teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 109102.90 km z czego 15619.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawki

Dystans całkowity:2649.47 km (w terenie 370.08 km; 13.97%)
Czas w ruchu:171:50
Średnia prędkość:15.42 km/h
Maksymalna prędkość:52.50 km/h
Suma podjazdów:820 m
Liczba aktywności:56
Średnio na aktywność:47.31 km i 3h 04m
Więcej statystyk
  • dystans 41.10 km
  • 3.00 km terenu
  • czas 02:45
  • średnio 14.95 km/h
  • temperatura 31.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

KluskoBiwak 3: Lato - upał, komary, tłumy ludzi

Niedziela, 16 sierpnia 2020 · dodano: 20.08.2020 | Komentarze 10

Pobudka skoroświt - brzask i mgły nad Wisłą. Na szczęście nie ma komarów, może właśnie przez te mgły... za to namiot pokryty rosą.




Ptaki... generalnie nad Wisłą jest na noclegu dużo ptaków, albo coś lata, albo drze ryja. O, tam za drzewami już widać, że będzie wschodzić Słońce.




Jest... ale nie ma się z czego cieszyć, teraz jest jeszcze przyjemnie, ale wkrótce ta kulka zacznie solidnie prażyć.




Oho, już daje do pieca...



Ślady, ślady, ślady...







Wyplówka, czy po prostu kupa?



Żurawie, łabędzie...




Muszelki



Pustynia



My



Pora przygotować śniadanie



Jakoś tak powoli nam się zbierało i wyruszyliśmy później niż chcieliśmy... błąd, w takie upały każdy poranny kwadrans jest na wagę złota.




Prawie jak Kazimierz Nowak



Tym razem nie jedziemy wzdłuż wału, bo zaczyna się gruntówa, a asfalt odbija do wsi... zwłaszcza że gruntówa słaba (wczoraj jechaliśmy), najpierw nawet znośna, tylko trzeba było omijać liczne dziury, ale dalej była wysypana grubym tłuczniem.



Odbijamy tylko na chwilę nad Wisłę, by sprawdzić czy aby nie ma tam naszego chleba. Starorzecze, łacha piachu, owady, łabędzie... chleba nie ma, musiałem więc gdzie indziej zgubić. Chyba  że te łabędzie porwały i zeżarły.






Wracamy na asfalt i jedziemy przez wsie w poszukiwaniu sklepu:
- Świniary - sklep zamknięty na cztery spusty
- Zyck Polski - mieliśmy nadzieję, że będzie przy kościele ale wieś zaczyna się tuż przy kościele, a zaraz za nim kończy... sklepu ni ma
- Piotrówek - sklep jest, bez łomu nie ma szans na zakupy
- Władysławów - straszna dziura, nie wiem po co te tłumy ludzi tu jeżdżą... sklepu nie ma, a na plażę daleko



Nie ma rady, trzeba odbić do Iłowa, niby nadkłądamy tylko 5,5 km, ale w taki upał każde 5km ma niebagatelne znaczenie. Za to możemy tu sobie zrobić popas w cywilizowanych warunkach na skwerku, a nie na patelni parkingowej przed sklepem.



Udało się dorwać czynny sklep - chyba ten sam, w którym robiliśmy zakupy, gdy ostatnio tu byliśmy na weekendówce.  Udało się dostać chleb - ostatni, jakby co były jeszcze zdechłe bułki i jakieś dwa  wynalazki chlebopodobne.

Gdy na rajdzie po kilku dniach w górach grupa dociera do sklepu, pojawia się coś, co nazywam "syndromem sklepowym". Otóż wchodzi się do sklepu i ma się ochotę na wszystko... Mimo, że jedziemy dosyć krótko, to trochę zaczęliśmy odczuwać syndrom sklepowy i oprócz wody i chleba, wyszedłem z pełną torbą dóbr konsumpcyjnych.



O, chyba były kapitan białej floty na Bzurze lub Wiśle.



Wracamy na trasę wzdłuż Wisły, przejeżdżamy nad Bzurą.



I robimy krótki postój przy dawnym moście drewnianym do Wyszogrodu.  W zasadzie tyle razy tu byliśmy, że można by jechać dalej, ale postanowiliśmy chociaż w minimalnym stopniu pokeszować. Oto przyczółek mostu.




Urbeksik obok




A na poddaszu trzeba uważać - w tej klatce (na gołębie?) to jasnobrązowe coś to resztki gniazda pszczół, czy os... jeszcze jakiś szerszeń się kręcił.



Skwar robi się nie do wytrzymania, Słońce zaczyna dosłownie parzyć, więc jedziemy na upatrzoną miejscówkę nad Wisłą, gdzie docieramy o 12:30 (najwyższy czas, bo jest już dużo za gorąco). Spaliśmy tam w zeszłym roku i widzieliśmy ślady ognisk, a przy nich sporo śmieci, więc spodziewaliśmy się, że moga być jacyś ludzie, ale nie takie tłumy!

Znaleźliśmy sobie zacienioną miejscówkę (te nie cieszyły się popularnością), w miarę możliwości najdalej od ludzi... oto widoczek w jedną stronę.



A to w drugą - tu ludzi nie widać, ale jedna ekipa jest za krzakami po prawej, a druga za krzakami w głębi kadru. Ale nie narzekajmy zanadto - nad morzem wszyscy ci ludzie tłoczyliby się na naszej łasze i jeszcze by się cieszyli, że dziś jest pusto na plaży.



Naprawdę nie wiem, jak ci ludzie mogli wytrzymać na tej patelni, my jak na chwilę wyściubiliśmy nosa z cienia, to zaraz uciekaliśmy, bo Słońce parzyło skórę, piasek w stopy... a oni siedzieli tam cały czas, niektórzy od 1:30 gdy przyjechaliśmy do 16 z hakiem, czyli w największy gorąc! Przy czym dorośli w większości się chyba nawet wcale nie kąpali, tyle co trochę pobrodzili w wodzie za dzieciakami.

Dziś było trudniej przeczekać popołudniową gorączkę, było goręcej, może to przez to że miejsce nieco bardziej osłonięte od wiatru. Poza tym więcej komarów, sporo czasu spędziliśmy się na oganianiu od nich... przy czym lepiej się było nie ruszać, bo jak człowiek się przeszedł, to z krzaków zlatywały się nowe chmary i trochę trwało nim je wybiliśmy.

Lato - upał, komary, tłumy ludzi. To główne powody dla których nie lubimy lata... gdyby nie odwożenie Kluski na biwak, to byśmy się w ogóle nie ruszyli z domu.


Wakacje pod palmami



lavinka skonstruowała prototypowy zegarek słoneczny - jeden patyczek godzinowy, a drugi minutowy... ponoć pracuje nad sekundnikiem.



Metody pozbywania się komarów:

1) Metoda mechaniczna - czekamy aż komar na nas usiądzie, następnie szybko łapiemy go za nóżki (może być za skrzydełka) i ogłuszamy uderzeniem o kamień (czy co mamy pod ręką, np., kolano).

2) Metoda chemiczna - czekamy aż komary na nas usiądą, oblewamy się napalmem i podpalamy. Można tę metodę zastosować w wersji prewencyjnej - nie czekamy aż komary na nas usiądą, tylko od razu się polewamy  podpalamy.

3) Metoda biologiczna - wypuszczamy eskadrę tresowanych nietoperzy (nocą), lub jaskółek czy jerzyków (w dzień) i tworzą one nad nami parasol powietrzny


metoda mechaniczna - zdjęcie poglądowe:


Tradycyjnie muszelki



I muszelka z zawartością



Jedni ludzie się zbierali, inni przyjeżdżali... ci co siedzieli cały czas, zaczęli się zbierać po 16-ej, po 17-ej zostały niedobitki, a ok. 18-ej było już pusto. No tak, jak my zaczynamy wychodzić z cienia, bo da się jako tako wytrzymać na Słońcu.

Nasza łacha z drugiej strony... zaczyna być dobrze.




Rekonesans







Widać, że za niektórymi krzaczkami gromadziły się podłużne górki piasku nanoszone przez wodę.



Tiaaa... potem w to miejsce zebraliśmy więcej śmieci z okolicy, jedno miejsce można omijać z daleka, a przynajmniej nie będziemy się potykać o śmieci co chwile.Niektórzy ludzie to straszni syfiarze.



Na nocleg wybieramy miejscówkę, która jest jak najdalej jak się da od krzaków (siedliska komarów). Trzeba się jednak desantować na drugą stronę





No tak, lavinka wylądowała nie na tej plaży co trzeba.



Niestety komarów nawet tu jest dużo, dlatego jak zachodzi Słońce, czym prędzej rozpalamy ognisko i przystępujemy do gotowania obiado-kolacji.



Tak mi się skojarzyło, nieustająco mnie śmieszy, zwłaszcza na takich noclegach... mam tę naklejkę na mojej skrzynce topu own-cache.



Nasz sąsiad dzisiaj -  pająk piaskowy (to nie nazwa, to mój opis).

Edit: udało mi się znaleźć - ten pająk to wymyk szarawy.



Obok nocował też jakiś bielinek.




A co tymczasem u Kluski? Oto zastęp "Wesołe Liście" (ponoć nazwa "Szaleńcy z Mazowsza" nie została zaakceptowana przez kadrę...).








Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 51.95 km
  • 20.00 km terenu
  • czas 04:25
  • średnio 11.76 km/h
  • temperatura 31.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

KluskoBiwak 2: Walka z nawierzchniami, upałem i wiatrem

Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 19.08.2020 | Komentarze 12

Pobudka skoroświt na skraju buczynowego lasku.



Szybkie gotowanie śniadania - kawka i kaszka... Poftafam dla fefleniących - kafka i kafka.



Kluska wcina kaszkę na przedśniadanko - mniam!



Zwijamy się



I już o 7:30 ruszamy w drogę. Mamy Kluskę dostarczyć na śniadanie lub tuż po nim (na wszelki wypadek dostała jeszcze wałówkę - kanapkę z pasztetem i jakieś buły... bo ta kaszka na długo nie starczy). Niby to tylko 5km, ale trzeba przebić się różnymi gruntówami i nie zgubić.



Na początek mamy przyzwoicie utwardzoną drobnym tłuczniem drogę leśną...  a do tego z górki. Kluska tymczasem kończy czytać Mopsika.



Pod Marianowem drogi robią się piaszczyste, a poza tym zaliczyliśmy buraka - we wsi przegapiliśmy zjazd i dopiero za nią się zorientowaliśmy.... szybko, więc nadrobiliśmy tylko 800m.



