teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113010.25 km z czego 16357.45 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawki

Dystans całkowity:2649.47 km (w terenie 370.08 km; 13.97%)
Czas w ruchu:171:50
Średnia prędkość:15.42 km/h
Maksymalna prędkość:52.50 km/h
Suma podjazdów:820 m
Liczba aktywności:56
Średnio na aktywność:47.31 km i 3h 04m
Więcej statystyk
  • dystans 80.66 km
  • 3.25 km terenu
  • czas 04:24
  • średnio 18.33 km/h
  • rekord 42.40 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wisła rzeką strategiczną, dzień 3 - Jabole we mgle

Poniedziałek, 14 września 2015 · dodano: 20.09.2015 | Komentarze 7

krzaki - Budy Opożdżewskie - Nowa Wieś - Kociszew - Grójec - Wilczogóra - Sadków Szlachecki - Teodorówka - Osuchów - Wręcza - Żyrardów
MAPA TRASY

W nocy odwiedziły nas dziki - chrumkały, ryły, a jeden stał przy namiocie i dyszał. A rano wytarabaniając się ze środka spłoszyłem sarenkę.



Jesteśmy w samym środku warecko-grójeckiego zagłębia sadowniczego, więc cały czas jedziemy przez sady... to tutaj powstał tytuł "Jabole we mgle", którym lavinka nazwała nawet całą wycieczkę.




Maryjka w Kociszewie po drodze



Poza tym po tych wszystkich pomnikach i mogiłach, zwłaszcza po tym mieczu z Powstania Styczniowego, a także tych zapachach z Warwinu, lavinka miała fazę i wpadła na pomysł napisania opowiadania o dziadku Pana Mariana (Pan Marian miał imię właśnie po dziadku), który szedł walczyć w powstaniu, wziął kosę, wziął starego jabola z piwniczki, ale nim dotarł do partyi, usiadł strudzony pod lasem, sięgnął do węzełka po flaszkę i se golnął... po czym obudził się 150 lat później w sadzie.

Dziadek wstał, zerwał jabłko i skosztował. W życiu nie jadł czegoś równie pysznego, zerwał jeszcze kilka na drogę, po czy usłyszał jakieś krzyki. W jego kierunku biegł jakiś młodzian w szarawarach z potrójnymi lampasami i wygrażał pięściami. Dziadek nie stracił rezonu i spytał:
- Gdzie ja jestem młody człowieku?
Ten nie odpowiedział, tylko kontynuował wymienianie nazw chorób, wydalin, co bardziej wstydliwych części ciała i profesji. Po czym rzucił się na dziadka z pięściami. Dziadek nie tracił czasu na myślenie, chwycił za kosę i zdzielił go bez łeb trzonkiem, aż ten nakrył się nogami obutymi w fikuśne trzewiki.
- Cie choroba, ani chybi z madziarskiej strony, albo i zamorskie.

(...)

- A powiedz mi Maryś, byłeś ty na jakiej wojnie?
Pan Marian podrapał się w głowę z namysłem, po czym niepewnie odparł:
- No byłem.
- A z kim się billiście? Z Moskalami? Z Niemcami?
- Z ZOMO.
- A co to takiego? Austryjaki może?
- Nie, Polacy - po czym,  widząc dezaprobatę na twarzy dziadka szybko dodał - ale pachołki Moskwy.
- A to dobrze - ucieszył się dziadek - rżnąć Targowicę ile wlezie!

No, takich dialogów jeszcze parę przeprowadziliśmy, po czym trafiliśmy na tabliczkę z informacją o pojemności flaszki dziadka Mariana.



Wjeżdżamy do Grójca. lavinka wspomniała ostatnio, że ciągle nam nie po drodze, albo czasu nie mamy, ale chciałaby wreszcie zwiedzić Warkę (co wczoraj uczyniliśmy) i Grójec.

Zaczynamy od kolejki grójeckiej - oto stacja



Obok wieża ciśnień (identyczna jak w Tarczynie) do której aktualnie da się wejść.




A po drodze kolejka na jednym z domów.



Jabole Grójeckie!!! :-)




Pomnik Dziadka... no to parę słów z mojej historii rodzinnej, otóż  w domu u mojego dziadka przez całą komunę stało popiersie Piłsudskiego, gdy dzieciaki pytały kto to, odpowiadał, że Dziadek. Dzieciaki rozumiały to dosłownie i o to chodziło, żeby nie wygadały się gdzie nie trzeba.



Obok w budce nabywamy bułki, ja nabyłem prostokątny z jabolem i trójkątny w wiśnią mocną... bo nie mogłem się zdecydować który kupić. A potem jeszcze ruszamy na park obfocić rzeźby.





Mały stopik na placu (w tle ratusz)




I kolejny postój przy kościele.








Przykład charakterystycznego dla Mazowsza wątku ceglanego, zwanego też wątkiem grójeckim.




Parę domów  drodze... zwłaszcza tę kamienicę focimy, bo nie wiadomo ile jeszcze postoi.




Wizyta na cmentarzu, przy kwaterze z 1939 lavinka pomaga mi odczyta kompletnie zasłoniętą przez płożące się tujkić tabliczkę



Odwiedzamy jeszcze kwaterę z I wojny i kirkut.





Po czym opuszczamy Grójec i jedziemy do domu... trasa znana więc mało fotostopów, a poza tym spieszymy się żeby wrócić o w miarę rozsądnej porze, ogarnąć się i pojechać na dworzec odebrać dziecko wracające z Warszawy.



Jedziemy przez sady i przejeżdżamy obok najwyższego punktu Wysoczyzny Rawskiej.



Mirabelki też były



Wszystkie zdjęcia w albumie Jabole we mgle na Picasie


.
Kategoria wyprawki


  • dystans 77.58 km
  • 18.00 km terenu
  • czas 05:07
  • średnio 15.16 km/h
  • rekord 30.30 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wisła rzeką strategiczną, dzień 2 - Przyczółek Magnuszewski

Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 19.09.2015 | Komentarze 9

Puszcza Kozienicka - Chodków - Studzianki Pancerne - Trzebień - Magnuszew - Kępa Skórecka - Mniszew - Rozniszew - Anielin-Kępa - Zakrzew - Warka - Budy Opożdżewskie - krzaki na skraju lasu i sadów
MAPA TRASY

Poranek na biwaku - śniadanie, kawa, pakowanie i w drogę. Kawa przy ognisku, żeby nie wystygła, a w popiele grzeje się woda do mycia ząbków.



Rypiemy szlakiem niebieskim po żwirkowanej drodze, po czym skręcamy w szlak niebieski i drogę leśną... nie utwardzoną żwirkiem, więc chwila ulgi, ale ogólnie komfort jazdy jest zbliżony, bo droga nieco piaszczysta i korzenna.




Gdy jednak wyjeżdżamy z lasu promocyjnego, zaczynają się piochy




Takim oto mostkiem przekraczamy kolejną strategiczną rzekę - Radomke i wjeżdżamy na przyczółek warecko-magnuszewski.




Najpierw jednak mały skok w bok do pomnika oddziału majora Dobrzańskiego... bo pseudonim Hubal przybrał dopiero kilka dni później po przerwaniu marszu na południe (kierunek Węgry lub Rumunia) i podjęciu decyzji o przejściu do działań partyzanckich. Swoją drogą data 1.10.1939... pytanie czy data jest poprawna, bo gdzie indziej (kalendarium) można spotkać informację, że było to 2 października. Natomiast na południe, w lesie koło wsi Łaszówka jest mogiła ułanów poległych w tej potyczce (ale nie mieliśmy tyle czasu na tak dokładny cyklogrobbing).

Aha, na stronie o oddziale Hubala jest też katalog pomników i mogił.




Jest tu też tabliczka "Szlak Bojowy 31 Pułku Strzelców Kaniowskich", który operował tu dwa tygodnie wcześniej, a jeszcze wcześniej walczył np. we Mszczonowie (tam jest pomnik, 31 pSK, przy okazji sprawdzę czy wzbogacili go o taką tabliczkę).



Gruntóeami przez las docieramy do mauzoleum w Studziankach Pancernych. Od tego miejsca powtarzamy częściowo moją trasę sprzed roku. Tutaj pierwsza większa rozwałka tego dnia. (O walkach na przyczółku i pod Studziankami - tablica 1, tablica 2, tablica 3)




Saperka lavinka melduje gotowość do budowy przeprawy pontonowej! Co? Nośność stado słoni lub pół tuzina czołgów.



Tysiąclatka pancerna w Studziankach... o widzę, że maskowanie się rozpełzło nad drzwi, a także na schody. Rok temu było go mniej.






W sklepiku pod szkołą dokonaliśmy uzupełnienia prowiantu i w drogę. Stopik na cmentarzu z I wojny światowej pod Trzebieniem, przy okazji pozbieraliśmy flaszki z terenu cmentarza i złożyliśmy w jedną kupkę przed płotkiem (jedną plastikową zabraliśmy symbolicznie ze sobą, żeby umieścić w najbliższym koszu na śmieci).



Magnuszew wita - haubica i pomnik braterstwa broni





Akurat do Magnuszewa zajechały stare traktory - nahałasowałyi nasmrodziły przy okazji



Myk na cmentarz, gdzie jest kwatera wojenna żołnierzy polskich poległych w 1939 i 1944. Przy bramie cmentarza stoją trzy tablice informacyjne o historii okolicy - o wojnie, o miejscowości, o cmentarzu itp.






A potem myk w bok, żeby nie jechać szosą główną i wzdłuż wału nad Wisłą jedziemy w kierunku Mniszewa (z w yjątkiem krótkiego odcinka udało się asfaltem), w ten sposób wjeżdżamy do jabolowej krainy warecko-grójeckiego zagłębia sadowniczego.



Wisienka na torcie, czy raczej granat w chlebaku, czyli skansen w Mniszewie. Tutaj kolejny dłuższy postój z rozwałką, zwiedzaniem, rozkładaniem namiotu (lavinka zostawiła w nim lampkę rowerową, a przy okazji podsuszyliśmy), oraz centrowaniem koła.

Skansen otwarty 10-18, wstęp 5zł (ulgowy 3zł). Rok temu ten nowy budynek był w budowie, teraz jest już ukończony, ale jeszcze nieczynny. Pani z kasy powiedziała że aktualnie zbierają eksponaty do sali muzealnej i jeśli się uda to do przyszłych wakacji otworzą.

Mapy: skansenu, walk na przyczółku, obrony na przyczółku. Tablica: walki na przyczółku




Eee... ale te transzeje to ciut za płytkie zbudowali (za to do biegania dla dzieci w sam raz). Szkoda tylko że robota wykonana byle jak, rok temu myślałem że ta folia wystaje, bo nie zdążyli uporządkować... ale teraz dalej wystaje.




W ogóle miejscówka fajna, bo nie ma zakazu włażenia na eksponaty... trzeba przyjechać tu z Kluską, zwłaszcza że jest sporo różnych wajch i pokręteł którymi można ruszać i kręcić. Do Warki można pociągiem, a stamtąd jest ok. 20km.




Kolejna miejscowość na trasie to Rozniszew. Te wyrwy w ścianie kościoła, to chyba ślady walk na przyczółku.




Po drodze na cmentarz jest Kopiec Kościuszki... tylko tablicę informacyjną niefortunnie postawili za krzakami głogu, bo krzaczki podrosły i ją zasłoniły.





