teczka bikera meteor2017
Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113060.45 km z czego 16358.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/hmeteor2017 bs-profil
Poczet rowerów
Jakieś tam wykresy
Kalendarium
- 2025, Styczeń4 - 21
- 2024, Grudzień18 - 61
- 2024, Listopad13 - 25
- 2024, Październik22 - 58
- 2024, Wrzesień16 - 36
- 2024, Sierpień9 - 19
- 2024, Lipiec12 - 32
- 2024, Czerwiec18 - 74
- 2024, Maj12 - 44
- 2024, Kwiecień15 - 56
- 2024, Marzec15 - 43
- 2024, Luty8 - 35
- 2024, Styczeń5 - 14
- 2023, Grudzień9 - 41
- 2023, Listopad10 - 43
- 2023, Październik22 - 106
- 2023, Wrzesień21 - 102
- 2023, Sierpień18 - 81
- 2023, Lipiec14 - 47
- 2023, Czerwiec19 - 74
- 2023, Maj28 - 100
- 2023, Kwiecień23 - 127
- 2023, Marzec16 - 87
- 2023, Luty19 - 99
- 2023, Styczeń17 - 91
- 2022, Grudzień18 - 113
- 2022, Listopad26 - 112
- 2022, Październik31 - 91
- 2022, Wrzesień30 - 114
- 2022, Sierpień22 - 95
- 2022, Lipiec26 - 104
- 2022, Czerwiec30 - 68
- 2022, Maj34 - 136
- 2022, Kwiecień23 - 78
- 2022, Marzec25 - 91
- 2022, Luty20 - 88
- 2022, Styczeń25 - 123
- 2021, Grudzień15 - 110
- 2021, Listopad21 - 64
- 2021, Październik22 - 105
- 2021, Wrzesień18 - 86
- 2021, Sierpień18 - 110
- 2021, Lipiec13 - 62
- 2021, Czerwiec16 - 78
- 2021, Maj23 - 95
- 2021, Kwiecień22 - 124
- 2021, Marzec19 - 95
- 2021, Luty10 - 38
- 2021, Styczeń14 - 63
- 2020, Grudzień15 - 27
- 2020, Listopad15 - 17
- 2020, Październik23 - 19
- 2020, Wrzesień21 - 77
- 2020, Sierpień16 - 82
- 2020, Lipiec18 - 77
- 2020, Czerwiec21 - 84
- 2020, Maj25 - 102
- 2020, Kwiecień28 - 220
- 2020, Marzec27 - 77
- 2020, Luty18 - 40
- 2020, Styczeń9 - 11
- 2019, Grudzień13 - 15
- 2019, Listopad13 - 12
- 2019, Październik22 - 47
- 2019, Wrzesień21 - 46
- 2019, Sierpień21 - 19
- 2019, Lipiec26 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 17
- 2019, Maj35 - 48
- 2019, Kwiecień34 - 40
- 2019, Marzec34 - 49
- 2019, Luty29 - 44
- 2019, Styczeń36 - 162
- 2018, Grudzień16 - 22
- 2018, Listopad23 - 5
- 2018, Październik25 - 20
- 2018, Wrzesień21 - 24
- 2018, Sierpień25 - 57
- 2018, Lipiec26 - 59
- 2018, Czerwiec16 - 44
- 2018, Maj20 - 32
- 2018, Kwiecień23 - 66
- 2018, Marzec23 - 66
- 2018, Luty20 - 87
- 2018, Styczeń15 - 74
- 2017, Grudzień19 - 111
- 2017, Listopad12 - 46
- 2017, Październik24 - 49
- 2017, Wrzesień22 - 82
- 2017, Sierpień22 - 64
- 2017, Lipiec19 - 45
- 2017, Czerwiec21 - 60
- 2017, Maj24 - 171
- 2017, Kwiecień20 - 165
- 2017, Marzec17 - 73
- 2017, Luty11 - 46
- 2017, Styczeń17 - 84
- 2016, Grudzień14 - 48
- 2016, Listopad26 - 129
- 2016, Październik20 - 117
- 2016, Wrzesień26 - 103
- 2016, Sierpień37 - 179
- 2016, Lipiec32 - 278
- 2016, Czerwiec30 - 102
- 2016, Maj36 - 127
- 2016, Kwiecień36 - 139
- 2016, Marzec41 - 173
- 2016, Luty31 - 116
- 2016, Styczeń28 - 180
- 2015, Grudzień16 - 118
- 2015, Listopad21 - 82
- 2015, Październik32 - 98
- 2015, Wrzesień21 - 109
- 2015, Sierpień7 - 29
- 2015, Lipiec27 - 86
- 2015, Czerwiec32 - 71
- 2015, Maj25 - 168
- 2015, Kwiecień17 - 113
- 2015, Marzec16 - 88
- 2015, Luty9 - 90
- 2015, Styczeń4 - 22
- 2014, Grudzień19 - 192
- 2014, Listopad18 - 87
- 2014, Październik12 - 96
- 2014, Wrzesień20 - 85
- 2014, Sierpień13 - 26
- 2014, Lipiec12 - 78
- 2014, Czerwiec17 - 89
- 2014, Maj27 - 122
- 2014, Kwiecień17 - 122
- 2014, Marzec9 - 85
- 2014, Luty7 - 69
- 2014, Styczeń5 - 53
- 2013, Grudzień17 - 187
- 2013, Listopad15 - 117
- 2013, Październik20 - 137
- 2013, Wrzesień18 - 162
- 2013, Sierpień16 - 74
- 2013, Lipiec4 - 20
- 2013, Czerwiec12 - 98
- 2013, Maj15 - 55
- 2013, Kwiecień8 - 76
- 2013, Marzec8 - 100
- 2013, Luty5 - 56
- 2013, Styczeń7 - 147
- 2012, Grudzień5 - 38
- 2012, Listopad5 - 127
- 2012, Październik4 - 23
- 2012, Wrzesień4 - 27
- 2012, Sierpień10 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec6 - 31
- 2012, Maj17 - 116
- 2012, Kwiecień19 - 106
- 2012, Marzec12 - 79
- 2012, Luty4 - 21
- 2012, Styczeń3 - 37
- 2011, Grudzień3 - 31
- 2011, Listopad13 - 135
- 2011, Październik15 - 121
- 2011, Wrzesień15 - 26
- 2011, Sierpień6 - 9
- 2011, Lipiec14 - 2
- 2011, Czerwiec13 - 83
- 2011, Maj12 - 78
- 2011, Kwiecień9 - 35
- 2011, Marzec2 - 3
- 2010, Listopad1 - 1
- 2010, Październik13 - 14
- 2010, Wrzesień4 - 9
- 2010, Sierpień3 - 3
- 2010, Lipiec6 - 4
- 2010, Czerwiec7 - 3
- 2010, Maj8 - 5
- 2010, Kwiecień9 - 10
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Grudzień7 - 13
- 2009, Listopad8 - 16
- 2009, Październik11 - 5
- 2009, Wrzesień19 - 21
- 2009, Sierpień18 - 14
- 2009, Lipiec25 - 11
- 2009, Czerwiec7 - 16
- 2009, Maj5 - 12
- 2009, Kwiecień10 - 22
- 2009, Marzec10 - 10
- 2009, Luty5 - 0
- 2009, Styczeń5 - 12
Wpisy archiwalne w kategorii
weekendówki
Dystans całkowity: | 5946.00 km (w terenie 816.45 km; 13.73%) |
Czas w ruchu: | 361:15 |
Średnia prędkość: | 16.45 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.30 km/h |
Suma podjazdów: | 550 m |
Liczba aktywności: | 84 |
Średnio na aktywność: | 70.79 km i 4h 21m |
Więcej statystyk |
- dystans 146.73 km
- 17.70 km terenu
- czas 07:47
- średnio 18.85 km/h
- rekord 36.60 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Z wiatrem do Mławy 1: na północ ile się da
Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 4
Postanowiliśmy na weekend ruszyć z wiatrem... w sobotę był silne wiatr SE, więc ruszyliśmy na NW... a w zasadzie NNW, przy czym końcówka była N nawet z leciutkim odbiciem na E. Niestety dzień był upalny i dużo słońca... ufff jak gorąco.TRASA
Pobudka skoroświt, chcieliśmy wyjechać o 7:00 i na tę godzinę umówiliśmy się z Werroną, ale mieliśmy obsuwę. Ja jeszcze skoczyłem na rynek po chleb, bułki i jagodzianki, a spod bloku wyruszyliśmy w końcu ok. 7:30. Z wiatrem po prostu lecieliśmy i nie wiadomo kiedy dojechaliśmy do Szczytna... a mieliśmy tylko do Mławy ;-)
Cięliśmy tylko z małymi postojami, aż końcu przejechaliśmy przez Wisłę i w Wyszogrodzie zrobiliśmy sobie pierwszą większą rozwałkę w miejscu starego mostu...kanapki (z dżemem wiśniowym i serkiem kanapkowym), kawa mrożona, a ja jagodziankę (lavinka twierdzi że dla niej za słodkie).
