teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 121538.80 km z czego 18167.65 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.11 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 38.80 km
  • czas 02:23
  • średnio 16.28 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Cykady na Cykladach, Orkany na Orkadach

Poniedziałek, 3 stycznia 2022 · dodano: 03.01.2022 | Komentarze 2

Jak cały dzień leje, to człowiek wymyśla takie coś ni z gruszki ni z pietruszki jak ten tytuł. Wieczorem na szczęście się przetarło i udało się wykręcić kilometry podrzucając Kluskę na próbę Harcerskiego Klubu Piosenki.


A na zdjęciach parking rowerowy pod jedną z żyrardowskich knajp.




To może jeszcze z grudniowego ataku zimy i kilka obrazków mrozem malowanych











  • dystans 49.25 km
  • 5.00 km terenu
  • czas 02:58
  • średnio 16.60 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Korzystając z okna pogodowego...

Niedziela, 2 stycznia 2022 · dodano: 02.01.2022 | Komentarze 6

...wybraliśmy się do lasu wyprowadzić Kluskę na spacer. A potem ja jeszcze machnąłem pętelkę po okolicy.

Część kilometrów jest z buta.



W zasadzie mieliśmy zawieźć rano Kluskę na zbiórkę, ale się nie udało wybrać... w końcu się zebraliśmy i zamiast tego pojechaliśmy potem do lasu. Dzisiaj dzieciaki miały za zadanie dowiedzieć się, co zimą dziobią ptaszki i dostarczyć  na zbiórkę, bo robili karmniki. Prawdopodobnie zawisły w zagajniku koło harcówki.

Jako, że wczoraj przygotowaliśmy firmową mieszankę ziarenek, to postanowiliśmy je zawieźć i rozsypać gdzieś w lesie dla ptaszków. Wybraliśmy pieniek jako główną stołówkę i kawałki kory, jako pomniejsze talerze.




Hmmm, trochę jeszcze zostało.



No to z resztek zrobiliśmy strzałkę, żeby ptaszki trafiły.



Ło! Teraz nie da się nie trafić.




Znaleźliśmy szałas, Kluska okiem fachowca oceniła co trzeba poprawić.



Beee! Ściągnijcie mnie stąd!



Po co nam pies, jak mamy Kluskę?



Znajdź 7 różnic między Kluską, a Kropą.



- No to zdrówko!
- Do siego roku!



- Siorb, siorb.
- Gul, gul, gul.



No tak, pora na drugie śniadanie i drugą kawkę.



To tyle jeśli chodzi o smaczniejszą część wpisu, teraz mniej smaczna, czyli odchody który robili zdjęcia wszyscy - i ja, i lavinka i Kluska. Tutaj kupa sarny.




A tu chyba jakiegoś ptaszka, smakosza jemioły.



Z pętelki dodatkowej za bardzo nie ma zdjęć, bo pochmurno, a potem zapadający zmierzch i jakoś nic specjalnego pod obiektyw nie wpadło. Gdy wracałem, okno pogodowe zaczęło się zamykać i zaczęło kropić. Kropienie się nasilało, ale zdążyłem wrócić przed regularną zlewą.



  • dystans 105.11 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 05:48
  • średnio 18.12 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Początek sezonu rowerowego 2022

Sobota, 1 stycznia 2022 · dodano: 01.01.2022 | Komentarze 6

Wyskoczyłem do lasu wznieść noworoczny toast herbatką. Miałem zrobić krótką pętelkę, ale potem wyskoczyłem na szosę i tak jakoś pojechałem gdzie mnie opony poniosą 44km). Wróciłem do domu na drugie śniadanie, obudzić rodzinę i uzupełnić termos, a popołudniu druga pętelka - wznieść toast nad Pisią (nie mogłem się zdecydować nad którą, więc wybrałem się zarówno nad Gągolinę jak i Tuczną - 43km). Potem myk we trójkę na krótką pętelkę do EkoParku (prawie 5km). Ostatecznie licznik stanął tak blisko setki, że żal było nie dokręcić, więc dokręciłem (+12km)

Herbatka z herbatniczkami i grzybek na deser.



Pełna relacja później (już jest - poniżej poniższych fotek), a na razie parę fotek z żegnania Starego, a witania Nowego Roku.

Deszcz meteorów



Dmuchawiec



Tancerka Iskierka



W Sylwestra odpaliliśmy oldskulowe zimne ognie, jak w czasach dzieciństwa, a nie jakieś tam nowomodne fajerwerki.








