teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108860.05 km z czego 15577.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 54.61 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 03:23
  • średnio 16.14 km/h
  • rekord 32.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wkra Wkre mija - dzień 2

Niedziela, 10 września 2017 · dodano: 17.09.2017 | Komentarze 11

krzaki noclegowe - Boęcin - Kuchary Żydowskie - Sochocin - Malużyn/Małużyn - Wola Młocka - Młock - Kownaty Żędowe - Ciechanów >>> Modlin >>> Warszawa >>> Żyrardów (MAPA)

Album ze zdjęciami

Ponieważ wczoraj na dróżce którą zdążaliśmy na miejsce noclegowe wypatrzyłem podgrzybka, rano nim obudziłem lavinkę, udałem się na małe grzybobranie. Oto zbiór:
- 25 kurek
- 4 podgrzybki
- 3 zajączki



Na zdjęciu jest więcej niż ostatecznie, ale przed zapakowaniem (do lodówki turystycznej, żeby trzymały porannych chłodek - wkład już nie chłodził) sprawdziłem i dwa okazały się robaczywe, a jeden uznałem za zbyt miękki na transport. Ogólnie podgrzybków było więcej, ale zbierał tylko te twarde ze względu na transport... niektóre były tak namięknięte od deszczu, że normalnie też bym sobie je chyba odpuścił. A na kolację były dziś kurki smażone.




Czubajki też rosły (choć niewiele)... ciekawe jak je tutaj nazywają.



Nie, nie gotuję od razu tych grzybów... to kawka się robi.



Jak się rano okazało, ta kupa obok namiotu porośnięta mchem, to nie ziemia, a głaz narzutowy. Coś mamy do nich nosa.



Mimo że las w innych rejonach dosyć świetlisty, to my znaleźliśmy chyba największe krzaki w tym lesie i się tam rozbiliśmy...  wybraliśmy boczną dróżkę, taką co już zarastała, dalej okazało się że z jednej strony mocno zakrzaczona, z drugiej zwalone drzewo, więc nic nam przypadkiem nie przejedzie tędy w pobliżu namiotu.

Zresztą rano okazało się, że do lasu przyjechało sporo grzybiarzy, ale nasza miejscówka była bardzo dobra, w tych krzakach nikt nam nie przeszkadzał. Swoją drogą to trochę żenada - leśnictwo wybudowało porządny parking leśny z infrastrukturą, w opisie było że właśnie min. z myślą o grzybiarzach, a kierowcy co? Parkują dosłownie 200m dalej w lesie... jadą na grzyby i tych 200m przejść nie dadzą rady? Grzyby też zbierają tylko naobkoło samochodu?



No to jedziemy. Zaczynamy od cyklogrobbingu -  pierwszy fotostop na cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej w Bolęcinie.







Kwatera oficerska i podoficerska zaopatrzona jest w rozwałkowe ławeczki.



Kolejny postój w Sochocinie (dobiliśmy z powrotem do Wkry). Przy kościele przyjemny skwerek z ławeczkami, na którym przeczekaliśmy tłum wywalający się z kościoła (trafiliśmy na koniec mszy). Jednak... no właśnie, za daleko do kosza było? Druga ławka podobnie wyglądała, tylko że z flaszkami po piwie.



Oto i kościół, jak się okazało z pociskiem. Na trasie mieliśmy w sumie 5 kościołów z wmurowanymi pociskami, przy czym tych w Sochocinie i Jońcu nie miałem wcześniej namierzonych, zaś w Cieksynie, Starej Wronie i Nowym Mieście i owszem.

Tutaj tylko jeden i w takim miejscu, że niełatwo wypatrzeć (wysoko w załomie, a poza tym kościół ceglany)




Były też aż trzy repery - oto najstarszy.



Kamień węgielny i inne kamienie upamiętniające budowę kościoła.



To chyba plebania.



Jedziemy dalej w górę Wkry (której jednak nie widzimy) do Malużyna (choć na niektórych tabliczkach jest Małużyn. Tam oglądamy ceglano-drewniany kościółek.








