teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:904.41 km (w terenie 110.50 km; 12.22%)
Czas w ruchu:52:02
Średnia prędkość:17.38 km/h
Maksymalna prędkość:43.70 km/h
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:53.20 km i 3h 03m
Więcej statystyk
  • dystans 13.83 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 00:55
  • średnio 15.09 km/h
  • rekord 23.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Leśny kluskospacer kwiatkowy

Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 11.04.2014 | Komentarze 2



  • dystans 20.70 km
  • 2.30 km terenu
  • czas 00:57
  • średnio 21.79 km/h
  • rekord 30.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Myk

Piątek, 11 kwietnia 2014 · dodano: 11.04.2014 | Komentarze 0



  • dystans 144.01 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 08:17
  • średnio 17.39 km/h
  • rekord 43.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 3

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 18

lasek - Besiekiery - Grabów - Byszew - Błonie - Topola Królewska - Łęczyca - Tum - Góra Świętej Małgorzaty - Piątek - Oszkowice - Bielawy - Chruślin - Łowicz - Arkadia - Nieborów - Bolimów - Miedniewice - Żyrardów (MAPKA)



Zaczynamy od cyklogrobbingu - miejsce oznaczone na mapach jako bratnia mogiła, okazuje się mogiłą pierwszowojenną z nagrobkiem z lastriko.




Długo szukamy cmentarza... niestety screeny z dokładnymi mapami zostały w domu na karcie pamięci. Już mamy odpuścić, gdy lavinka na mapce w swojej komórce dostrzega zaznaczony cmentarz. Nie jest on całkiem dobrze zaznaczony, ale kieruje nas w dobry fragment lasu i namierzany cmentarzy. Może ewangelicki, olęderski, ale może też być wojenny.



W okolicach jeszcze ze dwa cmentarzyki, ale nie mamy czasu by do nich jechać i szukać, jedziemy więc dalej.



W pobliżu, za zagajnikiem dwa domy wapienne i ruiny ceglano-kamiennego budynku gospodarczego.



Wkrótce też natrafiamy na opuszczony i wpół zrujnowany wapienniak... Jest to budynek gospodarczy, obok w krzakach ruiny ceglanego domu mieszkalnego. Tutaj doskonale widać jego konstrukcję - obramienia otworów (okiennych, drzwiowych), naroża i poziom stropu są wykonane ze zwykłej cegły. Poza tym budynek jest obłożony wapieniem obrobionym na kształt cegły... jednak poza cegłą licową, wapień budujący ściany nie jest już obrobiony.

Pierwszy taki budynek dostrzegliśmy tuż za Koninem (tyle, że wapień licowy był nieregularny)... do Koła był może jeszcze z jeden, jednak najwięcej budynków z wapienia było między Kołem a Łęczycą (zwłaszcza od połowy między miejscowościami, a samą Łęczyca). Za Łęczycą, a przed Piątkiem też jeszcze kilka takich budynków dostrzegliśmy.

Kiedyś z huannem widzieliśmy też kilka domów wapiennych, również na północ od Łodzi (więc może wyznaczały południową granicę ich występowania), tylko gdzie to było? A właśnie, mam nadzieję że huann jako osoba bardziej znająca się na geologii wyjaśni dlaczego akurat w tym obszarze występują domy wapienne :-)





Oto jeszcze kilka fotek i przykład że takich domów spotkaliśmy więcej, ale były otynkowane.





Z ciekawostek, za Łęczycą domów wapiennych było już niewiele, za to bardzo dużo budynków z białej cegły wapienno-piaskowej (silikatowej)... na pierwszy rzut oka wyglądają niemal identycznie, bowiem podobnie lub wręcz w identyczny wzór zastosowano cegłę białą i czerwoną (co ciekawe widziałem też budynki w negatywie, gdzie budynek czerwony miał białe obramienia). Obstawiam, że takie wzory zostały zapożyczone od starszych domów wapiennych, gdzie były one uzasadnione konstrukcyjnie.

Nauczyliśmy się też odróżniać dom wapienny od siliktowego, otóż wapień-cegiełka z bliska jest bardziej nierówny i ma lekko żółtawy odcień, a cegła wapienno-piaskowa jest biała lub biało szara.



Dojeżdżamy do zamku w Besiekierach, gdzie jest pierwsza skrzynka... co my się jej naszukaliśmy. A na murach jest trochę starych napisów, oprócz tego poniżej załączam: foto1, foto2.




