teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 120298.80 km z czego 17880.05 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.08 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 44.80 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:26
  • średnio 18.41 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybki we mgle

Czwartek, 24 października 2024 · dodano: 12.12.2024 | Komentarze 1

Grzybstats:
- 170 podgrzybków
- 1 zajączek / suchogrzybek
- 21 maślaków zwyczajnych

Pająki zamiast owadów, łapały mgłę





A tak wyglądała niezłapana mgła na wolności.




W lesie sosnowym też.





Z czasem mgła robiła się coraz mniej gęsta, a i słońce zaczęło się przez nią przebijać.



Po drodze trafiłem na jakiegoś łuskwiaka i opieńkę, obie kępki na jednym pniaku.




Co do podgrzybków, to znów odwiedziłem tę samą miejscówkę co zawsze i nadal tam jest trochę podgrzybków, choć znów nie dobiłem do 50, udało się nazbierać 44. Za to druga wyraźnie się rozkręca, tym razem już ponad setkę tam znalazłem, a dokładnie 126.

Było kilka większych, ale generalnie cały czas dominują maluchy.






Kilka zajączków, a dokładniej suchogrzybków też było, ale nierobaczywy, nadający się do zbioru tylko jeden.



Eee... jakiś inny grzybek dla urozmaicenia, znaczy na fotkach, a nie w koszyku.



Rower zza krzaka.



W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze by zrobić to zdjęcie:



i okazało się, że prawie stanąłem na maślakach.





  • dystans 52.20 km
  • 4.30 km terenu
  • czas 02:42
  • średnio 19.33 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybki - reaktywacja

Środa, 23 października 2024 · dodano: 11.12.2024 | Komentarze 5

Grzybstats:
- 167 podgrzybków
- 10 zajączków (suchogrzybków)
- 2 zajączki (podgrzybki)
- 5 czubajek (muchomor rdzawobrązowy)
- 1 surojadka (gołąbek)
- 24 kanie

Ponownie pojechałem w jałowce, tym razem po kanie, których parę łepków zostało tam w lesie. Liczyłem też na to, że będę jakieś podgrzybki.

A po drodze... jesień. Tak w ogóle, to każda droga powinna tak wyglądać.




Krótki stopik na cmentarzu w Studzieńcu, spoczywają na nim mieszkańcy okolicznych wsi, a także wychowankowie domu poprawczego w Studzieńcu, który jest zdaje się najstarszym w Polsce.



Grupka czterech kań, które poprzednio zostawiłem. Ładnie się rozwinęły z wyjątkiem jednej, a to dlatego, że ta czwarta była robaczywa.



Kań było tym razem sporo, toteż udało się nazbierać zapasik. Kapelusze małe lub średnie, więc nie była to jakaś gigantyczna ilość.



I kolejne rosły.



Podgrzybki? Były i to więcej niż poprzednio, w ilości zapewniającej całkiem sensowny zbiór. Wydaje się, że po prostu miejscówka dopiero co się aktywowała.






Więcej było też zajączków - suchogrzybków.



Trafiły się też podgrzybki zajączki.



Dla urozmaicenia zebrałem też kilka takich łepków czubajek, znaczy muchomorów rdzawobrązowych.



I jednego gołąbka - surojadkę.



Tego gołąbka nie zbierałem, jak i kilku innych.



A to to... sam nie wiem co to jest.

Edit: dobra, to chyba zasłonak kleisty, podobny jest też zasłonak śluzowaty, oba jadalne. Co ciekawe, kiedyś występowały pod nazwą flegmiak.



Natomiast jako dzieciak zbierałem "tłuściochy", później tych grzybów nie widywałem ani w lesie, ani w atlasach i zastanawiałem się co taka naprawdę zbierałem. Ten grzybek jest najbardziej podobny do tych "tłuściochów", kolor kapelusza właśnie taki pamiętam i to że jest on z wierzchu kleisty, trochę jak u maślaków.





Purchawka brunatna lub czarniawa.



Rulik nadrzewny, czyli śluzowiec



Skoro pojechałem w jałowce, to były i jałowce.




Znów trafiłem na gniazdo os, ale tym razem nie na ziemi, lecz w ziemi, w taj oto dziurze:




A w innym miejscu na ziemi trafiłem na...



Pora wracać, bo czarne chmury się zbierają, a i dzień chyli się ku końcowi.





  • dystans 48.35 km
  • 0.60 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 18.96 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Rekonesans kaniowy i garść maślaków

Wtorek, 22 października 2024 · dodano: 11.12.2024 | Komentarze 1

Grzybstats:
- 8 maślaków

W ostatnim okresie kań było mało, albo wcale, jednak dwa dni wcześniej w jałowcach udało się trochę ich znaleźć, ponadto sporo nowych dopiero rosło. Postanowiłem więc sprawdzić jak wygląda sytuacja z kaniami

Otóż okazało się, że po przerwie wyskoczyło odrobinę nowych maślaków. W tym samym miejscu, w którym znalazłem pierwsze w tym roku maślaki, tylko że wtedy było 10razy więcej.




