teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114510.50 km z czego 16655.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

łódzkie

Dystans całkowity:10470.80 km (w terenie 1879.20 km; 17.95%)
Czas w ruchu:604:04
Średnia prędkość:17.33 km/h
Maksymalna prędkość:52.20 km/h
Liczba aktywności:123
Średnio na aktywność:85.13 km i 4h 54m
Więcej statystyk
  • dystans 69.28 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 04:06
  • średnio 16.90 km/h
  • rekord 33.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #3: w oparach F-16

Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 03.06.2014 | Komentarze 6

Rano przy kawce słychać było dalekie pomruki F-16, które też chyba spędzały poranek przy kanistrze... a może i beczce czegoś wysookooktanowego.



Profesor Fluff znalazł sobie studenta i próbował poprowadzić wykład (ze średnim skutkiem, bo student był nastawiony raczej na nadawanie niż na odbiór).



Po zjedzeniu śniadania, spakowaniu się i posprzątaniu ruszyliśmy w drogę. W Grzeszynie mijamy ruiny fabryki włókienniczej, niestety dobrze zadrutowanej, a poza tym na terenie tuż przy niej ktoś się kręcił, więc ze zwiedzania nici.



Dojeżdżamy do istotnej moralnie krzyżówki... wyszło na jaw kto ma dziś lenia, kto jedzie z Brodnia, a kto grzeszy obżarstwem i opijstwem.



Brodnia Dolna... gorzelnia i jakieś zabudowania dworsko-folwarczne. Początkowo myśleliśmy że hałas jest generowany przez gorzelnię, potem że betoniarka, a na koniec z krzaków wystartował F-16. Okazało się, że w tym lasku obok jest początek pasa startowego.




A po drodze...



Ta rzeczka nazywa się Końska, tam zrobiliśmy sobie małą rozwałkę. Nieco na południe rozdziela się na dwie: Końska Prawa i Końska Lewa.



Marzenin przy kościele




Postój pod sklepem, huann musi opłacić Okup... raczej Mały a nie Duży... no chyba że Okup Fabryczny.



Przebijamy się przez budowę S8, sprawę komplikuje to, że jest tu wiadukt S8 nad drogą lokalną, która ma dwa ronda z wjazdami na trasę, a obie te drogi lecą ponadto nad torami kolejowymi. Huann pojechał nieco inaczej i nam się zgubił, a my znaleźliśmy właściwą drogę przez ten armageddon między pędzącymi wywrotkami i zadzwoniliśmy do huanna by go nakierować do nas.



Główna atrakcja tego dnia - skansen kolejowy Zduńska Wola Karsznice. Na razie jest taki trochę na pół opuszczony i można sobie takie fajne fotki robić :-)





Rozwałka pod Gubałówką.



W międzyczasie nad nami latały F-16



A to już Zduńska Wola i dom Kolbego



Wbiliśmy się też na rynek, na teren budowy ratusza i zrobiliśmy parę fotem nim ochroniarz nas wygonił.



W temacie cyklogrobbingu i skrzynek, mieliśmy do wyboru jechać na kirkut lub cmentarz ewangelicki. Na ten pierwszy musielibyśmy jechać na zachód na Czechy, a do tego drugiego na południe na Holendry... i właśnie kierunek S wybraliśmy, ale skrzynki i tak nie znaleźliśmy.

A wyjeżdżamy drogą z dwiema jednokierunkowymi śmieszkami rowerowy... takie skrzyżowanie pasa rowerowego (kolor szary jak asfalt i kierunek jazdy), ze śmieszką (kostka), z ddrki jest tylko nazwa i znaki.




Do Strońska jedziemy Drogą Sześciuset Łat.




A oto Strońsko i kościół romański... trochę, bo nieco rozbudowali i przebudowali, ale napisy na murach i te tajemnicze otwory w cegłach są i to się liczy.





Jeszcze klimatyczny przystanek... ech, cgyby tak wszystkie takie były.



I zjeżdżamy w dół skarpy do dolin Warty. A tam bunkry Armii Łódź. Oglądamy cztery z nich, na południe jest jeszcze jeden i ruiny dwóch, ale nie mamy aż tyle czasu.






Przy ostatnim zakładam skrzynkę... siedzimy pod wierzbą, a ta na nas płacze, serio! Kapało na nas z drzewa, a my myśleliśmy że deszcz zaczyna padać.



Ruszamy w kierunku Sieradza i przeprawiamy się mostkiem o ograniczonym ruchu... a i tak jechał po nim traktor.




Wjeżdżamy do Sieradza od dupy strony po przetyrtaniu się jakimiś gruntówami (zwanych skrótem To Mi'ego), trochę oglądamy starówkę, następuje oficjalne zakończenie wycieczki w postaci szamania lodów i myk na dworzec gdzie następuje nieoficjalne zakończenie w postaci zalegania nał awce.





Jeszcze pod wieżę ciśnień po skrzynkę, gdzie na bocznicy odkrywamy nasz pociąg który czeka by wjechać na peron.





Kurczę, ale dworzec nawet jak był na żółto to był ładniejszy (link) niż po remoncie i pomalowaniu ło tak ło :-/



Identyczne dworce są też na trasie - w Zduńskiej Woli, Łasku, Pabianicach. Także w Głownie, Zgierzu, Sochaczewie, Strykowie, Błaszkach, Opatówku... gdzieś jeszcze?

Przesiadka na Kaliskiej, gdzie żegna nas huann... a m oże by do Łowicza, albo gdzie?



Jedziemy dalej, w wagonie Regio Wars. Jeszcze jedna przesiadka w Skierniewicach i krótki odcinek do domu, gdzie następuje definitywny koniec wyprawki.




P.S. Wszystkie fotki z wyjazdu w albumie na Picasie.


  • dystans 73.93 km
  • 23.40 km terenu
  • czas 04:31
  • średnio 16.37 km/h
  • rekord 30.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #2: Ner, tramwaje i cyklogrobbing

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 6

Poranek był pochmurny, przyjemnie chłodny, a chwilami pojawiała się przelotna mżawka kosmetyczna (nawilżająca). Jechaliśmy generalnie główną drogą na Konstatntynów i Lutomiersk (+ skoki w bok po skrzynki), huann stwierdził wczoraj że nie chce mu się grzać główną, wyśpi się i dobije do nas w Lutomiersku, tak więc prawie połowa trasy była tylko z lavinką.

Jedziemy wzdłuż torów tramwajowych na Konstatntynów i Lutomiersk, a potem także wzdłuż Neru.