Postój w Grabowie, by uzupełnić żarcie... ciekawy jest dosyć długi rynek, tyle że pośrodku walnęli remizę i jest rozdzielony na dwie części.



Cholerny gender... kapliczkę syfnie odnowili, tabliczkę zamalowali i nie wiadomo czy w tej kiecce jest kobita, czy jakiś mnich albo inny święty.



A ten koleś też w jakichś fikuśnych ciuszkach, o długich włosach nie wspomnę... przynajmniej podpisany.



Byszew, pałac, kolejna rozwałka i bardzo przyjemna skrzynka... miejsce w sam raz...





Z rana jechaliśmy głównie na południe, lub południowy-wschód. Wiatr zachodni ;ub południowy trochę przeszkadał... gdy dojechaliśmy w pobliże Neru płynące pradoliną Warszawsko-Berlińską, wykręciliśmy na wschód, a wiatr w końcu zdecydował się że wieje z zachodu i ładnie nam pomagał (a był silniejszy niż wczoraj).

Tuż przed Łęczycą przejeżdżamy nad linią kolejową Kutno - Zgierz (gdzie się łączy z torem Łowickim) - Łódź



Nim kierujemy się do Łęczycy, podjeżdżamy jeszcze do Topoli Królewskiej... hmmm, kościółek miał być drewniany, a tu murowany. Po chwili okazuje się, że to zmyłka bo jest zarówno murowany, jak i drewniany.



Na mapie mam zaznaczony drugi kościółek, który okazuje się kaplicą cmentarną... robimy zdjęcia na zewnątrz i w środku (bo akurat jest otwarta), a po chwili jakiś grabarz z mordą na nas, że tu zdjęć robić nie można. W ogóle okolica sprawiła na nas niemiłe, w takim antyturystycznym podejściu wrażenie...  niby jeden grabarz to nic, ale o tym jeszcze będzie.



 Jeszcze pomnik na cmentarz (tabliczki: foto1, foto2)



I pora zawitać do Łęczycy.



Wąskotorówka Krośniewice - Łęczyca - Ozorków... czy jakoś tak.



Pomnik Bitwy nad Bzurą z tabliczkami wyrastającymi na nim jak grzyby po deszczu.



Zamek... lepszego zdjęcia nie dało się zrobić, ze względu na stojące w kadrach samochody. Poniedziałek, to i muzeum zamknięte (i tak byśmy do środka nie wchodzili), ale na szczęście jest otwarte wejście na dziedziniec.



Poczet królów Polski.



Tum, skansenik otwart w zeszłym roku, a na drugiej fotce drewniany kościółek.




Kolegiata w Tumie pod Łęczycą... jeden z bardziej znanych kościołów w Polsce, jest chyba w większości książek o historii architektury w naszym kraju... brama i wszystkie furtki zamknięte, wejście na teren niemożliwe. Nie wiem jak często mi się zdarza odbić od bramy kościoła w środku dnia (była godzina 15:00), raz na sto razy? Nierzadko nawet da się obejrzeć wnętrze zza kraty. Ale to nawet nie jakiś tam sobie kościół, to kościół w Tumie! Bluzgi poleciały pod adresem proboszcza...

Zresztą miejsce przedstawia się o tak - w najlepszym kadrze, czyli z drogi do grodziska stoją jakieś syfne szklarnie i budy. Z satelity widzę, że da się zrobić jakąś fotkę wbijając się na pola za te gospodarstwa... jeśli jakiś grabarz nie wyskoczy, że po polach biegać nie wolno.



Grodzisko, archeologów nie ma tu już od tak dawna, że połamany szlaban już pogdnił i spróchniał... ale tabliczka z zakazem wstępu nadal tu sobie stoi, a co ma się tu kto kręcić.



No nic, ruszamy na wschód - na horyzoncie Góra Świętej Małgorzaty.




Piątek... mimo że poniedziałek. Kościół pomalowany na żółto, ale wrzucam fotkę dzwonnicy, której szczęśliwie jeszcze nie odnowili.



Tradycyjna fotka przy pomniku środka Polski i ruszamy szosą główną... trochę się obawiałem dużego ruchu, bo kawałek jechaliśmy nią pod Łęczycą - ruch duży, droga wąska. Tutaj jednak droga nieco szersza, a ruch tu i teraz raczej niewielki, więc tniemy w kierunku Łowicza.