Piochów coraz więcej.



Ale z górki da się jechać.



8:15 - jesteśmy! Ponoć jajecznica dopiero wjechała, więc Klu załapaliśmy się na śniadanie (hurra!).




No dobra, dziecko zdeponowane w stanicy, a my pozbywszy się jej plecaka, prawie na pusto jedziemy dalej. Początkowe plany były ambitne - jakaś pętelka po okolicy, zahaczenie o Płock, a potem powrót wzdłuż Wisły (sprawdzając miejscówki na nocleg z Kluską). Przy tym oczywiście zwiedzanie, keszowanie, cyklogrobbing... tyle że potem przyszły upały i niestety nie przeszły, więc plan upadł. Ale nie będziemy przecież wracać pociągiem, skoro już jesteśmy 100km, to zrobimy jakąś traskę w wersji minimum. Niestety upały nie odpuściły ani trochę, toteż wygrała wersja minimum okrojona do minimum - ot turlamy się powoli (jazda rano i wieczorem) do domu wzdłuż Wisły bez skoków w bok, dystanse żenujące, ale przy temperaturze przekraczającej 3 dychy, powinny się liczyć potrójnie.

Najpierw powtarzamy poranny odcinek, ale w druga stronę i dojeżdżamy w rejon stacji Łąck. Stamtąd do miejscowości wzdłuż drogi jest ddrk-a.... ładnie poprowadzona, na pierwszy rzut oka wygląda fajnie, człowiek wjeżdża na nią i zaczyna kląć... co u diaska? Co to za wertep?



Jak przyjrzeć się z bliska, to okazuje się że asfalt z wierzchu się zdarł (chyba ma już swoje lata) i jedzie się po wystającym, wtopionym w asfalt żwirku, do tego dochodzą różne dziurdzioły, nierówności itp. Kurczę, prosi się o położenie świeżego asfaltu.



3/4 ławeczek wzdłuż trasy wygląda tak:



Gdy wjechaliśmy do wsi, powitał nas taki oto kostkowy  cpr. Tu już nie wytrzymaliśmy i pojechaliśmy ulicą.



Tuż przed wyjazdem, gdy ostatecznie opracowaliśmy plan dojazdu, zorientowaliśmy się że pierwsze dwa dni będą niehandlowe (święto i niedziela)... niby zapasy jedzenia mamy, ale trzeba uzupełnić wodę (do picia i gotowania), bo wczoraj byliśmy dodatkowo obładowani i nie mogliśmy wziąć na zapas. W górach można butelki napełnić w strumieniu,. na nizinach jeśli nie ma po drodze źródełka (nie mieliśmy żadnego namierzonego) to trzeba nabyć w sklepie, lub wbić się do gospodarstwa z butelkami (dla nas jako jednostek aspołecznych, ta ostatnia opcja jest ostatecznością).

Na szczęście zaraz na początku Łącka trafiamy na otwarty sklep, co prawda trzeba swoje odstać bo kolejka jest spora, ale trudno. Oglądając ciastka widzę takie paszteciki z Żyrardowa. Z Żyrardowa? Biorę! Dopiero w domu na zdjęciu zorientowałem że są z Żyrakowa... może to i dobrze, bo lavince nie smakowały (dla mnie mogły być). Kupiłem też bochenek chleba na zapas, bo w niedzielę może być jeszcze gorzej z pieczywem (a co było z tym chlebem... o tym dalej).

Ze sklepem mieliśmy farta, bo po drodze nie widziałem już żadnego otwartego, miałem co prawda namierzony jeden awaryjny, ale trzeba by nadrobić parę kilometrów, a poza nie było gwarancji, że otwarty.



Za Łąckiem dla odmiany ddr-ka jest bardzo przyzwoita. Robimy sobie mały popas, bo ławeczki w cieniu.



Już myślałem, że trasa od Łącka na wschód jest godna polecenia, ale potem jest krótki kawałek kostkowy, później znów wraca asfalt, ale już nie taki gładki - nieco już zużyty, są jakieś poprzeczne pęknięcia, ale nadal znośny... dopiero gdy się wjeżdża do lasu pojawia się koszmarna, wertepiasta nawierzchnia kostkowa - kostki czasem wystają na połowę grubości, a czasami takoż się zapadają. Na szczęście na pierwszych skrzyżowaniu odbijamy w bok, a ten koszmar ciągnie się dalej do Gąbina (nie wiem czy do samego miasta jest takie coś, ale za skrzyżowaniem kawałek na pewno).



Jedziemy lasem, więc chwilowo mamy cień i ulgę od coraz bardziej przypiekającego Słońca... znaczy niekoniecznie, bo to jest polski las*.

* Słowniczek:
- las - miejsce w którym rosną drzewa
- polski las - miejsce w którym kiedyś rosły drzewa



Jedziemy gładkim asfaltem, ale żeby nie było zbyt sielankowo, w rejonie Ludwikowa zmiana nawierzchni - jest asfalt, który spłynął/wyparował/starł się (niepotrzebne skreślić) i wystaje z niego żwir... baliśmy się, że coś takiego jest do samego Dobrzykowa, ale po kilkuset metrach (może więcej) wraca normalny asfalt. Coraz silniej odczuwamy, że jedziemy pod wiatr... niby chłodzi, ale więcej wysiłku wkładamy w jazdę, więc wychodzi na zero (jednak na postojach taki wiaterek jest na wagę złota).



W Dobrzykowie podjeżdżamy na cmentarz odwiedzić kwaterę z 1939.




Znajdujemy też mogiłę powstańców styczniowych.




Jedziemy do lasku przy cmentarzu po tematyczną skrzynkę i robimy sobie krótki popas w cieniu. A potem przez mostek na Kanale Troszyńskim jedziemy nad Wisłę.




Prawie się przykleiłem robiąc zdjęcia



No, może nie nad samą Wisłę, tylko na wał przeciwpowodziowy, droga biegnie początkowo w połowie jego stoku, później u jego stóp. A asfalcik prima sort, bardzo przyjemnie się jedzie.



Kolejne kilometry Wisły




Robi się coraz goręcej, w końcu decydujemy się zjechać nad Wisłę i zrobić sobie sjestę.



Udało nam się znaleźć miejscówkę nad rzeką z kawałkiem cienia (co wcale nie było proste) i zalegamy na pięć godzin.

W cieniu da się wytrzymać, niestety jest trochę komarów, ale jak się poświęci chwilę by je wytłuc, to potem nim przyleca nowe przez jakiś czas jest spokój.






Okolica nie jest bezludna, gdzieś daleko na jednej łasze jacyś ludzie, na drugiej ląduje inna ekipa z dwóch motorówek... i siedzą na pełnym Słońcu! Rany, jak ci ludzie to wytrzymują? My przed 17 sprawdzaliśmy czy już da się wytrzymać na Słońcu i szybko wracaliśmy do cienia... a i później przyjemniej było w cieniu.

Dosyć upierdliwe sa motorówki, jak tak zalegaliśmy przepłynęło ich ok. dziesięciu. Pół biedy jak szybko przepłynęła, gorzej jak ledwie wlokła się pod prąd i bardzo długo nam pierdziała. Generalnie motorówki i skutery to takie wodne odpowiedniki motorów i quadów.

Jako rodzynek była taka żaglówka, coś za sobą ciągnęła, a na ok. czwórki ludzi. Co to było, czięćko powiedzieć... dwa kajaki? Pontono-tratwa? No, ale najważniejsze, że nie pierdziało.



W krzakach coś kwitło - okazało się, ze to psianka słodkogórz, której owoce parę razy widziałem, ale kwiatów chyba nigdy.




Taka gąsieniczka na mnie spadła.



Przed 17 nie dało się połazić po okolicy, za gorąco. Wiał wiaterek, w cieniu było naprawdę przyjemnie, wydawało się że jest już sensownie, człowiek wychodził na chwilę na Słońce i zaraz uciekał z powrotem. Po 17-ej zaczęliśmy niespiesznie eksplorować sąsiedztwo. (wcześniej naprawdę nie dało się ruszyć spod krzaka).

Tajemnicze ślady, kiedyś stwierdziliśmy, że to chyba bobry.



Szczeżuja, podejrzewam że chińska... taki inwazyjny gatunek obcy, małżowy odpowiednik biedronki azjatyckiej.

Edit: mam potwierdzenie, że to szczeżuja chińska



A to chyba jakaś skójka



Żyworodki... w pustych muszlach ślimaków lubią mieszkać różne żyjątka, także ślimaki. Tutaj te małe były dosyć mocno wklinowane, podejrzewa że zainstalowały się w środku, muszelki im urosły i nie mogły się już wydostać.




Taka muszelka... nie zidentyfikowałem jeszcze, może to być błotniarka uszata, jajowata, lub coś jeszcze innego.



A to niespodzianka - muszla wstężyka austriackiego. Ten wstężyk występuje przede wszystkim na południu Polski, jednak mogą być populacje bardziej na północ, na przykład właśnie nad Wisłą.



lavinka surfuje na sucho



Ok. 17:30 ruszamy, nadal gorąco, nadal lampa, ale da się jechać.



Dawny zbór mennonicki w Troszynie Polskim.




Po drodze sprawdzamy inne miejscówki nad Wisłą - ta łacha wydawała się niedostępna, ale potem znaleźliśmy wejście na nią. Zresztą tydzień wcześniej mogło by się to nie udać, bo przez ostatnie kilka dni poziom wody w Wiśle spadł o ok. 10cm



Czaszka tajemniczego zwierza... i to chyba nie pochodzącego z Ziemi.



Jakiś małż łaził sobie ii rysował serduszko.



Racicznica zmienna



Jęzor piasku







Tu lavinka stwierdziła, że zostaje... ale namówiłem ją, żeby jeszcze sprawdzić jedną miejscówkę.



I dobrze, bo wreszcie zobaczyliśmy żurawie, które słyszeliśmy już w czasie sjesty, ale nigdzie ich nie było widać.




Kapliczka w miejscu, gdzie w 2010 zostały przerwane wały.




Starorzecze, łacha piachu i brzeg Wisły.





Stwierdziliśmy, że jednak wracamy na poprzednią miejscówkę. Po drodze orientuję się, że wypadł mi gdzieś bochenek chleba kupiony w Łacku... okazuje się, że sakwa mi się otwiera. W mojej sakwiie urwał się hak i pożyczyłem starą sakwę lavinki, która jednak zawijała ją w drugą stronę niż ja i gdy zawinę ją na dwa razy, to gdy położę rower na ziemi, wtedy sakwa naciśnięta się otwiera. Dobrze że nic innego nie zgubiłem, ale muszę ją zawijać na trzy razy.