Kilka kań też wyrosło, ale jeszcze nie zaczęły się rozwijać, więc je na razie zostawiłem.



A poza tym... jesień.






  • dystans 72.15 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 03:58
  • średnio 18.19 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Klątwa Szlaku Widmo

Poniedziałek, 21 października 2024 · dodano: 10.12.2024 | Komentarze 4

Trzeba było korzystać ze Złotej Jesieni, ale tym razem postanowiłem ruszyć nie na grzyby, bo tymi byłem zawalony, a oprócz zbierania, trzeba je jeszcze obrobić i zakonserwować... bo takiej ilości nie da się zjeść na bieżąco. Postanowiłem więc wyskoczyć na Kampinos, a dokładniej chciałem jechać przez Granicę na Narty i w Karpaty. Stary dobry dowcip turystyczny:

- To dokąd dziś jedziemy?
- Na Narty.
- Zwiariowałeś? Gdzie ty teraz na narty chcesz jechać?
- W Karpaty.
- Co? Ale to daleko.
- Tak, za Granicą.



O co chodzi z tym Szlakiem Widmo? Otóż od Teresina do Granicy moja trasa częściowo pokrywała się z przebiegiem szlaku VeloMazovia. Co to za szlak? Można powiedzieć, że to takie BiedaGreenVelo. Rok temu pod Siedlcami i Małkinią przypadkiem trafiłem na któryś odcinek Velo Mazovia, ale nie był zbyt dobrze oznakowany, bo za Siedlcami nawet nie wiem kiedy zjechałem ze szlaku, a pod Małkinią trafiłem na drogowskaz i okazało się, że jakiś czas już nim jadę.

VeloMazovia Zachód miał być być zrealizowany do końca zeszłego roku (przynajmniej taka informacja była na stronie mazowieckiego budżetu obywatelskiego z tym projektem), ale jak jechałem tamtędy w grudniu, to nie było nawet śladu szlaku. Teraz na tej stronie projekt był oznaczony jako "zrealizowany", więc pomyślałem że po drodze zerknę jak go "zrealizowali" i czy też łatwo go zgubić. I co się okazało? Nawet nie da się go znaleźć, bo wcale nie został "zrealizowany", po prostu go nie ma.

A dowcip polega na tym, że nie tylko na stronie budżetu obywatelskiego jest, że zrealizowany. Nawet na mapach jest już zaznaczony, np. na stronie Kampinoskiego Parku Narodowego, była mapa wydawnictwa Compass z zaznaczonym i wyraźnie podpisanym szlakiem VeloMazovia... Była, bo ostatnio zamknęli starą stronę parku, na której korzystałem z owej mapy. Nowa strona jest już srajfonowa i co prawda teoretycznie jest tam ta mapa, ale nie działa. Hmmm, czyżby klątwa Szlaku Widmo dotknęła też stronę parku i zniknęła mapę?

A jeśli chodzi o klątwę, to był szereg mniejszych i większych wydarzeń, które miały mnie zniechęcić do dalszej jazdy i w końcu się to udało. A zaczęło się tam, gdzie teoretycznie zaczyna (lub kończy) się szlak, czyli w Teresinie. Tam powinienem przejechać na drugą stronę torów, ale... nie było przejazdu, tylko dziura w ziemi, właśnie budują tam tunel drogowy pod torami. No i słusznie, bo ruch na tej linii spory, na drodze też i korki na przejeździe tworzyły się przy każdym zamknięciu, zwłaszcza jak było kilka pociągów z rzędu.

Ale nie za mną te numeru, przy stacji jest  przejście podziemne na perony, którym można się dostać na drugą stronę torów... tylko trzeba się dostać do tego tunelu. Rozejrzałem się i po kilku chwilach w końcu się zorientowałem którędy lokalsi chodzą, tyle że był problem się dostać na odpowiedni chodnik, bo wszystko naokoło pogrodzone, ale w końcu udało mi się jakoś dotrzeć do przejścia.


A oto tunel w budowie, tam za torami zaczyna się Szlak Widmo.



Znaków szlaku za torami nie widziałem, ale jest taka rozpierducha, że mogłem przegapić. Ale kawałek za Teresinem znów wjeżdżam na trasę VeloMazovia i teoretycznie jadę nim do samego Kampinosu, jednak żadnych tabliczek i drogowskazów nie widziałem, wniosek że szlaku po prostu nie ma.

