teczka bikera meteor2017
Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113060.45 km z czego 16358.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/hmeteor2017 bs-profil
Poczet rowerów
Jakieś tam wykresy
Kalendarium
- 2025, Styczeń4 - 20
- 2024, Grudzień18 - 61
- 2024, Listopad13 - 25
- 2024, Październik22 - 58
- 2024, Wrzesień16 - 36
- 2024, Sierpień9 - 19
- 2024, Lipiec12 - 32
- 2024, Czerwiec18 - 74
- 2024, Maj12 - 44
- 2024, Kwiecień15 - 56
- 2024, Marzec15 - 43
- 2024, Luty8 - 35
- 2024, Styczeń5 - 14
- 2023, Grudzień9 - 41
- 2023, Listopad10 - 43
- 2023, Październik22 - 106
- 2023, Wrzesień21 - 102
- 2023, Sierpień18 - 81
- 2023, Lipiec14 - 47
- 2023, Czerwiec19 - 74
- 2023, Maj28 - 100
- 2023, Kwiecień23 - 127
- 2023, Marzec16 - 87
- 2023, Luty19 - 99
- 2023, Styczeń17 - 91
- 2022, Grudzień18 - 113
- 2022, Listopad26 - 112
- 2022, Październik31 - 91
- 2022, Wrzesień30 - 114
- 2022, Sierpień22 - 95
- 2022, Lipiec26 - 104
- 2022, Czerwiec30 - 68
- 2022, Maj34 - 136
- 2022, Kwiecień23 - 78
- 2022, Marzec25 - 91
- 2022, Luty20 - 88
- 2022, Styczeń25 - 123
- 2021, Grudzień15 - 110
- 2021, Listopad21 - 64
- 2021, Październik22 - 105
- 2021, Wrzesień18 - 86
- 2021, Sierpień18 - 110
- 2021, Lipiec13 - 62
- 2021, Czerwiec16 - 78
- 2021, Maj23 - 95
- 2021, Kwiecień22 - 124
- 2021, Marzec19 - 95
- 2021, Luty10 - 38
- 2021, Styczeń14 - 63
- 2020, Grudzień15 - 27
- 2020, Listopad15 - 17
- 2020, Październik23 - 19
- 2020, Wrzesień21 - 77
- 2020, Sierpień16 - 82
- 2020, Lipiec18 - 77
- 2020, Czerwiec21 - 84
- 2020, Maj25 - 102
- 2020, Kwiecień28 - 220
- 2020, Marzec27 - 77
- 2020, Luty18 - 40
- 2020, Styczeń9 - 11
- 2019, Grudzień13 - 15
- 2019, Listopad13 - 12
- 2019, Październik22 - 47
- 2019, Wrzesień21 - 46
- 2019, Sierpień21 - 19
- 2019, Lipiec26 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 17
- 2019, Maj35 - 48
- 2019, Kwiecień34 - 40
- 2019, Marzec34 - 49
- 2019, Luty29 - 44
- 2019, Styczeń36 - 162
- 2018, Grudzień16 - 22
- 2018, Listopad23 - 5
- 2018, Październik25 - 20
- 2018, Wrzesień21 - 24
- 2018, Sierpień25 - 57
- 2018, Lipiec26 - 59
- 2018, Czerwiec16 - 44
- 2018, Maj20 - 32
- 2018, Kwiecień23 - 66
- 2018, Marzec23 - 66
- 2018, Luty20 - 87
- 2018, Styczeń15 - 74
- 2017, Grudzień19 - 111
- 2017, Listopad12 - 46
- 2017, Październik24 - 49
- 2017, Wrzesień22 - 82
- 2017, Sierpień22 - 64
- 2017, Lipiec19 - 45
- 2017, Czerwiec21 - 60
- 2017, Maj24 - 171
- 2017, Kwiecień20 - 165
- 2017, Marzec17 - 73
- 2017, Luty11 - 46
- 2017, Styczeń17 - 84
- 2016, Grudzień14 - 48
- 2016, Listopad26 - 129
- 2016, Październik20 - 117
- 2016, Wrzesień26 - 103
- 2016, Sierpień37 - 179
- 2016, Lipiec32 - 278
- 2016, Czerwiec30 - 102
- 2016, Maj36 - 127
- 2016, Kwiecień36 - 139
- 2016, Marzec41 - 173
- 2016, Luty31 - 116
- 2016, Styczeń28 - 180
- 2015, Grudzień16 - 118
- 2015, Listopad21 - 82
- 2015, Październik32 - 98
- 2015, Wrzesień21 - 109
- 2015, Sierpień7 - 29
- 2015, Lipiec27 - 86
- 2015, Czerwiec32 - 71
- 2015, Maj25 - 168
- 2015, Kwiecień17 - 113
- 2015, Marzec16 - 88
- 2015, Luty9 - 90
- 2015, Styczeń4 - 22
- 2014, Grudzień19 - 192
- 2014, Listopad18 - 87
- 2014, Październik12 - 96
- 2014, Wrzesień20 - 85
- 2014, Sierpień13 - 26
- 2014, Lipiec12 - 78
- 2014, Czerwiec17 - 89
- 2014, Maj27 - 122
- 2014, Kwiecień17 - 122
- 2014, Marzec9 - 85
- 2014, Luty7 - 69
- 2014, Styczeń5 - 53
- 2013, Grudzień17 - 187
- 2013, Listopad15 - 117
- 2013, Październik20 - 137
- 2013, Wrzesień18 - 162
- 2013, Sierpień16 - 74
- 2013, Lipiec4 - 20
- 2013, Czerwiec12 - 98
- 2013, Maj15 - 55
- 2013, Kwiecień8 - 76
- 2013, Marzec8 - 100
- 2013, Luty5 - 56
- 2013, Styczeń7 - 147
- 2012, Grudzień5 - 38
- 2012, Listopad5 - 127
- 2012, Październik4 - 23
- 2012, Wrzesień4 - 27
- 2012, Sierpień10 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec6 - 31
- 2012, Maj17 - 116
- 2012, Kwiecień19 - 106
- 2012, Marzec12 - 79
- 2012, Luty4 - 21
- 2012, Styczeń3 - 37
- 2011, Grudzień3 - 31
- 2011, Listopad13 - 135
- 2011, Październik15 - 121
- 2011, Wrzesień15 - 26
- 2011, Sierpień6 - 9
- 2011, Lipiec14 - 2
- 2011, Czerwiec13 - 83
- 2011, Maj12 - 78
- 2011, Kwiecień9 - 35
- 2011, Marzec2 - 3
- 2010, Listopad1 - 1
- 2010, Październik13 - 14
- 2010, Wrzesień4 - 9
- 2010, Sierpień3 - 3
- 2010, Lipiec6 - 4
- 2010, Czerwiec7 - 3
- 2010, Maj8 - 5
- 2010, Kwiecień9 - 10
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Grudzień7 - 13
- 2009, Listopad8 - 16
- 2009, Październik11 - 5
- 2009, Wrzesień19 - 21
- 2009, Sierpień18 - 14
- 2009, Lipiec25 - 11
- 2009, Czerwiec7 - 16
- 2009, Maj5 - 12
- 2009, Kwiecień10 - 22
- 2009, Marzec10 - 10
- 2009, Luty5 - 0
- 2009, Styczeń5 - 12
Wpisy archiwalne w kategorii
weekendówki
Dystans całkowity: | 5946.00 km (w terenie 816.45 km; 13.73%) |
Czas w ruchu: | 361:15 |
Średnia prędkość: | 16.45 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.30 km/h |
Suma podjazdów: | 550 m |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 70.79 km i 4h 21m |
Więcej statystyk |
- dystans 65.52 km
- 15.50 km terenu
- czas 03:56
- średnio 16.66 km/h
- rekord 31.40 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Ugotowany Rower Podłódzki #3: Cyklogrobbingowy ukrop minimum
Niedziela, 29 maja 2016 · dodano: 03.06.2016 | Komentarze 6
Jamborek - Gucin - Rokitnica - Ldzań - Ślądkowice - Pawlikowice - Rydzyny - Czyżeminek - Guzew - Gospodarz -Stara Gadka - Konstantyna - ŁódźWięcej zdjęć w galeriach: meteora2017 i lavinki
Niby dziś pochmurno i słońce nie praży (przynajmniej przez większość czasu), ale jakoś tak duszno... poza tym trochę zrypani jesteśmy po dwóch dniach upałów (i burzy). Dlatego postanawiamy jechać mniej więcej najkrótszą drogą do Łodzi, plus startowa pętelka przez opuszczoną szkołę i cmentarz ewangelicki.
Zbieramy się niespiesznie, ale w końcu wyruszamy... huann zostaje i z Moniką ruszają nad Grabię wykąpać Alusia.
Z tyłu domek działkowy w którym nocowaliśmy - i choć teraz już za bardzo tego nie widać, to to z lewej to kiosk, a to z prawej to barakowóz.
