teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 120298.80 km z czego 17880.05 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.08 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 45.10 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:25
  • średnio 18.66 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybkobranie na trzy termosy

Wtorek, 8 października 2024 · dodano: 04.12.2024 | Komentarze 2

grzybstats:
- 443 podgrzybki

Jak jechałem to zaczęło mżyć i wzmagało się, ale potem przestało i się rozpogodziło, ociepliło i zaczęło się robić prawie gorąco. Aż żałowałem, że nie mam sandałków i krótkich spodenek na zmianę.

Sezon grzybowy w pełni, o pustym lesie można zapomnieć, nawet w środku tygodnia. Oprócz osób, które zostawią samochody pod lasem, czy na jakimś parkingu leśnym, są tęż blachosmrodziarze, którzy mimo zakazów wjazdu muszą się wpierdzielić w sam środek lasu. Nim dojechałem na docelową miejscówkę, ze trzy takie widziałem. Zdarzają się też blachosmrodziarze do kwadratu, czy sześcianu, wracając zajrzałem na jedną z miejscówek, tam też czasem wbijają się samochodami, ale zwykle zostawiają je przy główniejszej drodze leśnej, ale gdy wyjeżdżałem jeden taki musiał podjechać jeszcze 100-200m w las wjeżdżając w taką już zupełnie boczną, ledwie widoczną dróżkę, która zresztą dalej się kończy...  miałem małą satysfakcję, bo chwilę wcześniej sprawdziłem że miejscówka zupełnie pusta, a był już wieczór i przed zmrokiem mogli nie mieć czasu podjechać do kolejnej.

W ogóle niektórzy to by chyba najchętniej zbierali grzyby nie wysiadając z samochodu, tak jak wędkarze łowią ryby (często siedzą kilka metrów od samochodu, ale raz autentycznie widziałem gościa łowiącego wprost z samochodu). Wymyśliłem nawet biznes "grzybobranie drive-in", otóż ustawia się baloty z grzybnią wzdłuż dróżki i wpuszcza za opłatą blachosmrodziarzy na grzybobranie. Znając życie, to Amerykanie, którzy są przodującą nacją drive-in, pewnie już to wymyślili.



Ale wracając do grzybów, najpierw pojechałem prosto na miejscówkę podgrzybkową, tę co zwykle ostatnio, bo w innych pusto. Ostatnio i tutaj się spotyka ludzi, w ciągu dnia przez miejscówkę przewinęło się kilka osób. No cóż, miałem do wyboru jechać gdzieś, gdzie nie ma ludzi, ale też nie ma grzybów, albo ruszyć tam gdzie są grzyby, ale też i ludzie.

Mimo, że sporo osób tu się kręci, znów udało się dużo uzbierać. Nieco mniej niż poprzednio, nie przebiłem 500 sztuk, ale masowo podobnie. Wracając jeszcze zerknąłem na inne miejscówki, w jednej coś tam się pojawia, znalazłem 7 podgrzybków, pozostałe puste.





Przerwa obiadowa - od lewej: zupa, kawa, herbata.



Zupa ze świeżych podgrzybków. Jak widać, lubię gęste zupy.



Żuczek też w czasie posiłku... ale straszny syf robi na stole.



Ale wracając do grzybobrania - podgrzybki już zupełnie podeschły.





Z jadalnych, to jeszcze czubajki się trafiały, znaczy muchomory rdzawobrązowe.



A z innych grzybków, dla urozmaicenia taki się nawinął pod obiektyw



Ponieważ zrobiło się słonecznie i ciepło, zaczęły latać różne motylki, widziałem cytrynki i rusałki, ale nie udało mi się ich sfocić, zresztą zbyt uporczywie na nie nie czatowałem.

Pojawiły się też gąsienice, trafiła się barczatka malinówka.




A także młoda barczatka dębówka



Gdy wracałem, było już zupełnie bezchmurnie. Jesienniejący jesion.




Rzepak kwitnie, czy inna gorczyca.



I inne kapustowate o białych kwiatach.



A gdy wróciłem, okazało się, że z grzybami zabrał się wtyk amerykański i postanowił dokonać inwazji mojego domu. Zresztą niedawno, pod koniec listopada, jednego takiego musiałem eksmitować z domu, może to ten sam postanowił ponowić próbę inwazji, chyba że jakiś inny zabrał się z lasu, albo jest już populacja na osiedlu.

Jest to gatunek inwazyjny, w Polsce obserwowany od 2007 roku.






  • dystans 47.80 km
  • 13.60 km terenu
  • czas 02:31
  • średnio 18.99 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Krajobraz po weekendzie

Poniedziałek, 7 października 2024 · dodano: 03.12.2024 | Komentarze 4

grzybstats:
- 14 prawdziwków
- 5 kozaków
- 17 kań
- 10 podgrzybków
- 4 kurki
- 4 zajączki (suchogrzybki)
- 2 zajączki (podgrzybki)
- 2 maślaki żółte

Znów pojechałem w rejony koźlarzowo-borowikowe, ale tym razem nie na koniec grzybobrania obładowany podgrzybkami i spiesząc się by skorzystać z resztek dnia, tylko od razu ruszyłem w to miejsce. Miałem więc czas dokładniej obejść okolicę, a nie tylko zerknąć w jedno, czy dwa miejsca. Jak widać po grzybstatsie, efekty były lepsze, choć może nie jakieś rewelacyjne.

