teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114586.20 km z czego 16668.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2025

Dystans całkowity:704.00 km (w terenie 125.20 km; 17.78%)
Czas w ruchu:36:58
Średnia prędkość:19.04 km/h
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:39.11 km i 2h 03m
Więcej statystyk
  • dystans 24.00 km
  • 9.50 km terenu
  • czas 01:18
  • średnio 18.46 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wiosenne sprzątanie lasu

Wtorek, 18 marca 2025 · dodano: 19.03.2025 | Komentarze 1

Dziś będzie śmieciowpis.

Tło: na początku grudnia wreszcie odkryłem jakąś miejscówkę na płomiennice zimowe, sęk w tym że w uczęszczanym lesie blisko miasta, a to oznacza duże zaśmiecenie. Normalnie przez te okolice tylko przejeżdżam i grzybów nie zbieram - niewiele ich tu, a chętnych na nie dużo. Tym razem jednak były grzyby, o tej porze roku grzybiarzy prawie nie ma, no i innych miejscówek z płomiennicami nie miałem.

Co było robić, zacząłem sprzątanie miejscówki, bo przecież w takim syfie, gdy człowiek co chwila potyka o śmiecia, grzybobranie i spacer po lesie to wątpliwa przyjemność. Od grudnia do początku lutego zaglądałem tu raz-dwa razy w tygodniu - czasem by pozbierać grzyby, czasem by sprawdzić czy kolejne rosną, a czasem tak sobie. Za każdym razem wywoziłem co najmniej dwie torby śmieci i w styczniu już przestałem się potykać na śmieci

Gdy podjechałem tu na początku marca po zejściu śniegów, okolica była już na tyle wysprzątana, że tylko pojedyncze śmieci się trafiały. Do tej pory zbierałem dokładnie tam gdzie rosły grzyby i myślałem poszerzeniu kręgu sprzątania, by zrobić taką czystą otulinę... tylko śnieg przygniótł liście i powychodziły na wierzch śmieci, które wcześniej były schowane pod tymi liśćmi, zwierzątka grzebiące w ściółce też trochę wyorały. Znów śmieć na każdym kroku i stwierdziłem że muszę przyjechać specjalnie na sprzątanie, zwłaszcza że były to często upierdliwe śmieci typu folia wbita lub wrośnięta w ziemię.

No to przyjechałem, oto efekt zbierania:



Zajęło mi to dwie godziny, ale po grzybowym epicentrum można już chodzić bez obrzydzenia, z otuliny na razie nici. Jakby wyjąć skompresowane folie z tych toreb po lewej, to efekt byłby dosyć imponujący. Ledwo się z tym zabrałem, choć przeznaczyłem na to całą sakwę i jeszcze pozgniatałem plastikowe butelki i puszki, a i tak sakwa był półotwarta.

Jeśli chodzi o puszki, to mam umowę z panem zbierającym surowce wtórne, że nie wrzucam ich do kontenera, tylko zostawiam obok. Zapoznałem się z nim kiedyś, gdy zaproponowałem mu otwarcie wiaty śmietnikowej (mamy zamykane), a on wyciągnął pęk kluczy i rzekł:
- Ale ja mam kluczyk, do wszystkiego mam, do piekła też, tylko do nieba nie mam.

Dziś też go spotkałem przy wiacie, gdy mnie zobaczył rzucił:
- O, łapówka?



Nie wszystko zdołałem zabrać, te zostawiłem na następny raz i już nawet nie niosłem do roweru, a ułożyłem razem w rejonie zbierania.



Ze dwa razy zapędziłęm się na teren projektowanej otuliny i szybko zauważyłem błąd, bo po kilku chwilach już byłem załadowany butelkami. Ułożyłem je w kupkę przy ścieżce, zebrałem jeszcze te w zasięgu wzroku i dołożyłem, po czym ewakuowałem się wgłąb strefy grzybowej.

