pod Nowym Miastem.




Powoli jedziemy szukać miejsca na nocleg... przy szosie trafiamy na taki parking leśny. Miejsce sympatyczne i w odróżnieniu od większości tego typu miejsc, nie jest drewniano-drewniany, a ławki, wiatki są dosyć nowoczesne w formie. No i fajnie wtopione w zieleń, nie jest to wycięty w lesie placyk. Nazwa jest zastanawiająca - Przystajnia Przepitki.

W regulaminie jest zakaz rozbijania namiotu, to jednak nie Norwegia (można natomiast zaparkować przyczepę kempingową na jedną dobę - regulamin), ale nawet jeśli można by było, oraz gdyby pozwalał na palenie ognisk (a jest zakaz), to i tak jak na nasz gust za blisko szosy - raz że hałas przejeżdżających samochodów, dwa ryzyko że wpadnie jakaś imprezowa ekipa, albo co gorsza awanturna. Tak czy inaczej jedziemy dalej i znajdujemy przyjemne miejsce w krzakach.






Trasa biegowa obok parkingu.




  • dystans 17.02 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 01:09
  • średnio 14.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Nagły Wysyp Podgrzybków

Wtorek, 5 września 2017 · dodano: 11.09.2017 | Komentarze 10

Mimo że znów się pokazały grzyby (dzięki deszczowej pogodzie), to jakoś nie było kiedy się wybrać... teraz też za bardzo czasu nie miałem, ale na szybko do żyrardowskiego lasu udało mi się wyskoczyć.  Las mokry po porannym deszczu, w trakcie zbierania też trochę siąpiło, przez to byłem kompletnie sflorzony, a buty suszyłem potem przez dwa dni. Ale było warto - ładną mieszankę grzybów udało się zebrać: Za to grzyby ładnie błyszczały, co trochę pomagało w ich namierzeniu.

- 49 podgrzybków
- 21 czubajek
- 18 zajączków
- 8 maślaków
- 7 kozaków
- 3 surojadki
- 1,5 prawdziwka
- (3 maślaki pstre)



Na dzień dobry, jeszcze nie zsiadłem z roweru, a już trafiłem na takiego prawdziwka - tak zwana podpucha, bo potem prawdziwków mało, a te które były, to starsze i już robaczywe.




Ale głównie były podgrzybki.






Było też dużo czubajek, mogłem zebrać kilka razy więcej, ale tylko symbolicznie co ładniejsze czubki zbierałem, bo w transporcie się łamią, zwłaszcza między twardszymi grzybami.



Całkiem sporo też podgrzybków zajączków - ten pierwszy mnie zaskoczył, taki maluch, myślałem że jakiś blaszkowy, strzeliłem fotkę, zaglądam pod kapelusz... a tam żółte rurki!




Kozaki, od szaro-czarnego po szaro-białe i jeszcze z zielonkawym odcieniem kapelusza się trafiały.




Maślaczki



A, skusiłem się na kilka surojadek... dużo ich było, ale zebrałem tylko trzy ładne, żółciutkie (żółte są co najmniej dwa gatunki - jasnożółty i brudnożółty), sprawdziłem jeszcze  tylko dokładnie, czy nie ma nawet ledwie wyczuwalnego szczypania na języku.



Z nieznanych mi dotąd grzybów - maślak pstry, sztuk trzy. Przynajmniej tak sądzę. Ostatecznie do gara nie trafił, bo jednak miałem cień wątpliwości, a poza tym ponoć smakowo taki sobie.





Kategoria mazowieckie


  • dystans 21.60 km
  • 8.20 km terenu
  • czas 01:22
  • średnio 15.80 km/h
  • rekord 31.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Upalno-leniwy poranek w lesie i Radziejowicach

Czwartek, 31 sierpnia 2017 · dodano: 06.09.2017 | Komentarze 2

Dziś szybko zaczęło się robić gorąco, toteż zbieraliśmy się leniwie, bo nie chciało nam się ruszać z lasu.

Ja dodatkowo byłem niewyspany, bo Kluska się strasznie wierci - a to z łokcia w nos dostałem, a to kopa w brzuch, a to ktoś się na mnie wturlał...



Hamakowanie






Spotkania z przyrodą - prawdziwek zabezpieczony przed zdeptaniem.



I inne grzybki



Żuczek



Pająk krzyżak na klasycznej pajęczynie





- Patataj, wio koniku - za konika chyba bardziej robi śpiwór, niż głaz.



- Jestem babuleńka!



Skoro chusta wyciągnięta, to kontrolne chustowanie, ale szybko się Klusce znudziło.




Pora na kawę




No to cyk




Ale w końcu się zebraliśmy, przemieściliśmy i zalegliśmy radziejowickim parku.





Znów kawa, ale z kubeczka który otrzymała w prezencie od stryjka huanna... dosyć rzadki widok, bo jak biorę ten i mój z kaczuszką, to Klu zabiera mi kubek z kaczuszką, a ja dostaję czerwony.



Zostaję z gratami, a Kluska z lavinką idą zwiedzać park.



- O, arka... w sam raz, bo za przyszły tydzień zapowiadają solidne deszcze.



- Podobno zabieracie po jednej sztuce każdego zwierzęcia. Czy jest jeszcze miejsce dla jednej małej Kluseczki?



- No to wchodzę!



Z powrotem na naszej ulubionej ławeczce (ale dziś za bardzo w słońcu była).



Dziecku niewiele do szczęścia potrzeba... wystarczy poduszka, ile zabawy było w rzucanie poduszką. Najpierw bawiła się sama, ale potem i mnie zatrudniła. Starałem się żeby być w cieniu, ale w taki upał każda aktywność jest wyczerpująca.




No tak, to rodzinne.




No to wracamy, trochę lasem to będzie więcej cienia. Po drodze mijamy jeszcze glinianki i radziejowicką cegielnię, którą dzierżawili właściciele żyrardowskiej fabryki. Przy okazji mała pogadanka co to jest glinianka, jak się robi cegły i że tutaj produkowano cegły z której zbudowane jest Kluskowe przedszkole i kawał Żyrardowa.