Kozaków znalazłem tylko pięć (gdzie te wysypy, gdy po kilkadziesiąt ich znajdywałem w tym miejscu), za to z przygodą. Otóż przy dróżce znalazłem jednego kozaka, zresztą w tym samym miejscu poprzednio znalazłem kilka. Postawiłem rower i chcę wejść w las w poszukiwaniu kolejnych... i zatrzymałem się wpół kroku, żeby nie wdepnąć w wygrzewającą się żmijkę (bardzo słonecznie nie było, ale słońce od czasu do czasu wyjrzało).



O, to jest ten przydrożny kozak.



W krzaki wlazłem więc nieco dalej, patrząc uważnie pod nogi... zresztą i tak bym to robił w poszukiwaniu grzybów. Żmije nie są jakieś chętne do atakowania, ale jakbym na taką nadepnął, to mogłaby się wkurzyć i przestraszyć. Co prawda to już nie lato i miałem na sobie pełne, solidne buty, oraz długie spodnie, ale wolałem nie sprawdzać czy uda jej się przebić przez materiał.

Kilka kozaków jeszcze udało się tam znaleźć.



A jak wychodziłem na drogę, to omal na skraju nie wlazłem w kolejną żmiję.



Zresztą tego dnia miałem szczęście do gadów. Później jak zauważyłem kątem oka jakiegoś grzyba i zatrzymałem się by sprawdzić co to, to roweru omal nie postawiłem na zaskrońcu.



Z ciekawych spotkań jeszcze takie coś. Nie byłem pewien, czy to gąsienica, czy może poczwarka, ale że znalazłem w miejscu gdzie zostawiałem rower, by pieszo pochodzić po okolicy, to gdy wróciłem okazało się, że robal się przemieścił, a zatem gąsienica.




Tak wygląda, gdy się ją przewróci na plecki.



A co z prawdziwkami? Początkowo widziałem tylko ślady po weekendzie, czyli na przykład jakieś skrawki robaczywych ogonków... aczkolwiek też niedużo. Dalej nie widziałem ani śladów zbierania, ani samych grzybów, w końcu z nudów zacząłem zbierać śmieci (zawsze staram się wywieźć jakiegoś śmiecia, albo kilka z lasu, aczkolwiek w czasie grzybobrania jest to co najwyżej jeden czy dwa śmieci wetknięte do kieszeni spodni, żeby mieć wolne ręce). I co? Jakby w nagrodę, dosłownie chwilę później znalazłem dwa prawdziwki, a niedługo potem trafiłem na miejsce gdzie zebrałem ok. 10 z tych 17 borowików.






Trafiły się nawet cztery kurki.



Kilka zajączków, znaczy kilka nierobaczywych.



Dwa maślaki żółte, już ewidentnie po wysypie maślakowym.



Trochę podgrzybków



No i kanie




Opieńki, które poprzednio tu widziałem, zostały zebrane - kolejne ślady weekendu. Ale znalazłem kolejny pieniek opieniek, aczkolwiek nie zbierałem.




Można też było trafić na opieńki wyrastające nie z pnia, lecz ze ściółki. Podobno jednak nie wyrastają one z samej ziemi, ile z gałązek i korzeni.



Innym grzybem, który wyrasta masowo z pni, jest maślanka wiązkowa. Ta jest grzybem trującym.






Inne grzyby wyrastające w podobnych wiązkach.






W tym roku był niesamowity wysyp muchomorów czerwonych, nie wiem czy kiedykolwiek tyle ich widziałem.





A tutaj jakiś grzybek pasożytniczy, wyrastający z resztek tęgoskóra, czy innego grzyba.




A to tajemnicze grzybki, dopiero kiełkujące z ziemi. Ciężko nawet było stwierdzić, czy są blaszkowe czy rurkowe... okazało się, że blaszkowe. Postanowiłem zapamiętać to miejsce i następnym razem sprawdzić je, gdy już podrosną.




  • dystans 47.70 km
  • 20.50 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 18.71 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybki na mokro

Piątek, 4 października 2024 · dodano: 02.12.2024 | Komentarze 3

grzybstats:
- 518 podgrzybków
- 5 kozaków
- 1 surojadka



Tym razem podeszczowo, więc było mokro.




Zmokłe krowy w przymglonym krajobrazie.



Zmokła sosenka.



Zmokłe podgrzybki, jedne bardziej, drugie mniej bo lepiej się schowały, a z czasem robiły się coraz suchsze. Wysyp się rozkręcił, choć cały czas w tej jednej miejscówce, inne nadal puste.







Podgrzybki syjamskie



Podgrzybki czasem lubią wyrastać tuż przy pniu drzewa lub wprost z niego, dotyczy to zarówno żywych sosen, jak i pniaków po ściętych drzewach. Bywa nawet tak, że w tym samym miejscu, w innym okresie pojawiają się podgrzybki przypniakowe, a kiedy indziej wyrastające normalnie ze ściółki.

Tutaj ekstremalne przypadki:




Ta jedna, symboliczna surojadka, znaczy gołąbek.



Zajączek, ale robaczywy



A tego grzybka zidentyfikowałem jako łuskwiak zmienny,  jadalny ale nie zbierałem, w przypadku grzybów blaszkowych muszę mieć 300% pewności (a dla rurkowych tylko 200%), zresztą to było tylko kilka małych kapeluszy, a jakimś rarytasem, to on nie jest.