Dojeżdżając sprawdziłem jeszcze miejsce, gdzie kładłem rower, ale chleba nie było, Jutro sprawdzimy jeszcze jedną miejscówkę po drodze, a jak nie będzie, to spróbujemy kupić (i tak musimy skoczyć do sklepu po wodę).

Zbieramy z plaży drewno dryftowe na ognisko



Spieszymy się z rozpaleniem ogniska, bo wieczorem pojawiło się pełno komarów, początkowo nawet ognisko nie bardzo pomaga i człowiek zamiast uciekać od dymu, stara się stać w nim. Ale potem skutecznie odstrasza... chyba że to przez nietoperze, które zaczęły latać.

No i jeszcze ugotować kolację, zjeść, posiedzieć przy ognisku gapiąc się w gwiazdy (rany, ale ich dużo!) i lulu.



A co w tym czasie u Kluski? Na fanpage'u gromady zuchowej jest relacja prawie live... to może wynikać z doświadczeń kadry, że im więcej wrzucają zdjęć, tym mniej rodzice dzwonią. Poniżej parę fotek stamtąd:

Śniadanie, na rogu czeka talerz Kluski.



Kluska w koszulce obozowej... ponieważ chusta zasłania napis, nie za bardzo wiemy co tam jest napisane, ja podejrzewam że "Jestem smacznym zupem".



Jest dosyć kameralnie, bo były limity osób na obóz, a chyba nie zostały nawet osiągnięte. Oprócz naszych zuchów są osoby z innych drużyn i niezrzeszone.

A to 2 Gromada Zuchowa z Żyrardowa w pełnym obozowym składzie.



Na kąpielisku - kąpiel jest nudna, kąpiel błotna jest ciekawsza.





Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 24.98 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 01:34
  • średnio 15.94 km/h
  • temperatura 27.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

KluskoBiwak 1: Kombinacje alpejskie z dojazdem

Piątek, 14 sierpnia 2020 · dodano: 18.08.2020 | Komentarze 12

Ruszamy ok. 17-ej, więc choć jesteśmy już spakowani (tylko dorzucić rzeczy z lodówki), to jest jeszcze czas, by dokonac ostatnich poprawek - wyrzucić mniej potrzebne rzeczy, dorzucić parę niepotrzebnych...

Oczywiście obejrzeliśmy filkim z Jasiem Fasolą jak się pakował i pakowaliśmy się według jego sposobów. Poza tym o pakowaniu na obóz harcerski była książeczka "Gdzie jest Kunegunda?". Poniżej kilka pierwszych stron (jakby co, powiększenia po kliknięciu w fotki).





Teoretycznie dojechać na miejsce można pociągiem, bo obok  przebiega linia kolejowa Kutno - Płock, tak więc jedzie się przez Skierniewice, Łowicz, Kutno i najbliższa stacja jest jakieś 2,5km od stanicy harcerskiej. To tyle teorii, teraz prachtyka - otóż na tej trasie są teraz trzy remonty (przed Łowiczem, w Łowiczu i w Kutnie) i nie da się dojechać z rowerami, bo jest autobusowa komunikacja zastępcza (na kilku odcinkach)... jest DOKŁADNIE JEDNO połączenie pociągowe w ciągu dnia, którym da się dojechać do Kutna (dalej i tak autobus). Do tego upał znakomicie utrudnia życie, więc podróż w środku dnia jest mordęga (najlepiej by było rano lub wieczorem). Opcje są następujące:

OPCJA 1: po 14-ej jedziemy do Skierniewic, tam wsiadamy w jedyny w ciągu dnia pociąg ŁKA do Kutna. Ponieważ z Kutna do Raciborowa jest autobus i tam dopiero można wsiąść w pociąg Kolei Mazowieckich do Sierpca przez Płock, więc wysiadamy stację lub dwie przed Kutnem (żeby nie przebijać się przez miasto), jest przed 16 i jedziemy nieco ponad 30km na miejsce... taki był początkowy plan, zanim nadeszły upały. Oto minusy tego planu:
- podjazd na dworzec i przesiadki w największą gorączkę,
- tylko 7 minut na przesiadkę w Skierniewicach, czyli noszenie załadowanych rowerów po schodach i to w upale (można jechać wcześniejszym pociągiem, ale wtedy w największy gorąc kibluje się ponad godzinę w Skierniewicach),
- wieczorny odcinek zaczynamy nadal w gorącu, chyba że by się zainstalować się w cieniu na jakiś czas, ale na takim zadupiu może być problem znaleźć sensowne miejsce
WARIANT B - jedziemy jednak do Kutna, tam instalujemy się na jakiś czas w parku i jedziemy nadal w gorącu, ale z dłuższymi cieniami i przeczekawszy najgorszy moment... tyle że trzeba się dodatkowo przebić przez miasto i to nagrzane
WARIANT C - jedziemy do Kutna, a stamtąd rowerem do następnej stacji (Raciborów), skąd jedzie szynobus i jedziemy do Rogożewa gdzie jesteśmy po 17-ej, a skąd jest jakies 3km do stanicy... do Raciborowa mamy ok. 6,5km i 40 minut, teoretycznie jadąc 20km/h to jakieś 20 minut jazdy, ale przebijamy się przez miasto (skrzyżowania, swiatła itp. a teren nieznany), do tego trzeba się wypakować z pociągu, wyjść z peronów (schody?), przypiąć Weehoo, załadować Kluskę... a jak pociąg się spóźni? Z remontami po drodze to bardzo prawdopodobne.
WARIANT D - jedziemy do Kutna, jedziemy do Raciborowa na szynobus, ale nie ten o 16:37, tylko 18:21... toteż można z godzinkę z hakiem przeczekać w parku w Kutnie, jest zapas czasu na dojazd, na spóźnienia, a na miejscu jesteśmy przed 19 jakieś 3km od stanicy.

No i gdyby nie ten upał, to byśmy tak pojechali, ale tak... po przeanalizowaniu wszystkich wariantów tej opcji, zacząłem szukać innych możliwości.

OPCJA 2: jedziemy ok. 17:30 do Warszawy, tam na Zachodniej o 18:40 łapiemy przyspieszony pociąg Kolei Mazowieckich "Mazovia" do Płocka. O 21:10 wysiadamy w Łącku 6,5km od stanicy (w Rogożewie się nie zatrzymuje), stacja jest w środku lasu, jest noc, więc jedziemy kawałek i nocujemy w lesie, a rano odstawiamy Kluskę do stanicy. Teoretycznie moglibyśmy dowieźć Kluskę nawet późno wieczorem, ale zanim przepchamy się nocą przez lasy i piachy.... Minusy:
- w Warszawie jest 17 minut na przesiadkę, trochę mało na latanie w upale z trzema zapakowanymi "rowerami" po schodach (zwłaszcza gdy się spóźni nam pociąg). Można jechać wcześniej, ale wtedy kiblujemy ponad godzinę na stacji.
WARIANT B - jedziemy rowerami do Teresina i tam łapiemy Mazovię... to 20km z hakiem, wyjechać trzeba po 17-ej i jest nadal gorąco (ale już po najgorszych godzinach), ale za to trasę znamy doskonale i możemy jechać z zamkniętymi oczami.


Ostatecznie wybieramy opcję 2 w wariancie B. Zbieramy się przed 17 tak by mieć zapas czasu na ewentualne nieprzewidziane sytuacje itp. Zebraliśmy się bardzo sprawnie, jazda też poszła gładko, dobrą książkę jej dałem - dawno nie czytała Zapisków Luzaka, a je bardzo lubi, toteż czytała twardo przez całą drogę, czyli ponad godzinę... tak się zaczytała, że nawet nie wołała jeść co chwilę jak ma w zwyczaju (żeby się nie zatrzymywać, załadowałem jej zapas jedzenia i picia do chlebaka, by miała pod ręką).



Tak sprawnie nam poszedł dojazd (choć było nadal strasznie gorąco, o rany...), że gdy dojechaliśmy do Teresina, mieliśmy jeszcze godzinę zapasu... tam poszukaliśmy zacienionej miejscówki, by w spokoju wystygnąć.



Tu okazało się, że dworzec i teren obok, dwa lata temu przeszły remont.Projekt pod nazwą Dworzec To Kultura, pomieszczenia zostały przeznaczone na cele kulturalne (np. jest tu punkt biblioteczny), powstał też taras pod którym jest sala kinowa, a na samym tarasie stoły, krzesła... tak ciężkie, że ciężko je przesunąć (ale za to ukraść jeszcze trudniej). Na tarasie się zainstalowaliśmy.

To zdjęcie to tylko chwila, potem jeszcze trochę posiedzieliśmy przy kanapkach, a że Kluska jest bardzo ruchliwym dzieckiem, to jak zjedliśmy, zaraz zaczęła łazić po murkach, biegać po schodach, pochylniach itp. Na koniec, gdy czekaliśmy na peronie, to lavinka jej jeszcze przeczytała opowiadanie "Jak maszyna cyfrowa ze smokiem walczyła" (z "Bajek robotów"), żeby Klu nie biegała nam po peronie.



A oto widok z tarasu na skwerek. Powstało całkiem przyjemne miejsce, by sobie zrobić tu postój, bo ostatnim razem - 4 lata temu, mieliśmy popas na peronie na ławce (ale za to zawarliśmy znajomość z Ukraińcem z Odessy i pomogliśmy mu w zorientowaniu się kiedy ma pociąg), p[otem przejeżdżaliśmy obok bez zatrzymania.



Podjeżdża pociąg, wiedzieliśmy że będzie piętru, ale pytanie który skład? Twindexx od Bombardiera (fotki także z wnętrza w tym wpisie), czy SunDeck od bydgoskiej Pesy (tutaj opis i zdjęcia)... woleliśmy Twindexx, bo w Sundeckach jest bardzo mało miejsca na rowery (właściwie to dla niepełnosprawnych, ale to jedyne miejsce gdzie można wepchnąć rowery).

Wjechał Twindexx (potem okazało się, że tylko wagon sterowniczy, bo wagony środkowe były od Pesy). Oto przestrzeń na rowery, wózki itp. w wagonie sterowniczym Twondexx... niby sporo miejsca, ale przy nieoptymalnym ułożeniu rowerów szybko się kończy. Już było sześć rowerów (piątka do Płocka, a jedna pani wysiadała z nami w Łącku), ale dało się jakoś ustawić i nie zablokować przejścia przy okazji.