Kluska w mimozach, z poduszką pod pachą.





  • dystans 9.56 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 00:37
  • średnio 15.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Leśne powietrze zaostrza apetyt

Środa, 30 sierpnia 2017 · dodano: 05.09.2017 | Komentarze 6

Ponieważ w parku Kluska spotkała koleżankę z przedszkola i tak fajnie się bawiły jeszcze z dwiema mniejszymi dziewczynkami, że nie miałem sumienia jej zabierać... a poza tym gorąco, że z cienia nie chciało się ruszać. Toteż późno wróciliśmy i zanim się zebraliśmy (obiad, dopakowanie itp.) to dosyć późno wyjechaliśmy. A w planach na dziś był nocleg w pobliskim lesie.



Tak więc, gdy dojechaliśmy, to słońce było nisko i w lesie panował już prawie półmrok. Toteż ja już za bardzo zdjęć nie robiłem, bo aparacik za cienki na takie warunki, toteż posiłkuję się fotkami  od lavinki.

Wygłupy na głazie narzutowym... przy okazji głazu pogadanka skąd się tu wziął, o lodowcu który go tu przywlókł, a także piaski, gliny i zapowiedź że jutro będzie ciąg dalszy. Poza tym Kluska non stop coś żarła, co chwila dopominała się o jedzenie - wszamał sporo kanapek z serkiem kanapkowym i jedną z żółtym, z półtora banana, ze trzy ogórki i co tam jeszcze... a przyjechaliśmy zaraz po obiedzie. Stąd tytuł.




A teraz rozbijamy namiot - najpierw wybieramy miejsce i zbieramy z niego patyczki... przy okazji okazuje się, że będziemy spać na prawdziwku.



Kluska oczywiście jak zwykle pierwsza do pomocy - najpierw do składania masztów.




- świetnie nam idzie, co?



- Kopsnij się tą rurką!



- Pchoj!



Kluska podaje szpilki, czyli dziewczynka ze szpilkami.




No i to tyle - oczywiście trochę bujania w hamaku, leżenia na kocyku, a głównie w namiocie. Poza tym nocna wizyta cioci Werrony i wujka Piotrka (dla których wzięliśmy skrzynkę, którą parę dni znaleźliśmy uszkodzoną przez zwierzątka i buteleczki do reaktywacji innej skrzynki)
- A ja myślałam, że to liski idą!

A potem lulu.


.


  • dystans 83.19 km
  • 12.20 km terenu
  • czas 04:41
  • średnio 17.76 km/h
  • rekord 33.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do pałacu w Osuchowie

Niedziela, 13 sierpnia 2017 · dodano: 14.08.2017 | Komentarze 2

Jako że lavinka znalazła wzmiankę, że w tym roku w wakacyjne weekendy można zwiedzać pałac w Osuchowie (znajduje się w nim ośrodek szkoleniowy ZUS i normalnie jest niedostępny),  to ruszyliśmy właśnie w tym kierunku i był to główny cel wypadu.

Po drodze eSeŁka.



Zespół pałacowo-parkowy jest dostępny w okresie lipiec-sierpień w niedziele 11-21... aczkolwiek dziś tylko do 16. Ponadto w notce było raz że w niedziele, a raz że w soboty i niedziele... na wszelki wypadek pojechaliśmy w niedzielę i faktycznie przy wejściu jest informacja o niedzielach.

Jak dojeżdżaliśmy, to w kościele skończyła się msza i wywalali się ludzie, jakoś udało nam się pokonać skrzyżowanie przy kościele, ale sznur samochodów ruszył do pałacu... przy wejściu trwały negocjacje z ochroniarzami żeby wjechać na teren parku (goście na chrzciny), no bo przy wejściu za mało miejsc parkingowych dla wszystkich, a dymać na piechtę od kościoła niecałe 400m to nikt nie miał siły. W końcu ochroniarze wpuścili, sznur ruszył do parku (przy wejściu nikt nie zaparkował, bo skoro nie będą szli 400m od kościoła, to nie będą przecież szli 200-300m przez park)... potem obstawili pałac od frontu, toteż nie dało się zrobić zdjęcia frontu pałacu z gazonem, trzeba było pod kątem z boku.

Postanowiliśmy pojechać na miejsce rozwałkowe (wiatka naprzeciw szkoły) posilić się kanapkami i kawą i przeczekać cały ten młyn przy wejściu. I faktycznie, jak wróciliśmy już się przewaliło i nawet ochroniarz był dużo milszy.

Oto dwie mapki parku, była jeszcze trzecia duża na ścianie, ale na budynku w którym odbywały się chrzciny, a który omijaliśmy szerokim łukiem (powiększenie)




Budynek stajni.



Pałac




Zwiedzamy pałac od środka



Tablica informacyjna przy wejściu (powiększenie)



Tzw. Sala Historyczna.




Pień wiązu, który rósł w parku.




Długosz pisał o Jagielle wracającym spod Grunwaldu: Po czterech dniach w czasie których [król] polował, opuścił Wiskitki i przez Osuchów z postojem, dalej Stromież, przybył do Jedlnej i spędził tam Święta Bożego Narodzenia.

Wiskitki to pod Żyrardowem, więc król za zwierzyną uganiał się po naszym lesie (choć wtedy oczywiście był większy), a Stromież to chyba Stromiec na Zapiliczu (relacja), w którym byliśmy nie tak dawno i kilka pocisków w tamtejszym kościele wypatrzyliśmy. Na ścianie jest też kopia Kroniki Długosza i jej tłumaczenie.




Portrety rodziny Platerów, właścicieli pałacu



Budynek kuchni.





Ruszamy w park - widok pałacu od parku



Grzybki w parku.




Jeden z dorodnych dębów, był jeszcze fest platan.



Aleja grabowa.



Stawy, te zachodnie, bo one były bardziej malownicze.