Inne małe grzybki




I taki cuś



Lisówka pomarańczowa, ta kępka młodych lisówek bardzo ładnie się prezentowała.




A to śluzowiec - gładysz kruchy




Następnie pojechałem poszukać kozaków i prawdziwków, podobnie jak poprzednio. Miałem zamiar przejechać obok pieńków opieniek, zobaczyć jak wyrosły, ale ostatecznie wybrałem inną trasę, krótszą i mniej wertepiastą.  Ale i tak trafiłem na opieńki, które już się rozwinęły.



Prawdziwków tym razem nie znalazłem w ogóle, ale dla odmiany wpadło pięć kozaków.




Tutaj też trafiłem na kilka kępek młodych opieniek, ale niewiele więcej jak na zdjęciach, więc nie zbierałem, zresztą i tak byłem załadowany podgrzybkami na sztywno, a jeszcze trzeba je potem obrobić.




Z nieco podobnych do opieniek grzybów, głównie przez fakt że wyrastają wiązkami z pniaków, znalazłem na przykład maślankę ceglastą. Podobna jest częściej występująca, tyle że bardziej żółtawa maślanka wiązkowa.




Trafiłem też na takiego. Niewykluczone, że jest to młoda maślanka łagodna, ale głowy nie dam. Jeśli tak, to jest ona jadalna, w odróżnieniu od dwóch wymienionych powyżej maślanek.





  • dystans 48.30 km
  • 15.60 km terenu
  • czas 02:37
  • średnio 18.46 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Narastający Wysyp Podgrzybków (i Opieniek)

Wtorek, 1 października 2024 · dodano: 01.12.2024 | Komentarze 2

Dobiłem do października, mam więc dzisiaj dokładnie dwa miesiące zaległości.

grzybstats:
- 191 podgrzybków
- 2 kozaki
- 3 prawdziwki
- 16 kań
- 2 pieńki opieniek (ok. 550)

Zanim jednak przejdę do grzybków, zacznę od spotkania z modliszką zwyczajną. Było to moje pierwsze spotkanie modliszki poza asfaltami i chodnikami, w ogóle to spotykam je od zeszłego roku, ale to dlatego że w ogóle na Mazowszu jest obserwowana może od 10 lat i wcześniej po prostu ich tu nie było.





Zwiększanie zasięgu przez modliszkę, to jeden ze skutków ocieplania klimatu, innym zwierzakiem który się w tych okolicznościach pojawił w moich okolicach, to pająk tygrzyk paskowany.

Aczkolwiek tego dnia nastąpiło sezonowe, obserwowane corocznie ochłodzenie klimatu z porannymi przymrozkami.




Znalazłem też takie poroże, na sarnie za duże, więc zapewne daniela, bo jeleni nie widywałem, choć nie moge ich wykluczyć.



Jeszcze widoczek na las i jedziemy z tymi grzybami.



Tym razem królowały podgrzybki. Po drodze sprawdziłem parę miejscówek, ale tylko w jednej znalazłem dwa podgrzybki, pozostałe puste. Za to w tej miejscówce co ostatnio, wyskoczyło więcej grzybów. Widać, że wysyp zaczął się rozkręcać.






Jeszcze ze dwa kozaki się trafiły.



Olszówki zbierał mój dziadek, bo były uznawane za grzyb jadalny, ale potem okazało się, że bywają zatrucia i to nawet śmiertelne.



Czubajeczka. Nie wiem dokładnie który gatunek, ale zasadniczo czubajeczki są trujące, lub niejadalne.



Z miejscówki podgrzybkowej pojechałem jeszcze poszukać prawdziwków i kozaków, tudzież sprawdzić czy są jakieś kanie lub inne grzyby. Po drodze zaś trafiłem na opieńki i to takie ładne, które dopiero co wykiełkowały, idealnie nadające się do marynowania. Co prawda byłem już załadowany podgrzybkami, ale skusiłem się i zebrałem dwa pieńki, wyszło ok. 550 sztuk.



Takich pieńków widziałem pięć, a gdy ruszyłem dalej, to jeszcze dwa mi mignęły w krzakach, toteż sądzę że jakbym tam połaził, to jeszcze z kilka bym znalazł... gdybym zbierał do oporu, to pewnie przekroczyłbym liczbę 2000 grzybów.





Robiło się już późno, dzień zbliżał się do końca i choć takie opieńki szybko się zbiera, ale zawsze trochę czasu mi to jednak zajęło i jak dojechałem na miejsce, to już niezbyt dużo czasu mi zostało nim zrobi się zbyt ciemno. Toteż tylko trochę rekonesansu zrobiłem na miejscówce, znalazłszy zero kozaków i dwa prawdziwki.



Oraz kanie.





  • dystans 47.80 km
  • 7.80 km terenu
  • czas 02:34
  • średnio 18.62 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

W pogoni za maślakami

Poniedziałek, 30 września 2024 · dodano: 30.11.2024 | Komentarze 4

grzybstats:
- 91 maślaków zwyczajnych
- 76 maślaków żółtych
- 4 maślaki szarych/lepkich
- 7 zajączków
- 3 małe kanie
- 8 podgrzybków
- 2 prawdziwki

na poniższej fotce - maślak żółty



A teraz po kolei. Jeśli chodzi o maślaki, to nie mam swoich ulubionych, dobrych miejscówek. Owszem, w lesie czasem spotkam tu i ówdzie niewielkie, dosłownie punktowe skupiska i ostatnio większość z nich odwiedziłem. Poza tym kojarzę jeszcze parę miejsc, gdzie miałem przyjemność kiedyś napotkać maślaki, a skoro jest wysyp, to postanowiłem je odwiedzić.