W Bielawach stwierdziliśmy, że to nie Tum jest trefny, tylko cała okolica... kolejny kościół z zamkniętym terenem (jakieś łańcuchy i kłódy, wyglądało jakby w ogóle tego kościoła nie otwierali). A t kolejny zabytek, tym razem kościołek gotycki z początku XV wieku.



Kwatera z września 1939. Jesteśmy w strefie Bitwy nad Bzurą, tutaj pochowani są żołnierze z  Wielkopolskiej Brygady Kawalerii.




Chruślin... tym razem kościół otwarty... a to dlatego że w ogóle coś tam się działo, jacyś ludzie czekali.



Jest i Łowicz, tutaj lavinka miała wsiąść do pociągu, ale nie chce jej się kołować z przesiadką w Skierniewicach i postanowiła jechać dalej, a przy okazji poprawić rekord dystansu dziennego. Trochę przy wjeździe znów źle skręciłem i nieco łukiem przez miasto, a potem wyjazd.



Dalej już jedziemy w szarówce, a potem już po zmroku to i zdjęć nie ma... zwłaszcza że jedziemy już przez znajome i obfocone nieraz tereny. Przed Łowiczem ustaje wiatr który nas dotąd ładnie popychał.
Kategoria łódzkie, wyprawki, >100


  • dystans 87.48 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 05:32
  • średnio 15.81 km/h
  • rekord 37.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 2

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 18

Puszcza Bieniszewska - Konin - Brzezińskie Holendry - Borowo - Krzymów - Drążeń - Kościelec - Koło - Grzegorzew - Tarnówka - Umień - Drzewce - lasek (MAPKA)

Wiatr trochę kręcił, a to wiał z boku, a to w plecy, a to zamierał zupełnie. No i był dużo słabszy niż wczoraj., Rano rześkawo, ale jak słońce wspięło się wyżej, to normalnie upał się zrobił.



Trasę zaczynamy od przejazdu przez Puszczę Bieniszewską i od razu pierwsza skrzynka - Dąb Kameduła przy starym dukcie obsadzonym starymi dębami. Tylko który jest ten Kameduła? Ponoć ten z największym obwodem, ale nie mierzyliśmy. Skrzynka kordy miała przekoszone o dobre kilkaset metrów! Ale prawidłowe współrzędne mieliśmy z logów poprzednich znalazców, skrzynka połamana, ale poza tym całkiem spoko.




Kawałek dalej klasztor.



I studnia św. Barnaby (kolejna skrzynka), tutaj postój na drugie śniadanie... o ile wcześniej minęliśmy tylko babcię piechurkę, to teraz zaczynają się zjeżdżać samochody do klasztoru, pewnie na mszę.

Klik w zdjęcie by zobaczyć napis na tabliczce.




Pierwszy odcinek przez puszczę był przyjemny, ostatni niezbyt... a to dlatego że co chwila mijały nas samochody wąską drogą leśną i jechaliśmy w chmurze kurzu i hałasie. Dojeżdżamy do szosy Kazimierz B. - Konin i kończymy odcinek, który mieliśmy jeszcze wczoraj przejechać (w wersji minimum), kierujemy się na Konin.




Jezioro Zatorze, a na jego końcu nowa skrzynka... objeżdżamy je od północy, jednak kostkowy chodnik się kończy po chwili, ale jest dalej ścieżka skrajem działek pracowniczych (drogi nie ma)... na szczęście ścieżka się nie kończy i docieramy na miejsce, wracamy stroną południwą, parkowo-spacerową.



Przebijamy się przez północny Konin wiaduktami i mostami nad torami, rzekami, kanałami... i docieramy nad Wartę w rejonie starego Konina.



A nad Wartą bulwar... momentami dosyć psychodelicznie zaprojektowany.





Myk do parku po skrzynkę i postój na trzecie śniadanie... tak bowiem zgłodnieliśmy, że lavinka zjadłaby wieloryba z płetwami!



Jak focimy graffiti, zaczpia nas zaangażowany lokals i pyta się czy nam się podoba i zaczął opowiadać, że opowiadając że to w zasadzie pierwsze graffiti w Koninie, że wykonane przez zaproszonych artystów niemieckich, że wkrótce mają zamiar to odnowić bo część już odpadło z tynkiem, że koniecznie musimy obejrzeć słup milowy pod kościołem itp.