A oto cmentarz i dwie mogiłyzbiorowe - jedna powstańców styczniowych i druga z I wojny.






Jeszcze jeden pomnik wojenny na wyjeździe ze wsi.




A potem myk z drogi wojewódzkiej za tabliczkami do wsi Anielin-Kępy i tam w las do miecza.



Ostatni pomnik walk na przyczółku magnuszewkim, bo za chwilę przekraczamy Pilicę i opuszczamy przyczółek.



A oto i Warka, dla odmiany mogiła powstańców styczniowych.



Rzut okiem na most kolejowy na Pilicy.



Ohel jako ostatni relikt kirkutu



Znaną postacią historyczną związaną z Warką był Piotr Wysocki. Urodził się w Winiarach (obecnie część Warki), a po powrocie z zesłania mieszkał w samej Warce.




Dom z XIX wieku, tzw. Dworek na Długiej (info i mapa trasy turystycznej)



Plac z ratuszem za Czarnieckim (postawili go tu z okazji bitwy pod Warką) i studnią przykrytą taflą szkła tak popękaną, że nie da się zajrzeć do środka.



Kościół farny, chociaż już opuściliśmy przyczółek magnuszewski, to kościół oberwał w czasie walk (info)




Kościół Mariacki (info)



Obok kapliczka słupowa




i urbexik




śmieszka rowerowa nieosłupkowana, przez co kierowcy zwężają ją przy parkingu.



Jesteśmy w Winiarach, a tu... Warwin! Normalnie symfonia zapachów! Gdy jechaliśmy obok do dworku, kolejno dolatywały nas zapachy:
1. taniego wina (aż strach było się zaciągać, żeby nie zacząć jeździć wężykiem ;-)
2. soku jabłkowego
3. drożdży
4. słodu... tak mi się wydaje

A potem wracamy i mijamy zapachy w odwrotnej kolejności, zjeżdżamy wzdłuż kanałku w kierunku skrzynki i niestety zapach zmienia się na ściekowy, to pewnie od tego co płynęło obok kanałkiem. No to szybki wpis i chodu. W sumie dziwne, bo kiedyś już tędy przejeżdżałem i nic chyba nie czułem... a dziś ten słód i drożdże czuć było jeszcze za cmentarzem.

Aż mi się przypomniały czasy młodości, gdy przyjeżdżając pociągiem, moje rodzinne miasto poznawałem po smrodzie drożdży z Polmosu....człowiek się zaciągnął i od razu wiedział że już trzeba wysiadać. lavinka też sobie przypomina, że jak jechała pociągiem do Katowic, to na którejś stacji musieli zamykać okna, niewątpliwie był to Żyrardów ;-) W ogóle waliło tutaj wtedy z jednego zakładu bardziej niż z drugiego. Śmierdziało z Polmosu, Roszarni, Zakładów Lniarskich, Bielnika, Garbarni... 

A wracając do Warwinu, produkuje on tanie wina, cydr, soki, koncentraty, aromaty... na stronie zakładu można zobaczyć jakie aktualnie produkuje wina i cydry, a na stronie winka.net także etykietki archiwalne.






A oto i dworek w Winiarach. Tu się urodził Piotr Wysocki, tu spędził dzieciństwo Kazimerz Pułaski (choć niektóre źródła błędnie podają że też się tu urodził), toteż jest tu teraz Muzeum Pułaskiego, a w parku są dwa pomniki Pułaskiego. Park i dworek niedawno przeszły rewitalizację. (info)






Jedziemy dalej i mijamy kolejną kapliczkę słupową.



Cmentarz (nadal czuć Warwin) - grób Piotra Wysockiego...



... oraz weterana Powstania Styczniowego .



Mijamy pomnik września 1939... to może nie będę się produkował, tylko zacytuję z tej strony o nim:

Rezerwiści wareccy zobowiązani moralnie do upamięt­nienia wojny obronnej Polaków w 1939 r„ sponta­nicznie, całkowicie społecznie, w ramach swoich możliwości, bez powoływania specjalnych komitetów, w kilka­naście dni postawili w 1989 r. przy ul. Polnej obelisk „1939– WRZESIEŃ-1989″! Podstawa, symbo­liczny fragment bunkrów kpt. Raginisa spod Wizny, głaz w kształcie kropli krwi, orzeł w koronie –z czapki obrońcy Polski i krzyż, który symbo­lizuje modlitwę, ostatnią nadzieję umiera­jącego na polu bitwy żołnierza polskiego.



Pomnik Lotników... pomnik już wcześniej obfociłem, więc zalinkuję tylko do wpisu na blogu pocztówkowym.



Zanim wyjedziemy z Warki mijamy jeszcze jeden pomnik




Rondko i śmieszka rowerowa... hmmm, jak to przepisowo przejechać? Chyba trzeba by wjechać na rondko, objechać je dookoła i wjechać na śmieszkę po drugiej stronie. Ewentualnie zejść z roweru i przeprowadzić po pasach.



Jedziemy za Warkę, chcemy zanocować w lesie między Warką a Grójcem. Możemy objechać od północy i stamtąd wbić się w las, ewentualnie z kierunku Warki wjechać do lasu i spróbować się przebić trochę na północ. Ponieważ jest już dosyć późno, próbujemy tego drugiego, a nie jest to proste gdy wieś jest otoczona sadami.

Jakoś udaje nam się w końcu dotrzeć jakąś dróżką na skraj lasu (zgodnie z mapą) i co dalej? Mapa wskazuje że droga biegnie skrajem lasu, no to przebijamy się skrajem lasu i sadu choć drogą trudno to nazwać. I tak dojeżdżamy do ogrodzenia... jednak odkrywamy że w lesie jest ślad tej drogi której szukaliśmy, ale że jest niejeżdżona zamieniła się w ścieżkę, która jest trochę uczęszczana. Jedziemy nią, aż się kończy i wbijamy się w gąszcz przez który nie ma szans się przebić. Cofamy się i znajdujemy przecinkę w bok... która zaraz się znów kończy... amboną. Ponieważ jest już prawie ciemno, więc decydujemy się rozbić na tej przecince, bo nie ma szans żeby coś tu wjechało (sami ledwie wjechaliśmy), a szansa że któs tutaj się przypałęta też jest mała. Ale niestety jesteśmy trochę za płytko w lesie by nie docierały do nas odgłosy wsi i drogi. Poza tym z rana trzeba będzie się cofnąć i objechać las dookoła, przez co będziemy kilka kilometrów do tyłu. Ale poza tym miejscówka spoko.

Wszystkie zdjęcia w albumie Jabole we mgle na Picasie.

.
Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 64.00 km
  • 16.50 km terenu
  • czas 04:12
  • średnio 15.24 km/h
  • rekord 29.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wisła rzeką strategiczną, dzień 1 - Przedpola Dęblina

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 16.09.2015 | Komentarze 19

Gryplan był taki - jedziemy pociągiem do Warszawy, a potem z wiatrem, z grubsza wzdłuż Wisły (bliżej lub dalej rzeki) wracamy do Żyrardowa w dwa i pół dnia... przez Kozienice, Warkę, a potem oddalamy się od Wisły i przez Grójec. Ogólnie wyszedł nam cyklogrobbing, bo co chwila jakaś mogiła, cmentarz lub pomnik wojenny.

Dęblin - Zajezierze - Głusiec- Sieciechów - Bąkowiec - Słowiki Nowe - Brzeźnica - Ruda - Kozienice - Stanisławice - Puszcza Kozienicka
MAPA TRASY

Skoroświt myk do pociągu (bilety kupione wieczorem) i starym, dobrym EN57 do Warszawy. Na Zachodniej zakupienie chleba i drożdżówek, a potem do EN57 (tym razem zmodernizowanego) do Dęblyna.



Śniadanie w Warszawie



Tu stacja Dęblin... w tle EN57 Regio malaturze lubelskiej.



Dęblin już zwiedzaliśmy, dworzec też bo raz tu wsiadaliśmy, a raz wysiadaliśmy. Teraz dofociliśmy trochę okolicę, bo poprzednio było dzikie słońce i ogromne kontrasty.





Ale nie to żeby przejechać przez Dęblin bez zatrzymywania... robimy dożynki, czyli to co wcześniej przegapiliśmy, albo nie mieliśmy czasu. Na przykład kwatera wojenna na cmentarzu, a tam groby pomordowanych jeńców radzieckich i włoskich, a obok pomnik ogólnowojenny.






Jeszcze wizyta na mogile zbiorowej z 1944. Na tym cmentarzu jest też podobnie urządzona mogiła z 1939 roku, ale nie rzuciła nam się w oczy, a nie mieliśmy tyle czasu żeby przeczesywać cały cmentarz.




Nad Wisłą jeszcze stopik przy Kopcu Kościuszki... eee, to znaczy Kościuszkowców. Otóż na początku sierpnia 1944 1 Armia LWP walczyła o przyczółki pod Dęblinem i Puławami. Pod Dęblinem przeprawiała się 1 Polska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki  (opis walk na wiki, oraz na stronie LWP, stamtąd skan mapy walk o przyczółek)

Swoją drogą, ta stronka którą powyżej linkuję może być całkiem ciekawa, w każdym razie myśl przewodnia mi się podoba -  "Ideą tego serwisu jest pokazanie obiektywnego, (na ile to możliwe), obrazu, tzw. Ludowego Wojska Polskiego (...) Jeśli w minionej epoce powstał dość "lukrowany" obraz wspaniałego wojska, którego jedynym celem była walka o ludową ojczyznę, to dzisiaj dla odmiany kreuje się wizerunek ludzi, którzy na bagnetach przynieśli znienawidzony ustrój."




A teraz my forsujemy Wisłę



W oddali dębliński most kolejowy (wpis o nim na blogu pocztówkowym)



Przyczółek dębliński zdobyliśmy bez problemu i podjechaliśmy do Kopca Kościuszki z tej strony... znaczy ten tych, no Kościuszkowców. A konkretnie jest to tzw. Kopiec Okurzały. Też go już kiedyś obfociliśmy, ale ze względu na dzikie słońce i cienie obok napisy na zdjęciach były niewidoczne. Dziś uzupełniliśmy dokumentację foto, bo warunki ku temu były idealne.




A może by na Kock? Eee, chyba jednak planowo rypniemy przez Puszczę Kozienicką na przyczółek magnuszewski.



Zjeżdżamy z szosy i jedziemy trochę asfaltami przez wsie nad Wisłą, a trochę gruntówami wzdłuż wału p.pow.



Po drodze mijamy coś, co wyglądało jakby jakieś umocnienie Twierdzy Modlin. Niedaleko jest Fort Głusiec (niedostępny, bo zajęty przez wojsko), a tutaj coś mniejszego o kształcie fortowym... niestety pośrodku zaoranego pola, jeszcze obok rolnik jeździł na traktorze, więc nie mieliśmy okazji sprawdzić co to. Ech, gdyby chociaż było niezaorane jeszcze rżysko i bez ludzi.



Zjechaliśmy na chwilę do Sieciechowa i zrobiliśmy rozwałkę na rynku




Żeby nie rypać dalej szosą główną, objechaliśmy trochę bokiem... zaczęło padać, ale przeczekaliśmy na stacyjce Bąkowiec linii Dęblin - Radom. A potem złapaliśmy szosę z kierunku Puław... która z mapy i jakości była niby boczna, ale ruch prawie jak na tej głównej. Tak dojechaliśmy do Słowików Nowych, gdzie zatrzymaliśmy się na cmentarzu, tym razem dla odmiany z I wojny, zapewne z czasów gdy wojska niemieckie, a potem austro-węgierskie szturmowały Dęblin.





