teczka bikera meteor2017

meteor2017 bs-profil

Poczet rowerów
Jakieś tam wykresy

Kalendarium
- 2025, Kwiecień5 - 12
- 2025, Marzec18 - 46
- 2025, Luty12 - 32
- 2025, Styczeń15 - 50
- 2024, Grudzień21 - 69
- 2024, Listopad13 - 25
- 2024, Październik22 - 58
- 2024, Wrzesień16 - 36
- 2024, Sierpień9 - 19
- 2024, Lipiec12 - 32
- 2024, Czerwiec18 - 74
- 2024, Maj12 - 44
- 2024, Kwiecień15 - 56
- 2024, Marzec15 - 43
- 2024, Luty8 - 35
- 2024, Styczeń5 - 14
- 2023, Grudzień9 - 41
- 2023, Listopad10 - 43
- 2023, Październik22 - 106
- 2023, Wrzesień21 - 102
- 2023, Sierpień18 - 81
- 2023, Lipiec14 - 47
- 2023, Czerwiec19 - 74
- 2023, Maj28 - 100
- 2023, Kwiecień23 - 127
- 2023, Marzec16 - 87
- 2023, Luty19 - 99
- 2023, Styczeń17 - 91
- 2022, Grudzień18 - 113
- 2022, Listopad26 - 112
- 2022, Październik31 - 91
- 2022, Wrzesień30 - 114
- 2022, Sierpień22 - 95
- 2022, Lipiec26 - 104
- 2022, Czerwiec30 - 68
- 2022, Maj34 - 136
- 2022, Kwiecień23 - 78
- 2022, Marzec25 - 91
- 2022, Luty20 - 88
- 2022, Styczeń25 - 123
- 2021, Grudzień15 - 110
- 2021, Listopad21 - 64
- 2021, Październik22 - 105
- 2021, Wrzesień18 - 86
- 2021, Sierpień18 - 110
- 2021, Lipiec13 - 62
- 2021, Czerwiec16 - 78
- 2021, Maj23 - 95
- 2021, Kwiecień22 - 124
- 2021, Marzec19 - 95
- 2021, Luty10 - 38
- 2021, Styczeń14 - 63
- 2020, Grudzień15 - 27
- 2020, Listopad15 - 17
- 2020, Październik23 - 19
- 2020, Wrzesień21 - 77
- 2020, Sierpień16 - 82
- 2020, Lipiec18 - 77
- 2020, Czerwiec21 - 84
- 2020, Maj25 - 102
- 2020, Kwiecień28 - 220
- 2020, Marzec27 - 77
- 2020, Luty18 - 40
- 2020, Styczeń9 - 11
- 2019, Grudzień13 - 15
- 2019, Listopad13 - 12
- 2019, Październik22 - 47
- 2019, Wrzesień21 - 46
- 2019, Sierpień21 - 19
- 2019, Lipiec26 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 17
- 2019, Maj35 - 48
- 2019, Kwiecień34 - 40
- 2019, Marzec34 - 49
- 2019, Luty29 - 44
- 2019, Styczeń36 - 162
- 2018, Grudzień16 - 22
- 2018, Listopad23 - 5
- 2018, Październik25 - 20
- 2018, Wrzesień21 - 24
- 2018, Sierpień25 - 57
- 2018, Lipiec26 - 59
- 2018, Czerwiec16 - 44
- 2018, Maj20 - 32
- 2018, Kwiecień23 - 66
- 2018, Marzec23 - 66
- 2018, Luty20 - 87
- 2018, Styczeń15 - 74
- 2017, Grudzień19 - 111
- 2017, Listopad12 - 46
- 2017, Październik24 - 49
- 2017, Wrzesień22 - 82
- 2017, Sierpień22 - 64
- 2017, Lipiec19 - 45
- 2017, Czerwiec21 - 60
- 2017, Maj24 - 171
- 2017, Kwiecień20 - 165
- 2017, Marzec17 - 73
- 2017, Luty11 - 46
- 2017, Styczeń17 - 84
- 2016, Grudzień14 - 48
- 2016, Listopad26 - 129
- 2016, Październik20 - 117
- 2016, Wrzesień26 - 103
- 2016, Sierpień37 - 179
- 2016, Lipiec32 - 278
- 2016, Czerwiec30 - 102
- 2016, Maj36 - 127
- 2016, Kwiecień36 - 139
- 2016, Marzec41 - 173
- 2016, Luty31 - 116
- 2016, Styczeń28 - 180
- 2015, Grudzień16 - 118
- 2015, Listopad21 - 82
- 2015, Październik32 - 98
- 2015, Wrzesień21 - 109
- 2015, Sierpień7 - 29
- 2015, Lipiec27 - 86
- 2015, Czerwiec32 - 71
- 2015, Maj25 - 168
- 2015, Kwiecień17 - 113
- 2015, Marzec16 - 88
- 2015, Luty9 - 90
- 2015, Styczeń4 - 22
- 2014, Grudzień19 - 192
- 2014, Listopad18 - 87
- 2014, Październik12 - 96
- 2014, Wrzesień20 - 85
- 2014, Sierpień13 - 26
- 2014, Lipiec12 - 78
- 2014, Czerwiec17 - 89
- 2014, Maj27 - 122
- 2014, Kwiecień17 - 122
- 2014, Marzec9 - 85
- 2014, Luty7 - 69
- 2014, Styczeń5 - 53
- 2013, Grudzień17 - 187
- 2013, Listopad15 - 117
- 2013, Październik20 - 137
- 2013, Wrzesień18 - 162
- 2013, Sierpień16 - 74
- 2013, Lipiec4 - 20
- 2013, Czerwiec12 - 98
- 2013, Maj15 - 55
- 2013, Kwiecień8 - 76
- 2013, Marzec8 - 100
- 2013, Luty5 - 56
- 2013, Styczeń7 - 147
- 2012, Grudzień5 - 38
- 2012, Listopad5 - 127
- 2012, Październik4 - 23
- 2012, Wrzesień4 - 27
- 2012, Sierpień10 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec6 - 31
- 2012, Maj17 - 116
- 2012, Kwiecień19 - 106
- 2012, Marzec12 - 79
- 2012, Luty4 - 21
- 2012, Styczeń3 - 37
- 2011, Grudzień3 - 31
- 2011, Listopad13 - 135
- 2011, Październik15 - 121
- 2011, Wrzesień15 - 26
- 2011, Sierpień6 - 9
- 2011, Lipiec14 - 2
- 2011, Czerwiec13 - 83
- 2011, Maj12 - 78
- 2011, Kwiecień9 - 35
- 2011, Marzec2 - 3
- 2010, Listopad1 - 1
- 2010, Październik13 - 14
- 2010, Wrzesień4 - 9
- 2010, Sierpień3 - 3
- 2010, Lipiec6 - 4
- 2010, Czerwiec7 - 3
- 2010, Maj8 - 5
- 2010, Kwiecień9 - 10
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Grudzień7 - 13
- 2009, Listopad8 - 16
- 2009, Październik11 - 5
- 2009, Wrzesień19 - 21
- 2009, Sierpień18 - 14
- 2009, Lipiec25 - 11
- 2009, Czerwiec7 - 16
- 2009, Maj5 - 12
- 2009, Kwiecień10 - 22
- 2009, Marzec10 - 10
- 2009, Luty5 - 0
- 2009, Styczeń5 - 12
- dystans 32.42 km
- 1.70 km terenu
- czas 02:04
- średnio 15.69 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Esełkowanie
Sobota, 15 maja 2021 · dodano: 17.05.2021 | Komentarze 4
Upał nieco zelżał i między deszczami i różnymi obowiązkami udało się wyskoczyć na cały dzień eSeŁkę. Tym razem inna miejscówka, pociągi jeżdżą nie pod nami, lecz nad nami, a miejscówka tak skutecznie zacieniona, że gdy wiatr wiał to było wręcz chłodnawo... ale jak się wyszło na słońce, to okazywało się że jest gorąco.Na S-Ł pprzywitał nas ten sam Różowy Smok (znaczy Dragon 033 w barwach Laude), którego spotkaliśmy trzy dni wcześniej
Sobota, pociągów dużo mniej niż w tygodniu, przez ponad siedem godzin widzieliśmy tylko siedem pociągów towarowych... w tygodniu tyle samo (lus pojazd techniczny) widzieliśmy w ciągu niecałych czterech godzin.