Miejsce przyjemne, jednak możliwości rozwałkowe takie sobie... no to jedziemy na rozwałkę na mostek nad Wkrę, przy okazji pożegnać się z tą rzeką, bo zaraz odbijamy od niej w kierunku Ciechanowa. Nad rzeką krzaki, a jedyna łączka w słońcu (znów się robi gorąco), robimy więc sobie rozwałkę na mostku, bo droga bardzo boczna, po drugiej stronie Wkry jakaś nieduża wieś, do której jest chyba zresztą inny dojazd... w czasie postoju przejechał tylko jeden samochód, z dwoma kajakami i ekipą, która tu wodowała.




Żegnamy się z Wkrą i rypiemy na Ciechanów. W Młocku niepokojące znaki, że objazd, że roboty drogowe itd.  Okazuje się że nasza droga jest w remoncie. Możliwości objazdu są dwie, nadrabia się parę kilometrów ale nie tak znowu dużo, tyle że z jednej strony trzeba rypać drogą drogą krajową, a z drugiej strony wojewódzką do samego Ciechanowa. Postanawiamy sprawdzić czy da się przejechać... i słusznie, jedzie się jak średniej jakości gruntówą i na szczęście tylko do następnej wsi (ok. 2km), ufff.

Po drodze lavince przypomina się jak na pograniczu słowacko-węgierskim, wyczaiłem kiedyś skrót z mostem granicznym kolejowym na którym była piesza kładka. Wiodła tam właśnie jakaś taka gruntówa wśród pól, tyle że zupełnie nie w tym kierunku co trzeba... ale tą drogą jechała akurat jakaś pani na rowerze, no to zapytałem ją po polsku wtrącając słówka słowackie (byliśmy jeszcze na Słowacji) czy tędy dojedziemy na most kolejowy, a pani mi odpowiedziała po węgiersku że tak.

No to przypomniało nam się jak pod Budapesztem w piekarnio-cukierni kupowałem pieczywo i jakieś słodkie bułki - jak pani zapytała mnie czego sobie życzę, a ja odpowiedziałem po angielsku że na razie się tylko rozglądam, to na zapleczu zapanowała panika i próba znalezienia kogoś kto parla po angielsku. Nie znaleźli i spanikowana pani wróciła do mnie, a jak widząc co jest grane, po prostu pokazywałem palcem co chce kupić i ile.
- Tam to bardziej po niemiecku byś się dogadał. Pamiętaj, po niemiecku "proszę" jest "bitte".
- Ale ja nie chciałem dać im w mordę, tylko kupić bułki. Jak jest bułka po niemiecku.
- Bułka, hmmm... może spróbować "kajzerka"? Powinni zrozumieć.



Dojeżdżamy do obwodnicy Ciechanowa. Jest pełny krąg i zdaje się wzdłuż całości jest ddr-ka, łw zachodniej, czyli nowszej części jest ładna asfaltowa... z minusów, to niestety cztery razy zmienia stronę szosy. Na wschodniej połówce jest po jednej stronie (tak wynika z map), ale dla odmiany z kostki.



Najpierw myk na stację. Dworzec jest nowy i całkiem ładny. Kupujemy bilety, żeby potem nie stać w kolejkach w ostatnim momencie i ruszamy na miasto.



Jedziemy ulicą Sienkiewicza, naszą uwagę zwracają ciągnące się po obu stronach klimatyczne budynki. Jak się okazuje, jest to osiedle Bloki, wybudowane przez Niemców w latach 40 (info). My jedziemy jej skrajem, a budynków (w tym część znacznie dłuższa), jest ok. 100.





Ulica Sienkiewicza jest częściowo w remoncie, powstaje asfaltowa ddr-ka - końcówka ma już nawierzchnię, ale poza tym trzeba albo tyrtać się poniemieckim brukiem, albo wzorem lokalsów jechać chodnikiem. Po drodze trafiamy na taką rzeźbę, skoro ma tabliczkę, to znaczy że jest to Wielka Sztuka (tzw. kryterium lavinki-meteora, czyli jak poznać że jest to sztuka, a nie na przykład ubikacja, stos gruzu, albo Pan Marian). Okazuje się, że przed centrami handlowymi Dekada są stawiane takie rzeźby...