Aha, jedziemy Kolejami Mazowieckimi, więc rowery wieziemy za darmo (w ŁKA zresztą też przewóz roweru jest darmowy).




Oczywiście ustawiliśmy się na pięterku. Kluska najpierw przeczytała ponad połowę Mopsika, ale dwie godziny jazdy to trochę dużo dla takiego dziecka i zaczęło ją nosić... na szczęście dwóch panów wysiadło w Sochaczewie czy Łowiczu i potem na górze nikogo nie było, toteż Kluska mogła spokojnie bawić się w chowanego chowając się za ostatnimi siedzeniami, przechodzić tajnymi przejściami pod siedzeniami, czy biegać po schodach.



Widok na remont w Łowiczu... pociąg tak długo jedzie, bo w Łowiczu planowo stoi  w Gostyninie 15 minut (czeka na mijance na szynobus jadący z naprzeciwka.... linia jednotorowa), w Łowiczu tylko 5 min (nie stał, bo był tyle spóźniony), a przed Kutnem stał ze 20.

Widok z okna na rozbabrany Łowicz. A i tak ominęliśmy jeden remont na trasie Skierniewice - Łowicz.



Stoimy przed Kutnem... że to już Kutno, zorientowaliśmy się po napisie na suwnicy, przynajmniej mogliśmy poobserwować ładowanie kontenerów na platformy.



Już po nocy planowo wysiadamy na stacyjce Łąck.



Kawałek z półtora kilometra jedziemy by zabiwakować z dala od dróg. Przypadkowo rozbiliśmy namiot w bukowym lesie! Wow, na Mazowszu to rzadkość. Gotujemy sobie na kolację zupki chińskie z Radomia, ale Kluska nie lubi, więc dla niej gorący kubek (rosół). W pewnym momencie, w karimatę osłaniającą epigaz jak coś nie pierd... uderzy! Patrze, a tu robal długości 4-5cm. Szybko go złapałem do kubka, żeby móc mu zrobić zdjęcie, ale nie potrzebnie, bo jak go odłożyłem na próchnięcy pniak, to się nie ruszał i  był tam jeszcze gdy kładliśmy się spać. Dobrze że zasłoniłem epigaz karimatą, niby wiatru nie było, ale zawsze to ciepło zatrzymuje... bo chrząszcz mógłby wlecieć w płomień.

Oto on - dyląż garbarz









Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 82.29 km
  • 7.60 km terenu
  • czas 05:36
  • średnio 14.69 km/h
  • rekord 34.40 km/h
  • temperatura 28.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kwietniowo-lipcowa majówka 3 - wiatr, skwar i burze

Poniedziałek, 30 kwietnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0

mikrożwirownia - Chojnowo - Sarnowo - Niechłonin - Gródki - Płośnica - Rutkowice - Turza Wielka - Uzdowo - Sławka Wielka - Kozłowo - Sarnowo - Kolonia Sarnowo Wybudowanie - Działdowo >>> Warszawa >>> Żyrardów (TRASA)

relacja być może w bliżej nieokreślonej przyszłości


  • dystans 83.96 km
  • 8.40 km terenu
  • czas 05:11
  • średnio 16.20 km/h
  • rekord 38.40 km/h
  • temperatura 26.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kwietniowo-lipcowa majówka 2 - jako te skwarki na asfalcie

Niedziela, 29 kwietnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0

krzaki - Szulbory - Góra - Stare Gralewo - Raciąż - Gradzanowo Kościelne - Radzanów - Ratowo - Pączkowo - Szreńsk - Kuczbork Osada - Chojnowo - punkt widokowy (TRASA)

relacja być może w bliżej nieokreślonej przyszłości
Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 108.77 km
  • 5.80 km terenu
  • czas 06:21
  • średnio 17.13 km/h
  • rekord 35.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kwietniowo-lipcowa majówka 1 - dokąd właściwie jedziemy?

Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 13.08.2018 | Komentarze 0

Żyrardów - Kaski - Brochów - Wyszogród - Rębowo - Mała Wieś - Bodzanów - Kosino - Radzanowo - Woźniki - Staroźreby - Ostrzykówek - las (TRASA)

relacja być może w bliżej nieokreślonej przyszłości


  • dystans 33.48 km
  • 9.75 km terenu
  • czas 02:37
  • średnio 12.79 km/h
  • rekord 31.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Resztek (dzień 4)

Środa, 3 maja 2017 · dodano: 09.05.2017 | Komentarze 6

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.

las - Skurcza - Osiedle Wilga - Nowy/Stary Żabieniec - Marianów - Wilkowyja - Stoczek - Rębków - Wola Rębkowska - PKP Garwolin >>> Warszawa >>> Żyrardów [MAPA]

Gminy zaliczane (mazowieckie):
- wiejska Garwolin

Aura: Zimno, pochmurno, wieje... w sam raz na jazdę, a nie jakieś rozwałki ;-) Przez większość dnia byliśmy schowani w lesie, więc wiatr nie przeszkadzał, ale końcówkę musieliśmy rypać pod wiatr do Garwolina na pociąg, a do tego zaczęło wtedy trochę kropić.

Dzisiaj ewidentnie resztki - resztki wycieczki, znaczy ostatni dzień, pojawiają się resztki tematów z ostatnich dni (i mogiły z 1939, i kościuszkowców... Sienkiewicz nie bardzo, ale można polecieć jakimś cytatem). Kończył się też prowiant - rano skończył cukier, potem dżem, serek kanapkowy, ser żółty też, ale dopiero na stacji, zaś resztki chleba dowieźliśmy do domu (bo nie było z czym zeobić kanapek - chyba że z czekoladą lub herbatnikami).

Rano trochę jeszcze popadywało jak robiłem śniadanie i gotowałem wodę na kawy i herbaty (do termosu), ale na szczęście niezbyt intensywnie. Jednak przestało nim wyruszyliśmy. Na zdjęciu - suszenie namiotu... a właściwie otrząsanie z kropelek, bo suchy to i tak on nie będzie, ale przynajmniej mniej wody




Dobijamy do Wisły, a tam zaraz pomnik upamiętniający walki na przyczółkach na lewym brzegu Wisły w 1944. (powiększenie tablicy).



A to 444 kilometr Wisły




Cmentarz z I wojny, też z walk na przeprawach przez Wisłę, ale w 1915 roku.







Docieramy do skansenu (a właściwie jego resztek) utworzonego tu na pamiątkę walk Armii Czerwonej i 1 Armii Wojska Polskiego w tym rejonie, a w szczególności na Przyczółku Magnuszewskim po drugiej stronie Wisły (tutaj było zaplecze). Obecnie jest tu jedna haubica i dwa działa przeciwlotnicze, ale kiedyś było tutaj więcej sprzętu, co widać na zdjęciach w skrzynce mototrampa.



Jasny gwint!





Obok pomnik, na fotkach mototrampa jest wcześniejszy pomnik, który stał w nieco innym miejscu (pomnik - powiększenie napisu)





Droga w dół skarpy, na tereny zalewowe




Przymierzamy się do śladów





Przy drodze jest 11 głazów upamiętniających różne jednostki saperski uczestniczące w budowie mostu przez Wisłę.




I jeszcze schemat mostu (powiększenie schematu), natomiast w haśle na wiki są dwie mapki, z których wynika, że w okolicach były zbudowane trzy mosty.




Kiedyś była tu rekonstrukcja fragmentu mostu... niestety zostały tylko resztki. Swoją drogą fajnie by było tu wybudować taki most - kładkę - taras widokowy nad Wisłę... przy czym byłoby to dobre kilkaset metrów przez te wyspy i rozlewiska.



Szosę forsujemy dołem i wjeżdżamy na teren Osiedla Wilga.



Powstało ono w międzywojniu jako osiedle klimatyczno-wypoczynkowe. (1: założyciele, 2: architekci). Przejeżdżając szukamy trzech skrzynek, ale jest tu ich kilkadziesiąt z tzw. GeoŚcieżki.



Przejeżdżając przez osiedle, najpierw przez część zdominowaną przez ośrodki wypoczynkowe (zwiedzamy resztki trzech opuszczonych), a potem głównie indywidualne domki letniskowe.







Po drodze domki typu Brda i inne ciekawostki







Oto najciekawsza z trzech skrzynek, które podejmujemy po drodze.




Z osiedla wyjeżdżamy boczną, piaszczystą drogą




Docieramy do mogiły z bitwy pod Maciejowicami, a właściwie potyczki uchodzącego po bitwie jakiegoś polskiego oddziału z Rosjanami.




Marianów - tutaj do początku lat 90. był drewniany kościółek, niestety został zastąpiony przez obecny budynek.




W pobliżu na cmentarzu dwie mogiły żołnierzy poległych w 1939 w bitwie pod Stoczkiem... przez chwilę miałem refleksje, że tak jak pod Kockiem, tak pod Stoczkiem było kilka bitew lub potyczek. Chwilę potem pomyślałem, że to dziwne żeby w tym miejscu ich pochowali, przecież Stoczek (Łukowski) jest w połowie drogi między Garwolinem a Łukowem. A potem zorientowałem się że to nie ten Stoczek, że sąsiednia wieś tak się nazywa.




Forsujemy rzeczkę Wilga.



I rypiemy pod wiatr i w mżawce do Garwolina.



W zasadzie stacja Garwolin jest w Woli Rębkowskiej, a nie w Garwolinie. Przejście podziemne jest dosyć klimatyczne, prawdopodobnie okresowo zalewane, bo dobudowali drewnianą kładkę.




A wejście na peron jest częściowo brukowane.



No i koniec wycieczki majówkowej, wsiadamy do pociągu i z przesiadką na Wschodniej docieramy do domu.


Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 59.06 km
  • 15.80 km terenu
  • czas 04:16
  • średnio 13.84 km/h
  • rekord 35.40 km/h
  • temperatura 13.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Kościuszki (dzień 3)

Wtorek, 2 maja 2017 · dodano: 08.05.2017 | Komentarze 17

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.

las - Kozice - Życzyn - Wola Życka - Jabłonowiec - Malamówka - Podzamcze - Oronne - Sobolew - Krępa - Pogorzelec - Polik - Podzamcze - Maciejowice - Podoblin - Domaszew - Podłęż - Samogoszcz - Ruda Tarnowska - Tarnów - las [MAPA]

Gminy zaliczane (mazowieckie)
- Maciejowice, Sobolew, Wilga

Aura: najcieplejszy dzień, chociaż nadal w miarę chłodno, nawet sandałki w pewnym momencie założyłem (ale nie zdejmując skarpetek). W zasadzie pogoda z gatunku idiotycznych - jak wyszło słońce, to się robiło za ciepło, jak zaszło to dla odmiany za zimno. Można było się przebierać co chwilę, albo pogodzić z tym  że raz człowiekowi za zimno, a raz za ciepło. Silny wiatr wschodni, generalnie mieliśmy z wiatrem (a pod wieczór trochę bocznym), ale jak robiliśmy pętelkę od Podzamcza to mieliśmy przez jakiś czas w pysk.