ET22-790 w barwach PKP Cargo.
A tu się trafił ET42-011 produkcji radzieckiej w barwach PKP Cargo.
ET22-022 czyli kolejny spotkany Byk z przywróconymi barwami z początków służby.
Vectron w barwach Deutsche Bahn.
I czechosłowacka lokomotywa serii 181 w barwach STK.
I jeszcze jeden Różowy Smok, tym razem o numerze 031
Kluska ćwiczyła karate na pokrzywach i z kopa wykosiłą pół zagonu, potem dałem jej kijek (sam się tak bawiłem w dzieciństwie) i wykosiła jeszcze półtora zagonu pokrzyw. Kijek nazywa się Pogromca Pokrzyw, ustaliliśmy też kolejne stopnie krzalowego karate:
- Trawa
- Pokrzywa (ten ma Kluska)
- Jeżyna
- Tarnina
Poza tym graliśmy w:
- Łapkówkę (piłką tenisowa w siatkówkę ale z łapaniem, a nie odbijaniem)
- Ping-bez-Pong (Ping to odbijanie paletką, a Pong to odgłos odbijania o stół)
Potem zaimprowizowałem siatkę. Tak więc na koniec graliśmy w siatkowo-krzalową wersję tych gier.
Na "siatce" siedział taki oto wstężyk - uznaliśmy więc że jest sędzią (choć nie graliśmy na żadne punkty).
Otworzyliśmy też salon tatuażu naturalnego, wykonywany sokiem glistnika jaskółcze ziele.
Zaczęło się od tego, że posmarowałem sokiem jakąś brodawkę... ten sok ma właściwości bakterio-, wiruso- i grzybobójcze, oraz jest stosowany jako domowa metoda wypalania kurzajek (jak byłem mały, to leczyłem się z kurzajki u dziadka - kurzakiem, czyli odchodami kur... nie wiem, czy było to skuteczne, bo równolegle mieliśmy jakiś płyn z apteki).
Stąd już krok do pomysłu na wykonanie tym sokiem tatuaży.
W ten sposób płynnie przeszliśmy do części przyrodniczej - oto chyba jakiś starzec.
Przetacznik
Gwiazdnica
Skrzyp - pędy zarodnionośne
i pędy płonne
Botaniki jeszcze nie opuszczamy, ale już płynnie przechodzimy do zoologi.
Ślimak zaroślowy
Wstężyk na liściu pokrzywy
Kwitnąca jabłoń
Biedronka na jabłoni... i tu problem, bo nie mam dobrego zdjęcia żeby policzyć kropki, a znalazłem cztery gatunki w tej kolorystyce występujące w Polsce (choć mogłem jakieś przegapić), a więc:
- gielas dziesięcioplamek
- biedronka dwunastokropka
- gielas czternastoplamek
- pokropka wysączka (szesnastokropkowa)
A ta biedronka na trawie wygląda mi na gielasa dziesięcioplamka
Trzmiel się uwija na kwiatostanie mniszka
Ziuuucieeek!!!
I taki cuś
Jeszcze motylki - rusałka kratkowiec, pokolenie wiosenne. Tutaj ciekawostka, forma letnia ma zupełnie inną kolorystykę - jest głównie czarno-biała! Mamy więc do czynienia z dymorfizmem sezonowym. Początkowo przyrodnicy (w tym Karol Linneusz) traktowali je jako dwa odrębne gatunki (link - tu można poczytać o tym motylu i zobaczyć motyle z pokolenia letniego)
Osadnik egeria - samica (samiec ma mniejsze jasne plamki.
- dystans 31.39 km
- 4.50 km terenu
- czas 01:57
- średnio 16.10 km/h
- temperatura 30.0°C
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Poprawiny Majówki 2: We wte
Środa, 12 maja 2021 · dodano: 14.05.2021 | Komentarze 2
W nocy można spotkać sporo stawonogów, które prowadzą nocny tryb życia. Tak było i tym razem, spotkać można było różne owady, pajęczaki, a także przedstawiciela skorupiaków - mianowicie takie coś, dalekiego krewnego stonogi i prosionka. Podejrzewam, że jest to jakaś kulanka, ale jaka konkretnie i czy aby na pewno, to nie wiem.Pierwszy egzemplarz znalazła Kluska i jak zwinął się w kuleczkę, to nie chciał wyjść. A potem okazało się, że jest ich tam sporo, toteż nazbieraliśmy je do pudełka, żeby rano dokładnie obejrzeć i obfocić
Rano wypuściliśmy je na pniaczek i obserwowaliśmy jak się rozchodzą.
A te plamki z tyłu, udają chyba oczy.
Było też sporo pajęczaków, ale tutaj tylko jedna symboliczna fotka pająka.
Owady też były.
Oprócz różnego drobiazgu, były też biegacze.
Oprócz biegaczy w kolorze czarnym (ewentualnie opalizujących), były też biegacze zielonozłote... tak obstawiam, o dczytałem się, że biegacz zielonozłoty prowadzi nocny tryb życia, a bardzo podobny biegacz jest owadem dziennym.
Znaleźliśmy jednego większego (wychodzi na to, że samicę) i dwa mniejsze (samce), po czym załadowaliśmy je razem do pudełka, przy czym wywaliliśmy wcześniej nazbierane mniej efektowne biegacze. Sądząc po poniższym obrazku, będziemy rodzicami chrzestnymi małych biegaczyków (a swatami na pewno już jesteśmy).
Natomiast rano na namiocie wygrzewał się taki oto bzykacz.
Poza tym warto oglądać zwierzęce odchody, bo na przykład niepozorny bobek może się okazać... poczwarką. Podejrzewam, że jest to poczwarka jakiejś ćmy, bo one mogą się walać luzem nieprzyczepione do żadnych roślin itp. Korciło mnie żeby zabrać do domu i zobaczyć co się wylęgnie... musiałem użyć całej siły woli, żeby się powstrzymać.
Jeśli chodzi o zwierzęta niezbyt już żywe, to czaszka z mszakową sierścią. Możliwe że lisa, ale równie prawdopodobne, że psa.
Aha, w nocy oprócz robali obserwowaliśmy nowe Starlinki przemykające między jeszcze bezlistnymi gałęziami drzew... taki sznur światełek naprawdę robi wrażenie, a że rzeczywiście są dosyć jasne, nie dziwię się że projekt budził protesty astronomów, którzy obawiali się, że istotnie zakłóci obserwacje nieba.
Paprocie się rozwijają, a niektóre już się rozwinęły.
]
Dąbrówka rozłogowa zaczyna kwitnąć.
Trawy też kwitną
I poziomki... rozśmieszyła nas flaszka, którą znaleźliśmy kilkanaście metrów dalej, aż wróciliśmy do poziomki, żeby zrobić jej zdjęcie.
Poranek był niespieszny, nad ranem najlepiej się śpi. Tak więc zanim powstawaliśmy, zjedliśmy śniadanie, poszwendaliśmy się po okolicy, minęło sporo czasu, No a potem się zebrać, spakować, toteż wyruszyliśmy jak zwykle świtkiem pod południe.
Offcy jeszcze się nie chce wstawać.
Amfora, albo inny dzban - żeliwny z epoki mariańskiej... tak ustaliliśmy opierając się na legendzie o tym, jak Pan Marian został sołtysem Chojnaty, a potem pierwszym królem Polski.