Rano ruszyłem wznieść toast w lesie, ale że po roztopach i ulewach na leśnych drogach z pewnością totalna breja, to musiałem wybrać jakąś nierozjeżdżoną, czy wręcz zarastającą dróżkę lub ścieżkę. Nie wbijałem się głęboko, ot na chwilę postoju. Rany, ale ptaki tam śworgoliły, chyba wiosnę poczuły, faktycznie ciepło się zrobiło.



Poza tym spotkałem dziś sporo bażantów, ze trzy ptaki drapieżne, podczas porannej pętelki towarzyszyły mi dalekie pokrzykiwania żurawi (obecnie sporo łąk jest idealnych do brodzenia), a podczas wieczornej pohukiwanie sowy. Poza tym z czworonogów spotkałem sarenki.



Nawet ślimaki się obudziły i ruszyły, toteż trzeba je było ewakuować z asfaltu (choć na bocznej drodze, przy dzisiejszym minimalnym porannym ruchu, miały spore szanse na pokonanie tej przeszkody).



Rano ruch na tyle mały, że wbiłem się w drogę wojewódzką, której zwykle unikamy ze względu na koszmarny ruch, ale to najkrótsza droga na drugą stronę lasu.

Ostatnia bryłą śniegu na Mazowszu... no może nie ostatnia, tylko pierwsza napotkana z ostatnich.



Dobiłem do eSeŁki i potem pojechałem mniej więcej wzdłuż niej. Most eSeŁki na Korabiewce w Puszczy Mariańskiej.



Wygoda to taka duża wygódka.



Oczywiście, że musiałem odwiedzić tę ulicę, dzięki czemu dowiedziałem się, że położyli na niej asfalt... strasznie wąski, że zwykły osobowy samochód ledwie się na niej mieści, ale jest.  No i jest brakujący kawałek asfaltu do sąsiedniej wsi.



Budynek dworca W Puszczy Mariańskiej, identyczne budynki można spotkać w innych miejscach eSeŁki, ale widziałem też takie na linii kolejowej z Siedlec do Czeremchy (co najmniej dwa).



Liść glistnika jaskółcze ziele.




Dawny przystanek Długokąty, również na eSełce. Pamiętam gdy stał tu jeszcze budyneczek.



Skrzynka strasznie zarosła, ledwie ją znalazłem, mimo że to moja własna. Okleina odpada, trzeba będzie tu wpaść i przeserwisować.



Gustowna zieleń przystankowa.



Już spotykałem wcześniej na zarośniętych peronach eSeŁki ślimaki przydrożne, tu też są.



Potem też jechałem mniej więcej wzdłuż kolei, ale tym razem była to Wiedenka.



Sucha



Suchszy Dopływ Suchej, od kiedy wzięły się za nią bobry, jest całkiem mokra.



Resztki lodu




Nawet zaczęło wychodzić słońce.



Wpadłem do domu na drugie śniadanie, a potem wyskoczyłem na popołudniową pętelkę. Niestety znów się zachmurzyło.




I bardziej wiało. Jak sfotografować wiatr... moze zmarszczki na wodzie?



Ulica Słoneczna w Wiskitkach nadal ze słoneczkiem.



Tylko minki się zmieniły, kiedyś była jedna w okularach (stare fotki w tym wpisie).




Toast herbatką owocową nad Pisią Gągoliną.  Oczywiście mógłbym nad Pisią w Żyrku, ale to nie o to chodzi.



W parku przy dworku w Starym Drzewiczu spotkałem chyba daniele. Już je widziałem przejazdem, ale albo już była szarówka, albo były daleko od ogrodzenia, albo to była końcówka ciężkiej trasy. Dziś warunki były dogodne na fotki.



Stado składało się z dominującego samca, łań i młodych, natomiast w części parku po drugiej stronie parku można było spotkać inne samce (co najmniej cztery).




Przejazd przez Holendry Baranowskie.



Tamże. Wierzby nad Wierzbianką.



No i ostateczny cel - Pisia Tuczna w Jaktorowie.



Wieczorem myk z Kluską i lavinką do EkoParku, zrobić sobie zdjęcie w saniach... nie przepadam za tego typu ozdobami, ale dzieciaki je lubią.

Zmiana środka lokomocji, czyli przesiadka z roweru na sanie.



Kluska kocha wszystkie zwierzątka, nawet sztuczne.