Na dzień dobry gmina truskawkowa
A potem szkoła w Gucinie
Następnie cmentarzyk ewangelicki w Rokitnicy - dosyć duży i malowniczo położony na wzgórzu... ale dojazd piaszczystą drogą w tej duchocie trochę nas zmordował. To był 7 cmentarz na naszej trasie (a 6 ewangelicki)
A potem myk przez Ldzań - w rejonie młyna w Talarze lokalny szczyt ruchu drogowego - samochody i rowerzyści w te i we wte, ale my skręcamy po chwili w bok. Po drodze ze cztery domy z opoki wapiennej.
Obok tego budynku robimy sobie postój na przystanku przy skrzyżowaniu, bo tu się umówiliśmy z huannem, że do nas dojedzie. I po kilku minutach faktycznie jest.
Stąd ruszamy do lasu pod częścią wsi o nazwie Ślądkowice Trzecie - Łajsce (wg huanna - Ślądkowice Trzy Łasice), gdzie szukamy cmentarza z I wojny. Jako że nie widzieliśmy by jakaś drożyna do niego biegła, to rowery w krzaki i dalej z buta. To był 8 cmentarz na trasie, a dopiero 1 wojenny z I wojny... przy czym na dwóch cmentarzach ewangelickich były kwatery z I wojny.
W drodze powrotnej, w największych krzakach znaleźliśmy tajemniczą mogiłę
Dalej jedziemy po skrzynkę przy gajówce... droga która tam wiedzie, jest obecnie zryta przez ścinki. Moglibyśmy objechać równoległą, ale wtedy ominęlibyśmy krzyż-mogiłę. huann proponuje, że mu się nie chcę rypać tymi piochami i tu poczeka na nas, toteż i my zostawiliśmy tu rowery, a dalej z buta.
Okazało się, że w mogile spoczywają żołnierze niemieccy z II wojny (ponoć 400)
Przebijamy się dalej gruntówą przez las i wsie do kolejnego cmentarza z I wojny pod Pawlikowicami
Zamiast grzybków dla wariaga... Rydzyny są tym wśród grzybów, czy wyrób czekoladopodobny wśród czekolad ;-)
Jest też na nim kwatera z I wojny
Hmmm, ciekawe czy na tym znalezisku da się jeździć?
Kolejny cmentarz ewangelicki - tym razem w Czyżeminku. Z jednej strony do cmentarza miedzą... z drugiej też. W pobliżu droga polna, ale wydaje się że z niej to przez zboże trzeba by rypać na koniec na cmentarz. lavinka wybiera jedną miedzę, ja drugą i spotykamy się na cmentarzu. Okazuje się że jest z niego niezauważalne wcześniej dojście do wspomnianej drogi polnej.
Matka Boska Brudnych Rąk i Nieprzytomnego Wzroku
Docieramy do terenu dawnego majątku Gospodarz. Okolica tak zarosła, że przejeżdżamy obok pałacu i go nie zauważamy... gdy się zorientowaliśmy, że go przegapiliśmy, musimy wrócić. Fotek pałacu nie ma, bo teraz trudno mu zrobić zdjęcie w tych krzakach. Tutaj huann od nas odłącza i już sam jedzie na Łódź, a my jeszcze zwiedzamy parę budynków i szklarnie.
Jedziemy dalej... przejeżdżamy obok cmentarza z I wojny w Starej Gadce, kiedyś już tu byliśmy, ale jak tu nie zajrzeć jeszcze raz? Cmentarz jest duży, obejmuje całe wzgórze.
Jest tu nawet mogiła żołnierzy niemieckich z II wojny
Wjeżdżamy do Łodzi... i łódzkie drogi
Ruch na szosie pod torami koszmarny, nie ma jak na nią wjechać z bocznej dróżki... dlatego korzystamy ze skrótu, którym nawet biegnie szlak rowerowy, niestety dużo tam szkła. A dalej chodnikiem do ronda.
Potem ddr-ką Aleją Terrorystów i już wkrótce jesteśmy na miejscu i możemy robić sobie obiad. W ramach urozmaicenia czytamy książkę o rosyjskich zakąskach do wódki... tutaj znalazły się też jakieś grzybki dla wariaga ;-)
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 77.57 km
- 11.50 km terenu
- czas 04:43
- średnio 16.45 km/h
- rekord 34.30 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Ugotowany Rower Podłódzki #2: Żar 5 Burza 1.5 Bunkry 10
Sobota, 28 maja 2016 · dodano: 02.06.2016 | Komentarze 6
Jamborek - Karczmy - Zabłoty - Bocianicha - Zelów - Pożdżenice - Krześlów - Wypychów - Lubiec - Magdalenów - Kluki - Parzno - Strzyżewice - Sromutki - Łobudzice - Bujny Szlachekie - Kociszew - Karczmy - JamborekWięcej zdjęć w galeriach: meteora2017 i lavinki
Zbieramy się niespiesznie, zaczynamy od obejrzenia cmentarza ewangelickiego w Zabłotach (4 cmentarz na naszej trasie, przy czym 3 ewangelicki).
Kawałek dalej dowiadujemy się, co się dzieje z nartami po sezonie zimowym.
I tak dojeżdżamy do Zelowa
Tu zwiedzamy cmentarz ewangelicko-reformowany, głównie czeski, bo miasto swój początek wzięło od kolonistów czeskich, którzy w 1802 zakupili majątek Zelów i tu się osiedlili. Byli to bracia czescy, którzy wtedy zdaje się byli już jednym z nurtów kościołów kalwińskich (czyli po dzisiejszemu właśnie ewangelicko-reformowanych).
Na cmentarzu jest też kwatera z I wojny.
Zahaczamy też o zelowską cegielnię
I jeszcze o kościół czeski... a po drodze napadamy sklepik w celu nabycia pieczywa (od chleba po drożdżówki) i innych ważnych produktów spożywczych.
Kolejny stopik pod kościółkiem w Pożdżenicach
Potem dworek w Krześlowie
A kolejny w Lubcu
Pod Lubcem zaczynamy bunkrowanie, bo znajduje się tu grupa czterech polskich schronów wybudowanych w 1939 roku, pierwszym na trasie był tradytor (tudzież tradytor dwustronny), czyli schron do prowadzenia ognia bocznego z dwóch stron, ma dwa otwory strzelnicze na ckm-y. Schrony są wykonane według Instrukcji Saperskiej (tam schematy schronów), więcej o polskich schronach na stronie www.schrony1939.fortyfikacje.pl
Z bliska na zdjęciach niewiele widać, bo obrośnięty przez krzaki. W środku zrobiliśmy sobie rozwałkę, bo tam przyjemny chłodek, a na zewnątrz gorąco było. lavinka i huann przysiedli pod strzelnicami, a ja w progu - schron idealnie dopasowany do rozwałki trzech osób. huann po zwiedzaniu schronu musiał już wracać, bo do Jamborka wkrótce miała przyjechać Monika z Alusiem.
Przy wejściu były dwa otwory strzelnicze na km do obrony bliskiej.
A tu przyczepiano siatkę maskującą
Biegnie tutaj szlak umocnień polowych z 1939 roku, ale dobrze że schronów szukaliśmy według map topograficznych, dodatkowo wspomagając się GPSem, a nie nastawialiśmy się na podążanie za szlakiem, bo ten jest słabo oznaczony i co najwyżej czasami upewniał nas że dobrze jedziemy, a potem gdzieś znikał. Tutaj powiększenie tablicy ze szlakiem
Kolejne dwa schrony, to półtradytory (tudzież tradytory jednostronne) ze stanowiskiem na 1 ckm. Tu ten pierwszy
A tu drugi
Gdy dojeżdżaliśmy ko czwartego schronu, to przy drodze trafiliśmy na takie coś... wygląda trochę jak pączkujący pomnik-miejsce pamięci. Powiększenie tablic: 1, 2, 3
Najnowsza tablica została odsłonięta tydzień temu i poświęcona jest Antoniemu Stefaniakowi ps. Sęp, żołnierzowi Ak, a potem KWP, który zginął w zasadzce w Magdalenowie w 1946 (ta droga biegnie do Magdalenowa). Więcej informacji tutaj
Wbijamy się na drugą stronę wydmy, do schronu obserwacyjnego... a tu ciąg dalszy
Poza tym obok widoczne ślady okopów
Poza tym wykop pod kolejny schron, a w nim fundament pod półtradytor
W miejscu tym długo zabawiliśmy - fotki, rozwałka, zakładanie skrzynki... a potem myk przez Magdalenów do kolejnej grupy schronów w lesie na południe od tej wsi. Tutaj 5 schronów to półtradytory i tylko jeden jest inny.
Drugi schron na południe od szosy jest tuż przy ścince, toteż droga do niego i do trzeciego strasznie rozjeżdżona i piaszczysta, musimy pchać rowery na sporych odcinkach.
Trzeci schron to tradytor (dwostronny), ale niedokończony, bez stropu, więc można zrobić fajne zdjęcia "w przekroju"... niestety ten jako jedyny jest nie na piaskach, tylko w sąsiedztwie terenów podmokłych i komary rypały.
