teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114878.10 km z czego 16730.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 28.13 km
  • 4.50 km terenu
  • czas 01:39
  • średnio 17.05 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Skwarny biwak nad Wisłą #2

Sobota, 26 czerwca 2021 · dodano: 02.07.2021 | Komentarze 6

Poranek na plaży nad Wisłą





Hmmm, na łosia to chyba za małe, a na sarnę za dużo... więc pewnie jakiś jeleń. Dwa osobniki dorosłe i jeden lub dwa młode.




Robale




Końska mucha, dorwałem upierdliwego gada... znaczy owada.



Jakiś inny owad latający



Martwy trzmiel, urządziliśmy mu pogrzeb, nawet trumnę miał.





Powrót z ekspedycji po małże.




Teraz trzeba im zrobić basen.




No i pora skoczyć do sklepu po zaopatrzenie. Przede wszystkim woda i inne płyny (sok, mleko), ale też jedzenie (żeby się nie obciążać, zabraliśmy jedzenia na półtora dnia, planując sobotni wypad do sklepu). Tak więc jadę na lekko z prawie pustymi sakwami - zabieram śmieci, te nasze, jak i te z plaży (pierwsze co zrobiliśmy po przybyciu na miejsce, to wysprzątaliśmy najbliższą okolicę... ludzie są strasznymi syfiarzami i uwielbiają siedzieć na śmietnisku, ale my nie, wolimy się potykać o patyki i muszle, a nie o śmieci).

Przejeżdżam na drugą stronę Wisły.



Opłotki Wyszogrodu



Zakaz sprzedawania kuli armatnich



Zasadniczo Wyszogrodu nie zwiedzałem, w końcu byłem tu wielokrotnie,. Podskoczyłem tylko do kościoła obejrzeć hipotetyczny pocisk. Nie miałem pod ręką lavinki z teleobiektywem, więc fotka taka sobie, ale polornetkowałem i sobie dokładnie go obejrzałem... wcześniej miałem wątpliwości co to jest, ale po dokładnym obejrzeniu wydaje się, że jednak pocisk.




Bzura river.



Kursy do Wyszogrodu odbyłem dwa, bo pod koniec pierwszej trasy przypomniałem sobie, że zapomniałem kupić rzeczy obiadowych (na kolację). Owszem, zrobiłem listę zakupów żeby nic nie zapomnieć, ale zapomniałem na nią wciągnąć rzeczy obiadowych. W zasadzie mogłem zawrócić, ale już 3/4 odległości od sklepu do plaży pokonałem, więc dojechałem do końca, wyładowałem zakupy i pojechałem z powrotem na lekko.

Kluska większość dnia spędziła w Wiśle na pluskaniu. Jako, że przy miejscu gdzie woda przelewa się przez groblę, tworzy się głębina, a w bezpiecznej odległości od niej jest znowu za płytko, to wyznaczyliśmy bezpieczne kąpielisko.




Wodujmy "Wariaga" ("Wariag" na wiki)





"Meteor" - spośród licznych statków o tej nazwie najbardziej mi się spodobał okręt, którego budowę rozpoczęto w 1914 jako kanonierkę, a ukończony został jako statek badawczy (wiki)




Flotylla pypci.





Bezpieczny port



Lektura na wieczór



Słonko mówi dobranoc... wreszcie, bo dziś było za gorąco, a chmur za mało (dobrze, że w ogóle czasami były).




Ognisko najlepszą obroną przed wieczornymi komarami... choć nawet ono nie pomagało na najbardziej zmasowany atak w okolicach zachodu słońca (który trwał mniej więcej godzinę... no z hakiem).





  • dystans 51.60 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 03:16
  • średnio 15.80 km/h
  • temperatura 26.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Skwarny biwak nad Wisłą #1

Piątek, 25 czerwca 2021 · dodano: 29.06.2021 | Komentarze 8

Korzystamy z chłodniejszych dni (jak się potem okazało, chłodniejszy dzień był tylko jeden) i ruszamy na biwak. Jest jakieś 26 stopni i gdy jest szczelna pokrywa chmur, a gdy Słońce zaczyna przeświecać przez rzadsze chmury, to robi się dla mnie za gorąco... tak więc jest to moja górna granica gorąca, jaką jestem w stanie wytrzymać. Jedzie się ciężko, bo cały czas pod wiatr.