Zacząłem od miejscówki, którą kilka dni wcześniej odwiedziłem, tym razem kań tam nie udało się nazbierać, bo już wyrosły i zarobaczywiały, a nowe przestały wyskakiwać... zmartwiło mnie to, bo miałem nadzieję, że wysyp będzie trwał dłużej, ale wygląda na to, że wszystko w jednym momencie wyrosło.

Maślaków 21 udało się znaleźć.
- Jakie te maślaki?
- Jak to jakie? Zwyczajne.




Następnie pojechałem do lasu, gdzie parę razy udało mi się uzbierać jakieś maślaki, na oku miałem dwie miejscówki. Na wzjeździe sporo samochodów, co nie wróżyło dobrze i rzeczywiście, jak dotarłem do pierwszej miejscówki, to z lewej strony widziałem jakichś ludzi, a z prawej słyszałem nawoływania. Stwierdziłem, że nie ma sensu tu szukać i zarządziłem odwrót, na dróżce wiodącej do miejscówki spotkałem jeszcze jakąś babcię, która tam szła. Jeśli tak to wygląda w poniedziałek, to aż nie chcę myśleć, co tam się działo w weekend. Stwierdziłem, że nie ma sensu jechać do drugiej miejscówki, bo tamta chyba jeszcze bardziej jest uczęszczana, w każdym razie widywałem tam kiedyś grzybiarzy.

Pojechałem więc do mojej tajnej miejscówki na maślaki żółte. Dlaczego tajna? Bo w trudno dostępnych krzakach i do tego nie da się zbyt blisko podjechać samochodem, trzeba jednak kawałek lasu przejść. I co? Sukces - 76 maślaków żółtych, kilka maślaków szarych, a jeszcze kania i kilka zajączków się trafiło.

żółte




szare




kania



zajączki




A to nie koniec, jeszcze taki bonus.



Po wyjechaniu z lasu, postanowiłem pojechać w pewne sosenki, gdzie kiedyś też trafiłem na wysyp maślaków, jednak nie za bardzo udało się wtedy uzbierać, bo prawie wszystkie były robaczywe. Zastanawiałem się, czy gdzieś po drodze nie wbić się kontrolnie w jakieś sosenki, ale wszędzie poparkowane samochody i ludzie łażący po krzakach, widać że sezon grzybowy zaczął się na dobre.

W docelowej miejscówce też jakiś samochód i ludzie w krzakach, ale tutaj obszar dosyć duży, więc spróbowałem pójść spróbować szczęścia dalej, mając nadzieję że tam ludzie nie docierali.  Początkowo jednak szczęście mi nie dopisywało, poza dwiema kaniami, to mógłbym se tylko muchomorów nazbierać.




Ale w końcu trafiłem rejon, gdzie udało się jakieś 70 maślaków zwyczajnych uzbierać.



A poza tym dwa prawdziwki i kilka podgrzybków się trafiło.






  • dystans 49.90 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 02:37
  • średnio 19.07 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Nagły Wysyp Maślaczków

Piątek, 27 września 2024 · dodano: 28.11.2024 | Komentarze 2

grzybstats:
- 83 maślaki żółte
- 73 maślaki ziarniste
- 12 maślaków zwyczajnych
- 72 podgrzybki brunatne
- 3 kozaki
- 2 zajączki

Tym razem rundka leśna, co prawda nie mam tam dobrych miejscówek maślakowych, ale są miejsca gdzie znajduję czasem niewielką ilość maślaków. Teraz prawie w każdym z takim miejsc były maślaki i do tego w większości więcej niż kiedykolwiek tam widziałem. Na wjeździe do lasu trochę samochodów, ale w samym lesie pusto, z tego co widziałem ludzie ruszyli w młode sosenki pod lasem w poszukiwaniu maślaków.

Najwięcej wpadło maslaków żółtych, w sumie z trzech miejscówek. Podobno występuje tylko pod modrzewiami i o ile w dwóch miejscach przynajmniej jakieś pojedyncze modrzewie można spotkać, to w jednym nie udało mi się znaleźć jakiegokolwiek.




Maślaków zwyczajnych niewiele i tylko z jednego miejsca, ale jakieś tam były.




A maślaki ziarniste spotkałem dokładnie w tym samym miejscu, w którym udało mi śię kilkanaście zebrać w połowie czerwca. Wtedy większość była robaczywa, teraz też ponad połowa, ale było ich w jednym miejscu ze 150-200, to te siedemdziesiąt udało się uzbierać.




Odwiedziłem też miejsce, gdzie poprzednio spotkałem dwa łepki podgrzybkowe, lecz ich nie zbierałem, bo poza tym tylko jednego podgrzybka udało mi się znaleźć... przez ten tydzień ładnie wyrosły i obok jeszcze trzeci wyskoczył.



Tym razem trochę podgrzybków udało się zebrać, może nie jakoś bardzo dużo, ale przyzwoitą ilość, w końcu i tu się ruszyło. Ale tylko w jednej miejscówce podgrzybkowej, pozostałe nadal puste.



Poza tym pojedyncze zajączki



kozaki



oraz kanie



Jakby mi bardzo zależało, to mógłbym dorzucić jeszcze kilka czubajek (muchomor rdzawobrązowy)



czy purchawek.