Droga do czwartego schronu była dosyć skomplikowana, bo dróżki omijały ten strumyk, tereny podmokłe i łąki... i tutaj początkowo był jedyny odcinek szlaku dobrze oznaczony, co pomogło nam w jeździe, ale za strumukiem już był raczej średnio oznaczony.
Schron piąty nie był wkopany, toteż znacznie bardziej wystaje ponad powierzchnię ziemi.
Dalej napotykam dwie, metrowej wysokości baterie Duracell
Szósty schron tej grupy (a w sumie dziesiąty), zaczyna się chmurzyć (wreszcie, bo upał dał nam nieźle w kość na piaszczystych dróżkach), a gdy odjeżdżamy zaczyna nawet kropić.
Wyjeżdżamy na szosę i zaczynamy powrót, a tu zaczyna grzmieć i wkrótce dopada nas ulewa... przy krajówce sprawa się wyjaśnia. Cały dzień jechaliśmy na Żar, toteż upał był niezności i słońce prażyło, ledwie zawróciliśmy i zaczęliśmy oddalać się od Żaru, to zaraz lunęło.
Gdy mijamy Kluki, powoli przestaje padać, ale i tak jesteśmy przemoczeni.
Kościół w Parznie.
Od tej pory uciekamy przed chmurami, zachodzą nas od tyłu, z prawej, a lewej... jako że nasza droga nie biegnie prosto, tylko raz wykręcamy w jedną, raz w drugą, to kluczymy i czasami zbliżamy się bardziej do którejś z chmur.
Ale postój przy drewnianym kościółku w Łobudzicach musi być
Gdy ruszamy spod kościółka, znów zaczyna kropić, a my jedziemy prosto w chmurę, ale wkrótce znów skręcamy w bok.
Święty Florian ma dobrą ochronę przed deszczem, nie dosyć że za szybką, to jeszcze ma daszek-hełm
Ale kury próbują się schować pod daszkiem przy drzwiach do chałupy... a rowery mokną
Hmmm, tutaj chyba jakieś poprawiny po Bożym Ciele... te szpalery wzdłuż drogi (a także czasem przy gruntówie w pole) to może jeszcze z B.C., ale po drodze spotykamy księdza i grupę mieszkańców na jakimś nabożeństwie pod kapliczką, czy czymś.
Kościółek w Kociszewie... postój mimo siąpiącego deszczu, za co zostaliśmy nagrodzeni, bo gdy oglądaliśmy kościół, przestało padać.
Ostatecznie udało się wymanewrować wszystkie pozostałe chmury i nim dojechaliśmy to wyschliśmy prawie do sucha
No dobra, a teraz pora jechać coś zjeść.
Na miejscu byli huann, Monika i Aluś, którzy wrócili ze smażalni ryb, więc dziś sami sobie robiliśmy obiadokolację... no, Aluś próbował mi wleźć do miski, ale dzielnie broniłem swojego spaghetti.
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 111.08 km
- 11.50 km terenu
- czas 06:31
- średnio 17.05 km/h
- rekord 34.30 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Ugotowany Rower Podłódzki #1: Rypiemy na zachód w sosie własnym
Piątek, 27 maja 2016 · dodano: 31.05.2016 | Komentarze 6
Żyrardów >>> Skierniewice - Dąbrowice -Godzianów - Byczki - Gzów - Przybyszyce - Jeżów - Popień - Wierzchy - Katarzynów - Koluszki - Różyce - Borowa - Karpin - Kurowice - Dalków - Wola Kutowa - Żeromin - Tuszyn - Rydzynki - Zofiówka - Czyżemin - Tążewy - Dłutów - Dłutówek - Łaziska - Orzk - Karczmy - JamborekWięcej zdjęć w galeriach: meteora2017 i lavinki
Rano na dworzec, w pociąg Kolei Mazowieckich (Impuls) i myk do Skierniewic... a dalej już rypiemy. Słonecznie i gorąco, momentami jakaś chmura zasłaniała słońce, ale zbyt rzadko. Niezbyt silny głównie mordewind lub wiatr boczno-paszczowy, jednak niezbyt przeszkadzał, za to trochę chłodził.
Żeby zbyt długo nie rypać główną, skręcamy w boczną drogę, jednak po jakimś czasie asfalt sie kończy i ładujemy się w piaszczystą gruntówę... zresztą biegnie tędy szlak rowerowy.
Zapady kapliczka
Godzianów kościół
Informacja turystyczna informuje, że to co się pasie przy drodze, to są krowy... a propos, czytaliście o wojnie o krowę?
Miejscami drzewa przy drogach wycięte i skwar straszny
Na szczęście nie wycięli jeszcze wszystkich
Chwila ulgi
Przybyszyce
W Jeżowie rozwałka na cmentarzu wojennym, skoro już znamy tę idelną miejscówkę rozwałkową... na ławce pod bzem
Stacja Jeżów rogowskiej wąskotorówki
Hmm, to którym by tu szlakiem pojechać? A co tam, nam szlaki w jeździe nie przeszkadzają
Ciekawe jak to wygląda w nocy
Na opłotkach Koluszek... pomnik Piłsudskiego
Przebijamy się przez węzeł kolejowy Koluszki, ale raz na przejeździe musimy przeczekać Flirta ŁKA mknącego z Łodzi do Koluszek
Cmentarz ewangelicki w Borowej z mogiłami z I wojny światowej (a dokładnie z Bitwy Łódzkiej - listopad 1914). Tak zaczynamy cyklogrobbing, w sumie w najbliższych dniach odwiedzimy 11 cmentarzy z czego 3 z I wojny, 7 ewangelickich (a na 3 z nich były też mogiły z I wojny). Tutaj tablica informacyjna o walkach w okolicach Borowej.
Następny postój pod kościołem w Kurowicach... ławka stała w słońcu, więc ją przestawiliśmy w cień (a do lekkich nie należała)
Kościół miał pecha, bo został wybudowany tuż przed I wojną (konsekrowany w 1913), a w czasie walk uległ zniszczeniu. Odbudowa trwała od 1922 do 1933. O tych wydarzeniach świadczą obecnie licznie wmurowane pociski, jest ich kilkanaście albo nawet ponad dwadzieścia.
O kościele w Kurowicach jest w Bitewniku Łódzkim nr 7, pozostałe w wersji online dostępne są tu: link
A my nie omijamy
Przejeżdżamy przez Tuszyn i zatrzymujemy się na kolejnym cmentarzu ewangelickim
Wieża ciśnień w rejonie podtuszyńskiego szpitala
Opuszczone budynki szpitalne mieliśmy od dawna na oku, po tym jak huann tu był i polecał. Jednak zanim się tu wybraliśmy, to część została już wyburzona. Ale ten jeszcze mogliśmy zwiedzić.
Fajrant
Taką wspaniała drogą jedziemy dalej, żeby przekonać się, że kolejne budynki wyburzono.
Następnie zwiedzamy w okolicy opuszczony ośrodek wypoczynkowy
Zofiówka - jeszcze jeden cmentarz ewangelicki
Tążewy - ładna kamienna kaplica, ale z paskudną blaszaną dobudówką (gdyby zrobili z drewna...)
Dłutów - kwatera z 1939
Mogiła zestrzelonych w okolicy lotników (też 1939)
Widok na kościół w Dłutowie
Następnie udaliśmy się do lasu pod Dłutówek, gdzie jest pomnik upamiętniający lądowanie zestrzelonego Łosia... To jeden z eskadry trzech Łosi, które wyruszyły 4 września 1939 bombardować niemieckie kolumny pancerne, ale zostały zaatakowane i zestrzelone przez myśliwce. W tym miejscu lądował jeden z Łosi (uratowała się cała załoga), drugi się rozbił i zginęła cała załoga (ta mogiła na cmentarzu w Dłutowie), a trzeci kilka kilometrów na południe, trzech lotników zginęło (są pochowani na cmentarzu w Drużbicach). Opis tych wydarzeń
O tym Łosiu dowiedzieliśmy niedługo po postawieniu tej kopii samolotu od huanna, i wybieraliśmy się tam, ale jakoś nigdy nie było po drodze, albo było już zbyt późno (po nocy nawet zdjęć nie porobimy). Dziś wreszcie się udało i... trochę się zawiedliśmy, bo niby wiedzieliśmy że to kopia, ale spodziewaliśmy się jednak w miarę prawdziwego samolotu a nie jego blaszanej namiastki. Żeby nie było, uważamy że taka forma pomnika jest bardzo fajna (także te zdjęcia wetknięte w piasek) i gdybyśmy nie wiedzieli wcześniej o tym że jest tu Łoś, to by było wielkie Wow! a tak po prostu rzeczywistość nie dorosła do naszych oczekiwań.
Jeziorko obok Łosia
Orzk%*$%@
To nie ustawka, dokładnie w tym miejscu co stoi lavinka, na jej liczniku stuknęła setka... aż chce się rzucić mięsem z radości ;-)
W Orzku zauważyliśmy ze trzy domy wapienne... huann wspominał, że faktycznie w tych rejonach występuje opoka kredowa, czy jakoś tak. Ale może on rozwinie nieco temat.
