teczka bikera meteor2017
Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113060.45 km z czego 16358.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/hmeteor2017 bs-profil
Poczet rowerów
Jakieś tam wykresy
Kalendarium
- 2025, Styczeń4 - 21
- 2024, Grudzień18 - 61
- 2024, Listopad13 - 25
- 2024, Październik22 - 58
- 2024, Wrzesień16 - 36
- 2024, Sierpień9 - 19
- 2024, Lipiec12 - 32
- 2024, Czerwiec18 - 74
- 2024, Maj12 - 44
- 2024, Kwiecień15 - 56
- 2024, Marzec15 - 43
- 2024, Luty8 - 35
- 2024, Styczeń5 - 14
- 2023, Grudzień9 - 41
- 2023, Listopad10 - 43
- 2023, Październik22 - 106
- 2023, Wrzesień21 - 102
- 2023, Sierpień18 - 81
- 2023, Lipiec14 - 47
- 2023, Czerwiec19 - 74
- 2023, Maj28 - 100
- 2023, Kwiecień23 - 127
- 2023, Marzec16 - 87
- 2023, Luty19 - 99
- 2023, Styczeń17 - 91
- 2022, Grudzień18 - 113
- 2022, Listopad26 - 112
- 2022, Październik31 - 91
- 2022, Wrzesień30 - 114
- 2022, Sierpień22 - 95
- 2022, Lipiec26 - 104
- 2022, Czerwiec30 - 68
- 2022, Maj34 - 136
- 2022, Kwiecień23 - 78
- 2022, Marzec25 - 91
- 2022, Luty20 - 88
- 2022, Styczeń25 - 123
- 2021, Grudzień15 - 110
- 2021, Listopad21 - 64
- 2021, Październik22 - 105
- 2021, Wrzesień18 - 86
- 2021, Sierpień18 - 110
- 2021, Lipiec13 - 62
- 2021, Czerwiec16 - 78
- 2021, Maj23 - 95
- 2021, Kwiecień22 - 124
- 2021, Marzec19 - 95
- 2021, Luty10 - 38
- 2021, Styczeń14 - 63
- 2020, Grudzień15 - 27
- 2020, Listopad15 - 17
- 2020, Październik23 - 19
- 2020, Wrzesień21 - 77
- 2020, Sierpień16 - 82
- 2020, Lipiec18 - 77
- 2020, Czerwiec21 - 84
- 2020, Maj25 - 102
- 2020, Kwiecień28 - 220
- 2020, Marzec27 - 77
- 2020, Luty18 - 40
- 2020, Styczeń9 - 11
- 2019, Grudzień13 - 15
- 2019, Listopad13 - 12
- 2019, Październik22 - 47
- 2019, Wrzesień21 - 46
- 2019, Sierpień21 - 19
- 2019, Lipiec26 - 31
- 2019, Czerwiec27 - 17
- 2019, Maj35 - 48
- 2019, Kwiecień34 - 40
- 2019, Marzec34 - 49
- 2019, Luty29 - 44
- 2019, Styczeń36 - 162
- 2018, Grudzień16 - 22
- 2018, Listopad23 - 5
- 2018, Październik25 - 20
- 2018, Wrzesień21 - 24
- 2018, Sierpień25 - 57
- 2018, Lipiec26 - 59
- 2018, Czerwiec16 - 44
- 2018, Maj20 - 32
- 2018, Kwiecień23 - 66
- 2018, Marzec23 - 66
- 2018, Luty20 - 87
- 2018, Styczeń15 - 74
- 2017, Grudzień19 - 111
- 2017, Listopad12 - 46
- 2017, Październik24 - 49
- 2017, Wrzesień22 - 82
- 2017, Sierpień22 - 64
- 2017, Lipiec19 - 45
- 2017, Czerwiec21 - 60
- 2017, Maj24 - 171
- 2017, Kwiecień20 - 165
- 2017, Marzec17 - 73
- 2017, Luty11 - 46
- 2017, Styczeń17 - 84
- 2016, Grudzień14 - 48
- 2016, Listopad26 - 129
- 2016, Październik20 - 117
- 2016, Wrzesień26 - 103
- 2016, Sierpień37 - 179
- 2016, Lipiec32 - 278
- 2016, Czerwiec30 - 102
- 2016, Maj36 - 127
- 2016, Kwiecień36 - 139
- 2016, Marzec41 - 173
- 2016, Luty31 - 116
- 2016, Styczeń28 - 180
- 2015, Grudzień16 - 118
- 2015, Listopad21 - 82
- 2015, Październik32 - 98
- 2015, Wrzesień21 - 109
- 2015, Sierpień7 - 29
- 2015, Lipiec27 - 86
- 2015, Czerwiec32 - 71
- 2015, Maj25 - 168
- 2015, Kwiecień17 - 113
- 2015, Marzec16 - 88
- 2015, Luty9 - 90
- 2015, Styczeń4 - 22
- 2014, Grudzień19 - 192
- 2014, Listopad18 - 87
- 2014, Październik12 - 96
- 2014, Wrzesień20 - 85
- 2014, Sierpień13 - 26
- 2014, Lipiec12 - 78
- 2014, Czerwiec17 - 89
- 2014, Maj27 - 122
- 2014, Kwiecień17 - 122
- 2014, Marzec9 - 85
- 2014, Luty7 - 69
- 2014, Styczeń5 - 53
- 2013, Grudzień17 - 187
- 2013, Listopad15 - 117
- 2013, Październik20 - 137
- 2013, Wrzesień18 - 162
- 2013, Sierpień16 - 74
- 2013, Lipiec4 - 20
- 2013, Czerwiec12 - 98
- 2013, Maj15 - 55
- 2013, Kwiecień8 - 76
- 2013, Marzec8 - 100
- 2013, Luty5 - 56
- 2013, Styczeń7 - 147
- 2012, Grudzień5 - 38
- 2012, Listopad5 - 127
- 2012, Październik4 - 23
- 2012, Wrzesień4 - 27
- 2012, Sierpień10 - 32
- 2012, Lipiec10 - 23
- 2012, Czerwiec6 - 31
- 2012, Maj17 - 116
- 2012, Kwiecień19 - 106
- 2012, Marzec12 - 79
- 2012, Luty4 - 21
- 2012, Styczeń3 - 37
- 2011, Grudzień3 - 31
- 2011, Listopad13 - 135
- 2011, Październik15 - 121
- 2011, Wrzesień15 - 26
- 2011, Sierpień6 - 9
- 2011, Lipiec14 - 2
- 2011, Czerwiec13 - 83
- 2011, Maj12 - 78
- 2011, Kwiecień9 - 35
- 2011, Marzec2 - 3
- 2010, Listopad1 - 1
- 2010, Październik13 - 14
- 2010, Wrzesień4 - 9
- 2010, Sierpień3 - 3
- 2010, Lipiec6 - 4
- 2010, Czerwiec7 - 3
- 2010, Maj8 - 5
- 2010, Kwiecień9 - 10
- 2010, Marzec1 - 0
- 2009, Grudzień7 - 13
- 2009, Listopad8 - 16
- 2009, Październik11 - 5
- 2009, Wrzesień19 - 21
- 2009, Sierpień18 - 14
- 2009, Lipiec25 - 11
- 2009, Czerwiec7 - 16
- 2009, Maj5 - 12
- 2009, Kwiecień10 - 22
- 2009, Marzec10 - 10
- 2009, Luty5 - 0
- 2009, Styczeń5 - 12
>100
Dystans całkowity: | 17866.95 km (w terenie 1819.80 km; 10.19%) |
Czas w ruchu: | 977:26 |
Średnia prędkość: | 18.28 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.30 km/h |
Suma podjazdów: | 4460 m |
Liczba aktywności: | 152 |
Średnio na aktywność: | 117.55 km i 6h 25m |
Więcej statystyk |
- dystans 101.36 km
- 10.50 km terenu
- czas 05:46
- średnio 17.58 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Przystanek Łowicz
Niedziela, 2 marca 2014 · dodano: 03.03.2014 | Komentarze 16
Poranek był mglisty, mokry, ale przynajmniej nie padało... wiał wiatr z SE, a więc w plecy, dlatego jechało się jak na skrzydłach, jedynie gdy miałem jeden krótki odcinek, gdzie musiałem wykręcić na E, poczułem że wiatr jest upierdliwy i dosyć zimny. ICM prognozował na dziś dwie górki wiatrowe, a pomiędzy nimi dołki... nie zupełnie bezwietrzne, ale jednak wiatr miał być nieco lżejszy. Miałem nadzieję że w drodze powrotnej trafię na taki właśnie dołek.Zahaczyłem o cmentarz ewangelicki w Karolewie. Kiedy już tu byłem, ale wtedy był zakrzaczony i niełatwo było go znaleźć... po analizie napisów na nagrobkach, stwierdziłem że jest to cmentarz ewangelicki, ale z kilkoma nagrobkami z pierwszej wojny (okazało się, że słusznie). Ale potem zapomniałem gdzie natrafiłem na ten cmentarz i próbowałem go odnaleźć.. w Mistrzewicach miejscówka prawie pasowała, ale okazało się że to nie to. A tutaj jakoś ciągle nie było okazji podjechać, albo o tym zupełnie zapominałem. Dziś się udało, okazało się że cmentarz został ostatnio częściowo uporządkowany, nagrobki zebrane w jednym miejscu i ogrodzone.