Pisia Gągolina



Pisia Obojga Wód, czyli po połączeniu się Pisi Tucznej i Gągoliny w jedną rzekę o nazwie Pisia. Krótki stopik na mostku z obserwacją ważek i jaskółek, które co i raz coś wyławiają z rzeki.




Ponieważ zlikwidowali nam przystanek w Szymanowie, na którym zazwyczaj robimy sobie postój, tak więc zatrzymujemy się dopiero w Dębówce na placu zabaw z wiatką. Kluska okupuje kręciołek, który lubi, ale to urządzenie rzadko można spotkać na placach zabaw (widzieliśmy na jednym w Grodzisku i chyba jeszcze gdzieś).



Super kosz, można fajne wsady robić (była nawet piłka).



Pierwszy robal na trasie



Aż się zawróciliśmy, żeby sfocić tego kota.




Kolejny postój tradycyjnie pod kościołem obronnym w Brochowie.



A co to za noga wystaje z muru?



A co to za gęba?



Jeszcze mamy spotkanie z bocianem.




W Brochowie zaczęło kropić, ale burze przechodziły na południe od nas, o nas tylko brzegiem zahaczyły i przez jakiś czas kropiło (było bardzo przyjemne chłodzenie), a potem przestało.

Jedziemy wałem p.pow. wzdłuż Bzury, tylko trzeba wymijać krowy.



Były też cielaki, pierwszy się schował w trzcinach i nie dało się strzelić fotki, dopiero te się załapały, choć też nie widać ich w pełni.




Starorzecze Bzury, samej rzeki dziś nawet nie widzimy, choć jedziemy wzdłuż niej.



Kanał Łasica



Kwitnący grążel żółty i inna roślinność wodna





Kanał Kromnowski i tory kolejko sochaczewskiej.



Taka ładna gąsienica (edit: błędnica trzaska)



No i jesteśmy u celu, czyli na łachach wiślanych.




Trzeba nazbierać drewno na ognisko.



Oznaczyliśmy bród na wyspę.



Kluska zaraz znalazła jakąś kałuże i gdy grzebała w niej patykiem, zaczął się ruszać jakiś potwór... okazało się, że to rybka uwięziona w wysychającym bajorku. Ruszyliśmy więc po kubełek, żeby ją uratować i okazało sie, że tam jest nie jedna, a trzy.

Tę smukłą Kluska nazwała Delfinek (hmmm, to może być szczupak - kształt pyska, płetwa nie pośrodku, a tyłu grzbietu), a pozostałe z racji że wyglądały na sumy (pewności nie mamy, ale miały już króciutkie wąsiki) - Sumik i Sumuś.




Na razie ich nie wypuszczamy, trzeba się nacieszyć tymi zwierzątkami - Klu wykopała im basen, a do Wisły wypuściliśmy je ostatniego dnia. W porównaniu z tą prawie wyschniętą kałużą, basen jest sporo większy i warunki są o niebo lepsze. Aha, dodatkowo z dwóch ryb usuwamy po pasożycie, zdaje się że pijawki.



Oprócz tych większych (ok. dziesięciocentymetrowych), sporo wyłowiliśmy takiego oto drobiazgu. Tylko te od razu wypuściliśmy do Wisły.




To największy z tych maluchów.



Poza tym w kałuży były robale, też od razu wypuściliśmy. Larwy ważek.




A to chyba larwa płoszczycy szarej.



Jeśli chodzi o akcję ratowania ryb, to przypomniałem sobie moje dzieciństwo, gdy teren nad Pisią był zryty z powodu budowy zalewu (dziura w ziemi była chyba z dziesięć lat) i  kiedyś z jakiegoś powodu rzeka popłynęła bokiem (czy coś zatarasowało koryto, czy brzeg został rozmyty). Stare koryto zaczęło wysychać na sporym odcinku i wtedy to z koleżanką kursowaliśmy od bajorek do rzeki z kubełkami ratując ryby i raki.