Pierwszy postój i skrzynka - zajezdnia na Brusie. Kiedyś jak byliśmy tu z huannem, to było więcej wagoników, dało się też między nie wejść.





Potem wbijamy się i zwiedzamy PGR.





Konstatntynów Łódzki - tu min. serwisuję własną skrzynkę na grodzisku.



Jedziemy dalej między Nerem a torami tramwajowymi, ale już żaden tramwaj nas nie mija. Za to my zjeżdżamy nad Ner. Raz do rury.




Drugi raz do mostku.



A trzeci raz do mostu tramwajowego... Tutaj sprawa niejeżdżacych tramwajów się wyjaśnia. Otóż mostek tramwajowy jest w remoncie, toteż wstrzymuję się z reaktywacją w nim skrzynki. Z rozwałki też rezygnujemy, bo w międzyczasie znów zrobiło się gorąco i co gorsza wyszło słońce. Kładka na moście zdjęta, a nam nie chciało się objeżdżać więc przeprowadziłem rowery po szynie.



Po drodze jeszcze skrzynka przy klasztorze... na dziedzińcu złoty kadłubek papieża, klimatyczna droga krzyżowa, ładna brama itp.





A potem na rynek zrobić rozwałkę... dosłownie pół minuty po nas dotarł tu huann.



Dalej ruszamy razem i bardziej z wiatrem. Kościół w Mikołajewicach... niby jest tam skrzynka, ale że miejscowość ciut w bok to już nie spisywałem, jednak jakoś tak się ustaliło że podjedziemy.



Cmentarzem z I wojny rozpoczynamy cyklogrobbing, jako że po skoczeniu do Mikołajewic, ten cmentarz był średnio po drodze, zastanawiałem się nad jego opuszczeniem, ale że huann stwierdził że nigdy jakoś przy nim nie był, to postanawiamy jednak tam uderzyć, niech i nasz gospodarz zobaczy na wycieczce coś nowego.




Za cmentarzem wyjąsniło się dlaczego huann tu wcześniej nie dotarł



Po drodze w wiosce latarnie wiatrowo-słoneczne



Kolejne trzy cmentarze ewangelickie, z czego na jednym kwatera z I wojny. A obok nich skrzynki kolegi vulpeculi o którym jeszcze będzie... Między cmentarzami cegielnia, w której lavinka serwisuje swoją skrzynkę.






Dobroń - kościółek, szkoła, postój na zakupy w sklepie, a tam mżawka nas dorwała (przyjemnie chłodziła, bo słońce nadal przygrzewało) i jedziemy dalej.




Gdy przejeżdżaliśmy przez DK 14, ruchem kierowali strażacy... a z bocznej drogi dłuuuuuuuuugi korek. Coś musiało się stać i szosa zablokowana, bo ruch puścili objazdem bocznymi drogami (na szczęście tylko w jedną stronę), a do tego doszły samochody wracające z działek w okolicach.



Młyn w Talarze



Jesteśmy już blisko działki, tylko skok w bok w las po skrzynkę przy krzyżu upamiętniającym tragiczne wydarzenia sprzed kilkunastu (no może dwudziestu kilku lat).




Ale zanim dojechaliśmy, jeszcze jeden postój w interesującym miejscu.




Wreszcie dotarliśmy na działę, zainstalowaliśmy się i przyjechał kolega vulpecula z dwiema geokeszerkami, którzy też rowerowo keszowali po okoolicy. Trochę posiedzieli, a potem ruszyli w drogę powrotną. A my z buta na łąki po skrzynki nad rzeczką Grabią. Idziemy w zapadającym mroku i wstających mgłach. Do pierwszej skrzynki przy drewnianym mostku doszliśmy bez większych problemów, na drodze do drugiej stanęły nam podmokłe łąki i nijak nie udało ich się obejść... trzeba było bardzo naokoło przez las lub wieś, więc sobie odpuściliśmy i wróciliśmy gotować kolację - resztki spaghetti dla lavinki i tortellini dla mnie i huanna.


  • dystans 38.98 km
  • 18.50 km terenu
  • czas 02:43
  • średnio 14.35 km/h
  • rekord 29.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #1 nieoczekiwane spotkania

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 5

Z rana przyjechał huann i we trójkę ruszyliśmy do cukierni nabyć truskawianki, porzeczkówki i pączka z porzeczką. Tam zaczepił nasz sąsiad huanna i próbował nas poinformować gdzie możemy pojechać (akurat tego terenu o którym była mowa, huann robił mapy). A potem stwierdził:
lokals: Byłem ostatnio w takiej miejscowości pod Warszawą, tylko nie pamiętam nazwy, coś z Żeromskiego.
huann: Żelazowa Wola?
lavinka. Może Lipce Reymontowskie?
lokals: O właśnie - Lipce!

A potem już ruszamy, większość skrzynek na trasie sobie odpuszczamy by zdążyć do lasów przed upałem, tylko jedną najbardziej po drodze odwiedzamy - krzyż upamiętniający miejsce straceń powstańców styczniowych. A tam ktoś się kręci... zatrzymaliśmy się ciut z boku i po chwili nabraliśmy podejrzeń że to geocacher. Podeszliśmy (akurat się wpisywał) i okazało się że faktycznie geocacher z Redy, którego kojarzyliśmy z nicka (a on nas).



A potem do parku nad rzeczką Sokołówką. Przy dębie Kosynierze skrzynka nieznaleziona, ale przy amfiteatrze .owszem/




Nadal nad Sokołówką, ale nad stawem po drugiej stronie głównej ulicy, przez co trzeba było nieco naokoło objechać.




Wbijamy się w krzaki, a tam największa skrzynka dzisiejszego dnia... oj naszukaliśmy się, ale było warto. Bardzo ślimakowa ta pucha.





Kolejny kesz przy Sokołówce... niepotrzebnie właziłem do wody, ale przynajmniej się trochę schłodziłem. A że w lesie, przyjemnie w cieniu podczas gdy zrobiło się już upalnie, to zrobiliśmy tu sobie pierwszą rozwałkę.



Jedziemy dalej, tym razem do skrzynki której szukamy już ponad 3 lata (link). Zabawa polega na zidentyfikowaniu kilkunastu miejsc w Łodzi po zdjęciach satelitarnych, a następnie udaniu się w nie i znalezieniu znajdujących się tam wlepek... i tak przy kolejnych wizytach w Łodzi kompletowaliśmy wlepki z różnych dzielnic, aż dziś wreszcie dorwaliśmy skrzynkę finałową. Poza tym obok znaleźliśmy też skrzynkę z lavinką.