I tak tuż po dwudziestej dotarliśmy do Jamborka, gdzie huann już na nas czekał. lavinka rozwiesiła hamak, a poitem zajęliśmy się piciem - cappuccinko, biała kawa, herbata czarna i owocowa, oraz trochę wody dla ochłody, oraz jedzeniem - spaghetti, budyńki i kisielki, kanapki z pasztetem i galaretką żurawinową (ja zdejmowałem z pasztetu galaretkę, ale się nie marnowała, bo był z nami huann).
I tym optymistycznym akcentem kończę relację dnia pierwszego.
Kategoria >100, łódzkie, weekendówki
- dystans 66.28 km
- czas 04:50
- średnio 13.71 km/h
- rekord 37.50 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Akcja Jesień dzień 2: nad Wisłą
Niedziela, 6 września 2015 · dodano: 09.09.2015 | Komentarze 3
Dzisiaj było chłodniej, wiało mocniej (ale głównie w plecy), słońce prawie nie wychodziło zza chmur, a później popołudniu zaczęły się mżawy przechodząc wieczorem w deszcz.Zebraliśmy się znad Wisły i wzdłuż wału p.pow. pojechaliśmy do mostu pod Wyszogrodem, którym przejechaliśmy na drugą stronę.
W Wyszogrodzie trochę czasu spędziliśmy na zwiedzaniu, ja to więcej miałem zwiedzone, ale jak byłem z lavinką, to tylko przelotem, więc dziś nadrabiamy.
Na początek tradycyjna fotka przy napisie (tablica informacyjna o moście, którego już nie ma)
A potem wbijamy się na Górę Zamkową, ostatnio były tu jakieś prace, oraz wykopki archeologiczne. Są nowe schodki, na szczycie odkopano i udostępniono dwa Tobruki (mamy jeszcze w Wyszogrodzie namierzony trzeci, ale to już kiedy indziej tam podjedziemy),
Tam w tle jest daszek z rurą sterczącą pośrodku. Czyżby tam na rurze miała być lornetka do obserwacji Wisły? Jeśli tak, to co z nią? Jeszcze nie zamontowano? A może ktoś ukradł, albo zepsuł? A jeśli nie, to co to za rura?
Oto jeden z Tobruków.
I drugi przylegający do wiatki "Ekomuzeum"... generalnie jest to zadaszony wykop archeologów, w którym odkryto ślady jednego z domów na terenie zamku. Przeczytałem opis i próbowałem zrozumieć co jest co, ale chyba jestem za głupi.
Tam ma być zarówno podłoga domu i fragment dziedzińca, ale co jest co?Wydaje się, że ta "drewniana podłoga" to miejsce gdzie był dziedziniec, a ten bruk to bruk podłogi domu. A która to jest ta "nabita podłużna deska" w miejscu dawnej belki podwalinowej? Przy lewej ścianie, czy po prawej? Bo logika nakazywałaby jej szukać jednak na skraju dziedzińca i podłogi chałupy.
Jejku, a mogliby dać rysunek i zaznaczyć gdzie co jest, bo opis też jest taki, że trudno wydedukać co gdzie jest. (powiększenie tablicy , powiększenie samego opisu)
W ogóle jeśli chodzi o tablicę informacyjną, to jest taka sobie... daliby mapkę z opisem, to by więcej powiedziało o tym jak wyglądał zamek, niż te kilka linijek tekstu. A skoro już udostępnili te bunkry, to mogliby parę słów o nich napisać, i że tu zaczynała się A-2 Stellung biegnącej wzdłuż Bzury i Rawki do Pilicy i dalej wzdłuż niej.
No dobra, obejrzeliśmy, schodzimy i jedziemy dalej.
Rynek (tablica informacyjna)
A to kościół Franciszkanów przy ulicy... klasztornej (historia klasztoru i kościoła - tablica 1, tablica 2)
Dzwonnika jak rakieta gotowa do startu
Potem myk do Biedronki po uzupełnienie zapasów wody, pieczywa, nabiału, owoców i wyrobów czekoladopodobnych... lavinka przy okaza zanabyła rękawiczki.
Gdy przejeżdżaliśmy obok targowiska zauważyliśmy że całe obklejone jest kartkami "zakaz handlu" i sto taki oto znak. Targowisko z zakazem handlu? Bo znak to tylko zakazuje układania jabłek, cytryn i kul armatnich w piramidki pod parasolem. Ale potem okazało się, że cała uliczka jest w znakach i napisach, ale pierwsze wrażenie było właśnie takie.
Potem cyklogrobbing, czyli mogiła zbiorowa z 1939. Boczne wejście jest bardzo wygodnie usytuowane tuż obok niej. Przy nim jest też trochę starych grobów, min. z ładnymi rzeźbami.
Jeszcze stopik przy pomniku na kirkucie.
I wyjeżdżamy z Wyszogrodu sensowną gruntówą nad Wisłą w kierunku Czerwińska. Pierwszy jar w skarpie Wisły udaje się pokonać ścieżką i kładką, które kiedyś odkryłem próbując znaleźć drogę do Czerwińska.
Za nim kapliczka na pocisku armatnim, która już też kiedyś była na blogu. Napis R. 1914 S 29 nadal pozostaje zagadką ;-)
Te łuski na dole są w miarę współczesne... tak przynajmniej wyszło nam, gdy przeanalizowaliśmy napisy.
Z dotarciem rowerem z Wyszogrodu do Czerwińska nad Wisłą jest pewien problem. Otóż można jechać drogą krajową nr 62... droga bez asfaltowego pobocza (choć w większości dałoby się je zrobić bez problemu), w miejscach gdzie przekracza jary jest kręta ze sporym spadkiem, a widok ograniczony, do tego koszmarny ruch w tym dużo TIRów (nawet w niedzielę)... a nasi kierowcy i ci zza wschodniej granicy jeżdżą jak jeżdżą. Wyprzedzają nas na zakrętach, na gazetę, o milimetry... spory procent jeździ za szybko, wyprzedzają inne samochody na podwójnej ciągłej itp. Najlepiej drogę ominąć ale...
Można próbować nad gruntówami nad Wisłą, za Wyszogrodem są znośne. Pierwszy jar przekraczamy rzeczoną ścieżką i kładką, ale przed drugim jarem musimy zjechać na krajówkę, a za jarem już ciągłości nie ma - czasem da się zjechać i chwilę pojechać gruntówą ale potem znów trzeba zjechać na krajówkę i nią rypać do Czerwińska.
A od północy żeby objechać to trzeba nadrobić dwa razy tyle drogi... przy wycieczce jednodniowej z Żyrka, kiedy i tak się robi zdrowo ponad stówę, te kilometry mają znaczenie.
Dlatego do tej pory nie dotarłem do Czerwińska i bardzo mnie męczył jego widok na mapie... tak blisko, a tak trudno dojechać. Dziś pojechaliśmy gruntówami nad Wisłą dokąd się da, a dalej krajówką (koszmar). Ale jest, w końcu udało się dotrzeć do Czerwińska!
Oczywiście główny punkt zwiedzania to bazylika.
Na dziedzińcu stoi Maryjka postawiona 8 grudnia 1915 "za ocalenie kościoła w d. 29 czerwca 1915 drugim roku Wojny Europejskiej"... . W Wikipedii o bitwie pod Przasnyszem można znaleźć mapkę przebiegu frontu na prawym brzegu Wisły, i okazuje się że na początku lipca front był daleko pod Płockiem... może rąbnęli się z datą i powinno być 29 lipca, co by jakoś pasowało (według mapki 22 lipca front przebiegał pod Wyszogrodem, a Rosjanie byli w trakcie Wielkiego Odwrotu).
No dobra, znalazłem w bibliotece cyfrowej (link) artykuł o sanktuarium i jest w nim, że 28 i 29 czerwca 1915 Niemcy zza Wisły ostrzeliwali Rosjan znajdujących się w klasztorze, ale mimo że w pobliżu spadło 39 pocisków, kościół ocalał... hmm wtedy Niemcy byli nie tylko za Wisłą, ale i za Bzurą. Nie znam się na artylerii, ale chyba mogli stamtąd ostrzeliwać Czerwińsk (jakieś 6km od frontu + odległość artylerii od frontu)... ale dlaczego tylko wtedy, a nie przez poprzednie pół roku? Może wtedy pod Kamionem ustawili te austro-węgierskie moździerze 235mm i przy okazji ostrzelali Czerwińsk? No cóż, każda odpowiedź rodzi kilka innych pytań, a z datami różnie to bywa, więc moim zdaniem obie opcje są możliwe, także ta że rąbnęli się z datami i ostrzelano klasztor 29 lipca zza Wisły (sprawdzić jeszcze kiedy Niemcy zajęli Czerwińsk).
Widok z dołu schodków.
Dwa nagie miecze, co to je otrzymaliśmy w darze od narodu niemieckiego... upamiętniają przeprawę wojsk Jagiełły pod Czerwińskiem w drodze na Grunwald (tutaj Długosz o przeprawie + kilka informacji). Drugi pomnik jest na placu Batorego (głaz narzutowy z tabliczką).
Anioł... napis pod nim prawie nieczytelny.
Jedziemy przez Czerwińsk.