Kapliczka po drodze
Dalej postanowiłem spróbować się przeprawić mostkiem na Bzurze, który znalazłem na mapach i satelicie. Zastanawiałem się czy jest przejazd i czy nie trzeba będzie się cofać do mostu drogowego... ale okazało się, że most jest, dojazd jest z obu stron i że wędkarze licznie tu zjeżdżają. Zakątek ładny, ale ze względu na obecność ludzi, zaśmiecony. A przejazd okazał się rozjeżdżony wertepiasto-błotnisty... jako klimatyczny skrócik niestety taki sobie.
No dobra, witamy w Łowiczu :-)
Podjechałem na cmentarz wojenny z 1939
A te wszystkie krzaki za nim to cmentarz prawosławny... na nim utknąłem na dłużej. Więcej zdjęć z niego w albumie, z dedykacją dla wariaga ;-)
Jadę na drugą stronę Bzury, aż tu nagle!
Park Błonie nad Bzurą
Pomnik... swoją drogą, przy pomniku są szeeerokie schody na wał, ale żadnej pochylni dla wózków nie zrobiono... no bo po co? Jak ktoś wlazł z wózkiem przy moście, to niech teraz sobie zapindala do jedynego wjazdu. Normalnie w dupach się ludziom przewraca, chcieliby w kilku miejscach włazić i złazić z walu, myślą że to dla nich ten park zrobiliśmy.
Na wspomnianym wjeździe na wał wjeżdża szlak rowerowy i gdy dojeżdża się nim do szosy, jest kolejny zgrzyt... szlak biegnie dalej prosto wzdłuż Bzury, ale nie zrobiono nań jakiegokolwiek zjazdu... przez szosę się nie da, bo barierki, trzeba stromo w dół wałem, wyrąbaną na dziko ścieżką (ta wyrwa z prawej).
Mam też teorię odnośnie tego ślepego zakończenia, może tak jest specjalnie żeby utrudnić dostęp do ruin zamku? Bo z tymi ruinam toi jest niezły numer, sądząc z komentarzy, niewykluczone że to był lepszy przekręt (link) i lepiej o nich zapomnieć, a nie ułatwiać dojście.. Na terenie jakieś budy, jakieś budowle zrobione trochę po partyzancku, ogólnie dosyć słabo.
Wejście też jest w dosyć głupim miejscu zrobione (to jest to po lewej)
Właściciel ustalił ceny z kosmosu (przypominam, że są to ruiny i może jakaś ekspozycja w nowowybudowanym budynku), chyba po to żeby nikt nieproszony mu się po terenie nie kręcił. No dobra, a o zamku poro informacji jest tutaj.
A teraz tytułowy Przystanek Łowicz (więcej zdjęć wrzucę wkrótce na blog pocztówkowy)
I inne łowickie klimaty
Takie coś na terenie zespołu szkół
A obok kościół klasztoru Dominikanów
Na ogrodzeniu JP... Jan Paweł II?
Nie! Józef Piłsudski ;-)
Kilka łowickich reperów itp.
Jeszcze trochę murali
A tymczasem od frontu
Udało mi się złapać jakiś uliczkowy kadr bez samochodów... ale mnie w Łowiczu na tych brukach wytrzęsło!
Upamiętnienie wizyty Kościuszki w Łowiczu
Stary Rynek jest cały zamieniony w parking :-/
Jeszcze poczta konna... czynna w wolne soboty
Pod basztę niestety nie dało się bezpośrednio podejść... bo plac zabaw na którego terenie się znajduje, jest zamknięty na cztery spusty i jedną kłódkę. Co z tego że w słoneczne dni jest teraz sporo dzieciaków na placach zabaw (a nawet w dni pochmurne, wietrzne i zimne pojedyncze się bawią)... jest zima i dzieci trzeba trzymać w domu, a nie po placach zabaw włóczyć.
Wyjeżdżając z Łowicza czuję klimat węzła kolejowego (stąd tory odchodzą w czterech kierunkach), przez lub pod torami przejeżdżam 4,5 raza (pół, bo ostatni przejazd był jeden, ale tory już się rozgałęziły)... na tym wiadukcie widać, że został zbudowany na linię dwutorową, mimo że obecnie jest jeden tor.
Szukam jeszcze cmentarza pod Arkadią, którego kiedy nie udało mi się zlokalizować... chyba dlatego że ten prześwit wziąłem za skraj lasu i zawróciłem. Okazuje się, że jest to mały, użytkowany do dziś cmentarzyk mariawicki, malowniczo położony w środku lasu. Ponoć najstarszy grób jest z 1916, ja znalazłem z lat 1920. (o cmentarzu).
Stopik przy kościele w Nieborowie
Tu też wmurowali po wojnie łuski pocisków (podobnie jak w kościół w Bolimowie).
Natomiast zastanawia mnie tabliczka na ogrodzeniu kościoła... co zostało sfinansowane?
A wracając chyba jednak załapałem się na górkę wiatrową (w Bolimowie flagi na rnku powiewały jakby bardziej niż rano). W pewnym momencie łapy tak mi zmarzły, że musiałem wyjąć z sakw i założyć zimowe, genderowe rękawiczki.
- dystans 200.14 km
- 3.70 km terenu
- czas 10:33
- średnio 18.97 km/h
- rekord 42.00 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Zakończenie Sezonu Rowerowego 2013
Wtorek, 31 grudnia 2013 · dodano: 01.01.2014 | Komentarze 22
czyli jedni obchodzą Sylwestra, a ja objeżdżam... skoro zacząłem 2013 ładnym dystansem (120km), to i chciałem też ładnie zakończyć. Jakaś setka, najlepiej z hakiem, a tak jakoś wyszło, że jeślibym dał radę dokręcić 150km to bym dobił do 1000km w grudniu. Taki był plan.Paliwo:
- 1l herbaty, Earl Grey + owocówka Czarna Porzeczka z Cytryną,
- 1l herbaty, Earl Grey + mieszanka owocowa Winter Time,
- 0,33l kawy,
- kanapki z 1/3 angielki i 3 bułek śniadaniowych (z żółtym serem, salami i serkiem kanapkowym ze szczypiorkiem i cebulką),
- 2 pączki,
- 1,5 czekolady,
- 6 mini paczek herbatników.