Jeden z dwóch krzyżowych kompleksów hotelowych na tyłach parku. Z satelity i mapy wydawało się, że to będą koszmarki jakich mało, a tu zdziwko, bo nie wyglądają tak źle. Zapewne dlatego, że te domki są drewniane, jeszcze gdyby centralna część z którą są wszystkie cztery połączone też była w drewnie...



Resztki jakiegoś drzewa... to ten wiąz? No i plenerowy duplikat tabliczki z Jagiełłą.




Takie tam głazy narzutowe  w parku.




Po zwiedzaniu pałacu i parku skoczyliśmy pod kościół - ja wniosłem rower po schodkach na dziedziniec, ale lavinka postanowiła przetestować zygzak pochylni.



Tylko dwie fotki, bo w zeszłym roku dokładniej obfociłem dziedziniec kościelny i kościół (relacja), aha pocisków brak.




Powrót nieco naobkoło i zahaczając o skrzynki, ruderki itp.




Wieża ciśnień przy eSeŁce we Mszczonowie



Świeży transport korków do Warszawy





Koparki zza mimozy




A na koniec jeszcze podjechaliśmy nazbierać jeżyn.

Kategoria mazowieckie


  • dystans 145.16 km
  • 8.30 km terenu
  • czas 07:26
  • średnio 19.53 km/h
  • rekord 41.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Nowe Miasto i stare pociski

Wtorek, 18 lipca 2017 · dodano: 11.08.2017 | Komentarze 12

Jako że ostatnio jakoś nie było pocisków, to wybrałem się w rejon, gdzie miałem kilka miejscówek do sprawdzenia, a mianowicie do Nowego Miasta nad Pilicą.

Po drodze mały postój w Białej Rawskiej.



A może gruszeczkę?



Rzuciłem jeszcze okiem na kościół, ale tutaj żadnych pocisków nie ma.




W tej figurze ciekawostką są klucze.




A tutaj by można napisać nową powieść o Szwejku... oczywiście nie o Józefie, tylko jego bracie i o tym jak brał udział w operacji Warszawsko-Dęblińskiej, Bitwie pod Łodzią i wojnie pozycyjnej nad Rawką, Bzurą i Pilicą. Co prawda C.K. wojaków tu było nie za dużo, ale jakaś kawaleria się tam plątała (Paweł Hulka-Laskowski pisał o kawalerzystach z Małopolski, co w Żyrardowie mieli postój cofając się od Warszawy), a nad Rawką i Bzurą była bateria moździerzy 305mm.

Można też z drugiej strony opisać dzieje w wojsku rosyjskim jakiegoś dalszego kuzyna Józefa Szwejka, który mógł pochodzić od  Braci Czeskich którzy emigrowali do Polski i ich potomkowie mieszkali min. w Żyrardowie (tak jak Paweł Hulka-Laskowski, który właśnie Szwejka tłumaczył z czeskiego).

Mam nawet pomysł na początek, jak to zamykają Jana Szwejka za pędzenie bimbru i jak się tłumaczy, że nie łamie ukazu carskiego o prohibicji, bo on szykuje zapas trunku na rychłe oblewanie wielkiego zwycięstwa, bo wg. gazet za dwa miesiące wojska rosyjskie wkroczą do Berlina... temat jest rozwojowy.





Gmina sadów i jabłek




Resztki jakiegoś gongu pożarowego... ciekawe cod czego jest to u góry (tylko pałeczki do uderzania już nie ma).




Kościół w Sadkowicach, tutaj pocisków nie namierzyłem wcześniej i na miejscu się okazuje, że faktycznie nie ma.




Kapliczka zaraz za Sadkowicami (pod Lutoborami).




Powiększenie poniższej tabliczki po kliknięciu w fotkę.



I pierwszy cel wycieczki - wieś Żdżary.



Kaplica grobowa na cmentarzu




Nepomuk usytuowany strategicznie na niewielkim wzgórzu w centrum wsi - całą wieś zaleje, a do niego woda nie dojdzie. Zresztą wieś jeszcze nie nad samą Pilicą, co najwyżej pomniejsze rzeczki mogły tu powylewać.




No i właściwy cel - kościół w Żdżarach. Wcześniej ze zdjęć namierzyłem te trzy pociski.



Na frocie największy - o średnicy ok. 15cm, a boczne ok. 11 i 7 cm. Niestety otynkowane podczas ostatniego remontu, jeszcze całkiem niedawno nie były ani otynkowane, ani pomalowane, co widać na zdjęciach które można w jęternecie znaleźć.




Prawdziwa niespodzianka czekała jednak w północnej ścianie kościoła (która jest gorzej obfocona online), gdzie w równych rzędach tkwi 9 pocisków o średnicy ok. 18cm.




Jeszcze taki artefakt średnicy ok. 12cm trafiłem... tylko do czego to służyło? W Kozłowicach skorupa z podobnie rozklepanym kołnierzem służy jako gong pożarowy, a tutaj tkwi w drzewie. Może pierwotnie też to był gong, albo coś innego i w drzewie umieszczony został wtórnie? 




Jadę dalej, a na horyzoncie widać Górkę Zgody (vel Przeprośną) z kościołem św. Rocha.



Powstanie kościoła wiąże się się z Rokoszem Lubomirskiego, bowiem 31 lipca 1666 zawarto ugodę w Łęgonicach kończącą rokosz, a na tej górce na pamiątkę zbudowano kaplicę. Kaplica została uszkodzona w czasie pierwszej wojny (ponoć artyleria ostrzelała ją zza Pilicy), a po wojnie zbudowano w tym miejscu kościół. Obecnie przy wejściu są portrety króla Jana Kazimierza i Jerzego Sebastiana Lubomirskiego.





Te kamienne elementy, to chyba pozostałości po kaplicy.



Tutaj projekt budowy kościoła i fotka kaplicy z 1919 roku (lepsza jakość na fotopolska - kaplica)



Widoczek stąd ładny.