Do Kampinosu dojechałem bez przygód, a tam popisał się blachosmrodziarz, który wyprzedzał mnie na skrzyżowaniu... z wysepkami... jadąc pasem na lewo od wysepek... no, najróżniejsze zachowania samochodziarzy widziałem, także tego dnia na trasie, ale takiej akcji jeszcze nie, widać że polscy kierowcy stale podnoszą poprzeczkę.


Kampinoski Park Narodowy, dotarłem.





W Granicy zaplanowałem główny postój, a konkretnie postanowiłem tradycyjnie zainstalować się na wieży widokowej na mokradłach.

Początek kładki do wieży.



I tutaj czekał mnie ogólny zawód., nie było morza trzcin wśród których ulokowana jest wieża i kładka, bo akurat zostały wykoszone. Nie było też mokradeł, bo w czasie gorącego lata wyschły (to niestety zdarza się często, ale trzciny zwykle maskują brak wody). Na dodatek naszły chmury i tylko z rzadka na chwilę wyglądało Słońce. Normalnie Klątwa Szlaku Widmo.





Posiłek w wieży - zupa, kawa, herbata.




Jak tylko odjechałem z punktu widokowego, zaraz wyszło słońce. Zatrzymałem się na chwilę, by strzelić fotkę jednej z zagród tworzący malutki skansen i... już nie ruszyłem.



Znaczy pedałowałem i nie jechałem, bo wielotryb się obracał na luzie nie napędzając koła. Kiedyś już coś takiego miałem, więc wiedziałem że za którymś obrotem kaseta może zaskoczyć, ale niestety tutaj nic nie pomagało. Do tej pory klątwa to były tylko drobne niedogodności, ale teraz zaczęło się na dobre. Aha, racja! Przecież właśnie po odbiciu w bok, właśnie znów trafiałem tutaj na VeloMazovia.

No nic, Narty i Karpaty trzeba odpuścić i próbować wrócić do domu. Na hulajnogowej to nawet względnie szybko się jechało, tylko że było to dosyć męczące i nie wiedziałem jak długo będę w stanie utrzymać takie tempo... ale tym będę się martwił później.

Tak, tą drogą według mapy biegnie Szlak Widmo.



Od czasu do czasu kontrolnie machnąłem korbą i nagle się mile zdziwiłem poczuwszy opór. Tak gdzieś po 2km. No to ostrożnie w drogę, starałem się ciągle pedałować, bo gdy przestawałem na chwilę, to kolejny obrót czasem trafiał w próżnię, co prawda po ułamku obrotu znów był opór, ale było ryzyko, że za którymś razem nie załapie.

Najbardziej ryzykowne były przejazdy przez miejscowości, gdzie trzeba było się zatrzymywać itp. Kampinos jakoś minąłem bezproblemowo, bo gdy przejeżdżałem przez szosę główną, akurat nic nie jechało. Do Teresina też dojechałem bez dalszych przygód, dopiero podczas przejazdu przez tą miejscowość dwa razy straciłem "czucie" w kasecie, ale tym razem na szczęście w miarę szybko udało mi się je przywrócić. Co ciekawe, gdy minąłem dworzec obok którego ma mieć początek Szlak Widmo, klątwa minęła, bo po drugiej stronie torów wielotryb już nie sprawiał problemów, innych niespodzianek też już nie było.

Tak dotarłem do wsi Kaski, gdzie zaryzykowałem postój na skwerku przy tężni, bo jakby co, to stąd już mam w miarę blisko. Jednak problemy z kasetą juz nie wróciły, chyba wystarczająco oddaliłem się od Szlaku Widmo i tak daleko klątwa nie sięga. Trzeba będzie uważać na przyszłość, jak będę jechał na Teresin, Kampinos, czy inny Sochaczew. lub Wyszogród. Jak klapnąłem, to poczułem lekkie zmęczenie, jednak jazda bez przerwy pod wiatr robi swoje.



Hmm, coś dziwnego tu wybulgało... wygląda jak wykwit jakiegoś grzyba, czy innego śluzowca.



Przede mną droga bezawaryjna na most na Pisi. Jednak co rejony nad Pisią, to rejony nad Pisią, a jak człowiek zbliża się do Utraty, to jest ryzyko...



Po drodze jeszcze trafiła się jakaś zapomniana i nieco już zużyta dożynka.







  • dystans 53.10 km
  • 3.50 km terenu
  • czas 02:46
  • średnio 19.19 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wpuszczony w jałowce

Niedziela, 20 października 2024 · dodano: 09.12.2024 | Komentarze 3

Grzyb-jało-stats:
- 46 podgrzybków 
- 3 zajączki (suchogrzybki)
- 12 kań
- x szyszkojagód jałowca (gdzie x=dużo)

Tak sobie wymyśliłem, że pojadę gdzieś nazbierać szyszkojagód jałowca, bo w najbliższej okolicy i lasach w których często bywam (np. na grzybach), jałowców prawie nie ma, pojedyncze sztuki. Gdzie jest dużo jałowców? Ano nad Rawką... tylko że z powodu weekendu i ładnej pogody, można się tam spodziewać dużo ludzi, dlatego postanowiłem wybrać rejon mniej popularny, toteż zamiast na zachód, pojechałem bardziej na południe.