Poza tym trafił się żółciak siarkowy, ale już ciut za stary. W zasadzie da się zjeść, ale bez przyjemności, bo jest średnio smaczny.



Z grzybów niejadalnych - lisówki pomarańczowe.




Żeby nie było, że same grzyby, to jeszcze żuczek i poranny, prześwietlony las.





  • dystans 20.10 km
  • 1.10 km terenu
  • czas 01:06
  • średnio 18.27 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Nagły Wysyp Kań 3 (i Maślaczków)

Czwartek, 26 września 2024 · dodano: 27.11.2024 | Komentarze 3

grzybstats:
- 84 maślaki zwyczajne
- kilka kań

Po poprzednich zbiorach w zasadzie nie miałem potrzeby znów jechać na kanie, ale wreszcie skończyła się letnia posucha, więc trzeba korzystać. Pojechałem w miejscówkę, do której poprzednio nie dotarłem, bo utknąłem we wcześniejszej.

A tutaj oprócz kań, także maślaczki. Wokół grupy trzech sosenek zebrałem ok. 50 sztuk, a większość pozostałych koło kolejnych dwóch, plusk kilka tu i tam.




Kanie też zebrałem, ale tylko kilka, ot tyle by uzupełnić zapas.





Purchawka. Jadalna. Ale nie zbierałem.



Na koniec jeszcze owoce głogu (i liście), żeby nie było że same grzyby.





  • dystans 46.90 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 02:29
  • średnio 18.89 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Nagły Wysyp Kań 2

Środa, 25 września 2024 · dodano: 26.11.2024 | Komentarze 4

Tym razem pojechałem już docelowo na miejscówki kaniowe... przynajmniej taki miałem zamiar, bo już w pierwszej nazbierałem wystarczająco grzybów i jeszcze zostało, toteż do następnych nie było co jechać. No, wysyp zaczął się na całego.





Czernidłak kołpakowaty, w sumie też jadalny, przynajmniej młode egzemplarze jak te, tyle że zazwyczaj rośnie na poboczach dróg i tak było właśnie tutaj...  a grzyby mają ten felerek, że wyciągają z gleby wszelkie metale ciężkie i diabli wiedzą jaki jeszcze syf, a gdzie jak gdzie, lecz na poboczach to można się spodziewać całej tablicy Mendelejewa.





  • dystans 28.10 km
  • 2.20 km terenu
  • czas 01:31
  • średnio 18.53 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Nagły Wysyp Kań 1

Wtorek, 24 września 2024 · dodano: 25.11.2024 | Komentarze 1

Jakoś doturlałem się do początku sezonu grzybowego, czyli jestem aktualnie dwa miesiące do tyłu.

Wiosną miałem szczęście do żółciaków siarkowych i trochę się najadłem sznycli i kotletów mielonych z żółciaka... ale potem nastąpiło gorące i suche lato, toteż z grzybami było generalnie słabo. Ale wraz z nastaniem astronomicznej jesieni, wreszcie coś zaczęło się dziać w grzybni. Pętelka z założenia była niegrzybowa i dosyć krótka, bo nadal gorąco. Ot, tak żeby się z rana przejechać, by mięśnie nie zanikły... WTEM! Kanie na łące. Wreszcie!







  • dystans 85.30 km
  • 4.40 km terenu
  • czas 04:32
  • średnio 18.82 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Ostrołęcko-łomżyńskie opłotki

Niedziela, 22 września 2024 · dodano: 24.11.2024 | Komentarze 6

Żyrardów >>> Warszawa >>> Pasieki - Wólka Brzezińska - Brzeźno - Suchcice - Wojsze - Grodzisk Wieś - Grodzisk Duży - Czerwin - Zaorze - Buczyn - Gumki - Dąbek - Żochy - Piski - Tyszki Nadbory - Jakać Młoda - Brulin - Śniadowo - Zalesie Wypychy - Zalesie Poczynki - Radgoszcz - Piaski - Żyźniewo - Kleczkowo - Ojcewo - Dąbek - Troszyn - Zamość - Rzekuń - Ostrołęka >>> Warszawa >>> Żyrardów

22 września, czyli w Dzień Bez Samochodu, od wielu lat przejazd Kolejami Mazowieckimi jest za darmo. Mazowieckie, to jeden z nielicznych regionów, gdzie rzeczywiście jest obchodzony DBS, w większości kraju obchodzi się bowiem Dzień Samochodziarza i darmowy przejazd, lub za symboliczną złotówkę jest tylko za okazaniem dowodu rejestracyjnego.

Jeśli mam taką możliwość, zwykle planuję na ten dzień jakąś mniejszą lub większą wycieczkę kolejową, a zazwyczaj kolejowo-rowerową, tak też było i tym razem. Gdy przejrzałem dostępne połączenia, okazało się że jest w miarę sensowny dojazd do Ostrołęki, a to dzięki temu że w weekendowy poranek jest przyspieszony pociąg z Warszawy Zachodniej tamże, tak więc miałem wygodny i szybszy dojazd niż zazwyczaj i to tylko z jedną przesiadką. Normalnie bowiem pociągi w tamtym kierunku ruszają z Warszawy Wileńskiej, czyli na pierwszej przesiadce trzeba przeskoczyć z Warszawy Wschodniej, rowerem to niby tylko kilkanaście minut, ale jednak. Poza tym zwykle druga przesiadka jest w Tłuszczu.  Poza tym trzeba jeździć na wschód póki się da, bo jak zacznie się remont Linii Średnicowej, to przedostanie się na tamtą stronę Wisły będzie dosyć uciążliwe.