Następnym punktem jest ruinka w której nie ma skrzynki, ale jeśli nas nikt nie ubiegnie to może następnym razem założymy. Był tutaj żydowski sierociniec, a w czasie wojny ośrodek Lebensbornu. Po tym budynku zostały tylko schodki. Obok zaś są pozostałości późniejszej (sądząc po konstrukcji) budowli, niewykluczonie że nieukończonej.





Nadal upał, ale tutaj próbuje nas pokropić jednak chmura przechodzi bokiem. Jedziemy do Lasu Łagiewnickiego a tam Bzura... Bzurka... Bzurzunia... wręcz Bzurzątko.





Przy drugiej skrzynce spotykamy parę początkujących geokeszerów... w ogóle bałem się, że tutaj będzie tłoczno, ale wszyscy trzymali się blisko plaży i w miejscu skrzynkowym było zadziwiająco pusto.



Jedziemy dalej - jakieś fundamenty, miejsce pamięci , łączka z Żubrówką... szukaliśmy źródełka, czy jakiegoś kranika, ale nie, to tylko trawka rośnie, zalać trzeba własnym sumptem. Tam też potkaliśmy brata Moniki, od której był przepis na chłodnik we wczorajszym wpisie.




A przy leśnej ścieżce edukacyjnej znów spotykamy parę geokeszerów... oni skrzynki nie znaleźli, chłopak mówił że on już ją kiedyś znalazł i jej tam faktycznie nie ma. No cóż, skrzynki lubią się przemieszczać, toteż sprawdziliśmy i lavinka znalazła, Wot szto znaczit trenirowka ;-)




A wracając do tematu Żubrówki, kolejna skrzynka to Gorzelnia... a właściwie miejsce po niej. Kolejna spora skrzynka.



Kolejna skrzynka to multak (czyli skrzynka wieloetapowa), parę ray bylimy w okolicy, ale a to było ciemno, a to nie mieliśmy GiePSa... a dziś wreszcie pojeździliśmy po okolicy i dokończyliśmy. Po drodze zaliczyliśmy podjazd pod górkę, podjechałem jako jedyny bo huann miał problem ze zmianą przerzutki.



W międzyczasie zaczęły się zbierać chmury a nawet grzmieć. Pojechaliśmy w inny fragment lasu gdzie blisko siebie są trzy skrzynki. Pierwsza przy ruinach radiostacji zagłuszającej Wolną Europę (ponoć), obecnie resztki przerobione na wiatkę. Zaczęło kropić, my schowaliśmy się pod wiatkę, ale za to ludzi wypłoszyło i mimo że wkrótce przestało, to mogliśmy spokojnie odłożyć skrzynkę.



Jeszcze dwie skrzynki - przy jednej sesja z trampkiem, a drugie to była mogiła z I wojny (ponoć obok w willi był niemiecki sztab, który został zbombardowany przez rosyjski samolot).




Mieliśmy jechać jeszcze do jednej skrzynki, ale już tylko mnie ię chciało, więc zarządzamy odwrót na grilla. Jedziemy min, ulicą Warszawską, w której rozpoznaję ulicę którą pierwszy raz 9 lat temu wjeżdżałem do Łodzi.



Kawałek dalej czekając na światłach, lavinka dostrzega mijającego nas aarda, w porę krzyknęła i oto kolejne spotkanie. Chwilę postaliśmy i pogadaliśmy, a potem każdy w swoją stronę... mimo że na niebie wisiała czarna chmura burzowa, to udało się myknąć jej skrajem.



A na grillu pod kirkutem, jak to na grillu.... kiełbaska (z lavinką odmówiliśmy konsumpcji karkówki), pizzo-cebularz, ciasto z truskawkami, oraz domowej roboty nalewka, czy też likier oranżowo- caffe'owy (skusiłem się na pół kieliszka na smaczek). Z grilla zerwaliśmy się z lavinką jako pierwsi, żeby się wyspać przed jutrzejszą trasą.

Dystans żaden, ale prawie 50% terenu i to momentami dosyć ciężkiego, sporo skrzynek, a do tego upał... udało się natomiast uniknąć zlewy, jakoś się przesmyrgnęliśmy między chmurami (a np. Monikę dojeżdżającą na grilla chmura dorwała po drodze).

Więcej zdjęć w albumie Łódź pod F-16

  • dystans 110.94 km
  • 5.50 km terenu
  • czas 05:31
  • średnio 20.11 km/h
  • rekord 43.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Łódź pod F-16 / dzień #0: Krótki Upalny Kawałek

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 28.05.2014 | Komentarze 10

Żyrardów - Mrozy - Jesionka - Radziwiłłów - Skierniewice - Maków - Święte Laski - Lipce Reymontowskie - Kołacin - Brzeziny - Eufeminów - Wiączyń - Uć

Gryplan był taki - rano z Kluską na spacer, potem dopakować się, coś zjeść, napić się kawy i jak Kluska przyśnie na rower i do Łodzi... lavinka miała poczekać na babcię i dojechać wieczorem pociągiem. Ukryty sens tego panu był taki, że ja się dziś zrypię cisnąc w upale do Łodzi i nie będę tak poganiał lavinki w weekend. Zjadłem więc botwinkę i tuż przed 15 wyruszyłem. Gorąco, silny wiatr boczny, boczno przedni, a czasem boczno-tylny... przypomniał mi się Krótki Upalny Kawałek, czyli moja pierwsza wycieczka rowerowa do Łodzi, zwłaszcza że trasa w sporej części powtórzona, tyle że wtedy wszyscy napotkali lokalsi kierowali mnie na Brzeziny, to teraz jadąc w inną część Łodzi właśnie przez te Brzeziny pojechałem.

A Lipce w tym roku wcześnie przyszły... lekko nawet sierpniami dziś trąciło.



Ciekawostką były pola za Lipcami... obsiane jednym zbożem, ale mniej lub bardziej regularnie wyrastały z niego większe kępki innego zboża, tak jakby ktoś co dwa kroki dosiał garstkę innego ziarna. Początkowo pomyślałem, że w zeszłym roku pole było obsiane tym drugim zbożem, albo że domieszano je do ziarna głównego, jednak zdziwiło mnie że wyrasta one prawie zawsze kępkami, a nie pojedynczymi kłosami.




