teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114878.10 km z czego 16730.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 25.15 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:26
  • średnio 17.55 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Rundka biblioteczno-grzybowo-robalowo-itepe

Piątek, 23 lipca 2021 · dodano: 01.08.2021 | Komentarze 6

Objazd najbliższych bibliotek, odwiedziłem prawie wszystkie w promieniu 3km (4 z 5 placówek w Żyrardowie i biblioteka w Międzyborowie). A potem krótki wypad do pobliskiego lasu.

Na piaszczystej dróżce znalazłem biegacza skórzastego.



Okazało się, że jest martwy.




Jasieniec piaskowy



A obok jakaś mucha w hamaku



Aha, to nie hamak, tylko sieć tygrzyka paskowanego. A oto i sam tygrzyk (samica) z kolejną ofiarą. Tym razem przypilnowałem , żeby na zdjęciu była dobrze widoczna charakterystyczna cecha sieci tygrzyków - szewm wzmacniający tzw. stabilimentum.






Inny pajączek



Ciekawe co tu mieszka.



Krótka wizyta nad Pisią Gągoliną. Co prawda gęsty zielony baldachim zapewnia kapitalną ochronę przed Słońcem i w gorące dni można zanurkować w orzeźwiający cień, ale broni go czujna i upierdliwa bzykająca armada.




Kwiatki nad Pisią




Będąc już w lesie udałem się na grzyby - udało się nazbierać:

- 205 kurek (pieprzników jadalnych - główny cel)
- 40 surojadek (gołąbków)
- 10 czubajek (muchomorów rdzawobrązowych)



Zasadniczo gołąbków nie zbieram, raz że jest ich pierdyliard gatunków (sami zobaczcie np. w Wikiedii) i chociaż większość jest jadalna, a trujących w zasadzie nie ma tylko co najwyżej niejadalne... to jednak wolę sobie odpuścić, zwłaszcza że i tak zazwyczaj są robaczywe, a jeśli już trafi się dobry to młody. I tu się pojawia kolejny problem, bo z łebkami blaszkowych trzeba uważać, żeby nie pomylić z muchomorami... i choć gołąbki mają dosyć charakterystyczny kruchy kapelusz, to summa summarum wolę sobie dać z nimi spokój.

Dziś jednak z braku innych grzybów poza kurkami i obfitością gołąbków, wyjątkowo się skusiłem. Były głównie żółte, innych niewiele i dałem sobie spokój, zbierałem tylko żółte, najprawdopodobniej były to gołąbki jasnożółte ew. brudnożółte (jak się trafił jakiś inny, to niejadalny zazwyczaj się poznaje testem językowym - piecze w język). Starsze oczywiście robaczywe, jedynie młodsze nadawały się do zbioru (zwłaszcza jeszcze nierozwinięte).

Postanowiłem je udusić (razem z czubajkami, ale one masowo stanowiły niewielki dodatek, są mało wydajne, zwłaszcza że zbierałem małe). Jednak dusiłem je oddzielnie od zebranych wcześniej prawdziwków... w sumie nigdy nie jadłem samych gołąbków, więc była okazja spróbować. Dawno nie zbierałem, a wcześniej były to pojedyncze sztuki jako domieszka. Ilościowo z tych 40 gołąbków wyszło tyle samo potrawy co z 4 prawdziwków (+ nierobaczywe okrawki z robaczywych egzemplarzy)... no cóż, tyle by wyszło gdybym znalazł jeden duży prawdziwek.

Gołąbki były nieco twardawe, trochę jak uduszone małe pieczarki, o smaku nie piszę, bo to zawsze ciężko opisać... wspomnę tylko, że gdy do ostatniej porcji dodałem tylko odrobinę (z łyżkę może) duszonych prawdziwków, to potrawa pozytywnie zyskała na smaku. To potwierdza stwierdzenie (gdzieś wyczytane), że szlachetne grzyby takie jak prawdziwek najlepsze są same bez dodatku innych grzybów, zaś pośledniejsze gatunki zyskują w mieszance.