W Wyszogrodzie lavinka zaczyna zaliczać nowe gminy (ja mam jeszcze dwie wcześniej odwiedzone), zaczynamy też zwiedzanie... zaraz za Wyszogrodem Rębowo - kościół, obok nagrobek sędziego i pomnik ogólnowojenny (klik w pomnik i grób, by zobaczyć powiększenie tabliczek)
Kolejny fotostop pod kościołem w Orszymowie
Za Wilkanowem lądujemy na bruku... robimy sobie też większą rozwałkę w cieniu pod lasem.
Jak naszły chmury, ruszyliśmy dalej... jedziemy, jedziemy, słońce niestety znów wychodzi zza chmur, a tu nagle lavinka wypatrzyła gdzieś na polach ceglanych spichlerz. No to skok w bok do niego.
Słońce przygrzewa coraz bardziej, bo chmury gdzieś sobie poszły, jedziemy terenem lekko wzgórzowym... te podjazdy i skwar (bo drzew przy drodze nie ma) sprawiają że lavinka zaczyna wysiadać. Robimy sobie więc postój na jednym ze wzniesień, przy bocznej drodze ocienionej szpalerem drzew. Wieje zdrowo i szybko nas chłodzi...
- Daleko jeszcze do Góry?
- Dziesięć kilometrów... no góra jedenaście.
W jednym z zagajników po drodze jest kopiec z pomnikiem... no nie wiem, jak przeliczyłem to taka równa rocznica mi nie wyszła (klik w 2 zdjęcie by powiększyć napis).
Jest i Góra, postój przed kościółkiem (jeju, ale tutejszy ksiądz fałszuje!)... natomiast Werrona szukając kosza na śmieci odkryła starą, opuszczoną szkołę, marniejącą obok nowowybudowanej.
Tuż za Górą skrzynka przy ruderce... i Werrona wracała do Żyrka, a my jechaliśmy dalej.
Przycinamy kawałek (do Drobina) Dziesiątką... nie jest źle, ruch nie jest jakiś bardzo intensywny i jest alsfaltowe pobocze, a po drodze realizujemy hasło "lavinki na traktory!"
A tu padły lavinka i jej rower
Drobin... kościółek, skwerek, fontanna i kolejna rozwałka
Jakieś 3,5 km za Drobinem lavinka zorientowała się, że zgubiła gdzieś okulary... a ja pamiętałem że położyła je na ławce przy fontannie... no to wróciłem się i były, leżały tam nadal! Dzięki temu trzy razy mijałem Zagrodę Graffiti... Włączył mi się tryb quizowy i wyszło mi Crocodile Rock, czyli piosenka Eltona Johna... jak to teraz połączyć z czaszką, bocianem i drobiem?
Jak wróciłem, lavinka już znalazła skrzynkę przy kapliczce za ośrodkiem buddyjskim, wpisała nas i odłożyła z powrotem. A ponieważ wyszło słońce, pojechała dalej zalec w cieniu drzewa. Mijamy ośrodek buddyjski, w parku sporo namiotów rozstawionych, obok także dwa duże... jakaś impreza się szykuje? Okazało się że zaczynają się Letni Kurs. Kawałek dalej mijamy pole zboża kompletnie przerośnięte makami (fotka z innej małomakowego pola, bo tam niestety nie zatrzymaliśmy się w porę)... to pole makowo-pszenne natchnęło nas do wymyślania nazw bułek upieczonych z takiej mąki... i tak wymyśliliśmy:
- bułeczki halunki
- opiumki pszenne
- hajzerki
- bułka bompotowa
Koziebrody... a na skraju wsi tory na Sierpc
W Koziebrodach sympatyczny wiejski skwerek
W taki upał trzeba się dobrze nawodnić
Siemiątkowo... na tym kamieniu była tablica, ale już nie ma.
No dobra, pora znaleźć jakieś miejsce na nocleg... może tu?
Ostatecznie jednak śpimy w lesie pod Chraponiem. Las sosnowy, a my rozkładamy się na miękkim materacu z mchu, po wydłubaniu wszystkich szyszek jest super wygodnie. Na kolację tortellini i lulu... noc bardzo ciepła.
Więcej zdjęć na Picasie:
- meteor2017 (na razie tylko pierwszy dzień
- lavinka
Kategoria >100, mazowieckie, weekendówki
- dystans 69.28 km
- 9.00 km terenu
- czas 04:06
- średnio 16.90 km/h
- rekord 33.60 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Łódź pod F-16 / dzień #3: w oparach F-16
Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 6
Rano przy kawce słychać było dalekie pomruki F-16, które też chyba spędzały poranek przy kanistrze... a może i beczce czegoś wysookooktanowego.Profesor Fluff znalazł sobie studenta i próbował poprowadzić wykład (ze średnim skutkiem, bo student był nastawiony raczej na nadawanie niż na odbiór).
Po zjedzeniu śniadania, spakowaniu się i posprzątaniu ruszyliśmy w drogę. W Grzeszynie mijamy ruiny fabryki włókienniczej, niestety dobrze zadrutowanej, a poza tym na terenie tuż przy niej ktoś się kręcił, więc ze zwiedzania nici.
Dojeżdżamy do istotnej moralnie krzyżówki... wyszło na jaw kto ma dziś lenia, kto jedzie z Brodnia, a kto grzeszy obżarstwem i opijstwem.
Brodnia Dolna... gorzelnia i jakieś zabudowania dworsko-folwarczne. Początkowo myśleliśmy że hałas jest generowany przez gorzelnię, potem że betoniarka, a na koniec z krzaków wystartował F-16. Okazało się, że w tym lasku obok jest początek pasa startowego.
A po drodze...
Ta rzeczka nazywa się Końska, tam zrobiliśmy sobie małą rozwałkę. Nieco na południe rozdziela się na dwie: Końska Prawa i Końska Lewa.
Marzenin przy kościele
Postój pod sklepem, huann musi opłacić Okup... raczej Mały a nie Duży... no chyba że Okup Fabryczny.
Przebijamy się przez budowę S8, sprawę komplikuje to, że jest tu wiadukt S8 nad drogą lokalną, która ma dwa ronda z wjazdami na trasę, a obie te drogi lecą ponadto nad torami kolejowymi. Huann pojechał nieco inaczej i nam się zgubił, a my znaleźliśmy właściwą drogę przez ten armageddon między pędzącymi wywrotkami i zadzwoniliśmy do huanna by go nakierować do nas.
Główna atrakcja tego dnia - skansen kolejowy Zduńska Wola Karsznice. Na razie jest taki trochę na pół opuszczony i można sobie takie fajne fotki robić :-)
Rozwałka pod Gubałówką.