Hmm, u nas w Żyrku jest też takie centrum, ale po centrach handlowych nie chodzimy (chyba że do marketu po żywność, ale tam marketu ni ma), a obok nie jeździmy, bo ulica jest ruchliwa i nieprzyjemna. Potem podjechałem i sprawdziłem, faktycznie stoi tam identyczna rzeźba, jak to trzeba pojechać do Ciechanowa, żeby dowiedzieć się co przybyło w moim mieście.




Przeprawiamy się przez rzeczkę Łydynię (dopływ Wkry).



Ale przed mostem jest park im. Marii Konopnickiej z pomnikiem tejże.



Hotelem dla owadów.



I wyrwikółkami, jak się okazało ten wzór jest stosowany w Ciechanowie (widzieliśmy jeszcze w paru miejscach).



Docieramy na stoki Farskiej Góry (która zresztą jest grodziskiem).



Znajdujący się na dole kościół św. Tekli oglądamy przelotnie, bo trwa msza i dużo osób jest na dziedzińcu, więc pchamy rowery na skarpę obejrzeć farę.





Trochę tu powmurowywali głazów (ale kul nie ma), niektóre stanowią fundament pod przypory... swoją drogą w tychże przyporach są nawet otwory maculcowe.




Wdrapujemy się na na Farską Górę, na szczycie której jest dzwonnica.



W okolicy góry.




Msza w sąsiednim kościele się w międzyczasie skończyła, więc możemy spokojnie obejrzeć i ten, z klasztorem obok.





No to w drogę, podjazd pod skarpę i dalej deptakiem (ul. Warszawska).




Ratusz



No i docieramy do wizytówki Ciechanowa, czyli Zamku Książąt Mazowieckich.



Niestety okazuje się że wejście na baszty tylko z przewodnikiem i wchodzi się za kwadrans. W międzyczasie oglądamy sobie dziedziniec, w tym niezachowany, ale częściowo odbudowany budynek przy północnym murze.






Hmmm, piaskownica archeologiczna? Wyposażenie niekompletne - tylko plastikowe pojemniki, brak łopatek i sitka.... może już sezon archeologiczny się zakończył, bo mali archeolodzy poszli do szkół i przedszkoli, toteż nie ma komu jeździć na wykopki.




Oglądamy wystawę archeologiczną.



Są tu min. kule armatnie



A to mi się kojarzy z trapezami gimnastycznymi w różnych stylach, które wymyślił Tytus.



Zaglądamy też do sali multimedialnej, ale tylko na chwilę - wielkie eee tam. Umieścili by to samo na stronie, to można by sobie poklikać na telefonie lub w komputerze, a tutaj to trochę strata czasu.

No i wchodzimy na baszty... to niestety była totalna porażka, oprócz nielubianego przez nas zwiedzania z przewodnikiem, czyha na nas wystawa multimedialna (o ta). Już samo zwiedzanie z przewodnikiem - nie da się swobodnie połazić, porobić zdjęcia i pooglądać... jak się wtłoczy kilkanaście osób do niewielkich pomieszczeń baszty to jest straszny tłok, nie da się nawet obejrzeć co tam jest bo trzeba się przepychać itp. Oczywiście przyjęliśmy strategię - wleczemy się w ogonie i mamy trochę wolnej przestrzeni bez ludzi.

Niestety okazało się że jest zwiedzanie multimedialne - pani gasi światło i jest wyświetlany film (na cegłach, więc słabo widać), do tego głośno i z pogłosami więc słabo słychać. Albo nie film, tylko nagrany kawałek, pół biedy jakaś pani coś czytająca, gorzej jak jakiś rap... pochlastać się można. Do tego targetem tych kawałków jest młodzież szkolna, albo stereotypowy Janusz. To było dla nas za dużo... przy pierwszej okazji urwaliśmy się i polecieliśmy wyżej.