Łączeń baldaszkowy





Koniec dnia zastaje nas na plaży





  • dystans 27.50 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:39
  • średnio 16.67 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Poniedziałek, 21 czerwca 2021 · dodano: 14.07.2021 | Komentarze 6

Osiedlowy Klub Elektryka



Elektryka prąd nie tyka...



... a jak tyknie, to elektryk fiknie!





Co mi przypomina 10 przykazań lektryka z chatki studenckiej "Chata Elektryka" (letkie powiększenie po kliknięciu w fotkę). Pełna fotorelacja z wizyty w Chacie Elektryków jest we wpisie SST Lasek.







  • dystans 31.50 km
  • 1.40 km terenu
  • czas 01:33
  • średnio 20.32 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kolejny gorący wypad do biblioteki

Środa, 16 czerwca 2021 · dodano: 21.06.2021 | Komentarze 3

Totalny skwar odroczony o jeden dzień, środa była po prostu gorąca. Postanowiłem się więc zmasakrować do końca przed upałami i wykonałem kurs do jeszcze jednej biblioteki, by zgromadzić zasoby niezbedne do przetrwania upałów. Tym razem do Mszczonowa, więc trasa nieco krótsza.

Aha, zapomniałem łańcucha... jednak po naszych doświadczeniach, jak to lavinka "przypinała" rower pod przedszkolem szalikiem (raz i mi się zdarzyło), przeszukałem zawartość sakw i jedyne czym się dało "przypiąć" to odblask. No dobra, grunt to działanie psychologiczne - widko że czymś jest przypięte i nie da się pociągnąć roweru, bo trzeba najpierw to "zapięcie" przeciąć (choć w tym przypadku tylko zdjąć.

Na dłużej bym tak nie zostawił, ale ja tylko na kilka chwil - oddać książki i odebrać zamówione. Poza tym stojaki nie są bezpośrednio przy ulicy, tylko na dziedzińcu szkoły, a patrząc na stojące tam rowery - część w ogóle nie przypięta, a jeśli w ogóle, to takimi linkami, które da się przeciąć cążkami do paznokci.



Szafka "temat miesiąca'.



A nad głową bocian




W obie strony krótki stopik na ostygnięcie nad zalewem w Hamernii. Zwłaszcza w drodze powrotnej, bo we Mszczonowie nie miałem się gdzie w przyjemnym miejscu w cieniu zatrzymać (mogłem podjechać do parku, ale było mi nie po drodze). Cień, wiatr, kawa mrożona z termosu...



Delikatne fale działały wręcz hipnotyzująco.



Tuż przy powierzchni wody pływała sobie rybka. Ewidentnie drapieżna (parę razy zaatakowała coś przy powierzchni wody, lub coś nad). Miała jakieś 30-50cm długości (trudno mi dokładnie ocenić), smukły kształt, płetwa ogonowa wcięta i w miarę ostro zakończona, płetwa grzbietowa w miarę na środku, a przynajmniej jedna z dolnych płetw trochę pomarańczowawa. W grę wchodzą boleń, brzana, jaź, kleń, lipień... a pewnie jeszcze kilka.

W pewnym momencie w zatoczkę wpłynął duży, co najmniej półmetrowy sum... ale go tylko przez chwilę widziałem.

Oto najlepsze zdjęcie rybki:



Obserwowałem moją rybkę przez dłuższy czas, nazwałem ją Henryk. Potem sobie przypomniałem o lornetce i wykorzystałem ją do obserwacji. W sumie okazało się, że ta lornetka to całkiem udany zakup... przede wszystkim dlatego że jest malutka i wszędzie można ją zabrać. Przybył nam kolejny grat do obowiązkowego wożenia ze sobą, ale na szczęście nieduży.

Ośmiokrotne powiększenie nam póki co wystarcza, owszem można by kupić taką od 14x do 30x, też kompaktowe, ale jednak trochę większe.