Tym razem jedziemy z wiatrem, jest już gorąco toteż odpuszczamy sobie ewentualne zwiedzanie... no, zwiedzamy tylko sklep w Woli Pękoszewskiej, suchy prowiant mamy, ale musimy uzupełnić mokre picie. No i ważny punkt programu - pomenelować pod sklepem z lodami. Ale to był krótki postój, docieramy do eSeŁki i w sprawdzonej dzień wcześniej miejscówce instalujemy się na przeczekanie popołudniowej gorączki.
Zaczynamy trainspotting - ten pojazd techniczny nas zaskoczył, ale chyba znów WM-15 , być może ten sam co we wtorek.
ET22-898 w barwach PKP Cargo.
Kolejny ET22 PKP Cargo, tym razem numer 1106.
Dragon w barwach Laude - które trudno pomylić z czymkolwiek, natomiast oznaczenia E6ACTab i jak się nie da zapamiętać.
Vectron 193 567 "Wojtek" z logo Cargounit i Bahnoperator.
Poza tym gramy w łapkówkę - jest to gra będąca czymś w rodzaju siatkówki z łapaniem piłki., Gramy piłeczką tenisową, rzucając nią nad gałęzią sosny, potem łapiąc i odrzucając.
Ponieważ wiał wiatr i gdy był lepszy podmuch, to sosny rzucały w nas szyszkami, a ponadto ostatnio Klu ma fazę na piosenkę "Przechyły", to zrobiliśmy przeróbkę (pierwsza zwrotka i refren na miejscu, resztę wymyśliliśmy w domu). Oto ona:
Emeryckie Przechyły
1) Pierwszy raz przy nowym opatrunku
Trzymam kule i kuśtykam na jacht
I jest jak w szpitalu geriatrycznym
Boli brzuch i ciągle mnie mdli
Ref. O-ho-ho, emeryckie przechyły
O-ho-ho, czy fala jakaś mknie? (Nie!)
O-ho-ho, trzymajcie się babcie (Za kapcie!)
Ale wiatr! Jedynka chyba dmie!
2) Zwrot przez sztag, a niech to lumbago
Czuję jak w krzyżu łupie mnie (Łup!)
Ale wiatr! Przeziębi mi nerki (Ojojoj!)
A lekarstwa za burtę zwiało mi
3) Hej ty tam, za burtę wychylony
Dziś Twój obiad rybki będą żryć
A mówiłem, jedz tylko lekkostrawne
Na coś więcej to już nie ten wiek
4) Morska toń - ten żywioł nas wykończy
Chyba czas, żeby już zejść na ląd
A przecież nawet nie odcumowaliśmy
Będzie wstyd Neptuna spotkać nam
5) A wieczorem w tawernie trwa syskusja
I przy ziółkach wspominki z młodych lat
Z Magellanem, a ten pływał z Kolumbem
Nowy ląd - wypatrzył właśnie on
Do taktu skrzypi nam skrzyp
W końcu ruszamy dalej
UWAGA STOOOOOOP!!! ROBAL!
Ogólnie jest za gorąco, niby z wiatrem jedzie się lekko i się go w ogóle nie czuje... no właśnie, nie czuć wiatru chłodzących podmuchów i skwar jest masakryczny. Do tego trasa głównie w terenie otwartym na słońcu. No cóż, trzeba było posiedzieć nad eSeŁką jeszcze z godzinę, albo i dwie czy trzy, jednak Klusce już trochę zaczynało się nudzić.
No cóż, nie ma rady - rypiemy. W ogóle miałem zamiar dziś założyć na spieczone ramiona koszulkę z rękawem... ale jak włożyłem, to zaraz zdjąłem i powróciłem do tej bez rękawów. Oczywiście ramiona spiekłem sobie jeszcze bardziej, ale ciut mniej się gotowałem w trakcie jazdy.
Książki przeczytane podczas jazdy.
No cóż, było ciężko, zdecydowanie za gorąco, środek dnia musieliśmy spędzić w cieniu... ale ogólnie całkiem fajna wycieczka wyszła, jakoś daliśmy radę, a przynajmniej dwa dni w plenerze spędziliśmy.
Kategoria łódzkie, mazowieckie, weekendówki
- dystans 33.89 km
- 4.20 km terenu
- czas 02:40
- średnio 12.71 km/h
- temperatura 30.0°C
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Poprawiny Majówki 1: W te
Wtorek, 11 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 3
Ponieważ podczas majówki wraz z nastaniem maja pogoda się sp... popsuła i musieliśmy dokonać odwrotu, postanowiliśmy że przy lepszej pogodzie ją dokończymy. No i przyszła lepsza pogoda, ale przegięło w drugą stronę i z dobrej zrobiła się niedobra - znaczy upał, skwar, piekarnik, krótko mówiąc za gorąco.Najlepiej byłoby pojechać w niedzielę po zbiórce, albo chociaż w poniedziałek, ale wtedy niestety nie mogliśmy i tak wcelowaliśmy pechowo w dwa najgorętsze dni... w ogóle w ostatnim momencie mieliśmy wątpliwości czy jechać, czy jednak sobie odpuścić. Ale jak tak będziemy czekać na dobrą pogodę, to w końcu chyba nigdy nie pojedziemy, a poza tym ostatniego lata jakoś wytrzymaliśmy te kilka dni, to i teraz się przemęczymy.
Plus jest taki, że pogoda stabilna bezdeszczowa i można zaoszczędzić na gratach - lżejszy śpiwór, można nie zabierać kurtek, cieplejszych rzeczy, zapasów suchych rzeczy na wypadek przemoczenia, a że to tylko dwudniówka, więc też i mniej żarcia (takiego co może być trudno dokupić)... za to mamy ze sobą cały zapas wody (tym razem nie miałem kiedy podjechać i założyć depozyt) i więcej płynów do bieżącego uzupełniania (dodatkowa woda, sok), a nie dało się zaoszczędzić na termosach, bo zamiast gorącej kawy i herbaty jest kawa mrożona (jak się naładuje dużo lodu, to i drugiego dnia jest zimna).
A więc, raz kozie śmierć - jedziemy! Kierunek - Głaz Mszczonowski. Mieliśmy tam dojechać trzeciego dnia majówki od zachodu, a następnego dnia myk na północ do domu przez Wolę Pękoszewską. Teraz jedziemy właśnie od północy i trasę która miała być tylko powrotna, pokonujemy w te i we wte.
Pierwszy większy postój robimy na eSeŁce (linia kolejowa Skierniewice - Łuków, w skrócie S-Ł). W tej chwili na większości linii jest tylko ruch towarowy, dopuszczona prędkość jest niezbyt wysoka, a tam gdzie się zatrzymaliśmy w ogóle czynny jest tylko jeden tor (drugi wyłączony od 2001, gdy we Mszczonowie podmyło nasyp).
Instalujemy się w cieniu przy torach, jest już po 12-ej (nie wyjechaliśmy skoroświt), a ponieważ robi się największa gorączka, przeczekujemy najgorsze godziny i kiblujemy prawie do 16-ej, gdy zaczyna się trochę ochładzać i cienie są dłuższe (choć nadal jest za gorąco). Zajęć jest sporo, bo a to szukanie skrzynki (dlatego właśnie tu postój), hamakowanie, rzucanie szyszkami do środka opony (kilka tam było, czasem nawet śmieć się przydaje), oglądanie robali, rzucanie piłeczką, granie na harmonijce i śpiewanie, oczywiście jedzenie i picie i inne drobiazgi... jakoś czas nam zlatuje.
No i trainspotting! Pociągi nie jeżdżą tu zbyt często, w sumie przez te cztery godziny było ich osiem (dwa na godzinę). Głównie towarowe, toczą się dosyć wolno, głównie ciągną kontenery z Chin, albo platformy, trafiły się też kryte wagony, węglarki i lawety z samochodami prawdopodobnie do Mszczonowa (tam jest bocznica na wielki parking, skąd dowożą je do miast, gdy korki robią się za małe). My robimy zdjęcia, Kluska macha maszynistom, oni ją pozdrawiają trąbieniem lub odmachują (albo jedno i drugie).