Przez chwilę mieliśmy spokój, zwiedziliśmy sami ze dwie salki, oraz obejrzeliśmy widoki ze szczytu baszty. Mieliśmy zamiar wrócić i wmieszać się w tłum, a potem uciec na drugą basztę ale pani oprowadzająca zauważyła nasz brak (kurczę, zbyt charakterystyczni jesteśmy), dostaliśmy zjebkę że nie wolno samemu zwiedzać i od tej pory filowała czy jesteśmy ... toteż nie udało się wejść na górną, zamkniętą część drugiej baszty (drzwiczki były tylko przymknięte, a nie zamknięte).  No cóż, pozostało przyjąć z powrotem strategię "wleczemy się w ogonie". Ogólnie poczuliśmy się jakbyśmy wrócili do szkoły (zresztą w Ciechanowie ostatni raz byłem właśnie w szkole... nie pamiętam czy poza zamkiem coś zwiedzaliśmy), a poza tym jak zwykle przy takich okazjach przypomnieliśmy sobie dlaczego nie lubimy zwiedzania z przewodnikiem, a poza tym nauczyliśmy że należy się wystrzegać wystaw multimedialnych.



 Sama wystawa taka se - najciekawsza była salka a 'la zbrojownia, bo tam w ogóle były jakieś eksponaty... bo gdzie indziej to np. sztuczny pan w kajdanach itp. O, tu znów mamy kule i chyba granaty armatnie, oraz dwie bombardy małego kalibru.











Żeby nie było - niektóre rzeczy nam się podobały. Na przykład pieczątki, muzeum ma sporą, dwukolorową pieczątkę. Poza tym w salkach baszt są pieczątki stylizowane na pieczęcie różnych książąt mazowieckich, które można sobie przybić na karteczkach z informacjami o danym księciu (ja przybijałem sobie na mapie, którą miałem szczęśliwie w kieszeni, ale lavinka nie wzięła swojego notesu). Tylko że nie wiem czy znaleźliśmy wszystkie, bo w tłoku nie zawsze dało się dokładnie salek obejrzeć - zwłaszcza na początku jak nie wiedzieliśmy o pieczątkach.



Zwiedzanie baszt to ok. 40 minut, my byśmy sobie spokojnie je oblecieli dwa razy szybciej, a może nawet w 15 minut, a jednocześnie zobaczyli dwa razy więcej i więcej porobili zdjęć. No i przez to wariag nie zaliczy nam gminy miejskiej Ciechanów, bo już zabrakło czasu podjechać do koszar (a chcieliśmy)... prosto z zamku rypiemy na dworzec, bo już późno.

Na dworcu lavinka zobaczyła stojący pociąg i od razu tam pobiegła nie czekając na mnie... a tu stały w sumie cztery pociągi (pojedyncze składy typu Elf) przy dwóch peronach.  No to  sprawdziłem na wywieszonych rozkładach z którego odjeżdża nasz, poszedłem sprawdzić co się wyświetla na wskazanym składzie i gdy upewniłem się że to nasz, dawaj szukać lavinki. Na szczęście zorientowała się że poleciała do złego pociągu i nie musiałem latać po tunelach.



W Elfach jest mało miejsca na rowery - jeden zakątek z trzeba pionowymi wieszakami. W poziomie dałoby się tu więcej upchnąć rowerów, ale jak ktoś już się powiesi, to za późno. Wsiadamy na pierwszej stacji, więc początkowo w miarę luźno (znaczy wszystkie miejsca na rowery zajęte).



A była niedziela popołudniu, pociąg zaczął się zapełniać, w tym zakątku i dwóch sąsiednich wyjściach w pewnym momencie było 10 rowerów, a zdaje się że przy kolejnych też jakieś były. Jak wysiadaliśmy w Modlinie, nie było to wcale łatwe.