Na fotce Elf, którym jechałem i obok kibel czekający na mijance.



Linia kolejowa z Tłuszcza na Ostrołękę jest jednotorowa, a mijanki są na przystankach... kiedyś chyba były na wszystkich, albo większości, ale teraz na części z nich drugi tor jest nieużytkowany. Jest to jedna z linii na których można się przejechać szynobusem, ale linia jest zelektryfikowana, więc jednostki elektryczne też jeżdżą, zwykle te które nie kończą biegu w Tłuszczu, a są bezpośrednim połączeniem, z

Tutaj mijam stacyjkę Przetycz, na której niedawno wybudowano tzw. Innowacyjny Dworzec Systemowy, to rodzaj niewielkich dworców (choć niektóre są nieco większe niż ten), pierwszy tego typu dworzec powstał w 2015 w Nasielsku, tylko że tamten jest zielony, a tutaj jest w pasiak... zapewne kurpiowski. Pasiakowe dworce są też min. w Rogowie, czy Kornelinie pod Sochaczewem.



Dzięki temu, że tylko jedna przesiadka i pociąg przyspieszony, podróż w ten rejon trwała krócej niż zwykle. Za Warszawą Wschodnią pociąg przyciął i miał przystanki tylko w Wołominie i Tłuszczu. Na linii ostrołęckiej zatrzymywał się co drugą, trzecią stację, ale tutaj już i tak nie mógł się za bardzo rozpędzać ze względu na parametry linii, bo prędkość dopuszczona to 100 km/h, a na części odcinków tylko 80 km/h... zresztą i tak do tej stówki raczej nie dobijał, tak więc i tak nie jechał tutaj dużo krócej niż zwykłe pociągi, ale przynajmniej nie musiał czekać i przepuszczać innych na mijankach, bo to on był przepuszczany. Wracałem również przyspieszonym i gdy wytelepał się z linii ostrołęckie, nagle przyspieszył za Tłuszczem, wyraźnie było czuć różnicę prędkości.

Co prawda wyjechać musiałem strasznie wcześnie, bo tuż po 6-ej, ale za to na miejscu byłem też w miarę wcześnie, czyli po 9-ej.  Felerek był taki, że pociąg powrotny miałem dosyć wcześnie, bo tuż po 18-ej, niby mógłbym jechać następnym pociągiem z półtorej godziny później, ale to było ostatnie połączeni, które wolałem mieć w zapasie, a poza tym dosyć niewygodne, a tak znów łapałem pociąg przyspieszony.

Trasę zaplanowałem niezbyt intensywną, mimo końcówki września nadal było gorąco i musiałem się liczyć z tym, że upał może mi dać w kość i uwzględnić dłuższe postoje na przywrócenie równowagi termicznej.



Najwygodniej mi było wysiąść na następnej stacji, ale na niej niestety się nie zatrzymywał, toteż startowałem z rejonów, po których już w ostatnich latach rowerowałem, więc przyciąłem by prędzej dojechać w okolice mi nieznane.

Tutaj jadę wzdłuż kolejnej linii kolejowej do Ostrołęki, ale tym razem z Małkini. Jak widać, również jednotorowa, tyle że niezelektryfikowana. Fotka z mijanką (obecnie drugi tor nieczynny) na dawnej stacyjce Gucin, obecnie jest tu tylko ruch towarowy.



Za stacyjka dawne bocznice,choć obecnie trudne do zauważenie, a to coś to resztki rampy.



Mosty na rzeczce Orz.




Cmentarz z I wojny kawałek dalej.



Oraz smutna pamiątka z kolejnej wojny światowej.




Trafiam na ładne, młode kanie... może bym się skusił, bo choć przy drodze, to jednak była to gruntówa i chyba ze znikomym ruchem (jak nią jechałem, to nic mnie nie minęło, bo w takiej suszy kurzawa murowana), ale obok było pole nawiezione gnojówką.



Kawałek dalej, za wsią Wojsze, tuż przy drodze znajduje się kurhan datowany na I-IV w.n.e. zaliczany do kultury wielbarskiej. O kurhanie można poczytać tutaj, jest też kilka zdjęć i rysunków z badań archeologicznych.



Nowsze kultury postawiły obok dwie kapliczki, jedna jest datowana na XIX, a druga XX wiek n.e.




Dobra, kontynuując wycieczkę w klimatach archeo, rypię do Grodziska na grodzisko.

Przepraszam, czy jest tu grodzisko? Tylko małe? A ne, to nie, miało być duże.



Przepraszam, czy jest tu grodzisko, podgrodzie, lub inna osada? Nie, tylko wieś? A, to  przepraszam.



Przepraszam... hej, grodzisk miał być Duży, a nie Drugi. Halo?



Ale grunt, że grodzisko jest.Oczywiście na fotce niewiele widać, ale środek stanowi wykoszona, a może wygryziona łączka, a te drzewa i krzaki rosną na otaczającym ją wale.



Co ciekawe, przylega ono bezpośrednio do parku podworskiego.



Ale główną atrakcją Grodziska Dużego jest prawdziwa "ścieżka rowerowa"... i to dwukierunkowa. Normalnie poczułem się jakbym się znalazł w środku mema.