201Eo-009 z logo Cargounit (ale w barwach chyba jeszcze STK). 201Eo, czyli wg oznaczeń PKP popularne ET22, elektryczna lokomotywa towarowa nazywana też Bykiem.
181-020-9 czyli lokomotywa produkcji czechosłowackiej, seria 181 w Polsce była oznaczana jako ET23. Tu w barwach Alza Cargo.
ET22-736 w barwach PKP Cargo.
Pojazd techniczny, a konkretnie wózek motorowy WM-15Ak 241 (w brwach PLK - Polskie Linie Kolejowe).
3E / 1-55 (inne oznaczenie to ET21), w barwach Ecco Rail.
A tu trafiła nam się perełka - ET22-003, najstarsza pozostająca na torach lokomotywa typu ET22 i pierwsza produkcji seryjnej (pierwsze dwa egzemplarze były prototypami i zostały już zezłomowane). W 2015 zostało jej przywrócone najstarsze malowanie, w różnych okresach miała ona różne malowania (aczkolwiek cały czas zielone) - inny odcień zieleni, żółte czoło, czy pas na przedzie.
181 055-5, czyli znów seria 181, w barwach STK, ale bez logo (bo już nie należy do STK).
ET22-765 w barwach PKP Cargo ze świeżym transportem korków.
Tajemnicza chmura (lavinka z Kluską twierdzą, że to statek kosmiczny).
Jeśli chodzi o robale, to były takie nieduże, opalizujące na niebiesko chrząszcze.
Były też takie, prawdopodobnie to rynnica topolowa.
A tutaj parka
I inne robale
W końcu ruszamy dalej, od rana trasę mamy cały czas pod wiatr, w związku z tym jedzie się ciężko i niezbyt szybko, ale za to upał nieco mniej przeszkadza, bo jest chłodzenie.
Widoczki po drodze - roznące zboże, kwitnący rzepak.
W Korabiewicach musimy się przebić przez remont drogi, na szczęście ułożyli chodnik, którym możemy się przebić obok właśnie kładzionego i gorącego asfaltu.
Rzeczka Korabiewka.
Kolejny postój - opuszczony dwór w Woli Pękoszewskiej. lavinka czytała kiedyś wspomnienia Marii Górskiej (1837-1926), która tu mieszkała - "Gdybym mniej kochała".
Menelujemy sobie na schodkach, które o tej porze są w cieniu.
Kluska postanowiła nazbierać pokrzywy na wieczorną herbatkę.
Ten dąb złamał się jakieś trzy lata temu.
Kolonia gawronów na jednym z drzew.
Stąd już niedaleko do Głazu Mszczonowskiego - a oto i on z zewnątrz.
Jest i sam głaz, największy na Mazowszu choć obecnie w województwie łódzkim. Aczkolwiek nie wiem, czy dokłądnie został zbadany pod ziemią, jakby go całkowicie odkopać, może by się okazało że jest największy w Polsce.
A obok Głazik Mszczonowski.
Dalej trafiamy na pierwiosnki. Na Mazowszu nie ma ich zbyt dużo, choć oczywiście można je trafić - pod samym Żyrardowem znam tylko jedno stanowisko. Bardzo dużo jest ich natomiast na przykład w Beskidzie Niskim
Uff, jakoś przeżyliśmy pierwszy dzień... choć ja się trochę przypiekłem na ramionach i stopy, no cóż wcześniej jeździłem co najwyżej w krótkim rękawku, a jak w sandałkach to najczęściej w skarpetkach. Teraz trzeba było wdziać wersję ultra-light - krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów, a do tego bandama i sandałki.
Wieczorna herbatka z pokrzywy zbieranej przez Klu:
Kategoria łódzkie, mazowieckie, weekendówki
- dystans 37.57 km
- 1.20 km terenu
- czas 02:04
- średnio 18.18 km/h
- temperatura 28.0°C
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Gorący standarcik bibioteczny
Poniedziałek, 10 maja 2021 · dodano: 12.05.2021 | Komentarze 3
Z dnia na dzień coraz cieplej, a właściwie coraz goręcej... Pogodzie mówię jedno wielkie EEE TAM!Ot, wypad do biblioteki (Żyrardów i Radziejowice) i powrót niekoniecznie najkrótszą trasą, ale starałem się raczej wybierać boczne drogi... nie, nie takie jak na zdjęciu, moja jest prostopadła do niej i poza kadrem.
Wiosenne widoczki.
Krótki stopik w radziejowickim parku.
Nie było mojej ławeczki... no cóż, już się rozlatywała, za to przybyły trzy takie i to ustawione w takich dużych odstępach, żeby było kameralnie. Oczywiście śą łąwki po drugiej stronie stawu, przy pałacu, ale na stopik wolę tę stronę. Zastanawiam się, czy nie są zrobione z pnia drzewa znad stawu, które tej zimy się przewróciło.
Mostek na Okrzeszy, jeśli będzie jego remont, to należy się pożegnać z drewnianą nawierzchnią... cóż, takie mosty odchodzą w niebyt, taka nawierzchnia jest za słaba na obecne natężenie ruchu samochodowego.
Ale ruina młyna bez zmian, chyba od dziesięciu lat się nie zmieniła
- dystans 35.80 km
- 6.00 km terenu
- czas 01:59
- średnio 18.05 km/h
- temperatura 23.0°C
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Las, woda, upał...
Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 10.05.2021 | Komentarze 7
No i przyszła poprawa pogody, ale... oczywiście ktoś przekręcił termostat na maksa w drugą stronę,. coś takiego było do przewidzenia.To trochę jak w starych pociągach zimą, grzejniki miały tylko dwa ustawienia, jak obsługa włączyła, to był ukrop i można było się ugotować (a najweselej było w składach z plastikowymi siedzeniami, gdzie usiedzieć nie można było), a jak wyłączyli to zaczynał się ziąb.
Wyjaśniła się tajemnica tajemniczych pączków z poprzednich wpisów - tak jak się spodziewałem, jest to świdośliwa, ale że było spore ryzyko błedu, to wolałem od razu z tym nie wyskakiwać.
Wydaje się, że będzie urodzaj jagód.
Leśne bajorko
Z cyklu Robale
A tego ryjkowcowatego znalazła Kluska
I nagle Frrruuu! Zerwał się do lotu... trochę jak Ingenuity, nazwijmy go Owaduity.
Droga przez las
Kapliczka w krzakach
- dystans 102.51 km
- 4.00 km terenu
- czas 05:06
- średnio 20.10 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Kombinowana Setka Biblioteczna
Czwartek, 6 maja 2021 · dodano: 08.05.2021 | Komentarze 4
Nie planowałem żadnej setki, ani zbliżonego do niej dystansu, wyszła sobie spontanicznie. W zasadzie miała być tylko pięćdziesiątka do biblioteki w Grodzisku i parę kilometrów po mieście... ale na raty wyszła setka, składała się z kilku jazd:- 3,5 km rano do sklepu
- ~53 km właściwy dystans do Grodziska
- 4,8 km do jednej z żyrardowskich bibliotek
- ~40 km pętelka po okolicy
A więc po kolei najpierw rano do sklepu, dziś silny wiatr i podsłuchałem dwie babcie:
- Dzień dobry, jak się jechało z tym wiatrem?
- No... - westchnięcie mówiło wszystko.
- Ale może z powrotem będzie lepiej.
Babcie i dziadki są w małych miasteczkach najwytrwalszymi rowerzystami i głowę daję że będą żyć dłużej (ci co jeżdżą) niż moi rówieśnicy, którzy w większości już dawno się przesiedli do samochodów i często zmagają się z nadwagą, czy otyłością.