A potem jeszcze dokrętka do setki. Taka kombinowana setka na raty, to nie to samo, co setka machnięta na raz, ale zawsze to setka.

Kategoria >100


współrowerzyści ma wycieczce:

Zakończenie sezonu rowerowego 2021

Piątek, 31 grudnia 2021 · dodano: 31.12.2021 | Komentarze 6

Dziś tak paskudnie, że wykręciłem tylko najmniejszą możliwą pętelkę - znaczy dookoła bloku. Za to z lavinką i Kluską (a także z Panem Marianem, Frankiem Bałwankiem, Offcą, Pipkiem i innymi... pełne sakwy były).

Ani dziś, ani wczoraj nie chciało się wyściubić opony z domu, ale jak zapowiedziałem wykręciłem chociaż pętelkę minimum, by tradycyjnie zakończyć sezon rowerowy w ostatni dzień roku.  Mógłbym oczywiście przejechać dziś więcej, ale raczej zbyt dużo i tak by nie wyszło... skro więc nie miałem jak zrobić czegoś sensownego, to postanowiłem zrobić coś bezsensownego.

Od 2012 pierwszą i ostatnią jazdę w roku odbywam w Nowy Rok i w Sylwestra. Jak są znośne warunki pogodowe (znaczy suche drogi, może być mróz), to staram się wykręcić sensowny dystans, przynajmniej jakieś konkretne -dziesiąt. Czasem się udało nawet cuś więcej, raz w Sylwestra przejechałem 200km, a dwa razy w Nory Rok po 120km.



Niektórzy cieszą się z odwilży

- Ach jak przyjemnie się wykąpać.
- No, ja chyba ze dwa tygodnie się nie kąpałem.
- A ja się kąpałem prawie codziennie.
- Ale w śniegu, co o za kąpiel? Nie ma to jak porządna kałuża.



- Hej, co tam medytujesz? Wskakuj!
- Ale czy woda aby nie za zimna?
- Jaka zimna? W porównaniu z kąpielą w przeręblu cztery dni temu, to są normalnie gorące źródła!



- Aj, aj, oj, oj!



- Gru, gru!
- Ej, ty lowelas, odpiórkuj się, dobra?
- Casanowa się znalazł psiamać, daj mu w dziób i będzie spokój.





Jeszcze filmik z kąpieli gołębi



Żeby nie było, że tylko narzekam na pogodę, to przyznam, że wolę taką odwilż, niż taką co się przez tydzień ciągnie i ciągle jest mokro z topniejącego śniegu, trzeba uważać na mokry lód itp. A tak bach - w półtora dnia doszło do 10 stopni, popadał solidny deszcz i na mieście nie ma już śladu śniegu, czy lodu... Tylko teraz mogłoby się rozpogodzić, bo jak przez tydzień jeszcze tak będzie, to ja pierdykam.

A to nasz świąteczny snowart, który wczoraj jeszcze dzielnie opierał się odwilży (ale do wieczora ostatecznie zniknął).




Wczoraj w ogóle sobie darowałem rower, za to wybrałem się do bałwanka, zabrać z jego środka skrzynkę. Bałwanek jeszcze stał, ale guziczki się odpruły i trochę oślepł (także grzywka opadła mu na oczy). W ogóle wychodzi, że codziennie go odwiedzaliśmy, najpierw żeby ulepić, potem sprawdzić czy wigilijny deszcz go nie uszkodził, a potem była idealna pogoda na spacery po łąkach... a teraz wiadomo.



Skoro już tu byłem, to postanowiłem ostatni raz pójść na lód. Odwilż dopiero się zaczynała, było tylko lekko na plusie, więc lód dopiero zaczął się topić, a w czasie mrozów zdążył przyrosnąć bardzo gruby. Poza tym nie właziłem na głębsze miejsca, czyli w korycie Wierzbianki, bo poza tym to nawet nie bardzo jest jeziorko, tylko zalane łąki - lód był często do samego dna, albo warstwa wody pod nim była cieńsza niż grubość lodu - na starcie sprawdziłęm, że nadal takie proporcje się utrzymują. Nawet jakby pękł, to nie bardzo miałbym w co wpaść. Ale nie pękł, nawet nie zatrzeszczał.

Oto bobrza tama, która jest dosyć długa, ma pewnie ze 200m długości, a może i więcej, zwłaszcza że nie biegnie w linii prostej. Nie jest może jakaś wysoka (może tylko na samej Wierzbiance), ale i tak robi niezłe wrażenie samą długością.