A teraz pora na pociski - co prawda miałem zdjęcia kościoła, ale nie z tej strony z pociskami... udało mi się wypatrzeć trzy, ale chciałem na miejscu policzyć dokładnie ile ich jest.

Kościół został co prawda wybudowany po I wojnie, ale na pamiątkę zniszczenia kaplicy, wmurowano w południową ścianę (od strony Pilica, która jest stąd ładnych parę kilometrów) pociski - jest ich 9 co najmniej dwóch różnych kalibrów, ale jest też chyba dziura w którym mógł być dziesiąty.



Mam zagwodkę jeśli chodzi o te okrągłe na płask... wydaje mi się że to raczej ciemna cegła w tym kształcie, ale ten z lewej u góry wygląda bardziej jak pocisk. Tak więc kwestię pozostawiam otwartą.




I dziura w której prawdopodobnie też był pocisk.



Rekonstrukcja pustelni za kościołem



Cmentarz wojenny




Grób ostatniego pustelnika - Ignacego Piotrowskiego, który zmarł w 1970 roku. Tak wyglądał kilka lat temu, ale ostatnio niestety postawiono nowy nagrobek i wygląda tak... no tak, trzeba było walnąć taki katafalk, jakby nie możnaskromnej mogiły ziemnej z drewnianym krzyżem.




Na cmentarzu wojennym jest też zachowany jeden głaz nagrobny.



Ponieważ lavinka dopytywała o jeżyny, to zrobiłem fotkę jak wygląda sytuacja (ponieważ wpis pojawia się z opóźnieniem, śpieszę donieść że na początku sierpnia jeżyny już u nas były).



Drugi kościół w Łęgonicach... za Pilicą jest jeszcze jeden drewniany w Łęgonicach Starych, ale trzeba tam jechać naokoło przez Nowe Miasto, a nie miałem na to czasu.



No i wjeżdżam do Nowego Miasta.



Kapliczki







Kościół i klasztor kapucynów - tutaj też miałem namierzony jeden pocisk, ale nie byłem pewiem czy to nie coś innego. Na miejscu okazało się że faktycznie jest dokładnie jeden (od południa, czyli od strony Pilicy), ale ze względu na to że nie ma dostępu do kościoła z tyłu, to nie mam pewności czy coś tam jeszcze nie tkwi.






Klimatyczna ruderka.



Przy kontenerze na makulaturę znalazłem taką książkę... w moim domu książek się nie wyrzuca, więc ją przygarnąłem, zwłaszcza że w dobrym stanie (tylko kawałek grzbietu trzeba podkleić).




Pomnik a dworcu autobusowym





Zajrzałem czy MiG jeszcze stoi... stoi, choć zastawiony dookoła samochodami.



No i drugi kościół w Nowym Mieście, gdzie też miałem podejrzane pypcie wyglądające na pociski... na miejscu stwierdziłem że faktycznie to pociski i jest ich 8 sztuk (głównie od południa).






Epitafia wmurowane w ścianą zewnętrzną (powiększenie po kliknięciu w zdjęcia)






Zjeżdżam ze skarpy na ulicę Bielińskiego, gdzie znajdował się zakład przyrodoleczniczy Bielińskiego (info).





Rzuciłem jeszcze okiem na pałac (bez zmian), a w parku pałacowym plac zabaw, który został zamknięty (jednak nie wiem z jakiego powodu).





Rzut okiem na końcową stację wąskotorowej kolejki grójeckiej. (obecnie kursy turystyczne tylko na trasie Piaseczno - Tarczyn, nawet do Grójca nie dojeżdża, tak więc obecnie nazywana jest piaseczyńską).



Na wyjeździe z Nowego Miasta jeszcze śmieszka rowerowa.



Nie jadę prosto z powrotem, tylko jeszcze odbijam do Lubani rzucić okiem na kolejny kościół. Ale najpierw kapliczka (powiększenie tabliczki po kliknięciu w fotkę).



A oto i kościół - pocisków brak.




Obok kilka starych nagrobków - min. b. majora b. wojsk polskich (klik by powiększyć).




Jeszcze kaplica cmentarna.



I to tyle - dalej do Sadkowic i powrót już tą samą trasą przez Białą Rawską. Podsumowując - znalazłem pociski w czterech kościołach, w których je już wcześniej namierzyłem (tyle że było ich więcej niż byłem w stanie stwierdzić online), w pozostałych kościołach nic nie było. No i jeszcze ten pocisk w drzewie trafiłem.


  • dystans 91.13 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 05:10
  • średnio 17.64 km/h
  • rekord 39.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Odbiliśmy się od ściany komarów

Poniedziałek, 17 lipca 2017 · dodano: 20.07.2017 | Komentarze 3

Korzystając z tego, że chwilowo nie pada i nie ma skwaru, pojechaliśmy pod Kampinos (a właściwie pod Puszczę Kampinoską, ale pod Lesznem), odbiliśmy się od ściany komarów i wróciliśmy.

Utrata... dawniej ponoć Mrowa lub Nrowa, a nazwa Utrata jest późniejsza i ponoć pochodzi od karczmy nad tą rzeką.



A propos rzek - w innych rejonach kraju mają przełomy rzeczne (np. z bardziej znanych - Przełom Dunajca), a my mamy przełomy drogowe (niewykorzystany potencjał turystyczny).



Asfalt na drodze faluje, pieni się, rozpada na kry... rzuca nami w te i we wte, ale jakoś udaje się pokonać ten odcinek bez większych strat.



Pole ziemniaków z prądem... Niedawno pisałem więcej na ich temat, więc nie będę się powtarzał.



To jest dobra pora na zbiór kwiatów... zaznaczę, że z tych fioletowych robi się denaturat.





Uwaga na spacerujących Marianów!!!




Leszno - pomnik pod szkołą. Furtka zamknięta, może da się dostać na teren gdzieś z boku, ale już sobie odpuściliśmy i fotki zza płotu. lavinka wyciągnęła z sakwy teleobiektyw by zrobić zbliżenie.