Trasa:
Żyrardów - Oryszew - Szymanów - Nowa Piasecznica - Wyjazd - Zosin - Sochaczew - Altanka - Adamowa Góra - Juliopol - Młodzieszym - Mistrzewice Nowe - Witkowice - Stefanow - Kamion - Wyszogrów - Chmielewo - Wola - Wyszogrów - Przęsławice - Hilarów - Wilcze Tułowskie - Miszory - Famułki Brochowskie - Olszowiec - Plecewice - Mokas - Żelazowa Wola - Nowe Mostki - Szczytno - Gnatowice Stare - Pawłowice - Cholewy - Wola Łuszczewska - Bramki - Boża Wola - - Witanów - Cegłow - Basin - Baranów - Wiskitki - Działki - Żyrardów - Międzyborów - Bieganów - Międzyborów - Żyrardów
Rano przymrozek i wszystko oszronione
Dawny zakład poprawczy w Oryszewie wygląda jak zamek Królowej Zimy... w czasie problemów z dostawą śniegu.
Okazało się jednak, że zapasy śniegu na czarną godzinę są skitrane przy drodze do Szymanowa... aż dziw że jeszcze coś tam jest, na Mazowszu śnieg spadł raz czy dwa razy i to w małej ilości i dawno, w międzyczasie było ciepło, deszcze itp, a tu proszę :-)
Pierwszy stopik na przystanku w Szymanowie, a tam...
Jak wcinałem pierwszą kanapkę, to chyba 5 rowerzystów i rowerzystek mnie minęło.
Było tak rano, że łabędzie na stawie nad Pisią Gągoliną jeszcze spały z głowami złożonymi na skrzydła. Z aktualności - dawna gorzelnia w Hermanowie została zburzona, podobnie jak sąsiednie ruiny budynków popegeerowskich.
Sochaczew, Bzura.
Po przejechaniu przez kładkę, ruszyłem w miejsce gdzie kiedyś był most i tam zrobiłem sobie postój na pączka. Swoją drogą, nie należy wjeżdżać na końcówkę dawnej drogi, bo jak to w takich miejscach, jest tam niestety dużo szkła. W ogóle miejsce ładne, przez to uczęszczane przez amatorów pyfka, ćwiartek, wędkowania i miejscową młodzież... i strasznie zaśmiecone (od opakowań po przynęcie po wszelkiego rodzaju flaszki).
Młodzieszyn - pomnik który z bliska okazuje się taki... "ekumeniczny".
W zasadzie nie miałem zamiaru odwiedzać cmentarza z I wojny, jako że parę razy już na nim byłem... ale skoro przejeżdżałem obok, to nie mogłem się powstrzymać.
i tabliczka upamiętniająca prace porządkowe na cmentarzu
Witkowice - most na Bzurze i pomnik upamiętniający Bitwę nad Bzurą.
Stefanów - kolejny cmentarz z I wojny (w kształcie półkola), miejsce bardzo przyjemne i malownicze... gdyby nie biegnąca obok droga krajowa nr 50, źródło hałasu i śmieci na cmentarzu... no niestety, pobocza polskich dróg, to z definicji wysypiska śmieci pyrganych przez okna samochodów. Pozbierałem te z terenu cmentarza i przeniosłem na skraj drogi, do towarzystwa śmieci leżących tam w rowie.
Hmmm, do którego Kamiona ja jadę?
Tam natrafiłem na taką tablicę, w sumie fajna rzecz, spis atrakcji z opisem i współrzędnymi dla użytkowników GPS... tyle że dobór tych atrakcji jest mocno subiektywny - klucz jest taki: cmentarze, pomniki i tablice pamiątkowe bitwy nad Bzurą (ale tylko te do których da się dojechać samochodem w sumie sztuk 6), powojenny kościół w Młodzieszynie (no dobra, jest też dzwonnica z koca XIXw.), kamień św. Jacka i jakaś stajnia (zapewne sponsor). Cmentarze z I wojny? Nie ma czegoś takiego, a poza tym to nie nasze, tylko ruskie i niemieckie. Osadnictwo olęderskie? Też jakieś Niemce.
A teraz Kamion i kamień św. Jacka... z odciśniętą stopą świętego. No nie wiem, ja odcisku nie widziałem, ale kapliczka ładna.
Kościół z 1978, ale wmurowany jest w niego kamień, a na nim daty wyznaczające istnienie poprzedniego, drewnianego kociółka (, no tak +/- 1 rok).
Wisła! Przekraczanie Wisły to jest coś i jak ktoś pokonuje Wisłę tylko samochodem, to tego nie zrozumie.
Przed nami Wyszogród
Szybki myk na wschód... niestety kazało się, że cegielnię Chmielewo już zburzyli :-(
Niestety szosa bez asfaltowego pobocza i dosyć koszmarna... najgorsi byli TIRowcy zza wschodniej granicy. Ale raz poczułem się jak na drogach zachodnich, bo jeden TIR minął mnie całkowicie zjeżdzając na lewy pas. Patrzę, a tu zdziwko - lokals z Mazowsza, widać nasi TIRowcy dobijają standardami do zachodnich kierowców.
W tych okolicznościach zrezygnowałem z jechania dalej by szukać cmentarzy w krzakach, a zdecydowałem się przy opuszczonej stacji benzynowej zawrócić, by mnie na tej drodze noc nie zastała.
Chciałem zatankować do pełna, ale bezbenzynowej nie mieli.
A w temacie gmin.
Stopik na pączka przy dawnym moście w Wyszogrodzie (ech, łezka się w oku kręci), miejsce ładnie urządzone - nowa barierka, ławki, toi toie, plac zabaw... ale szkło ze stłuczonych flaszek też.
Z powrotem przez Wisłę, oraz Bzurę niedaleko ujścia.
A w głębi kadru drugi koniec dawnego mostu wyszogrodzkiego... tutaj już standard - śmieci, szkło.
Jadę dalej, setka mi stuknęła w Kampinoskim Parku Narodowym, na drodze między Miszorami a Famułkami Brochowkimi. Była już ciemna noc. Jako że jechało się dobrze, to nie jechałem prosto do domu, tylko na zachód i tak dotarłem pod Błonie. W czasie postoju na stacji Witanów podliczyłem, że mogę spróbować dokręcić do 200km, ale jak ruszyłem i zaczęło kropić to zwątpiłem w ten pomysł. Na szczęście uciekłem chmurze, znów zaczęło pokapywać pod Wiskitkami, ale na szczęście bez przekonania. Końcówka trasowo idiotyczna, bo jakoś trzeba było dokręcić pod Żyrkiem, a ostatnie 20km musiałem przyciąć, bo było ryzyko, że nie zdążę przed północa, ostatecznie pod domem byłem o 23:40 (ostatniego rowerzystę na trasie spotkałem o 23:35).
Więcej zdjęć z trasy na Picasie (link)
Na koniec okazało się, że tego dnia zrobiłem najdłuższą trasę i byłem na jedynce bikestatsa :-)
- dystans 102.21 km
- 3.20 km terenu
- czas 05:10
- średnio 19.78 km/h
- rekord 35.20 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Przedostatnia setka w tym roku
Poniedziałek, 30 grudnia 2013 · dodano: 30.12.2013 | Komentarze 26
Gdy wyruszałem, wiatr był SW, potem miał kręcić i słabnąć... pojechałem więc na Błonie i dalej na Józefów. W Błoniu omal nie spadłem z roweru, gdy kątem oka przyuważyłem takie coś:
To jest reper identyczny jak te w Żyrardowie, gdzie można jest spotkać w starej części miasta na co drugim, co trzecim skrzyżowaniu. Po raz pierwszy udało mi się taki spotkać w innym mieście!