Widok na to samo miejsce, ale od strony lodu.



Nasza ulubiona rozgwiazda (już chyba w trzecim wpisie się pojawia) i bąbelki




Bąbelków sporo się pojawiło, bo wcześniej były ukryte w mlecznym lodzie, a teraz zmoczony lód zyskał na przezroczystości. Jednak są to nadal bąbelki 2D, bo 3D są tylko w całkiem przezroczystym lodzie.





 
A tu bąbelki z dna, a nie z wierzchu lodu.



Zalana olszyna za tamą spiętrzającą.



Był to wczoraj chyba najbardziej malowniczy fragment rozlewisk (a przynajmniej tej części, którą odwiedziłem, bo zbyt daleko się nie zapuszczałem), cienka warstewka wody na lodzie tworzyła świetny efekt.





I najfajniejsze kadry zatopionego lasu, choćby dla tego widoku warto się było wybrać wczoraj na lód. Wrażenie było jakbym chodził po wodzie.






No i tyle jeśli chodzi o spacery na łąki, wraz z postępującą odwilżą nie ma co się więcej pchać na lód. Poza tym wczoraj ziemia była zmrożona i woda w większości jeszcze w postaci lodu i dało się sensownie dotrzeć w głąb łąk. A te łąki i bez bobrów są podmokłe, teraz dotarcie do tamy to pewnie przeprawa przez wodę i błoto (zdarzało mi się w takich warunkach iść po skrzynkę).



  • dystans 10.50 km
  • 0.35 km terenu
  • czas 00:37
  • średnio 17.03 km/h
  • temperatura -3.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kwadrans przed odwilżą

Środa, 29 grudnia 2021 · dodano: 30.12.2021 | Komentarze 8

Ja w zasadzie pojechałem tylko po bułki... ale potem zrobiłem pętelkę po mieście. Nawet wbiłem się na chwilę do lasu, ale po 150m stwierdziłem, że nie ma najmniejszego sensu tyrpać się tą wertepiastą ślizgawką i zawróciłem.

Potem poszliśmy razem na łąki, obejrzeć żeremie, które dzień wcześniej odkryłem. Trzeba korzystać, bo to ostatni dzień z ujemną temperaturą. Najpierw odwiedziliśmy bałwanka (wychodząc na łąki trafiamy prawie wprost na bałwanka, więc jest w zasadzie po drodze).



Byli z nami także: prof. Fluff, oraz jego asystenci, czyli Rushoffa Offca i Franek Bałwanek.



Potem ruszyliśmy na lód. Interpretacji tego zdjęcia może być wiele, oto kilka z nich:
1) Aaa! Rozgwiazda mnie pożera!
2) Aaa! Czarna dziura mnie pochłania!
3) Aaa! Bóbr mnie złapał za nogę!
4) Narodziny Wenus (wersja zimowa)



- Ojej, co ja narobiłam.



Ptaszki tu były



Oglądamy bąbelki i odchody bobrów.



Wczoraj wrzucałem zdjęcia bąbelków, więc teraz dorzucę tylko kupy bobrów (w towarzystwie bąbelków).




A oto i główny cel wycieczki - bobrze żeremie wysokości Kluski.




Powrót przez łąki... zalane... i zamarznięte.



Piknik na lodzie.



Wieczorem zaczęła się odwilż, temperatura zrobiła się dodatnia i zaczął padać deszcz.



  • dystans 12.03 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 00:46
  • średnio 15.69 km/h
  • temperatura -6.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wiatroślizgawka

Wtorek, 28 grudnia 2021 · dodano: 29.12.2021 | Komentarze 6

Co prawda mróz mniejszy (ale nadal w miarę sensowny), jednak brak słońca i silniejszy wiatr sprawiał, że wydawało się zimniej niż dzień wcześniej.

Pojechałem do nieco dalszej biblioteki (znaczy w części miasta za Pisią) i postanowiłem wrócić skrótem przez kładkę.




Stwierdziłem, że zamiast ładować się w boczne, śniegobrejowe uliczki, lepiej już pojechać gruntówą, gdzie śnieg jest  ubity na lód... ślizgawka była konkretna, ale na szczęście uliczka pusta, nie musiałem się mijać z żadnym samochodem, spotkałem tylko dwóch rowerzystów.