Znajdź trzy różnice między napisem po polsku i niemiecku :-)




Ponieważ wariag narzeka na dobór grzybów i roślinek z dedykacją... no to dla urozmaicenia flora murkowa z cmentarza dla wariaga :-0




Wjeżdżamy na szosę główną, którą do tej pory omijaliśmy. Tu ruch z Dęblina i ten z Puław się kumuluje... dojeżdżamy do brzeźnicy, w której to jest CPR kostkowy i zakaz jazdy rowerem po asfalcie. Nam to akurat i tak pasuje, bo CPR po prawej stronie, po której cmentarz i kościół które odwiedzamy i możemy się szwendać w te i we wte.

Najpierw myk na cmentarz, gdzie jest mogiła zbiorowa.







Ponadto obok jest mogiła partyzanta Batalionów Chłopskich Andrzeja Wojciechowskiego ps. Dziewiąty... później przejeżdżamy obok miejsca gdzie zginął, a które upamiętnia tablica informacyjna (powiększenie), z której wynika że zwłoki zostały przeniesione z Brzeźnicy do Pionek (wygooglałem fotkę i faktycznie w Pionkach na Górce Partyzantów jest grób Dziewiątego ), ale na tej mogile nie ma informacji ze jest ona obecnie symboliczna... zresztą w bazie grobów ROPWiM też jest że spoczyta tutaj (link)



W Brzeźnicy kolejnym stopem jest kościół neoromański




A za Brzeźnicą myk skrótem w bok - przejazd na zadupiu. Przez  linię kolejową Bąkowiec - Kozienice (obecnie już chyba pełni tylko funkcje bocznicy do kozienickiej elektrowni), wzdłuż której jechaliśmy spod Bąkowca do Słowików.



A dalej w rejonie skrzyżowania dróg i dróżek pod wsią Ruda tablica o tym partyzancie B.Ch. a obok skrzynka z tej okazji i jeszcze resztki jazu dla urozmaicenia. Tak się zakręciliśmy, że pojechaliśmy początkowo niewłaściwą dróżką i nadrobiliśmy parę kilometrów zanim zawróciliśmy.



A potem wjechaliśmy opłotkami do Kozienic. Najpierw myk na kirkut go obejrzeć i znaleźć skrzynkę. Kirkut ogrodzony i zamknięty, ale tak to jest w tym kraju, jeśli jest ogólnodostępny, to zaraz walają się śmieci (jak w Grójcu, który odwiedziliśmy dwa dni później), albo zaraz jacyś wandale osprejują lub zniszczą (na przykład w ostatnich latach ktoś porozbijał macewy w Błoniu).

Gdy szukaliśmy skrzynki hasła do niej, obok przejechał ślub... parę-paręnaście lat temu pojawiła się moda na przejazd przez miasto samochodami z trąbieniem. Ostatnio jakby zanika, bo jakby rzadziej się takie kawalkady spotyka, chyba jednak dociera do ludzi że narobienie hałasu na całe miasteczko to jednak oznaka buractwa, ale pojawiła się jeszcze bardziej buracka moda - jeżdżenie TIRami i trąbienie. Kiedyś widzieliśmy u nas taki ślub, dwa Tiry jeździły i trąbiły od czasu do czasu... tutaj tych TIRów było z dziesięć i trąbiły non stop i musieliśmy zatkać uszy żeby nie ogłuchnąć. To chyba był najbardziej wsiowy i głośny ślub jaki spotkaliśmy, przebił nawet ten na motorach z Nieborowa (choć wtedy też musieliśmy zatykać uszy, bo każdy musiał pierdzieć swoim motorem ile się da).



A potem myk do parku i pałacu... no, ten pałac to w zasadzie budynek w miejscu dawnego pałacu, który został zniszczony w czasie II wojny i wybudowano w jego miejsc takie coś. Dobrze że walneli go teraz na biało, bo kiedyś był żółty.




Układ przestrzenny jest mniej więcej zachowany, poza tym jedna z oficyn nieźle się prezentuje (albo zachowana, albo odbudowana, nie wiem bo nie wgryzałem się na razie aż tak szczegółowa w historię pałacu). Zrobiliśmy sobie tutaj rozwałkę, bo cisza, spokój i żywej duszy nie było (urzędy urzędujące w pałacu o tej porze w sobotę nieczynne, muzeum też).







A potem objazd parku z pomniczkami.



Kolejna była Kolumna Zygmunta... ale nie tego samego co stoi na kolumnie w Warszawie (tamten Zygmuś ma numer 3, a ten numer 1 w numeracji Zygmuntów koronowanych). Kolumna kozienicka  jest też starsza od warszawskiej, to ponoć najstarszy cywilny pomnik w Polsce (z pierwszej połowy XVI wieku)... no z tym cywilnym też nie w 100%, bo jest na nim ukrzyżowanko. A kolumna jest z tej okazji, że tutaj urodził się wspomniany Zygmunt (później znany jako Zygmunt I Stary)... nie w pałacu, bo tego jeszcze nie było, a prawdopodobnie stał tu zameczek myśliwski.





W parku jest też cmentarzyk rodziny Denów (info)



Mogiła rozstrzelanych w 1943 partyzantów Batalionów Chłopskich



A dalej model mostu łyżwowego i grupa rzeźb z Jagiełłą na koniu. Otóż tutaj został zbudowany most łyżwowy (czyli na łodziach), który został potem spławiony Wisłą do Czerwińska, gdzie wojska Jagiełły przeprawiły się w drodze na Grunwald. Zabawne, że tydzień wcześniej byliśmy właśnie w Czerwińsku i faktycznie były tam pomniki upamiętniające przeprawę przez Wisłę.

Szkoda tylko że most nie jest przez cały stawik i że nie można na niebo wchodzić... bu!





Po parku odwiedzamy cmentarz, a tam kwaterę Legionów Polskich. Oprócz żołnierzy poległych w walkach i zmarłych w kozienickim szpitalu, pochowano tuta kilku weteranów.








Obok jest też kwatera z 1939 roku




A dalej z kolejnych lat II wojny i lat powojennych. Jest to właściwie grupa grobów indywidualnych, które możemy podzielić na trzy kategorie (według napisów na nagrobkach i dat):
- zginął śmiercią bohatera, albo w bohaterskiej walce z okupantem - groby z 1944, zapewne partyzanci, lub członkowie konspiracji
- zginął śmiercią tragiczną. - groby z 1945 i 1946, czyli już po przejściu frontu
- zginął w obronie władzy ludowej - lata 1945-47, tutaj pewnie trzeba by poczytać o partyzantce antykomunistycznej w Puszczy Kozienickiej





W tej ostatniej grupie mamy członka ORMO, oraz funkcjonariuszy MO tu skróty są w miarę oczywiste.

Przy niektórych jest też stopień BP ... chodziło tutaj o coś podlegającego Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Pytanie co konkretnie, może żołnierzy z KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale można też spotkać określenie Korpus Bezpieczeństwa Publicznego), czy  funkcjonariuszy UB (czyli kwestia doboru liter do skrótu z nazwy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego)?

Jest jeszcze jeden tajemniczy skrót, jest jeden podchorąży I PWP (zginął śmiercią tragiczną w grudniu 1945)... czy chodzi o 1 pułk Wojska Polskiego, czy może cuś innego?



Jedziemy dalej, ponieważ robi się późno, odpuszczamy kilka mogił i cmentarzy z I wojny i 1939 pod Kozienicami... może moglibyśmy o jeden czy dwa zahaczyć, ale że są w lesie, to i tak było już za ciemno na robienie zdjęć.

Z Kozienic wyjeżdżamy kostkowym CPRem... zresztą nawierzchnia drogi nie lepsza. Oczywiście brak przejazdów (lavinka prezentuje jak przepisowo należy pokonywać przejścia dla pieszych), do tego obniżenia przy wyjazdach z posesji, a kostka wyoblona. Dlatego jak się zaczyna asfalt, olewamy CPR i jedziemy dalej ulica.



Dalej jest jeszcze lepiej - przejazd kolejowy przez bocznicę do elektrowni.... napis na tabliczce głosi "Zachowaj ostrożność. Przeprowadź rower na drugą stronę torów". Tjaaa, każdy normalny rowerzysta, który do tej pory jeszcze wytrwał na CPRze, właśnie w tym momencie zjeżdża na asfalt (a z drugiej strony i tak nie ma na niego wjazdu).



Aż do momentu gdy zmienia stronę ulicy (oczywiście bez przejazdu), by skończyć się sto, może dwieście metrów dalej.

Nie myślcie że oni są takimi mózgowcami że naraz wymyślili wszystkie te urozmaicenia dla rowerzystów, o nie, robili to na raty. Na ortofotomapie widać, że CPR kończy kończy się przed przejazdem kolejowym. Na Street View jest do przejazdu na drugą stronę ulicy, dopiero na satelicie jest całość.



Przejeżdżamy przez wieś Stanisławice, na szczęście nie ma tu już żadnych udogodnień dla rowerzystów. Czujemy się trochę jak w kieleckiem - długa wieś i dosyć istotne przewyższenia. Po czym wbijamy się w Puszczę Kozienicką i odbijamy w gruntówę w bok. Na początek w miarę przyzwoita.

Mijamy mostki wąskotorówki - okazuje się że Austriacy budowaliw czasie I wojny kolejkę leśną z Garbatki do Słowików i Czterech Kopców (czyli ten który mijamy). Po II wojnie powstała też wąskotorówka w Pionkach, później połączona z tą (tutaj trochę informacji o nich)



Przejeżdżamy przez szosę, a tu znowu dobre rady ud Janusza.



Tam trafiamy na wiatki itp. Gdyby nie ruchliwa szosa obok, byłoby to przyjemne miejsce na postój. lavinka miała tylko dylemat, jak na tym stojaku przypiąć rower U-lockiem, albo  łańcuchem.




Za szosą nawierzchnia się pogarsza, bo jest wysypana żwirem i nie posypano go ziemią, w związku z tym da się jechać tylko ubitymi koleinami a i tak jest dosyć wertepiasto. Pewnie specjalnie dla rowerzystów przygotowali tę nawierzchnię.

Robi się coraz ciemniej, więc robimy skok w bok w las i znajdujemy miejscówkę na biwak.
Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 60.85 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 03:57
  • średnio 15.41 km/h
  • rekord 37.90 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 5: O żesz ty w cara Mikołaja!

Wtorek, 5 maja 2015 · dodano: 13.05.2015 | Komentarze 0

Dalszej pełnej relacji nie będzie, bo na koniec pisania, gdy zapisałem i opublikowałem bikestats wszystko mi wykasował :-/ Wrzucam skróconą fotorelację.

las pod Górą Prowały - Radziwiłłówka - Adamowo-Zastawa - Koterka - Tokary - Klukowicze - Jancewicze - Zubacze - Czeremcha (MAPKA)

gminy: Nurzec-Stacja, Czeremcha (woj. podlaskie)

Picasa - galeria zdjęć

źródełko pod Górą Prowały





Góra Prowały


.