Ten był na murze dookoła kościoła, drugi z literą A był jeszcze na drugim końcu muru, a na kościele był taki reper (identyczny widziałem np. na kościele pod Grójcem)
Jadę dalej i się rozglądam, na remizie zauważyłem reper taki jak na kościele, a na domu obok dwa literowe... będę musiał się rozejrzeć po starej części Błonia, ale to już kiedy indziej.
A w Józefowie stoi sobie takie coś... ponoć jest to tzw. słup wiorstowy, czyli odpowiednik dzisiejszych drogowskazów.
Koparka na emeryturze.
Okolice majątku Gołaszew
A kawałek dalej madonna z 14 lipca 1934...ciekawe co wariag powie na temat orzełka ;-)
Koszajec
Zachód słońca z wiaduktu nad A2
W skrzynce tuż przed Brwinowem (klik by powiększyć)
To nie jest bomba :-)
Warszawskie co??? Trójjmiasto Ogrodów? E?
W Grodzisku już po ciemaku
W Baranowie z grubsza obliczyłem, że wyjdzie mi jakieś 80km, a że jechało mi się dobrze, wiatr zelżał i nie przeszkadzał, to postanowiłem pojechać przez Wiskitki i dobić do setki. A w Wiskitkach (nadal po ciemaku)
W Żyrku okazało się, że jeszcze z 10km mi brakuje, to zrobiłem pętlę dookoła miasta i nieco pokluczyłem.
- dystans 104.07 km
- 10.00 km terenu
- czas 05:20
- średnio 19.51 km/h
- rekord 36.20 km/h
- temperatura -2.0°C
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Z przymrozkiem pod noskiem
Środa, 4 grudnia 2013 · dodano: 04.12.2013 | Komentarze 4
Żyrardów - Mrozy - Jesionka - Radziwiłłów - Skierniewice - Maków - Maków Kolonia - Wola Makowska - Sielce Lewe - Polesie - Parma - Bobrowniki - Arkadia - Nieborów - Bolimów - Miedniewice - Wiskitki - Kozłowice Nowe - ŻyrardówRano pod wiatr, ale lekki. Według ICMu temperatura od -1 do 2°C, a według pogodynki od -2 do 0°C... wszystko solidnie zmrożone, to mogło być nawet mniej, ale na Słońcu przyjemnie ciepło, to pewnie więcej.
Nad Rawką
O, nowy witacz... tam na Maku jest Maków - kraina uśmiechu ;-)
Jeziorko w lesie Zwierzyniec było zamarznięte po całości
A oto i Maków
Hmmm...
W temacie grzybków dla wariaga...
No to pojechałem tam... kierunek północny, a wiatr tylno-boczny. Jak wykręcałem na zachód, to jakby teraz bardziej wiało (albo się wzmógł, albo tutaj na otwartych przestrzeniach bardziej się rozpędza) i od razu zimniej się robiło.
Grzyby to potężna siła górotwórcza... przynajmniej jeśli chodzi o orogenezę mazowiecką i Góry Słomme
Z tym zdjęciem miałem problem... bo Google ostatnio wprowadziło autokorektę, której nie da się wyłączyć z poziomu Picasy. Ponoć da się z poziomu G+, ale toto wywaliłem, bo tam takich wynalazków psujących mi Picasę było więcej. No i trzeba kombinować naokoło :-/ Po autokorekcie wyglądało tak:
Jedziemy dalej
I grzybki dla wariaga... od razu w postaci mrożonki
Polesie
Parma
Bobrowniki
Młyn nad Skierniewko-Łupią
Arkadia
Płotek parku w Arkadii jest wymieniany, oraz część drzew przy drodze wycinane
Tu wbiłem się w las szukać cmentarza... nie znalazłem, ale teraz na mapie z geoportalu dokładnie go zlokalizowałem i następnym razem będę wiedział dokładnie gdzie szukać.
Ale za to znalazłm takie coś i do tego grzybki dla wariaga w kwasie mrówkowym
Odtąd wiatr w plecy, a Bolimów zyskał nowy witacz (albo wcześniej go nie zauważyłem)
Albo jakoś wiatr osłabł, albo po prostu go nie czuyłem... za to w Miedniewicach wyraźnie się wzmógł, a jego siłę odczułem, jak wykręciłem by wjechać do Żyrka i miałem wiatr w pysk.
- dystans 132.93 km
- 6.50 km terenu
- czas 07:01
- średnio 18.94 km/h
- rekord 38.70 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Warszawskie sprawunki
Środa, 30 października 2013 · dodano: 31.10.2013 | Komentarze 15
W sumie po samej stolicy jakieś 50km, reszta na dojeździe i powrocie. Pojechałem min. odebrać książkę (link), która jest już prawie nie do zdobycia... no jakoś ją przegapiłem. A książka fajna, nie tylko o tych atakach gazowych, ale sporo o działaniach na tym odcinku w ciągu tej połówki roku wojny pozycyjne. Ponadto sporo zdjęć i mapek.A poza tym trochę jazdy w korkach na dojeździe i po samej Warszawie. Także trochę różnych wynalazków ścieżkorowerowych. Warszawiacy znają, ale opiszę i pokażę czytelnikom z innych okolic.
Ot na przykład przy Rzymowskiego - kawałek za Galerią Mokotów kostkowa ścieżka jest przedłużona asfaltem. Dochodzi do kładki zaraz za światłami (na wprost nie ma kontynuacji), przechodzi na drugą stronę podjazdem na kładce i dalej leci prostopadłą Cybernetyki... i dochodzi do kolejnego skrzyżowania ze światłami (i przyciskami, żeby nie dało się płynnie przejechać), a przy okazji zmienia się stronę ulicy, czyli kolejne dwa razy stoi się na światłach. A gdyby zrobić kładkę przed tym pierwszym skrzyżowaniem ze światłami, to przejeżdżałoby się na światłach raz, a nie trzy razy.
Na północ od Galerii Mokotów jest natomiast klasyczny kawałek przy Wołoskiej... który wyprowadza rowerzystów wprost pod koła jadących z naprzeciwka samochodów. Dla nieznających terenu dodam, że aby pojechać jezdnią na wprost, trzeba by przeskoczyć te dwa pasy, torowisko i kawałek zieleni.
Jeździ się więc tą prawdziwą ścieżką (a nie jakąś kostką!) przy jezdni, albo kombinuje jak ten pan.
Dalej jest spory kawałek o tak:
Aż się dojeżdża do:
Z wieści, buduje się asfaltowa ścieżka przy Banacha. Wcześniej był podzielony linią, wertepiasty chodnik (a dalej wąski niepodzielony).
A, takie tam
Jadąc wzdłuż JP2, zauważyłem, że standardowy szklany biogram patrona ulicy urósł do rangi kapliczki
Górce - kapliczka na blokowisku
I następna
A do tego pawilon handlowy będący z tyłu galerią graffiti
I szkoła też
- dystans 122.09 km
- 3.30 km terenu
- czas 05:46
- średnio 21.17 km/h
- rekord 38.00 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
W Krainie Jabłek z Werroną
Sobota, 28 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 24
Lavinka siąpiąca i kaszląca odmówiła jazdy, więc postanowiłem ruszyć sam z wiatrem, jednak zgadałem się z Werroną, że ona rusza w tym samym kierunku... ale o jakiejś dziwnej godzinie, która nie istnieje. No nic, ustaliliśmy, że spróbujemy spotkać się na trasie.Straszliwie rano, ok. 8ej udało mi się wyjść z domu, pojechałem jeszcze na rynek uzupełnić sakwy o zapas pieczywa, pączków i ciasta, a potem w drogę. Z Werroną udało się zdzwonić gdy wyjeżdżałem ze Mszczonowa na Osuchów. Ona była w Petrykozach, więc umówiliśmy się przy kościółku w Lutkówce.