Nie liczę na to, że ktoś ze spacerowiczów to zabierze do kosza, ale daję im jeszcze szansę. Kiedyś w pobliżu zatknąłem na gałęzi puszkę - by obciekła i nie stanowiła pułapki dla żuczków, a po cichu liczyłem że może ktoś inny ją sprzątnie. To było przy ruchliwej ścieżce, wisiała tuż przy niej na poziomie wzroku, po dwóch miesiącach i tak musiałem ją sam zabrać. Generalnie jak wieszam puszki do obcieknięcia, to i tak sam muszę je potem sprzątnąć.



Kolejna kupka przy dróżce. Na leśników też nie ma co liczyć, zbyt są zajęci wyrzynaniem lasu, a w tym im śmieci nie przeszkadzają. Zresztą, w grudniu zgłosiłem stos ponad stu opon w lesie (nie bezpośrednio, tylko przez policyjną mapę zagrożeń, żeby nie mogli zignorować), do tej pory nie sprzątnęli... zresztą co tam trzy miesiące, wcześniej przez co najmniej 2-3 lata ignorowali istnienie tej kupy, a nie była w środku krzaków, tylko centralnie przy użytkowanej drodze leśnej.

Żeby chociaż jakieś śmietniki na wjazdach do lasu postawili, tam zwykle jest najwięcej śmieci i jakiś ułamek może by trafił do wora. Na cały Żyrardowski Las postawili jeden kosz na śmieci, w zeszłym roku przy miejscu ogniskowo-parkingowym (wcześniej wisiał tam worek, z którego często się wywalało). Gdyby postawili jakiś na którymś wjeździe kilkaset metrów w te lub we wte, to bym zrobił dwa dodatkowe kursy i wszystko ze zdjęć by trafiło do kosza, ale te 5km to podjechałem tylko raz z sakwą załadowaną tym z pierwszego zdjęcia (w zasadzie to bliżej mam do najbliższego kosza w mieście).

Takich kupek to można by przy tej drodze i ścieżce co kilkadziesiąt, albo nawet co kilkanaście metrów usypać po przeczesaniu pasa kilka metrów wgłąb lasu wzdłuż tych dróżek.



A jeśli chodzi o płomiennice zimowe, to nie było, czyżby uznać to za znak końca zimy? Z grzybków w oko mi wpadła nieco już stara kisielnica kędzierzawa.



Robali za bardzo nie widziałem, ale chodziłem głównie z nosem i oczami w ściółce, a trudno coś wśród liści wypatrzeć. Postanowiłem więc sprawdzić, czy znajdę jakiegoś wygłodka biedronkowatego tam gdzie go tutaj widywałem. Pogrzebałem w liściach na pniaku i był, nawet dwa.



Gdy wracałem na ścieżkę, starałem się nie patrzeć pod nogi, bo już miałem dosyć zbierania śmieci, zresztą i tak byłem załadowany na sztywno. Dzięki temu dostrzegłem na pniaku motylka, tego samego gatunku co ostatnio parę razy spotkałem.



Podbiał, żeby nie było, że wpis zupełnie bez kwiatków.



Topolowy kotkowskaz  (znaczy kotkowy wiatrowskaz) wskazuje, że ... wiało.



Pasieka w krzakach




Glinianki pod Wiskitkami.



Znicze, kwiaty... utopił się tu ktoś? Ale żadnej informacji na ten temat nie znalazłem. Kiedyś był krzyż przy jednym ze stawów i o ile pamiętam miał on tabliczkę, że ktoś tam kiedyś się utopił (znaczy było podane dokładnie kto i kiedy).



Widziałem, że niestety w kilku miejscach płonęły trzciny. Możliwości zapłonu rzeczywiście tu sporo - niedopałki, ogniska, grille (po których były ślady), być może też szklany śmieć zadziałał jako soczewka (sam jestem ciekaw, czy taka przyczyna jest częsta - chyba nie, bo pożarów by było dużo więcej).

Mimo koszy na terenie, śmieci tutaj jest sporo, ale dopiero pożar trzcin odsłania smutną prawdę, to co widać to i tak tylko ułamek, reszta ląduje w trzcinach.