A oto i Brzeziny - pałacyk Kleiberta, obecnie Muzeum Regionalne. A obok tabliczka jakich kilka pod Brzezinami spotkałem, a konkretnie jej lewa strona ze szlakami (link).





Jeszcze przed Łodzią zaczynam cyklogrobbing i łapię dwie pierwsze skrzynki (bo miałem mały zapas czasu). Najpierw cmentarz w Wiączyniu (info).




A potem cmentarz dla zwierząt




Chwilę potem miałem dowód, że opuszczam opłotki a wjeżdżam do dużego miasta. Gdy minął mnie samochód, następny był dosyć daleko, wjechałem z bocznej dróżki na szosę i jadę... po chwili samochód mnie dogonił, ale nie mógł mnie wyprzedzić bo droga wąska, ja nie jechałem milimetr od krawędzi tylko prawie metr, a z naprzeciwka jechał inny samochód. No i biedaczek musiał nieco zwolnić, a przy wyprzedzaniu mnie obtrąbił. Nie wiem o co mu dokładnie chodziło - że nie poczekałem aż szosa będzie wolna po horyzont, czy też że jechałem tak że nie mógł mnie wyprzedzić na gazetę? Bo go te trzy sekundy zbawią.

Jakoś się dotyrtałem do huanna i Moniki, a że było trochę czasu do pociągu lavinki to zostałem nakarmiony chłodnikiem (botwinkowym), na to truskawki w bite śmietanie i cukrze, potem ciasto, drugi kawałek ciasta i dokładka chłodnika (przepis od M. podaję na samym ole ku pamięci). W trakcie obżarstwa przyszedł SMS od lavinki, że na samym starcie ogłosili 40min. opóźnienia jej pociągu. Potem to opóźnienie wydłużyło się do ponad godziny. W końcu z huannem wyjechaliśmy naprzeciw. lavinka jechała puściutkim InterRegio kilka minut za napchanym TLK. Potem jeszcze huann nas odprowadził kawałek ddr-ką... fajnie się jechało - asfalcik zero pieszych i rowerzystów, światła na skrzyżowaniach już wyłączone.

Dalej jechaliśmy już sami według instrukcji huanna, tuż przed północą wbiliśmy się w Piotrkowską w sam środek imprezy. Trzeba było jechać ostrożnie by na kogoś nie wpaść, a jechało się lepiej po wymianie nawierzchni, nocne oświetlenie też nieźle się prezentuje. Im dalej na północ, tym mniej życia nocnego, aż opuściliśmy Pietrynę i wbiliśmy się w brukowaną Nowomiejską... szlag, trzeba było jechać równoległą. Kawałek dalej zatrzymaliśmy się przy krawędzi drogi by spojrzeć w którą przecznicę skręcić, a tam jakaś pani pyta ile bierzemy za kurs... ??? ... po chwili wyjaśniła że stoimy na postoju taksówek i może byśmy rozważyli zamontowanie fotela dla pasażerów na bagażniku :-) A potem już myk do odhuanni, spaghetti i spać, bo rano trzeba wstać.


Przep. na chłodn. a''la M.!:

6 jaj.!
400 g - jog. gęs.!
Pęcz. botw. z mały. buracz.!
350 mililitrów bul.!
2 łyżki soku z cytr.!
Pęcz. rzodk.!
3 ogór. grunt. / vel 1 norm.!
1 ogór. małoso.!
2,5-3 łyżecz. koperk. śwież.!
4 łyżk. szczyp.!
sól, pieprz, cuk. do smak.!
2-5 ząb. czos. (posiek. lub prask.)!

Bot. oczyśc. i pokr. wraz z bur. i ugot. w bul. dod. soku z cytr.!
Got. wywar schł. w lod.! Do jog. dodać start. na tar. rzodk., pokr. ogór. i posiek. kop. i szczyp.
Do jog. dod. schłodz. wyw. z botw. i wszy. wymiesz.!
Dopr. sól., pie. i ewent. szczyp. cukr.
Schł. w lod. 2-3 h, pod z ugot. na twa. jajk.!
Smacz.!


  • dystans 109.34 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 05:35
  • średnio 19.58 km/h
  • rekord 35.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

myk myk między chmurami

Niedziela, 13 kwietnia 2014 · dodano: 15.04.2014 | Komentarze 9

Człowiek jeździł tyle razy przez Puszczę Mariańską, a dopiero teraz zauważyłem na skraju rezerwatu żywicowane sosny.



Smocze kurhany pod Kamionem dla wariaga




Dawny most na Rawce... kiedyś już był na blogu, ale z drugiej strony rzeki.





Krzyż upamiętniający motocyklistę, który zginął w wypadku... niby typowy widok przy drodze, ale krzyż jest jeszcze z okresu międzywojennego (KLIKnij w fotkę, by zobaczyć tabliczkę) .



A tu kapliczka z okazji 19 000 lecia śmierci Jezusa (KLIK).




Witamy w Skierniewicach :-(



Wiosenny garnizon... byłoby przyjemnie, gdyby nie ryk samochodów ścigających się w pobliżu.








W Lesie Zwierzynieckim też wiosennie



Kapliczka na wzgórzu pod Makowem... trochę zaczęło tu kropić, ale przeszło.



Nie oszczędzę Wam widoku urzędu gminy Maków ;-P



Godzianów z daleka



Najpierw Września, to może teraz na Lipce w kwietniu? Eee, może następnym razem



Byczki  - kapliczki (KLIK, KLIK, KLIK)






Jadę na przełaj do następnej wsi




Janisławice






Po drodze, gdzieś na Łupią...






Przed Kamione zauważyłem że idzie na mnie wielka, czarna chmura... w Kamionie mnie dorwała, ale ledwie skrajem, trochę popadało i poszło dalej na wschód, a ja jadąc na NE wkrótce wyjechałem ze strefy skropionej na suchy asfalt.

Tymczasem S-Ł w wiosennej szacie


Kategoria łódzkie, >100


  • dystans 144.01 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 08:17
  • średnio 17.39 km/h
  • rekord 43.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 3

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 18

lasek - Besiekiery - Grabów - Byszew - Błonie - Topola Królewska - Łęczyca - Tum - Góra Świętej Małgorzaty - Piątek - Oszkowice - Bielawy - Chruślin - Łowicz - Arkadia - Nieborów - Bolimów - Miedniewice - Żyrardów (MAPKA)



Zaczynamy od cyklogrobbingu - miejsce oznaczone na mapach jako bratnia mogiła, okazuje się mogiłą pierwszowojenną z nagrobkiem z lastriko.