Ja skrzynkę z jednego serwisu znalazłem, Werrona z drugiego nie... jako że ja ją już kiedyś znalazłem, to potwierdziłem że zapewne zginęła. A potem rozwałka i drugie śniadanie, mówiłem Werronie że mam pełną sakwę żarcia, ale chyba się zdziwiła jak to wszystko wyciągnąłem - TRYPTYK ŻARCIOWY II
Poza tym jest nowa tabliczka przy szlaku rowerowym Krainy Jeziorki
A na skrzyżowaniu drogowskaz do term... brak tylko informacji gdzie te termy i jak daleko. Bo taki znak sugeruje, że są np. w sąsiedniej wsi, lub tuż za rogiem, a trzeba do nich jechać ponad 10km do Mszczonowa.
Jedziemy dalej, postój przy kapliczce. Werrona twierdzi że ją kojarzy, ale skrzynki tutaj nie szukała, bo wypieprz... wypierd... wywaliła się chwilę wcześniej na gruntówie, pościerała się i kesza sobie odpuściła. A po potem okazało się, że jednak skrzynkę ma zalogowaną!
Chwilę dalej postój przy resztówkach młyna na Jeziorce... skrzynkę oboje znaleźliśmy, ale ja jeszcze w starej miejscówce. Szukam więc w nowej - jest. A w niej dwa logbooki - stary i nowy. Coś kojarzyłem z logów, że tam może być jeszcze jedna skrzynka, idę do starej miejscówki i... jest! Głęboko wepchnięta, ale przy pomocy patyczka ją wyciągnąłem i okazało się, że to skrzynka środkowa z innej jeszcze reaktywacji, Normalnie cuda wianki.
Kawałek dalej oboje szukamy nowej skrzynki przy kapliczkowym drzewie,
A potem do Teodorówki (ale nie tej w Beskidzie Niskim) do pani Jadwigi. Okazuje się, że gdy w sierpniu Werrona z Różówką szukała skrzynki po sąsiedzku, to pani się nimi zainteresowała, a potem ugościła. Werrona obiecała jej orzechówkę i teraz przywiozła.
Pani zaprosiła do środka - kawka, kanapeczki, pogaduchy, przy okazji awansowałem na męża Werrony, nie obeszło się bez degustacji orzechówki, ale tylko ćwierć kieliszeczka, bo jesteśmy rowerami.
Jedziemy dalej i kolejna skrzynka, na polu zrzutów. Ostatnio był tu nawet jakiś zrzut, ale część się stłukła, a resztę przechwycili i wypili lokalsi. Jest też skrzynka, Werronie pojemnik się podobał, a że miałem identyczny przy sobie, to jej go sprezentowałem... potem była chwila wahania, żeby odłożyć na miejsce ten właściwy z logbookiem.
Jedziemy... nagle po hamulcach. Odcyfrowujemy napis na tym obelisku, okazuje się że upamiętnia on niejakiego Tadeusza, który zginął w 1935 stając w obronie cudzego mienia.
Kościół we wsi Lipie. Skrzynka też, ale tej nie znajdujemy, bo jest bałagan w opisach - rubeus jeden zaktualizował, drugi nie, no i szukaliśmy w złym miejscu.
Ale, ale... Werrona zatrzymuje pociąg towarowy z Lobo przemysłowymi, bo chce zrobić fotkę pociągową ze skrzynką mobilną. Od pana dostajemy jeszcze kilka jabłek na pożegnanie.
Kawałek dalej postój na skrzynkę przy kapliczce... jest ławeczka, a więc pora na drugie danie trzeciego śniadania.
Stwierdziliśmy też, że spróbujemy podjechać PKSem, ale się naczekaliśmy i nic. no to dalej pedałujemy.
Kolejne kilka kilometrów i postój przy dworku. Szybki wpis w skrzynce, a potem myk do środka... jak byliśmy tu z lavinką, to dużo mniej pomieszczeń było otwartych. Pojawił się problem, bo pewnym momencie wchodzi pan z sąsiedztwa z pretensjami, że się nie spytaliśmy czy można i że pozwoliłby nam zwiedzić gdyby zapytali, a teraz to mamy się wynosić. Po krótkiej rozmowie udało nam się go rozśmieszyć i w końcu pozwolił na zwiedzanie. Przy okazji przeczekaliśmy też największy deszcz tego dnia i nastąpiła sesja zdjęciowa.
Ach, no i dyplom za odchowanie krowy Jesień
Trochę jeszcze pada, ale ubieramy się w coś przeciwdeszczowego i jedziemy dalej. Skrzynka przy kościele (ten, co tam jest reper z 1945), niestety spóźniliśmy się na dożynki.
A słoneczniki kwitną po drodze.
Kolejny punkt programy, to moja skrzynka typu multicache na grójeckiej kolejce wąskotorowej. Tutaj spędziliśmy ponad godzinę... nie cały czas na szukaniu skrzynki, ale większość tak, bo Werronie jakoś ta skrzynka się opierała i chyba ze cztery razy przeszukała właściwe miejsce. W ogóle nie mieliśmy tej skrzynki zgranej, a ja pamiętałem że trzeba liczyć podkłady, ale dokładnego wzoru nie miałem w pamięci. A zatem telefon do lavinki, potem liczenie i szukanie... starałem się nie przeszkadzać, ale też nie pomagać bardziej niż odtworzenie z pamięci hinta, trudności terenu, atrybutów i potwierdzenie że współrzędne finałowe dobrze wskazują
Zjedliśmy też na torach trzecie danie trzeciego śniadanie i deser do tego, a Werrona przekazała mi kolejowego mobilniaka.
A, takie tam po drodze.
Hmmm... 1,3km takiej drogi, ubłociliśmy się po uszy
I kolejna moja skrzynka, przy stacyjce kolejki. Gdy zjeżdżaliśmy z asfaltu w kierunku stacji, jeden z panów pijących piwo poinformował nas, że tędy nie przejedziemy, że rower będziemy musieli nieść na plecach. Ale my stwierdziliśmy, że my tylko zwiedzić stacyjkę. A dalej, cytując Werronę "Po przejściach na moście spodziewałam się wielogodzinnego szukania, ale uspokoiłam się, gdy Meteor nie zaczął rozkładać pożywienia...znaczy pójdzie szybko...". I faktycznie, może nie błyskawicznie, ale w miarę sprawnie i szybko.
Potem tniemy do Tarczyna, gdzie Piotrek miał przechwycić Werronę i podwieźć do Żyrka... ja oczywiście stwierdziłem, że co tam jakaś podwózka, jadę rowerem do domu, to tylko 35km. Po naradzie rodzinnej Werrona też stwierdziła że jedzie rowerem. W międzyczasie zapadła noc, a my szczęśliwie dotarliśmy do Żyrka. Trasa całkiem całkiem, byliśmy w sumie przy 12 skrzynkach, a więc wykonaliśmy spora pracę.
- dystans 108.40 km
- 9.00 km terenu
- czas 05:50
- średnio 18.58 km/h
- rekord 29.00 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Grzybki i kupa słonia
Sobota, 14 września 2013 · dodano: 15.09.2013 | Komentarze 30
Rano na rynek po bułki, a potem w drogę... taaa.Kilka razy przejeżdżaliśmy przez linię kolejową w kierunku Skierniewic, teraz jeden tor jest zwinięty na całym odcinku Żyrardów-Radziwiłłów i pociągi jeżdża po jednym torze.
No cóż, remont linii Łódź-Warszawa trwa już od połowy 2006 roku i końca nie widać. Najpierw 3 lata remontu odcinka Łódź-Skierniewice, potem prawie 3 lata spokoju i normalnego rozkładu jazdy, a od marca 2011 remont odcinka Skierniewice-Warszawa... rozkład jazdy wywrócony do góry nogami, a przez dwa lata ledwie udało się zrobić odcinek Skierniewice-Radziwiłów (aż 11km!). Ile jeszcze lat remontu i utrudnień?