  • dystans 49.15 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 02:26
  • średnio 20.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Zdążyć do biblioteki przed skwarem

Wtorek, 15 czerwca 2021 · dodano: 20.06.2021 | Komentarze 3

Dzień gorący, ale następne dni zapowiadały się jeszcze gorsze... a książki nam się kończyły, w minione dni nie miałem kiedy podskoczyć do biblioteki, a że w kolejne dni miał być skwar który w ogóle uniemożliwi jazdę, to nie było innego wyjścia jak zacisnąć zęby i ruszyć na walkę z żywiołem. Tak więc udałem się zrobić zapas książek na czas największych upałów.


Ze względu na warunki tylko kilka fotek z pola cykniętych po drodze.




To nie kwiatek, to bibuła na patyku.



A to jakaś wycinanka



A to typowy kwiatek typu "słoneczlko", więc pewnie jakieś dziecko narysowało.




Podczas przejazdu w te i we wte przez Jaktorów, krótkie stopiki na kładce nad Pisią Tuczną, by się orzeźwić mrożoną kawą z termosu.



Zachód Słońca w EkoParku z wieczornego wypadu z Kluską. Niebo płonie... a ten żar z tego pożaru w kolejnych dniach opadnie na Polskę.






  • dystans 19.28 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 01:29
  • średnio 13.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Kluską na egzamin

Poniedziałek, 14 czerwca 2021 · dodano: 19.06.2021 | Komentarze 7

Ponieważ z Kluską przeszliśmy na edukację domową, mamy spokój ze szkołą (np. nie musimy jej holować na ósmą!) i tylko musimy na koniec roku zdać egzamin. W starszych klasach będzie więcej egzaminów, ale to dopiero przed nami.

Na szczęście egzamin był przed tymi @#%&*$ upałami, owszem dzień być ciepły, ale nie skwarny... po południu na słońcu było gorąco, ale człowiek się nie gotował momentalnie. Nie była to temperatura optymalna, ale jeszcze znośna.

Zmodernizowanym kiblem jedziemy do przystanku Parzniew (podobną drogę mamy ze stacji Pruszków, ale musimy się przebić przez miasto, a tak omijamy centrum obrzeżami).



Trasa Parzniew - Pruszków - Nowa Wieś - granicą Granicy - Komorów

Jedziemy "po żyrardowsku", czyli z Kluską na bagażniku (stwierdziliśmy że tak będzie nam najwygodniej). Oczywiście nie tylko w Żyrku tak się wozi dzieci, tylko w ogóle w małych miejscowościach, ale jakoś tak właśnie zaczęliśmy mówić i tak już zostało.

Wjazd do tunelu śmierci.



WuKaDka



20 metrów kota w Nowej Wsi.

I właśnie w Nowej Wsi w pobliżu tego znaku (ul. Różana), a wcześniej na ulicy Wspólnej minął nas samochód robićy zdjęcia do Street View. Doczytaliśmy się na samochodzie, że to Apple Maps (nawet nie wiedziałem że są takie mapy, ale też się nie zdziwiłem). Następnego dnia lavinka z Kluską widziały ten sam (albo taki sam) samochód w Żyrardowie.

Zapisuję tutaj na jakich ulicach nas minął, bo potem nie będziemy pamiętać by to sprawdzić... już kiedyś mnie minął jakiś taki samochód na jakiejś uliczce i nie pamiętałem gdzie mam się szukać. Ale raz mnie minął (w 2012) i zapamiętałem, nawet zdążyłem mu zrobić zdjęcia (o tu jest).



Po egzaminie jedziemy do Brwinowa się odstresować. Mapka bitwy w 1939 przy wejściu do parku (powiększenie mapki po kliknięciu w fotkę)





Park był ostatnio przebudowywany, toteż była okazja go sobie obejrzeć.



Przy placu zabaw dla maluchów przybyły sieci



Rzeźba... okazuje się że zrobił ją ten sam koleś, co np. rzeźby na Ochocie, a który mieszka pod Mszczonowem i nieraz obok jego domu przejeżdżaliśmy.



Początkowo myślałem, że to bobry, ale po bliższym przyjrzeniu się, okazało się że niedźwiedzie.



A w tym drzewie była kiedyś skrzynka lavinki, ale potem zginęła, a później drzewo się złamało. Dobrze że przetrwało w takiej formie.



Głównym celem wizyty w brwinowskim parku było odwiedzenie ogrodu botanicznego, który został otwarty 2,5 miesiąca temu. Powiększenie mapki po kliknięciu w fotkę, a tu - legenda.