Długo szukamy cmentarza... niestety screeny z dokładnymi mapami zostały w domu na karcie pamięci. Już mamy odpuścić, gdy lavinka na mapce w swojej komórce dostrzega zaznaczony cmentarz. Nie jest on całkiem dobrze zaznaczony, ale kieruje nas w dobry fragment lasu i namierzany cmentarzy. Może ewangelicki, olęderski, ale może też być wojenny.



W okolicach jeszcze ze dwa cmentarzyki, ale nie mamy czasu by do nich jechać i szukać, jedziemy więc dalej.



W pobliżu, za zagajnikiem dwa domy wapienne i ruiny ceglano-kamiennego budynku gospodarczego.



Wkrótce też natrafiamy na opuszczony i wpół zrujnowany wapienniak... Jest to budynek gospodarczy, obok w krzakach ruiny ceglanego domu mieszkalnego. Tutaj doskonale widać jego konstrukcję - obramienia otworów (okiennych, drzwiowych), naroża i poziom stropu są wykonane ze zwykłej cegły. Poza tym budynek jest obłożony wapieniem obrobionym na kształt cegły... jednak poza cegłą licową, wapień budujący ściany nie jest już obrobiony.

Pierwszy taki budynek dostrzegliśmy tuż za Koninem (tyle, że wapień licowy był nieregularny)... do Koła był może jeszcze z jeden, jednak najwięcej budynków z wapienia było między Kołem a Łęczycą (zwłaszcza od połowy między miejscowościami, a samą Łęczyca). Za Łęczycą, a przed Piątkiem też jeszcze kilka takich budynków dostrzegliśmy.

Kiedyś z huannem widzieliśmy też kilka domów wapiennych, również na północ od Łodzi (więc może wyznaczały południową granicę ich występowania), tylko gdzie to było? A właśnie, mam nadzieję że huann jako osoba bardziej znająca się na geologii wyjaśni dlaczego akurat w tym obszarze występują domy wapienne :-)





Oto jeszcze kilka fotek i przykład że takich domów spotkaliśmy więcej, ale były otynkowane.





Z ciekawostek, za Łęczycą domów wapiennych było już niewiele, za to bardzo dużo budynków z białej cegły wapienno-piaskowej (silikatowej)... na pierwszy rzut oka wyglądają niemal identycznie, bowiem podobnie lub wręcz w identyczny wzór zastosowano cegłę białą i czerwoną (co ciekawe widziałem też budynki w negatywie, gdzie budynek czerwony miał białe obramienia). Obstawiam, że takie wzory zostały zapożyczone od starszych domów wapiennych, gdzie były one uzasadnione konstrukcyjnie.

Nauczyliśmy się też odróżniać dom wapienny od siliktowego, otóż wapień-cegiełka z bliska jest bardziej nierówny i ma lekko żółtawy odcień, a cegła wapienno-piaskowa jest biała lub biało szara.



Dojeżdżamy do zamku w Besiekierach, gdzie jest pierwsza skrzynka... co my się jej naszukaliśmy. A na murach jest trochę starych napisów, oprócz tego poniżej załączam: foto1, foto2.




Postój w Grabowie, by uzupełnić żarcie... ciekawy jest dosyć długi rynek, tyle że pośrodku walnęli remizę i jest rozdzielony na dwie części.



Cholerny gender... kapliczkę syfnie odnowili, tabliczkę zamalowali i nie wiadomo czy w tej kiecce jest kobita, czy jakiś mnich albo inny święty.



A ten koleś też w jakichś fikuśnych ciuszkach, o długich włosach nie wspomnę... przynajmniej podpisany.



Byszew, pałac, kolejna rozwałka i bardzo przyjemna skrzynka... miejsce w sam raz...





Z rana jechaliśmy głównie na południe, lub południowy-wschód. Wiatr zachodni ;ub południowy trochę przeszkadał... gdy dojechaliśmy w pobliże Neru płynące pradoliną Warszawsko-Berlińską, wykręciliśmy na wschód, a wiatr w końcu zdecydował się że wieje z zachodu i ładnie nam pomagał (a był silniejszy niż wczoraj).

Tuż przed Łęczycą przejeżdżamy nad linią kolejową Kutno - Zgierz (gdzie się łączy z torem Łowickim) - Łódź



Nim kierujemy się do Łęczycy, podjeżdżamy jeszcze do Topoli Królewskiej... hmmm, kościółek miał być drewniany, a tu murowany. Po chwili okazuje się, że to zmyłka bo jest zarówno murowany, jak i drewniany.



Na mapie mam zaznaczony drugi kościółek, który okazuje się kaplicą cmentarną... robimy zdjęcia na zewnątrz i w środku (bo akurat jest otwarta), a po chwili jakiś grabarz z mordą na nas, że tu zdjęć robić nie można. W ogóle okolica sprawiła na nas niemiłe, w takim antyturystycznym podejściu wrażenie...  niby jeden grabarz to nic, ale o tym jeszcze będzie.



 Jeszcze pomnik na cmentarz (tabliczki: foto1, foto2)



I pora zawitać do Łęczycy.



Wąskotorówka Krośniewice - Łęczyca - Ozorków... czy jakoś tak.



Pomnik Bitwy nad Bzurą z tabliczkami wyrastającymi na nim jak grzyby po deszczu.



Zamek... lepszego zdjęcia nie dało się zrobić, ze względu na stojące w kadrach samochody. Poniedziałek, to i muzeum zamknięte (i tak byśmy do środka nie wchodzili), ale na szczęście jest otwarte wejście na dziedziniec.



Poczet królów Polski.



Tum, skansenik otwart w zeszłym roku, a na drugiej fotce drewniany kościółek.




Kolegiata w Tumie pod Łęczycą... jeden z bardziej znanych kościołów w Polsce, jest chyba w większości książek o historii architektury w naszym kraju... brama i wszystkie furtki zamknięte, wejście na teren niemożliwe. Nie wiem jak często mi się zdarza odbić od bramy kościoła w środku dnia (była godzina 15:00), raz na sto razy? Nierzadko nawet da się obejrzeć wnętrze zza kraty. Ale to nawet nie jakiś tam sobie kościół, to kościół w Tumie! Bluzgi poleciały pod adresem proboszcza...

Zresztą miejsce przedstawia się o tak - w najlepszym kadrze, czyli z drogi do grodziska stoją jakieś syfne szklarnie i budy. Z satelity widzę, że da się zrobić jakąś fotkę wbijając się na pola za te gospodarstwa... jeśli jakiś grabarz nie wyskoczy, że po polach biegać nie wolno.