W międzyczasie nad nami latały F-16
A to już Zduńska Wola i dom Kolbego
Wbiliśmy się też na rynek, na teren budowy ratusza i zrobiliśmy parę fotem nim ochroniarz nas wygonił.
W temacie cyklogrobbingu i skrzynek, mieliśmy do wyboru jechać na kirkut lub cmentarz ewangelicki. Na ten pierwszy musielibyśmy jechać na zachód na Czechy, a do tego drugiego na południe na Holendry... i właśnie kierunek S wybraliśmy, ale skrzynki i tak nie znaleźliśmy.
A wyjeżdżamy drogą z dwiema jednokierunkowymi śmieszkami rowerowy... takie skrzyżowanie pasa rowerowego (kolor szary jak asfalt i kierunek jazdy), ze śmieszką (kostka), z ddrki jest tylko nazwa i znaki.
Do Strońska jedziemy Drogą Sześciuset Łat.
A oto Strońsko i kościół romański... trochę, bo nieco rozbudowali i przebudowali, ale napisy na murach i te tajemnicze otwory w cegłach są i to się liczy.
Jeszcze klimatyczny przystanek... ech, cgyby tak wszystkie takie były.
I zjeżdżamy w dół skarpy do dolin Warty. A tam bunkry Armii Łódź. Oglądamy cztery z nich, na południe jest jeszcze jeden i ruiny dwóch, ale nie mamy aż tyle czasu.
Przy ostatnim zakładam skrzynkę... siedzimy pod wierzbą, a ta na nas płacze, serio! Kapało na nas z drzewa, a my myśleliśmy że deszcz zaczyna padać.
Ruszamy w kierunku Sieradza i przeprawiamy się mostkiem o ograniczonym ruchu... a i tak jechał po nim traktor.
Wjeżdżamy do Sieradza od dupy strony po przetyrtaniu się jakimiś gruntówami (zwanych skrótem To Mi'ego), trochę oglądamy starówkę, następuje oficjalne zakończenie wycieczki w postaci szamania lodów i myk na dworzec gdzie następuje nieoficjalne zakończenie w postaci zalegania nał awce.
Jeszcze pod wieżę ciśnień po skrzynkę, gdzie na bocznicy odkrywamy nasz pociąg który czeka by wjechać na peron.
Kurczę, ale dworzec nawet jak był na żółto to był ładniejszy (link) niż po remoncie i pomalowaniu ło tak ło :-/
Identyczne dworce są też na trasie - w Zduńskiej Woli, Łasku, Pabianicach. Także w Głownie, Zgierzu, Sochaczewie, Strykowie, Błaszkach, Opatówku... gdzieś jeszcze?
Przesiadka na Kaliskiej, gdzie żegna nas huann... a m oże by do Łowicza, albo gdzie?
Jedziemy dalej, w wagonie Regio Wars. Jeszcze jedna przesiadka w Skierniewicach i krótki odcinek do domu, gdzie następuje definitywny koniec wyprawki.
P.S. Wszystkie fotki z wyjazdu w albumie na Picasie.
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 73.93 km
- 23.40 km terenu
- czas 04:31
- średnio 16.37 km/h
- rekord 30.50 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Łódź pod F-16 / dzień #2: Ner, tramwaje i cyklogrobbing
Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 6
Poranek był pochmurny, przyjemnie chłodny, a chwilami pojawiała się przelotna mżawka kosmetyczna (nawilżająca). Jechaliśmy generalnie główną drogą na Konstatntynów i Lutomiersk (+ skoki w bok po skrzynki), huann stwierdził wczoraj że nie chce mu się grzać główną, wyśpi się i dobije do nas w Lutomiersku, tak więc prawie połowa trasy była tylko z lavinką.Jedziemy wzdłuż torów tramwajowych na Konstatntynów i Lutomiersk, a potem także wzdłuż Neru.
Pierwszy postój i skrzynka - zajezdnia na Brusie. Kiedyś jak byliśmy tu z huannem, to było więcej wagoników, dało się też między nie wejść.
Potem wbijamy się i zwiedzamy PGR.
Konstatntynów Łódzki - tu min. serwisuję własną skrzynkę na grodzisku.
Jedziemy dalej między Nerem a torami tramwajowymi, ale już żaden tramwaj nas nie mija. Za to my zjeżdżamy nad Ner. Raz do rury.
Drugi raz do mostku.
A trzeci raz do mostu tramwajowego... Tutaj sprawa niejeżdżacych tramwajów się wyjaśnia. Otóż mostek tramwajowy jest w remoncie, toteż wstrzymuję się z reaktywacją w nim skrzynki. Z rozwałki też rezygnujemy, bo w międzyczasie znów zrobiło się gorąco i co gorsza wyszło słońce. Kładka na moście zdjęta, a nam nie chciało się objeżdżać więc przeprowadziłem rowery po szynie.
Po drodze jeszcze skrzynka przy klasztorze... na dziedzińcu złoty kadłubek papieża, klimatyczna droga krzyżowa, ładna brama itp.
A potem na rynek zrobić rozwałkę... dosłownie pół minuty po nas dotarł tu huann.
Dalej ruszamy razem i bardziej z wiatrem. Kościół w Mikołajewicach... niby jest tam skrzynka, ale że miejscowość ciut w bok to już nie spisywałem, jednak jakoś tak się ustaliło że podjedziemy.
Cmentarzem z I wojny rozpoczynamy cyklogrobbing, jako że po skoczeniu do Mikołajewic, ten cmentarz był średnio po drodze, zastanawiałem się nad jego opuszczeniem, ale że huann stwierdził że nigdy jakoś przy nim nie był, to postanawiamy jednak tam uderzyć, niech i nasz gospodarz zobaczy na wycieczce coś nowego.
Za cmentarzem wyjąsniło się dlaczego huann tu wcześniej nie dotarł
Po drodze w wiosce latarnie wiatrowo-słoneczne
Kolejne trzy cmentarze ewangelickie, z czego na jednym kwatera z I wojny. A obok nich skrzynki kolegi vulpeculi o którym jeszcze będzie... Między cmentarzami cegielnia, w której lavinka serwisuje swoją skrzynkę.
Dobroń - kościółek, szkoła, postój na zakupy w sklepie, a tam mżawka nas dorwała (przyjemnie chłodziła, bo słońce nadal przygrzewało) i jedziemy dalej.
Gdy przejeżdżaliśmy przez DK 14, ruchem kierowali strażacy... a z bocznej drogi dłuuuuuuuuugi korek. Coś musiało się stać i szosa zablokowana, bo ruch puścili objazdem bocznymi drogami (na szczęście tylko w jedną stronę), a do tego doszły samochody wracające z działek w okolicach.
Młyn w Talarze
Jesteśmy już blisko działki, tylko skok w bok w las po skrzynkę przy krzyżu upamiętniającym tragiczne wydarzenia sprzed kilkunastu (no może dwudziestu kilku lat).
Ale zanim dojechaliśmy, jeszcze jeden postój w interesującym miejscu.
Wreszcie dotarliśmy na działę, zainstalowaliśmy się i przyjechał kolega vulpecula z dwiema geokeszerkami, którzy też rowerowo keszowali po okoolicy. Trochę posiedzieli, a potem ruszyli w drogę powrotną. A my z buta na łąki po skrzynki nad rzeczką Grabią. Idziemy w zapadającym mroku i wstających mgłach. Do pierwszej skrzynki przy drewnianym mostku doszliśmy bez większych problemów, na drodze do drugiej stanęły nam podmokłe łąki i nijak nie udało ich się obejść... trzeba było bardzo naokoło przez las lub wieś, więc sobie odpuściliśmy i wróciliśmy gotować kolację - resztki spaghetti dla lavinki i tortellini dla mnie i huanna.