Po porannej kawie, pierwszym śniadaniu i spakowaniu się, wyruszamy z lasu na szosę.



Trochę asfaltów, ale potem musimy się przebić gruntówą z jednej wsi do drugiej. Jedna opcja jest taka, że odcinek gruntowy był krótszy, niestety okazało się że jest fatalnej jakości... mina lavinki, jak zobaczyła tę drogę, sprawiła że wybraliśmy drogę porównywalną kilometrowo, ale z dwa razy dłuższym odcinkiem gruntowym mając nadzieję że będzie lepszy. Nie był... końcówka i fragmenty były nawet niezłe, ale odcinki piaszczyste były chyba tej długości co cały pierwszy skrót.

To był skrót lavinki - droga równie beznadziejna, ale dwa razy dłużsa.



Pod samym Podzamczem malowniczy bruk... w ogóle w bliższych i dalszych rejonach Podzamcza trafiliśmy na co najmniej trzy odcinki brukowe.



Pałac Zamoyskich w Podzamczu. Miejsce bitwy pod Maciejowicami, bo właśnie w rejonie pałacu (wtedy stał tam zamek) i sąsiedniej wsi Oronne broniły się wojska kościuszkowskie. Mapa bitwy (uwaga - odwrócona południe jest na górze)



W czasie walk zamek został zniszczony, a w ściany zbudowanego w jego miejscu pałacu wmurowano kule armatnie z pola bitwy. Jedna większa, druga mniejsza, oraz dziura w ścianie, w której być może była jeszcze jedna.



 
Przy pałacu są też dwa pomniki upamiętniające Kościuszkę



To opatrywanie, to chyba już po wzięciu do niewoli. My nawet tego pniaka lipy nie widzieliśmy.




Ponoć po tym jak go wzięli do niewoli, Kościuszko i oficerowie spędzili noc w piwnicach zamku... a więc m też zajrzeliśmy do piwnic, bo tamtędy mogliśmy się dostać do wnętrza pałacu by pozwiedzać.





O ile o kulach w pałacu czytałem, o tyle pociski które wypatrzyłem w oficynie były dla mnie zaskoczeniem. W okolicach jest kilka cmentarzy z I wojny żołnierzy poległych VII-VIII.1915, więc ostawiam że to z tego okresu. Pięć jest tak na oko kalibru ok. 76mm i jeden większego.





Aha, znalazłem rysunek rosyjskiego punktu obserwacyjnego w czasie I wojny przy pałacu.



A w parku ruiny neogotyckiej baszy z XIX wieku i stajni. Tutaj robimy sobie postój na drugie śniadanie.






Jeszcze domek ogrodnika




Jedziemy na Oronne, jeszcze w Podzamczu na krzyżówce z brukówą mijamy piękną kapliczkę.





Łąki nad Okrzejką



Sosna pod którą odpoczywał Kościuszko przed bitwą... a raczej jej pień... a właściwie resztki pnia.





Kościół w Sobolewie, niestety furtka i brama zamknięte i nie da się podejść pod sam kościół.




Jeszcze w Sobolewie odwiedzamy cmentarz i mogiłę Batalionów Chłopskich z 1944, oraz drugą żołnierzy z 1939.





Po drodze krzyż osadzony na... no właśnie :-)



W zasadzie takie znaki można by postawić na wjeździe do Polski.



Drogowskaz z recyklingu... Jak się dokładnie przyjrzeć, to widać że pod farbą jest Tarnów 10 (przez Tarnów jeszcze dziś przejedziemy), a teraz wykorzystany w ten sposób... można tanim kosztem zrobić drogowskaz? Można.



Kopiec Kościuszki upamiętnia miejsce, gdzie podczas bitwy maciejowickiej miała miejsce potyczka z kozakami, a Kościuszko został ranny i wzięty do niewoli. Kopiec został usypany przez uczestników manifestacji patriotycznej 8 kwietnia 1861 roku. Miejsce bardzo malownicze (zwłaszcza o tej porze roku) i zaciszne, toteż na schodkach zjadamy trzecie śniadanie.






Uszak bzowy, znany też jako grzybki mun, albo judaszowe uszy (tak się nazywają chyba nawet po łacinie). Zastanawiam się, czy aby nie zebrać do kolacji, ale że to rezerwat, to rezygnuję.



A ten znicz skojarzył nam się z globusem w programie Kabaretu Potem Z Kolbergiem przez świat (finałowy skecz tutaj), przez co nazwaliśmy wycieczkę Z Kleebergiem przez świat (lavinka pierwszy dzień, a ja album zdjęć). Zwłaszcza że nawiązań do tego programu było w trakcie wycieczki więcej.


 
Wracając do Podzamcza zahaczamy jeszcze o dwa cmentarze z I wojny światowej. Tutaj w miarę nowe krzyże, na zdjęciach które widziałem, były tylko dwa kamienne/betonowe krzyże i jeden drewniany (zresztą są tam do dziś), a na zdjęciach z 2011 krzyże z brzozowych drągów (zdjęcia tutaj - Pogorzelec)




I drugi, tutaj bez zmian. Zachowany nagrobek, żołnierz pułku piechoty landwehry  - w tym rejonie Wisłę forsowała i toczyła walki grupa armii Woyrscha (Armeeabteilung Woyrsch), w której skład wchodziła właśnie landwehra.






Po drodze do Maciejowic moglibyśmy sobie skrócić drogę, nie jechać brukiem do Podzamcza i ominąć same Podzamcze... ale wtedy ominęlibyśmy ten pomnik bitwy pod Maciejowicami. A chcieliśmy się przymierzyć do kos... nigdy nie wiadomo, czy taka umiejętność się kiedy nie przyda.

Po drodze do pomnika ułożył mi się alternatywny tekst refrenu żurawiejki (a bo kawalerii trochę było na trasie, a to Kleeberczycy, a to kawaleria Berka Joselewicza itp. itd.):

Kosy do boju, flaszki w dłoń,
Bolszewika, hitlerowca, banderowca, moskala, prusaka, Austryjaka, Szweda, Tatara, Turka, Krzyżaka* goń goń goń

*) - brakujące dopisać, chwilowo niewystępujące zostawić






Kościuszko przed szkołą w Maciejowicach... jako że długi weekend, to możemy sfocić tylko zza płotu. Parafrazując Smolenia: Jakbyśmy dwie takie armaty mieli, to byśmy se tę insurekcję wygrali.



Chcieliśmy zwiedzić muzeum im. Tadeusza Kościuszki w Maciejowicach, ale okazało się że jest zamknięte... choć teoretycznie powinno być do 16-ej (byliśmy tuż po 15-ej), bo dziś wtorek. Nie jest napisane czy w święta inaczej muzeum jest czynne, a zresztą i tak 2 maja to dzień nieświąteczny. Albo dużo wcześniej zamknęli, albo w ogóle dziś nie otworzyli. No tak, w długi weekend majowy, to z muzeami niestety różnie bywa.



Poza tym okazuje się że 2017 to rok Kościuszki. No cóż, Muzeum Sienkiewicza chwali się że w 2016, czyli Roku Sienkiewicza muzeum odwiedziło 4 razy więcej osób (40 000) niż zwykle. Tutaj będą się mogli chwalić, że z okazji Roku Kościuszki cztery razy więcej osób odbiło się od zamkniętych drzwi.



W Maciejowicach na rynku, pod kolejnym pomnikiem kościuszkowskim,  zrobiliśmy sobie przerwę na czwarte śniadanie. Przy okazji nabyłem pieczywo na jutro i wodę do gotowania, a także deser. Stojąc w kolejce słyszałem jak się kupuje tutaj kiełbasę (albo kaszankę). U nas się kupuje na pęta, a tutaj na... laski.






Potem podjechaliśmy pod kościół




Tutaj zbiorczy pomnik powstańczo-niepodległościowy.



Mogiła z 1920 (ta i dwie inne na cmentarze z 1939 i 1944 zrobione współcześnie na jedno kopyto).




I grobowiec Zamoyskich






A potem na cmentarz - mogiła z 1939




Grobowiec Pleszczyńskich




A propos rzeźb drewnianych, których sporo było na trasie - grób rzeźbiarza ludowego



I na końcu kwatera z 1915.



Kaiserlich Deutsches Militärgouvernement Lukow 1918 (czyli  okręg wojskowy Łuków).



LDW.I.R. (Landwehr Infanterie Regiment - pułk piechoty landwehry), na głazach dookoła pomnika są wyryte numery pułków.



Lance... ale przy cmentarzu jest też witacz z kosami.




Mniej więcej pod Maciejowicami Niemcy wybudowali mosty do przeprawy przez Wisłę (wg opisu zdjęcia - pod Ryczywołem). To jedno z moich ulubionych zdjęć (powiększenie po kliknięciu w obrazek).



Po drugiej stronie Wisły widać elektrownię Kozienice.



Jedziemy szosą na północ - niestety jest bardzo ruchliwa, a kierowcy jeżdżą po wariacku... jak polscy kierowcy :-/  Po drodze skok w bok przy Kościele w Samogoszczy.



Poszukać mogiły w lesie. Napis obecnie częściowo nieczytelny... na stronie  z której mam namiary, jest napisane że z 1939, ale ptanie czy ten wniosek na podstawie IX na tablicy, czy od kogoś kto wie co tam było napisane (już wtedy był nieczytelny). Bo na moje oko tam za wrześniem można się dopatrzyć zarówno 1 jak i 4. A w okolicznych lasach jest więcej takich mogił, właśnie z 1944 (albo nie wiadomo jakich).




W Rudzie Tarnowskiej jeszcze jeden cmentarz z 1915 (szlag, przegapiłem że miałem poszukać cmentarza w Domaszewie).




Potem wbijamy się w las. Po drodze jakieś ziemianki, okopy... można chyba założyć że większość jednak z 1944, bo ten teren stanowił zaplecze dla Przyczółka Magnuszewskiego po drugiej stronie Wisły.