Rośliny są oznaczone w ten sposób... hmmm, w domu sprawdziłem że jakiś dziwny ten ślaz, albo nie tej roślinki dotyczy tabliczka, albo po prostu jest przekwitnięty.



Tak, czy inaczej powąchać się nie dało.



Tutaj zakątek dla małych dzieci, od którego zaczęliśmy



Jest tu między innymi klatka meteor z meteokurkiem




Owady - pscółka, chyba biedronka i coś co jednogłośnie uznaliśmy za żuczka.





Urządzenie do robienia wirów




Są też drewniane rzeźby, ale chyba onnego autorstwa, w każdym razie mucha na pewno, bo miała inny podpis



Poza tym owoce - bez problemu można było rozpoznać żołądź, bukowy orzeszek, kasztan, czy strączek groszku






Z szyszkami trudniejsza sprawa, ale pierwsza raczej sosnowa, a druga chyba chmielowa




Gorzej z tym, to chyba miało być jabłuszko?



I eee... jakiś orzeszek w przekroju. Może być laskowy, ale równie dobrze żołądź bez czapeczki.



Można się przymierzyć jak ciężkie jest życie wiewiórki z "Epoki lodowcowej"



Poza tym są rzeźby wiklinowe - sarny




I jakiś ptak



Jest tam całe mnóstwo tablic edukacyjnych - po pierwsze na blatach stołów



Po drugie stojących, ale z elementami obrotowymi



Warto patrzeć pod nogi, bo niektóre alejki są takie



Ścieżka sensoryczna, czyli tzw. ścieżka bosych stóp, gdzie można pochodzić boso po różnych nawierzchniach



Archeologiczna piaskownica... w zasadzie powinna być paleontologiczna, sądząc po tym co można wykopać. Przetestować, czy to rzeczywiście sprawia radość dzieciakom, czy nie nie mogliśmy, bo Kluska jest już na to za duża.




Jeszcze postój w jednym z bardziej zacienionych i zabluszczonych zakątków parku



Wyjeżdżając z parku zauważyliśmy jeszcze taki oto kwietnik.



No i na dworzec, w pociąg i do domu.




  • dystans 26.18 km
  • czas 01:30
  • średnio 17.45 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

po mieście

Niedziela, 13 czerwca 2021 · dodano: 17.06.2021 | Komentarze 2

Deszczowa przerwa w upałach







Trzeba skorzystać z mórz okresowych i zwodować nasze łódeczki



Tsunami!



"Pypeć dwumasztowy"



I "Pypeć jednomasztowy"



A tak w ogóle w tym deszczu byliśmy na meczu... kto mnie zna pewnie by się zdziwił, bo sportem w ogóle się nie interesuję, a nogi wprost nie znoszę. Ale w tym meczu grał kolega Kluski. Tuż przed meczem była ulewa, ale w czasie meczu już tylko trochę padało, a nawet momentami przestawało... Prawdę mówiąc poszedłem z zamiarem śledzenia gry, był to zresztą pierwszy mecz na jakim kiedykolwiek byłem. Jednak nie minęło dziesięć minut, a mnie to znużyło i przestałem patrzeć co się dzieje na boisku. Nawet  nie wiem jaki był wynik, poza tym że nasi przegrali.

Grunt, że Kluska dobrze się bawiła. Z koleżanką (siostrą grającego kolegi) dopingowały drużynę machając zielonymi szarfami (kolor drużyny) i wymyślając różne hasła. Początkowo myślałem że krzyczą "Ave Żyrardowianka", ale potem okazało się że na początku jest APe (skrót od Akademia Piłkarska).

lavinka w pewnym momencie jęknęła:
- Rany, nawet moja córka lepiej kopie piłkę...
- ...i szybciej biega - dodałem
- ...i lepiej fauluje.
- Jakby ją wpuścić na boisko, to znieśliby na noszach pół przeciwnej drużyny i ćwiartkę naszej.