Na Rynku (plac Batorego) odtworzono winkiel ratusza, a obok postawiono fontannę udającą studnię.
Tuż przed cmentarzem
Brama na cmentarz
Ta dzwonnica to pozostałość po kościele św. Wojciecha, który tu stał do XIX wieku (tabliczka informacyjna)
Mogiła zbiorowa z 1939
I takie tam...
Jedziemy dalej na wschód gruntówami nad Wisłą. Do Wychódźca jest w miarę sensownie.
Wilkówiec rondo
Tu był prom Wychódźc - Secymin (fotki z drugiej strony Wisły na blogu pocztówkowym), ale niestety już od dawna go nie ma. A szkoda, bo stąd byłby w miarę sensowy dojazd do Czerwińska.
Obok wodowskazów stoi kamerka napędzana panelami słonecznymi i wiatraczkiem. Dzisiaj tak pizgało (na szczęście głównie w plecy), że mieliśmy wrażenie że słup zaraz odleci z tym wiatraczkiem. A kamerka chyba po to, by wodowskazów nie zajumali.
- Wychódźc no z chałupy, jako i ja wychódźcę!
Zrobiliśmy skok w bok na północ z silnym bocznym wiatrem (uff) do kościółka w Chociszewie.
A Maryjka z 1863 roku
Żeby się nie wracać, przekroczyliśmy na chwilę krajówkę i korzystając z pasującego nam asfaltu podjechaliśmy kawałek na wschód pod Goławin i tam myk z powrotem nad Wisłę (znów boczny wiatr).
Nad Wisłę wbiliśmy się z powrotem w rejonie Miączynka. W ten sposób ominęliśmy kolejny jar... niby na jednej z map jest tam zaznaczona ścieżka, ale na innych mapach nic tam nie ma. Więc może by i się dało tamtędy przejechać, ale jak nie to byśmy musieli nadrabiać drogi i kombinować.
A tutaj nad samą Wisłą jest skrzynka z okazji słupka kilometrowego... tylko jak się dostać nad samą Wisłę? Pierwsza droga w dół skończyła się bramą. Druga sąsiednia, to samo... tam nas obszczekały psy, wyszedł pan i spytał czy chcemy się dostać nad Wisłę, a potem wskazał nam ścieżkę. A po chwili drugi pan wyszedł z sąsiedniego domu i powiedział że co będziemy szli do ścieżki, zebyśmy przeszli koło jego szopy.
Na miejscu okazało się że do skrzynki nadal 80m, nas zmęczył boczny wiatr, wracanie pod górę piaszczystą drogą, do tego nagle zaczął padać deszcz (na szczęście tylko trochę siąpił) i wyszło słońce, a w rejonie skrzynki stał wędkarz. Stwierdziliśmy że odpuścimy sobie skrzynkę, tylko zrobimy postój. Dopiliśmy resztkę kawy, przekąsiliśmy i wola walki wróciła. W międzyczasie chmura poszła dalej i przestało padać (dostaliśmy jej skrajem), słońce zaszło, a wędkarz poszedł dalej. Skrzynkę znaleźliśmy, ale znaku kilometrowego nie widzieliśmy (jako że kilometr na tabliczce był hasłem zaliczającym, to wyznaczyliśmy. go w inny sposób)
Niestety odcinek gruntówy do Smoszewa okazał się strasznym wertepem... najlepiej by było ten odcinek ominąć, tylko jak? A oto kapliczka pod cmentarzem.
A ten mural jest na hostelu w Smoszewie, a może obok niego.
Za Smoszewem kolejny koszmarny odcinek gruntówy i początkowo wydawało się że nie ma drogi przez jar... ale okazało się że jest, tylko nic nią chyba nie jeździ (poza rowerami, po drodze minęliśmy lokalnego rowerzystę, co nas upewniło że gdzieś tu musi być przejazd) i zmieniła się w ścieżynkę, którą po chwili namierzyliśmy. Potem kawałek płaski z lepszą gruntówą i znów jary, przez które była elegancka droga.
W rejonie wsi Mochty - Smok dwa mostki... tajemniczy zarośnięty i drugi ten, którym jechaliśmy. Przy okazji sprawdziliśmy że cegielnia nadal stoi, ale już do niej nie zjeżdżaliśmy bo nie mieliśmy czasu.
Dalej droga w miarę sensowna, kolejny jar na skraju ogródków działkowych.
Ale dalej im bliżej Zakroczymia tym gorsza droga i pogoda, aż władowaliśmy się w zakroczymskie jary z koszmarną gruntówą. Ach te zakroczymskie jary, kiedyś już dały nam w kość. Aż w końcu wyjechaliśmy na rynek w Zakroczymiu, wtedy już prawie regularnie padało. Ze względu na pogodę i ogólne zmęczenie nie szwendaliśmy się po mieście (które już kiedyś jako tako zwiedziliśmy), tylko rypnęliśmy prosto do Modlina na stację. Niestety nie zdążyliśmy na Elfa lotniskowego Lotnisko Modlin - Lotnisko Okęcie (tu zaczynał trasę, więc byłby raczej pusty), ale złapaliśmy jadącego 10 minut później Elfa z Ciechanowa... niestety jedna jedna jednostka i był dosyć zatłoczony. Na szczęście rowerzyści nie szukali miejsca rowerowego i wsiadali tam gdzie stali, na pomostach widzieliśmy ze trzy rowery, dlatego nie mieliśmy problemu z upchnięciem swoich rowerów.
Na Zachodniej przesiadka i złapaliśmy Impuls do Skierniewic. Skoro już przetestowaliśmy wcześniej zakątek dla rowerów na krańcu jednostki, teraz sprawdziliśmy ten w środku.
Zaczepy na rowery są tu inne - te na skraju są składane i nie podnoszą koła nad ziemię. Te są zamontowane na sztywno i podnoszą koło... lekki rower to spoko, ale obładowany sakwami się przewraca, więc zrezygnowaliśmy z zaczepu.
Drugi rower upchnęliśmy naprzeciwko pod blatem barowym.
Wszystkie zdjęcia w albumie na Picasie.
.
Kategoria weekendówki
- dystans 78.16 km
- 3.00 km terenu
- czas 04:47
- średnio 16.34 km/h
- rekord 38.70 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Akcja Jesień dzień 1: nad Wisłę
Sobota, 5 września 2015 · dodano: 07.09.2015 | Komentarze 10
Jako że w sierpniu było zdecydowanie za gorąco postanowiliśmy zbojkotować końcówkę lata i uznaliśmy że teraz jest już jesień, ło! Dzień co prawda jeszcze ciepły, słoneczny, ale temperatury znośne i sensowne w okolicach 20°C (a nie ponad 30°C w cieniu) a do tego wiaterek który chłodził i chmury które od czasu do czasu trochę cienia dawały... takie lato to mogłoby być, a nie ten sierpniowy piekarnik.Skoro więc zrobiło się znośnie, wybraliśmy się na weekendówkę. Pierwszy postój pod sklepem w Czerwonej Niwie by nabyć chlebek i drożdżówki, a pierwsza rozwałka w Kozłowie Biskupim pod kościołem.. Trafiliśmy idealnie, bo kościół był otwarty przed pogrzebem, więc mogliśmy zajrzeć do środka, a ludzie zaczęli się schodzić gdy my już się zbieraliśmy, więc mieliśmy spokój przy kawie i kanapkach.
Za Kozłowem wiatr zaczął się wzmagać, dziś miał być południowy ale potem przechodzący z S na SSW... a my jechaliśmy generalnie na WNW więc mieliśmy boczny i nam trochę przeszkadzał, w ogóle mieliśmy wrażenie że wieje bardziej z SW. Tak dojechaliśmy do Rybna, gdzie była kolejna rozwałka (mamy tam obczajone sympatyczne ławeczki rozwałkowe przy kwaterze z 1939, zaraz przy wejściu na cmentarz)
Pomnik w Rybnie z okresu międzywojennego. Identyczne tabliczki takie jak ta (powiększenie), widziałem w Łyszkowicach, Wysokim Kole i Grabowie nad Pilicą. Ten sam wzór, różnią się tylko przynitowanymi tabliczkami z nazwiskami... a jak poguglać, to można znaleźć jeszcze kilka.
Podjechaliśmy jeszcze pod pałac... brama zamknięta, ale właśnie wchodził pan na portiernię i wpuścił nas na teren, żebyśmy mogli fotnąć obiekt z bliska.
Polska w ruinie... za to po drugiej stronie drogi jest nowa siłownia plenerowa i właśnie buduje się boisko z bieżnią.
Za Rybnem w miarę z wiatrem, aż dojechaliśmy do wieży w Ruszkach.
Za każdym razem gdy tu jestem, mam wrażenie że jest więcej tablic informacyjno-edukacyjnych... obecnie są trzy. Oprócz ogólnej o atrakcjach gminy Młodzieszyn, też dwie o wieży i walkach pod Ruszkami w 1939 - jedna chyba już była (powiększenie), ale druga chyba jest nowa (powiększenie ogólne i samej relacji z bitwy)
Podjechaliśmy jeszcze za winkiel na cmentarz z I wojny
Z Rybna do Giżyc rypiemy znów z coraz silniejszym bocznym wiatrem. W temacie gmin... nic nowego nie zaliczamy, ale lubię takie stare witacze.