  • dystans 41.40 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 02:10
  • średnio 19.11 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

W arktycznym wietrze

Poniedziałek, 17 marca 2025 · dodano: 18.03.2025 | Komentarze 5

Wiał silny północny wiatr i dzień był dosyć zimny, choć słoneczny.

Wizyta nad Pisią (skoro zaczął się sezon na kwiatki, to najlepiej właśnie tu zajrzeć) i udało mi się znaleźć kwitnącą miodunkę pstrą.



A dokładniej dwie sztuki



Śledziennica skrętolistna kwitła w większej ilości




Ta sama zalana żwirownia co zwykle, tylko z innej strony.



Dziś nie było tu żywej duszy - weekend minął, do tego zimno i wietrznie... skorzystałem więc z okazji i zrobiłem sobie postój.



10 w skali Beauforta... Nooo, może 2.



Kotki wierzby purpurowej, zdaje się że żeńskie.



I jeszcze takiego maluszka tu trafiłem



Za to ze zwierzakami słabizna, żadnego robala nie mogłem trafić. No to reprezentować je będą te oto piórka.



I ślady na piasku... tym razem już chyba mogą być to ślady żurawia, albo czapli, bo były dosyć duże, prawie wielkości dłoni.



Skoro tak, to wracając sprawdziłem, czy motylek którego wczoraj spotkałem, nadal siedzi na drzewie. Tak, siedzi, na tym samym drzewie, tylko nieco wyżej. Pozostałych dwóch nie udało mi się namierzyć.



Z tematów nieprzyrodniczych - wiadukt CMK nad Wiedenką i mural upamiętniający ostatnią bitwę Grupy AK Kampinos.





  • dystans 50.60 km
  • 2.60 km terenu
  • czas 02:37
  • średnio 19.34 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Jaszczurek znad Bobrzego Jeziorka 3

Niedziela, 16 marca 2025 · dodano: 16.03.2025 | Komentarze 3

Znaczy trzecie jest Bobrze Jeziorko, a nie jaszczurka.

Zaczynam od końca, czyli od najfajniejszego dzisiejszego spotkania - oto jaszczurka zwinka, samczyk bo już nieco zielenieje, czyli nabiera szaty godowej.





Jaszczurka spotkałem nad Bobrzym Jeziorkiem, generalnie w tych rejonach Pisi często udaje mi się je spotkać na nasłonecznionej, północnej skarpie Pisi Gągoliny.



Bobrze jeziorka nad Pisią Gągoliną powstają, czy spiętrzona woda zalewa całe dno doliny od skarpy do skarpy. Bobry budują naprawdę sporą tamę na głównym nurcie, a gdy woda występuje z koryta rzeki i płynie bokami, dobudowują tam kolejne tamy.

Tama główna:



Tama boczna



To już trzecie Bobrze Jeziorko w tym rejonie, pierwsze powstało co najmniej 7 lat temu, ale po kilku latach woda opadła. Drugie nieco w dół rzeki instniało krótko, bo poniżej pół roku. A w zeszłym roku pomiędzy Bobrzym Jeziorkiem 1 i 2 powstało Bobrze Jeziorko 3, jakoś tak latem lub jesienią, bo wiosną jeszcze go nie było, a w grudniu już tak.




O, a po tej kłodzie można sobie wejść na środek jeziorka.



Można tam sobie posiedzieć, albo iść dalej... jest sporo możliwości spacerowych po jeziorku.



Na tej skarpie było dużo kowali bezskrzydłych, znaczy tramwai.



I biedronki siedmiokropki.



Bluszczyk kurdybanek, zanim zakwitnie, to jeszcze trochę.



Jeszcze po drodze cyknąłem podbiały, żeby nie było, że nie ma kwiatków we wpisie.



A teraz wracam do początku dnia. W nocy już nie przymrozek, a solidny mróz, było -5 albo -6°C. Za to dzień bezchmurny i choć nominalnie temperatura nie przekroczyła 10°C, to na słońcu było dosyć ciepło, zwłaszcza na postojach.