A oto i czubajki... na te maleństwa aż chciałoby się powiedzieć "czubajeczki", ale to jeszcze grupa innych grzybów, a dosyć jest zamieszania z nazwaniem muchomora rdzawobrązowego "czubajką" (dla odróżnienia czubajkę kanię zawsze nazywamy po prostu "kanią").




Z jadalnych grzybów były jeszcze purchawki - te białe kropki po bokach, to małe purchaweczki




To chyba żagiew łuskowata, a jeśli tak to też jadalna.





A tu się chyba wykluwa jakiś muchomor



Jeszcze śluzowce




Przez chwilę myślałem, że to też jakiś śluzowiec... ale w dotyku jest twardy, nie ugina się, więc chyba jednak grzyb.




Pora na robale - jakiś latający miłośnik bluszczyka kurdybanka.




Takie cuś,



Ciemka, gdyby się nie poruszyła, to bym jej nie zauważył




Nagle coś zabrzęczało... rozejrzałem się i  zobaczyłem, że nadleciał i przysiadł na liściach dyląż garbarz. Kiedyś już mieliśmy z tym gatunkiem do czynienia - w nocy na biwaku.Gotujemy sobie kolację na epigazie, maszynkę otoczyliśmy karimatą, żeby podmuchy wiatru nie rozwiewały płomienia, aż tu nagle BZZZZ JEB! coś nadleciało i uderzyło w karimatę. Okazało się że to dyląż garbarz... dobrze, że zastosowaliśmy zasłonę z karimaty, bo mógłby wpaść w płomień, albo na gorącą menażkę.





O, mrówki dorwały się do kropelek kawy



Pora przejść do kręgowców - jaszczurka





I zdechła ryjówka... sądząc po rozmiarze, jeśli jest to osobnik dorosły, to jest to ryjówka malutka.



Być może nie zjadła śniadania albo obiadu... oto karta z komiksu Tomasza Samojlika "Ryjówka przeznaczenia".



Tradycyjnie wywiozłem trochę śmieci z lasu... niestety to jest syzyfowa praca, przy dogach leśnych zawsze się piętrzą potworne ilości śmieci, życia by mi nie starczyło na ich wysprzątanie, zresztą jak wywieźć rowerem (bez przyczepki) wyprute lodówki, kible, czy zderzaki fotele i inne części samochodowe. Przy miejscach gdzie można zostawić samochód, też pełno syfu... dlatego śmieci zbieram w głębi lasu, szczególnie się skupiam na ulubionych miejscówkach, bo w odróżnieniu od wielu ludzi nie lubię spędzać czasu na wysypisku śmieci.

O to jedyny śmieć, o który nie miałem pretensji do odwiedzających las.





  • dystans 23.50 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:26
  • średnio 16.40 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Czwartek, 22 lipca 2021 · dodano: 28.07.2021 | Komentarze 4

Kałuży nie można przepuścić, trzeba przez nią przejechać



Raz to za mało



Kwitnące lipy, fotki jeszcze z początku lipca



Drzewko aż całe bzyczy, tyle wokół niego uwija się pszczół i trzmieli





  • dystans 52.21 km
  • 18.00 km terenu
  • czas 03:32
  • średnio 14.78 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kurs na jagody i grzybki

Środa, 21 lipca 2021 · dodano: 26.07.2021 | Komentarze 4

Wyskoczyłem do lasu na jagody. Niestety ciepło, za dużo słońca, a za mało chmur... miałem zamiar się zbierać, ale w końcu przyszło więcej chmur i od razu przyjemniej się zrobiło, z wyjątkiem momentów, gdy Słońce się przebiło przez jakąś szczelinę. Ostatecznie po jagodach zrobiłem jeszcze rundkę po miejscach grzybowych i cały dzień spędziłem w lesie.





Jak było Słońce, to robiłem sobie przerwę schowany pod baldachimem młodych grabów... las sosnowy niestety dosyć świetlisty jest.