Ponieważ wyruszyłem wcześnie rano, żeby dodatkowo zaoszczędzić czasu, zamiast jechać bocznymi drogami nieco naokoło, postanowiłem przyciąć drogą wojewódzką, licząc na to że w niedzielny poranek ruch będzie mały. Normalnie od wielu lat omijam tę szosę, bo z roku na rok ruch na niej narastał, aż stał się zbyt duży jak dla mnie (wiemy jak jeżdżą polscy kierowcy - wyprzedzania na gazetę, na czołówkę, na zakręcie z ograniczoną widocznością, to norma). Niestety srodze się zawiodłem, jak wyjechałem na wojewódzką, to przede mną i za mną widać biło z kilkanaście aut... kilka lat tędy nie jeździłem i ruch stał się jeszcze bardziej koszmarny. Już nie zmieniałem planów, tylko zacisnąłem zęby i pocisnąłem, ale... nigdy więcej. Myślałem, że może trafiłem na szczyt mszo-kościelny, ale w Puszczy Mariańskiej z kilku przejeżdżających samochodów, tylko jeden skręcił w kierunku kościoła. Powrót zaplanowałem bocznymi drogami, bo wiedziałem, że w późniejszych godzinach powrót tą szosą będzie masakryczny.

Cmentarz z I wojny w Kamionie. O, widzę że udało się jakoś rozwiązać problem parkujących na nim blachosmrodów. W zasadzie to pobocze, jak i sama szosa to nadal cmentarz, ale to już inna sprawa, dobrze że choć trochę udało się odgrodzić.




Fotka archiwalna.



Ostatnio jak tu zaglądałem, to nie było tych białych krzyży, a na nich list pochowanych. Tak w ogóle, na ten cmentarz trafiły szczątki żołnierzy ekshumowanych z innych cmentarzy, likwidowanych w czasie komasacji w międzywojniu.




Docieram w miejsce docelowe, nie mam złudzeń że las będzie pusty, już w lesie mijam ze trzy samochody... no cóż, postarałem się dojechać w bardziej ustronne miejsce i zainstalowałem w zakrzaczonym zakątku.

Na miejscu powitały mnie cztery kanie, zostawiłem je, może jeszcze tu przyjadę gdy się rozwiną, a jak nie, to nie.



Jałowców tu nie brakuje.




Te zielone szyszkojagody rozwinęły się z kwiatów kwitnących tej wiosny, a te dojrzałe niebieskie rosną i dojrzewają od zeszłego roku.



Razem z owocami, do pojemnika trafiło sporo igieł, ale też robale. Na krzaczku ich nie było widać, ale sporo ich tam było.

Na przykład kilka lednic



Jakaś tarczówka



Siedmiokropka



Kilka pająków



i inne



Trochę musiałem przebrać zbiór, żeby tego wszystkiego nie targać do domu. Jeszcze przed suszeniem będę musiał zrobić to dokładnie, ale teraz nie czas by wyskubywać każdą igiełkę spomiędzy szyszkojagód. No, teraz trochę tego mam, niby można szyszkojagody jałowca kupić w sklepie, ale to nie to samo co własnoręcznie zbierane.




Natomiast na samym krzaczku jałowca trafił się wtyk amerykański.



A na mchu - odorek



Właśnie - mchy



A teraz grzyby. Otóż jest to miejscówka, w której kilka lat temu zbierałem podgrzybki i postanowiłem przy okazji sprawdzić jak tam sytuacja obecnie wygląda. Wtedy grzybobrałem w rejonie z mniejszą ilością jałowców, ale teraz właśnie głównie tam można było spotkać ludzi... kontrolne zerknąłem i ja, ale ściółka dokumentnie przeczesana i tylko 2-3podgrzybki udało mi się znaleźć.

Generalnie sprawdzała się zasada, że im więcej krzaków, tym więcej grzybów, toteż skupiłem wysiłki na rejonach bardziej zakrzaczonych i choć niezbyt dużo, to jednak trochę podgrzybków i innych grzybów znalazłem.

Podgrzybek otulony kożuszkiem mchu.




Między jałowcem, a mchem



Dużych grzybów nie było, głównie taki łepki i pojedyncze średniaczki. To może być efekt wyzbierania, ale możliwe też, że miejscówka niedawno się aktywowała.





Poza tym wpadło trochę kań, tuzin dokładnie.



Było też trochę zajączków, ale nierobaczywy były ledwie trzy.




Jeszcze na muchomory rdzawobrązowe można się było pokusić.