Tym razem nocleg nie w krzakach, ale w miejscu gdzie widać nas na kilometr... ale celowo wybraliśmy boczną, mało uczęszczaną przecinkę, sprawdziłem też że od ostatniego deszczu (prawdopodobnie 3-4 dni temu) przez najbliższe skrzyżowanie nic nie przejeżdżało. Poza tym jesteśmy ukryci między dwiema wydmami.

Gdy już zrobiliśmy sobie obiad i zjedliśmy, zaczęło kropić... szybko zebraliśmy graty do namiotu, na wypadek gdyby się rozpadało, ale przeszło i spokojnie mogliśmy przy herbatce, kisielu i budyńku posiedzieć przy ognisku. Rozpadało się dopiero później w nocy.


Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 83.42 km
  • 13.40 km terenu
  • czas 05:07
  • średnio 16.30 km/h
  • rekord 42.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Sienkiewicza (dzień 2)

Poniedziałek, 1 maja 2017 · dodano: 05.05.2017 | Komentarze 3

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.

las - Giżyce - Krupy - Ostrów - Węgielce - Drewnik - Jeziorzany (d. Łysobyki) - Przytoczno - Ferdynandów - Kalinowy Dół - Dąbrówka - Helenów - Wola Gułowska - Turzystwo - Lipiny - Wola Okrzejska - Okrzeja - Gózd - Jagodne - Kłoczew - Wylezin - Babice - Trojanów - Kozice - las [MAPA]

Gminy zaliczane (lubelskie):
- Michów, Jeziorzany, Krzywda, Kłoczew
Gminy zaliczane (mazowieckie):
- Trojanów

Aura: Dziś było nieco cieplej, ale bez przesady i bez upałów. Słońce na przemian świeciło (i robiło się nieco cieplej) i chowało się za chmurami (i robiło się dosyć zimno). Nie padało, to najważniejsze. Wiatr mniej więcej wschodni, chociaż chyba bardziej północno-wschodni, bo jak mieliśmy odcinki na północ to nam przeszkadzał.

Zazwyczaj nie rozpalam rano ogniska - na te dwie kawy, kaszkę dla lavinki i kawę do termosu gotuję wodę na epigazie nie wychodząc z namiotu... ale że w ten weekend jest dosyć chłodno, to zabraliśmy jeszcze dwa termosy na herbatę (1l i 1/3l), no to na tyle wody opłacało się rozpalać ognicho. Pierwsze skosztowanie herbaty ogniskowej z termosu w trakcie jazdy - mmm dymówa, niepowtarzalny smak! Wieczorem przy ognisku się tego nie czuło z powodu dymu, ale teraz tak. Przy czym do herbaty czarnej i owocówej mieszanki zimowej w dużym termosie to pasowało, ale do owocówki w małym już nie bardzo... no to w trakcie wypijania przelewaliśmy owocówkę do dużego.



Na początek trzeba się dobić z biwaku do jakiejś drogi, na szczęście nie trzeba było się wracać piochami, tylko pojechać w bok. Też trochę piochów było, ale mniej.



Jedziemy malowniczą trasą nad Wieprzem. Po krótkim odcinku przyzwoitej gruntówy, od Giżyc mamy asfalt. Tylko między Krupami a Ostrowem strasznie rozjeżdżona, piaszczysta gruntówa. Niestety wtedy nie wiedziałem że dało się to objechać dwa razy dłuższą trasą asfaltem.





Przejeżdżamy przez Wieprz. lavinka zastanawiała się wczoraj czy Wieprz chrumka... wczoraj chyba spał, ale dziś to sprawdziliśmy - Wieprz nie chrumka, Wieprz kumka!

Za rzeką widać kościół w Jeziorzanach, które powstały na na wyspie w dolinie rzeki. Dalej leży wieś Przytoczno. Dawniej lokowano tu miasto Przytoczno, które zmieniło nazwę na Łysobyki. Przy które było które, to trzeba by dokładniej zbadać, bo zdaje się że Przytoczno było potem osadą obok Łysobyków, które są obecnie Jeziorzanami... eee, jakoś tak.

Pod kościołem robimy sobie mały postój na ławce nad Wieprzem.





W lesie za Przytocznem pomnik upamiętniający bitwę pod Łysobykami w czasie Powstania Listopadowego, a niewykluczone że jest to mogiła powstańców (powiększenie tablicy z opisem bitwy: tablica 1, tablica 2, powiększenie mapki)




Obok krzyż... rok trochę nieczytelny, ale biorąc pod uwagę że jesteśmy na terenie bitwy pod kopcem i charakterystyczna data 3.X, czyżby kolejna mogiła z 1939, czyli z bitwy pod Kockiem? Ale na zdjęciu z 2011 nie ma tego krzyża w tym miejscu, albo więc został przesunięty spoza kadru, albo w ogóle trafił tu z innego miejsca... może jakiś stary krzyż z innego cmentarza wojennego? Takie rzeczy się zdarzają.



Dalej coś mnie podkusiło żeby pojechać skrótem, a nie objeżdżać naokoło asfaltem. Najpierw trochę wertepiasta gruntówa, ale przegapiłem zjazd głównej drogi i skręciłem za późno (bo tam wydawało się że wiodła lepsza droga). Potem słabymi drogami przez pola i średnimi przez las... tam musiałem skorygować trasę by dobić do właściwej drogi, gdy to się udało okazało się że może lepiej było właśnie przez ten las, takie były tu piochy którymi dotyrtaliśmy się jakoś do asfaltu w Ferdynandowie.

To był tzw. skrót To Mi'ego - niby krótszy, ale drogi słabe i nic ostatecznie nie skraca (później będzie skrót lavinki).




Kalinowy Dół, zjazd z główniejszej szosy w boczny asfalt.




Taki pomnik -  tu polegli 6 października ostatni żołnierze września 1939 (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Otóż do 3 pułku strzelców konnych nie dotarł ostatni rozkaz gen. Kleeberga, dotyczący kapitulacji. Pułk w nocy z 5 na 5 października wpadł tutaj w pułapkę i poniósł ciężkie straty. Powiększenie - tablicy informacyjnej, mapy ze szlakiem bojowym pułku.






Przy wjeździe do Helenowa baba z jabłkami... czyli kolejna rzeźba ośrodka łukowskiego (ale nie wszystkie po drodze fociliśmy).



Cmentarzyk w Helenowie. Po drodze minęliśmy jakąś starszą panią na rowerze, która rozmawiała z inną starszą panią przed domem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, porobiliśmy zdjęcia i zastanawialiśmy się czy to prawdziwe pociski czy atrapy, a wtedy przyjechała ta pani na rowerze i okazało się że mieszka naprzeciwko cmentarza i się nim od lat opiekuje. Trochę czasu minęło na rozmowie i dowiedzieliśmy się sporo ciekawych rzeczy.

Po pierwsze ta pani jeszcze jako siedmiolatka była świadkiem pochówku żołnierzy po bitwie. Opowiadało, że dwóch leżało za stodołą, jeden tam, trzech tam... Te trzy mogiły w pierwszym rzędzie powstały zaraz po bitwie - mieszkańcy wykopany dół wyściełali słomą, do niego składali zebranych z okolicy żołnierzy, przykrywali kocami, opatulali płaszczami. Jeden z mieszkańców był oficerem marynarki i zajął się organizacją pochówku, spisywał też dane poległych z rzeczy przy nich znalezionych.

Później w grudniu powstała ta czwarta mogiła przed pomnikiem, mieszkańcy przenieśli tam żołnierzy z innej mogiły umiejscowionej niezbyt fortunnie, bo tam zbierała się woda... wykopano ich i przewieziono, byli cali w glinie, do tego smród rozkładu. I znów na słomę, ale płaszczy i koców do przykrycia nie było, a że wieś zniszczona po walkach (kilka razy przechodziła z rąk do rąk) to trudno coś było znaleźć, ale jakieś derki czy coś mieszkańcy zorganizowali. Razem z polskimi żołnierzami był też pochowany żołnierz niemiecki, ale jego potem Niemcy wykopali i zabrali.

Pomnik jest niedawno wybudowany nowy, ale mniej więcej na kształt starego (ale pani twierdzi, że stary był ładniejszy). Z ciekawostek należy dodać, że w środku starego były zamurowane cztery karabiny. A odnośnie tych pocisków - są to bomby lotnicze zorganizowane przez sąsiada z okolicznych lotnisk w Ułężu i Podlodowie. Te mniejsze pomalowane na srebrno to ćwiczebne (wypełnione betonem), ale te czarne prawdziwe... sąsiad twierdzi że rozbrojone, ale pani uważa że tylko zapalniki zostały wyjęte, bo jak się paliła sąsiednia chałupa, to sąsiad przybiegł z drzwiami (czy innymi dechami) i zastawił skrajną bombę by się nie nagrzewała.





Następny przystanek - Wola Gułowska, kościół i klasztor.




Przed nim kilka kolejnych rzeźb



W środku tablice upamiętniając bitwę pod Kockiem (jest ich więcej), zresztą sam kościół był w ogniu walk - został zdobyty i obsadzony przez Niemców, potem odbity przez Polaków, a w czasie ostrzału niemieckiej artylerii uszkodzony.



I tera pytanie, co to za pypcie wysoko w wieżach? Pociski? Niestety strasznie wysoko, ciężko zrobić zdjęcie, ten jeden taki półokrągły, toteż trochę ni pasuje (chyba że kula?). Ale równie dobrze mogą być jakieś kotwy, generalnie są w wieży, czy może  wieżach, na pilastrach.



Prawdziwą perełką jest źródełko umieszczone w kryptach. Jak się wchodzi do przybudówki z tyłu kościoła, to wydaje się że prosto do źródełka, ale nie... to tylko zejście do krypt, potem niskimi podziemiami coraz dalej i dalej, jeden zakręt, drugi, jeszcze w dół, trzeci. Napełniliśmy tutaj butelki na wieczorne i poranne gotowanie.







A teraz cmentarz w Woli Gułowskiej... chociaż może już w Turzystwie. Już na bramie jest informacja o pochowanych Kleeberczykach.



A oto mogiła zbiorowa - na granitowych tablicach szlak bojowy, jednostki wchodzące w skład SGO Polesie i ich dowódcy, symboliczny nagrobek jednego z nich.





Jest też lista poległych pochowanych w mogile (powiększenie po kliknięciu w zdjęcie)



Obok w grobie rodzinnym spoczywa jeszcze dwóch oficerów walczących we wrześniu 1939 - jeden przeżył wojnę, drugi walcząc w SGO Polesie zginął, ale jeszcze przed bitwą pod Kockiem.