Ale tak to wygląda, gdy na treningi najczęściej chodzą nie te dzieciaki które najwięcej i najlepiej biegają i kopią na podwórku, a trening jest zamiast biegania po podwórku. Tak na marginesie Kluskę też kiedyś rodzina zapisała na piłkę nożną, ale jak zwykle w przypadku zajęć dodatkowych wytrzymała tylko parę miesięcy... no bo nie można robić tego co się chce, tylko to co trener każe. To już lepiej pokopać sobie piłkę na luzie z tatą na leśnej ścieżce, czy nawet czasami na boisku... ale w żadnym wypadku z chłopakami, bo oni lecą za piłką jak wariaci, jakby od tego życie zależało i nie da się przyjemnie pokopać, bo jest ciągła walka o piłkę.


Na koniec wodnych tematów - nenufary w parku





  • dystans 24.10 km
  • czas 01:20
  • średnio 18.08 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

po mieście w czasie upałów

Czwartek, 10 czerwca 2021 · dodano: 16.06.2021 | Komentarze 4

Pierwszą falę upałów przetrwaliśmy, ale teraz zaczęła się druga i a prognoz wynika że gorsza... cóż, lato psiamac.

W gorące dni nie ma szans na jakąś aktywność, dopiero wieczorem szliśmy lub jechaliśmy do EkoParku na deskorolkę itp. Wyruszaliśmy po 20-ej, a jak dzień był ciut mniej upalny, albo przyszły chmury to po 19-ej i zwykle siedzieliśmy do zamknięcia parku o 22-ej.

Asfaltową pętelkę w parku opatrzyliśmy odpowiednim napisem.



Ktoś potem dopisał "i rowerów", a my poprawiliśmy (bo było słabo widoczne) i dopisaliśmy hulajnogi... potem już nikt nie podjął pałeczki i nic nie dopisali.



Jazda na deskorolce bywa niebezpieczna.



Zachody Słońca w parku.




Ach i udało się spotkać świerszcza, tym razem nie była to larwa, a dorosły osobnik.




Panowie coś robią w dziurze pod chodnikiem... za naszych czasów dookoła by stała chmara dzieciaków i gapiła się co robią, w dzisiejszych czasach tylko Kluska.



Oglądaliśmy też na podwórku zaćmienie Słońca. Mamy specjalne okularki ze specjalnym filtrem... ale najlepiej obserwowało się przez lornetkę. Oczywiście nie lampiliśmy się bezpośrednio na Słońce, tylko rzutowaliśmy obraz na kartkę.




W okolicach maksymalnej fazy zaćmienia



Gryz powoli maleje



Końcówka zaćmienia









  • dystans 17.67 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 01:10
  • średnio 15.15 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Za gorąco

Piątek, 4 czerwca 2021 · dodano: 14.06.2021 | Komentarze 8

Dwa dni wcześniej będąc na kiełbasce zgubiliśmy kredkę. Niby nic, ale akurat Kluska ma walizeczkę z zestawem rysowniczym, który jeszcze jest kompletny i trochę było szkoda... a to wszystko, że zbieraliśmy się na chybcika z powodu roju i wszystko zostało byle jak wrzucone do sakw, a później na kolejnej miejscówce się wysypały się z sakwy.

Tak więc wiedzieliśmy gdzie powinna być, tak więc postanowiłem podskoczyć na szybko do lasu i ją znaleźć. Mimo że dosyć dokładnie wiedziałem gdzie jej szukać, to łatwo nie było - zielona kredka w konwaliach... właśnie dlatego ją przegapiliśmy zbierając rozsypane kredki.



A poza tym zaczęły się upały (te poprzednie, wpis z opóźnieniem) i choć jeszcze nie był najgorętszy dzień, to i tak było zdecydowanie za ciepło... miałem początkowo zamiar zrobić jeszcze jakąś pętelkę, sprawdzić parę dróżek, ale zrezygnowałem. Zbyt długo też nie mogłem odpoczywać w cieniu, bo komary były upierdliwe.

Postanowiłem więc jak najkrótszą drogą wrócić do domu, a także jak najbardziej przez las... mimo to po powrocie musiałem się reanimować pod prysznicem




Kosaciec syberyjski





  • dystans 18.46 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 01:18
  • średnio 14.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Ognisko, kiełbaska i rój

Środa, 2 czerwca 2021 · dodano: 13.06.2021 | Komentarze 6

Korzystamy z dnia, kiedy jeszcze nie było za gorąco i robimy wypad do lasu, na kiełbaskę z ogniska.