 
Był też rycerzyk czerwonozłoty... a nawet cała chorągiewka rycerzyków. W zasadzie grzyb jadalny, ale ponoć mocno taki sobie.




Zawędrowałem też na linię frontu... znaczy na skraj doliny Rawki, gdzie na szczycie skarpy nadal widać ślady okopu z I wojny.  Samej rzeki nie widziałem, bo w tym miejscu płynie dobre kilkaset metrów od skraju doliny.




Bardzo się ucieszyłem, bo znalazłem rzadki w moich okolicach widłak goździsty. Dotychczas znałem tylko jedno stanowisko z większą ilością roślin, ale w ostatnich latach zaorali je leśnicy, a poza tym w lesie pod Żyrkiem widziałem jeden mały krzaczek. Jeszcze bardziej ucieszyłem się, że kwitł czy co tam widłaki robią, a do tej pory kwitnącego widłaka nie widziałem.





A to już można powiedzieć że kwitnie, bo to żadne zarodnie, tylko regularnie kwiaty



Jeżyny próbują jeszcze dojrzeć.



A w środku lasu schody donikąd... hę, jakaś katastrofa lotnicza tu była?





  • dystans 44.40 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:23
  • średnio 18.63 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybkowe Dożynki i Ostatni Kozak

Piątek, 18 października 2024 · dodano: 08.12.2024 | Komentarze 3

Grzybstats:
- 109 podgrzybków
- 7 czubajek
- 1 kozak

Wrzosy kwitły już wcześniej, ale i w drugiej połowie października dało się znaleźć pojedyncze krzaczki w kwiatach.



Z rana przymrozek



A potem całkiem słonecznie i jesiennie



Gdy robiłem to zdjęcie, myślałem że będzie to jedyne zdjęcie z fauną... no może nie bezpośrednio z nią. Ale zaraz potem trafił się...



Przód padalca





Środek padalca



Koniec padalca



Padalec prawie w całości



Wężykiem, wężykiem



Jeszcze motylek się trafił




A jeśli chodzi o grzyby, to pojechałem znowu na miejscówkę, z której pochodziły niemal wszystkie zebrane do tej pory podgrzybki. Jednak teraz już wyraźnie mniej, poza tym widać że miejsce jest regularnie przeczesywane, bo w większości było to młode grzybki.




Myślałem, że nie dobiję nawet do 50, ale kontrolnie zerknąłem w rejon z gęstszym runem (trawy, jagodziny) i okazało się, że tam jest trochę podgrzybków, takich co już trochę podrosły... ale widać że wyrosły w miarę niedawno, bo nie było starych kapci.

Tutaj przebiłem setkę, a że grzybki większe niż zazwyczaj, to objętościowo całkiem, całkiem. Jednak ten rejon wyzbierałem, małych grzybów coraz mniej, więc nie wiem czy jeszcze coś, poza symboliczną liczbą tu uzbieram (znaczy teraz już wiem, ale nie powiem).




Poza tym na domieszkę zebrałem czubajek



Trafił się też mały siedzuń sosnowy. Parę razy próbowałem siedzunia i prawdę mówiąc, jego smak nie za bardzo mi podchodzi. Zostawiłem go więc, z myślą że jak podrośnie i nie będzie w następnym tygodniu za bardzo grzybów, to może się skusze i spróbuję coś z niego upichcić. Ale nic z tego, bardziej już nie urósł, tylko zaczął obsychać.



Lakówki, zapewne jadalne, o ile dobrze zidentyfikowałem.



Olszówki, zapewne trujące, jeśli dobrze zidentyfikowałem, bo może to coś podnego do olszówek.



Jeszcze w drodze powrotnej trafiłem na kozaka. Nie wiedziałem, czy to już rzeczywiście Ostatni Kozak, ale na wyrost dałem taki tytuł, bo ostatnio nie znajdowałem już kozaków. Czy rzeczywiście ostatni? Teraz powinienem to wiedzieć, ale nie pamiętam, się wkrótce okaże.





  • dystans 49.30 km
  • 17.00 km terenu
  • czas 02:35
  • średnio 19.08 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Złotojesienny mix grzybów

Czwartek, 17 października 2024 · dodano: 07.12.2024 | Komentarze 4

Grzybstats:
- 10 purchawek chropowatych
- 31 podgrzybków brunatnych
- 4 zajączki (podgrzybki)
- 1 zajączek (suchogrzybek)
- 5 kań
- 5 czubajek (muchomor rdzawobrązowy)

Ładna pogoda, temperatura nie za wysoka i nie za niska, kolory coraz bardziej jesienne, można więc cieszyć się spacerem po lesie przy okazji grzybobrania.




Tym razem pojechałem w rejon lasu, gdzie nie spotykałem w tym sezonie żadnych ludzi (choć widywałem tu ślady bytności grzybiarzy). No cóż, grzybów też tu dużo w tym roku nie ma (choć bywają lata, gdy ten rejon potrafi obrodzić), można było znaleźć różnorodne, ale trzeba było się nachodzić.