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 38.98 km
- 18.50 km terenu
- czas 02:43
- średnio 14.35 km/h
- rekord 29.60 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Łódź pod F-16 / dzień #1 nieoczekiwane spotkania
Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 5
Z rana przyjechał huann i we trójkę ruszyliśmy do cukierni nabyć truskawianki, porzeczkówki i pączka z porzeczką. Tam zaczepił nasz sąsiad huanna i próbował nas poinformować gdzie możemy pojechać (akurat tego terenu o którym była mowa, huann robił mapy). A potem stwierdził:lokals: Byłem ostatnio w takiej miejscowości pod Warszawą, tylko nie pamiętam nazwy, coś z Żeromskiego.
huann: Żelazowa Wola?
lavinka. Może Lipce Reymontowskie?
lokals: O właśnie - Lipce!
A potem już ruszamy, większość skrzynek na trasie sobie odpuszczamy by zdążyć do lasów przed upałem, tylko jedną najbardziej po drodze odwiedzamy - krzyż upamiętniający miejsce straceń powstańców styczniowych. A tam ktoś się kręci... zatrzymaliśmy się ciut z boku i po chwili nabraliśmy podejrzeń że to geocacher. Podeszliśmy (akurat się wpisywał) i okazało się że faktycznie geocacher z Redy, którego kojarzyliśmy z nicka (a on nas).
A potem do parku nad rzeczką Sokołówką. Przy dębie Kosynierze skrzynka nieznaleziona, ale przy amfiteatrze .owszem/
Nadal nad Sokołówką, ale nad stawem po drugiej stronie głównej ulicy, przez co trzeba było nieco naokoło objechać.
Wbijamy się w krzaki, a tam największa skrzynka dzisiejszego dnia... oj naszukaliśmy się, ale było warto. Bardzo ślimakowa ta pucha.
Kolejny kesz przy Sokołówce... niepotrzebnie właziłem do wody, ale przynajmniej się trochę schłodziłem. A że w lesie, przyjemnie w cieniu podczas gdy zrobiło się już upalnie, to zrobiliśmy tu sobie pierwszą rozwałkę.
Jedziemy dalej, tym razem do skrzynki której szukamy już ponad 3 lata (link). Zabawa polega na zidentyfikowaniu kilkunastu miejsc w Łodzi po zdjęciach satelitarnych, a następnie udaniu się w nie i znalezieniu znajdujących się tam wlepek... i tak przy kolejnych wizytach w Łodzi kompletowaliśmy wlepki z różnych dzielnic, aż dziś wreszcie dorwaliśmy skrzynkę finałową. Poza tym obok znaleźliśmy też skrzynkę z lavinką.
Następnym punktem jest ruinka w której nie ma skrzynki, ale jeśli nas nikt nie ubiegnie to może następnym razem założymy. Był tutaj żydowski sierociniec, a w czasie wojny ośrodek Lebensbornu. Po tym budynku zostały tylko schodki. Obok zaś są pozostałości późniejszej (sądząc po konstrukcji) budowli, niewykluczonie że nieukończonej.
Nadal upał, ale tutaj próbuje nas pokropić jednak chmura przechodzi bokiem. Jedziemy do Lasu Łagiewnickiego a tam Bzura... Bzurka... Bzurzunia... wręcz Bzurzątko.
Przy drugiej skrzynce spotykamy parę początkujących geokeszerów... w ogóle bałem się, że tutaj będzie tłoczno, ale wszyscy trzymali się blisko plaży i w miejscu skrzynkowym było zadziwiająco pusto.
Jedziemy dalej - jakieś fundamenty, miejsce pamięci , łączka z Żubrówką... szukaliśmy źródełka, czy jakiegoś kranika, ale nie, to tylko trawka rośnie, zalać trzeba własnym sumptem. Tam też potkaliśmy brata Moniki, od której był przepis na chłodnik we wczorajszym wpisie.
A przy leśnej ścieżce edukacyjnej znów spotykamy parę geokeszerów... oni skrzynki nie znaleźli, chłopak mówił że on już ją kiedyś znalazł i jej tam faktycznie nie ma. No cóż, skrzynki lubią się przemieszczać, toteż sprawdziliśmy i lavinka znalazła, Wot szto znaczit trenirowka ;-)
A wracając do tematu Żubrówki, kolejna skrzynka to Gorzelnia... a właściwie miejsce po niej. Kolejna spora skrzynka.
Kolejna skrzynka to multak (czyli skrzynka wieloetapowa), parę ray bylimy w okolicy, ale a to było ciemno, a to nie mieliśmy GiePSa... a dziś wreszcie pojeździliśmy po okolicy i dokończyliśmy. Po drodze zaliczyliśmy podjazd pod górkę, podjechałem jako jedyny bo huann miał problem ze zmianą przerzutki.
W międzyczasie zaczęły się zbierać chmury a nawet grzmieć. Pojechaliśmy w inny fragment lasu gdzie blisko siebie są trzy skrzynki. Pierwsza przy ruinach radiostacji zagłuszającej Wolną Europę (ponoć), obecnie resztki przerobione na wiatkę. Zaczęło kropić, my schowaliśmy się pod wiatkę, ale za to ludzi wypłoszyło i mimo że wkrótce przestało, to mogliśmy spokojnie odłożyć skrzynkę.
Jeszcze dwie skrzynki - przy jednej sesja z trampkiem, a drugie to była mogiła z I wojny (ponoć obok w willi był niemiecki sztab, który został zbombardowany przez rosyjski samolot).
Mieliśmy jechać jeszcze do jednej skrzynki, ale już tylko mnie ię chciało, więc zarządzamy odwrót na grilla. Jedziemy min, ulicą Warszawską, w której rozpoznaję ulicę którą pierwszy raz 9 lat temu wjeżdżałem do Łodzi.
Kawałek dalej czekając na światłach, lavinka dostrzega mijającego nas aarda, w porę krzyknęła i oto kolejne spotkanie. Chwilę postaliśmy i pogadaliśmy, a potem każdy w swoją stronę... mimo że na niebie wisiała czarna chmura burzowa, to udało się myknąć jej skrajem.
A na grillu pod kirkutem, jak to na grillu.... kiełbaska (z lavinką odmówiliśmy konsumpcji karkówki), pizzo-cebularz, ciasto z truskawkami, oraz domowej roboty nalewka, czy też likier oranżowo- caffe'owy (skusiłem się na pół kieliszka na smaczek). Z grilla zerwaliśmy się z lavinką jako pierwsi, żeby się wyspać przed jutrzejszą trasą.
Dystans żaden, ale prawie 50% terenu i to momentami dosyć ciężkiego, sporo skrzynek, a do tego upał... udało się natomiast uniknąć zlewy, jakoś się przesmyrgnęliśmy między chmurami (a np. Monikę dojeżdżającą na grilla chmura dorwała po drodze).
Więcej zdjęć w albumie Łódź pod F-16
Kategoria weekendówki, łódzkie
- dystans 110.94 km
- 5.50 km terenu
- czas 05:31
- średnio 20.11 km/h
- rekord 43.20 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Łódź pod F-16 / dzień #0: Krótki Upalny Kawałek
Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 10
Żyrardów - Mrozy - Jesionka - Radziwiłłów - Skierniewice - Maków - Święte Laski - Lipce Reymontowskie - Kołacin - Brzeziny - Eufeminów - Wiączyń - UćGryplan był taki - rano z Kluską na spacer, potem dopakować się, coś zjeść, napić się kawy i jak Kluska przyśnie na rower i do Łodzi... lavinka miała poczekać na babcię i dojechać wieczorem pociągiem. Ukryty sens tego panu był taki, że ja się dziś zrypię cisnąc w upale do Łodzi i nie będę tak poganiał lavinki w weekend. Zjadłem więc botwinkę i tuż przed 15 wyruszyłem. Gorąco, silny wiatr boczny, boczno przedni, a czasem boczno-tylny... przypomniał mi się Krótki Upalny Kawałek, czyli moja pierwsza wycieczka rowerowa do Łodzi, zwłaszcza że trasa w sporej części powtórzona, tyle że wtedy wszyscy napotkali lokalsi kierowali mnie na Brzeziny, to teraz jadąc w inną część Łodzi właśnie przez te Brzeziny pojechałem.