A za mostkiem dróżka była z trochę ubitym śniegiem i w większości nawet nie śliska.



Te półtora kilometrów gruntówy wybiło mi jednak z głowy pomysły jakiegoś dalszego rowerowego wypadu w teren.

Przy mostku nad Pisią obowiązkowy fotostop.









W taką śnieżną i mroźną zimę wolę jednak zamiast na rowerze, ruszyć w teren z buta. Trzeba korzystać, tak więc znów ruszyłem na łąki, ale tym razem postanowiłem zeksplorować podmokłe i zalane w wyniku działalności bobrów tereny nad samą Wierzbianką, po solidnych mrozach warunki ku temu były w sam raz.

A oto i Wierzbianka



I trochę lodu na jej brzegach.





Toto wyglądało na dopływ Wierzbianki, ale tak naprawdę, to nurt tej rzeczki skierowany przez bobry na łąki.




Mróż nie próżnował na łąkach






Najpierw połaziłem po terenach podmokłych, a potem ruszyłem w górę rzeczki, na regularne jeziorko za bobrzą tamą.




Piknik na lodzie.



Trochę zieleniny prosto z lodu



Tu też mróz miał pełne ręce roboty






Lodowe rozgwiazdy





Odłamany kawałek lodu




Kaszka manna



A tu doskonale widoczne ślady jakiegoś bobra - który wylazł z tego przerębla po lewej i chlupnął do tego w głębi.




Wyraźnie widoczne ślady łapek utrwalone w lodzie



O, tu też jakiś bobrzy przerębel (ale jak wszystkie już solidnie zamarznięty).



Generalnie jeśli chodzi o ślady, to sądzę że są one z okolic Wigilii, kiedy po opadach śniegu nastąpiła chwilowa odwilż z opadami deszczu, musiał wtedy lód zrobić się miękki z wierzchu, albo to była breja śniegowa, która potem zamarzła (albo jedno i drugie). Generalnie taki mleczny lód, to taki który przeżył jakieś ocieplenie, a taki czarny i przezroczysty jak tafla szkła, to efekt zamarznięcia już po odwilży.

Sporo było śladów ptaków





Ale też były ślady czworonogów



Te takie dziwne ślady, to chyba właśnie bobrze, ale są one na tyle niewyraźnie, że głowy nie dam.




Dotarłem do głównej części tamy, tej która spiętrza Wierzbiankę. W ogóle tama jest bardzo długa, ciągnie się na całą szerokość tego jeziora, tylko że jest niska (jej zdjęcia we wpisie z poprzedniego snia).




O, tutaj środek Wierzbianki zamarzł już po Wigilii, trochę strach po takim lodzie chodzić, nawet jak człowiek przyjrzy mu się z bliska i zobaczy że jest baaardzo gruby.




Bąbelki, uwielbiam lodowe bąbelki
















Patrzę, a z drugiej strony rzeczki jest jakaś podejrzana kupa drewna, hmmm...



Obszedłem dookoła i... tak, to jest bobrze żeremie! Solidna budowla, ma ponad półtora metra wysokości. No i jest to chyba pierwsze żeremie, które widziałem... a na pewno pierwsze, które mogłem obejrzeć z bliska i co do którego nie miałem wątpliwości, ze to żeremie.









  • dystans 10.30 km
  • czas 00:39
  • średnio 15.85 km/h
  • temperatura -11.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Po mieście rowerem, a z buta po łąkach

Poniedziałek, 27 grudnia 2021 · dodano: 28.12.2021 | Komentarze 10

Takie tam parę pętelek po mieście,a to do sklepu, a to do biblioteki itp.

Na mieście, jak to na mieście, nic nowego do focenia, a za miasto nie chciało mi się jechać, musiałbym albo walczyć z lodo-śniego-breją na bocznych drogach, albo rypać głównymi, a nie miałem na jedno, ani drugie ochoty. Kiedyś mi się chciało przebijać przez śniegi i lody, ale teraz wolę w takich warunkach uderzyć z buta, co mi sprawia więcej przyjemności. Przy czym ujemna temperatura mi nie przeszkadza, przy czystych drogach pewnie bym gdzieś uderzył z opony.

Ttoteż wrzucam fotki z dwóch spacerów na łąki - jednego jeszcze świątecznego z lavinką i Kluską i jednego mojego poniedziałkowego, gdy zdrowo przymroziło.