A to inny powód bezludności okolicy, w środku sezonu nie dało się tu dojechać... to nie blokada bikestatsowa, las sam ją zrobił, niestety kilka tygodni później została usunięta.



Jak dojechałem na miejsce, zostałem powitany złotym dywanem i mogłem zacząć grzybobranie



Zacząłem od muchomora cytrynowego... czyli póki co, jeszcze tylko fotogrzybobranie.



A tak na marginesie, dawno dawno tego... znaczy nie aż tak bardzo dawno, nie w czasach dinozaurów, w epoce kamienia łupanego, czy w głębokim średniowieczu. Dawno, znaczy kiedy byłem dzieckiem. Otóż wtedy opinia o grzybach była taka, że są mało wartościowym produktem spożywczym, do tego ciężkostrawne i ich jedyną wartością są walory smakowe.

Ja się tym nie przejmowałem i grzyby zbierałem i co? Po latach okazało się, że miałem rację. Kilka, może kilkanaście lat temu, ze zdziwieniem zauważyłem, że opinia o grzybach zrobiła zwrot o 180 stopni. Dziś uważa się, że grzyby są dobrym źródłem białka, błonnika (kiedyś uważany za zbędne substancje balastowe), witamin, składników mineralnych, a do tego niskokaloryczne i jeszcze mają różne substancje o działaniu przeciwzapalnym, przeciwnowotworowym, antyoksydacyjne, immunostymulujące itp. itd. etc.

Generalnie, takie postrzeganie grzybów przebiło się już do powszechnej opinii, przynajmniej na stronach z przepisami doceniają ich wartość. Ale czasem jeszcze pokutują stare opinie o grzybach, ot akurat szukałem jakiegoś przepisu i trafiłem na taki tekst:
"Ich wartość odżywcza jest bardzo mała i są ciężko strawne. Największymi walorami grzybów jest ich smak i aromat. "

Ale to już rzadkość, ot dla przykładu, na następnej stronie którą kliknąłem, przeczytać można było coś takiego:
"Wbrew wciąż powielanym opiniom grzyby jadalne to produkty wartościowe, a wręcz superprodukty."


Każdy grzyb ma nieco inne składniki, toteż taki mix grzybów, jak w dzisiejszym grzybstatsie, to nie tylko mieszanka wzbogacająca walory smakowe potrawy, ale także różnych składników odżywczych. Jeśli tak na to spojrzeć, to okazuje się że warto zbierać grzyby domieszkowe. Dzień wcześniej nazbierałem głównie podgrzybków, a teraz trochę domieszek dla urozmaicenia.

Ot taki zajączek, suchogrzybek konkretnie. Nie dosyć, że grzyb mały, to jeszcze często robaczywy lub zapleśniały. Latem to w ogóle nie ma co się po niego schylać, ale nawet jesienią znaczna część nie nadaje się do zbioru. Mimo, że znalazłem kilka, to tylko jeden trafił do koszyka.



Lepiej jest z podgrzybkiem zajączkiem, te częściej nadają się do zbioru.




Muchomor rdzawobrązowy, czyli tzw. czubajkę też zbieram jako domieszkę, ale także żeby podtrzymać rodzinną tradycję zbierania muchomorów. Kiedyś, bywało że stanowiły one główną część zbioru, ale teraz złapię kilka dla urozmaicenia... takich rozwiniętych nie, bo kapelusze są bardzo łamliwe, tylko takie nierozwinięte łepki.



Tutaj tylko 10 podgrzybków, ale za to okazałych.



No i kanie, ale te nie do wspólnego gara, tylko na osobne danie. Choć czasem, gdy mam ich za mało, to też je wymieszam z pozostałymi grzybami



Było trochę ładnych purchawek, to się skusiłem.




Często spotykam tu gąski, ale ich nie zbieram. Tym razem postanowiłem dokładniej je zidentyfikować. I co? Okazało się, że słusznie robiłem, bo to trująca gąska siarkowa.





Maślanka ceglasta



Zastanawiałem się, czy to koralówka, czy świecznik. Ale jak się przyjrzałem, to wygląda mi na świecznik rozgałęziony.



Bardzo możliwe, że lejkówka szarawa



Muchomor, niewykluczone że czerwieniejący



I inne





Jako, że w drodze powrotem musiałem się liczyć z silnym mordewindem, to przejechałem przez las, by dalej wyjechać na teren otwarty, przy okazji zerknąłem na kilka miejscówek podgrzybkowych. Coś tam było, ale bez rewelacji... jednak ze 20 grzybków padło.



Podgrzybek w doborowym towarzystwie. W tle majaczy lisówka pomarańczowa, a obok... jakieś grzybówki?