Borówki brusznice już czerwienieją (niekiedy).




Jagoda bagienna



Malina właściwa



Malina kamionka



No i po świdośliwie



Udało się nazbierać 205 kurek

Oto pierwsza kurka



Setna kurka



Któraśtam kurka



Było też trochę prawdziwków, jednak w większości robaczywe (nawet młode). Udało się zebrać 4 robaczywe, zaś spośród 13 robaczywych udało się czasami wykroić kawałki kapeluszy.

Pierwszy prawdziwek - robaczywy



Drugi prawdziwek - pierwszy nierobaczywy




Ostatni nierobaczywy



Kilka ładnych, ale robaczywych niestety





Goryczak żółciowy



A te też z daleka mogą zmylić, człowiek się nastawia na jakieś prawdziwki, a tu... grzyb blaszkowy



Były i muchomory, a jakże



I takie ło




A poza tym śluzowce





Były też motyle w postaci larwalnej, jak i imago.





Trzmiel na wrotyczu




A na sąsiednim wrotyczu... i tu miałem początkowo zagwozdkę, czy oska zaatakowała pająk, czy pająk ją.



Po przyjrzeniu się, mogłem stwierdzić, że to pająk był szczęśliwym łowcą. Swoją drogą, całkiem ładnie się maskuje na kwiatach, wygląda na to, że jest to kwietnik, czyli właśnie pająk polujący na kwiatach (na białych kwiatach można spotkać białe egzemplarze).



Piórko - zapewne sójki sądząc po niebieskim wzorku




Coś tam przeleciało



Nie ma o tej porze wyjazdu za miasto bez bociana - tym razem załapały się w gnieździe (był też na polu, ale daleko).







  • dystans 53.84 km
  • czas 02:45
  • średnio 19.58 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kurs do biblioteki w Błoniu

Wtorek, 20 lipca 2021 · dodano: 24.07.2021 | Komentarze 6

Początkowo miałem zamiar zrobić jeden kurs i jednego dnia obskoczyć biblioteki w Grodzisku i Błoniu... jednak okazało się, że ochłodzenie nie jest aż tak duże i było za ciepło na taką trasę, zwłaszcza że spory odcinek miałbym z podwójnym obciążeniem książkowym. Tak więc rozbiłem to na dwie wycieczki i teraz kurs do Błonia. W te było prawie na lekko, bo tylko trzy ksiązki do oddania, a poza tym zestaw naprawczy, suchy prowiant i mokre picie.

Trasa przebiega przez teren planowanego CPK. Jeśli ruszy budowa tego potworka, to będę miał problem żeby jeździć do Błonia, czy na północ... pamiętam jakie utrudnienia były w tym kierunku podczas budowy autostrady, a tu zapowiada się dłużej i gorzej. A i po powstaniu musiałbym jakoś to objeżdżać, bo dzisiejsza trasa przestałaby istnieć, a pola i łaki z poniższych zdjęć zostałyby zalane betonem lub odgrodzone drutem kolczastym. Ale mam nadzieję, że ostatecznie to nie wypali i skończy się na wywaleniu grubych milionów w błoto (a właściwie między krewnych i znajomych).



Pola tego i owego




Bociek, którego spotkałem jadąc zarówno w te, jak i we wte.



I drugi (ale spotkałem ich jeszcze kilka).



O ile na trasie do Grodziska robię sobie mini postój nad Pisią Tuczną, to po drodze do Błonia postój dla odmiany robię nad Pisią Tuczną.




Proszę bardzo



Dworek w którym mieścił się dawniej Ośrodek Kultury (powiększenie tablicy po kliknięciu w fotkę).




Obecnie Centrum Kultury mieści się w nowym budynku obok.



Szkoda, że nie podpisali zdjęć, bo po twarzy to raczej nie poznam, a nazwisko może bym czasem jakieś skojarzył.



Biblioteka mieści się właśnie tam na drugim piętrze.