Stacja Jesionka - piknik na skraju torów.
A potem pojechaliśmy na stację Mokra (odcinek Łowicz-Skierniewice), to tędy jeżdżą objazdem pociągi dalekobieżne na czas remontu. Szukamy skrzynki, a obok na peronie... kupa konia!
- Konia?
- A może słonia?
- Za mała.
- To może małego słonia?
- Może.
- Może różowego słonia? Takiego z kokardką na ogonie?
- Różowe słonie są kurduplowate.
- No właśnie!
Niektórzy widzą białe myszki, a my różowe słonie... to przez te grzybki roznące przy peronie:
- lavinka! Nie wiem co to za grzyb, ale chyba jadalny, nie?
Mokra włoszka północy
Niestety Mokra Prawa obecnie administracyjnie figuruje jako Mokra po prostu... więc żeby sobie porobić odpowiednie zdjęcia, musieliśmy trochę pokombinować.
Mokra Lewa:
Mokra Prawa:
Wjeżdżamy do centrum Skierniewic, a tam co? Święto Kwiatów Owoców i Warzyw... My jednak postanowiliśmy się wbić do parku. Park obgrodzony doobkoła, trwa rewitalizacja, ale znaleźliśmy wjazd. Co prawda była tam budka strażnika, ale pusta, no to jedziemy... ale jak przejeżdżaliśmy obok, okazało się że strażnik jest, tylko schylony.
Ewakuowaliśmy skrzynkę lavinki, część drzew obok była wycięta, ale to keszowe na szczęście nie. Oraz udało nam się wyjechać tyłem przez odgiętą siatkę... przy strażniku woleliśmy jednak nie ryzykować, bo ponoć można teraz dostać mandat za łażenie po parku będącym terenem budowy.
Jedziemy dalej na garnizon, reaktywuję jedną skrzynkę, oraz umieszczam ewakuowany pojemnik z kuchni/jadalni w nowej miejjscówce (równie klimatycznej, ale nawet bardziej ciasnej i klaustrofobicznej). Należy wleźć do tej rury i się przeczołgać kawałek kanałem :-)
Kolejne miejsce do odwiedzenia to Willa Pułkownikowska, gdzie było ostatnio nieznalezienie. Wbijamy się z lavinką z rowerami w krzaki, ale okazuje się że są one już zajęte... z krzaków za winklem wychodzi Monia, a zaraz za nią Mario - z okrzykiem "O, meteor i lavinka" (warto wrzucać zdjęcia do logów, to przynajmniej człowieka inni keszerzy rozpoznają). Wkrótce z krzaków w środku willi wyłania się Nannette. Gadamy, pijemy kawkę, a krzakami od strony ulicy nadchodzi Rubin... tak się zacząłem zastanawiać, ile keszerów jest jeszcze w tych krzakach i jakby tu dłużej posiedzieć, to spory event by się uzbierał.
Okazało się, że skrzynki willowej team M&M nie mógł znaleźć. Poeszedłem za winkiel i sprawdziłem że jest. No to wrócili do poszukiwań, potem N i R którzy znaleźli skrzynkę w poprzedniej miejscówce, ruszyli do pomocy i lavinka też (bo to co prawda jej skrzynka, ale nie była przy reaktywacji). No i to lavinka w końcu znalazła,
Z rozmowy wynika, że zasadniczo skrzynki w Garnizonie są (poza Karcerem), tyle że jeszcze jeden schron zalało. My natomiast daliśmy namiary na zreaktywowane skrzynki i ruszyliśmy sprawdzić Karcer... skrzynka jest, więc szybki telefon, że do Karceru tez muszą wrócić ;-) Z ciekawostek, remont sztabu głównego się zakończył, teraz jest tam Dom Studenta.
Potem na Strzelbę po geocoina ze skrzynki i do cegielni szukać skrzynki. Cegielnia ładna, trochę się naszukaliśmy skrzynki, ale w końcu lavinką ją wyciągnęła.
Obok rosły grzybki, ale słonia, albo chociaż jego kupy lub odcisku nie znaleźliśmy.
No i tradycyjnie zrobiliśmy kolejną rozwałkę z okazji drugiego śniadania, Do wyboru bylo Musli Tradycyjne, Tropikalne, Gold Flakes, Chocapic...
No i pora wracać... przejeżdżając przez Trzciannę obejrzeliśmy dworek po remoncie. Ogrodzenie właściciel postawił w postaci solidnego muru, widać wie kto mieszka w okolicy, zresztą w jednej z akacji przy murze już walała się pusta flaszka.
Zahaczyliśmy jeszcze o Wzgórze Gaj, gdzie zajrzałem do mojej skrzynki i nazbierałem kasztanów dla Kluski... jednak ona sama sobie dziś nazbierała kasztanów w ZOO.
Dalej już ostro tniemy do domu. W Puszczy Mariańskiej zdecydowaliśmy się ciąć szosą główną, bo przez Radziwiłłów dosyć naokoło jest, a wertepiastymi gruntówami nie chcemy się tłuc. Innej opcji nie ma. Niestety powoli się ściemnia, z naprzeciwka sznury samochodów... ale wtedy przynajmniej muszą jechać wolno, bo jak się trafi jadący pojedynczy samochód, to jedzie jak wariat (ech, przydałby się tu fotoradar... albo dziesięć).
Decydujemy się jednak odbić przez Mrozy i pojechać przez Jesionkę i Sokule... i tak trochę skróciliśmy sobie główną, a ostatni odcinek przez las, droga dziurawa, jest już ciemno, a ruch na drodze spory i sporo kretynów dociskających ile wlezie. Swoją drogą, jak rano tędy jechaliśmy, nie było dużo lepiej... jeden jak nas wyprzedzał, to został obtrąbiony przez TIRa, bo się wprost na niego pchał, ale nie przepuści, bo musiałby zwolnić, tiaaa.
Jedzie się dużo przyjemniej, choć trzeba było jednego debila przeczekać aż zetnie sobie zakręt (nie chcieliśmy być ścięci razem z zakrętem). Dopiero w Żyrku lavinka rzuciła żebym jechał ostrożnie przed mostkiem... bo może go nie być. Szlag, w złą godzinę to wypowiedziała, rzeczywiście mostku nie ma! Szlag trafił taki fajny skrót.
Jedziemy dalej, a tu lavinka widzi rowerzystę bez głowy... a to był tak naprawdę rowerz bez rowerzysty w ogóle ;-) Ot jechało dwóch rowerzystów na trzech rowerach, jeden z nich trzymał dodatkowy rower.
Jeszcze przejechać przez park, znając nasze szczęście to zamknęli go na noc i kolejny skrót trzeba będzie objeżdżać, ale nie tutaj się udało przejechać.
- dystans 120.15 km
- 8.50 km terenu
- czas 05:56
- średnio 20.25 km/h
- rekord 33.80 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Setka po mazowiecku
Środa, 4 września 2013 · dodano: 05.09.2013 | Komentarze 6
Po setkach w terenie górskim, setka mazowiecka to mały pikuś ;-)Kurczę, cały czas mam czkawkę po tej Norwegii... strasznie łatwo się przyzwyczaić do wyższych standardów, w potem jak człowiek wraca, to wiele rzeczy go boli, wkurza bardziej niż zwykle, bo ma na świeżo że może być inaczej.
A wkurzało mnie: polscy kierowcy (którzy są oczywiście świetnymi kierowcami, dopóki nie zostaną mordercami), polska wieś (paskudna architektura typu "klocek polski", tudzież "dworko-pałacyko-stodoła" itp.), smród na wsi (niektórzy już zaczęli sezon palenia śmieciami), polskie drogi (wertepiaste, dziurawe, lub paskudnie łatane asfalty), śmieci (tony śmieci wszedzie - przy drogach, w lasach, na skwerkach, trzy metry od kosza...), szkło (też wszędzie), wandalizm (wszysko osprayowane, zniszczone przystanki, ławki...)