Pod urzędem gminy nie ma już wiklinowego łosia, jest za to gong z... jakiegoś bliżej nieokreślonego kawałka żelastwa (pałeczka do gongu niestety zniknęła z łańcuszka).



No i który szlak wybrać? Jako że to szlaki samochodowe (ktoś z nich w ogóle korzysta?), to jedziemy w prawo... ale najpierw stopik pod kościołem.



Oglądamy kościół - pocisków nie stwierdziliśmy.





Kawałek za Lesznem sklepu też nie stwierdziliśmy, ino tabliczkę.



Wbijamy się w las po skrzynkę - witają nas komary i zajączki.




Zahaczamy też o KPN, korzystamy z jednego ze szlaków w enklawie parku przed Zaborowem... po drodze kłody pod nogi, dodatkowo zaminowane (obok kupa konia), plus zmasowane, komarowe ataki z powietrza. Dobra, mamy ten swój Kampinos, można wracać.




Stopik pod Maryjką w Zaborowie.




Rzut okiem i obiektywem na kościół - pocisków brak.





Pomnik pod szkołą (



Zahaczamy też o cmentarz - kwatera wojenna z 1939, oraz kilka grobów w części cywilnej.






Trwa wykańczanie parkingu Park&Ride... dziwna trochę lokalizacja, do czego tu się można przesiąść? Do autobusu miejskiego, który jeździ co godzinę (w tygodniu w godzinach szczytu co 20-30min)? Jakoś wątpię w to zastosowanie, jak ktoś już wsiądzie w samochód, to raczej pojedzie do samej Warszawy... no może ta część rowerowa może ma sens. Raczej obstawiam, że to taki skok na kasę z funduszy unijnych, by wybudować parking pod szkołą.






Jeszcze kapliczka w Zaborowie.




I półkolonie dla łabądków w pobliżu pałacu.




Akurat trafiliśmy na porę obiadową.
- A teraz wszyscy siorbią zupkę (serio było słychać siorbanie!).



W drodze powrotnej postój na Pisią Tuczną (z wiadomą dedykacją).



Kategoria mazowieckie


  • dystans 126.06 km
  • 3.50 km terenu
  • czas 07:05
  • średnio 17.80 km/h
  • rekord 49.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Przedpilicze i Zapilicze

Środa, 14 czerwca 2017 · dodano: 20.06.2017 | Komentarze 5

Żyrardów - Mszczonów - Osuchów - Bobrowce - Wilków II - Błędów - Dańków - Mogielnica - Michałowice - Świdno - Osuchów - Przybyszew - Promna - Białobrzegi - Brzeska Wola - Stromiec - Podlesie Duże - Dobieszyn - Matyldzin - Dobieszyn >>> Warszawa Zachodnia >>> Żyrardów
album ze zdjęciami

Na długi weekend pogoda zapowiadała się zmienna i niezbyt korzystna - a to deszcze, a to upał. Nie zdecydowaliśmy się więc na jakiś dłuższy wyjazd, za to dzień wcześniej skorzystaliśmy z idealnej pogody na rower - dzień dosyć chłodny, do tego silny wiatr W i/lub NW,, no to pojechaliśmy mniej więcej z wiatrem (choć odcinkami bocznym).

Pierwszy odcinek dobrze znany, więc rypiemy tylko z większym postojem w Osuchowie... Do Osuchowa zasadniczo pod górkę, a od Osuchowa w dół, jako że w Osuchowie jest najwyższy punkt Wysoczyzny Rawskiej.

Wilków II, ze względu na jakieś prace remontowo-ogrodnicze pod kościołem nie robimy postoju, tylko szybka fotka.



Tak, jesteśmy już w gminie Błędów



A tu już oficjalnie - Gmina Błędów i Wypaczeń



Komu jabolka?




Kościół - jest on na obnizającym się terenie, dlatego z boku mur jest wyższy niż od frontu (o tę kamienną część).




Drugi kościół w Błędowie




No i od Błędowa skończyło się rumakowanie, co się zjechało, to zaraz trzeba z powrotem podjechać. Poza tym wilgoć w powietrzu, coś co gdyby było 2-3 intensywniejsze, to można by od biedy nazwać słabą mżawką.



Dańków - kapliczka przy dworze, a w środku coś straszy (kapliczki, bo w dworze nie wiemy)





Kościół cmentarny w Mogielnicy



Skoro już byliśmy na cmentarzu, to pooglądaliśmy sobie nagrobki



Początkowo myślałem, że ta dolna tabliczka to też epitafium




Kościół parafialny w Mogielnicy i plebania




Tu była kolejka grójecka (odcinek z Grójca, do Nowego Miasta n. Pilica).



Kościół w Michałowicach... mogliśmy pojechać nieco krótszą trasą, ale chciałem o niego zahaczyć, bo wypatrzyłem na zdjęciach w jednej ze ścian jakiś pypeć. Jednak miałem spore wątpliwości czy to w ogóle pocisk.





Na miejscu okazało się, że jednak pocisk... a nawet trzy.



Ciekawe jest, że dwa z nich są wmurowane odwrotnie niż zazwyczaj - znaczy wystaje czubek, a nie tył. Jeden jest na tyle nisko, że można dokładnie go obejrzeć... zapalniki obydwu pocisków są takie same (taki sam jest też w kościele w Bartnikach). Wyglada na to, że jest to niemiecki zapalnik Gr Z 96/04 ( tutaj opis i zdjęcia), zgadzają się otworki i ich układ, rozmiar też - mi wyszło że średnica ok 5cm, a według tej strony ma 45mm.

Co do pocisku, to średnica tego co wystaje ma ok 10cm, biorąc pod uwagę że z jednej strony wystaje mniej, to będzie co najmniej 15cm (według ww. stronki, te zapalniki były stosowane w pociskach kalibru 15 i 21cm).