Drogowskaz przy głównej alejce skierował na do grobu żony powstańca.





Jedziemy dalej - jeden pomnik...



...drogowskaz do drugiego pomnika...



...trzeci pomnik.




Stacja Okrzeja... wszystko ładnie, pięknie - nowe tablice z nazwą stacji, nowa wiatka, nowe stojaki rowerowe, budyneczek odnowiony, nowo zrobione przejście przez tory... ale tylko na jedną stronę, do stacji. Na druga nie, trzeba skakać przez tory, a tam właśnie biegnie droga do pobliskiej wsi. Żeby nie nosić roweru przez tory, trzeba pojechać do najbliższego przejazdu i się cofnąć do tej drogi (nadrabiając dodatkowo 500m).

Ok, tutaj aż tak bardzo to nie przeszkadza, ruch pociągów nieduży, a przenieść rower przez tor to nie jest wielka fatyga. Problem się pojawia, jesli takie myślenie o wygodzie pasażerów i projektowanie zacznie się stosować np. w Warszawie. Potem się kończy tym, że kolejarze smarują peron i trawę smarem, żeby pasażerowie nie skracali sobie drogi nielegalnie przechodząc przez tory.



Wola Okrzejska - muzeum Sienkiewicza... w końcu skądzieś ten tytuł, a do tej pory było dalej śladami Kleeberga i Kleeberczyków.

Tutaj w dworku Cieciszowskich (rodzina jego matki) urodził się i spędził wczesne dzieciństwo Henryk Sienkiewicz. Dworek nie zachował się do dziś, muzeum jest w dawnej oficynie, która była do tego dworku podobna i po remoncie udaje dworek właściwy.






Z muzeami w święta nigdy nic nie wiadomo, na szczęście okazało się że czynne i udało się zwiedzić.







Mini makieta bitwy pod Grunwaldem... przypomina mi trochę Monty Pythona i rekonstrukcję ataku na Pearl Harbour.



A jedna z rzeź w parku ("W pustyni i w puszczy") skecz Kabaretu Potem o słoniu.



Latarnik...



Kolejne rzeźby, a w tle fundament dworku.



Podbipięta i Zagłoba... Longin taki trochę niski, może autor rzeźby nie czytał Ogniem i Mieczem, bo autor Stasia i Nel (tych z lewej) przyznał się że W pustyni i w puszczy nie czytał i nie oglądał filmu, bo nie miał czasu, tylko zdjęcie wziął z netu.



Rozwałka w parku... aha, skorzystałem z pieczątek w muzeum i je po kolei przybiłem na odwrocie mapy (jak zwykle nie miałem żadnego zeszytu, czy notesu w których zbierałem pieczątki).




Potem myk do Lasu Gułowskiego w poszukiwaniu mogiły powstańców styczniowych (mapa lasu). Poszukiwania nie były trudne, bo od torów prowadziły drogowskazy. Pierwszy przy przejeździe na szosie Wola Gułowska - Okrzeja, drugi prowadzący w las na północ od stacji Okrzeja i kolejne gdy trzeba było skręcić.





Wracamy do wspomnianego przejazdu i zaraz za nim trafiamy na tajemniczą mogiłę. Zauważamy ją tylko dzięki kwiatom.



Kopiec Sienkiewicza, sypany w latach 1932-38, trafiła tutaj też ziemia z innych miejsc związanych z Sienkiewiczem, był też apel o nadsyłanie ziemi ze swoich pól. Jest więc tutaj ziemia z całej ówczesnej Polski i nie tylko.



Głaz z czasów budowy, a na szczycie rzeźba z 1980.







Kolejny stop, to cmentarz w Okrzei (mapa cmentarza z zaznaczonymi mogiłami). Grób matki Sienkiewicza - stary nagrobek i nowy pomnik.




A czytając podpis na pomniku (powiększenie), lavinka się żachnęła, że wymieniają po kolei - matka powstańca, matka pisarza noblisty, matka autorki i tłumaczki, matka poetki... a tego że sama była pisarką to nie napisali.



Grób obok




I jeszcze jeden z wojny polsko-bolszewickiej.



Oraz pięć indywidualnych z 1939, ponieważ są prawie jednakowe, to wstawiam tylko jeden. Ich lokalizacja na mapce linkowanej powyżej.




Kościół w Okrzei, fundowany przez prababkę Sienkiewicza, tutaj brali ślub rodzice pisarza i tutaj był chrzczony on sam.



Zaczynamy temat kolejnego dnia - tablica upamiętniająca naradę przed bitwą pod Maciejowicami.



Opuszczamy najbardziej sienkiewiczowską gminę (i powiat) na trasie. Nadal jesteśmy w lubelskim, powiat rycki.




Kaplica w Góździe



Szlaki Ziemi Łukowskiej... jeździmy tutaj i od czasu do czasu przypadkiem przejedziemy którymś ze szlaków, a nie przeczytaliśmy najważniejszej rzeczy - regulaminu! A tutaj schematyczna mapka szlaku.




Kłoczew







Po drodze uratowałem jeszcze kreta, który kręcił się w kółko po asfalcie, próbując się wkopać w ziemię.



No i wjeżdżamy w województwo mazowieckie i wkrótce potem szukamy miejsca na nocleg.




  • dystans 82.37 km
  • 7.40 km terenu
  • czas 05:07
  • średnio 16.10 km/h
  • rekord 40.40 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wycieczka Śladami... Kleeberga (dzień 1)

Niedziela, 30 kwietnia 2017 · dodano: 04.05.2017 | Komentarze 17

dzień 1: śladami Kleeberga
dzień 2: śladami Sienkiewicza
dzień 3: śladami Kościuszki
dzień 4: śladami... resztek

Wszystkie zdjęcia w albumie Z Kleebergiem przez świat.
Na youtubie jest dostępny film dokumentalny z 2007 roku Kleeberg odszedł...Kleeberczycy zostali (cz.1, ale kolejne też są dostępne).

Żyrardów >>> Warszawa >>> Siedlce >>> Łuków - Świdry - Malcanów - Kolonia Domaszewska - Domaszewnica - Zofibór - Stanisławów - Hermanów - Wola Bystrzycka - Bystrzyca - Wojcieszków - Adamów - Zakępie - Juzefów Duży - Serokomla - Annopol - Kock - Wola Skromowska - Wólka Rozwadowska - Stary Antonin - las [MAPA]

Gminy już zaliczone (lubelskie);:
- miejska Łuków, wiejska Łuków
Gminy zaliczane (lubelskie):
- Ulan-Majorat, Wojcieszków, Adamów, Serokomla, Kock, Firlej

Aura:
Dosyć chłodno, choć na początku w Łukowie i kawałek za Łukowem gdy trochę wychodziło słońce, zaczęło robić się cieplej... ale potem przyszły chmury na dobre. Wiatr mniej więcej północny, więc jadąc z grubsza na południe mieliśmy w większości z wiatrem. Na południu, południowym wschodzie widzieliśmy chmury deszczowe, faktycznie gdzieś tam miało dziś padać i później trochę jakieś znikome mżawki się pojawiały (ale takie na granicy zauważalności), niestety potem pojechaliśmy za daleko na południe i z Serokomli do Kocka jechaliśmy prawie cały czas w regularnej mżawce i kropieniu (na szczęście nie był to jakiś porządny deszcz), a zwiedzanie Kocka pół na pół z deszczykiem... potem na szczęście przeszło.

Źródła internetowe:
Ponieważ często mi się zdarza, że przeglądając internet, mapy, książki itp. trafiam na miejsce które warto by odwiedzić, a potem będąc w okolicy zupełnie o tym nie pamiętam, postanowiłem zrobić sobie prywatną mapkę i zaznaczać takie miejsca. Zimą trochę przeglądałem stron internetowych i naniosłem na nią trochę takich miejsc, głównie mogił i cmentarzy wojennych (ale nie tylko) z linkami do opisów, zdjęć ułatwiających ich zlokalizowanie (np. na cmentarzu parafialnym itp). Teraz właśnie jeździliśmy po terenie tak rozpracowanym, oto główne źródła z których tu korzystałem:
- Zastawie i Ziemia Łukowska - poświęcona ziemi łukowskiej, przydatna na pierwsze dwa dni, kiedy jeździliśmy głównie po powiecie łukowskim, tutaj min. wpis ze szlakiem cmentarzy i pomników bitwy pod Kockiem 1939, czy Powstania Styczniowego, poza tym chyba każdy cmentarz parafialny jest tam opisany ze zdjęciami bardziej interesujących mogił, często z ich lokalizacją oznaczona na zdjęciach satelitarnych.
- Przewodnik po ostatniej bitwie kampanii 1939 r. (pdf) - z tego nie korzystałem przed wyjazdem, znalazłem dopiero przygotowując relację z wyjazdu, linkuję bo dosyć dokładnie opisany jest teren walk miejscowość po miejscowości i miejsca które można tam obejrzeć. Także trochę zdjęć archiwalnych (np. kwatery w Adamowie).
- www.kazikpaciorek.pl - na tej stronie są miejsca pamięci z terenu powiatu garwolińskiego, przydatna była zwłaszcza trzeciego i trochę czwartego dnia
- Złe miejsca dla ślimaków - byliśmy na północnym skraju zasięgu tej strony (a poza tym większość dublowała dwie poprzednie strony, ale pomagała dokładniej ustalić lokalizację miejsc), niestety przed wyjazdem okazało się że strona jest uszkodzona, więc opisy miejsc, i większość zdjęć były niedostępne... na szczęście miejsca te zostały przez autora zaznaczone na mapach Google, więc miałem zaznaczoną lokalizację i jedno zdjęcie... oto kilka z nich - I wojna, powstania, martyrologia XX wieku (tam jeszcze są ze 2-3 mapy)
- internetowa baza grobów wojennych ROPWiM - strona ta była bardzo przydatna we wszystkich rejonach kraju, mimo że dosyć niekompletna (w niektórych powiatach i gminach faktycznie dużo obiektów było w bazie, ale w wielu innych nieliczne lub nawet wcale)... niestety strona padła ofiarą "dobrej zmiany", ROPWiM została zlikwidowana w 2016, a jej kompetencje rozdzielono między IPN i Ministerstwo Kultury. Zimą strona jeszcze działała jako archiwalna, ale teraz już jej nie ma.


No dobra, ale do rzeczy - rano o 8:00 wsiadamy do pociągu, nieśmiertelny EN57.