Oto tegoroczny GeoBałwanek, czyli taki w którym jest skrzynka. Ulepiłem go w Wigilię, bo to był jedyny dzień kiedy był nadający się do lepienia śnieg, potem złapał mróz, a taki zmrożony już bardzo słabo się lepi. W tym roku jako Bałwan Marian, czyli z czerwonym berecikiem (włosy są po to, by brecik się nie ześlizgnął).



Miały tu miejsca spotkania geokeszerskie, najpierw w niedzielę spotkaliśmy jednego geokeszera, a potem w poniedziałek spotkałem tu keszerską parę. Generalnie idąc na spacer na łąki, najpierw docieram do bałwanka, a potem idę gdzieś w bok.



Na łąkach




Bardzo lubię jak śnieg trzeszczy pod butami i jak błyszczy w słońcu. Choć to oczywiście tylko ułamek uroku, ale tutajudało mi się uchwycić kilka błysków.




Na jednym drzew spotkaliśmy stadko ptaków, z daleka myśleliśmy że to sroki, bo one tu masowo występuje. Ale z bliska okazało się że nie. Zdaje się że to stadko kwiczołów (w zeszłym roku spotykałem je na osiedlu, ale pojedynczo).




A następnego dnia spotkałem je... pod domem!





Sroki na łąkach oczywiście też były, a jakże.



Ale największym zaskoczeniem było kilka dużych kluczy gęsi, które siekierowały na północny-wschód.





A to mój ślad z ostanich dni, który w kilkunastostopniowym mrozie ładnie wykrystalizował.




A to jakiegoś zwierzaka.



W ogóle solidny mróz spowodował rozkwit lodowych kwiatów, właśnie dla takich mrozowych różności lubię mrożną pogodę.




O, taki nakrapiany lód dziś był




Czasem z podskórnymi bąbelkami



Mrożona zielenina




 
Trochę igiełek na różnych ośrodkach krystalizacyjnych









A to spiętrzenie wody, to robota bobrów, ten wał na pierwszym plane to baaardzo długa, choć niewysoka tama.




Tutaj tama z lewej.



Dziś, po solidnych mrozach mogłem już bezpiecznie przejść się po tym rozlewisku.







Lodowe rozgwiazdy




Z moich doświadczeń wynika, że takie coś powstaje, gdy zamarza dziura w lodzie, a potem nowy lodowy czop rozsadza promieniście lód. Widziałem dużo takich na Mazurach, w miejscach gdzie wcześniej wędkarze wywiercili przeręble. Właśnie takie duże, a tutaj malutki (może dziurka była mała).



I jeszcze taki boczny, a nie promienisty.



Wierzbianka





O, w trzcinowisku dziś coś było, słyszałem od czasu do czasu szelesty i trzaski... rany, ale mnie kusiło żeby sprawdzić czy to sarny tam nocują na wydeptanych polankach, czy dziki. Ale się powstrzymałem, raz że nagłe spotkanie oko w oko z dzikiem mogłoby być niebezpieczne, a dwa że nie chciałem płoszyć zwierzaków, a niech mają sobie spokój.



Prawie jak paprocie



I na koniec rzut okiem na śnieg, bo dziś powierzchnia śniegu nie była taka zwyczajna, tylko wykrystalizowała w mikroskopijny lodowy las.













  • dystans 9.95 km
  • czas 00:34
  • średnio 17.56 km/h
  • temperatura -7.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Świąteczna ślizgawka

Niedziela, 26 grudnia 2021 · dodano: 27.12.2021 | Komentarze 3

No dobra, ślizgawka by była wtedy, gdybym nie olał śmieszek i bocznych uliczek. Korzystając z niewielkiego ruchu w świąteczny poranek, zrobiłem pętelkę po mieście główniejszymi ulicami... może bym jeszcze pojeździł, ale ruch stopniowo się wzmagał. Rany, 10 lat temu to rano w święta spotkałbym co najwyżej autobus i trzy samochody na mieście. A w ogóle, to ostatnie dni są słoneczne, a jak wskoczyłem na rower, to akurat naszły chmury i Słońce wyjrzało dopiero ppopołudniu.

A oto nasz przedświąteczny snowart.