To były zapalniki stosowane w czasie I wojny światowej (nie wiem czy później też), więc obstawiałbym że pociski pochodzą z tego okresu. Na stronie parafii można przeczytać że Podczas działań wojennych w 1914 roku zostały uszkodzone freski na suficie i ścianach, wybito szyby w oknach, uszkodzono drzwi wejściowe . Więc niby zniszczenia nie były jakieś wielkie, ale po wojnie był remont... nie ma zaś wzmianek o zniszczeniach podczas II wojny, czy remontach po niej.




Drugi pocisk wmurowany już "normalnie" Stając na rowerze udało mi się zmierzyć że średnica wynosi ok. 7cm... a więc wygląda na 76-77mm



No i ten górny.



Nie mieliśmy zamiaru zatrzymywać się na cmentarzu, ale ta kaplica sprawiła że jednak... okazało się, że to kaplica grobowa, przy okazji też obejrzeliśmy i obfociliśmy inne stare nagrobki (ale fotki są w albumie)





Pałac w Świdnie



W jednym bajorku łabędzica z małymi, na drugim jakiś inny łabędź... może tatuś już nie mógł wytrzymać z czwórką bachorów. Ponieważ były nieme, to zrobiliśmy dubbing:
- Mamooo nogi mnie boląąąą!
- A mnie skrzydła!
- A mnie płetwy!
- A mnie dziób!
- A gdzie jest tata?
- Poleciał złowić coś na obiad.
- A co będzie na obiad?
- Małże.
- A ja chcę rybkę, kiedy będzie rybkaaa?
- Ja chcę żabkę!
- Mamo, a Franek się zesiusiał!
- Franiek, nie siusiaj do wody w której mieszka nasz obiad.



Kapliczka i konie w tle




Ubytki... będzie borowanie



A ta kapliczka z Osuchowa była już na blogu pocztówkowym




Nowy most w Osuchowie... to już nie to samo, stary był klimatyczny (ponoć zbudowany w latach 70. przez wojsko), jest to trochę most donikąd, bo tam tylko łąki i las. A tak wyglądał stary most (ten drugi, bo pierwszy w Górach)





W oddali widać już kościół w Przybyszewie



Przybyszew





Nagrobek generała Madalińskiego, który tu spoczywa




Mijamy zjazd na Białobrzegi i zahaczamy jeszcze o Promną





Taki pomnik na jego tyłach, pomnik wygląda na stary, tablica nowa (jej powiększenie po kliknięciu w zdjęcie)




Kapliczka po drodze.



Wracamy i jedziemy na drugą stronę Pilicy, czyli Zapilicze - teren na południe od rzeki (między Pilicą, a Radomką), przekazany w XIVw. przez Kazimierza Wielkiego, księciu mazowieckiemu Siemowitowi III (i od tej pory część Mazowsza). Przedpilicze, to oczywiście mój wymysł :-)

Jedziemy dawną drogą krajową do Białobrzegów, niby teraz jest S7 która omija miasto, ale tutaj też jest duży ruch. Początkowo jedzie się w porządku, bo są szerokie pasy serwisowe, ale potem znikają, zaczynają się zakręty, most i tak wjeżdzamy do miasta.




Tam stopik przy kociele - zaprojektowany w międzywojniu przez Stefana Szyllera, budowany w latach 1932-39, 53-58.





Na zdobieniach można min. znaleźć syrenki... to pewnie stąd, że syrenka jest w herbie Białobrzegów.



Na terenie kościelnym, nieoczekiwanie z boku stoi brama... podejrzewam że prowadziła do dawnego kościoła, którego już nie ma - modrzewiowy przeniesiono dopiero w1956 do Bardzic, więc pewnie tutaj sobie stał obok nowego, budującego się, a teraz tylko ta brama tak dziwnie z boku się ostała.





DDR-ka, do przejazdu przez Białobrzegi nawet przydatna, no ale oczywiście kostkowa, sporawe uskoki przy przejazdach, do tego raz po jednej, a raz po drugiej stronie... standard małych miast. Zresztą końcówkę trzeba było olać mimo zakazu jazdy rowerem, bo ruch już tutaj mniejszy, a uniknie się dwukrotnego przekraczania szosy na krótkim odcinku



Zaraz też powracają pasy awaryjne dawnej krajówki, przeznakowane na pasy rowerowe... to akurat dobry pomysł, bo zresztą i tak w ten sposób są użytkowane. Tyle że im dalej od miasta tym gorzej się tym jedzie, bo zalegający piach, łaty, dziury, a ruch coraz mniejszy. Tak więc na koniec i tak  jechaliśmy normalnym pasem.



Po drodze krzyż, który według tradycji został postawiony dla upamiętnienia Powstania Styczniowego (o nim i o mogile przeczytać można tutaj)



A oto i mogiła powstańców styczniowych (ponoć dwóch) kawałek dalej na południe.





A ten krzyż... mam wrażenie że to jeden z krzyży postawionych przez Jana Bidzińskiego z Kałkowa (tudzież spod Kałkowa), pewnego dosyć ekscentrycznego pana, który taką sobie misję wymyslił. Jest ich bardzo dużo przy drogach w świętokrzyskim, jak i sąsiednich regionach, ale można je spotkac i w innych rejonach Polski. a pan rozwozi je ponoć rowerem. Zwykle to są dwa takie stojące obok siebie krzyże, czasem między nimi kapliczka skrzynkowa też na takim drągu.  ( link do artykułu)



Kładka z zawijasami - z każdej strony jest 5 zakrętów do pokonania (z jednej strony 2 po 180 stopni i 3 po 90, a z drugiej strony proporcje odwrotne). Pokonanie jej trochę trwa, nie wiem czy nie szybciej byłoby objechać drogą naokoło i przez wiadukt.




Ale wtedy nie trafilibyśmy an opuszczony plac zabaw.



Jest tu nawet regulamin.



A to wszystko obok opuszczonej knajpy i motelu (wraz z budową ekspresówki i braku zjazdu z niej do przybytku, stracił on razję bytu).