Poranne mrożonki - zimowe kwiaty, a konkretnie wrotycz.



A tu pączki klonu jesionolistnego.




To pączki kwiatów męskich, o tu się otwierają i widać w nich pylniki.



Jeszcze trochę klimatów szronowo-lodowych.




A kotki olchowe gwizdały na przygruntowy mróz, poza tym były w miejscu nasłonecznionym.



Na jednej ze stałych tras mam skrót przez las, zwykle robię tam sobie postój, zwłaszcza w sezonie grzewczo-smogowym, by pooddychać świeżym, leśnym powietrzem i oczyścić płuca z powietrza miejskiego. Niby mógłbym też to zrobić w czasie jazdy, ale tak już i się przyjęło, no i przy okazji szukam różnych robali itp. Tak więc chwil kilka chodzę po lesie i przyglądam się pniom grabów (dęby mają zbyt nierówną korę i jak nie trafi się coś kontrastowego, to trudno to zabaczyć), pniakom, ściółce...

Dziś wypatrzyłem motylka, o tu:



A tu zbliżenie, to taki sam motylek jak kilka dni temu, zresztą 100-200m od tamtej lokalizacji.



A tu następny, tylko wyżej.



Tym razem trafił się jeszcze taki motylek na dokładkę, tak więc spacer był owocny.





  • dystans 53.90 km
  • 7.10 km terenu
  • czas 02:48
  • średnio 19.25 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Powrót do przedwiośnia (+walka z żyłką)

Sobota, 15 marca 2025 · dodano: 15.03.2025 | Komentarze 3

Po nagłym ataku lata wróciło przedwiośnie... i bardzo dobrze, lato w końcu przyjdzie i tak da nam w kość, że będziemy mieć go dosyć. Dziś nad ranem przymrozek, w dzień temperatura nominalna jednocyfrowa, ale pogoda ładna i jak wyszło słońce, to dosyć ciepło było. W ostatnich dniach (i nocach) trochę popadało i to też dobrze, bo przyroda bardzo tego deszczu potrzebowała. Jedyny minus, że motylki poszły spać... ale kwiatki zostały.

Dziś standarcik z ostatnich dni - złoć żółta. Aha, wyjątkowo wpis bieżący a nie zaległy, rzadka sytuacja na moim bikestatsie.



Podbiał pospolity




Kotków wierzby też nie zabrakło



Z nowości udało mi się wypatrzeć kosmatkę, jeszcze nie kwitnie, ale już wysuwa znamiona z pączków.




Ratunku! Rekin! ... Aaa!!! Trzy rekiny!!! ... A nie... to tylko kosaciec.



Są już pierwsze listki na kanapki - ziarnopłon wiosenny.



Gdy przejeżdżałem obok zalanych wyrobisk dawnej żwirowni we wręczy, zobaczyłem że jest pusto. Trochę się zdziwiłem, bo tydzień temu były obstawione samochodami i ludźmi, a do tego śmierdziało grillami, no ale dziś temperatura poniżej 10 stopni, a nie powyżej 20 i dot ego chłodny wiatr. Nie planowałem tu postoju, ale skorzystałem z okazji, bo przy ładnej pogodzie to albo imprezowicze, albo wędkarze.

Po poprzednim weekendzie przybyło śmieci, w ogóle ta miejscówka jest strasznie zaśmiecona, trzeba znaleźć jakiś fragment bez śmieci lub z małą ilością, które da się wyzbierać i nie oglądać się za siebie, tylko gapić na wodę. W ogóle w miejscach gdzie bywają ludzie to zawsze jest syf jeśli te miejsca nie są sprzątane, wszelkie parki parki i inne zagospodarowane miejsca też by tak wyglądały bez sprzątania.