Koterka







Topkary










Grodzisko pod jancewiczami






Zubacze





Niemieckie mydełka RIF z czasów II wojny




Trasa kolejki



Czeremcha













Szynobus 222M którym wracamy (zobacz też na Pocztówkach)


Kategoria wyprawki, podlaskie


  • dystans 71.99 km
  • czas 04:43
  • średnio 15.26 km/h
  • temperatura 48.5°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 4: Leniwy poniedziałek

Poniedziałek, 4 maja 2015 · dodano: 13.05.2015 | Komentarze 0

Dalszej pełnej relacji nie będzie, bo na koniec pisania, gdy zapisałem i opublikowałem bikestats wszystko mi wykasował :-/ Wrzucam skróconą fotorelację.

las - Rokitno - Klonownica Duża - Janów Podlaski - Stary Bubel - Gnojno ~~prom~~ Niemirów - Mielnik - Radziwiłłówka - las pod Górą Prowały (MAPKA)

gminy: Janów Podlaski, Konstantynów (woj. lubelskie), Mielnik (woj. podlaskie)

Picasa - galeria zdjęć z wyjazdu

Rokitno k. Błonia ;-)




Klonownica Duża (zobacz też na Pocztówkach: Pamiątka Swobody Religijnej )




.Janów Podlaski







Stadnina w Janowie Podlaskim






Cmentarz koni




Tradycyjna rozwałka tamże



Słuszny to kierunek





Stary Bubel




Gnojno





I znowu patrz: Pamiątka Swobody Religijnej )



Widok na Bug



Słynna droga rowerowa do promu



Prom Niemirów-Gnojno (zobacz też na Pocztówkach)



Niemirów



Bunkier Linii Mołotowa (patrz na Pocztówkach)




Mielnik - na początek kopalnia kredy








Kolejny kamienny bunkier Linii Mołotowa (patrz na Pocztówkach)



Trzeba się wdrapać na wał morenowy




Wieża widokowa z okazji bruku morenowego na szczycie wału




Dowód na to, że wszechświat się rozszerza




  • dystans 75.79 km
  • 11.00 km terenu
  • czas 05:04
  • średnio 14.96 km/h
  • rekord 32.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 3: Czeremcha forteczna

Niedziela, 3 maja 2015 · dodano: 11.05.2015 | Komentarze 8

Las Zaścianek - Dobromyśl - Kodeń - Okczyn - Kostomłoty - Dobratycze - Lebiedziew - Zastawek - Kobylany - Terespol - Łobaczew - Koroszczyn - Malowa Góra - Kołczyn - Olszyn - las MAPKA

gminy: Kodeń, Terespol wiejska i miejska, Zalesie, Rokitno
mezoregiony: Równina Kodeńska, Polesie Brzeskie, Równina Łukowska

Zieeew, wstajemy rano, zbieramy się jedziemy  z powrotem piaszczystą drogą... a tam czyhają na nas bociany. Sio, a kysz! Kluska nie potrzebuje siostrzyczki ani braciszka. Kurczę, może wyjazd na Podlasie i Polesie to nie był dobry pomysł? Tylu bocianów w 4 doby dawno nie widzieliśmy.



Dojeżdżamy do Kodnia, tam rzut oka na ruinę dzwonnicy (jeszcze unicka) obok nowej cerkwi prawosławnej.



I wbijamy się na teren Kalwarii Kodeńskiej, zanim pojawią się ludzie utrudniający robienie zdjęć i szukanie skrzynek... pod bazyliką już były zaparkowane samochody, więc nie trzeba było się spieszyć z robieniem zdjęć. Podejście było słuszne, bo wkrótce zaczęły się całe tłumy przewalać przez kalwarię, a na trawniku pod cerkwią parkowały samochody (mimo zakazu wjazdu) psując kadry.

Najpierw perełka - dawna cerkiew zamkowa z ok 1540 r. Najpierw prawosławna, potem unicka, a potem od 1805 przestano odprawiać nabożeństwa ze względu na zły stan budynku... dlatego nie była ponownie prawosławna. Za to w międzywojniu po remoncie była użytkowana jako cerkiew neounicka. Po II wojnie kościół katolicki.





Obok kaplica zbudowana na fundamentach dawnego arsenału.



Resztki zamku Sapiehów (powiększenie tabliczki)... może jeszcze fotka ruiny w 1936 gdy było pięterko. W latach 1970 resztki zostały przykryte płytą, która służy jako ołtarz w czasie większych imprez kościelnych. Niestety wygląda to dosyć słabo, żeby chociaż nie wystawała poza obrys murów. W piwnicach urządzono Martyrologium i Pijalnie Wody ze sklepikiem z pamiątkami... wszystko było akurat nieczynne, bardzo proturystyczne podejście.




Studzienka :-)



Kalwaria - droga jakaśtam



My tymczasem udaliśmy się ścieżką spacerową na granicę i zrobiliśmy sobie rozwałkę.



Po lewej Białoruś, po prawej Polska, a środkiem Bug płynie



Klasztor i bazylika



Bazylika w której znajduje się obraz Matki Boskiej Kodeńskiej (tudzież Królową i Matką Podlasia, lub Matka Boska Gregoriańska, ewentualnie Matka Boska z Guadalupe). Kościół w latach 1875-1917 był cerkwią prawosławną i na ten czas obraz trafił do Częstochowy).

Z obrazem wiąże się ciekawa historia - otóż ponoć został namalowany w VI wieku dla papieża Grzegorza I, jako kopia słynnej rzeźby Matki Boskiej z Guadalupe. Ponad tysiąc lat później do Rzymu pielgrzymuje Mikołaj Sapieha Pobożny, po tym jak zachorował, prawdopodobnie na jakąś chorobę tropikalną. Choroba ustępuje po modlitwach przed obrazem i Mikołaj próbuje go zdobyć, początkowo drogą legalną, a jak się to nie udaje, więc w 1630 kradnie go z kaplicy papieskiej i ucieka.Ucieczka jest brawurowa, bo kradzież wykryto i cała Italia została postawiona na nogi by go złapać, ale Mikołaj omija drogi, miasta i ze zbrojnym orszakiem przedziera się przez góry. Tak obraz trafia do Kodnia.

Ale to ponoć tylko legenda, człowiek zagląda do Wiki i okazuje się że najprawdopodobniej obraz został kupiony w Hiszpanii.



Pałacyk Placencja... pewnie był tam jakiś kucharz z łowickiego i smażył placencje ;-)




Cerkiew w Kostomłotach, pierwotnie unicka, od 1875 prawosławna, a od 1917 neounicka (ponoć były zatargi o cerkiew z prawosławnymi mieszkańcami). Po II wojnie była jedną z 4 parafii neounickich które pozostały w Polsce, a z czasem ostatnią i tak jest do dziś. Polecam historię na stronie parafii, można na przykładzie jednej wsi poczytać jak wyglądała  sytuacja po  wydarzeniach 1875 czy 1905 roku (o których pisałem wcześniej), a także sytuację neounitów w latach późniejszych...

No dobra, to może parę słów o neounii. Otóż Kościół Unicki został zlikwidowany w zaborze rosyjskim w latach 1839 i 1875 (Krolestwo Polskie), po ukazie tolerancyjnym w 1905 część dawnych unitów przeszło z prawosławia na katolicyzm. Natomiast po odzyskaniu niepodległości była możliwość odnowienia unii w dawnym zaborze rosyjskim i ponownego nawrócenia z prawosławia.... mimo że funkcjonował kościół unicki z zaboru austriackiego, jednak był on mocno proukraiński (Ukraiński Kościół Greckokatolicki), powstał więc kościół neounicki (Kościół katolicki obrządku bizantyjsko-słowiańskiego).... paradoksalnie po II wojnie większość neounitów wysiedlonow czasie Akcji "Wisła" jako Ukraińców.

Tuż przed nami na miejsce dotarła wycieczka autokarowa i musieliśmy się nieźle nagimnastykować i naczekać żeby zrobić zdjęcia bez pałętających się ludzi, czy robiących sobie zdjęcia pod świętymi. Akurat trwała msza, ksiądz prowadził ją po polsku bez akcentu, natomiast śpiewał w cerkiewnosłowiańskim mocno ze wschodnia zaciągając. Śpiew babć to zupełnie inna kategoria ;-)






Dalej jedziemy wałem wzdłuż Bugu... bardzo malownicza trasa z kwitnącymi krzaczkami czeremchy i gruszy przy drodze, oraz mleczowymi łąkami.





W tym rejonie była grupa gospodarstw, których już ie ma, a administracyjnie należały do Kolonii Kostomłoty i Kolonii Dobratycze.




W rejonie Kolonii Dobratycze zauważyłem jakieś tajemnicze wzgórki... jako że wjeżdżaliśmy w zasięg Twierdzy Brześć wyraziłem przypuszczenie że tutaj mogły być jakieś ziemne umocnienia. Widziałem w opisie twierdzy że różne takie były, zwłaszcza zbudowane w latach 1914-15, ale nie spisywałem ich bo i tak nie mielibyśmy czasu ich szukać, zwłaszcza że pozostały tylko jakieś wały, rowy... Okazało się że miałem rację, był to półstały Fort I, którego budowa ruszyła w maju 1914. Był to Fort II pierścienia i podobnie jak inne mia to być fot stały, ale ze względu na wybuch wojny powstał fort półstały.



Takie tam w okolicy :-)



Dobratycze, cerkiewka prawosławna. Pierwsza  drewniana cerkiew we wsi była unicka, a od 1875 prawosławna, na początku XXw. rozebrano ją , bo wybudowano nową, murowaną... która została zniszczona w czasie wojny - pierwszej lub polsko-bolszewickiej.

Ta cerkiewka została wybudowana na początku XXw. w Cycowie (wg innego źródła w Pniównie). Funkcjonowała do I wojny światowej, kiedy ludność wsi udała się na bieżeństwo (ucieczka ludności, gł. prawosławnej przed frontem wgłąb Rosji). Potem chyba nadal nie funkcjonowała (z naciskiem na chyba) i w 1956 została przeniesiona na cmentarz do Białej Podlskiej (tamtejsza cerkiew została bowiem spalona w 1938 w czasie akcji polonizacyjno-rewindykacyjnej). Po wybudowaniu nowej cerkwi, ta została przeniesiona do Dobratycz w 1993



A obok cmentarz






Zastawek - mizar, czyli cmentarz tatarski. Powierzchniowo porównywalny z tym w Studziance, ale dużo mniej tutaj nagrobków, w miejscu o największym ich zagęszczeniu jest tyle ile w Studziance średnio, a na dużym obszarze nie ma ani jednego, lub pojedyncze. Tutaj oprócz kamieni, jest też kilka steli.





Linia do Terespola, na przejeździe (video)
- BHP, przetacza na drugi tor!
- Chyba już na trzeci...





Pomnik upamiętniający bitwę pod Kobylanami 5 lutego 1919, były to walki mające na celu zajęcie Twierdzy Brześć... bowiem wycofujące się wojska niemieckie miały zamiar przekazać twierdzę Ukraińcom (opis tych wydarzeń)




Strzelnica portowa... to co, wchodzimy? Częściowo na terenie fortu jest strzelnica, ale obecnie częściowo jest opuszczona, dzięki czemu fort da się zwiedzać bezpiecznie (część użytkowana jest nieco z boku). W pobliżu (nieczynnej dziś) strzelnicy piknikowały dwie grupy rowerzystów.