Ponieważ jest wolny dostęp, to sobie obejrzałem jak wygląda (poprzednio nie pamiętam czy był już wolny dostęp, ale i tak byłem zaaferowany zapisywaniem się, więc nie miałem do tego głowy).




Kącik dla dzieci.




Postój początkowo planowałem zrobić sobie nie w Parku bajka jak zwykle, ale na skwerku po drugiej stronie Rokitnicy, nazwanego Bulwarami Błońskimi. Tyle że w zacienionej części skwerku były tylko ławki bez oparć, a z oparciami były tylko w części słonecznej... tak więc wróciłem za Rokitnicę i zainstalowałem się w Parku Bajka w miejscu zacienionym i bardziej zacisznym, czyli jak najdalej od miejscówek z dużą ilością dzieci.

Potem, gdy wyszło słońce, okazało się że dobrze że te ławki nie miały oparć i mnie nie skusiły... bo choć stały w zadrzewionej części, to zostały postawione po stronie alejki, gdzie cień nie sięgał (a po drugiej zacienionej stronie alejki ani jednej ławki).



Stosik do zawiezienia do domu.



Jadąc jeszcze do Błonia, zauważyłem nowy znak ddr-ki, ale go olałem uznając że pewnie i tak zaraz się kończy na przejeździe, a ja nie miałem ochoty dwa razy skakać na drugą stronę dosyć ruchliwej szosy. Zresztą dobrze ją wyczułem.



Wracając obejrzałem dokładniej i okazało się, że jest to ddr-ka wjazd na parking rowerowy przy stacyjce.



Jednak wypatrzyłem jeszcze drugi znak (dobrze ukryty w krzakach i za słupem)... okazało się że tym znakiem przerobili wąski, kostkowy chodnik na cpr. Hmmm, ale na szczęście za przejazdem żadnych znaków nie widziałem, bo tłuc się czymś takim mi się nie uśmiecha.



Patrząc w kierunku przejazdu na chwilę zamarłem widząc kto drepcze sobie radośnie przez środek ulicy... na szczęście nic akurat nie jechało.



Ale, ale, tam zaraz jest peron i tory, ruszyłem więc zobaczyć czy kaczki nie potrzebują pomocy (aczkolwiek o ile samochód mógłbym spróbować zatrzymać, to pociąg już nie bardzo). Ale okazało się że w klinie między drogą a torami jest sporo zieleni i dalej jest nawet roślinność terenów wodnych jak pałki wodne. Na chwilę nawet jakiś łepek wyjrzał z krzaków, ale zaraz się schował. Tak więc spokojny że dadzą sobie radę, ruszyłem dalej.



Eee, więcej znaków nie dało się tu postawić?





  • dystans 55.41 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 02:53
  • średnio 19.22 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kurs do biblioteki w Grodzisku i krótka wizyta w lesie

Poniedziałek, 19 lipca 2021 · dodano: 23.07.2021 | Komentarze 6

Trzeba uzupełnić zapas książek, więc tradycyjny kurs do biblioteki. Niestety za dużo słońca, a więc za ciepło... jak naszła chmura, to było ok, ale niestety za mało ich było na niebie.

Krótki fotostop na łące... krótki, ze względu na temperaturę, dlatego z motyli udało mi się podejść tylko tego (czerwończyk dukacik), na dłuższe fotołowy było za ciepło.



Kolejny dukacik, ale po przejściach - bardziej zużyte skrzydełka.



Poza tym trafiłem na upolowanego przez pająka pasikonika.



Był on łupem tygrzyka paskowanego. Początkowo myślałem, że to samiec, bo do tej pory widziałem bardziej pękate samice, a kojarzyłem że samiec jest bardziej podłużny. Ale po sprawdzeniu okazało się, że samce są dużo mniejsze i nie tak charakterystyczne, a więc jednak samiczka.

Poniżej nóg po lewej strony widoczny jest jakby biały zygzak... jest to charakterystyczna cecha sieci tygrzyków - szwem wzmacniający tzw. stabilimentum.



Tradycyjny stopik na trasie - na mostku nad Pisią Tuczną w Jaktorowie.