Dalej jedziemy szlakiem flaszkowym... szlak należy pokonywać tak, jak to jest pokazane na schemacie (najlepiej z butelką miejscowego beaujolais jabol)



A teraz uwaga. Na trzy czteeery przechylamy!



Czy jest miód?



Dojeżdżamy do Stromca - na początek kapliczka i pomnik mieszkańców pomordowanych w czasie II wojny





Kolejna kapliczka i Nepomuk w szklanej trumience




I kościół - tu miałem namierzone pociski - co najmniej trzy. Na miejscu okazało się że są cztery. Według informacji ze strony parafii, kościół ucierpiał w styczniu 1945, gdy Armia Czerwona rozpoczęła ofensywę z pobliskiego Przyczółka Magnuszewskiego. Niemcy ponoć mieli przygotowane umocnienia w rejonie wsi, a na wieży punkt obserwacyjny.





Na II wojnę wskazywałby też jeden z pocisków, o zakończeniu w kształcie ściętego stożka (na temacie zbytnio się nie znam, dlatego moge się mylić, ale w czasie I wojny chyba takich nie stosowano).



Poza tym jest łuska



I kolejny pocisk, ale patrząc z boku mamy w zasadzie pewność że to tylko skorupa.




I ostatni, taki klasyczny walec - oglądając go nie da się stwierdzić ani z której wojny pochodzi, ani czy to tylko skorupa, czy może cały pocisk.



Tabliczka upamiętniająca "bohatera świata" , a kogo? A kliknijcie w zdjęcie to zobaczycie powiększenie tabliczki. (ponoć jego rodzice stąd pochodzili).



Napisy i różne ślady na murach, to nie tylko domena gotyckich kościołów... na tym neogotyckim też można trochę znaleźć. Te staranne inicjały są zapewne nieco starsze, nowsze poznajemy po wulgaryzmach. A te rysy, to w starszym kościele by pewnie wiązano z ostrzeniem mieczy, czy szabel przed wyprawą na Grunwald, Wiedeń, czy inną wiktorię.




Najbardziej zagadkowe są dołki - ogniowe? pokutne? W neogotyckim kościele?? I to świeżutkie, z pewnością z XXI wieku??? Eee???




Droga też niezła, a jest to droga krajowa. Najlepszy jest widok jak jedzie tędy traktor, a za nim sznur samochodów, w tym TIRów.



Jeszcze myk na cmentarz - kaplica cmentarna



Mogiła Powstańców Styczniowych - ten i kilka innych nagrobków zostały odnowione w ostatnich latach ( info), wcześniej wyglądał o tak.



A obok nagrobek  podleśnego lasów rządowych.






I jeszcze kilka... więcej oczywiście w albumie






W Stromcu już wiemy ile mamy czasu, więc rezygnujemy z dalszej drogi do Grabowa i jedziemy do najbliższej stacji, znaczy Dobieszyna. Po zakupie biletów, mamy jeszcze pół godziny do pociągu, więc jedziemy jeszcze obejrzeć dwie mogiły w lesie w rejonie Matyldzina.

Jedna to mogiła żołnierzy Armii Prusy, którzy 12 września toczyli tutaj walki będąc w odwrocie kierując się do Wisły, by przeprawić się na druga stronę ( tutaj artykuł o tych walkach)





Druga mogiła, to ponoć mogiła polskiego żołnierza, który po 12 września ukrywał się w Matyldzinie przebrany w ubranie cywilne, jednak został zidentyfikowany jako żołnierz przez napotkanego Niemca i zastrzelony (informacja z wyżej linkowanego artykułu, tam też nieco więcej szczegółów).



Wracamy na stację w Dobieszynie, mamy jeszcze kilka minut do pociągu. Mimo że PKP ostatnio podostawiało nowe stojaki rowerowe, mimo że są jeszcze stare wyrwikółka, to i tak brakuje miejsc na przypięcie rowerów... toteż rowerzyści przypominają gdzie się da, np. do kozła na końcu bocznicy.




Tutaj linia na Radom ma tylko jeden tor, tylko na stacji w peronach rozdziela się na trzy tory. Najpierw wjechał pociąg z Warszawy i czekał aż przyjedzie ten z Radomia. Powrót standardowy bez przygód, z przesiadką na Zachodniej... tyle że w Żyrardowie kropił deszcz.


Kategoria >100, mazowieckie


  • dystans 119.88 km
  • 19.40 km terenu
  • czas 07:13
  • średnio 16.61 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Doo-pół-koła Kampinosu

Sobota, 3 czerwca 2017 · dodano: 06.06.2017 | Komentarze 3

Mimo że słońce ostro świeciło, to zimny wiatr sprawiał że nie było zbyt gorąco i całkiem przyjemnie się jechało. Toteż pojechaliśmy dziś...

...w akacje



Znowu jakieś dzieciaki kredą porysowały niebo



Zasadniczo dziś nie było w planach poszukiwania nowych pocisków, ale przejeżdżając przez Pawłowice, rzuciliśmy okiem na te wmurowane w kościół (liczyłem je dwa miesiące temu z hakiem - ten wpis)



Kampinoskie bagna i mokradła... wylęgarnia komarów. Ponieważ sezon komarowy już sie zaczął, a w Kampinosie komarów jest zwykle dużo więcej niż gdzie indziej, to nie wbijamy się za bardzo w las, tylko przecinamy puszczę w poprzek i potem objeżdżamy od zachodu.





Sprawdzamy czy Sosna Powstańców Styczniowych jeszcze stoi




Mały postój na ławeczce z daszkiem... do lavinki podlatuje jakiś bąk, która próbuje go słownie skłonić do oddalenia się:
- Naturo, idź sobie.

Potem okazuje się że siedzimy pod gniazdem os... chwilę się zastanawiamy że może jest puste, ale pochwili gniazdo zaczyna się trząść i wychodzi osa.



Kanał Łasica



I podwodny las




Kościół w Górkach...