Grodzisko, archeologów nie ma tu już od tak dawna, że połamany szlaban już pogdnił i spróchniał... ale tabliczka z zakazem wstępu nadal tu sobie stoi, a co ma się tu kto kręcić.



No nic, ruszamy na wschód - na horyzoncie Góra Świętej Małgorzaty.




Piątek... mimo że poniedziałek. Kościół pomalowany na żółto, ale wrzucam fotkę dzwonnicy, której szczęśliwie jeszcze nie odnowili.



Tradycyjna fotka przy pomniku środka Polski i ruszamy szosą główną... trochę się obawiałem dużego ruchu, bo kawałek jechaliśmy nią pod Łęczycą - ruch duży, droga wąska. Tutaj jednak droga nieco szersza, a ruch tu i teraz raczej niewielki, więc tniemy w kierunku Łowicza.




W Bielawach stwierdziliśmy, że to nie Tum jest trefny, tylko cała okolica... kolejny kościół z zamkniętym terenem (jakieś łańcuchy i kłódy, wyglądało jakby w ogóle tego kościoła nie otwierali). A t kolejny zabytek, tym razem kościołek gotycki z początku XV wieku.



Kwatera z września 1939. Jesteśmy w strefie Bitwy nad Bzurą, tutaj pochowani są żołnierze z  Wielkopolskiej Brygady Kawalerii.




Chruślin... tym razem kościół otwarty... a to dlatego że w ogóle coś tam się działo, jacyś ludzie czekali.



Jest i Łowicz, tutaj lavinka miała wsiąść do pociągu, ale nie chce jej się kołować z przesiadką w Skierniewicach i postanowiła jechać dalej, a przy okazji poprawić rekord dystansu dziennego. Trochę przy wjeździe znów źle skręciłem i nieco łukiem przez miasto, a potem wyjazd.



Dalej już jedziemy w szarówce, a potem już po zmroku to i zdjęć nie ma... zwłaszcza że jedziemy już przez znajome i obfocone nieraz tereny. Przed Łowiczem ustaje wiatr który nas dotąd ładnie popychał.
Kategoria łódzkie, wyprawki, >100


  • dystans 101.36 km
  • 10.50 km terenu
  • czas 05:46
  • średnio 17.58 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Przystanek Łowicz

Niedziela, 2 marca 2014 · dodano: 03.03.2014 | Komentarze 16

Poranek był mglisty, mokry, ale przynajmniej nie padało... wiał wiatr z SE, a więc w plecy, dlatego jechało się jak na skrzydłach, jedynie gdy miałem jeden krótki odcinek, gdzie musiałem wykręcić na E, poczułem że wiatr jest upierdliwy i dosyć zimny. ICM prognozował na dziś dwie górki wiatrowe, a pomiędzy nimi dołki... nie zupełnie bezwietrzne, ale jednak wiatr miał być nieco lżejszy. Miałem nadzieję że w drodze powrotnej trafię na taki właśnie dołek.

Zahaczyłem o cmentarz ewangelicki w Karolewie. Kiedy już tu byłem, ale wtedy był zakrzaczony i niełatwo było go znaleźć... po analizie napisów na nagrobkach, stwierdziłem że jest to cmentarz ewangelicki, ale z kilkoma nagrobkami z pierwszej wojny (okazało się, że słusznie). Ale potem zapomniałem gdzie natrafiłem na ten cmentarz i próbowałem go odnaleźć.. w Mistrzewicach miejscówka prawie pasowała, ale okazało się że to nie to. A tutaj jakoś ciągle nie było okazji podjechać, albo o tym zupełnie zapominałem. Dziś się udało, okazało się że cmentarz został ostatnio częściowo uporządkowany, nagrobki zebrane w jednym miejscu i ogrodzone.



Kapliczka po drodze



Dalej postanowiłem spróbować się przeprawić mostkiem na Bzurze, który znalazłem na mapach i satelicie. Zastanawiałem się czy jest przejazd i czy nie trzeba będzie się cofać do mostu drogowego... ale okazało się, że most jest, dojazd jest z obu stron i że wędkarze licznie tu zjeżdżają. Zakątek ładny, ale ze względu na obecność ludzi, zaśmiecony. A przejazd okazał się rozjeżdżony wertepiasto-błotnisty... jako klimatyczny skrócik niestety taki sobie.



No dobra, witamy w Łowiczu :-)


Podjechałem na cmentarz wojenny z 1939

A te wszystkie krzaki za nim to cmentarz prawosławny... na nim utknąłem na dłużej. Więcej zdjęć z niego w albumie, z dedykacją dla wariaga ;-)


Jadę na drugą stronę Bzury, aż tu nagle!


Park Błonie nad Bzurą

Pomnik... swoją drogą, przy pomniku są szeeerokie schody na wał, ale żadnej pochylni dla wózków nie zrobiono... no bo po co? Jak ktoś wlazł z wózkiem przy moście, to niech teraz sobie zapindala do jedynego wjazdu. Normalnie w dupach się  ludziom przewraca, chcieliby w kilku miejscach włazić i złazić z walu, myślą że to dla nich ten park zrobiliśmy.

Na wspomnianym wjeździe na wał wjeżdża szlak rowerowy i gdy dojeżdża się nim do szosy, jest kolejny zgrzyt... szlak biegnie dalej prosto wzdłuż Bzury, ale nie zrobiono nań jakiegokolwiek zjazdu... przez szosę się nie da, bo barierki, trzeba stromo w dół wałem, wyrąbaną na dziko ścieżką (ta wyrwa z prawej).

Mam też teorię odnośnie tego ślepego zakończenia, może tak jest specjalnie żeby utrudnić dostęp do ruin zamku? Bo z tymi ruinam toi jest niezły numer, sądząc z komentarzy, niewykluczone że to był lepszy przekręt (link) i lepiej o nich zapomnieć, a nie ułatwiać dojście.. Na terenie jakieś budy, jakieś budowle zrobione trochę po partyzancku, ogólnie dosyć słabo.


Wejście też jest w dosyć głupim miejscu zrobione  (to jest to po lewej)

Właściciel ustalił ceny z kosmosu (przypominam, że są to ruiny i może jakaś ekspozycja w nowowybudowanym budynku), chyba po to żeby nikt nieproszony mu się po terenie nie kręcił. No dobra, a o zamku poro informacji jest tutaj.