Potem myk do biblioteki w Grodzisku. Z silnym wiatrem , tak więc powinienem lecieć jak na skrzydłach, ale aż tak super nie było. Jak wiatr był idealnie w plecy to faktycznie się śmigało (sęk w tym, że na tych odcinkach był zazwyczaj kiepski asfalt), a jak choć lekko z boku, to choć nadal było dosyć dobrze, to jednak nie aż tak jak by się człowiek spodziewał.
Jaskółki chyba próbują coś zagrać.
Mlecze znad Pisi Tucznej
Jeśli chodzi o dzisiejsze wypożyczenia jest wśród nich naukomiks o Rekinach. (poza tym są jeszcze - Dinozaury, Koty i Roboty). Świetna pozycja.
Oto próbka:
Drzewo filogenetyczne rekinów - powiększenie po kliknięciu w fotkę.
Albo inne drzewa obejmujące też inne kręgowce. Trzeba chyba pofotografać co ciekawsze plansze na przyszłość, bo mogą się przydać.
Skoro jestem w Grodzisku, to postanawiam namierzyć nowe murale, ale tym razem pamiętam żeby sprawdzić gdzie one są i już bez problemu udaje mi się je zlokalizować (tydzień temu na chybił trafił udaje mi się trafić tylko na jeden - link). Dzięki temu mogę zaktualizować mapę grodziskich murali.
Ten mural jest przy parkingu - czyżby sugestia by przesiąść się na rower?
Obok buszuje jakiś ptaszek - samiczka kosa?
Jeśli chodzi o ptaki, to są one na kolejnym muralu, każdą ścianę trafo zdobi inny ptak.
Jest dudek i zimorodek (oba zwyczajne)
I te... kurczę, wyglądają jakoś znajomo, ale nie jestem w stanie stwierdzić co to za ptaki.
Obok skwerek z obrotowymi tablicami edukacyjnymi, za którymi Kluska kiedyś przepadała.
Powrót pod wiatr oczywiście lekki nie był. Chciałem zdążyć przed popołudniowymi deszczami i pewnie by mi się nie udało gdybym się nie rozminął z pierwszą chmurą - poszła bardziej na południe ode mnie. Po powrocie wyskoczyłem jeszcze do jednej z żyrardowskich bibliotek.
Ponieważ kolejne chmury były daleko, gdzieś w rejonie Łodzi, to postanowiłem wyskoczyć jeszcze sobie do lasu, a potem w ostatnim momencie złapałem przeczytaną książkę, żeby oddać ją po drodze do biblioteki w Międzyborowie (to była nowość, więc zamiast ją kisić w domu, postanowiłem ją od razu puścić w obieg).
Czeremcha już kwitnie
Po drodze stwierdziłem, że skoro mam trochę czasu, mogę dokręcić do setki... dawno nie miałemczasu żadnej wykręcić, a tu trafia się okazja i już dwie trzecie dystansu mam na liczniku. I tak zamiast do lasu, pojechałem naokoło lasu do Radziejowic, jak zawróciłem, by wbić się w las, zauważyłem chmury deszczowe przede mną...no szlag, gdy kalkulowałem że nie powinno jeszcze padać, to brałem pod uwagę krótszą, a nie dłuższą pętelkę.
Postanowiłem się nie spieszyć, by się w nie nie wbić (w końcu nie szły na mnie, tylko z lewej na prawą) i przeczekać nad Pisią.
Krótki postój nad Pisią, trochę pokropiło, ale tylko jakiś skraj tych chmur o mnie zahaczył. Poza tym stwierdziłem że do setki ta pętla nie wystarczy, muszę jeszcze ją przedłużyć - postanowiłem zrobić w niej garba i odbić na wręczę.
Kierunek był słuszny, bo po wyjechaniu z lasu wjechałem znów w słoneczną pogodę.
Ale trzeba było się sprężać, bo od Mszczonowa znowu coś szło.
Ostatecznie udało się dojechać do domu na sucho, choć w samym Żyrardowie w międzyczasie padało i to solidnie - ulice mokre, choć już wysychające, a miejscami stały kałuże.
Pod samym Żyrkiem zauważyłem takie oto tablice (dobrze że z wyprzedzeniem ostrzegają). Problem w tym, że będziemy musieli się przez ten Armageddon... przepraszam Triathlon przebić, bo w tym czasie w samym środku tras Kluska ma zbiórkę. Stałą trasę trzeba będzie sobie odpuścić żeby nie przebijać się przez trasę biegową, rowerową i jeszcze start przy zalewie (który będzie pewnie zawalony samochodami)... może trzeba dobić z boku, wtedy wbijamy się w trasę rowerową (całkowicie nie ma możliwości ominąć).
Kategoria >100
- dystans 17.58 km
- 1.45 km terenu
- czas 00:59
- średnio 17.88 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Akcja Bib... po prostu Biblioteka
Wtorek, 4 maja 2021 · dodano: 07.05.2021 | Komentarze 2
Wreszcie po majówce zostały otwarte biblioteki w szczególności w Żyrardowie, zaś do Grodziska i Mszczonowa nie muszę się umawiać na dzień i godzinę. Tak więc znów jest normalnie... no, normalnie jak na warunki pandemiczne, znaczy albo nie ma wolnego dostępu do zbiorów i obsługa w przedsionku, a jak jest wolny dostęp to z limitem wejść,bywa że osobne stanowisko do zwrotów do tego dezynfekcja (zewnętrzna, wewnętrznej nie przewidziano), maseczki, książki na kwarantannie... czasem też przerwy na wietrzenie oraz dezynfekcję pomieszczeń, a czasem też zmianę personelu.Tak więc podjechałem do żyrardowskiej dziecięcej oddać zalegające, dawno przeczytane książki i wypożyczyć kilka nowych.
Łąka mleczy i jasnot.
Skrócic... a właściwie wydłużyk przez łąki (ale nadal w granicach Żyrardowa).
Tarninowe krzaki w trakcie kwitnięcia
Krzaczek pigwowca
- dystans 39.85 km
- 5.20 km terenu
- czas 03:08
- średnio 12.72 km/h
- rekord 34.20 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Majówka Minimum 3: Kiblowanie i powrót
Sobota, 1 maja 2021 · dodano: 05.05.2021 | Komentarze 3
No i wreszcie majowa część majówki, a nie kwietniowa jak do tej pory.Jakoś tak po piątej nad ranem, obok nas zaczął stukać dzięcioł... miałem nadzieję że przestanie, bo nie chciało mi się wychodzić z namiotu, a poza odsuwając suwaki mógłbym wszystkich obudzić. Ale ten dziad nie przestawał, robił przerwy między łupaniem i wydawało się że odleciał... a potem znów łupłupłupłup! W końcu, gdy i lavinka i kluska też się obudziły, ruszyłem go przegonić.
Często jak się podchodzi dzięcioła, to mimo że się idzie powoli i jak najciszej, to nim człowiek stanie pod drzewem, ptak odlatuje... ale ten nie. Zrobiłem parę kółek wokól, nie starajc się być cicho - nic. W końcu zacząłem stukać patykiem w drzewo, najpierw niezbyt głośno - nic, potem już mocniej i głośniej - uff, wreszcie pomogło.
W nocy oprócz ślimoli wychodziły biegacze (inne owady też, ale biegacze były najokazalsze), ponieważ ciężko im zrobić w świetle latarki dobre zdjęcie, złapaliśmy dwa do pudełka, a rano po sesji zdjęciowej wypuściliśmy.
Trafiliśmy dwa bardzo podobne biegacze, różniące się właściwie kolorem - jeden brązowawy, drugi niebiesko-fioletowawy. Początkowo zastanawiałem się czy to nie dymorfizm płciowy, ale po sprawdzeniu okazało się że jest kilka albo i więcej gatunków bardzo podobnych biegaczy, które różnią się właśnie połyskiem i kolorem na brzegach, a także żłobkowianiem, dołkami i gruzełkami na pokrywach... co gorsza w obrębie jednego gatunku może być zmienność kolorystyczna.