Oto Fort K (Kobylany), czyli drugi na trasie fort zewnętrznego (drugiego) pierścienia fortów. Budowany od 1912, ale nim go całkowicie ukończono wybuchła I wojna, toteż nie zdążono umieścić kopuł pancernych, czy wybudować koszar szyjowych koszary tradytorami bocznymi i kaponierą szyjową według projektu, a zamiast tego dokonano prowizorycznego wykończenia fortu (więcej o forcie)

Tutaj powstał podtytuł dnia, bowiem na terenie fortu kwitł kilka dorodnych krzaków czeremchy i trochę malutkich krzaczków.




Dzisiaj sporo osób tu było, jak wychodziliśmy z tuneli, akurat jakaś grupka się wbijała... jedna dziewczyna jednak stanowczo odmówiła wejścia do środka.



Stalaktyty są u góry, stalagmity u dołu, s stalagnaty u góry, dołu i pośrodku... a jak coś jest tylko pośrodku, to jak się nazywa? To na zdjęciu poniżej jest właśnie pośrodku, coś kapie z góry, ale zatrzymuje się przy ścianie i sobie wisi przyklejone.



Na terenie fortu widzieliśmy kilka, a może nawet kilkanaście takich oto tajemniczych segmentów.



Jedziemy dalej, przejeżdżamy obok kolejnego obiektu Twierdzy Brześć - prochowni w Kobylanach wybudowana tuż przed I wojną (tutaj więcej o niej)



W pobliżu pomnik Wrota Wolności z kawałka muru berlińskiego (to już drugi na trasie, pierwszy był w Międzyrzecu Podlaskim), oraz wbitą w niego cegłą ze Stoczni Gdańskiej (tabliczka informacyjna)



Kolejny obiekt to Koszary Obronne (a w pierwszym planie znów te tajemnicze segmenty). Na satelicie widać że ten obszar obok koszar był zarośnięty krzakami, a niedawno zostały one wykoszone. Obok koszar i w środku prawie nie ma śmieci, więc chyba zostały sprzątnięte. Niestety mieliśmy pod słońce (podobnie jak przy prochowni), więc zdjęcia jak widać... (więcej informacji o koszarach)





A to nie duchy, tylko moje cienie... w tym miejscu światło wpdało po skosie z dwóch otworów, stąd podwójny cień na ścianach.



Wjeżdżamy na chwilę do Terespola... szosą główną, droga szeroka z asfaltowym poboczem, a ruch nieduży. Ponieważ były jakieś łagone zjazdy i podjazdy wykorzystałem to by rozpędzić się i wreszcie mieć jakąś nieco wyższą prędkość średnia, bo do tej pory jechaliśmy terenami tak płaskimi, że Vmax to jakaś żenada.... teraz przekraczam 30 km/h wow!

Obelisk Drogi (Pomnik Budowy Szosy Brzeskiej Brzeskiej), odsłonięty w 825 roku, upamiętnia budowę brukowanej szosy Warszawa - Brześć. Drugi bliźniaczy obelisk jest w Warszawie. Są na nim płaskorzeźby ze scenkami budowy drogi i wdoczki trzech miast - Warszawy, Siedlec i Brześcia.





Prochownia w Terespolu... zdjęcie na dużym zoomie. Teoretycznie można ją zwiedzać codziennie od maja do października 10-14, a w niedziele 15-17 (ifnormacja na tablicy)... jest maj, jest niedziela, jest tuż po 15-ej, brama zamknięta na głucho. W tygodniu to pewnie przynajmniej dałoby się wejść na teren (jest na nim jest jakiś parking, może magazyny cy cuś) i cyknąć przynajmniej fotki z zewnątrz. (opis prochowni)

Z ciekawostek dodam, że gdyby nie oszustwo graniczne w 1939 (artykuł o tym wydarzeniu), być może moglibyśmy pojechać zwiedzić Umocnienie Terespolskie, jednak granica w tym miejscu nie została poprowadzona Bugiem, a fosą zewnętrzną owego uocnienia... i tak zostało do dziś, a umocnienie jest na terenie Białorusi. Kilka lat temu czytałem artykuł o planach odbudowania Mostu Warszawskiego prowadzącego z Umocnienia Terespolskiego do Terespola  i utworzenia na nim przejścia turystycznego... ale na razie nic z tego.



Dobra, jedziemy dalej - kolejny obiekt na trasie to tym razem Fort VII Łobaczew (info o forcie) z I pierścienia fortów, który budowano w latach 1878-1888 (info o I pierścieniu). Pozwolę sobie zacytować:  Fort VII zbudowany był według zmodyfikowanego w 1879 roku typowego projektu "umocnienia nr 2". Projekt pochodził z opracowanego w 1874 roku w Głównym Zarządzie Inżynierii atlasu gotowych planów standardowych fortów, z którego skorzystano przy rozbudowie Twierdzy Brzeskiej.

Teren bardzo przyjemny, ale blisko okolicznych wsi i Terespola, toteż strasznie zaśmiecony... oprócz nas była grupa pijanej młodzieży.




Czeremcha forteczna :-)



Tutaj lavinkę dopingowali wędkarze z drugiego brzegu



Dalej jedziemy brukowaną drogą rokadową... jak najlepiej jeździć rowerem po taki bruku? Otóż odpowiedź brzmi - wcale... najlepiej pojechać ścieżką obok. Przy drodze również kwitnie czeremcha.




Niedaleko jest jeszcze jeden fort z II pierścienia, ale jest już późno i sobie go odpuszczamy, zwłaszcza że zadrzewiony i chyba trzeba by się nakombinować  żeby dostać się do środka. Może kiedyś.

Mijamy pomnik niepodległości którego budowę rozpoczęto w międzywojniu (tabliczka). Został zbudowany na cerkwisku, gdzie dawniej stała cerkiew unicka, od 1874 prawosławna, spalona w 1915.




Jedziemy teraz dalej, bo sporo było dziś zwiedzania, co zmniejszyło pokonany dystans... chcemy jak najdalej dotrzeć przed zmrokiem.

Po drodze kościół w Malowej Górze



W końcu znajdujemy przyjemny, choć strasznie dziurdziołowaty w podłożu lasek. Kolacja przy ognisku i lulu.



Więcej zdjęć na Picasie

.
Kategoria wyprawki, lubelskie


  • dystans 99.09 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 06:08
  • średnio 16.16 km/h
  • rekord 25.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 2: Cerkiew w stylu zachodniopoleskim

Sobota, 2 maja 2015 · dodano: 08.05.2015 | Komentarze 10

lasek - Polskowola - Brzozownica Mała - Przychody -  Misie - Międzyrzec Podlaski - Żerocin - Strzyżówka - Witoroż - Wólka Korzczowska - Kozły - Łomazy - Studzianka - Ortel Królewski - Kościeniewicze - Piszczac - Połoski - Zahorów - Las Zaścianek MAPKA

gminy: Międzyrzec Podlaski wiejska i miejska, Drelów, Łomazy, Piszczac, Tuczna (woj. lubelskie)
mezoregiony: Równina Łukowska, Zaklęsłość Łomaska, Równina Kodeńska

Zbieramy się skoroświt i po śniadaniu jedziemy dalej... co do tytułu dzisiejszego dnia, to jest to oczywiście okołoeskapebolski dowcip. Coś podobnego ktoś rzucił bodaj w Norwegii pod kościołem słupowym - "Jest to cerkiew w stylu zachodniołemkowskim... a może zachodnionorweskim" ;-) A dziś było po drodze sporo drewnianych kościółków i cerkiewek.

Wieś Polskowola (d. Polska Wola)... do 1919 wieś nazywała się Ruska Wola  ;-) Obecny kościół został wybudowany w 1921. Znalazłem też informację, że wcześniej była tu cerkiew prawosławna zmieniona na unicką, a potem znów na prawosławną... ale co się z nią stało?





Jedziemy do Międzyrzeca Podlaskiego, zwiedzanie zaczynamy od parku przypałacowego, gdzie wbijamy się do opuszczonej gorzelni






Znajdujemy w parku skrzynkę i robimy sobie rozwałkę na rurze, obok której kwitnie czeremcha... gdzieś w tym rejonie stała się ona motywem przewodnim wycieczki i powstał tytuł - tu, albo w lesie za Międzyrzecem.




Kościół pw. św. Piotra i Pawła. Wybudowany w XVIII wieku jako cerkiew unicka, potem od 1875 cerkiew prawosławna, a obecnie kościół katolicki.

Daty 1839, 1875 i 1905 będą się non stop pojawiać przy obiektach sakralnych na naszej trasie. W skrócie - 1839 to likwidacja i przyłączenie do cerkwi prawosławnej kościoła unickiego w zaborze rosyjskim (patrz synod połocki) - wiki), pozostała tylko diecezja chełmska w Królestwie Polskim zlikwidowana w 1875. Natomiast w 1905  car wydał tzw. ukaz tolerancyjny, czyli wprowadzający tolerancję religijną. Min. odstępstwo od prawosławia nie miało już być ścigane prawem... dawni unici mogli więc przejść teraz z prawosławia na katolicyzm (bo kościół unicki nie został przywrócony). Zdaje się, że zostały zniesione inne obostrzenia dotyczące innych wyznań, czyli np. kościoła katolickiego, ale szczegółów nie znam.



Wjeżdżamy do centrum, boczne uliczki kompletnie zakorkowane, również główna się korkuje gdy ktoś chce skręcić w bok... a my boczkiem myk myk.

Pomnik przy rynku - tu znajdował się Pomnik bohaterów 1918 r. (tak wyglądał) zniszczony w czasie II wojny. Po wojnie został jako tako odbudowany i oprócz listy osób zabitych 16.Xi.198 (tzw. Krwawe Dni Międzyrzeca - wiki, zobacz też mogiłę zbiorową na cmentarzu), jest na nim obecnie upamiętnienie II wojny z listą  pól bitew i miejsc kaźni.




A to dawna cerkiew pw. św. Mikołaja - najpierw unicka, potem prawosławna, a obecnie kościół katolicki  pw. św. Józefa. A tak wyglądał jako cerkiew. Zanim postawiono cerkiew murowaną, była tu drewniana - najpierw prawosławna, a po Unii Brzeskiej unicka. Tutaj też nas pytali skąd, dokąd...




Golgota Wschodu z tablicą upamiętniającą katastrofę... tfu, chciałem napisać zamach smoleński ;-)




A to Pomnik Wolności z kawałkiem muru berlińskiego.



Postój pod marketem, ja uzupełniam zapasy, a lavinka pilnuje suszącego się namiotu.



Wyjeżdżając z Międzyrzeca oglądamy jeszcze dworzec na linii terespolskiej (Warszawa - Siedlce - Łuków - Międzyrzec Podlaski i Terespol)... gdy się kręcimy i robimy fotki, jakiś chłopak siedzący w samochodzie pyta nas się czy czegoś szukamy, a poza tym skąd dokąd...