Inny ciek wodny na trasie - rzeczka Basinka.



Dzisiejszy urobek, czyli stosik książek z grodziskiej biblioteki (większość z bibliotekii głównej i kilka z filii nr 2).



Bociany na trasie




Jaka fajna gąsieniczka






I kolejna, choć mniej efektowna.




Po drodze udało się wypatrzyć kanię... w zasadzie to znalazłem jeszcze cztery, ale były robaczywe, tylko ta jedna dobra.



W drodze powrotnej zahaczyłem jeszcze na chwilę o las, żeby zobaczyć czy są kurki. No były, ale uzbierałem tylko 20.



Było więcej, ale straszne maciupstwa, więc nie było co zbierać (na fotkach wydają się dużo większe niż były w rzeczywistości).




Poza tym był jeden prawdziwek... ale tylko jeden i znalazłem go wychodząc z lasu, więc go zostawiłem.



Było parę czubajek



Purchawki



Sporo gołąbków-surojadek... były w większej ilości kolorów, ale nie fociłem wszystkich.






No i takie cuś (edit: dowiedziałem się, że jest to kubek prążkowany)










  • dystans 24.30 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:28
  • średnio 16.57 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Po mieście (do EkoParku itp.)

Poniedziałek, 12 lipca 2021 · dodano: 20.07.2021 | Komentarze 6

Offca i piłki w EkoParku



Offca wysiaduje piłkę do koszykówki... ciekawe co się z niej wykluje? Może koszykarz?



A z tej to chyba piłkarz... no to chyba odkryliśmy, skąd się wzięli sportowy.



No i teraz dylemat czym i w co grać?



A tak z innej beczki, niedawno został odkryty 80. księżyc Jowisza, co zresztą świętowaliśmy. Nazwy jeszcze nie ma, jest oznaczony jako S/2003 J 24 .Póki co, najwięcej znanych księżyców nadal ma Saturn (82), ale to może się oczywiście zmienić, bo wokół Jowisza z pewnością jeszcze sporo tego gruzu krąży... wokół Saturna zresztą też.

Nie jest to może księżyc na miarę księżyców galileuszowych, tylko jakieś maleństwo... zresztą sytuację dobrze obrazuje poniższa grafika (z Wikipedii), bo księżyce to jakieś 99.997% masy jowiszowych księżyców, a na pozostałe przypada tylko 0.003% i ten nowy tych liczb nie zmieni.






  • dystans 51.53 km
  • 18.00 km terenu
  • czas 03:18
  • średnio 15.62 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Jagody, kurki, świdośliwa, maliny i... komary na deser

Sobota, 10 lipca 2021 · dodano: 18.07.2021 | Komentarze 5

Trudno się wybrać na jagody, bo ciągle leje... albo leje deszcz, albo leje się żar z nieba. Chłodniej jest po deszczach, ale jak tylko zza chmur wyjdzie słońce, to skwar zaczyna się od nowa. Wykorzystałem jeden chłodniejszy (bo pochmurny) dzień na wypad do lasu... choć, gdy Słońce trafiło na jakąś dziurę w pokrywie chmur, to zaraz robiło się za ciepło.

Bliskie spotkanie z bocianem tuż przy drodze, gdy przejeżdżałem to zerwał się do lotu.




I dla odmiany wylądował na drodze, ale gdy wolno podjechałem, to poleciał dalej.




Kłody pod nogi.



Po drodze w lesie, trafiłem na pierwsze kurki, a to ci niespodzianka. Dlatego rozglądałem się uważnie za kolejnymi i nim dojechałem na miejsce, przy drogach leśnych uzbierałem jakieś 25 sztuk.



Po paru godzinach w jagodach pojechałem więc odwiedzić parę miejscówek kurkowych i dobiłem do 112 grzybów. Nie jest to jakiś obfity zbiór jak na kurki, ale były to w większości duże lub średnie egzemplarze, więc w przeliczeniu na masę całkiem przyzwoicie.