A Lipce w tym roku wcześnie przyszły... lekko nawet sierpniami dziś trąciło.
Ciekawostką były pola za Lipcami... obsiane jednym zbożem, ale mniej lub bardziej regularnie wyrastały z niego większe kępki innego zboża, tak jakby ktoś co dwa kroki dosiał garstkę innego ziarna. Początkowo pomyślałem, że w zeszłym roku pole było obsiane tym drugim zbożem, albo że domieszano je do ziarna głównego, jednak zdziwiło mnie że wyrasta one prawie zawsze kępkami, a nie pojedynczymi kłosami.
A oto i Brzeziny - pałacyk Kleiberta, obecnie Muzeum Regionalne. A obok tabliczka jakich kilka pod Brzezinami spotkałem, a konkretnie jej lewa strona ze szlakami (link).
Jeszcze przed Łodzią zaczynam cyklogrobbing i łapię dwie pierwsze skrzynki (bo miałem mały zapas czasu). Najpierw cmentarz w Wiączyniu (info).
A potem cmentarz dla zwierząt
Chwilę potem miałem dowód, że opuszczam opłotki a wjeżdżam do dużego miasta. Gdy minął mnie samochód, następny był dosyć daleko, wjechałem z bocznej dróżki na szosę i jadę... po chwili samochód mnie dogonił, ale nie mógł mnie wyprzedzić bo droga wąska, ja nie jechałem milimetr od krawędzi tylko prawie metr, a z naprzeciwka jechał inny samochód. No i biedaczek musiał nieco zwolnić, a przy wyprzedzaniu mnie obtrąbił. Nie wiem o co mu dokładnie chodziło - że nie poczekałem aż szosa będzie wolna po horyzont, czy też że jechałem tak że nie mógł mnie wyprzedzić na gazetę? Bo go te trzy sekundy zbawią.
Jakoś się dotyrtałem do huanna i Moniki, a że było trochę czasu do pociągu lavinki to zostałem nakarmiony chłodnikiem (botwinkowym), na to truskawki w bite śmietanie i cukrze, potem ciasto, drugi kawałek ciasta i dokładka chłodnika (przepis od M. podaję na samym ole ku pamięci). W trakcie obżarstwa przyszedł SMS od lavinki, że na samym starcie ogłosili 40min. opóźnienia jej pociągu. Potem to opóźnienie wydłużyło się do ponad godziny. W końcu z huannem wyjechaliśmy naprzeciw. lavinka jechała puściutkim InterRegio kilka minut za napchanym TLK. Potem jeszcze huann nas odprowadził kawałek ddr-ką... fajnie się jechało - asfalcik zero pieszych i rowerzystów, światła na skrzyżowaniach już wyłączone.
Dalej jechaliśmy już sami według instrukcji huanna, tuż przed północą wbiliśmy się w Piotrkowską w sam środek imprezy. Trzeba było jechać ostrożnie by na kogoś nie wpaść, a jechało się lepiej po wymianie nawierzchni, nocne oświetlenie też nieźle się prezentuje. Im dalej na północ, tym mniej życia nocnego, aż opuściliśmy Pietrynę i wbiliśmy się w brukowaną Nowomiejską... szlag, trzeba było jechać równoległą. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się przy krawędzi drogi by spojrzeć w którą przecznicę skręcić, a tam jakaś pani pyta ile bierzemy za kurs... ??? ... po chwili wyjaśniła że stoimy na postoju taksówek i może byśmy rozważyli zamontowanie fotela dla pasażerów na bagażniku :-) A potem już myk do odhuanni, spaghetti i spać, bo rano trzeba wstać.
Przep. na chłodn. a''la M.!:
6 jaj.!
400 g - jog. gęs.!
Pęcz. botw. z mały. buracz.!
350 mililitrów bul.!
2 łyżki soku z cytr.!
Pęcz. rzodk.!
3 ogór. grunt. / vel 1 norm.!
1 ogór. małoso.!
2,5-3 łyżecz. koperk. śwież.!
4 łyżk. szczyp.!
sól, pieprz, cuk. do smak.!
2-5 ząb. czos. (posiek. lub prask.)!
Bot. oczyśc. i pokr. wraz z bur. i ugot. w bul. dod. soku z cytr.!
Got. wywar schł. w lod.! Do jog. dodać start. na tar. rzodk., pokr. ogór. i posiek. kop. i szczyp.
Do jog. dod. schłodz. wyw. z botw. i wszy. wymiesz.!
Dopr. sól., pie. i ewent. szczyp. cukr.
Schł. w lod. 2-3 h, pod z ugot. na twa. jajk.!
Smacz.!
Kategoria >100, łódzkie, weekendówki
- dystans 90.06 km
- 4.50 km terenu
- czas 05:12
- średnio 17.32 km/h
- rekord 49.20 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
szKielecczyzna Północna 2 - upał w sosie komarowym
Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 18.06.2013 | Komentarze 31
biwak leśny - Ciekoty - Święta Katarzyna - Wzorki - Bodzentyn - Tarczek - Świętomarz - Szerzawy - Jadowniki - Rzepin - Styków - Zalew Brodzki - Adamów - Starachowice - Wąchock - Marcinków - Górki - Skarżysko-Kamienna >>> Radom >>> Warszawa Zachodnia >>> Żyrardów- 6 skrzynek znalezionych - 5xOC (w tym jedna wirtualna), 1xGC i 4 niepodjęte z powodów różnych
- 1 skrzynka założona
- +6 gmin
O ile wieczorem komarów nie było, to rano były ich całe chmary. Wyjechaliśmy jakiś kwadrans po 8-ej.
Matka Boska Świętokrzyska.
Kwadrans później byliśmy w Ciekotach przy "Szklanym Domu", który tak naprawdę powinien się nazywać "Betonowym Domem". Jak słusznie napisali na tablicy informacyjnej, "nazwą nawiązuje on do idei szklanych domów"... trochę słabo, bo teraz spokojnie dałoby się postawić taki prawdziwie szklany dom, a nie takie coś. Śmiesznie też wyglądają te 4 panele słoneczne na dachu, gdzie zmieściło by się ich ze 40 (i tak dobrze że są, na zdjęciach tuż po uruchomieniu nie było ich wcale). Poza tym od tyłu nie wygląda xle, ale od przodu... takie coś typowe dla lat 1990. nawet nie robiłem zdjęcia. Do środka zajrzeliśmy przez drzwi (bo otwierali dopiero o 11), podobały nam się wiszące książki. Myśleliśmy że to stały wystrój wnętrza, ale to tylko czasowa instalacja "Odlot".
Obok odbudowany drewniany dworek, nówka sztuka nieśmigany, na horyzoncie majaczy Łysica jak jakaś Fuji-san, a obok węzeł szlaków i skrzynka. Ogólnie miejscówka całkiem fajna, jak już człowiek pozbiera się po zobaczeniu co jest "Szklanym Domem".
Jedziemy przez Świętą Katarzynę, postanowiliśmy się nie pchać rowerami na Łysicę, tyle co rzuciliśmy okiem na kaplicę Żeromskiego (tabliczkę informacyjną postawili chyba na złość fotografom psując kadr boczny, a mogli kilka metrów w bok), mogiły obok, klasztor i ogólnie całokształt miejscowości.