Mijamy Giżyce (nie zwiedzamy dziś, bo już kiedyś je sobie dokładnie obejrzeliśmy, a żadnych nowych skrzynek tu nie było) i wykręcamy tak że mamy wiatr tylno-boczny. Mijamy Iłów (też bez zwiedzania) i jedziemy na rozwałkę pod cmentarzem z I wojny. Przy okazji reaktywujemy tu skrzynkę.
Potem skok w bok na cmentarz w Oborach... jest on prawie identyczny jak ten pod Iłowem, tylko nie dorobiono schodków i jest bardziej zarośnięty
Mieliśmy dalej się wbić w gruntówy i poszukać cmentarzy olęderskich, jednak gdy skończył się bruk, droga stała się tak piaszczysta że musieliśmy prowadzić rowery, więc sobie tym razem odpuściliśmy. Wrócimy może z lżejszymi rowerami jakąś wiosną, gdy drogi nie będą tak wysuszone.
Ale żeby nie było, i tak zahaczyliśmy o cmentarz olęderski w Ładach. W zasadzie opis stąd się zgadza, poza tym że jednak parę nagrobków jest zachowanych. Jest kilka rozbitych, jeden z resztkami zdobień i trzy tablice z dobrze zachowanymi inskrypcjami (tylko oczyścić z mchu).
Krzyż przy drodze... na pniaczku
No i w końcu docieramy nad Wisłę w rejonie Kępy Sempławskiej. Jest to wyspa na Wiśle i dostęp na nią jest poprzez groblę, jednak da się przejść przez nią gdy poziom w Wiśle jest poniżej 3 metrów, zwłaszcza że grobla jest poważnie uszkodzona. My skorzystaliśmy z rekordowo niskiego stanu (235 cm) i bez problemu przeszliśmy przez groblę.
Uszkodzony fragment
Na wyspie jest skrzynka. Jednak droga na wprost nie jest najlepsza, poprzedni zdobywcy piszą o przedzieraniu się przez krzaki, osty o wysokości 2m itp. My postanowiliśmy znów wykorzystać niski stan wody i obejść wyspę brzegiem dookoła. Niestety brzed wyspy okazał się wysoki i stromy i u jego podnóża był czasami wąski pasek plaży, a czasami nie. Jednak na skraju wyspy rosły głównie trawy (a nie jakieś pokrzywy, osty, czy inne jeżyny), przez które były wydeptane zwierzęce ścieżki, toteż mimo wszystko trasa naokoło okazała się optymalna, mimo że dwa razy dłuższa od tej na azymut.
A to druga, mniejsza grobla po drodze.
Dotarliśmy do łachy przy głównym korycie Wisły... bardzo malownicze miejsce i mieliśmy nadzieję zanocować w tym miejscu, niestety przez brak dookoła wyspy nie mogliśmy tu przepchnąć rowerów, toteż musieliśmy zrezygnować z tej koncepcji. Minęliśmy winkiel wyspy, skręcamy w lewo i idziemy w kierunku skrzynki... po chwili jednak łacha się kończy i musimy znów wejść w trawy na wyspie.
A oto i cel... słup wysokiego napięcia, a obok niego wielkie, betonowe konstrukcje zabezpieczające przed krą.
Jest i skrzynka. Ogólnie czytając logi to w porównaniu z poprzednikami mieliśmy lajcik - przeprawiliśmy się suchą groblą (niektórzy przez uszkodzony fragment musieli brodzić po kolana), marszem naokoło wyspy ominęliśmy prawdziwą dżunglę w jej środku, odpadło też żmudne odkopywanie skrzynki... poprzednik który był 1 3/4 roku po wcześniejszej ekipie, musiał się przebić przez darń i korzenie krzaczka który wyrósł przy skrzynce, a tu się okazało że kilka dni temu założyciel był i świeżo przekopał się do skrzynki ;-)
No i droga powrotna, do grobli dotarliśmy o zachodzie słońca.
Zdecydowaliśmy się na nocleg na plaży przy grobli. ślady ognisk i trochę śmieci świadczyło że miejsce jest uczęszczane przez lokalsów, ale na szczęście nikt się do tej pory nie pojawił, więc mieliśmy nadzieję że po nocy już nikt nie przybędzie.
Zapodaję jeszcze poranne fotki z biwaku... oczywiście mieliśmy po nim sporo piachu w różnych miejscach (np. w kubku od termosu, kieszeniach itp), ale to i tak pikuś w porównianiu z parodniową wędrówką plażą. To był raczej taki przedsmak :-)
Rozbiliśmy się w zaroślach, a nie na piasku, żeby nie spać pod linią wysokiego napięcia.
Jeszcze nie wiem co to za zielsko, ale w wolnej chwili sprawdzę :-)
Edit: no dobra, zidentyfikowałem to zielsko, jest to łączeń baldaszkowy, w kontekście krów które rano wyszły na brzeg Wisły, mogła to być zła wróżba, dlatego szybko się zwinęliśmy o poranku (więcej o tym zielsku na blogu pocztówkowym)
Galeria na Picasie - tutaj więcej zdjęć z weekendówki
.
Kategoria weekendówki, mazowieckie
- dystans 106.61 km
- 12.50 km terenu
- czas 06:53
- średnio 15.49 km/h
- rekord 29.20 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Cyklogrobbing wrześnowy #2 - dzień SE pod wiatr
Niedziela, 14 września 2014 · dodano: 17.09.2014 | Komentarze 8
Zieeew...Poranek zaczynamy od cmentarza z I wojny, który jest po drugiej stronie drogi leśnej.
A potem jedziemy na cmentarz parafialny, gdzie jest kwatera wojenna z 1939... i orzełek dla wariaga ;-)
Jest też drewniana kaplica
Potem jeszcze myk na plac do sklepu uzupełnić wodę... przy okazji nabyłem ciasteczka na wagę, jedne okazały się tak pyszne że skończyły się przy następnej skrzynce i żałowałem że nie kupiłem więcej...
Brzozów Stary - kościół... z gigantycznymi przyporami
A na cmentarzu nie tylko kwatera z 1939, ale też grób Cichociemnych
Giżyce - cmentarz
Pod kościołem okazało się że jest jakiś odpust, a może z okazji dożynek te stragany? Dobrze się złożyło, bo lavince zapodziała się chusta na głowę (później okazało się, że zwinęliśmy ze śpiworem), więc tu nabyła jasną bandamę, bo słońce strasznie już przygrzewało.
Jedziemy da lasów młodzieskich, a po drodze kolejne pamiątki 1939ego, ot krzyż przydrożny z taką tabliczką.
I cmentarz w Starych Budach.
A w drodze do kolejnego cmentarza zaliczyliśmy premię górską i zdobyliśmy Górę Kornatę... a potem piochy, piochy i wreszcie leśny cmentarz.
Do kolejnego cmentarza, trzeba było jechać takimi oto dróżkami.
Gdy tu dotarliśmy skwar się zrobił nieznośny, więc zrobiliśmy sobie większą rozwałkę z kawą mrożoną z termosu i kanapkami i spędziliśmy tutaj dobrą godzinę. A miejsce malownicze, w środku lasu, na wydmie. Kiedyś się tego cmentarza naszukałem (ale znalazłem), bo miałem niezbyt dokładną mapę, a cmentarz był źle zaznaczony.
Młodzieszyn, miejsce pamięci w dzwonnicy.
Juliopol... Jadąc na weekend wiedzieliśmy że większość FTFów jest wygarnięta, tylko nie zalogowana, ale liczyliśmy że kilka uda się zgarnąć. Jednak na naszej trasie do tego miejsca wszystko wyczyszczone (za to mamy cały wór STFów), a w trzech następnych FTFy padły dopiero dzisaj, więc niewiele się spóźniliśmy.
Jednak przy tej skrzynce udało nam się zdobyć honorowy certyfikat pierwszego znalazcy Co ciekawe, chyba nie byliśmy pierwszą ekipą przy krzynce, bo były wyraźne ślady szukania, ale skrzynka dobrze ukryta i sam się sporo naszukałem nim ją znalazłem.
Mistrzewice
Most Witkowicach...skrzynki nie szukamy, bo kiedyś ją znaleźliśmy, zresztą za dużo tu ludzi.
Kamion, pierwsza wzmianka o wsi jest już z 1065 roku... Zacznę od kościola (jednak co źródło, to inne informacje) - wzmianka o pierwszym, drewnianym jest z 1345 lub 1486 roku (zależnie od źrdła), kolejne kościoły budowano w 1670, 1841 (według innego źródła, przeszedł wtedy gruntowny remont)... kościół spłonął w 1915 gdy Kamion był na linii frontu, odbudowano w 1918 (drewniany), a obecny w 1978.