O wędkarzach to mam jak najgorsze zdanie, zazwyczaj muszą podjechać jak najbliżej wody, tak na kilka metrów. Kiedyś widziałem gościa łowiącego z fotela w samochodzie. Do tego zostawiają straszny syf. Skąd wiadomo, że te śmieci zostawili wędkarze? A pudełka po przynęcie, to niby kto wyrzuca? To niesamowite, że tak uwielbiają ten syf, przecież potem sami będą w nim siedzieć. Owszem, pewnie znajdzie się kilku ogarniętych, sam mam kolegę jeszcze z podstawówki, który jest wędkarzem, uczestniczył w akcjach sprzątania Pisi i psioczył na tych syfiarzy co śmieci nad wodą zostawiają.

Tego miejsca nie sprzątam, za dużo tam śmieci, trzeba by śmieciarką po nie przyjechać. Ale kłębek żyłki z krzaków zabrałem, bo to niebezpieczne dla ptaków i innych zwierzaków (wydr, rzęsorków i  co tam się trafi). I ta żyłka to była zapowiedź... otóż ze dwadzieścia kilometrów dalej, jadąc przez las zacząłem mieć problemy z napędem. Początkowo myślałem, że jakaś gałązka,  patrzę - a cały napęd jest opleciony żyłką i jeszcze duuużo się ciągnie za rowerem.



Wyciąganie tego syfu kawałkami trwało 20 minut, a i tak zostawiłem tę ciasno nawiniętą między zębatkami w kasecie (widać trochę na poniższej fotce) bo już miałem dosyć, a ona w jeździe nie przeszkadzała. Potem jeszcze pracowicie pozbierać pourywane i poucinane kawałki. W sumie to bardzo się ucieszyłem, że zaplątałem się w tą żyłkę. Nie, nie jestem takim głupkiem, że mi to sprawia radość, po prostu lepiej że ja, niż jakiś zwierzak.

Kaseta była bardziej opleciona, ale fotkę zrobiłem dopiero po kilku minutach walki z żyłką.



Tak po prawdzie, to nie wiem czy ta żyłka, która mi zaatakowała napęd, to żyłka wędkarska. Nie znam się, ale takie żyłki są zwykle przezroczyste, a nie białe... ale może i białe też są. Poza tym dopiero po dwudziestu kilku kilometrach zacząłem mieć z nią problemy (z drugiej strony, żeby tak się zaplątać, to może i trzeba tylu kilometrów, kilkaset metrów przez las, to chyba trochę za mało na taki splot). Ale na na asfalcie jej chyba nie złapałem, są dwa potencjalne miejsca - albo te glinianki, a w lesie.

(Edit: po wyguglaniu okazało się, że białe żyłki też są, więc na 99% jest to żyłka wędkarska)

Ale to i tak nieistotne, nad wodą też znalazłem żyłkę i tamta była ewidentnie z wędki, równie dobrze w tamtą mógłbym się zaplątać, albo co gorsza jakiś ptak, czy inny zwierzak. Rany, jakim trzeba być ujem i bezmózgiem, żeby taki syf zostawiać w krzakach. Jak miałem bardzo złe zdanie o wędkarzach, to mam teraz sto razy gorsze.

Z lewej żyłka znad wody, pośrodku wyciągnięte z napędu, z prawej ta co się za mną ciągnęła.



A na koniec trainspotting i Vectron w barwach Deutsche Bahn




  • dystans 49.10 km
  • 8.50 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 19.25 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Żurawie marcują, a żaby nie kumają

Wtorek, 11 marca 2025 · dodano: 14.03.2025 | Komentarze 5

Rundka z wizytą na Uroczysku Rozłogi, gdzie marcowały żurawie. Ptaki były z oddali, ale spotkanie z pierwszą w tym roku żabką było z bliska oko w oko... a także oko w obiektyw.



Widok z lotu żurawia... no, może raczej pszczółki.



A żurawie... no  były.



Uroczysko Rozłogi, to dawne stawy rybne, tym razem odwiedziłem tylko jeden ze stawów. Jest to jeden z dwóch największych, a zarazem nie wysychających całkiem stawów... bo wysychać to on częściowo wysycha, na przykład na tę wysepkę na pierwszym planie czasami da się dojść suchą stopą, ale teraz z powrotem jest mokro (w tym miejscu może nie głęboko, może by wystarczyły kalosze).