Po drugiej stronie torów natykamy się po raz pierwszy na szlaki rowerowe Podlasia Południowego. Tutaj jest mapka. Wydawało nam się, że to są numery szlaków, a tu okazuje się że punkty węzłowe i docelowe zostały ponumerowa i na drogowskazach są strzałki do których kolejnych punktów można stąd dojechać. Fajnie że na mapie zostały wyróżnione odcinki terenowe... ale trzeba uważać, bo w te utwardzone wliczane są bruki ;-)



Dalej asflatem przez las... przynajmniej według mapy była to droga asfaltowa, a nawet trochę jeszcze jest, bo miejscami już w znacznym procencie gruntowa. Zresztą fragmentami gruntowymi lepiej się jechało niż tymi z zachowanym asfaltem... taki wertep. Ale ltrasa przez las przyjemna i z czeremchą :-)






Za lasem krzyż z tabliczką bardzo na miejscu. Tak na marginesie - we wsiach od Łukowa, aż do Buda (potem już się tak nie przyglądaliśmy) bardzo dużo krzyży i kapliczek we wsi... przy co czwarte, trzeciej a momentami co drugiej chałupie. Do tego obowiązkowo za wsią, przed wsią i na skrzyżowaniu. A także na zakręcie gdzie ktoś się zabił.




Witoroż - modrzewiowa cerkiew z 1739, najpierw unicka, od 1875 prawosławna, od 1919 kościół katolicki, od 1940 znów cerkiew prawosławna, a od 1946 ponownie kościół katolicki. Zaczyna się robić ciepło, więc zakładamy sandałki... ale nie aż tak ciepło, więc wkładamy do nich skarpetki :-)






Rzeczka Rudka



Łomazy... historia kościołów (katolickich) w Łomazach jest bardzo ciekawa, były tu bowiem kolejno cztery kościoły drewniane:
1. kościół - zbudowany w 1451, spłonął w 1657
2. kościół - zbudowany w 1658, spłonął w 1789 (?)
3. kościół - ufundowany w 1783 (?) przez  króla Stanisława Augusta, spłonął w 1795
4. kościół - zbudowany w 1852, spłonął w... eee, został zamknięty przez władze carskie w 1875 i rozebrany w 1888
5. kościół, tym razem murowany...  zgodę na jego budowę uzyskano dopiero w 1906 po ukazie tolerancyjnym, ruszyła budowa i ukończono go w 1911. Nie spłonął (odpukać w niemalowane) do dziś

Daty trochę nie banglają, ale co ja poradzę... mam je z dwóch źródeł - źródło 1, źródło 2



Jeszcze pomnik w środku wsi



Za wsią trafiamy na drogowskaz. Trochę nam to nie po drodze i gruntówą, więc nie jedziemy, ale okazuje się że za murem jest kirkut z mogiłą zbiorową.






Z cyklu Kapliczki



Pole bitwy pod Łomazami... tak, tutaj w 1769 konfederaci barscy z wojskami rosyjskimi się tłukli. A informuje o tym ta tabliczka (powiększenie) na wjeździe do wsi Studzianka, część ścieżki edukacyjnej po wsi.



Studzianka to dawna wieś tatarska - Tatarów osadził tutaj w 1679 Jan III Sobieski,  nadając  ziemię rotmistrzowi Samuelowi Romanowskiemu i jego żonie Reginie z Kieńskich.

W miejscu gdzie obecnie stoi szkoła i i pomnik odzyskania niepodległości, dawniej stał meczet (tabliczka)... znamy słowa takie jak cerkwisko, grodzisko, zamczysko, tutaj poznajemy nowe słowo - meczecisko. A swoją drogą, jak się nazywa miejsce po dawnym kościele? Kościelisko? Wracając do rzeczy, w meczecie  przechowywany był sztandar VI pułku tatarskiego Straży Przedniej Wielkiego Księstwa Litewskiego. Meczet pdpaliły w 1915 wycofujące się wojska rosyjskie.




Docieramy na cmentarz tatarski, czyli tzw. mizar (tabliczka)









Czerwona tabliczka świadczy, że zbliżamy się do Białorusi.



Ortel Królewski - cerkiew unicka z 1707, potem 1875 – 1919 cerkiew prawosławna, obecnie kościół katolicki.





Ciekawa dzwonnica, której jedną z podpór jest pomnik przyrody.



Kościeniewicze - cerkiew unicka, potem prawosławna, obecnie kościół katolicki. Z ciekawostek, z tej wsi pochodzi niejaki Bogdan Chazan o którym niedawno było głośno.





Piszczac - na stronie parafii czytamy po tolerancji religijnej, w 1905 r. wybudowano kościół drewniany, który następnie w 1920 r. sprzedano do organizującej się parafii w Zarzeczu - tak, to właśnie stąd pochodzi drewniany kościółek w Zarzecu Łukowskim, który oglądaliśmy wczoraj wieczorem.



Połoski - to jest druga z kolei cerkiew we wsi, pierwsza powstała jako cerkiew unicka, a od 1875 prawosławna kilka lat później została rozebrana.

Obecna cerkiew została wybudowana w 1891 już jako prawosławna, od 1919 kościół katolicki, a od 1923cerkiew neounicka, w latach 1941-45 znów prawosławna (sądzę że ten epizod z II wojny dotyczył większej liczby obiektów, ale w mniej szczegółowych opracowaniach jest pomijany), a od 1947 kościół katolicki. O neounitach jeszcze będzie.





Mieliśmy jeszcze trochę czasu, ale trochę za mało żeby zwiedzić Kodeń i pokeszować weń. Postanowiliśmy więc że po prostu nieco wcześniej wbijemy się do lasu... a że wypatrzyłem w lasku jakiś cmentarz, a w żadnej z okolicznych wsi nie było kościoa, więc postanowiliśmy pocyklogrobbingować i go poszukać.

Okazało się, że cmentarz jest nieco źle zaznaczony, bo nie w śrdku lasku a na jego skraju, a że od złej strony podjechaliśmy to trochę się go naszukałem. Okazało się że jest to cmentarz prawosławny lub greckokatolicki. Dosyć duży obszar jrst ogrodzony, na nim krzyż z 1967, ale teren użytkowany (także współcześnie) jest dużo mniejszy i ogrodzony drugim ogrodzeniem.







We wsi Zahorów sprawa się wyjaśniła, bowiem owszem we wsi była cerkiew (pewnie unicka, potem prawosławna), ale na początku XX wieku była tu tylko kaplica (czasownia?) prawosławna. W 1909 wybudowano cerkiew prawosławną, ale po I wojnie zostaje zamknięta, a w 1938 zniszczona. Obecna została wybudowana w latach 1991-93 (więcej info w wiki: stara cerkiew, nowa cerkiew).

Tak więc cerkiew tu była, a więc i lokalizacja cmentarza logicznie z tego wynika... a że obecna cerkiew nie jest zabytkowa, to nie mam jej zaznaczonej na mapie w naniesionej treści turystycznej, a że cerkiew nowa, to nie mam  jej też w podkładzie topograficznym bo choć mapa z 2000, to stan aktualności 1990-94. To jest mapa Wojskowych Zakładów Kartograficznych, dobry podkład topo, średnia treść turystyczna, i słaba aktualność... za to pokrywa bez dziur całą Polskę i jak gdzieś nie ma mapy, to setka WZKartu jest jak znalazł.




Obok cerkwi jest głaz upamiętniający Akcję Wisła, a konkretnie wysiedloną wieś Wołoszki znajdującą się na północny-wschód od Zahorowa. Tutaj ciekawa blogorelacja.



Wbijamy się w las... droga przez pola, a potem już w lesie straszliwie piaszczysta, spory kawałek musimy prowadzić. Może byśmy się głębiej w ten las wnili i może nawet dobili do 100km, ale przez te piochy sobie darowaliśmy. Na kolację upiekliśmy na ognisku kiełbaskę, którą mieliśmy zjeść wczoraj, ale padało (zastanawialiśmy się czy by nie spróbować na epigazie. Kiełbasa z szynką i schabem (!) bardzo dobra, ale do pieczenia na ognisku dosyć słaba, bo wnętrze bardzo słabo się zagrzewa... trzeba było wziąć zwyczajną ;-) Ale nie narzekam, bo i tak była dobra.

Picasa - tutaj więcej zdjęć

.
Kategoria wyprawki, lubelskie


  • dystans 28.75 km
  • 0.75 km terenu
  • czas 01:46
  • średnio 16.27 km/h
  • rekord 24.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

W Krainie Kwitnącej Czeremchy 1: Łukowianką do Łukowa

Piątek, 1 maja 2015 · dodano: 06.05.2015 | Komentarze 4

Żyrardów >>> Warszawa >>> Łuków - Turze Rogi - Strzyżew - Zarzec Łukowski - Olszewnica - lasek MAPKA

gminy: Łuków miejska i wiejska, Kąkolewnica (woj. lubelskie)
mezoregiony: Równina Łukowska

Wyjazd w te okolice planowaliśmy już rok temu, ale wtedy wypadł nam wyjazd do Wrześni po rower, a potem jakoś tak nie wyszło... ale co się odwlecze, to nie uciecze. Wyruszyliśmy na południowe Podlasie i zachodnie Polesie. Żeby jakoś ustalić mniej więcej granice  należy wziąć podział historyczny, czyli np. dawne województwo podlaskie (mapka podziału Polski na krainy historyczne, oraz fajne mapki z nałożeniem na Podlasie różnych historycznych granic), można też geograficzny, wtedy powiemy że jechaliśmy po Nizinie Południowopodlaskiej i Polesiu Zachodnim (tutaj mapka Polesia z makroregionami).

Prognozy przewidywały deszczowy piątek 1 maja, więc postanowiliśmy pojechać popołudniu, bo wieczorem tylko zanocować, ale od rana być na miejscu... za to na spokojnie wyszykować się do wyjazdu, bo z biegającą Kluską jest to trudne. Ostatecznie okazało się że połowa dnia była ładna i żałowaliśmy że nie pojechaliśmy z rana, ale jak jechaliśmy pociągiem do Warszawy, okazało się że tylko w Żyrardowie nie padało, z okien pociągu widzieliśmy że niedawno przeszły solidne zlewy. Jak oglądaliśmy mapy, przyszedł konduktor i ucieszył się że jedziemy na wycieczkę do Łukowa, bo to jego okolice.

W Warszawie przesiadka i po przebiegnięciu z peronu któregośtam na peron 7 (dobrze że nie na 8 ;-)) z powodu zmiany w ostatniej chwili, władowaliśmy się do pociągu. Dzięki temu że jechaliśmy o tej godzinie, nie mieliśmy przesiadki w Siedlcach tylko bezpośredni i przyspieszony pociąg do Łukowa. Mimo to niewiele skracał jazdę, bo planowo stał  Siedlcach 20 min.



Na trasach przyspieszonych Koleje Mazowieckie puszczają zazwyczaj nowoczesne piętrusy (o tych składach pisałem kiedyś na blogu - wpis 1, wpis 2), widząc więc z przodu lokomotywę, popędziliśmy na tył do wagonu sterowniczego, gdzie jest przedział rowerowy. Potem okazało się, że z przodu jest drugi wagon sterowniczy (może zestawiając długie składy, mają niedobór wagonów środkowych). Ale i tak było warto tam wsiąść, bo był luz prócz nas tylko jedna osoba jechała (i to od połowy trasy). Z przodu dużo więcej i ciekawostka, że lokalsi nie biegną do przodu lub tyłu do przedziału rowerowego, tylko wstawiają rowery do przedsionka na te kilka stacji.



Po drodze przebijamy się przez chmurę z ulewnymi deszczami... cieszymy się, że takie coś nie dorwało nas na trasie.