A we wsi wzorki, gdy fociliśmy przydrożną kaplice, lavinka wypatrzyła po drugiej stronie drogi takie coś:
W lesie za Kaśką natrafiliśmy na krzyże stawiane przez pana Bidzińskiego, który rozwozi je na... rowerze (link1, link2). Na takie krzyże trafiliśmy potem jeszcze raz, a ten pan mieszka w gminie, przez którą też przejechaliśmy.
Oto i Bodzentyn, na wjeździe szukaliśmy skrzynki przy kirkucie, ale nie znaleźliśmy.
Największą atrakcją Bodzentyna są ruiny zamku (a obok skrzynka). Próbowaliśmy dojść do tego, która część kiedy została zbudowana lub przebudowana, ale... tablica informacyjna to takie bla bla bla przecież tego i tak nikt nie czyta bla bla bla. Nijak się nie dało dojść które to jest skrzydło południowe, albo wschodnie w sytuacji gdy część tych skrzydeł w ogóle nie istnieje... bez mapki tego tekstu o zamku nijak nie da się odnieść do tego co jest w terenie. Dopiero w domu wyguglałem jakieś mapki (np. tę).
Poza tym standard - zamek obsprejowany, przy ławeczkach wala się mnóstwo śmieci, mimo że kosz kilka metrów dalej, drzw od toi-toia urwane... a to Polska właśnie.
Poza tym rynek w remoncie... uliczki miasteczka urocze, szkoda tylko że zabudowa w większości nowa. Na rynku kolos wystawiony w roku 1807. Poza tym dziękujemy starszej pani, która nas poinstruowała jak uruchomić hydrant i wskazała drogę do Delikatesów Centrum (gdzie lavinka nabyła koparkę dla Kluski). Po drodze do sklepu trafiliśmy na austro-węgierski cmentarz z I wojny. Natomiast ruiny kościoła (które mieliśmy zaznaczone na mapie sprzed kilu lat) zostały niestety odbudowane w takie nijakie coś.
Jedziemy dalej - kościół romański w Tarczku (d. Nowy Tarczek) p.w. św. Idziego. Pierwszy, drewniany kościół w tym miejscu ufundował ponoć Władysław Herman w podzięce za urodziny syna (Bolka Krzywy Zgryz). lavinka nie mogła się powstrzymać i założyła skrzynkę.
Kawałek dalej kolejny postój - Świętomarz (d. Tarczek) i kościół gotycki... niestety przebudowany i otynkowany.
Jedziemy dalej terem bezleśnym, żar się z nieba leje... oj schlastało nas dziś słoneczko, oboje byliśmy na koniec dnia przypaleni. Jedziemy góra-dół, czasem miniemy jakąś ciekawostkę.
Aż za Rzepinem wyjeżdżamy na miejsce widokowe, z którego mamy piękny widok na Góry Świętokrzyskie. Dalej do Stykowa droga zamknięta, a dozwolony jest dojazd do posesji za zgodą kierownika budowy. Żywej duszy i koparki na budowie nie było, to sobie tej zgody udzieliliśmy.
Postanowiliśmy sobie zrobić nieco dłuższy postój mad Zalewem Brodzkim (skrzynka), żeby odsapnąć, ostygnąć, odżywić się. Na dzień dobry powitał na quad, na całym dłuuugim brzegu koczowali smażący się i grillujący ludzie... na poziomie skrzynki nie udało się, ale jakieś 170m od niej znaleźliśmy pusty kawałek cienia. Tymczasem hałas permanentny - skutery wodne, motorówki, motolotnia. Zobaczyliśmy jak słoneczny weekend spędzają normalni ludzie, przez chwilę i my zażyliśmy tej wątpliwej przyjemności, a po odsapnięciu uciekliśmy.
Aha, skrzynki nie udało się podjąć. Co prawda była w lesie na górce, ale widać że miejsce imprezowe (straszliwe ilości szkła), a obok skrzynki zabawiała się jakaś parka.
Zaczęło się keszowanie w lesie na opłotkach Starachowic. Pierwsza skrzynka znaleziona w ruinach czegoś, co było chyba jakąś przepompownią lub inną stacją uzdatniania wody. Szybki wpis i fotki i chodu, bo opadły nas całe chmary komarów.
Próbowaliśmy się jeszcze dobić do nieczynnej kopalni żelaza (dwie skrzynki), ale ścieżki tam prowadzące były pozalewane, a błoto dodatkowo rozjeżdżone przez quady... spory kawałek pokonaliśmy i byśmy pewnie dali radę, ale zaczęło się robić późno i musieliśmy zrobić odwrót.
Szybki przejazd przez Starachowice, fotka pamiątkowa przy kotwicy gdzie jest skrzynka wirtualna, a lavinka zażyczyła sobie fotkę pod Misiem.
Szosą do Wąchocka, wbiliśmy się do Wąwozu Rocław, gdzie wstępu bronił byk... ale na szczęście skrzynkę dało się podjąć bo była na górze, a przy okazji ładny widok stamtąd na sam wąwóz.
Robi się naprawdę późno, ustaliłem że z Wąchocka chcemy wyjechać o 17:00, żeby spokojnie zdążyć na pociąg... wyjeżdżamy o 17:15, Wąchock pozwiedzamy kiedy indziej, teraz tylko szybka fotka pomnika sołtysa - otoczenie pomnika jest z kategorii "wszystko źle".
Po drodze jeszcze kilka górek do pokonania (i mam na myśli nie tylko wieś Górki). Mimo zmęczenia lavinka dzielnie trzymała niezłe tempo (tylko na większych podjazdach prowadziła rower), w Skarżysku znów jakiś remont, ale objazd sensowny i jesteśmy na stacji 20 minut przed odjazdem pociągu. Nasz pociąg już stoi, dziwnie pusty, ale komunikaty i wy świetlacze twierdzą że to ten, no to się ładujemy. Obserwujemy jeszcze króciutkiego Elfa (tylko dwa człony skrajne i żadnych środkowych!), który przyjeżdża z Kielc.
Pociąg powoli jednak się zapełnia, kolejny komunikat i zdziwko... bowiem ogłaszają że pociąg odjedzie o 18:36, a nie o 18:26 jak było w rozkładzie. Nic to, jestem przyzwyczajony, że czasem w internecie inaczej, na wywieszce na dworcu inaczej, a w rzeczywistości jeszcze inaczej. Wjeżdża pociąd do Lublina... z Krakowa... przez Radom??? Aha, przez Dęblin go puszczają i chyba musimy go przepuścić stąd odjazd 10 min. później. W końcu jedziemy, po drodze nawet nadrobiliśmy prawie 5 min., a w Radomiu prawie godzina do następnego pociągu.
Wysiadamy w Radomiu, a tu ogłaszają, że opóźniony pociąg przyspieszony do Warszawy odjedzie z peronu 1... jesteśmy na peronie 3, no to biegiem z obładowanymi rowerami po schodach, dobiegliśmy zanim odjechał, ale pociąg nieźle załadowany. Chwila wahania, ale to jednak być w domu o 23 a nie o 24... wbijamy się. Ludzie siedzą na podłodze na pomoście, koleś się nawet nie podniesie żeby mnie wpuścić, a ja muszę rower wtargać z niskiego peronu... a potem ma pretensje że go ubrudziłem. Łaskawie by wstał na chwilę, to bym nie musiał się przepychać. Upycham rower w bagażówce (było ich tu już 4), ktoś w tym czasie pomaga lavince wtargać rower na pomost... a ten koleś nadal siedzi utrudniając wejście i ryzykując kolejne ubabranie. Ponieważ w bagażówce wszystkie miejsca siedzące na siedzeniach i kaloryferach zajęte, siadamy na sakwach i opieramy się o rowery. Pociąg załadowany, choć nie na sztywno... na trasie do Żyrka to jest normalne obładowanie, ale z drugiej strony tu się jedzie ponad 2 godziny a nie niecałą jedną. Podróż jest wesoła, bo a to ktoś wysiada wcześniej mając rower upchnięty w głębi, a to ktoś inny z rowerem się dosiada, przetasowań jest kilka.