Natomiast w zeszłym roku było tak sucho, że nawet te stawy wyschły także w miejscach gdzie praktycznie zawsze jest woda, jesienią były tam tylko jakieś nędzne kałuże otoczone błotem.



Głogi pączkują




Dopiero w domu zauważyłem, że na tym zdjęciu załapał się malutki owad.



Ze zwierzaków, to jeszcze sezon na kotki... wierzbowe. Kotki męskie w różnym stadium kwitnienia.





Oraz kotki żeńskie





Dla odmiany - kotki olchowe, teraz już nie trzeba się zastanawiać, czy uznać je za kwitnące, czy jeszcze nie.



Nie mogło zabraknąć podbiałów.



Także te kwiatki w środku kwiatostanu już się rozwijają.



A to jakieś drzewo, ale nie wiem jakie, może być cokolwiek, bo z nasadzeń.




Czarny bez już całkiem zielony





  • dystans 40.40 km
  • 6.70 km terenu
  • czas 02:05
  • średnio 19.39 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wiosenne combo

Sobota, 8 marca 2025 · dodano: 12.03.2025 | Komentarze 3

W sobotę nad ranem był przymrozek, a w ciągu dnia temperatura przekraczała 20 stopni, tak więc wyjeżdżając wcześnie rano ruszało się zimą, by przed południem dojechać do lata, pozbywając się po drodze kolejnych warstw ubrania.

Chciałem dorwać jakieś motylki, bo co prawda w ostatnich dniach widziałem latające cytrynki, ale nie miałem do nich cierpliwości i teraz się przygotowałem psychicznie na cierpliwe czatowanie i podchodzenie. Ale co tam cytrynki, pierwszego widziałem już pod koniec stycznia, cytrynki zimują w ściółce schowanie między suchymi liściami, wystarczy więc że słońce je ogrzeje i jako pierwsze motylki zaczynają loty.

Takie rusałki pawik na przykład, szukając innych kryjówek - zimują w przepustach, bunkrach, piwnicach, na strychach itp. Często jesienią jakiś próbuje zahibernować u mnie w łazience, co nie jest dobrym pomysłem, bo jest tam za ciepło. Pawie oczka budzą się później, bo do takiej kryjówki ciepło trudniej dociera. Na pawiki nie liczyłem, ale ostatnio jakaś rusałka mi przeleciała przed nosem, ale potem nie mogłem jej namierzyć. Podejrzewam, że ceik, bo one wcześnie się pojawiają, być może też zimują w ściółce i miałem nadzieję je spotkać.

Ale gdy zobaczyłem rusałkę admirał, to naprawdę mocno się zdziwiłem.



Admirały są motylami wędrownymi, na zimę odlatują na południe, by w następnym roku do nas wrócić. Z tym, że część populacji zimuje i właśnie takiego zimujące spotkałem.




Rusałek ceik spotkałem kilka, może kilkanaście, więc udało się tym razem jakąś dorwać.



A cytrynków latały duże ilości, widziałem chyba same samce - mają wyraźnie żółty wierzch skrzydełek, samiczki w locie można po pierwszym rzucie okaz z daleka za bielinka. Nie problem było więc spotkać cytrynka, ale takiego sfocić, bo strasznie rozlatane i trzeba było śledzić lot takiego delikwenta, aż usiądzie... czasem na próżno. A jak już usiadł, to łatwo się płoszyć, ale w końcu udało się jednego cyknąć.



Oprócz motylków, pojechałem też na kwiatki i oczywiście trafiły się podbiały. Tutaj w rowie, czyli w ulubionej miejscówce podbiała.



Podbiał z bonusem



O ile podbiałów się spodziewałem, to złoć żółta mnie nieco zaskoczyła, w większości jeszcze nie kwitnie, ale znalazłem ją na jednym stanowisku.




No i półdzikie krokusy. Na krokusy można jechać na jeden ze skwerków, które w ostatnich latach zostały nimi obsadzone, ale ja mam miejscówkę na skraju lasu. w której można spotkać kilka kwiatków. Podejrzewam, że trafiły tu ze śmieciami z ogródka i się przyjęły... żeby tylko takie śmieci były.