Dlaczego polska wieś jest taka paskudna. Coraz mniej starych drewnianych, czy ceglanych chałup, a nowe domy rzadko są ładne. A nie mogłyby wyglądać tak?
Robimy zakład ile czasu przetrwa ten przystanek? Zwłaszcza szyby?
Kiedy trzeba będzie go zastąpić bardziej odporną na wandalizm, blaszaną budą?
Były folwark, były PGR Wólka Pracka.
Żeby nie było, że tylko marudzę - jeden poyztyw, droga zamknięta, w remoncie, ale rowerem dało się przejechać tymczasową kładką. Kiedyś wydawało mi się to normą, ale drogowcy budujący most na Utracie w Passie pozbawili mnie złudzeń i skrótu do Leszna na kilka miesięcy. Ale jak widać, zwyczaj odcinania mieszkańcom drogi nie jest powszechny.
Znów trafiłem na drezynę na kolejce grójeckiej.
Glinianki, cegielnia, sielanka...
Kościół w Jazgarzenie - obowiązkowy kult JPII.
I kult smoleński.
Ciekawa misa na wodę święconą z muszli.
A wiedzieliście, że rok 2012 był rokiem? Ciekawe, czy gdzieś poza Jazgarzewem też ;-)
Dżungla wiklinowa na drodze do przecięcia N 52° E 21° i skrzynka w "maskowaniu norweskim" ;-)
- dystans 103.76 km
- 10.00 km terenu
- czas 06:16
- średnio 16.56 km/h
- rekord 51.30 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Longinada 5: Przez góry nad fiord
Wtorek, 20 sierpnia 2013 · dodano: 28.11.2013 | Komentarze 10
Haukeligrend - Vågslidtunnelen - Haukelisteter- Svandalsflonatunnelen - Røldal - Torgilsholtunnelen - Seljestad - Lausasteintunnelen - Odda (MAPY: bikemap, GPSies, anksowe endo)Zaczynamy w Telemarku (Vinje kommune), a kończymy w Hordalandzie (Odda kommune).
Skrzynki:
- Haukeliseter (Telemark)
- Piparsteinen (Hordaland)
- Norges fjerde vegtunell - Dyrskard (Hordaland)
- Austmannalia (Hordaland)
- Røldal stavkyrkje (Hordaland)
- E134 Posthornet (Hordaland)
- E134 Haukelivegen (Hordaland)
- Vekta på Seljestad (Hordaland)
- Водопад Латефоссен (Hordaland, geocaching.ru)
- IYC2011 - Calcium (Hordaland)
Dzisiaj zapowiadała się trudniejsza trasa niż wczoraj... bojąc się, że lavinka znów gdzieś odpadnie, ruszyliśmy przed resztą grupy, jako że udało się nieco wcześniej zebrać. Generalnie cały czas było pod górę, krajobraz robił się coraz bardziej górski, wokół drewniane domki kryte trawnikiem i trolle...
Dojechaliśmy do pierwszego tunelu Vågslidtunnelen o długości 1600m). Co prawda można było jechać górą, starą i dosyć maloniczą drogą, ale przed nami jeszcze parę takich objazdów i daleka droga, więc tu sobie odpuściliśmy. Nie ma zakazu wjazdu do tunelu, więc pomknęliśmy przez wnętrze góry. Na profilu trasy jest to ten pipek zaraz za 20 kilometrem (profil zliczył górkę której środkiem jechaliśmy).
A z drugiej strony... krajobraz jeszcze bardziej surowy i górski. Tak jakby ten tunel wprowadził nas w samo serce gór.
Jest dosyć zimno i wieje wiatr (przypominam, że jest sierpień), toteż te płaty śniegu na górach nas nie dziwią. Mały postój w Haukeliseter, dawnej farmie będącej obecnie restauracjo-motelo-toaletą przy trasie... miejsce sympatyczne, bo jest kilka starych budynków (np. wędzarnie mięsa), a nowsze utrzymane są w tym samym klimacie. No i jest tu skrzynka :-)
Jedziemy dalej, od tunelu bez większych podjazdów, jadąc groblą przez jedno z jezior wyjeżdżamy wreszcie z Telemarku i wjeżdżamy do Hordalandu.
Wjeżdżamy coraz bardziej w góry.
Dojeżdżamy do Haukelitunelen, tym razem jest zakaz wjazdu dla rowerów (tunel ma jakieś 5,5km) a poza tym pora wreszcie zaliczyć jakąś premię górską i parę skrzynek ;-) W tych okolicach dogania nas Kasia, zaczynamy objazd górą, ale zaraz trzeba się zatrzymać(Kasia jedzie dalej) i szukać skrzynki pod głazem, w przygotowanym schronie... byłoby to dobre miejsce na rozbicie namiotu. Tutaj też pierwsze spotkanie z owcami spacerującymi drogą.
No to rypirmy do góry... jedzie się fajnie, bo praktycznie cały ruch samochodowy idzie dołem przez tunel, bardzo rzadko tylko coś jedzie górą. Droga jest wygodna asfaltowa. lavinka o dziwo nawet nie poprowadza roweru, tylko od czasu do czasu przystaje na chwilę.
Po pokonaniu części podjazdu zatrzymaliśmy się, rowery zostawiliśmy z boku za głazem, a my pieszo do góry... do starego tunelu na starej drodze (jak się potem okazuje, to jeden z najstarszych tuneli drogowych w Norwegii). Świetna miejscówka, bez skrzynki byśmy tam nie trafili. Sama skrzynka to co prawda tylko mikrus, ale zależało mi na dotarciu do niej ze względu właśnie na ten tunel. W ogóle ze względu na śnieg miejsce jest dostępne tylko latem. Więcej zdjęć, także archiwalnych na blogu we wpisie Dyrskartunnel .
Z góry ładny widok na nowy tunel drogowy, który na chwilę wychodzi z wnętrza góry... ciekawy jest ten mostek na strumień spywający z góry.
Gdy jesteśmy na górze, dogania nas grupa główna (objeżdżali ten pierwszy tunel górą i dlatego dopiero teraz nas dogonili). Część osób przegania nas potem na podjeździe i zjeździe (w trakcie foto- i skrzynkostopów).
Jak już mijamy przełęcz, to się jeeedzieee... po drodze jakieś pomniejsze półtunele i tunele (z przejazdem lub bez, ale bez istotnych podjazdów).
Aż docieramy do Austmannalitunnelen, niby krótki bo tylko 900m, ale za to na ostrym zjeździe i do tego robiący zakręt 180 stopni albo i lepiej. Jest więc zakaz jazdy rowerem, zwłaszcza że obok jest stara droga w postaci wygodnej serpentynki... tyle ze znak zakazu jest wyjątkowo idiotycznie ustawiony, bo na ostrym zjeździe już poza odbiciem (bardzo słabo widocznym) na serpentynkę. Człowiek rozpędzony na zjeździe, a tu nagle zakaz... zanim się zatrzyma. Ale jak tu inaczej jechać (bo zjazdu na serpentynkę za bardzo już nie widać)... część grupy pocięła więc tunelem, my zjeżdżaliśmy wolno i ostrożnie żeby nie przegapić serpentynki (i tak przegapiliśmy), zatrzymaliśmy się dopiero za znakiem i musieliśmy podejść ostro do góry (nie było jak zmienić przerzutki). A na serpentynce nam zależało, bo tam jest kolejna skrzynka.
A tu widok z dołu na tunel... widać jednocześnie wjazd (z prawej u góry) i wyjazd z tunelu (z lewej u dołu).