Słup milowy zgodnie z przykazaniem lokalsa obejrzeliśmy (więcej o nim w: Słup Koniński)... niewykluczone, że wcześniej był to posąg pogańskiego bożka.



Ale uliczki w okolicy kościoła kompletnie zastawione samochodami, bo była msza... ba! nawet na teren kościoła pojeżdżali bo nie było jak zaparkować... to znaczy było, ale musieliby przejść co najmniej 100-200 metrów. W ogóle za Koninem trafiliśmy na koniec mszy i wyjeżdżające na drogę kosmiczne ilości samochodów... jak człowiek na chwilę zjechał z drogi, by sprawdzić na mapie jak jechać dalej, to nie było jak się włączyć do ruchu, pojechaliśmy więc chodnikiem i na światłach myk w oczną drogę.



Witacz... a w naszym przypadku żegnacz koniński z panoramką i listą miast partnerskich.



Wkrótce przejeżdżamy przez wieś Brzezińskie Holendry, gdzieś tam jest cmentarz (zapewne osadników olęderskich)... problem w tym że mapę miałem słabą do takich poszukiwań, a zrzuty ekranu dokładnych map i satelity zostały na karcie pamięci w komputerze :-( Cmentarz jakieś 100m od drogi, stwierdziliśmy że nie tracimy czasu na dokładne poszukiwania, ale będziemy się rozglądać. Zauważyłem charakterystyczną grupę starych drzew za gospodarstwem i po sprawdzeniu okazało się, że to właśnie cmentarz.




- E czapla, kopsnij żabę.
- Spadaj na wierzbę!



Krzymów... ładny kościółek neogotycki, obok kilka starych nagrobków a kadry aż atakowały.





No dobra, to teraz pora na jakieś bunkry... w pobliżu są trzy polskie bunkry z 1939. Ponieważ nadmiaru czasu nie mamy, to odpuszczamy sobie nr 1 w środku młodnika (i znajdujący się obok cmentarz), natomiast przejeżdżamy obok nr2, który okazuje się być schronem nasłuchu radiowego ;-)



Jedziemy do numeru 3, a po drodze triangul, kolejny cmentarzyk (ewangelicki, może też olęderski, a na nim pomnik który trochę wygląda na taki z I wojny)... oraz malownicza dróżka.






Docieramy do schronu obserwacyjnego i robimy rozwałkę z czwartym śniadaniem... kawka, kanapki, a lavinka wcina puszkę sardynek (blachę jednak wypluwa). Straznie gorąco się zrobiło, to stygniemy trochę w cieniu. Przy okazji wykopujemy też skrzynkę. A jak wlazłem do bunkraa, to ponoć wyglądało z zewnątrz jakby ktoś odpalił świecę dymną w środku, taka chmara komarów czy innych insektów wyleciała przez otwory obserwacyjne... w ogóle, przez te trzy otwory bardzo fajny widok naokoło.

Lista bunkrów w okolicy jest tutaj, zapodaję też główny link do strony z polskimi bunkrami w 1939.



W kierunku koła postanawiamy ciąg główną szosą, bo jest na niej szerokie asfaltowe pobocze, a bocznymi drogami sporo byśmy nadrobili. Jedziemy na wschód, do... Europy... Wschodniej zapewne (co się potwierdza, gdy do niej dojeżdżamy).




- Do Warszawy to daleko jeszcze?
- A będzie Koło dziewięciu kilometrów



Pałac w Kościelcu (klik w fotkę z postumentem by powiększyć).




Zwiedzamy park, skrzynki w grocie niestety nie znaleźliśmy (po nas ktoś był i znalazł walającą się między śmieciami).




Potem koszmarną gruntówą nad Wartę, a tam już wygodną dróżką wzdłuż wału do ruin zamku... potwierdzamy brak skrzynki, ale i tak głównie o ruiny nam chodziło.




Kawałek dalej zatrzymujemy się, by skorzystać z krzaczków... i okazuje się, że dokładnie po drugiej stronie jest Tobruk (vel Ringstand 58c) czyli niemiecki bunkier z lat 40. Znalazłem taki pdf z bunkrami w Kole: link



W ogóle mamy stąd bardzo ładną panoramę Koła.



Nad odnogą stoi sobie pomnik upamiętniający powstania i wojny wszelakie (klik w fotkę, by zobaczyć tabliczkę).