Oraz snowart świąteczny. Wersja 2D


Oraz 3D


O, a obok tych budek wielokrotnie przejeżdżam, a jakiś czas temu nawet widziałem ich zdjęcia, jednak do tej pory ich nie zauważyłem, a to dlatego że musiałem skupić się na drodze... dziś jednak akurat nic nie jechało, a szansa że któryś z zaparkowanych samochodów nagle zacznie wyjeżdżać, też była minimalna, to mogłem część uwagi poświęcić na rozglądanie się po okolicy i w ten sposób zauważyłem te budki. Zdaje się, że powstały na jakichś zajęciach w sąsiednim domu kultury.






A tu parę fotek z parku. Najpierw jeszcze kilka sprzed świątecznej dostawy śniegu.





Mostek zalało przy Żabim Oczku.



A tu porównanie tych samych kadrów z 23-ego i 26-ego grudnia.




Oraz ze zbliżeniem lodu na strudze





Fotki świąteczne, czyli z większą ilością śniegu




I z większą ilością mrozu



Samotny kaczor pilnuje, żeby oczko nie zamarzło.







  • dystans 29.70 km
  • 5.70 km terenu
  • czas 01:47
  • średnio 16.65 km/h
  • temperatura -2.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Udana pętelka śniego-mrozowa

Czwartek, 23 grudnia 2021 · dodano: 26.12.2021 | Komentarze 6

Po doświadczeniach poprzedniego dnia, wiedziałem że na wschód nie mam co jechać, ruszyłem więc na południowy-zachód i początkowo asekuracyjnie tylko do lasu. Okazało się, że rzeczywiście tutaj drogi są czyste i jeździ się dobrze.

Odwiedziłem bagienko - tereny podmokłe w rejonie źródliskowym Kanału Burzowego (serio, jest to jedyna nazwa tego cieku wodnego, którą można spotkać). Nie było wystarczająco zmrożone, żeby przejść przez nie suchą stopą.





- Puk, puk, mieszka tam kto?
- Zajęte!



No, ktoś się chyba nie mógł doczekać aż się zwolni i narobił na ścieżce. Charakterystyczne dchody jakiegoś zwierzaczka z nasionami jemioły... na jemiołuszkę chyba za duża ta kupa, może jakiegoś większego ptaka (z miłośników jemioły jest jeszcze paszkot, ale przecież inne też podżerają), chyba że jakiegoś czworonoga (np. kuny ponoć potrafią zeżreć jemiołę).

jemioła nasiona odchody

Nawet w lesie dzięki zmrożonemu gruntowi z tylko cieniutką warstewką śniegu, jeździło się dobrze.



Dlatego ostatecznie zdecydowałem pojechać dalej na południe. Jechało się dobrze, tyle że miałem zimny i upierdliwy wiatr w pysk, albo boczny, na szczęście niezbyt silny, aczkolwiek odczuwalny.



Nad zalaną żwirownią we Wręczy. Nawet Słońce trochę zaczęło przebłyskiwać zza chmur.




Przy Park of Poland nie zachowałem czujności i z rozpędu wjechałem w śmieszkę... i dopiero wtedy zorientowałem się, że wygląda ona tak:



Najpierw skląłem się za nieuwagę i postanowiłem zjechać na drogę, tylko nie zdążyłem rozważyć, czy zawrócić, czy przemęczyć się do najbliższego zjazdu, bo... okazało się, że jedzie się świetnie! Warstewka zmrożonego śniegu, który nie był rozjeżdżony i rozdeptany, w ogóle nie była śliska, nie przeszkadzała w jeździe i tylko przyjemnie trzeszczała pod kołami. A jak po krótkim podjeździe zaczął się zjazd, to w ogóle było fajnie (zwłaszcza że miałem wiatr w plecy).

Przy okazji ciekawa była analiza śladów - najpierw były ślady dwóch rowerów, jednego jadącego, a drugiego prowadzone (w tym samym kierunku co ja ). Ten najsłabszy ślad po lewej to ja - widać że tamte były wyrobione w mniej zmrożonym śniegu.



Były też ślady, kopytnych, niekopytnych i kicających.



Potem zniknął ślad jadącego roweru, widać się wkurzył i zjechał na drogę.



A potem zaczęło się z górki i pieszy rowerzysta wsiadł i pojechał dalej.



A potem wrócił ten drugi (widać, że jechał wcześniej przy bardziej mokrym śniegu, niż ten częściowo spieszony). A potem pojawiły się ślady butów tego drugiego roweru, tylko że w przeciwnym kierunku - my mieliśmy tu bardziej z górki, a on pod górkę), w ogóle może to ten sam koleś, tylko raz szedł/jechał w jedną stronę, a potem wracał?