Z grzybów jadalnych jeszcze trafiłem na czubajkę (mochomor rdzawobrązowy) - nie zbierałem.



A z innych był taki oto grzybek.




Były też maliny, więc troszkę symbolicznie zebrałem



I trochę świdośliwy, która już w pełni dojrzała i zaczyna opadać. Już niedługo jej nie będzie.



Jeśli zaś chodzi o spotkania, to w miejscówce jagodowej po raz któryś spotkałem zielonego pająka.



Podniosłem kawałek kory, a tam mrówki z przychówkiem... zaczęła się ewakuacja. Szybka fotka i delikatnie przykryłem z powrotem, żeby im nie przeszkadzać.



O, takiego wija już kiedyś spotkałem, ale nie wiem co to. (Edit: chyba już mniej więcej wiem co to, wygląda na to, że są to wije z rodziny rosochatkowatych, a dokładniej z rodzaju Polydesmus - w Polsce występuje kilka gatunków, alenawet nie mają nazw polskich).

Tutaj parka, bałem się że jej przerwę...



Ale nie tylko jej nie przeszkodziłem, ale wręcz bardziej się przytuliła.




Z zebranych malin zaś musiałem wyeksmitować dwa takie robalki









  • dystans 18.50 km
  • 9.50 km terenu
  • czas 01:07
  • średnio 16.57 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Pierwszy wypad na jagody

Piątek, 2 lipca 2021 · dodano: 13.07.2021 | Komentarze 9

Jagody już się zaczęły, co można było poznać choćby po tym że pojawiły się w sprzedaży na rynku, ale też po zdjęciach na bikestatsie. Jednak nie miałem kiedy podskoczyć do lasu, bo albo upał, albo lało. W końcu udało się skorzystać z nieco chłodniejszego dnia... ale i tak było za ciepło, pot się ze mnie lał, komary atakowały, toteż po uzbieraniu czterech kubeczków miałem serdecznie dosyć i zrejterowałem.





Nie tylko ja miałem chrapkę na jagody



Larwy jakiegoś pluskwiaka



Oblaczek granatek





Przeplatka atalia na krwawnicy (rózgowatej, albo pospolitej).





Jakiś żółty kwiatuszek



Świdośliwa już prawie dojrzała (jako że to wpis sprzed ponad tygodnia, dodam że jest już dojrzała).



Bocian spotkany po drodze





  • dystans 51.07 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 02:38
  • średnio 19.39 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Świeży transport książek

Czwartek, 1 lipca 2021 · dodano: 11.07.2021 | Komentarze 4

Rundka po ksiązki do bibliotek w Jaktorowie i Grodzisku - oto dzisiejszy urobek.



Wreszcie we wszystkich bibliotekach jest wolny dostęp do książek. W Grodzisku, to cały czas gdy nie była zamknięta lub półzamknięta, był wolny dostęp do półek. We Mszczonowie gdy odblokowali dostęp, to już tak zostało. W Jaktorowie i Międzyborowie wolny dostęp był latem zeszłego roku, ale jesienią wycofany i przywrócili dopiero teraz - 1 lipca (zatem trafiłem na pierwszy dzień z wolnym dostępem). W Żyrku przez cały czas nie było wolnego dostępu, ale też już jest od czerwca.

Poza tym została zniesiona kwarantanna książek (przynajmniej w niektórych bibliotekach).

Co do pogody, to wykorzystałem nieco chłodniejszy dzień i rano było przyjemnie, gdy były chmury, jednak nim wyruszyłem wyszło słoońce i zrobiło się już za ciepło. Dopiero w drodze powrotnej, mniej więcej po 3/4 trasy zaczęły nachodzić chmury, ale dla odmiany trzeba było się sprężać, bo było ryzyko zlewy... ostatecznie teraz nie ppadało, dopiero parę godzin później.



Spotkania na trasie - żurawie w owsiance




Ważki nad Pisią Tuczną






  • dystans 51.03 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 03:08
  • średnio 16.29 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Skwarny biwak nad Wisłą #3

Niedziela, 27 czerwca 2021 · dodano: 04.07.2021 | Komentarze 3

Poranek trzeciego dnia




Jeszcze się snują opary nad wodą.