No cóż, wstępna hipoteza jest więc taka, że są to dwa różne gatunki biegaczy, ale nie można wykluczyć że mimo wszystko jest to jeden gatunek
Porównanie
I fotki nocne - ten brązowawy to chyba ten sam co na zdjęciach powyżej
Ale ten to prawie na pewno inny egzemplarz (fotka z poprzedniej nocy). Szkoda że wcześniej nie wpadliśmy na pomysł ich łapania i zrobienia porządnej sesji, żeby mieć lepsze porównanie.
Rano jak zacząłem szykować śniadanie przy ognisku, było sucho. Jednak po pewnym czasie zaczęło siąpić - na początek niezbyt dokuczliwie, tylko trzeba było pochować rzeczy, które mogły zamoknąć. potem jednak coraz bardziej kropiło i w końcu Kluska ewakuowała się do namiotu, ja zaś dokończyłem gotować kolejne porcje wody na kaszki, kawy, herbatki do termosów i też przeniosłem się do namiotu.
Zaczęło się kiblowanie - kiblowaliśmy... bo ja wiem, może ze cztery godziny. Najpierw tylko kropiło, ale później przeszło kilka fal regularnego deszczu. A my w tym czasie jedliśmy, śpiewaliśmy, graliśmy, rysowaliśmy opowiadaliśmy historyjki itp.
W końcu przestało padać i zaczęliśmy się pakować. Zebraliśmy się, ruszyliśmy ok 13:40 i wtedy znów zaczęło padać. No trudno, jedziemy mimo wszystko.
Dodatkowo zerwała mi się linka od przedniej przerzutki, musiałem jechać na jedynce, dobrze że tł działał. W sumie nawet nie bardoz przeszkadzało - dziś chłodno i wilgotno, toteż nie jechałem za szybko, by Klusce z tyłu za bardzo nie wiało, a mimo to lavinka i tak zostawała z tyłu (tylko jak było w dół, to nie odstawała).
Przejeżdżamy mostek na Chojnatce, dziś miała być trasa wzdłuż Chojnatki.
Podjeżdżamy pod sklep w Jeruzalu, żeby uzupełnic zapasy (w szczególności wodę), ale jest zamknięty. Za to mniej więcej w tym miejscu przestało padać.
Jedziemy teraz do skrzynki lavinki... lavinka chce jechać przez Wólkę Jeruzalską, twierdząc że tam jest lepsza droga, bo od drugiej strony zryte po ścinkach (przynajmniej tak było w zeszłym roku). Ale ja decyduję, żeby pojechać przez Paplin, bo tam jest wiejski sklep, który może być dziś otwarty.
I rzeczywiście sklep jest otwarty, a przed nim menel, który już z daleka jak nas zobaczył, zaczął machać rękami i wołać, że tu jest otwarty sklep. Kurczę, skąd on wiedział że szukamy sklepu. W końcu w całym tym zamieszaniu zapomniałem zrobić fotkę (znowu, bo parę razy wcześniej tędy przejeżdżając, nie chciało mi się zawracać jak go minąłem) - a sklep nazywa się "Sklep Wiejski", o czym informuje tablica nad bramą powitalną przez którą się wchodzi na dziedziniec przed sklepem.
Z Kluska wbijamy się do sklepu, a Pan Menel w międzyczasie opowiada lavince historię życia, okazuje się że ma ksywkę "Kapsel" i siostrę w Żyrardowie, podaje jej imię i nazwisko (panieńskie, bo po mężu nie pamięta), podaje swój adres i zaprasza cały Żyrardów do siebie. A na koniec próbuje Klusce wcisnąć minipizzę (skąd on wie, że Klu ma permanentne "Żrrryć!"?), od czego się delikatnie by go nie urazić wymigujemy. To był menel de luxe, nie tylko nie próbował od nas wysępić złotówki "na śniadanie"... płynne oczywiście, ale wręcz przeciwnie. Na koniec spodobała mu się moja broda i chce się zamienić na brody. W końcu odjeżdżamy.
To było pierwsze takie spotkanie z Kluski z menelem, żulikiem, czy jak go tam określić. Nawet stwierdziła że Paplin - miejscowość meneli, a ja dodałem (gdy mijaliśmy odpowiedni drogowskaz) Paplinek - miejscowość Menelików (I i II).
Dworek w Paplinie w trakcie jakiegoś remontu.
Następnie znów przekraczamy Chojnatkę i wbijamy się w las w gruntówę... droga góra-dół (skrajem skrajem doliny Chojnatki) i większość drogi musimy prowadzić obładowane rowery. Ale przynajmniej można się rozgrzać marszem. Ale za to ta trasa nie jest zryta przez ścinki (dopiero ostatni fragment, ale dosyć krótki). Tak docieramy do "ostatniego menhira na Mazowszu", jak ten głaz nazwała lavinka i skrzynki którą z tej okazji założyła.
A oto komiks wyjaśniający skąd się tu wziął (powiększenie po kliknięciu w fotkę).
Pomrów XIII Wielki, król ślimoli. Co prawda po sprawdzeniu wydaje się, że to nie pomrów wielki, a czarniawy (wielki ma plamy na całym ciele, a czarniawy nie ma ich na płaszczu, który jest czarny).
Jeśli chodzi o aurę, to mimo że nie pada, to jest mokro i dosyć zimno. Z prognoz wynika, że niedziela deszczowa i wietrzna - to był ten dzień który mieliśmy przekiblować w namiocie... jednak dodaktkowo ma być silny wiatr, a ponadto poniedziałem też może być deszczowy i raczej chłodny. A biorąc pod uwagę, że już dziś parę godzin kiblowaliśmy, że już dziś jest mokro i zimno, a przeczekując niedzielę nie doczekamy do dnia z ładną pogodą, lecz wręcz przeciwnie... decydujemy się od razu wracać do domu.
Jest już dosyć późno, gdy ruszamy jest ok. 16-ej, ale na szczęście dzień jest długi i mamy ponad cztery godziny do zachodu słońca. Do domu też niezbyt daleko, bo poniżej 30km i nawet licząc przepchanie się przez gruntówy tego lasu i Wólki Jeruzalskiej, mamy zapas czasu.
Po drodze spotykamy na drodze padalca, ponieważ się nie rusza mimo że oglądamy z bliska, wydaje nam się początkowo że jest martwy (aczkolwiek nie ma mechanicznych uszkodzeń ciała). Postanawiamy jednak przenieść go z drogi w głąb lasu, a gdy podnosimy, wydaje się że lekko się porusza... tak więc chyba tylko jest mocno schłodzony i niemrawy. Dodatkowo przykrywamy go liściami, by nic go nie zeżarło w czasie gdy jest taki niemrawy.
Przepychamy się przez las, mimo zapowiedzi lavinki, to jest ta bardziej zrta część drogi, bo w międzyczasie właśnie tutaj były ścinki. Na szczęście ostatnio było sucho i nie ma jeszcze błota. Potem przebijamy się przez Wólkę, piaszczystymi drogami. A tam sporo ruinek i ogólnie dosyć klimatycznie, mimo trudnej drogi.
W końcu wydostajemy się na asfalt w Jeruzalu (przez który przejeżdżamy już trzeci raz w ciągu tej majówki!) i rypiemy prosto do domu. początkowo tą samą trasą, tyle że w drugą stronę.
Dziurdzioł Mazowiecki.
I tak jak w tamtą stronę, tak teraz robimy postój na cmentarzyku w Studzieńcu, ale przy zupełnie innej aurze.