A teraz Kamień św. Jacka - legenda głosi, że św. Jacek Odrowąż (wiki), zmierzając do Wyszogrodu nie mógł znaleźć żadnej łodzi do przeprawy przez wezbraną Wisłę, naznaczył więc rzekę znakiem krzyża i zaczął chodzić po wodzie. Jednak towarzyszący mu bracia obawiali się pójść w jego ślady, więc św. Jacek rozłożył swój płaszcz na wodzie i w nim przeprawili się bracia.(nie wiem czy w sensie, że zakonni, czy bracia św. Jacka).
Natomiast na kamieniu ponoć odpoczywał i odcisnął ślad swojej stopy... aczkolwiek są też podania, że to stópka Matki Boskiej (a to pewnie stąd, że ponoć nim obudowano go kapliczką, kamień stanowił podstawę pod figurę Matki Boskiej).
Jedziemy jeszcze kawałek na północ, do pozostałości po drewnianym moście do Wyszogrodu... Teraz żeby się przeprawić trzeba pojechać na zachód do nowego mostu, pożyczyć płaszcz od św. Jacka, albo... my chcieliśmy się zabrać ze ścigaczem KU-30 (link), ale był on pod obstrzałem i nie mógł się zatrzymać.
Zawróciliśmy więc na południe i po drugiej stronie Bzury, w Brochowie odwiedziliśmy dawny cmentarz wojenny.
Dawny, bo zwłoki przeniesiono w 1952 na cmentarz wojenny w Sochaczewie... ale ekshumacja była niezbyt dokładna, część ciał zostało i te przeniesiono na cmentarz parafialny w Brochowie i tak powstała tamtejsza kwatera wojenna.
Dalej zdjęć nie ma, a poza tym stała trasa znad Bzury... dobrze że wiatr prawie ustał.
A zdjęcia do obejrzenia w albumie na Picasie
Kategoria >100, mazowieckie, weekendówki
- dystans 128.66 km
- 6.00 km terenu
- czas 07:19
- średnio 17.58 km/h
- rekord 34.30 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Cyklogrobbing wrześniowy #2 - dzień NW z wiatrem
Sobota, 13 września 2014 · dodano: 16.09.2014 | Komentarze 3
Korzystając z ładnej pogody, wolnego weekendu i tego że ostatnio pojawiło się sporo skrzynek dotyczącyh cmentarzy z wrześia 1939, ruszyliśmy za Bzurę.Ale pierwszy odwiedzony cmentarz był z 1915 nad Rawką.
Ale po drugiej stronie Rawki za to kwatera wojenna z 1939 i pierwsza skrzynka na trasie.
A po drodze...
W Kompinie przekraczamy Bzurę i jedziemy na cmentarz... który był na blogu w zeszłym miesiącu
A potem objeżdżamy Łowicz północnym skrajem, odwiedzamy kolejny klimatyczny mostek na Bzurze i pierwszy na świecie stalowy most spawany (na Słudwi)
A następnie zwiedzamy skansen w Maurzycach... tu spędzamy duuużo czasu i na koniec robimy rozwałkę w cieniu z kawą mrożoną. Bo zrobiło się strasznie gorąco i nam trochę w czasie zwiedzania przygrzało.
Lecimy szosą główną na zachód do Zdun, a tam kwatera wojenna, klimatycznie zieleniejący kościół neogotycki i wbijamy się w boczną drogę na północ.
W Borowie Kościelnym zaczynamy od pomnika, potem oglądamy popadające w ruinę przytulisko (miejscowa kobita się dziwowała że nam się podoba ten budynek "Taaa, najpiękniejszy w całej wsi..."), a na koniec kościół, plebanię i chrzcielnice.
A Luszyn? okazał się najciekawszą miejscowością którą odwiedziliśmy na trasie (spośród tych w których wcześniej nie byliśmy) - wjeżdżamy, a tu kościółek... i to nie byle jaki, tylko renesansowy (czy też jak to piszą gotycko-renesansowy, bo nasze okresowo renesansowe kościółki mocno architektonicznie w gotyku siedziały).
Po chwili zwiedzania i focenia jakiś pan powiedział że jest otwarty i możemy zwiedzić. No to weszliśmy przez zakrystię, zwiedzamy aż nagle słyszymy "Czy młodzi są jeszcze?" - to ksiądz przyszedł i zaczął opowiadać o kościele, a na koniec otrzymaliśmy błogosławieństwo (rowery też) - myśleliśmy że weźmie kropidło i pokropi, ale tylko go dotknął (chyba mają tu jakieś wi-fi do błogosławieństwa)... zacytuję jeszcze komentarz lavinki po tym wszystkim "Czym to się zmywa? Siarką?"
Jedziemy dalej, a tu pałac, gorzelnia, cmentarz z I wojny...
Aż wreszcie cmentarzyk parafialny (a tam na jednym z grobów spore gniazdo os czy pszczół!), kwatera wojenna z 1939, no i skrzynka.
Ale to nie koniec atrakcji Luszyna. Na dróżce przy cmentarzu nowy asfalt, a że z mapy wynika że biegnie do Kiernozi, postanowiliśmy zaryzykować i nie wracać do głównej. A tu po jakimś czasie nawierzchnia się zmienia na... również utwardzoną, ale tym razem kocimi łbami. Tak więc dotelepaliśmy się do asfaltu na Kiernozię spory kawałek tą starą drogą pałacowo-dworską.
W Kiernozi najpierw podjechaliśmy pod kościół odwiedzić panią Walewską (krypta "zamknięta" tylko przywalonym kawałkiem betonu), marudziła że jej tabliczkę wymieniono na mniej klimatyczną (tutaj jest stara: link). Potem pod pałac. A na koniec na cmentarz wojenny.
No to myk na Osmolin - wizyta pod kościółkiem i na cmentarz na mogiłę. Obok mogiła dzieci zabitych przez bombę :-( po obliczeniach otrzymujemy współrzędne miejsca gdzie spadła ta bomba i tam jest skrzynka. A poza tym nastała noc.
Następna miejscowość, kwatera wojenna i skrzynka - Słubice. Ponadto paskudnyy cpr (ciąg pieszo-rowerowy), ile razy przejechaliśmy nieprzepisowo nie zsiadając z roweru, to nie zliczę.
No i Sanniki... ostatni cmentarz, ostatnia skrzynkach, a wszytko przy głośnych wyrobach muzykopodobnych spod remizy gdzie odbywała się impreza dożynkowa.
Ostatnia prosta do Iłowa i wbijamy się do lasu na nocleg.
C.d.n. (a więcej zdjęć na Picasie)
Dobranoc
Kategoria >100, łódzkie, mazowieckie, weekendówki
- dystans 61.53 km
- 11.00 km terenu
- czas 04:07
- średnio 14.95 km/h
- rekord 38.70 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Azoty Puławy - Twierdza Dęblin
Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 18.09.2014 | Komentarze 0
chwilowo nie mam czasu zrobić relacji... może później Kategoria weekendówki, lubelskie
- dystans 61.58 km
- 6.00 km terenu
- czas 03:48
- średnio 16.21 km/h
- rekord 40.70 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Twierdza Dęblin - Azoty Puławy
Sobota, 6 września 2014 · dodano: 18.09.2014 | Komentarze 0
chwilowo nie mam czasu zrobić relacji... może później Kategoria lubelskie, mazowieckie, weekendówki
- dystans 83.27 km
- 9.70 km terenu
- czas 05:12
- średnio 16.01 km/h
- rekord 41.40 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Z wiatrem do Mławy 2: śladami bitwy pod M.
Niedziela, 6 lipca 2014 · dodano: 10.07.2014 | Komentarze 9
Rano zbieraliśmy się dosyć powoli... pewnie dlatego że wczoraj spory dystans, a w nocy średnio się spało z powodu duchoty. Ale w końcu ruszyliśmy. Jak już wspomniałem, spaliśmy w lesie pod Chraponiem.TRASA
Dzie jadą? Czego chcą?
Można też zinterpretować nazwę oddziecięco
Daleko nie odjechaliśmy, a lavinka już zakłada skrzynkę w opuszczonym gospodarstwie
Klasztor w Ratowie
Pączek niestety tylko wirtualny :-( Ale za to wczoraj były całkiem realne jagodzianki :-)
Szreńsk, mały postój pod sklepem, by uzupełnić wodę, nabyć chleb, mleko czekoladowe... ale na ławce oblazły nas mrówki. A poza tym kościół i ruiny zamku (przy nich rozwałka połączona z kawą, kanapkami i szukaniem skrzynki).
Za Szreńskiem odnotowaliśmy pewien przychód... niwielki, ale zawsze coś
Jedziemy niespiesznie do przodu... niestety w większości jest słońce. Jedziemy przez dosyć skomplikowane wioski - mianowicie po kilka ulic i trzeba trochę na czuja skręcać, muszę więc pilnować mapy i nie dać zagadać się lavince, ale udaje się jakoś pojechać bezbłędnie. Po drodze krajobrazowo przyjemnie - pola na lekko już falującym terenie, jakieś kapliczki (jedna z 1915 - klik w obrazek by zobaczyć drugi napis), gorzelnie (to białe) itp.