Przesiadka w Modlinie, bo ze względu na remont kolei obwodowej, pociąg z Ciechanowa nie dojeżdża do Zachodniej, tylko do Gdańskiej... i tak musielibyśmy się przesiadać na metro, albo co, więc wybieramy przesiadkę w Modlinie. Elf lotniskowy (też jedna jednostka) jest już podstawiony, więc z drzwi do drzwi.



W tracie jazdy sytuacja się powtarza i pociąg się zapełnia rowerami (były jeszcze przy wejściach)



Kolejna przesiadka na wschodnie... i znowu nasz pociąg już stoi, tym razem Impuls i to dwie jednostki. W Impulsie jest więcej miejsca na rowery, bo w dwóch miejscach w sumie 6 stojaków poziomych, nie zawieszając da się upchnąć więcej, poza tym naprzeciwko jednego ze stojaków jest stolik barowy, pod który znów da się ze dwa rowery wepchnąć... A że dwie jednostki, to w sumie daje zaprojektowanych wieszaków sztuk 12. Tak więc luz.

A na Zachodniej wsiada babcia z Kluską, które wracają z Warszawy.




Komentarze
meteor2017
| 06:46 poniedziałek, 18 września 2017 | linkuj Tu akurat tak, ale np. w tym ceglano-drewnianym w Malużynie widać że były, ale zostały zamurowane. W niektórych kościołach widziałem, że wkładają w nie cegły (ale już bez zaprawy), co jest o tyle dobre, że w każdym momencie można je bez większych ceregieli wyjąc, a poza tym trochę lepiej widać w elewacji gdzie były, nie trzeba się tak wślepiać jak przy zamurowanych całkowicie..
malarz
| 04:25 poniedziałek, 18 września 2017 | linkuj Świetnie, że zachowały się otwory maculcowe, dzięki temu dziś możemy wyobrazić sobie ówczesne rusztowania. Otwory maculcowe świadczą o technologii budowy :)
lavinka
| 20:49 niedziela, 17 września 2017 | linkuj O, to w Skierniewicach też jest Dekada?
meteor2017
| 20:07 niedziela, 17 września 2017 | linkuj To właśnie sugerowałem 3 komcie temu ;-)
lavinka
| 20:06 niedziela, 17 września 2017 | linkuj Musimy jeszcze to hitlerowskie osiedle zwiedzić (które początkowo braliśmy za robotniczo-kolejowe), więc do Ciechanowa na pewno zajrzymy. :)
meteor2017
| 19:49 niedziela, 17 września 2017 | linkuj No właśnie... aczkolwiek nawet nie wiedziałem, że w Skierniewicach jest Dekada ;-)
Łukasz | 19:22 niedziela, 17 września 2017 | linkuj W Skierniewicach przed Dekadą też taki "Cuś" z brązu stoi.
meteor2017
| 19:11 niedziela, 17 września 2017 | linkuj Dzięki :-) A my obiecujemy, że następnym razem będąc w Ciechanowie (jest na to szansa, bo jadąc na północ, to jedno z miejsc, gdzie się dobija do kolei, a pociągów dwa razy więcej niż z Działdowa), o koszary już stuprocentowo zahaczymy, a zamek ominiemy (jak będziemy mieli za dużo czasu do pociągu, to raczej po osiedlu Bloki się powłóczymy).
Gość wariag | 19:06 niedziela, 17 września 2017 | linkuj Wziąwszy pod uwagę iż sam nie cierpię zwiedzania z pieriewodczikom a już rapu nie trawię i mając na względzie Wasze duchowe cierpienia w takich okolicznościach zaliczam :)
meteor2017
| 18:51 niedziela, 17 września 2017 | linkuj Tak czułem... ale sam widzisz, że mieliśmy szczere chęci, ale okoliczności nie sprzyjały.
Gość wariag | 18:24 niedziela, 17 września 2017 | linkuj No nie zaliczę. Gdybyż to jeszcze tam tylko 3 Berliński Pułk Zmechanizowany był skoszarowany to pół biedy. Ale - 32 kriemienczugskij pp, 6 wołyński pułk ułanów a nawet sztab 6 Kawalierijskoj Diwiziji ... nie, tego już za wiele ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ejsza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]