Kościół w Czerwinie. Aczkolwiek wspomnienia z tej wsi, to głównie hałas. Jak podjeżdżałem, to włączyła się syrena na remizie po drugiej stronie drogi, potem zaczęły być dzwony, a odjeżdżałem razem z wozem strażackim na sygnale.




Noż kurde, ale trafiłem... bym przyjechał dziesięć minut wcześniej lub później, to bym nie został ogłuszony.  W tym kontekście nawa rzeczki była bardzo adekwatna,.



Orz kurde, to jest rzeka?



Jechałem generalnie przez tereny bezleśne, ale nie spodziewałem się, że aż tak tu łyso, że stawiają drogowskazy do byle dąbka.



Jedna z ciekawszych nazw na trasie.



Piski, tu też pod kościół przyjechałem nie w porę, bo akurat na mszę (tyle że przedział czasowy większy, więc łatwiej na nią trafić). Oczywiście wszystko naokoło zastawione samochodami.



Normalnie to msza by mi nie przeszkodziła obejrzeć kościoła, ale w taki upał ludzie zamiast siedzieć w przyjemnym chłodzie w środku, wylegli na zewnątrz i tam stali (to że mam inne optimum temperaturowe niż większość ludzi, wiedziałem od dawna). No nie będę się wbijał na mszę, Tylko rzuciłem okiem i obiektywem przez ogrodzenie, tyle żeby stwierdzić że są wmurowane co najmniej dwa pociski, ale mogło być więcej gdzieś z tyłu.



No dobra, rypię dalej... i w ten sposób dorypałem do województwa podlaskiego, czyli w Łomżyńskie opłotki. Przekroczyłem granicę na rzece Ruż, która lepiej się prezentowała niż Orz. Aczkolwiek cały czas znajdowałem się na historycznym Mazowszu.




Tu czekał mnie najtrudniejszy odcinek, bo postanowiłem obejrzeć sowieckie bunkry tzw. Linii Mołotowa. Linia budowana na nowej granicy po  zajęciu przez Związek Radziecki wschodniej Polski i krajów bałtyckich. Nie były one równomiernie rozmieszone wzdłuż linii, tylko tworzyły grupy, tzw. punkty oporu. Otóż między wsiami Jakać Młoda i Brulin znajdował się jeden z takich punktów oporu, gdzie zachowane są cztery schrony, ponadto wzmiankowany jest jeden kompletnie zniszczony stanowiący kupę gruzu i wykopy pod budowę kolejnych.

Problem w tym, że trzeba się przebić gruntówami kompletnie zrytymi przez ciężki sprzęt rolniczy i leśny.Spore odcinki musiałem prowadzić, bo nie dało się nijak jechać i to wszystko w największym skwarze dnia, bo było już po południu.

Pierwszy schron - na prawo od stodoły, do niego się nie przebijałem.



Drugi na środku pola, ciekawostką była duża ilość skrzydełek rusałek pawik, obok widziałem też pająka który był sprawcą tej hekatomby. Okazuje się, że ten schron jest śmiertelną pułapką dla motyli, które chcą tu przezimować. Chwilę odsapnąłem w środku i wygramoliłem się z powrotem na upał.




Do trzeciego dojechałem kompletnie zrypany, niby to tylko 1200m, ale ciężkiej gruntówy w skwarze. Poza tym byłem już lekko zmęczony, tyle że bardziej upałem niż dystansem, bo dobiłem dopiero do 45km... w sumie minąłem półmetek, więc tym bardziej pora na porządny odpoczynek. Zainstalowałem się więc w środku, gdzie panowała przyjemna temperatura, reanimowałem się kawą mrożoną z termosu i stwierdziłem że to dobra okazja, by wyciągnąć z sakwy jogurt na czarną godzinę.



Przyroda przejmuje bunkier, właśnie takie najbardziej lubię.




Tutaj też rusałki szykowały się do zimowania, ale miały bezpieczną miejscówkę w rurze. Zresztą nie tylko, w innych miejscach też przycupnęły i nie widziałem jakoś skrzydełek na ziemi.



Jeszcze trochę betonowych klimatów w zieleni.




Trzeci schron. Według mapy miał być w lesie, ale las został wycięty i... zamieniony w pole kukurydzy. Początkowo byłem bliski odpuszczenia go sobie, ale jak odpocząłem, to postanowiłem przyatakować. Tyle że planowo miałem podjechać rowerem i tylko na koniec przebić się z buta. Rowerem... taaa, droga biegnie na prawo od zdjęcia, zrytą gruntówą w pełnym słońcu, a na końcu i tak musiałbym rypać przez otwarte pole w głębi kadru.

Postanowiłem więc zostawić rower na skraju lasu i uderzyłem z buta lasem, tym z lewej strony zdjęcia i  w ten sposób dotarłem do ostatniego zachowanego schronu w tym punkcie oporu. Kupy gruzu po piątym chyba już nie, bo znajdowała się na środku tego pola, ale za gorąco było, żeby na pewno sprawdzić.



Sądząc po śladach na betonie, schron był przez zamianą lasu w pole kukurydzy przysypany ziemią.




Nacieki wapienne. Poczekać tak parę tysięcy lat i te stalaktyty będą atrakcją turystyczną.



Ta rusałka jeszcze nie śpi.



Po drodze widziałem też kanię, nie zbierałem, bo za nią było dzikie wysypisko śmieci.



Wróciłem do poprzedniego bunkra i zrobiłem kolejny postój przed dalszą jazdą. Bardzo wygodna miejscówka, ma nawet podstawki na kubki.