Po drodze musimy sobie zrobić kolejną większą rozwałkę w jakimś lasku, bo upał daje się we znaki... a huann esemesował o jakimś piekącym się byku. Tutaj piecze się meteor2017 i lavinka.
W końcu wbijamy się w las pod Iłowem, przekraczamy granicę województwa, przejeżdżamy przy nadleśnictwie Dwukoły... swóją drogą, ponoć w tym lesie niejaki Mansfeld (pruski leśnik) wprowadził nową metodę zalezienia - młode drzewa sadził on w kręgi o promieniu kilkudziesięciu metrów, natomiast środek obszaru miał zalesiać się sam. Takie miejsca nazywa się teraz gniazdami Mansfelda (info za wiki) niestety nie mieliśmy okazji ich poszukać
Wjeżdżamy do Iłowa... a tu witają nas ceglane domki... robotnicze? kolejowe? przy uliczkach Lipowej i Akacyjnej (zobacz na Google Street View).
Naprzeciwko większy budynek (fabryczny?) w którym w czasie II wojny mieścił się obóz przejściowy, oraz dla dzieci), aktualnie przerabiany na lofty, poza tym w okolicy torów jeszcze kilka czerwoniaków.
Przy torach jeszcze lokomotywa Ty45, obok strażnica kolejowa z IIWŚ, a dalej wieża ciśnień z 1910 roku.
Stąd ruszamy na SE do Mławy... ale wcześniej wjeżdżamy w las i mamy podjazd do cmentarza w Mławce. Odcinek pod górę w taki upał (dobrze że w lesie) zmordował lavinkę i padła, dlatego sam idę w las i schodzę ze skarpy szukać skrzynki bez GiePSa. Bez szans. Wracam po lavinkę, która odsapnęła i z jej sprzętem namierzamy skrzynkę... pudełko i fanty rozrzucone dookoła, pozbieraliśmy więc, przeserwisowaliśmy, daliśmy nowy logbook (starego nie znaleźliśmy) i zakopaliśmy z powrotem. W ogóle skrzynka nie miała znalezienia od 2 3/4 roku i jedno nieznalezienie, tak więc udało nam się ją odczarować.
A cmentarz żołnierzy niemieckich, częściowo z I wojny, ale rozbudowany o część z II wojny... trochę mi się kojarzy z Joachimowem-Mogiły, krzyże natomiast z cmentarzem w Modlinie.
W międzyczasie naszły chmury dalej widać było czarne chmury burzowe i z daleko słychać było grzmoty. Uciekamy przed nimi do Małwy i przekraczamy odwieczną granicę Mazowsza. Mława była mazowiecka, a Iłowo krzyżackie (a potem pruskie)... chwilowo po zaborach obie miejscowości były w Prusach, ale potem była tu granica między Prusami a Księstwem Warszawskim, potem Królestwem Polskim (czyli prusko rosyjska). Po I wojnie Iłowo, Działdowo i okolice zostały Włączone do II RP bez plebiscytu.
Myk na dworzec kupić bilet na pociąg za 3,5 godziny (skoro już się ustaliło kiedy i skąd jedziemy)... burze rozeszły się po bokach, więc my myk na bunkry. Po drodze przecięliśmy tory kolejki wąskotorowej (nieczynnej i zarośniętej), oraz obadaliśmy infrastrukturę rowerową Mławy... mamy to pasy rowerowe po polsku... Z KOSTKI!
Poza tym, wbiliśmy się w Aleję Marszałkowską, która chyba docelowo ma być dopełnieniem obwodnicy, czyli omijajjącym centrum zjazdem z DK 7 na szosy do Iłowa/Działdowa i na Żuromin... tyle że nie ma na razie połączenia z nimi. Coś się buduje, jakieś wiadukty nad torami (w Mławie, i po drodze na Iłowo), to może połączą.
Aha, na DDRce zalega pioch... myśleliśmy że dopiero skończyli budowę, ale że miejscami skrajna część zdrowo zarasta zielskiem w szczelinach kostki, to wydaje się że to raczej z sypania zimą jeszcze nie zmietli. Poza tym z jednej strony drogi jest chodzik, a z drugiej nie ma bo jest DDR... co lepsze w ostatniej części jest tylko śmieszka, a chodnika nie ma wcale! Więc którędy mają chodzić piesi, jak nie DDRką? Zjazdu na szosę w miejscu gdzie odbija na DK 7, oczywiście nie, a do tego rów utrudnia przebicie się... więc musieliśmy pojechać jeszcze kawałek i się cofnąć... no bo rowerzyści nie jeżdżą "siódemką", a że oprócz nas wjeżdżał na nią jakiś lokals, tyle że w drugą stronę, to pikuś.
Jedyny plus, to że pomyśleli o lampach nad śmieszką i chodnikiem, bo oświetlone drogi + długie cienie bywają czasem dosyć upierdliwe w takich miejscach.
A wbić na DK 7 nie jest łatwo, bo zaczęły się powroty z weekendu i z północy dłuuugie sznury samochodów, które trzeba przeczekać. Kawałek jedziemy siódemką, jest co prawda asfaltowe pobocze szerokości pasa rowerowego (z wyjątkiem miejsc gdzie są pasy do skręcania), ale niektórym idiotom tak się spieszy, że wyprzedzają całą kolumnę samochodów... niedługo potem jechała karetka na sygnale, jakoś nas to wcale nie zdziwiło.
A w siódemkę się wbiliśmy żeby dojechać do Żulinka (gmina Wieczfnia Kościelna), gdzie jest Pomnik Piechura, Mauzoleum Żołnierzy Września i bar Wiarus. Bar zamknięty, a poza tym zaczęło padać, więc tylko wyjąłem skrzynkę z lufy armaty i myk do opuszczonego baru. Trochę padało z chmury która mijała nas z lewej, ale tylko skrajem zahaczyła, więc wkrótce przeszło, akurat się posililiśmy,
Odkładanie skrzynki było gorsze, bo lufa była mokra.
Potem kontynuujemy zwiedzanie... jest tu jeszcze jeden uszkodzony bunkier (tradytor dwustronny, czyli do prowadzenie ognia bocznego z 2 ckm-ów), przerobiony na pomnik... z jednej strony mapka walk w rejonie Mławy, z drugiej tablice z listą poległych.
Jedziemy jeszcze kawałek siódemką i skok w bok w gruntówę na bunkry (odwiedziliśmy same tradytory, dwu lub jednostronne, w rejonie Mławy tworzyły solidny punkt oporu ( link)
Kolejny bunkier stanowił punkt obserwacyjny bocianów... kilka usiadło na nim, kolejne pasły się na łące, pojedyńcze latały. W sumie jakieś 10-11. Wokół bunkra resztki transzei (doskonale też widoczne na m apie satelitarnej), prawdopodobnie wykopane na inscenizację bitwy pod Mławą, która tu się odbywa.
Ogólnie te kwietne łąki były cudowne... jak byśmy tu byli miesiąc, a może pół wcześniej, byłoby jeszcze ładniej.
Gdzieś przy dróżce zauważam głaz będący zapewne fragmentem jakiegoś bunkra.
Być może z tego w tych krzakach na fotce poniżej, albo innego który jest gdzieś w lesie za plecami.
Jeszcze jeden bunkier oglądamy z bliska (tradytor jednostronny tym razem) i koniec na dzisiaj... przeprowadzam atak ręczny przez otwór do obrony wejścia, powyżej jest otwór kominkowy (od piecyka).
A za lasem mogiła żołnierzy z 1939
Mieliśmy jeszcze w planach kilka skrzynek pod Mławą w ciekawych miejscach, ale już był czas powoli zwijać się na pociąg. Przycieliśmy więc na Mławę, przebiliśmy się z jeszcze większym trudem przez DK 7, tym razem sznury samochodów się nie kończyły wcale (trzeba było złapać jakąś większą szczelinę, na szczęście ze względu na wysepki samochody musiały nieco zwalniać), szybka skrzynka przy okazałej kaplicy na cmentarzu, fotostop przy kopcu powstańców styczniowych i jesteśmy na stacji Mława Miasto mając sporo zapasu do pociągu.
Przyjechał Elf... niestety w Elfach jest mały zakątek na rowery, a jechała nim z Działbowa rowerowa grupa ponad 20 osób, w związku z tym rowery były wszędzie. Nasze upchnęliśmy na pustym pomoście ustawiając tak żeby ciut ponad pół wejścia było drożne i dało się przejść do przedziału.
A najlepsze było to, że w grupie tej spotkaliśmy koleżankę Magdę! Czas minął nam miło na rozmowie, ludzie dosiadali ale na szczęście pociąg nie był naładowany jak ten z Radomia którym wracaliśmy ze świętokrzyskiej wycieczki, ludzi było mniej więcej tyle co miejsc siedzących, może ciut więcej.
Na koniec przesiadka za Zachodniej, przejście z peronu 8 (który dawniej był osobnym przystankiem Warszawa Wola) na peron 3 i w pociąg do domu.
Wszystkie zdjęcia na Picasie:
- album meteora2017
- album lavinki
Kategoria mazowieckie, weekendówki, warmińsko-mazurskie