Śniadanie:
- Kafka, cy kafka?
- Ja poproszę kawę z mlekiem.
- A ja kaszkę.
- Plosę baldzo - dla pani kafka, a dla pani kafka.



Rosa na namiocie i rozpiętej płachcie. Poprzednia noc była cieplejsza i rano namiot był suchy, a teraz już wieczorem, gdy kładliśmy się spać, pojawiła się rosa.




Nasz obóz.



Miało być ochłodzenie, a to trwało ledwie jeden dzień, w sobotę zrobiła się lampa, stwierdziliśmy że na niedzielę trzeba się przenieść w bardziej zacienione miejsce, zwłaszcza że niedziele miała być jeszcze gorętsza.




Tal też zrobiliśmy. Miejsce bardziej w krzakach, przez co więcej komarów... w ciągu dnia, to jeszcze nie wykazywały aktywności, ale bliżej wieczora zrobiły się upierdliwe (dlatego przenieśliśmy się dopiero przed południem, a nie wieczorem lub rano).




Flaga na maszt.



Rybek nie przenosiliśmy w nowe miejsce, tylko je od razu wypuściliśmy. Natomiast przenieśliśmy małże i dozbieraliśmy kolejne do nowego basenu. Ale małży taka obfitość, że w pewnym momencie musieliśmy zrezygnować ze zbierania... i tak basen trzeba było powiększać.




Skójka z przyczepionymi racicznicami zmiennymi. Jak wyciągnęliśmy je z wody, to racicznice zaciskając muszle, zaczęły psiukać wodą.



Robal piaskowy... pewnie jakaś larwa czegoś.



Ślimaczki.



Poza tym lavinka znalazła świeżo zdechłego ptaka. Dzień wcześniej jak szła w krzaczki, to go nie było, a dziś rano na dróżce był zdechły ptak... lavinka trochę pluła sobie w brodę, bo zaraz przywlekliśmy tego ptaka (skorzystaliśmy z tego, że padlina świeża, kilkudniowego byśmy nie ruszali).

Nie będę epatował zdjęciami martwego ptak, jak kto zainteresowany, to daję linki do zdjęć  - ptak 1, ptak 2, ptak 3. Moim zdaniem to może być kulczyk, ale głowy nie dam... podobna jest też samiczka czyżyka, ale ten ma chyba zbyt ciemną główkę.

Skorzystaliśmy z okazji i go oskubaliśmy... no, nie całkowicie, tylko pióra z ogona i skrzydła. Pióra poniżej kolejno licząc rzędy od góry (powiększenie tej fotki):
1) sterówki (nie po kolei)
2) lotki (od prawej - pierwszorzędowe, potem drugorzędowe i trzeciorzędowe)
3) co większe pióra pokrywowe




Na koniec wyprawiliśmy mu pogrzeb - oto Grób Nieznanego Ptaszka.



Początkowo mieliśmy zamiar wracać w poniedziałek wieczór, ale ochłodzenie trwało jeden dzień) i zbyt szybko zrobiło się słonecznie i gorąco, a z każdym dniem miało być coraz gorzej. Już w sobotę było ciężko - zalegaliśmy w cieniu lub w wodzie, bo wszędzie dookoła żar nie do wytrzymania (dobrze, że wiatr był). Teraz byliśmy już zmęczeni tym upałem, a tego byliśmy poprzypiekani tu i ówdzie.

Zdecydowaliśmy, że wracamy wcześniej - wyruszenie rano (w poniedziałek, czy w niedzielę) nie wchodziło w obecnych warunkach w grę, bo zbyt wcześnie byśmy nie dali się zebrać, ani dojechać do domu do południa i byśmy się zamordowali w tym upale. A więc zdecydowaliśmy się na powrót w niedzielę wieczór... też nie mogliśmy ruszyć zbyt wcześnie, stwierdziliśmy, że spróbujemy po 18-ej.