Przygotowałem się na najgorsze, ale nie było tak źle. Raz, że tym razem w cieniu przez las, dwa że tylko 500m, a trzy że po ok. 200m zaczynała się droga utwardzona do jakiegoś gospodarstwa.



Kościół w Śniadowie.



Pocisków nie było, tylko parę załatanych dziur.



Ciekawe cegły, zbudowana z nich ściana ma interesujący, chaotyczny wzorek, jest na czym oko zawiesić.



Zabudowa małomiasteczkowa, bo kiedyś było to miasto.



Kolejna linia kolejowa z/do Ostrołęki. również łącząca się z linią kolejową Warszawa - Białystok, czyli dawną Koleją Petersburską (przed odzyskaniem niepodległości Warszawa Wileńska była Dworcem Petersburskim), a odkładnie dobija w Łapach. Ponadto w Śniadowie, z którego właśnie wyjechałem, odchodzi w bok krótka linia do Łomży.



Zaraz też wracam do województwa mazowieckiego i ponownie przekraczam Ruż, ale tym razem granica nie biegnie rzeką. Ponadto jest odcinek bardzo przyjemną aleją wierzb rosochatych.



Docieram do Kleczkowa, gdzie w centrum wsi stoi gotycki kościół. Wybudowany na początku XVI wieku, a gdzieś w połowie tego wieku otoczony murem obronnym (ze strzelnicami) i widoczną na zdjęciu wieżą bramną.



Druga wieża, stanowiąca kolejne wejście na dziedziniec i jednocześnie dzwonnica, pochodzi z przełomu XI i XX wieku.



Tu znów dłuższy odpoczynek, bo niby od bunkrów daleko nie ujechałem, ale upał daje się we znaki, a do tego mogłem się wygodnie rozsiąść w jednej z wnęk muru. Poza tym trochę czasu spędziłem na oglądaniu i foceniu kościoła.






Co jest charakterystyczne, to olbrzymia ilość głazów wmurowanych w ściany kościoła. Niby widziałem to niejednokrotnie, ale nigdy w takiej ilości, mniej lub więcej, ale praktycznie wszędzie coś jest.

Kościół został wysadzony w 1944 i w latach 50. odbudowany, ponoć praktycznie od fundamentów. To by wyjaśniało, dlaczego nie znalazłem na ścianach żadnych starych napisów i tylko kilka niezbyt pewnych zagłębień, które mogły być, ale nie musiały tzw. "dołkami pokutnymi". Mam też wrażenie, że taka ilość kamieni to też może być efekt tejże odbudowy.

Znalazłem kilka zdjęć archiwalnych na fotopolska, ale trudno było coś wypatrzeć. Przydatne był jedno zdjęcie wieży bramnej z 1912 toku (foto), widać na nim, że jest jeden wmurowany kamień... jeden, obecnie w tym kadrze są trzy. Jest to pewna wskazówka, przypuszczam więc że kamienie owszem, były wmurowane ale w mniejszej ilości. Na zdjęciach widać też, że wejście przez tę wieżę było na początku XX wieku zamurowane, a ona sama i mur dosyć zrujnowane.




Część z nich wygląda na kule armatnie.





Głaz, który wygląda jak czaszka, nie ma co pytać dlaczego został tu wmurowany, sam by go wmurował.



Aaa wróciłem na bezdrzewie....jeśli to o ten dąbek za tablicą chodzi, to faktycznie nędznie tu z drzewami.



Troszyn, kościół zbudowany w latach 1956–1975, jak na nowy, to o dziwo całkiem niezły, może to zasługa kamienia, bo jakby go otynkować, to by się już tak korzystnie nie prezentował.




Tu też widać gdzieniegdzie wmurowane kamienie... wiem, brzmi to trochę dziwnie, gdy pisze o wmurowaniu kamienia w ścianę składająca się wyłącznie z kamieni, ale te wystające poza lico ściany można chyba wyróżnić tym określeniem. Może to inspiracja pobliskim Kleczkowem, odbudowa i budowa tych kościołów zbiega się w czasie.



A to to chyba kula armatnia.



Nawet kwietniki są kamienne i też ładnie się prezentują.



W gablotce miła niespodzianka, historia parafii i kościoła ręcznie kaligrafowana (kiedyś dosyć często, a obecnie raczej rzadko się spotyka) i jeszcze opatrzona rysunkiem kościoła.



I to by było na tyle - lokomotywa Px48 wita mnie przed dworcem w Ostrołęce.



Jestem nieco wcześniej, bo miałem zapas czasu. Normalnie mógłbym nieco czasu poświęcić na zwiedzanie miasta, ale stacja została zbudowana pod Ostrołęką (choć w tej chwili jest na granicy), a do zabytkowego centrum to jest z 5km. Ale pociąg już stoi, więc mogę spokojnie się zainstalować i wybrać miejsce.



W międzyczasie przyjeżdża szynobus z Chorzeli, to kolejna linia linia biegnąca z Ostrołęki, tym razem na Mazury, do Szczytna. W zeszłym roku, po remoncie linii zostały uruchomione połączenia do Chorzeli. W sumie trzeba by się kiedyś tam przejechać.



Powrót również pociągiem przyspieszonym z przesiadką na Wschodnie. Słońce zachodziło jeszcze nim dojechaliśmy do Wyszkowa, mniej więcej tam gdzie wysiadałem.