A za nim, za ciekiem wodnym kolejny Tobruk.



Szybki przejazd przez Koło, bo już robiło się późno. Ulica Garncarska - osiedle wybudowane w czasie II wojny światowej dla niemieckich oficerów i urzędników ( wiki), ponoć pod każdym takim domem jest schron przeciwlotniczy.



Prawa strona: Jest Koło!
Lewa strona: A wcale, bo nie!



Jedziemy z Koła na wschód... w zasadzie w planach jest jeszcze jedna skrzynka i nocleg w lasku. Jedziemy, jedziemy, jedziemy... kurde coś mi się nie zgadza z drogami, a co to za kościół? Jesteśmy w Umieniu, czyli bardziej na południe niż powinniśmy być... ale jak się tu znaleźliśmy do diaska??? Mieliśmy jechać prosto i jechaliśmy, więc jak skręciliśmy w prawo? Teraz po sprawdzeniu na Google Street View widzę, że nie było tego skrzyżowania, że droga główna została przebudowana w łuk łagodnie skręcając w prawo i najpierw od niego odbijała jedna dróżka w lewo, a potem kolejna (by po chwili skręcić na wprost).

No nic, i tak byśmy sobie odpuścili tę skrzynkę, bo zaraz zacznie się ściemniać... a do lasku noclegowego obiema drogami odległość jest podobna.



Domek z wapienia... o nich więcej napiszę jutro.



Opuszczamy Wielkopolskę i wjeżdżamy do łódzkiego.



Kamienna kapliczka na skraju lasku noclegowego.



Na koniec wbiliśmy się w las, znaleźliśmy odpowiedni zakątek noclegowy i w szybko zapadającym zmroku rozbiliśmy namiot. I znowu wyrobiona opcja minimum a nawet ciut mniej... w planach optymistycznych była setka i nocleg bliżej Łęczycy, minimum zaś obejmowało jeszcze znalezienie pobliskich cmentarzyków i skrzynkę w zamku (co znów nam spadło na następny dzień).

Dziś rozpaliliśmy ognisko, a na kolację była kiełbaska z chlebem i zupka chińska.


  • dystans 61.30 km
  • 5.50 km terenu
  • czas 03:49
  • średnio 16.06 km/h
  • rekord 28.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 1

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 08.04.2014 | Komentarze 10

Żyrardów >>> Skierniewice >>> Kutno >>> Września

Wyjazd skoroświt osobówką Kolei Mazowieckich (o dziwo punktualna), w Skierniewicach mieliśmy półtorej godziny na przesiadkę... jest rozkład remontowy, następnym pociągiem mielibyśmy 5 minut, a ze względu na remonty jest spore ryzyko dużego opóźnienia. Żeby skrócić sobie oczekiwanie, lavinka poszukała elementów mojego quizu dworcowego i podjęła skrzynkę. Dalej pociąg Regio  (czyli osobówka Przewozów Regionalnych) przez Łowicz do Kutna, z Łowicza wyjechał opóźniony, ale w Kutnie mieliśmy już tylko 5 minut opóźnienia (a na przesiadkę aż kwadrans). Tam łapaliśmy osobówkę Kolei Wielkopolskich, Elfa... za Kutnem stał na jakiejś stacji i złapał obsuw, ale we Wrześni mieliśmy niecałe 5 minut spóźnienia. A z biletem o dziwo konduktorki PR i KW nie miały żadnych wątów (sfeminizował się zawód, a w KM nam nie sprawdzali). Na fotce Elf KW w Kutnie.



Września - Gozdowo - Młodziejewice - Unia - Graboszewo - Paruszewo - Strzałkowo - Słupca - Koszuty - Kamień - Radwaniec - Kozarzew - Puszcza Bieniszewska (MAPKA)

Wkrótce przyjechał bobiko (rowerem) i jego tata (samochodem z rowerem w bagażniku). Po zmontowaniu, zainstalowaniu licznika, założeniu sakw... a plecak (z namiotem i karimatą w środku) na bagażnik. Nim ruszyliśmy, dobił do nas kolejny bikestatsowicz - uziel75.

A z okazji Wrześni i wycieczki wrześniowo-kwietniowej, pojęcie czasoprzestrzeni wg cyklistów:
- Jedziemy Września - Piątek... czyli ponad 200km

Abo SMS od huanna:
- Być w poniedziałek w Piątku, to prawie jak być w kwietniu we Wrześni.