Od razu zaczynamy od rozpalenia ogniska i upieczenia kiełbaski, dopóki jeszcze są chmury i nie jest zbyt ciepło... ale i tak jest na tyle ciepło, że człowiek raczej unika ognia niż się do niego garnie, toteż po dokonaniu obróbki cieplnej kiełby, nie podtrzymujemy ognia i pozwalamy mu się wypalić i wygasnąć.

Z cyklu "jak wy znajdujecie te robale?"  Ano na przykład w pewnym momencie coś mi przesłaniało jedno ze szkieł okularów, myśląc że to zabrudzenie zdjąłem je aby przeczyścić, a tu okazuje się że usiadł na nich jakiś chrząszcz. Ot, jak jesteśmy w lesie, czy gdzieś indziej w plenerze, robale same nas znajdują.




W pewnym momencie pojawił się jakiś szum, jakby brzęczenie... stopniowo wydawało się że natężenie jest większe niż ileś tam minut temu. Początkowo myśleliśmy, że to może szosy, że wiatr się zmienił i teraz ją bardziej słychać... ale jak bzyczenie stało się niepokące i zaczęliśmy się rozglądać, okazało się że przyleciał rój!

Tylko spokojnie! Pszczoły są wysoko w górze, i tylko pojedyncze zlatują na jakieś 3-4 metry nad ziemię, a na naszym poziomie nie ma żadnej, tak więc póki co jest jeszcze bezpiecznie. Najpierw ewakuowaliśmy Kluskę na bezpieczną odległość i tu należy się jej pochwała, bo choć zwykle jest takim małym żywiołem trudnym do opanowania, to w takich sytuacjach zachowuje się zaskakująco odpowiedzialnie, nie biegała, nie krzyczała, słuchała się naszych poleceń (to naprawdę wydarzenie bez precedensu) i stała spokojnie tam gdzie ją zostawiliśmy.

Następnie spokojnie zgarnęliśmy nasz bajzel... nam potrzebna jest tylko chwila, żeby zrobić bałagan. Z jednego stołu rzeczy okołożarciowe, z drugiego zeszyty, książki, zestaw do rysowania i pisania, oraz inne akcesoria zabawowe. Sru wszystko do sakw i odwrót. Uff, z rojami do tej pory nie mieliśmy do czynienia bezpośrednio, ot na przykład nie mogliśmy zwiedzić skansenu, bo jedno z poddaszy przyleciał rój.

Parę godzin później wracając do domu, jak przejeżdżaliśmy obok, to zerknęliśmy okiem jak tam sytuacja i roju już chyba nie było.





Szkoda było nam wycieczki, więc pojechaliśmy w inne miejsce. Dobrze, że z kiełbaską i ogniskiem uwinęliśmy się od razu, to przynajmniej cel wycieczki osiągnięty i teraz mogliśmy się skitrać gdziekolwiek.

Tym razem tytuł robala dnia zdobiła zielona, wypasiona gąsienica. Jak ją znaleźliśmy? Po prostu wlazła mi na nogę. Nie wiem jakiego motyla to larwa, początkowo myślałem że może cytrynka, ale po sprawdzeniu okazało się że nie, bo tamta nie ma tych pasków.




Na sośnie znaleźliśmy potem inną, mniejszą gąsienicę, ale wydaje się że z tego samego gatunku, tylko mniej nażarta.




A potem znów spotkaliśmy tę pierwszą... chyba, bo była w pobliżu miejsca gdzie ją zostawiliśmy, tym razem wlazła nam na pasek od torby.




Jakieś jajeczka



Jak widać już puste.



Świeże galasy.




Jeszcze jeden chrząszcz





I symboliczny pajączek.



Sądząc po szyszkach, jest to kuźnia dzięcioła.



Trochę kwiatków na koniec - jakiś jaskier lub kuklik



Przetacznik



No i... eee...



Gwiazdnica



Na koniec dmuchawce