A co do pociągu, to okazuje się, że wyszukiwarka nie wyłapywała jednego pociągu na przesiadce, bo była na nią dokładnie JEDNA minuta... co prawda pociągi są skomunikowane, dlatego ten przyspieszony miał opóźnienie bo czekał na nas. Jednak według wyszukiwarki złapać mogliśmy pociąg dopiero o godzinę późniejszy. Jak to trzeba ręcznie sprawdzać odcinek po odcinku.
A jak czekaliśmy na pociąg do Żyrka, to na 3 peronie Zachodniej rypały komary! Nosz to już przegięcie, ja rozumiem w lesie, ale na dworcu w Warszawie!
MAPKA Z TRASĄ
.
.
Kategoria świętokrzyskie, weekendówki
- dystans 80.21 km
- 7.00 km terenu
- czas 04:49
- średnio 16.65 km/h
- rekord 55.30 km/h
- pod górkę 550 m
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
szKielecczyzna Północna na dzień dobry
Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 17.06.2013 | Komentarze 9
Żyrardów >>> warszawa Zachodnia >>> Radom >>> Skarżysko-Kamienna - Suchedniów - Ostojów - Zalezianka - Bełno - Kościelna Górka - Lekomin - rez. Barcza - Zagnańsk - Bartków Dolny - Samsonów - Zagnańsk - Ścięgna - Gruszka - Wiśniówka - Koszarka - Podwiśniówka - Masłów II - Smuga - las- 12 skrzynek znalezionych (8xOC, 3xGC/OC 1xGC), 1 nieznaleziona
- +5 gmin
Pobudka skoroświt i przyspieszonką Wiedenką i 6:58 do Warszawy. Na Zachodniej łapiemy osobówkę do Radomia, a tam przesiadka na pociąg do Skarżyska... niby do Skarżyska jeżdżą bezpośrednie osobówki z Warszawy, ale akurat nie wtedy gdy nam pasują.
Przesiadka w Radomiu, a w środku cuś czerwonego
W pociągu do Skarżyska mieliśmy towarzystwo spieszonego rowerzysty (pozdrawiamy Kojota ze Skarżyska), który jechał tą samą trasą co my, tyle że od Grodziska.
W końcu przed południem dojechaliśmy na miejsce. Na początek skrzynka w parowozie. Trochę się naszukaliśmy, a gdy odkładałem, przypadkiem wymacałem drugą skrzynkę... która niby już dawno zginęła.
No dobra, jedziemy... z postojami, bo jeden kościół (i skrzynka), drugi kościół (bez skrzynki).
Dalej przejeżdżamy przez Kolonię Robotniczą (34 domy), czyli jedno z osiedli robotniczych powstałych w latach 1920. które powstały przy wybudowanej wtedy Państwowej Fabryki Amunicji. Na końcu szkoła z 1934.
Jedziemy dalej, skręcamy w bok w ulicę Asfaltową i zaczynamy lekki podjazd (gdyby to była Piaskowa, Szutrowa, lub Trylinkowa to byśmy odpuścili ;-)). A celem jest teren Państwowej Fabryki Amunicji (po wojnie MESKO, produkujący nieco szerszy asortyment).
Celem jest skrzynka w jakimś schronie cy cuś. Po terenie warto by się kiedy powłóczyć, ale jak nie będzie liści, bo teraz to i tego schronu byśmy nie wypatrzyli, gdyby nie skrzynka.
Zanim opuścimy Skarżysko, odwiedzamy jeszcze Muzeum Orła Białego... jest to szybka wizyta, celem jest szybkie obfocenie części obiektów... na szybko, bo istniało ryzyko że utkniemy tu na godzinę lub dwie, a jeszcze sporo atrakcji na trasie.
Ze Skarżyska ruszyliśmy drogą wzdłuż Zalewu Rejowskiego, która według mapy była asfaltowa... a okazała się trylinkowa. No dobra, to jeszcze pod twardą nawierzchnię podchodzi, ale potem zmieniła się w zwykłą gruntówkę, jednak asfalt wróciła jak wjeżdżaliśmy do Suchedniowa. Za Suchedniowem krótki postój przy młynie (skrzynka).
Wyjeżdżamy na dawną DK7 i jechało się świetnie - szeroka, przyzwoita droga z asfaltowym poboczem, ruch mały bo wszyscy jadą nowowybudowaną kawałek dalej S7. A potem skok w bok, przejazd nad S7 i... zaczęły się podjazdy. Bodaj najcięższy podjazd na trasie, ale w końcu zaczęły się zjazdy, po których były kolejne podjazdy. Na pierwszym się rozpędziłem i ostro zmieniając przerzutki ruszyłem do góry, a tam siedzi dwóch dziadków na ławce i komentują"
- Ładnie.
- No, ładnie.
Jedzie lavinka, a oni dopingują:
- Dawaj! Dawaj!
Kolejne podjazdy już się dawało wziąć z rozpędu po zjeździe, ale w końcu był i długi konkretny zjazd... dla niego właśnie warto było pchać się pod górę.
Aż dojechaliśmy do kolejnego kościoła (tym razem na górce - podjazd krótki, ale ostry i lavinka po raz pierwszy podprowadzała rower). Kościół ze skrzynką i ładnym widokiem na przejeżdżające poniżej pociągi.
Kilka chwil później liczyliśmy ślimaki pod mostkiem kolejowym.
Drogowskazy kusiły i proponowały jedynie słuszny kierunek, ale my pojechaliśmy do rezerwatu Barcza, a tam jeziorka w danym kamieniołomie (i skrzynka).
Kolejny punkt programu był kolejowy, a właściwie kolejkowy. A więc przejazd śladem dawnej kolejki wąskotorowej Ośrodka Transportu Leśnego Zagnańsk, gdzie punktem kulminacyjnym był nasyp z mostkiem na rzeczce Bobrzy.
Wróciwszy do asfaltu, przycięliśmy ulicą Turystyczną do Bartkowa w odwiedziny u Bartka... kurcze, jakby więcej tych podpórek i odciągów niż kojarzyłem ze zdjęć. Niedługo w ogóle dębu zza nich nie będzie widać. Aha, no i rozczuliła nas ul. Dęba Bartka.
Kontynuując kierunek zachodni, dotarliśmy do Samsonowa i ruin Huty Józef z wielkim piecem... ten jest z początku XIX wieku, ale pierwszy piec powstał tu już pod koniec XVI wieku. Aha, no i skrzynka, piknik na trawce i... zmiana planów bo się robi późno, znaczy odpuszczamy ruiny kolejnej huty w Bobrzy.
Musimy się cofnąć na wschód i w końcu chcieliśmy, czy nie, pojechaliśmy na Wiśniówkę. I tu pojawił się problem, bo droga dojeżdża z tej strony do S7 i się kończy ślepo (bo jest to zjazd z S7). Chwila kombinowania i udało się w bić w boczną uliczkę, która okazała się biec przez osiedle drewnianych domków robotniczych dla pracowników kamieniołomu. A obok pomnik i drewniana szkoła.
Z tego osiedla w końcu wyjechaliśmy na serwisówkę przy S7, w którą celowałem. W dali widzimy Kielce, podjeżdżamy jeszcze do źródełka, nabieramy wody na wieczorne gotowanie (ale skrzynki nie znajdujemy) i odbijamy na boczne drogi.
Przejeżdżamy jeszcze przez kilka wsi i wbijamy się w drogę pożarową w las (jak droga pożarowa, to można przy niej palić ognisko, nie). Las niestety potwornie mokry, ale jakimś cudem udało się znaleźć dróżkę w bok... daleko nie udało nią odjechać bo zmieniała się w bagno, ale udało się znaleźć jakąś suchą wysepkę na rozbicie namiotu.