A teraz tytułowy Przystanek Łowicz (więcej zdjęć wrzucę wkrótce na blog pocztówkowy)

I inne łowickie klimaty





Takie coś na terenie zespołu szkół

A obok kościół klasztoru Dominikanów

Na ogrodzeniu JP... Jan Paweł II?

Nie! Józef Piłsudski ;-)

Kilka łowickich reperów itp.



Jeszcze trochę murali


A tymczasem od frontu


Udało mi się złapać jakiś uliczkowy kadr bez samochodów... ale mnie w Łowiczu na tych brukach wytrzęsło!



Upamiętnienie wizyty Kościuszki w Łowiczu


Stary Rynek jest cały zamieniony w parking :-/

Jeszcze poczta konna... czynna w wolne soboty


Pod basztę niestety nie dało się bezpośrednio podejść... bo plac zabaw na którego terenie się znajduje, jest zamknięty na cztery spusty i jedną kłódkę. Co z tego że w słoneczne dni jest teraz sporo dzieciaków na placach zabaw (a nawet w dni pochmurne, wietrzne i zimne pojedyncze się bawią)... jest zima i dzieci trzeba trzymać w domu, a nie po placach zabaw włóczyć.


Wyjeżdżając z Łowicza czuję klimat węzła kolejowego (stąd tory odchodzą w czterech kierunkach), przez lub pod torami przejeżdżam 4,5 raza (pół, bo ostatni przejazd był jeden, ale tory już się rozgałęziły)... na tym wiadukcie widać, że został zbudowany na linię dwutorową, mimo że obecnie jest jeden tor.



Szukam jeszcze cmentarza pod Arkadią, którego kiedy nie udało mi się zlokalizować... chyba dlatego że ten prześwit wziąłem za skraj lasu i zawróciłem. Okazuje się, że jest to mały, użytkowany do dziś cmentarzyk mariawicki, malowniczo położony w środku lasu. Ponoć najstarszy grób jest z 1916, ja znalazłem z lat 1920. (o cmentarzu).

Stopik przy kościele w Nieborowie

Tu też wmurowali po wojnie łuski pocisków (podobnie jak w kościół w Bolimowie).

Natomiast zastanawia mnie tabliczka na ogrodzeniu kościoła... co zostało sfinansowane?

A wracając chyba jednak  załapałem się na górkę wiatrową (w Bolimowie flagi na rnku powiewały jakby bardziej niż rano). W pewnym momencie łapy tak mi zmarzły, że musiałem wyjąć z sakw i założyć zimowe, genderowe rękawiczki.


  • dystans 92.66 km
  • 22.00 km terenu
  • czas 04:58
  • średnio 18.66 km/h
  • rekord 34.00 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Jak by tu złapać wiatr w plecy?

Niedziela, 29 grudnia 2013 · dodano: 29.12.2013 | Komentarze 8

Tak kombinowałem jak pojechać żeby skorzystać z wiatru... rano był południowy o średniej sile, a pod wieczór zmieniał się na zachodni i przybierał na sile. Ostatecznie ruszyłem rano pod wiatr, na szczęście nie był zbyt silny, teren był pełen lasów i zagajników, więc nieraz jechałem osłonięty lasem, a na otwartej przestrzeni nie był tak rozpędzony... dopiero przed samym Jeruzalem mocniej mi dmuchnęło w psyk, a do tego było pod górkę.

A pierwszy postój w Puszczy Mariańskiej pod Kościuszką... niedawno go odmalowali, bo wcześniej portret był kompletnie wyblaknięty (a tutaj zbliżenie Kościuszki).

Skorzystałem z okazji i obfociłem też gimnazjum z tabliczkami przed wejściem do kompletu.

Ciekawe co powie wariag na temat orzełka ;-) (tutaj powiększenie)

A potem na tej Jeruzal i w las do Gochy... Gacny. Na jednej ze starych map znalazłem młyn Gaczna, więc to miejsce raczej nazywa się Gacna. A Gocha na niektórych nowych mapach to pewnie przekręcenie nazwy ze starej nieczytelnej mapy.

A potem poszukiwania cmentarza (zapewne ewangelickiego) w Sewerynowie. W czasie poszukiwań natknąłem się na okazały dąb z tabliczką "pomnik przyrody"

W końcu znalazłem cmentarz... a w zasadzie jego zarys, bo żaden nagrobek się nie zachował... jedni stawiają tu znicze, a inni kopią doły i wyrzucają do nich śmieci. Pozbierałem te śmieci z wierzchu i przeniosłem poza cmentarz na kupkę (która nieopodal się walała). W ogóle las nienajlepiej świadczy o mieszkańcach - śmieci, poniszczone mrowiska...

A potem przez most na Rawce

I do Suliszewa... a konkretnie do młyna w Suliszewie

A pod Suliszewem... poszukiwanie rowu przeciwczołgowego. W miejscu gdzie przecina strumyk, zamienił się w fosę, a w okolicy tego miejsca w ogóle jest ładnie po bokach obrośnięty drzewami tworząc aleję.

Dalej jest już normalnie

Następnie dochodzi do pola i według satelity i map topograficznych skręca z powrotem w las... ale tam jest młodnik i rów jest zniwelowany. Wydawałoby się że to już koniec, ale jak kończy się las, w pole jest wypustka - linia drzew... z rowem!

A potem na Kamion... przeglądając ostatnio mapy na geoportalu, zauważyłem starą drogę z mostem, na mapach satelitarnych mostu już nie ma, ale... postanowiłem to sprawdzić. Miejsce ładne, łatwo dostępne ze wsi, ale przez to straszliwie zaśmiecone, jak i okoliczne miejsca nad Rawką. Nigdy nie będę w stanie pojąć, jak ludzie mogą zrobić taki chlew w miejscu w którym spędzają czas... widać ludzie to świnie i lubią spędzać czas w chlewie.

Jeszcze jaz zaraz obok na Rawce i fundamenty młyna

Co ciekawe, za jazem jest ośrodek szkoleniowy służby celnej... hmmm, tam na placu stoi sporo samochodów, widać je nawet na satelicie więc od dawna stoją, teraz wyjaśniło się co to, widać służą one do szkolenia celników.

Dalej do Puszczy bolimowskiej... ostatni odcinek wiatr był boczny, ale nieuciążliwy. Potem jak jechałem lasem, słyszałem że wiatr się wzmaga, a na koniec wyskoczyłem na drogę Nieborów-Bolimów, złapałem silny wiatr w plecy i poleciałem do domu.