Żeby nie było,że same grzyby, to na koniec żuczek i kwiatek.






  • dystans 44.80 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:22
  • średnio 18.93 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Mleko, maślanka, śmietana

Środa, 16 października 2024 · dodano: 06.12.2024 | Komentarze 4

Grzybstats:
- 153 podgrzybki
- 2 czubajki

Tym razem start we mgle, klimatycznie było.




W nocy był przymrozek, rano też było dosyć zimno. Co prawda miałem na rękach pełne rękawiczki, ale jesienne i żałowałem, że nie włożyłem zimowych.





A gdy dojechałem do lasu, to tak wyglądałem.




Mleko było na pierwszych zdjęciach.

A Maślanka? O, ten grzybek - maślanka wiązkowa, lepiej go nie pić, bo trujący.



Śmietana? Tak, w zupie.



Znów na podgrzybki, miejscówka ta sama co wcześniej, grzyby nadal są, ale wyraźnie mnie - tym razem udało się uzbierać 125. W drugiej miejscówce, na którą liczyłem że wreszcie pojawią się masowo podgrzybki, nieco zawiodła - grzybów znalazłem prawie dwa razy mniej niż poprzedni, bo 24. W innych miejscówkach w ogóle słabizna, w jednej znalazłem tylko 4 grzybki, poza tym pusto.







Dla urozmaicenia dorzuciłem dwie czubajki, znaczy muchomory rdzawobrązowe, a konkretnie takie łepki, bo rozwinięte kapelusze strasznie się łamią i potem wszystko jest w kawałkach czubajek.



Grzyba tego znałem pod lokalną nazwą zwyczajową "czubajka" (dla odmiany, na czubajki kanie mówiło się po prostu "kania"), na próżno jednak szukałem tego grzyba w atlasach... później okazało się, że nic dziwnego że go tam nie znalazłem, bo go tam nie było. Kiedyś był traktowany jako jednak z odmian barwnych muchomora mglejarki. Później zmieniono nazwę z mglejarki na muchomor szarawy i wydzielono z niego kilka osobnych gatunków, min. właśnie muchomora rdzawobrązowego, który pod tą nazwą występuje od 1992 roku (choć pewnie trochę czasu jeszcze minęło nim trafił do atlasów).



A muchomor mglejarka... znaczy szarawy, jak wygląda? Ano tak samo, tylko że nie jest brązowy, a szary. I nie wiem, czy kiedykolwiek na niego trafiłem. Oto najbardziej podobny grzybek, jaki znalazłem... dosyćpodobny do mglejarki, znaczy m. szarawego, ale nie dosyć że ma bardzo słabo karbowany brzeg (prawie wcale, w zasadzie tylko ślad karbowania), to jeszcze ma pierścień na trzonie.



Młodszy egzemplarz, nawet nie wiem czy ten sam gatunek co powyżej. utaj w ogóle brak karbowania (ważna cecha mglejarki i pochodnych) o też jest pierścień.



O, a ten jest szary, karbowany... ale za mały na mglejarkę.



A tu też jest karbowany brzeg, rozmiar się zgadza, ale kolor już nie... no i wychodzi na to, że jest to grzybówka różowa, grzyb trujący.




A w międzyczasie rozpogodziło się i zrobiło słonecznie.




Chyba któraś lakówka, czyli zapewne grzyb jadalny.




Dzieżka pomarańczowa, która jest grzybem jadalnym



Lisówka, również pomarańczowa, ale niejadalna



O, takie coś wyskoczyło z pniaka



Grzybek z pikielhaubą



Choć z wiekiem zmienia z wypukłej na wklęsłą.





  • dystans 45.25 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 02:23
  • średnio 18.99 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Rundka biblioteczna z wichurką

Poniedziałek, 14 października 2024 · dodano: 06.12.2024 | Komentarze 2

W tamtą stronę z wiatrem, a z powrotem pod wiatr. Wracając wybrałem wariant trasy nieco bardziej osłonięty przed podmuchami, ale największego wygwizdowa nie mam sensownie jak objechać, więc musiałem z nim powalczyć.

Kup pan dynię.





Tradycyjny stopik na kładce nad Pisią Tuczną. Kładka od ładnych paru lat jest nowa, przy okazji niestety zlikwidowali przyjemny bród, gdzie przyjemnie było latem wejść pomoczyć stopy. Teraz brzeg stromy, choć betonowe płyty na szczęście już zarosły, ale właśnie nie ma już piaseczku, tył muł i krzaki.

A ostatnio przybyła bobrza tama.



Głóg i trzmielina owocują nad Pisią.




Może nie pojechałem na grzyby, ale jakieś grzyby się trafiły... aczkolwiek nie wpadły do koszyka, tylko pod obiektyw. Muchomorów czerwonych w tym roku było wyjątkowo dużo.