A oto i postój w Siedlcach. Jak konduktor sprawdzał bilety, podpytałem się z którego peronu jeżdżą pociągi powrotne (to w kontekście przesiadki w drodze powrotnej), okazało się że z 3 lub 4, bo 2 i 1 w tej chwili nie istnieją... faktycznie niezła rozpierducha na miejscu, to wyjaśnia pewne komplikacje w rozkładzie jazdy (pociągi z Czeremchy zatrzymują się na stacyjce Siedlce Baza i dalej jest autobus zastępczy, lub jadą w kierunku Łukowa i zawracają). Zbadaliśmy też jak wygląda przejście między peronami (prowizoryczne po torach, przynajmniej rowerów nie trzeba nosić po schodach).



A oto i stacja Łuków.




Focimy stację, pomnik... i z naszymi objuczonymi rowerami robimy za atrakcję turystyczną, pani któa stała obok pyta skąd jedziemy, dokąd itp. (w miejscowościach z małym ruchem turystycznym będzie to typowe).




No! :-)



MiG (ponoć 15). Stoi sobie na osiedlu między blokami, otoczony płotkiem... podejść się da, bo jest furtka, to dobrze bo nie trzeba skakać żeby szukać skrzynki. Ale z tym musimy się chwilę wstrzymać, po przechodzą dwie panie i pytają czy zwiedzamy Łuków, a skąd jedziemy, a dokąd?



Łukowa dokładnie nie zwiedzamy, ot sobie przejeżdżamy przez centrum miasta, dlatego oglądamy tylko jeden z dwóch zespołó klasztornych w mieście (ten pijarów)... a na jednym z budynków klasztornych obok kościoła natrafiamy na tabliczkę, okazuje się że jesteśmy o dwa dni za wcześnie na okrągłą 224 rocznicę.





Obok na skwerku jeszcze pomnik, a za nim Dąb Wolności posadzony w listopadzie 1918 (archiwalna fotka z sadzenia dębu)





Wyjeżdżamy z łukowa i kierujemy się na wschód i wieś Turze Rogi wita nas - z jednej strony babą jadłem i napitkiem (fotki później od lavinki), a z drugiej strony dziadem z wąsami.



Wieczór, pogoda jak widać, ale póki co nie pada... ta rzeczka to Krzna Południowa.



Zarzec Łukowski, parafia Zarzec powstała w 1921. Jej proboszcz "Dowiedział się, że parafianie z Piszczaca zbudowali nową murowaną świątynię, a dotychczasową drewnianą postanowili sprzedać. Rada parafialna z proboszczem kupili ten drewniany kościółek za 250 000 marek."  (źródło). To było w 1920, 1922 albo może i w innym roku w zależności od źródła. Ten kościółek został wybudowany w 1905, a przez Piszczac będziemy jechać następnego dnia. Obecnie obok drewnianego, stoi nowy murowany kościół, ale na niego nie marnowaliśmy klatek.



Gdy robiliśmy zdjęcia kościółka, nagle zagrzmiało, a my zobaczyliśmy idącą czarną chmurę. No to w długą, do lasu w którym mieliśmy się rozbić było już niedaleko. Na szczęście jadąc uciekaliśmy od chmury, a ta nie szła zbyt szybko. Wpadliśmy do lasu, znaleźliśmy jakie takie miejsce na rozbicie namiotu (w międzyczasie zaczęło kropić), pod koniec rozstawiania i pakowania gratów do środka padało już na dobre, ale na szczęście las jeszcze trochę chronił. Ufff, zdążyliśmy.

Już na spokojnie ugotowaliśmy sobie lekką kolację na epigazie - ot chinszczak, kisielek/budyniek, herbata, bo trasa niezbyt długa i męcząca, ubytek kalorii mały, a wczesny obiad zjedliśmy jeszcze w domu. Padało jakiś czas, ale gdy przeszło to do samego rana kapało z drzew.

Poranna fotka z biwaku. Wszędzie wokół jagodziny (cały las był taki), jakby było lato, to jagody byśmy mogli zbierać prosto z przedsionka i dorzucić do kisielku.



Galeria na Picasie - więcej zdjęć z wycieczki

.
Kategoria lubelskie, wyprawki


  • dystans 144.01 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 08:17
  • średnio 17.39 km/h
  • rekord 43.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 3

Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 10.04.2014 | Komentarze 18

lasek - Besiekiery - Grabów - Byszew - Błonie - Topola Królewska - Łęczyca - Tum - Góra Świętej Małgorzaty - Piątek - Oszkowice - Bielawy - Chruślin - Łowicz - Arkadia - Nieborów - Bolimów - Miedniewice - Żyrardów (MAPKA)



Zaczynamy od cyklogrobbingu - miejsce oznaczone na mapach jako bratnia mogiła, okazuje się mogiłą pierwszowojenną z nagrobkiem z lastriko.




Długo szukamy cmentarza... niestety screeny z dokładnymi mapami zostały w domu na karcie pamięci. Już mamy odpuścić, gdy lavinka na mapce w swojej komórce dostrzega zaznaczony cmentarz. Nie jest on całkiem dobrze zaznaczony, ale kieruje nas w dobry fragment lasu i namierzany cmentarzy. Może ewangelicki, olęderski, ale może też być wojenny.



W okolicach jeszcze ze dwa cmentarzyki, ale nie mamy czasu by do nich jechać i szukać, jedziemy więc dalej.



W pobliżu, za zagajnikiem dwa domy wapienne i ruiny ceglano-kamiennego budynku gospodarczego.



Wkrótce też natrafiamy na opuszczony i wpół zrujnowany wapienniak... Jest to budynek gospodarczy, obok w krzakach ruiny ceglanego domu mieszkalnego. Tutaj doskonale widać jego konstrukcję - obramienia otworów (okiennych, drzwiowych), naroża i poziom stropu są wykonane ze zwykłej cegły. Poza tym budynek jest obłożony wapieniem obrobionym na kształt cegły... jednak poza cegłą licową, wapień budujący ściany nie jest już obrobiony.

Pierwszy taki budynek dostrzegliśmy tuż za Koninem (tyle, że wapień licowy był nieregularny)... do Koła był może jeszcze z jeden, jednak najwięcej budynków z wapienia było między Kołem a Łęczycą (zwłaszcza od połowy między miejscowościami, a samą Łęczyca). Za Łęczycą, a przed Piątkiem też jeszcze kilka takich budynków dostrzegliśmy.

Kiedyś z huannem widzieliśmy też kilka domów wapiennych, również na północ od Łodzi (więc może wyznaczały południową granicę ich występowania), tylko gdzie to było? A właśnie, mam nadzieję że huann jako osoba bardziej znająca się na geologii wyjaśni dlaczego akurat w tym obszarze występują domy wapienne :-)





Oto jeszcze kilka fotek i przykład że takich domów spotkaliśmy więcej, ale były otynkowane.





Z ciekawostek, za Łęczycą domów wapiennych było już niewiele, za to bardzo dużo budynków z białej cegły wapienno-piaskowej (silikatowej)... na pierwszy rzut oka wyglądają niemal identycznie, bowiem podobnie lub wręcz w identyczny wzór zastosowano cegłę białą i czerwoną (co ciekawe widziałem też budynki w negatywie, gdzie budynek czerwony miał białe obramienia). Obstawiam, że takie wzory zostały zapożyczone od starszych domów wapiennych, gdzie były one uzasadnione konstrukcyjnie.

Nauczyliśmy się też odróżniać dom wapienny od siliktowego, otóż wapień-cegiełka z bliska jest bardziej nierówny i ma lekko żółtawy odcień, a cegła wapienno-piaskowa jest biała lub biało szara.



Dojeżdżamy do zamku w Besiekierach, gdzie jest pierwsza skrzynka... co my się jej naszukaliśmy. A na murach jest trochę starych napisów, oprócz tego poniżej załączam: foto1, foto2.




Postój w Grabowie, by uzupełnić żarcie... ciekawy jest dosyć długi rynek, tyle że pośrodku walnęli remizę i jest rozdzielony na dwie części.



Cholerny gender... kapliczkę syfnie odnowili, tabliczkę zamalowali i nie wiadomo czy w tej kiecce jest kobita, czy jakiś mnich albo inny święty.



A ten koleś też w jakichś fikuśnych ciuszkach, o długich włosach nie wspomnę... przynajmniej podpisany.



Byszew, pałac, kolejna rozwałka i bardzo przyjemna skrzynka... miejsce w sam raz...





Z rana jechaliśmy głównie na południe, lub południowy-wschód. Wiatr zachodni ;ub południowy trochę przeszkadał... gdy dojechaliśmy w pobliże Neru płynące pradoliną Warszawsko-Berlińską, wykręciliśmy na wschód, a wiatr w końcu zdecydował się że wieje z zachodu i ładnie nam pomagał (a był silniejszy niż wczoraj).

Tuż przed Łęczycą przejeżdżamy nad linią kolejową Kutno - Zgierz (gdzie się łączy z torem Łowickim) - Łódź



Nim kierujemy się do Łęczycy, podjeżdżamy jeszcze do Topoli Królewskiej... hmmm, kościółek miał być drewniany, a tu murowany. Po chwili okazuje się, że to zmyłka bo jest zarówno murowany, jak i drewniany.



Na mapie mam zaznaczony drugi kościółek, który okazuje się kaplicą cmentarną... robimy zdjęcia na zewnątrz i w środku (bo akurat jest otwarta), a po chwili jakiś grabarz z mordą na nas, że tu zdjęć robić nie można. W ogóle okolica sprawiła na nas niemiłe, w takim antyturystycznym podejściu wrażenie...  niby jeden grabarz to nic, ale o tym jeszcze będzie.



 Jeszcze pomnik na cmentarz (tabliczki: foto1, foto2)



I pora zawitać do Łęczycy.



Wąskotorówka Krośniewice - Łęczyca - Ozorków... czy jakoś tak.



Pomnik Bitwy nad Bzurą z tabliczkami wyrastającymi na nim jak grzyby po deszczu.



Zamek... lepszego zdjęcia nie dało się zrobić, ze względu na stojące w kadrach samochody. Poniedziałek, to i muzeum zamknięte (i tak byśmy do środka nie wchodzili), ale na szczęście jest otwarte wejście na dziedziniec.



Poczet królów Polski.



Tum, skansenik otwart w zeszłym roku, a na drugiej fotce drewniany kościółek.




Kolegiata w Tumie pod Łęczycą... jeden z bardziej znanych kościołów w Polsce, jest chyba w większości książek o historii architektury w naszym kraju... brama i wszystkie furtki zamknięte, wejście na teren niemożliwe. Nie wiem jak często mi się zdarza odbić od bramy kościoła w środku dnia (była godzina 15:00), raz na sto razy? Nierzadko nawet da się obejrzeć wnętrze zza kraty. Ale to nawet nie jakiś tam sobie kościół, to kościół w Tumie! Bluzgi poleciały pod adresem proboszcza...

Zresztą miejsce przedstawia się o tak - w najlepszym kadrze, czyli z drogi do grodziska stoją jakieś syfne szklarnie i budy. Z satelity widzę, że da się zrobić jakąś fotkę wbijając się na pola za te gospodarstwa... jeśli jakiś grabarz nie wyskoczy, że po polach biegać nie wolno.



Grodzisko, archeologów nie ma tu już od tak dawna, że połamany szlaban już pogdnił i spróchniał... ale tabliczka z zakazem wstępu nadal tu sobie stoi, a co ma się tu kto kręcić.