Niedziela była ciężka, na szczęście przenieśliśmy się w bardziej zacienione miejsce. Byliśmy zmęczeni, nawet na kąpiele nie mieliśmy za bardzo ochoty (tyle by się trochę ochłodzić), bo to trzeba się przebrać, po wyjściu z ciepłej wody przez jakiś czas jest zimno (wiatr), potem znów trzeba się przebrać (żeby nie siedzieć w mokrych gaciach, bo zanim wyschną, to człowiek sobie przeziębi to i owo)... Kluska się nudziłą, bo ciężko się było ruszyć poza cień, żeby się nie ugotować, toteż mieliśmy ograniczoną pulę aktywności (głównie związanych z wodą).

A poza tym niedziela - pojawiło się więcej ludzi (już w sobotę byli pojedynczy, ale dziś dwa, trzy razy więcej i bardziej upierdliwi)... i tak z 10 20, a właściwie to nawet 100 razy mniej niż na plaży nad morzem, ale dla nas i tak za dużo (normalnie byśmy celowali poza weekend, ale ze względu na pogodę się nie udało). Ktoś włączył głośno magnetofon, co prawda daleko za krzakami, ale i tak docierało do nas "umc, umc", rano pojawił się jakiś debil na quadzie, a po południu dwóch na motorach (prawie rozjechali plażującą rodzinę). Ech, czemu ludzie tak uwielbiają hałas? No ale cóż, skoro uwielbiają śmieci, to już nic mnie nie dziwi.

No cóż - lato. Upał, komary, dużo ludzi.

Poziom wody był wyjątkowo stabilny, wahania były rzędu 1cm w górę i w dół, dopiero dwa dni po naszym powrocie zaczął rosną i w ciągu półtora dnia Wisła przybrała ponad 20cm. Akurat w tym miejscu i tak by nam nie zaszkodziło, bo plaża jest wysoka i mielibyśmy jeszcze spory zapas nim by nam się woda wdarła do namiotu.

A teraz parę widoczków na zakończenie.





Nie zebraliśmy się o 18-ej... za gorąco. Udało się się dopiero ok. 19-ej i na koniec komary już mocno dokuczały, toteż musieliśmy się sprężać. W końcu jakoś ruszyliśmy i przycięliśmy bez zbędnych postojów do domu.

Stopik na regenerację sił na stacyjce Piasecznica (linia kolejowa na Sochaczew, Łowicz, a w dalszej perspektywie na Poznań).



Jeśli chodzi o nowości z trasy, to druga połowa totalnego łato-dziurdziołu Szymanów- Oryszew została od zeszłegowyremontowana i jes nowy asfalt (połówka bliżej Oryszewa była gotowa rok wcześniej), zostało tylko kilkaset metrów na zakręcie... chyba zostawili jako rezerwat przyrody, albo zabytek techniki, aczkolwiek lavinka ma teorię, ze to po to, by po długiej prostej musieli zwolnić i nie wypadali z zakrętu.

Drugia wiadomość, to że przy zakłądzie produkcyjnym Bakomy (pod Szymanowem) powstał sklep firmowy (może był i wcześniej, ale był słabo widoczny). Już jadąc nad Wisłę zauważyłem duży napis "Bakoma" i stwierdziłęm że wreszcie można sobie strzelić tu fotkę tak, by nie musieć podpisywać co to. A wracając po nocy zauważyliśmy, że jest to neon "Bakoma - sklep firmowy". Trzeba kiedyś odwiedzić (huannie, to pół rzutu beretem od Twojej trasy na W-wę).

Dojechaliśmy już po nocy, pod koniec Kluska czytała książkę przy świetle czołówki.



Mimo wszystko biwak był jednak udany, choć niedziela była ciężka... ale cóż, choć strasznie się zmordowaliśmy, to alternatywą było siedzenie w mieście. Spróbujemy tu wrócić po sezonie, gdy wszystkie letnie plagi znikną.