Kolorki wykorzystane zostały do powyższych grzybków, to na tego już nie starczyło.



Przelazd przez las międzyborowski i kolejny tradycyjny stopik. Grzybki też były.



Tu też muchomor (cytrynowy), ale dla niego też już nie starczyło kolorów.



To pewnie też, bo rósł obok, ale może też być inny gatunek muchomora. Cytrynowe zdarzają się bez kropek, ale trudniej je odróżnić od innych, podobnych muchomorów.



O, nawet podgrzybek się trafił.



Taki grzybek podobny do olszówki, ale wydaje mi się, że to jednak nie olsżówka.





  • dystans 47.30 km
  • 16.20 km terenu
  • czas 02:29
  • średnio 19.05 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Zdążyć przed weekendem

Piątek, 11 października 2024 · dodano: 05.12.2024 | Komentarze 3

Grzybstats:
- 330 podgrzybków
- 1 prawdziwek
- 1 zajączek
- 1 surojadka
- 6 kań

W tygodniu dużo ludzi w lesie i nie wyobrażam sobie co się dzieje w weekend, dlatego weekendowe wizyty w lesie sobie odpuściłem (zresztą kiedyś te grzyby trzeba ugotować). Rozmawiałem ze starszą panią (była z rowerem), która była w poprzedni weekend w lesie i potwierdziła że dużo ludzi.

A poza tym, tutaj staruszka na grzyby jeździ rowerem, a dużo młodsi najchętniej to by blachosmrodem pod samego grzyba podjechali... i tutaj poniżej mokry sen samochodziarza, bo prawdziwek którego zebrałem w czasie jazdy. Może nie bez zsiadania z roweru (choć tak też się zdarza), bo musiałem kilka kroków od dróżki odejść. I oto wyższość roweru nad samochodem - da się zbierać grzyby podczas jazdy rowerem, czasem nawet prosto z roweru, a często coś tam kątem oka wypatrzę. Natomiast z puszki jest to niemożliwe.




Z rana było trochę mokro, ale potem zrobiło się suszej, co widać choćby po fotkach podgrzybków.



Podjechałem znów w tę samą miejscówkę. W sumie to niesamowite, że codziennie chyba jest ona czesana przez kilka osób, w weekend nie wiadomo jakie watahy tam docierają, ja jeżdżę dwa razy w tygodniu i do tej pory już ponad 1000 podgrzybków tu uzbierałem, a grzyby nadal można znaleźć. Tym razem prawie 300 się udało zebrać, nadal głównie maluchy, ale też więcej średniaczków niż poprzednio, za do dużych praktycznie nie ma... widać że miejscówka regularnie czesana.





- Panie, kapelusz się panu podwinął.



W towarzystwie z olszówką.



- Te, nie pchaj się tak na mnie, rośnij w drugą stronę.



Podgrzybek w borówkach, to prawie jak nazwa gotowego dania.



Jeszcze zajrzałem do drugiej miejscówki, w której ostatnio znalazłem kilka grzybów. Tym razem udało się znaleźć 45 sztuk, ale w większości nadal tam pusto, zanim wreszcie trafiłem na rejon z podgrzybkami, to się nachodziłem z mizernym skutkiem i znów by się kilkoma skończyło gdybym szybciej odpuścił.



Z innych grzybków były czubajki, znaczy muchomory rdzawobrązowe.



Gołąbek-surojadka, ale to nie ta którą zebrałem.



A poza tym coraz bardziej jesiennie.






Następnie znów się przemieściłem w inny rejon lasu, by poszukać innych grzybów.

Po drodze czernidłak kołpakowaty, ale chyba już się nie nadaje do zbioru, bo u dołu widać, że czernieje.



Symboliczny zajączek się trafił.



Oraz kilka kań.




Zajrzałem do opieniek, które widziałem cztery dni wcześniej, by zobaczyć jak wyrosły... no wyrosły. No i nikt nie zebrał, znaczy  w tygodniu nikt tu nie dotarł.

Porównanie pniaka w poniedziałek i piątek.




Ale wracając do piątkowych opieniek.




Odwiedziłem też miejsce, gdzie poprzednio dopiero wychodziły z ziemi tajemnicze, żółte grzyby. Tym razem udało mi się zidentyfikować, jest to prawdopodobnie zasłonak zawoalowany, czyli grzyb jadalny.




Taki cuś



Mleczaj chrząstka, uznawany u nas za niejadalny z powodu ostrego, piekącego smaku, jednak w niektórych regionach bywa jadany, trzeba go kilkukrotnie obgotować z odlewaniem wody, ale i tak jest ponoć łykowaty i niezbyt smaczny.



Muchomor cytrynowym z nóżką na koturnie.



Na koniec trafił się jeszcze taki borowik... szkoda, że kompletnie robaczywy.