No nic, ruszamy na wschód - na horyzoncie Góra Świętej Małgorzaty.




Piątek... mimo że poniedziałek. Kościół pomalowany na żółto, ale wrzucam fotkę dzwonnicy, której szczęśliwie jeszcze nie odnowili.



Tradycyjna fotka przy pomniku środka Polski i ruszamy szosą główną... trochę się obawiałem dużego ruchu, bo kawałek jechaliśmy nią pod Łęczycą - ruch duży, droga wąska. Tutaj jednak droga nieco szersza, a ruch tu i teraz raczej niewielki, więc tniemy w kierunku Łowicza.




W Bielawach stwierdziliśmy, że to nie Tum jest trefny, tylko cała okolica... kolejny kościół z zamkniętym terenem (jakieś łańcuchy i kłódy, wyglądało jakby w ogóle tego kościoła nie otwierali). A t kolejny zabytek, tym razem kościołek gotycki z początku XV wieku.



Kwatera z września 1939. Jesteśmy w strefie Bitwy nad Bzurą, tutaj pochowani są żołnierze z  Wielkopolskiej Brygady Kawalerii.




Chruślin... tym razem kościół otwarty... a to dlatego że w ogóle coś tam się działo, jacyś ludzie czekali.



Jest i Łowicz, tutaj lavinka miała wsiąść do pociągu, ale nie chce jej się kołować z przesiadką w Skierniewicach i postanowiła jechać dalej, a przy okazji poprawić rekord dystansu dziennego. Trochę przy wjeździe znów źle skręciłem i nieco łukiem przez miasto, a potem wyjazd.



Dalej już jedziemy w szarówce, a potem już po zmroku to i zdjęć nie ma... zwłaszcza że jedziemy już przez znajome i obfocone nieraz tereny. Przed Łowiczem ustaje wiatr który nas dotąd ładnie popychał.
Kategoria łódzkie, wyprawki, >100


  • dystans 87.48 km
  • 17.50 km terenu
  • czas 05:32
  • średnio 15.81 km/h
  • rekord 37.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

od Września do Piątku 2

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 09.04.2014 | Komentarze 18

Puszcza Bieniszewska - Konin - Brzezińskie Holendry - Borowo - Krzymów - Drążeń - Kościelec - Koło - Grzegorzew - Tarnówka - Umień - Drzewce - lasek (MAPKA)

Wiatr trochę kręcił, a to wiał z boku, a to w plecy, a to zamierał zupełnie. No i był dużo słabszy niż wczoraj., Rano rześkawo, ale jak słońce wspięło się wyżej, to normalnie upał się zrobił.



Trasę zaczynamy od przejazdu przez Puszczę Bieniszewską i od razu pierwsza skrzynka - Dąb Kameduła przy starym dukcie obsadzonym starymi dębami. Tylko który jest ten Kameduła? Ponoć ten z największym obwodem, ale nie mierzyliśmy. Skrzynka kordy miała przekoszone o dobre kilkaset metrów! Ale prawidłowe współrzędne mieliśmy z logów poprzednich znalazców, skrzynka połamana, ale poza tym całkiem spoko.




Kawałek dalej klasztor.



I studnia św. Barnaby (kolejna skrzynka), tutaj postój na drugie śniadanie... o ile wcześniej minęliśmy tylko babcię piechurkę, to teraz zaczynają się zjeżdżać samochody do klasztoru, pewnie na mszę.

Klik w zdjęcie by zobaczyć napis na tabliczce.




Pierwszy odcinek przez puszczę był przyjemny, ostatni niezbyt... a to dlatego że co chwila mijały nas samochody wąską drogą leśną i jechaliśmy w chmurze kurzu i hałasie. Dojeżdżamy do szosy Kazimierz B. - Konin i kończymy odcinek, który mieliśmy jeszcze wczoraj przejechać (w wersji minimum), kierujemy się na Konin.




Jezioro Zatorze, a na jego końcu nowa skrzynka... objeżdżamy je od północy, jednak kostkowy chodnik się kończy po chwili, ale jest dalej ścieżka skrajem działek pracowniczych (drogi nie ma)... na szczęście ścieżka się nie kończy i docieramy na miejsce, wracamy stroną południwą, parkowo-spacerową.



Przebijamy się przez północny Konin wiaduktami i mostami nad torami, rzekami, kanałami... i docieramy nad Wartę w rejonie starego Konina.



A nad Wartą bulwar... momentami dosyć psychodelicznie zaprojektowany.





Myk do parku po skrzynkę i postój na trzecie śniadanie... tak bowiem zgłodnieliśmy, że lavinka zjadłaby wieloryba z płetwami!



Jak focimy graffiti, zaczpia nas zaangażowany lokals i pyta się czy nam się podoba i zaczął opowiadać, że opowiadając że to w zasadzie pierwsze graffiti w Koninie, że wykonane przez zaproszonych artystów niemieckich, że wkrótce mają zamiar to odnowić bo część już odpadło z tynkiem, że koniecznie musimy obejrzeć słup milowy pod kościołem itp.




Słup milowy zgodnie z przykazaniem lokalsa obejrzeliśmy (więcej o nim w: Słup Koniński)... niewykluczone, że wcześniej był to posąg pogańskiego bożka.



Ale uliczki w okolicy kościoła kompletnie zastawione samochodami, bo była msza... ba! nawet na teren kościoła pojeżdżali bo nie było jak zaparkować... to znaczy było, ale musieliby przejść co najmniej 100-200 metrów. W ogóle za Koninem trafiliśmy na koniec mszy i wyjeżdżające na drogę kosmiczne ilości samochodów... jak człowiek na chwilę zjechał z drogi, by sprawdzić na mapie jak jechać dalej, to nie było jak się włączyć do ruchu, pojechaliśmy więc chodnikiem i na światłach myk w oczną drogę.



Witacz... a w naszym przypadku żegnacz koniński z panoramką i listą miast partnerskich.



Wkrótce przejeżdżamy przez wieś Brzezińskie Holendry, gdzieś tam jest cmentarz (zapewne osadników olęderskich)... problem w tym że mapę miałem słabą do takich poszukiwań, a zrzuty ekranu dokładnych map i satelity zostały na karcie pamięci w komputerze :-( Cmentarz jakieś 100m od drogi, stwierdziliśmy że nie tracimy czasu na dokładne poszukiwania, ale będziemy się rozglądać. Zauważyłem charakterystyczną grupę starych drzew za gospodarstwem i po sprawdzeniu okazało się, że to właśnie cmentarz.




- E czapla, kopsnij żabę.
- Spadaj na wierzbę!



Krzymów... ładny kościółek neogotycki, obok kilka starych nagrobków a kadry aż atakowały.





No dobra, to teraz pora na jakieś bunkry... w pobliżu są trzy polskie bunkry z 1939. Ponieważ nadmiaru czasu nie mamy, to odpuszczamy sobie nr 1 w środku młodnika (i znajdujący się obok cmentarz), natomiast przejeżdżamy obok nr2, który okazuje się być schronem nasłuchu radiowego ;-)



Jedziemy do numeru 3, a po drodze triangul, kolejny cmentarzyk (ewangelicki, może też olęderski, a na nim pomnik który trochę wygląda na taki z I wojny)... oraz malownicza dróżka.






Docieramy do schronu obserwacyjnego i robimy rozwałkę z czwartym śniadaniem... kawka, kanapki, a lavinka wcina puszkę sardynek (blachę jednak wypluwa). Straznie gorąco się zrobiło, to stygniemy trochę w cieniu. Przy okazji wykopujemy też skrzynkę. A jak wlazłem do bunkraa, to ponoć wyglądało z zewnątrz jakby ktoś odpalił świecę dymną w środku, taka chmara komarów czy innych insektów wyleciała przez otwory obserwacyjne... w ogóle, przez te trzy otwory bardzo fajny widok naokoło.

Lista bunkrów w okolicy jest tutaj, zapodaję też główny link do strony z polskimi bunkrami w 1939.



W kierunku koła postanawiamy ciąg główną szosą, bo jest na niej szerokie asfaltowe pobocze, a bocznymi drogami sporo byśmy nadrobili. Jedziemy na wschód, do... Europy... Wschodniej zapewne (co się potwierdza, gdy do niej dojeżdżamy).




- Do Warszawy to daleko jeszcze?
- A będzie Koło dziewięciu kilometrów



Pałac w Kościelcu (klik w fotkę z postumentem by powiększyć).




Zwiedzamy park, skrzynki w grocie niestety nie znaleźliśmy (po nas ktoś był i znalazł walającą się między śmieciami).




Potem koszmarną gruntówą nad Wartę, a tam już wygodną dróżką wzdłuż wału do ruin zamku... potwierdzamy brak skrzynki, ale i tak głównie o ruiny nam chodziło.




Kawałek dalej zatrzymujemy się, by skorzystać z krzaczków... i okazuje się, że dokładnie po drugiej stronie jest Tobruk (vel Ringstand 58c) czyli niemiecki bunkier z lat 40. Znalazłem taki pdf z bunkrami w Kole: link



W ogóle mamy stąd bardzo ładną panoramę Koła.



Nad odnogą stoi sobie pomnik upamiętniający powstania i wojny wszelakie (klik w fotkę, by zobaczyć tabliczkę).



A za nim, za ciekiem wodnym kolejny Tobruk.



Szybki przejazd przez Koło, bo już robiło się późno. Ulica Garncarska - osiedle wybudowane w czasie II wojny światowej dla niemieckich oficerów i urzędników ( wiki), ponoć pod każdym takim domem jest schron przeciwlotniczy.



Prawa strona: Jest Koło!
Lewa strona: A wcale, bo nie!



Jedziemy z Koła na wschód... w zasadzie w planach jest jeszcze jedna skrzynka i nocleg w lasku. Jedziemy, jedziemy, jedziemy... kurde coś mi się nie zgadza z drogami, a co to za kościół? Jesteśmy w Umieniu, czyli bardziej na południe niż powinniśmy być... ale jak się tu znaleźliśmy do diaska??? Mieliśmy jechać prosto i jechaliśmy, więc jak skręciliśmy w prawo? Teraz po sprawdzeniu na Google Street View widzę, że nie było tego skrzyżowania, że droga główna została przebudowana w łuk łagodnie skręcając w prawo i najpierw od niego odbijała jedna dróżka w lewo, a potem kolejna (by po chwili skręcić na wprost).

No nic, i tak byśmy sobie odpuścili tę skrzynkę, bo zaraz zacznie się ściemniać... a do lasku noclegowego obiema drogami odległość jest podobna.



Domek z wapienia... o nich więcej napiszę jutro.



Opuszczamy Wielkopolskę i wjeżdżamy do łódzkiego.



Kamienna kapliczka na skraju lasku noclegowego.



Na koniec wbiliśmy się w las, znaleźliśmy odpowiedni zakątek noclegowy i w szybko zapadającym zmroku rozbiliśmy namiot. I znowu wyrobiona opcja minimum a nawet ciut mniej... w planach optymistycznych była setka i nocleg bliżej Łęczycy, minimum zaś obejmowało jeszcze znalezienie pobliskich cmentarzyków i skrzynkę w zamku (co znów nam spadło na następny dzień).

Dziś rozpaliliśmy ognisko, a na kolację była kiełbaska z chlebem i zupka chińska.