Ogólnie rzecz biorąc po zabawie w tropiciela mogłem wywnioskować, że wyglądało to takk najpierw od drogi krajowej pod górkę szedł ktoś prowadząc rower, potem jak było łagodniej to wsiadł na rower i pojechał, ale zjechał na szosę, jednak wkrótce z niej wrócił z powrotem na śmieszkę. Później ktoś (być może ta sama osoba) szedł w drugą stronę i początkowo mając pod górkę prowadził rower, a potem wsiadł i jechał, a na koniec ja jechałem w tę samą stronę, co ta druga osoba.



Z kopytnych były sarny, no może jakieś jelenio-daniele... wtem! Pojawiło się coś większego, to już raczej łoś.




Na koniec zajechałem nad Pisię Gągolinę Szkoda tylko, że tak późno wyjechałem, bo robiło się coraz ciemniej.






A jak wyjechałem z tego lasu, to czekała mnie niemiła niespodzianka, mianowicie częściowo brejowata droga. No tak, od Wręczy jechałem na północny-wschód i byłem teraz na południku przebiegającym przez Międzyborów.

Jechałem teraz na północ i dotarłem w rejon, w który chciałem dojechać dzień wcześniej, ale sobie odpuściłem. Dotarłem prawie pod Międzyborów, a potem odbiłem na zachód do Żyrka i wkrótce drogi zrobiły się czyste... no tak, w pobliżu granicy Żyrardowa.

I to by było na razie na tyle, bo wieczorem przyszły intensywne opady i sytuację na drogach trzeba było rozpoznać na nowo.



  • dystans 16.50 km
  • 2.10 km terenu
  • czas 00:58
  • średnio 17.07 km/h
  • temperatura -3.5°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Średnio udana pętelka śniego-mrozowa

Środa, 22 grudnia 2021 · dodano: 25.12.2021 | Komentarze 13

Zrobiłem sobie pętelkę jeszcze po pierwszej przedśwątecznej dostawie śniegu, a przed główną świąteczną.




Generalnie w Żyrardowie drogi były czyste, nawet śmieszki były przejezdne i raczej bez śniegu.  Dlatego nieco nieco się zdziwiłem, że śmieszka przez Park Procnera w drugiej połowie jest totalnie zalodzona... no ale w lasku to tam różne rzeczy mogą się zdarzyć, jednak gdy w Międzyborowie śmieszka była częściowo zalodzona, a częściowo zabrejona (chyba świeżo posolili) to się już nieco zmartwiłem. Boczne drogi też były jakieś takie zabrejone.

Doszedłem do wniosku, że w poniedziałek tutaj musiało więcej padać, bo rzeczywiście większość śnieżyc Żyrardów ominęła, dopiero ostatnia nas drowała, widać Międzyborów oberwał także wcześniejszymi. Możliwe też, że tego dnia więcej tu padało, bo w Żyrku to ledwie prószyło, a tutaj chyba opady były większe... a może jedno i drugie.

Generalnie tutaj było sporo dwupasmówek (a nawet trafiła się jedna trzypasmówka).





Trochę mnie stan dróg zdemotywował i zatrzymałem się tutaj by połazić trochę po wydmach.






Śnieżne grzybki.






To mi poprawiło humor, ruszyłem więc dalej.



Dotarłem jednak tylko do reliktów nieukończonej linii kolejowej CMK Północ, gdzie zrobiłem kolejny postój, po czym zrezygnowałem z dalszej jazdy i zarządziłem odwrót.




A dzień wcześniej jeszcze z buta na łąki. O, ruda darniowa.



A to robota bobrów.





Przyprószony lód.







Wierzbianka, a nad nią okazała wierz... olcha.




Było trochę spotkań z fauną - sarna, lisek, bażant... do tego mnóstwo srok, których tu zawsze jest dużo, jakby kto nie wiedział skąd się biorą sroki, to można by pomyśleć że rosną tu na drzewach. Sporo też sójek, a także różnego latającego drobiazgu.





Trzcinowisko, już rok temu widziałem tutaj wydeptane ścieżki i ze śladów wnioskując stwierdziłem obecność dzików. A teraz zauważyłem sporo wydeptanych w nich polanek, obstawiam że to właśnie dziki wydeptały sobie tu legowiska.




Nawet niebo się trochę przetarło, ale niestety nie z tej strony, z której było Słońce.