Krótka przejażdżka po Wrześni (na fotkach fara z reperem i tajemniczymi dziurami w cegłach), a potem myk za miasto...





Wiadukt nad Olimpijką! Tak, gdy w latach 70. zaczęto budowę autostrady Berlin - Moskwa (na Olimpiadę w Moskwie w 1980), budowa ruszyła na odcinku mazowieckim i tu pod Wrześnią. Z początkiem lat 80. i kryzysem,  wstrzymano prace na odcinku mazowieckim,  natomiast kontynuowano prace pod Wrzęnią 1977-1965 wybudowano odcinek Września - Sługocin (34km), który do 1989 stopniowo przedłużono pod Konin (+14km).  Na Mazowszu pozostały stojące w polu wiadukty, mosty itp. które wyburzono kilka lat temu pod A2 (linki: historia A2, Olimpijka).

lavinka nad tym pierwszym odcinkiem Olimpijki pod Wrześnią... zmodernizowanym w latach 2001-2002.



Trzecie śniadanie pod kościółkiem w Gozdowie. Powstaniec Wielkopolski (powiększenie tabliczek: foto1 i foto2), oraz orzełek dla wariaga.




Dworek w Młodziejewicach




Pałac w Unii... to dla tego miejsca jechaliśmy właśnie tędy. Jest tu też skrzynka i okazało się, że jedziemy z jej założycielem.





Unia rowerzystów wielkopolskich i mazowieckich... czyli rowerzyści wszystkich regionów łączcie się!




Kościółek w Graboszewie i teren cmentarno-przykościelny (powiększenie pomnika po kliknięciu w fotkę).





Stacja Strzałkowo... tędy przejeżdżaliśmy pociągiem.



Za Strzałkowem bobiko i uziel75 nas pożegnali i zawrócili do Wrześni z wiatrem... ale ponoć przestał im wiać w plecy. My od początku jechaliśmy z silnym wmordewindem i nadal nam wiało (hmmm?)... może ciut słabiej, ale nadal dosyć upierdliwie, przez co musieliśmy nieco zmodyikować plany.

Kawałek dalej opuszczamy Wielkie Księstwo Poznańskie i wjeżdżamy do Królestwa Polskiego. W ogóle miejsce fajnie urządzone - parking z  ławami i stołami, a do tego tablice informacyjne stylizowane na słupy graniczne (zbliżenie na napis na głazie po kliknięciu w fotkę).





A w temacie gmin... witacze stylizowane na nazwy miejscowości.




Postanowiliśmy jeszcze nazbierać grzybków dla wariaga



I pojechaliśmy na pokoje... jednak natrętny lokaj podtykał nam tacę z napojami, więc postanowiliśmy rozbić nasze M1 w krzakach w lasku.



I teraz słów kilka o planach i realizacji... mieliśmy zamiar przejechać przez Puszczę Bieniszewską, znaleźć trzy skrzynki, nabrać wody ze źródełka i rozbić się gdzieś w lesie (po drugiej stronie szosy, bo po tej są rezerwaty). Jakbyśmy tu byli wyjątkowo wcześnie, to jeszcze była opcja zwiedzenia Kazimierza Biskupienia (+skrzynki) i może nocleg na hałdzie.

Jednak wmordewind nas mocno zmęczył i opóźnił... natrafiwszy na otwarty sklep nabyliśmy wodę i rozbiliśmy się z tej strony lasu (jeszcze przed rezerwatami), jednak las był suchy, w runie tylko warstwa suchych liści, a do tego wiatr... odpuściliśmy więc sobie palenie ogniska i obiad ugotowaliśmy na epigazie.


  • dystans 5.25 km
  • czas 00:19
  • średnio 16.58 km/h
  • rekord 21.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 0: ekspedycja po bilety

Piątek, 4 kwietnia 2014 · dodano: 04.04.2014 | Komentarze 4

Wyjazd zaczyna się od zakupu biletów... a że jedziemy do Wrześni pociągami osobowymi trzech spółek (Koleje Mazowieckie, Przewozy Regionalne, Koleje Wielkopolskie), to sprawa jest skomplikowana. W zasadzie jest tak, że i KM i KW honorują bilety w taryfie na Regio (tak się nazywają osobówki PR) na trasach łączonych, ale na przykład KM nie honorują zniżki dla drugiej i kolejnej osoby (a KW owszem), a pani taki bilet najpierw się wydrukował... Pani chciała dobrze, bo przez chwilę kombinowała, że może taniej do Skierniewic KM wycieczkowy, a dalej Regio ze zniżką dla drugiej osoby, jednak taniej jest na całą trasę jeden bilet bez zniżki (ja już to wcześniej liczyłem, ale pani mnie nie pytała... zresztą czasem lepiej udawać głupszego i dopiero się wtrącać gdy sprawa idzie w złym kierunku).