Na koniec grzybki dla wariaga



  • dystans 104.07 km
  • 10.00 km terenu
  • czas 05:20
  • średnio 19.51 km/h
  • rekord 36.20 km/h
  • temperatura -2.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z przymrozkiem pod noskiem

Środa, 4 grudnia 2013 · dodano: 04.12.2013 | Komentarze 4

Żyrardów - Mrozy - Jesionka - Radziwiłłów - Skierniewice - Maków - Maków Kolonia - Wola Makowska - Sielce Lewe - Polesie - Parma - Bobrowniki - Arkadia - Nieborów - Bolimów - Miedniewice - Wiskitki - Kozłowice Nowe - Żyrardów

Rano pod wiatr, ale lekki. Według ICMu temperatura od -1 do 2°C, a według pogodynki od -2 do 0°C... wszystko solidnie zmrożone, to mogło być nawet mniej, ale na Słońcu przyjemnie ciepło, to pewnie więcej.

Nad Rawką





O, nowy witacz... tam na Maku jest Maków - kraina uśmiechu ;-)



Jeziorko w lesie Zwierzyniec było zamarznięte po całości



A oto i Maków



Hmmm...



W temacie grzybków dla wariaga...




No to pojechałem tam... kierunek północny, a wiatr tylno-boczny. Jak wykręcałem na zachód, to jakby teraz bardziej wiało (albo się wzmógł, albo tutaj na otwartych przestrzeniach bardziej się rozpędza) i od razu zimniej się robiło.

Grzyby to potężna siła górotwórcza... przynajmniej jeśli chodzi o orogenezę mazowiecką i Góry Słomme



Z tym zdjęciem miałem problem... bo Google ostatnio wprowadziło autokorektę, której nie da się wyłączyć z poziomu Picasy. Ponoć da się z poziomu G+, ale toto wywaliłem, bo tam takich wynalazków psujących mi Picasę było więcej. No i trzeba kombinować naokoło :-/ Po autokorekcie wyglądało tak:





Jedziemy dalej



I grzybki dla wariaga... od razu w postaci mrożonki





Polesie






Parma




Bobrowniki




Młyn nad Skierniewko-Łupią





Arkadia



Płotek parku w Arkadii jest wymieniany, oraz część drzew przy drodze wycinane



Tu wbiłem się w las szukać cmentarza... nie znalazłem, ale teraz na mapie z geoportalu dokładnie go zlokalizowałem i następnym razem będę wiedział dokładnie gdzie szukać.

Ale za to znalazłm takie coś i do tego grzybki dla wariaga w kwasie mrówkowym





Odtąd wiatr w plecy, a Bolimów zyskał nowy witacz (albo wcześniej go nie zauważyłem)



Albo jakoś wiatr osłabł, albo po prostu go nie czuyłem... za to w Miedniewicach wyraźnie się wzmógł, a jego siłę odczułem, jak wykręciłem by wjechać do Żyrka i miałem wiatr w pysk.
Kategoria łódzkie, >100


  • dystans 70.36 km
  • 23.50 km terenu
  • czas 04:22
  • średnio 16.11 km/h
  • rekord 29.20 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka na eSeŁkę nr 26

Sobota, 23 listopada 2013 · dodano: 25.11.2013 | Komentarze 7

Rano myk do Skierniewic z małym postojem w Radziwiłłowie... w Rawce udało się spotkać pociąg na eSełŁce.



Potem spotkanie z Werroną zdobywającą FTFa w mojej skrzynce... to jest to coś na tym słupie w drodze na górę.



I myk do Parowozowni Skierniewice, głównego celu wycieczki. Dziś był dzień otwarty... w sumie to trochę szkoda że tak rzadko da się zwiedzić obiekt, w tym roku był otwarty w 9 dni (w 8 weekendów), dlatego też do tej pory tu nie byliśmy.. Żeby chociaż latem w weekendy był otwarty i niechby za opłatą.



Trochę połaziliśmy po terenie, pofociliśmy lokomotywy...








Głównym celem było obfocenie Ty51-1, który jest bohaterem mojego quizu link.





Spotkaliśmy też znajomych geokeszerów, którzy właśnie robili ten quiz, ale korzystając z dnia otwartego weszli do środka. Potem chcieliśmy zwiedzić środek i zbiory tam zgromadzone, ale niestety nie udało się wbić... znaczy trzeba z grupą, ale pan który oprowadzał stanął przy wejściu i ględził, ględził, ględził... ludzie przestępowali z nogi na nogę, część rezygnowała, my też odpuściliśmy. Nasi znajomi ponoć chyba trafili lepiej, albo na koniec ględzenia, bo im udało się zwiedzić. Wniosek, że następnym razem trzeba się wbijać od razu do środka, jakby co jest szansa przeczekać zwiedzając jeszcze raz na zewnątrz.



Wracamy przez Puszczę Bolimowską, oto mostek na Korabiewce.




A potem wjeżdżamy przez bramę do lasu (na niej rosły grzybki dla wariaga) i potem objazd ścieżki przyrodniczej w stylu Happy Tree Friends.






A teraz Joachimów-Mogiły... jeśli chodzi o tę charakterystyczną tabliczkę, to można takie spotkać na jeszcze kilku okolicznych cmentarzach (jedną widziałem aż pod Łodzią). Na pewnym forum znalazłem takie info: Poznaję matrycę szacownego Pana Lewandowskiego. On w czasach poprzedniego ustroju za własne pieniądze, zdobywając przydziałowy cement porobił takie napisy a następnie na swoim nieodłącznym rowerku rozwoził po okolicznych cmentarzykach pierwszowojennych.




A teraz najciekawsza rzecz, na pewnej mapie znalazłem oprócz głównego i dobrze znanego kręgu cmentarza, alejkę i jeszcze jeden krąg za nim... a kawałek w bok w las kolejny! Na obydwu tak jakby krzyże (ale na tyle niewyraźne, że mogły to być kropki z oznaczeń lasu itp).

Sprawdziłem więc - w miejscu drugiego kręgu znalazłem kilka głazów... u nas takie naturalnie nie leżą w większej ilości niż jeden (a tu były ze trzy), bez żadnych jednak inskrypcji. Znalazłem też drugi krąg, jest tak wyraźny okrągły zarys, nieco więcej niż pół metra wnoszący się ponad okoliczny grunt, o średnicy... może z 10 metrów (na oko, bo nie mierzyłem).