Niestety po pożarze w 1999 został odbudowany murowany, a szkoda bo drewniany dużo ładniej wyglądał.

W ogóle to był trzeci pożar kościoła w Górkach. Pierwsze dwa wybudowano w latach 70. ale bez zgody władzy ludowej i oba zostały podpalone. Ostatecznie udało się uzyskać zgodę, ale po tym jak mieszkańcy grozili że podpalą las (wg innego źródła, po mnożących się w okolicy pożarach lasów). I to był ten z fotki z gablotki (poniżej), którego kształt ma obecny murowany.



Okoliczne łąki



Sosna, kiedyś żywicowana



Symboliczna mogiła partyzantów poległych w potyczce w 1944 (po wojnie ekshumowani na cmentarz w Wierszach) - powiększenie tabliczki




Las do d...



Piaski Królewskie i końcówka kolejki sochaczewskiej (choć kursy turystyczne są obecnie tylko do Wilczy Tułowskich). Kiedyś była tu stacja przeładunkowa między kampinoska kolejką leśną (powstała w latach 1916-17 i służyła do eksploatacji lasów, miała rozstaw szyn 600m), a kolejką sochaczewską (powstała w latach 20. i miała rozstaw 750mm).



Secymin Nowy - dawny zbór ewangelicki, wybudowany w 1923 (po II wojnie pełnił funkcję kościoła katolickiego). Więcej informacji o śladach osadnictwa olęderskiego w Secyminie Nowym na tej stronie.



Kamień węgielny





Na początku lat 90. wybudowany został nowy kościół (obecnie Sanktuarium Matki Boskiej Radosnej Opiekunki Przyrody), chyba z grubsza kształtem i drewnianą wieżyczką miał przypominać zbór, patrząc z daleka i zza drzew można się nawet pomylić... ale z bliska już nie, jest większy i murowany.



Jedziemy za wał nad Wisłę.



Tu był prom Secymin - Wychódźć. Na blogu pocztówkowym już kiedyś były pocztówki zarówno z Secymina (link), jak i z drugiej strony, czyli z Wychoódźca (link)



Idziemy na wiślaną łachę, zrobić sobie postój.





Pojechałem na plażę
I teraz się zmażę

Łodiridi bum cyk cyk
Płaty skóry zejdą w mig



Zahaczyliśmy jeszcze cmentarz olęderski w Secyminie... już kiedyś tu byłem z podobnym skutkiem, kiedyś musimy tu dotrzeć wczesną wiosną, bo ponoć nawet jest tu zachowanych trochę nagrobków.



Natomiast cmentarz w Piaskach Duchownych jest wykoszony (przynajmniej częściowo) - powiększenie tablicy, oraz nagrobka ze zdjęć poniżej.





Placyk z wiatką w Kromnowie... poza tym tablica z wyblakłymi już zdjęciami, drewniana kapliczka, kopiec z głazem i tabliczką, studnia z żurawiem (ale mogli ten beton obmurować kamieniami, lub obić deskami, bo teraz jest taka sobie), parking i sławojka.




Swoją drogą, jest odznaka PTTK "szlakiem kopców", ale w wykazie tego kopczyka jeszcze nie ma - regulamin i wykaz.




Kwietne łąki przed wałem przeciwpowodziowym.



A na łące - margerytki, firletka poszarpana, dzwonki i inne...






Kolejny cmentarz olęderski, tym razem w Śladowie (tablica)



Tutaj zachowało się więcej nagrobków, także z czytelnymi inskrypcjami oto dwa z nich (powiększenie pierwszego)




A ten SCHWIĘTY SPOKÓJ upewnił mnie kiedyś że tu byłem wcześniej. Otóż parę lat temu, jeździłem po okolicznych cmentarzach olęderskich i gdy trafiłem tutaj, nie poznałem że kiedyś to miejsce już odwiedziłem... to znaczy nie poznałbym, gdyby nie ta tabliczka.



Kanał Kromnowski



Krzyż i kapliczka w Górkach (ale tych drugich, nie tych co były w południe)



Kapliczka upamiętnia wydarzenia z wrześniea 1939





I kolejna kapliczka na skraju Tułowickiego Borku



Dawny cmentarz w Janowie... założony przez sołtysa Janowa - Lucjana Kacprzaka, który na swoim polu (a potem też na polu od sąsiada) po bitwie nad Bzurą chował poległych żołnierzy. W 1952 cmentarz został zlikwidowany, a szczątki przeniesiono na cmentarz wojenny w Trojanowie (ob. część Sochaczewa), oraz na Powązki. Tyle że ekshumacje przeprowadzono pospiesznie i niestarannie, a na terenie przeznaczonym potem na działki budowlane trafiano potem na kości żołnierskie... szczątki gromadził Lucjan Kacprzak i w 1985 złożono je w mogile na pobliskim cmentarzu w Brochowie. Natomiast na dawnym cmentarzu w Janowie, w 1990 roku został odsłonięty pomnik Tutaj artykuł na ten temat

I tutaj kilka rozbieżności - na tabliczkach jest wzmianka o 1552 pochowanych żołnierzach, a w powyższym artykule jest wzmianka, że w czasie ekshumacji "wykopano 2144 czaszki"



A tak na marginesie, ten kopiec jest na liście do odznaki PTTK Szlakiem Kopców.




Tabliczka... starą, nieczytelną wymieniono na nową, le treść pozostała stara i nie ma na przykład wzmianki że część szczątków trafiło na cmentarz w Brochowie.



Przejeżdżamy obok kościoła w Brochowie, miałem ochotę policzyć pociski w murach i bruku, oraz zmierzyć miarką kaliber tych w zasięgu ręki... ale akurat zaczynała się msza, więc sobie odpuściliśmy (tutaj są zdjęcia kościoła, pocisków itp.). Jest na tyle blisko, że się uzupełni następnym razem.

Na koniec kolejka sochaczewska w kierunku Sochaczewa.


Kategoria >100, mazowieckie