Koniec końców bilet dostałem taki jaki chciałem, tyle że trochę to trwało :-) Zobaczymy jutro co na ten bilet konduktorzy ;-P zwłaszcza za Kutnem.



A teraz o samym wypadzie... dlaczego Września? Zasadniczo w kwietniu chcieliśmy wyskoczyć na wydłużoną weekendówkę gdzie indziej, ale tak się złożyło, że kolega bobiko (znamy go jeszcze z blipa) sprzedawał rower. Od jakiegoś czasu (tak ze 2 lata) nosiłem się z zakupem roweru trekkingowego, jako że do mojego stylu jazdy  właśnie mniej więcej taki pasuje i chciałem mieć drugi inny rower do wyboru w zależności od trasy. No i drugi rower na wypadek jakiejś awarii pierwszego, czy pobytu w warsztacie itp. Problem polegał na wyborze - teraz jak człowiek zaczyna oglądać dostępne rowery to zaczyna dostawać zawrotu głowy, zastanawiałem się też nad złożeniem, ale tu jeszcze więcej rzeczy do wybrania... a ja mam problem z takim wyborem. Przypomina mi się sytuacja z plecakami, ponad 15 lat temu sytuacja była prosta, jak się chciało kupić dobry plecak, to się kupowało Alpinusa. był jeden model Woodpecker, wybierało się tylko pojemność (potem pojawiła się damska wersja plecaka - Pinnacle)... a teraz... mój Woodpecker zaczął się rozwalać, a ja nie mogłem dobrać plecaka (zwłaszcza że mimo dużego wyboru trudno było znaleźć o takich parametrach jakie ja chciałem), aż mi się plecak rozpadł i kupiłem jakiś dosyć tani tymczasowo, zanim wybiorę coś porządniejszego. Teraz i ten mi się rozwala, a ja mam problem co nabyć. Chyba popoluje na Allegro na jakiegoś Woddpeckera.

No, ale wracając do roweru, bobiko sprzedawał mniej więcej taki jaki chciałem, więc wybór sprowadzał się do prostego pytania czy kupuję TAK/NIE... ostatecznie zdecydowałem się kupić, pojechac do Wrześni i wrócić rowerem. A lavinka jak się dowiedziała, to stwierdziła że też jedzie, zwłaszcza że lepiej zna bobiko niż ja i chciała wreszcie się spotkać w realu :-) Trochę się zeszło z wyjazdem, bo a to pogoda słaba, a to babcia miała zajęty weekend, a to wirus nas dopadł, przekładaliśmy z weekendu na weekend, aż zapadła decyzja, że jedziemy TERAZ!
Kategoria wyprawki


  • dystans 110.09 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 05:48
  • średnio 18.98 km/h
  • rekord 29.20 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Myk do Wwy

Wtorek, 1 kwietnia 2014 · dodano: 02.04.2014 | Komentarze 1

A w Pruszkowie...




Postcośtam, albo neocośtam...



Komercyjna stacja Veturilo... znaczy miejscowe biurowce sobie postawiły, Orange cy cuś. A skrzydełku inne niż dotychczas, ogólne nextbikeowe logo (stare też funkcjonują).



- Cześć stary!
- Cześć nowy!




Pomnik Reduty Ordona z międzywojnia... ale postawiony w złym miejscu, mniej więcej w okolicy gdzie stał rosyjski pomnik zwycięstwa, a nie tam gdzie była Reduta Ordona. Przybyła tabliczka o tym informująca (tutaj powiększenie).




W ostatnich latach ponownie "odkryto" gdzie naprawdę była Reduta Ordona... tym razem przeprowadzono tam prace archeologiczne, powstał też nowy pomnik... pomnik pączkuje (tak wyglądał półtora roku temu: link).







Dinozaur na Bateryjce.



Wiosna przy mostku z 1924 w Tworkach



Jest już ciepło, ale woda nadal zimna


Kategoria >100, mazowieckie