Tutaj pora na dowcip z taaaką brodą - wpada babinka w ostatnim momencie na peron, a tam stoi jakiś pociąg, więc pyta faceta siedzącego na ławce:
- Jaki to pociąg?
- Żółty.
- Dokąd?
- Do połowy.
- Na Tłuszcz on?
- Nie, na elekstrykę.

Żółtki już nie są żółtkami, bo nie mają malatury niebiesko żółty, ale zmienić na "zielony" albo "biały" i będzie ok.

W Warszawie na Zachodniej przesiadamy się na Flirt do Siedlec - wjeżdża tylko jednostka, a on ma tylko jedno trzystojakowe miejsce na rowery... jako że wsiadaliśmy na pierwszej stacji, to zajęliśmy spokojnie dwa z nich (nie korzystając jednak ze stojaków - dla obładowanych rowerów słabo się nadają), potem wsiadł jeszcze jeden rowerzysta i się dostawił (też jechał do samych Siedlec), a później jeszcze dwóch i dla nich nie było miejsca, więc stali w przejściu (ale daleko nie jechali), poza tym na innych pomostach jeszcze ze dwoje rowerzystów się przewinęło na innych pomostach, ale też tylko podjeżdżających kilka stacji. Szczęście że pogoda taka sobie, bo obłożenie rowerowe by było większe.

Poza tym po praskiej stronie Warszawy zaczął się klimat lokalny - na Wschodniej dosiadło się dwóch żuli, jeden jeszcze jako tako, ale drugi już nieźle nawalony, na starcie omal nie zbił szyby rzucając na półkę pod sufitem plecak z akumulatorem. Potem a to puszczali disco polo ze smartfona, a to obalali ćwiartkę, a to dzwonili do znajomych żeby się do nich wbić, a jak się umówili to ten nawalony przekonywał że mają na miejscu aż 10 minut to zdążą jeszcze obalić jedną ćwiartkę, a on wie gdzie jest otwarty sklep, a to namawiali się żeby podjechać do znajomego który im podpadł i ukraść mu szpulę kabla.... wysiedli w Mińsku.

Ci byli zajęci sobą, ale przypadku żuli bardziej się narzucających, czepiających i agresywnych lavinka ma sposób, bo a to wspomina że ojca pochodzącego ze Stalowej, a w przypadku np. młodzieży kibolsko-patriotycznej wspomina o dziadku powstańcu warszawskim... i jest szacun, spokój itp.



W Siedlcach przesiadka na pociąg do Łukowa - już stał i to na tym samym peronie. Znów modernizacja EN57, ale nowsza... były stoliki na trzecie śniadanie.



I już skoroświt w południe jesteśmy na dworcu w Łukowie. W Łukowie już byliśmy, dziś przejeżdżamy nie zwiedzając dokładnie, bo nie mamy na to czasu.



Sienkiewicz pod muzeum... hej, ale śladami Sienkiewicza będzie dopiero jutro! Rzeźba powstała podczas pleneru rzeźbiarskiego (info) zorganizowanego w 2016, czyli w setną rocznicę śmierci pisarza (z tej okazji 2016 był rokiem Sienkiewicza)... poza tym jest to pierwszy ślad działalności Łukowskiego Ośrodka Rzeźby Ludowej, przejeżdżając przez wsie powiatu łukowskiego nieraz trafimy na pojedyncze rzeźby, lub całe ich grupy. O ośrodku można przeczytaj - tutaj, tutaj, a tu o artystach.



Pomnik żołnierzy radzieckich, trzeba focić takie pomniki bo nie wiadomo ile jeszcze postoją.



Kaplica na cmentarzu



A za nią mogiła powstańców styczniowych. Na cmentarzu w kwaterze L i Ł są też mogiły żołnierzy poległych w 1939, ale że jest ich sporo i jeszcze rozproszone, to odpuszczamy dziś sobie ich odnalezienie (tutaj informacja o nich).



Łukowska koparka nas żegna i zaprasza ponownie.



Zofibór - drewniany kościółek , jako że trwa  trwa msza, to tylko szybkie fotki i jedziemy dalej.




Z tym panem mijamy się parę razy i jedziemy tą samą trasą dosyć długo, albo my go wyprzedzamy, albo on nas gdy przecieramy opony po przejechaniu przez szkło, albo gdy robi nam się za ciepło (słońce wyszło) i się przebieramy.



- A teraz jedziemy na miejsce gdzie spadł Karaś*.
- Co???
- A spadł na Marianów**.
- Ojej, biedny Pan Marian, jemu zawsze coś na głowę spadnie, jak nie cegła to ryba.

*) - lavinka nie była za bardzo w temacie przedwojennych samolotów
**) w zasadzie między Wolą Bystrzycką a Marianowem

A oto pomnik, przy nim droga w las, na którego skraju z drugiej strony jest miejsce gdzie spadł samolot.




Tam są głazy z nazwiskami lotników, którzy tu zginęli. Tutaj robimy sobie większy postój.



Stada bocianów



Kościół i plebania w Wojcieszkowie




A na cmentarzu mogiła lotników z Karasia.



A nieco dalej wgłąb pierwsze mogiły Kleeberczyków na trasie, czyli żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Kleeberga, którzy zginęli w październiku 1939 w czasie bitwy pod Kockiem, ostatniej bitwy wojny obronnej w 1939.





A w grobie, który było widać za drogowskazem spoczywa jedna z żon Sienkiewicza... w ogóle z jego żonami to łatwo się pomylić która była która, bo każda z trzech żon miała na imię Maria. Tak wybierał z przyzwyczajenia żeby mu się imię nie myliło, czy co? (Edit: malarz uzupełnił że tych Marii było w sumie pięć, bo jeszcze z Marią Radziejewską miał romans, a z Marią Keller był zaręczony).



Zmieniamy gminę.



A w Adamowie na cmentarzu trzy kolejne mogiły zbiorowe Kleeberczyków.





I jeszcze taki prawosławny grób.  W Łukowie na cmentarzu też są groby prawosławne, ale nie bardzo mieliśmy czas ich szukać.




Sądząc po dacie - pomnik odzyskania niepodległości.



Kościół i tablica na nim.





I zegar słoneczny na ryneczku, a poza słońcem także planety wewnętrzne... ciekawe, Merkury jest zbudowany z sera?




Kościółek w Zakępiu



W Józefowie Dużym mały skok w bok do miejsca pamięci



Tutaj w 1940 zostali zamordowani mieszkańcy okolicznych wsi (informacja z tablicy)




Przy białym krzyżu jest dodatkowo wygrodzony pas ziemi, być może to była mogiła zbiorowa (szczątki ekshumowano w 1956 na cmentarz w Serokomli).



Cmentarz w Serokomli, o tutaj są teraz mogiły mieszkańców zamordowanych w Józefowie.




A obok mogiły Kleeberczyków.




Kościół w Serokomli



A naprzeciwko jedna ze wspomnianych rzeźb. Kleeberczyk?



W mżawce, siąpieniu i kropieniu docieramy do Kocka i zwiedzanie zaczynamy od pomnika gen. Kleeberga.



Jakby ktoś miał uwagi (krytyczne) co do tego jak salutuję, to wyjaśniam że to celowe, pokazuję bowiem jak Kluska robi Baaacność!



A lavinka przymierza się do kos na sztorc... a właściwie co to jest? Kosy nie, lance też nie bardzo... bagnety? Ale na takim drzewcu?



Stamtąd jedziemy do Biedronki uzupełnić nabyć świeże pieczywo na jutro i wodę na gotowanie na biwaku.

A potem na cmentarz Kleeberczyków - tablice informacyjne: mapa i krótkie kalendarium bitwy, ostatni rozkaz gen. Kleeberga, o cmentarzu. (Edit: zdjęcia archiwalne cmentarza na fotopolska i dwa w albumie na stronie miasta Kock)






Tutaj spoczywa też sam gen. Kleeberg, który zmarł w 1941 w niewoli i w 1969 jego szczątki zostały przeniesione na cmentarz jego żołnierzy. Tylko pod którym nagrobkiem jest pochowany? (Edit: ze zdjęć archiwalnych na fotopolska wynika, że pod tym nowym przy pomniku, jest tam zdjęcie z 1969 jeszcze z gładką płytą nagrobną).




Następnie wyjeżdżamy na chwilę z Kocka odwiedzić kopiec - mogiłą pułkownika Berka Joselewicza (lub Joselowicza), który zginął pod Kockiem w 1809 r. podczas potyczki z huzarami austriackimi (podczas wojen napoleońskich) - tablica informacyjna.  (Edit: znalazłem w bibliotece cyfrowej biografię Berka Joselewicza i jego syna z 1909 roku).




Wracamy do Kocka



Podjeżdżamy do pałacu w Kocku. Tutaj gen. Kleeberg podpisał kapitulację.





Widok z tarasu za pałacem jest naprawdę rozległy



Następnie do kościoła, wybudowanego pod kierunkiem znanego architekta Szymona Bogumiła Zuga. W 1939 ostrzelany przez Niemców został uszkodzony i spalony (info na stronie parafii)



Muzeum parafialne? Hmmm... a co to nad wejściem?



Okazuje się że to wmurowany pocisk, biorąc pod uwagę historię kościoła, to zapewne z 1939.



Jeszcze myk na cmentarz, a tam mogiła powstańców styczniowych i tablica na kaplicy. Jest tam jeszcze mogiła pilota z 1939, ale informacja o niej i zdjęcie były na stronie ROPWiM, która już nie istnieje... Bez zdjęcia jednak ją znaleźć byłoby ciężko (zależy czy się jakoś wyróżniała, a tego nie pamiętam), przechodząc alejkami rozglądamy się kontrolnie, ale jej nie znajdujemy.






Robi się późno, więc wyjeżdżamy na południe za Kock, najpierw forsujemy Tyśmienicę (na zdjęciu), potem Wieprz, a potem skręcamy w drogi gruntowe.



Po drodze mijamy jeszcze cmentarzyk ewangelicki, chyba nie ma na nim zachowanych nagrobków, ale mógł się jakiś schować za sosną.



Do tej pory gruntówy były w miarę dobre lub średnie, ale za Anoninem skręcamy w las i zaczyna ją się beznadziejnie piaszczyste - więcej pchania roweru niż jazdy. Miałem zamiar wjechać głębiej w las, ale ze względu na piochy i późną porę, nieco wcześniej znajdujemy miejscówkę na nocleg.

Żeby uczcić Narodowe święto Grillowa, na kolację jest kiełbaska grillowana w stylu retro.



Do tego spory wybór herbat i ziółek.



Kategoria lubelskie, wyprawki