Ten kadr musiałem wysprzątać przed zrobieniem zdjęcia.



Kotki wierzbowe w większości były jeszcze przed kwitnieniem, ale trafiłem kilka bzyczących drzewek, czyli takich które rozkwitły i wokół których uwijały się różne pszczółki i inne bzykacze.  Kotki w pełni kwitnienie były jednak na górnych gałęziach, na dole tylko takie



To był kwiat męski, a poniżej żeński. Wierzby są dwupienne, te męskie kwiaty były na jednym drzewku, a żeńskie na drugim.



Udało mi się dorwać jednego trzmiela, który zleciał na dolną gałązkę.



A leszczyna jesst drzewem jednopiennym - kwiaty z lewej strony tej gałązki są żeńskie, a te kotki z prawej - męskie.



Tutaj widać porównanie wielkości kwiatów, ledwie widać kwiaty żeńskie, a dokładniej te czerwone znamiona.



Czarny bez coraz bardziej zielony.



Trafiła się nawet jedna oleica... a dokładniej oleic, bo to samiec, co można poznać po załamanych czułkach, samica ma prawie proste, z lekkim tylko wygięciem.



Pajączek na grzybku



Śniegu już nie było, ale tropy się trafiły... odciśnięte w betonce.




Po powrocie z trasy w takich wysokich temperaturach, przyjemnie jest napić się czegoś chłodnego z lodówki - akurat miałem przygotowaną całą baterię, od lewej: zakwas buraczany, lemoniada świerkowa, kombucha, podpiwek.



Na koniec rozwiązanie zagadki z przedpoprzedniego wpisu - to zdjęcie przedstawia powierzchnię zakwasu w czasie robienia, w pewnym momencie wytworzył się taki korzuszek.





  • dystans 8.00 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 00:26
  • średnio 18.46 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Króciutki wypad do lasu

Czwartek, 6 marca 2025 · dodano: 10.03.2025 | Komentarze 4

Czyli po mieście i opłotkach, za to z kilkoma robalami.

O, taka ciemka się trafiła.



I larwa jakaś



A pluskwiaki reprezentował wtyk amerykański





  • dystans 10.60 km
  • 5.00 km terenu
  • czas 00:35
  • średnio 18.17 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wypad szybki na grzybki

Poniedziałek, 3 marca 2025 · dodano: 09.03.2025 | Komentarze 2

Krótki przejazd do lasu, żeby zobaczyć co tam w grzybni po ustąpieniu mrozów.

Trochę płomiennic znalazłem, ale niezbyt dużo. Może jakaś malutka porcja do obiadu by z tego wyszła, ale mam jeszcze słoiki z opieńkami w solance, to jeden otworzyłem i zimówki dorzuciłem jako domieszkę.




W najbliższym czasie raczej obfitych zbiorów nie będzie, bo małych grzybków widziałem bardzo mało, a teraz zrobiło się gorąco i sucho, a płomiennice jednak lubią jak jest wilgotno.



A tak w ogóle, to myślałem że już z grubsza wysprzątałem rejon płomienniconośny i teraz tylko wystarczy zebrać jakieś świeże śmieci jak ktoś wywali i poszerzyć krąg wysprzątania tworząc taką otulinę... ale gdzie tam! Śnieg ubił przygniótł dywan z liści, które ukrywały wcześniejsze śmieci i one teraz zaczęły wystawać... w tym takie upierdliwe do sprzątania stare, porwane i powrastane w ściółkę folie. Chyba trzeba będzie specjalnie zrobić jakiś wypad na wiosenne porządki i nieco ogarnąć ten syf, normalnie niekończąca się opowieść.



Jeszcze trochę grzybków - trzęsak w towarzystwie porostów.



Kisielnica




Łzawnik



I... jeszcze takie coś



Na koniec szybka zagadka - co to jest? Już nie z lasu. Odpowiedź w jednym z najbliższych wpisów - o w tym.