Do wyboru są trzy drogi - najkrótsza która oszczędza co najmniej 5 kilometrów, wiedzie od pewnego momentu drogą wojewódzką, droga koszmarna z dużym ruchem i choć dziś spodziewamy się dużo mniejszego ruchu, to może być jeszcze gorzej - na pustej drodze wszelcy bandyci drogowej będą pewnie pruć jak wariaci. Tak więc pozostaje pojechać nieco naokoło, w tamtą stronę objechaliśmy las z jednej strony, teraz objeżdżamy las z drugiej strony
Można teoretycznie jeszcze przez las, ale droga to totalny dziurdziol po części też strasznie zryty przez sprzęt od ścinki i zrywki ze sporym ryzykiem błota (nawet z niewielkim obciążeniem staramy się ten odcinek omijać). Można też wybraną trasę nieco skrócić, ale znowu jakąś wertepiastą dróżką, którą wysypali grubym tłuczniem albo gruzem (rany, może by wreszcie ją wyasfaltowali jak większość okolicznych wiejskich dróg - byłby fajny skrót).
Po drodze mijamy przed domami kilka smętnych, okutanych w kurtki grupek, które próbują świętować Święto Grilla.
Po drodze spotkanie z bocianem, kilka spotkań z bażantami itp.
Zahaczamy o Aleksandrię, mając nadzieję że Biblioteka Aleksandryjska jest wreszcie znów otwarta, ale niestety w międzyczasie spłonęła.
Na koniec jeszcze przejeżdżamy obok harcówki drużyny Kluski, a pnieważ dziś jest 1 Maja, przejeżdżamy przez ulicę 1 Maja (nie musieliśmy nawet specjalnie zbaczać, bo od tej strony nie da się przejechać przez miasto nie przejeżdżając przez 1 Maja. No i tak docieramy do domu.
Niedzielę kiblujemy więc w domu, zamiast pod namiotem, zresztą niektórzy kiblowali dziś w terenie (tak jak i my początkowo planowaliśmy). Otóż obecny drużynowy Kluski z ekipą kiblowali na łódce gdzieś na Mazurach i wieczorem nadawali śpiewanki live na fb (link do śpiewanek jakby kto był zainteresowany). Otóż ponad rok temu w czasie lockdownu zaczęli nadawać online śpiewanki i od tej pory co niedziela nadają je pod tyułem "Usiądź z nami przy ognisku", teraz był już 37 odcinek. Zwykle nadają z harcówki, ale tym razem z łódki i nie obyło się bez początkowych problemów technicznych... a poza tym był ogólny klimacik kiblowania po obu stronach ekranu.
Co do pogody, to co prawda u nas w poniedziałek tylko raz krótko padało (za to grad), ale z radarów wynikało że chmury deszczowe które nas omijały, szły tam gdzie byśmy byli gdybyśmy nie wrócili wcześniej i przez pół dnia co chwila jakiś deszcz by przechodził Tak więc przynajmniej nie żal było wcześniejszego powrotu (ale nawet gdyby poniedziałek był pogodny, skrócenie majówki i tak by było dobrą decyzją).
Natomiast najlepszą decyzją był wcześniejszy wyjazd na majówkę, dzięki temu mieliśmy trzydniówkę i dwa dni dobrej pogody.
Kategoria łódzkie, mazowieckie, weekendówki
- dystans 16.60 km
- 4.50 km terenu
- czas 01:30
- średnio 11.07 km/h
- rekord 32.50 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Majówka Minimum 2: Pętelka Minimum
Piątek, 30 kwietnia 2021 · dodano: 04.05.2021 | Komentarze 8
Nad ranem pada trochę deszcz, potem nisko przelatuje wojskowy helikopter, ale poza tym noc przebiega spokojnie.Gdy wstajemy, już się rozpogodziło i nawet słońce zaczyna świecić. I tak będzie cały dzień - słonecznie, wietrznie i bezdeszczowo. W cieniu, albo gdy słońce zajdzie za chmury, jest trochę chłodno (zwłaszcza w wietrznym miejscu), za to na słońcu i w osłoniętych miejscach dosyć ciepło.
Nim zjemy śniadanie i się zbierzemy (niezbyt wcześniej, ale zdążyliśmy przed południem), namiot wyschnie... ale wcześniej można umyć twarz i ręce korzystając z wody na tropiku.
Przed zwinięciem namiotu trzeba eksmitować ślimole, które oblazły sypialnię (fotka ze środka namiotu).
A na oponie znajduję takiego robala.
Ruszamy, dzisiaj króciutka trasa po okolicy.
Pierwszy postój, to przystanek w Esterce (więcej zdjęć we wpisie na blogu pocztówkowym).
A potem gruntówami dalej.
Aż docieramy do doliny Rawki.
Czeremcha jeszcze nie kwitnie
W końcu docieramy do samej Rawki
Grodzisko w drugim planie
Szukamy skrzynki przy grodzisku i zdaje się że znowu zginęła... albo pniak się rozpadł tak, że nie da się go rozpoznać, a skrzynka pogrzebana pod próchnem i dopiero archeolodzony kiedyś ją odkryją... ponieważ w logach jest info, że ktoś znalazł skrzynkę walającą się luzem, przeczesujemy okolicę, żeby ją znaleźć ewentualnie jakieś resztki. Aż tu Kluska woła:
- Znalazłam sztuczne jajko!
Przynosi mi znalezisko i co się okazuje? Jest to prawdziwe jajko! Ale hipoteza było o tyle sztuczna, że dzień wcześniej w skrzynce było sztuczne jajko. Robimy mu zdjęcia i czym prędzej odkładamy je tam skąd Klu wzięła i mamy nadzieję że nasz krótki kontakt z jajkiem mu nie zaszkodzi. Leżało na ziemi przy drzewie, nie było żadnego gniazda, no ale cóż - różne są zwyczaje lęgowe ptaków... rzucam jeszcze okiem w górę, ale nie widzę żadnego gniazda z którego mogło wypaść (na przykład wyrzucone przez kukułkę).
W domu sprawdzam i wychodzi mi że jest to jajo drozda śpiewaka - kolor i plamkowanie się zgadzają, rozmiar też (miało gdzieś pomiędzy 2,5 a 3cm). Śpiewaki budują porządne gniazdo, więc jajo znajdowało się poza nim, doczytałem się że kukułki podrzucają im swoje jaja, więc wydaje się że hipoteza z kukułką była słuszna... widziałem fotkę kukułki z jajkiem w dziobie, więc może odfrunęła dalej z jajem nim je wyrzuciła, żeby ptaszki się nie zorientowały (co by tłumaczyło że nie widzieliśmy obok gniazda).
Jeśli dobrze wykombinowałem, to znaczy że jajku nie zaszkodziliśmy, a w każdym razie nie my mu zaszkodziliśmy.
Przy okazji wstawię fajne porównanie jaj (na grafice są modele jaj, a nie prawdziwe jaja... z wyjątkiem kurzego), podobne ale z mniejszą ilością jaj krążyło w okolicach Wielkanocy. Powiększenie po kliknięciu w fotkę. A tu inne tablice jaj - link.
A poza tym - jaskółki nisko latały, znaczy będzie padać. Poza tym jest to znak, że już przyleciały, pora sprawdzić po powrocie z majówki, czy hipotetyczna kolonia brzegówek jest zasiedlona.
Po dłuższym postoju na łączce nad Rawką, przebijamy się do kładki i nią przechodzimy na drugą stronę.
A tut taka fajna łąka, tak Klusce się podoba, że znów musimy się zainstalować na dłużej (ale spoko, dlatego trasa krótka, żeby się nie spieszyć i pobyć dłużej tam gdzie nam się akurat spodoba).
Kluska lornetkuje okolicę
Min. grodzisko w Starej Rawie, większe od tego w Dzwonkowicach.
Przyszła pora na zmianę koszulki - znaczy zielona , która była na wierzchu, teraz idzie pod spód, a na wierzchu ląduje maskująca spod spodu.
W końcu docieramy do kościoła w Starej Rawie.