Komary były, ale zadziwiająco mało jak na okoliczności przyrody. Na kolację zupki chińskie, kiełbaska z ogniska i budyń/kisiel.
MAPKA Z TRASĄ
..
Kategoria weekendówki, świętokrzyskie
- dystans 60.20 km
- 7.50 km terenu
- czas 03:42
- średnio 16.27 km/h
- rekord 29.20 km/h
- temperatura 11.0°C
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Po łódzku, po rudzku... aż do Gospodarza
Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 9
Poranek nieco mglisty dżdżysty i zimny... ale regularnego deszczu nie było, więc się jechało w miarę przyjemnie. Na początek wpadliśmy do BUŁy po buły, niestety niedziela i bułek nie dostaliśmy.Potem myk na bocznice kolejowe przeserwisować moją skrzynkę... ze względu na wilgoć, rozłożyliśmy wyczyszczone elementy i zawartość na ceratce, za którą robiła oklejona mapa okolic Łodzi.
Chwilę potem spotkanie z huannem, z którym cięliśmy do Rudy Pabianickiej na rowerową grę terenową, którą huann współorganizował. Zamiast jechać w miarę prosto do celu, pojechaliśmy naobkoło, bo huann postanowił pokazać nową drogę rowerową na Widzew (nieukończoną, ale przejezdną)... i tak się zbuntowaliśmy i zawetowaliśmy jeszcze dłuższą trasę. Dobrze że aarda z nami nie było, bo we dwóch potrafią się tak genialnymi pomysłami którędy jechać i co obejrzeć nakręcić, że do teraz na tę grę byśmy nie dojechali (nie mówiąc o pociągu do domu) ;-P
Efekt był taki, że huann spóżnił się zbiórkę organizatorów (o 11:00), a my na zbiórkę uczestników gry (12:00). Gdy huann nas już opuścił, my znaleźliśmy jeszcze dwie skrzynki, min. pod mostkiem nieistniejącej bocznicy kolejowej na Olechówce obok drugiego jakiegoś mostku (kiedyś to miejsce wypatrzyłem na satelicie). Na mostku jest nawet reper.
A potem start gry... na starcie dorwał nas znajomy, który kiedyś nas oprowadzał po Pabianicach, a obecnie okazał się geokeszerem o nicku vulpecula. Ostatecznie postanowiliśmy ruszyć na trasę jako jeden trzyosobowy zespół. vulpecula wylosował trasę nr 2 "Po lesie i po górkach", co uprościło wybór, bo jakoś nie mieliśmy koncepcji którą trasę wybrać.
Po drodze trzeba było policzyć paski na kominie, modrzewie w lesie liściastym, zidentyfikować dachówkę i bluszcz, czy narysować hełm wieżyczki jednej z willi... lavinka narysowała całą wieżyczkę, a potem siłą musieliśmy ją odciągnąć, bo by narysowała całą willę. I tak marudziła że z takim rysunkiem oblałaby na studiach i że w ogóle żena i wstydzi się to pokazać (oczywiście był to najlepszy rysunek wykonany przez zespoły).
Po drodze w ramach bonu zahaczyliśmy o dwie skrzynki - jedną nową znaleźliśmy, a jedną lavinkową przeserwisowaliśmy.
Po grze i odpoczynku, dołączył do nas huann zwolniony z obowiązku organizowania. Podskoczyliśmy jeszcze do dwóch willowych skrzynek lavinki w celu przeserwisowania, a potem ruszyliśmy w kierunku Rzgowa. Po drodze cmentarz, który onegdaj z huannem już po nocy zwiedzaliśmy, ale lavinka tam jeszcze nie była. Przy okazji znaleźliśmy skrzynkę przy cmentarzu na skróty metodą "na vulpeculę", bo trzeba było tam kilka zadań wykonać, a my nie mieliśmy jej zgranej.
Kolejny punkt programu to Odyseja... tego tam jest więcej, ale czasu mało, ja nie miałem aparatu, a lavinkę zęby bolały od natłoku kiczu i chaosu wszelakiego, a ponadto czas nas gonił. Kiedyś trzeba będzie wrócić i obfocić dokumentanie, a nawet dokumentalnie ;-) Na fotkach tylko koń trojański (do którego da się wejść, a w środku są stoliki restauracji), oraz kamienno-stalowe stwory a la Beksiński (toto trzymało naprawdę wysoki poziom, jako jedyne w całej tej menażerii).
No i na koniec wisienka na torcie, perła w koronie, czy jabol w sakwie... jak zwał, tak zwał. Pałac Grohmana w Gospodarzu, obecnie postpegeerowska ruina, ostatnio użytkowane jako jakieś gospodarstwo ogrodniczo-szkółkarskie, co sugerują doniczki szklarnie i zagony widoczne z satelity.
lavinka założyła skrzynkę w księgowości, a potem ekipa współzałożycielska świętowała ten fakt... Toast Trzech Ogrodników (Zimna Zośka poza kadrem).
Czietyrie wielocypiedysty i tank
Na koniec trzeba było przyciąć na pociąg... huann oczywiście chciał nas przeciągnąć naokoło terenówkami, a najlepiej w ogóle na Olechów. Tyle że InterRegio jedzie tylko przez Chojny, a a jadąc osobówką (która była ze 20 minut później), musielibyśmy jeszcze się przesiadać w Skierniewicach i nie wiadomo ile czekać tam na pociąg do Żyrka.
Ostatecznie mocno optowaliśmy za najkrótszą, główną trasą na Chojny i udało się wyrobić z 30 minutowym zapasem (dzięki czemu jeszcze znaleźliśmy skrzynkę na peronie).
A jak wysiedliśmy w Żyrardowie, zaczęło padać :-/ Dobrze że dopiero na koniec dnia.
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 25.79 km
- 3.00 km terenu
- czas 01:51
- średnio 13.94 km/h
- rekord 30.20 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Deszczowa Łódź
Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 3
Rano w pociąg i myk do Łodzi... rano, to znaczy tak ok. 11ej. Dzień deszczowy, ale na szczęście gdy dojechaliśmy, nie padało... jednak było dosyć chłodno, a od czasu do czasu coś zaczynało mżyć.To my myk po skrzynki... na początek kolejowe klimaty, poczynając od Kaliskiej. Ten rejon już penetrowaliśmy, ale na wiosnę prezentuje się naprawdę ładnie, az przyjemnością więc przejechaliśmy się między bocznicami.
A potem wybraliśmy się do lumpeksu, po ubranka dla Kluski
Dzień bez cyklogrobbingu, to dzień stracony
Niestety podczas zwiedzania schronu przeciwlotniczego, zaczęło padać i rozpadało się na dobre. To my myk do najbliższego okeszowanego urbeksu, ale i tak po drodze nas zlało, więc tam przeczekiwaliśmy deszcz, trochę się podsuszaliśmy...
Była też skrzynka.
Jak najgorszy deszcz przeszedł, ale zaniosło się na dłużej, zarządziliśmy koniec keszowania i odwrót na Bałuty. Temu słoneczku parasolkę trzymał, by w oczy mu nie padało.
Ogólnie zrobiło się paskudnie, a na usta cisnęło się jedno słowo:
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 105.25 km
- 10.50 km terenu
- czas 05:40
- średnio 18.57 km/h
- rekord 34.00 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
W 6 śnieżyc do domu
Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 02.04.2012 | Komentarze 9
Dziś tylko jedna skrzynka znaleziona (na Lumumbowie), ale też jedna założona.Do tego kijowe zawodu w Trzymaju. Kijki Trzymaju i kijkowaju - huann (5), staahoo (18) i Monika (26). Znajdź huanna i staahoo na poniższym zdjęciu (kliknij by powiększyć).
A potem z wiatrem tylno-bocznym, czasami zaś bocznym do Żyrka. Raz pod chmura, raz za chmurą.
Kategoria łódzkie, mazowieckie, weekendówki, >100