Grób przy kościele
Anioł na monocyklu?
Wtem! Po ogrodzeniu biegnie wiewiórka - zasuwa szczytem ogroszenia jak kot, tylko że koty zwykle powoli kroczą, a ta zasuwa pełnym gazem (pożyczam fotkę od lavinki, bo mi słabiej wyszły). Niesamowity widok.
W skrzynce sporo logbooków, zostawiamy najnowszy, a różne karteluszki zabieramy... po rozprostowaniu i posegregowaniu okazuje się, że są min dwie ocalałe kartki z pierwszego logbooka sprzed 11 lat.
Docieramy na grodzisko
Ścieżka na szyt doskonale nadaje się puszczania i łapania piłeczki.
I tak nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór, więc pora się kierować na upatrzone miejsce noclegowe w krzakach. Jeszcze kilka kadrów z trasy.
A tym widoczkiem Kluska się zachwyciła.
Jeszcze raz Rawka
Krokodyl rawkowy (Crocodylus ravcoticus)
Kategoria łódzkie, weekendówki
- dystans 31.62 km
- 5.60 km terenu
- czas 02:33
- średnio 12.40 km/h
- rekord 35.00 km/h
- rower Wrześniowy Rower
- Jazda na rowerze
Majówka Minimum 1: Na Wysoczyznę Rawską
Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 03.05.2021 | Komentarze 12
Majówka Minimum, bo jedziemy tylko za granicę... znaczy za granicę województwa i to tuż tuż za granicę. A daleko też nie mamy, bo do granicy z łódzkim mamy ze dwadzieścia kilometrów, a pewnie dałoby się przekroczyć granicę przejechawszy tylko kilkanaście. Poza tym Minimum, bo nie planujemy długich przebiegów, niewiele więcej niż to co ja przejechałem w jeden dzień w ramach rekonesansu, mamy zamiar przejechać w cztery dni.Zasadniczo planowaliśmy wyruszyć w piątek, ale prognozy na majówkę sprawiły, że postanowiliśmy wyjechać już w czwartek (najlepiej by było jeszcze dzień wcześniej, ale już byśmy się nie wyrobili). Plan jest taki - cztery dni jazdy i jeden dzień zapasowy na kiblowanie, a jakby pogoda zrobiła się beznadziejna to ewentualny wcześniejszy powrót (daleko nie mamy).
Ruszamy niezbyt wcześnie, na start obowiązkowo buła i książka.
Pierwszy postój na krzaczki i Kluska znajduje w zagajniku obrączkę gołębia. Bardzo się cieszy, bo jak się okazuje marzyła o takim znalezisku od dawna (sam mam w domu jakąś znalezioną). Odczytaliśmy że był to zwykły gołąb (nie pocztowy, nie egzotyczny), z 2015 i z rejonu Kutna.
Tradycyjny postój na cmentarzyku w Studzieńcu. Kluska ogląda groby wychowanków zakładu poprawczego (z roczników dostępnych online, wyczytałem, że na zajęciach stolarskich sami wykonywali trumny, było wyszczególnienie ile czego wykonali w danym roku).
Wygodny pniaczek na skraju cmentarzu, robi za stolik, albo siedzenie... gdy już się rozpadnie, nie będzie tak fajnie. Kluska wpisuje się do skrzynki - jest to jedna z trzech pierwszych moich skrzynek, które założyłem 11,5 roku temu (rany, jak ten czas leci).
Zagajniczek przy cmentarzu
Graby zielenieją
W zagajniczku w tej chwili kwitną głównie głównie fiołki i ziarnopłony wiosenne. Można na nich przyłapać motyle - to chyba bielinek bytomkowiec.
A tu gody cytrynków (dwa samce z ciemniejszymi skrzydełkami i jasnożółta samiczka)
Kluska wypatrzyłą oleice i to ze cztery po kolei (w sumie ich z sześć znaleźliśmy).
Tutaj z lewej samica (najłatwiej poznać po czułka - są względnie proste, znaczy tylko falują), a z prawej samie (czułki wyraźnie w połowie załamane mniej więcej pod kątem prostym).
O, u tego samca wyraźnie widać załamanie czułków
I jeszcze jedna samiczka
Wyprawa na brzozową wysepkę, droga wiedzie po ziemi ubitej przez koła traktora.
Rypiemy dalej - pod wiat, pod górę i pod słońce. Pod górę, bo jedziemy z Równiy Łowicko-Błońskiej na Wysoczyznę Rawską, po drodze zaczynają się łagodne wzgórza wysoczyzny i lekkie zjazdy (ale potem trzeba to znów podjechać) i pierwszy konkretny zjazd do Jeruzala - już w województwie łódzkim.
Tam zdobywamy skrzynkę związaną z kwaterą wojenną z 1939. Tak więc najpierw odwiedzamy cmentarz i mogiły by spisać hasło do zalogowania skrzynki.
A potem do lasku po skrzynkę, gdzie robimy sobie rozwałkę. Przerwa na logowpisy, jedzenie itp.
Stamtąd idziemy po kolejną skrzynkę, bo jest już blisko, ale droga jest usiana pułapkami. A to górka piasku, na której utyka Kluska i nie chce się ruszyć.
A to krzaki akacji z kolcami, które Kluska odrywa, wbija w źdźbła trawy i tak ma broń (w tle kościół w Jeruzalu).
A to stare, połamane płyty lastriko za cmentarzem... Kluska dodatkowo znalazła węgielek i coś na nich rysuje.
Tak więc od znalezienia pierwszej skrzynki poprzez znalezienie drugie, poodkładanie wszystkiego i wszystkie atrakcje mija jakieś pięć kwadransów nim udaje nam się wyruszyć.
Jeszcze bawimy się w zwiadowców i podchodzimy mamę.
Lornetkowanie - Klu mam nową zabawkę, lornetkę z ośmiokrotny przybliżeniem, fajna bo kieszonkowa, na wyrypę z pełnym obciążeniem w sam raz.
Rypiemy dalej, droga przez las w wielu miejscach piaszczysta i trudno przejezdna, zwłaszcza z pełnym obciążeniem. Poza odcinkami pieszymi dałoby się nawet jechać, ale robimy sobie przyjemny spacerek przez las.
Tajemniczy las jak z horroru.
Aż docieramy do Gacny.
Jest to kaplica w środku lasu, w miejscu o nazwie Gacna - kiedyś mówiliśmy na niej Gocha, bo na mapie mieliśmy taką nazwę, chyba błąd w kopiowaniu map. Tak czy inaczej cały czas dla nas trochę Gochą jest.
Klu w jałowcach
Mierzenie obwodu sosny przy kaplicy - wyszło nam, że ma 262 cm.
Piasek! Tylko dlatego wyciągnęliśmy Kluskę z Jeruzala, bo obiecaliśmy jej piasek pod Gochą. To jest główna droga z Jeruzala, dlatego przepychaliśmy się bocznymi ścieżkami, bo tędy nawet pchać byłoby ciężko.
Kluska dokopała się do skały ma... przepraszam, do piachu macierzystego
Ruszamy dalej (znaczy pchamy dalej), wjeżdżamy... eee wchodzimy z powrotem do województwa mazowieckiego .
Poprzerastana sosna
Docieramy do stawów przy rzeczce Chojnatce.
W tle młyn. Po prawej województwo mazowieckie, po lewej łódzkie, do którego za chwilę wejdziemy (ale już w innej gminie).
Klon jesionolistny - kwiaty żeńskie
i męskie
Idziemy dalej:
- Łoooo! Ziuciek!
W końcu docieramy w krzaki, gdzie kilka dni temu złożyłem depozyt z wodą w butelkach i rozbijamy się noc. W nocy wypełzają ślimole.
Ale też można spotkać inne owady o nocnym trybie życia, czy na przykład takiego pająka.
Kategoria łódzkie, mazowieckie, weekendówki