Koniec zjazdu w miasteczku Røldal, jedziemy pod kościółek (Røldal stavkyrkje z XIII wieku) gdzie spotykamy grupę i znajdujemy kolejną skrzynkę. Pod kościół zajeżdża samochód z przyczepą kempingową. Wsiadają z niego Hiszpanie, którzy nas zagadują i jak się dowiadują, że jesteśmy z Polski, to bardzo się cieszą bo ich synowa jest Polką. Na koniec dają nam w prezencie jakiś ich lokalny przysmak (coś w rodzaju nugatu). A potem razem z grupą ruszamy do busa, gdzie jest przerwa na ugotowanie obiadu.
Po obiedzie z czołówką grupy ruszamy dalej. Wkrótce zaczyna się podjazd serpentyną do Røldaltunnelen, który ma ponad 4,5km a za nim jest kolejny długi tunel. Zakazu wjazdu nie ma, ale my mamy kolejną malowniczą premię górską i rypiemy starą drogą dalej do góry (tym razem bez asfaltu). Parę osób w międzyczasie nas mija, ale grupa ruszała nierówno, rozciągnęła się i część nadal jest gdzieś za nami.
Po drodze kolejne owce asfaltowe (na blogu jeszcze więcej zdjęć owiec).
Jedziemy, jedziemy, jedziemy... a podjazd zdaje się nie mieć końca.
Robi się coraz bardziej skaliście, coraz mniej zieleni... krótko mówiąc, coraz bardziej górsko. Trasa trudna, wokół pustki, nawet nikt z grupy nas nie dogania na podjeździe. W końcu zaczyna się zjazd, a w dole widać koniec jednego, a początek drugiego tunelu.
Na zjeździe wyprzedzają nas kolejne osoby, bo robimy kilka fotostopów i szukamy kolejnej skrzynki.
W końcu zjeżdżamy do szosy, a gdy zatrzymujemy się szukać skrzynki przy kolejnym pomniku, mija nas Magda... a myśleliśmy że już wszyscy są przed nami.
Kolejną skrzynkę mieliśmy pominąć, bo obiekt nie był taki interesujący (punkt ważenia samochodów, bo w zimie jest ograniczenie wagi przy wjeździe na odcinek górski), miałem ją spisaną bo przynajmniej słusznych rozmiarów. A że Magda zjechała tu na mały postój, to skorzystaliśmy i dołączyliśmy. Szybka skrzynka i dalej jedziemy, a właściwie kontynuujemy zjazd we trójkę.
Następny postój planujemy przy wodospadach Latefoss... djeżdżamy do wodospadu, ale GiePS pokazuje że to nie tu. ki diabeł?
Okazało się, że była to jakaś popierdółka niewarta nawet zaznaczenia na mapie. Właściwe wodospady były kawałek dalej.
Szukamy tutaj skrzynki z rosyjskiego serwisu... okazuje się, że musi wejść pod górkę mokrym krzalem mniej więcej do połowy wodospadu, albo i wyżej. Gdybyśmy to wiedzieli, to może byśmy sobie odpuścili, bo robiło się późno. Gdy my szukamy, do wodospadów dociera jeszcze kilka osób z naszej grupy.(a myśleliśmy że z Magdą jesteśmy ostatni) i jadą dalej (tym razem chyba naprawdę już jesteśmy ostatni).
Robi się coraz ciemniej, a szkoda bo jedziemy całkiem malowniczym kanionem... udało mi się jednak strzelić jeszcze symboliczną fotkę.
Jedziemy w miarę po płaskim wzdłuż tej rzeki, jeziora potem dojeżdżamy do Odda i w mieście jest ostatni zjazd... na końcu którego spotykamy anksa próbującą dodzwonić się do Longina, bo Odda mieliśmy się skontaktować, żeby się dowiedzieć gdzie nocujemy - w Tyssedal, czy może gdzieś pod Odda.
Nie udaje jej się, nam też, ale udaje się dodzwonić do Janusza. Okazuje się, że nocujemy w Tyssedal ale podwiezie nas bus (dzięki temu odpadł nam ostatni ostry podjazd). Czekamy pod kościółkiem, a że zaraz obok jest skrzynka pod mostem, to w oczekiwaniu na busa ją znajdujemy.
W końcu przyjeżdża po nas Janusz, ale okazuje się że brakuje jeszcze Staszka i Haliny. Robimy parę rundek po centrum Odda, a potem zgarniamy jeszcze jedną grupę i jedziemy na górę. W końcu Staszek z Haliną dodzwaniają się do Longina... nie mogli go złapać wcześniej, bo miał problemy z zasięgiem i trochę pojeździli po okolicy szukając nas. No cóż, Janusz miał jeszcze jeden kurs na dół, bo po tych serpentynach, to do rana by do nas nie dojechali.
.
Więcej zdjęć ( z dni 1-5) na Picasie: Norsk-Longinada 1
- dystans 100.68 km
- 9.00 km terenu
- czas 05:56
- średnio 16.97 km/h
- rekord 49.50 km/h
- rower Srebrny Rower
- Jazda na rowerze
Longinada 2: Pierwsza Setka
Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 02.09.2013 | Komentarze 9
kemping - Skollenbord - Notodden - Heddal - Yli - Gvarv - Ulefoss (MAPY: bikemap, GPSies, anksowe endo)Zaczynamy w okręgu Buskerud (Kongsberg kommune), a kończymy w Telemarku (Notodden, Sauherad i Nome kommune).
Skrzynki:
- Kroksjø i Lågen (Earthcache, Buskerud)
- Labro vegmuseum (Buskerud)
- Христианство с налетом язычества (geocaching.ru, Telemark)
- Øvre Verket (Telemark)
- Ulefoss sluse - Telemarkskanalen (Telemark)
Podsuszyliśmy się w domkach, a pogoda się poprawiła i od razu przyjemniej jechać w trasę. Startujemy ostro i zaraz skok w bok na starorzecze rzeki Lågen. Jest tu tzw. Earthcache, czyli wirtualna skrzynka edukacyjnie o tematyce z zakresu geografii. Robimy sobie fotki by je potem wrzucić do logów, szukamy też odpowiedzi na kilka pytań (np. jak szerokie jest starorzecze w miejscu gdzie przechodzi przez niego droga), a potem wracamy na trasę.
Jedziemy w kierunku Kongsberga, ale nie wjeżdżamy do miasta, tylko na opłotkach wbijamy się do muzea Labro (link)... to w zasadzie kompleks kilku muzeów nad rzeką Labro. Nas interesuje Labru Vegmuseum, czyli muzeum drogownictwa - bo tam pod jedną z maszyn jest skrzynka :-) Jesteśmy tu punkt 11:00, muzeum jednak wygląda na zamknięte, no to się wbijamy. Problem polega na tym, że skrzynka ma być pod ogonem maszyny... maszyn jest kilka a możliwych interpretacji też jest kilka. Dla mnie ogon, to długie, ciągnące się coś i pod nim szukam. Dla lavinki to tył maszyny... to ona miała rację, ale skrzynki nie znalazła, bo myślała że to część maszyny, A skrzynka w maskowaniu norweskim, czyli praktycznie na wierzchu - ja się zajrzało, to było widać.
Wyjeżdżając zorientowaliśmy się, że da się wejść na śluzy elektrowni wodnej na wodospadzie Labro (w drewnianym budynku na jej szczycie jest chyba Vassdragsmuseum - Muzeum Zasobów Wodnych). Jak odjeżdżamy, dopiero jakiś facet zaczyna się krzątać po terenie muzeum.
Ale koniec tego dobrego, przed nami największy podjazd tego. Tuż przed przełęczą wjeżdżamy do Telemarku, a na przełęczy jest urządzone miejsce odpoczynku z ławkami, kibelkiem, mapami i węzłem szkaów pieszych.
Uwaga klempa!
A potem zjazd do Notodden... przy wjeżdzie do miasta spotykamy grupę, okazało się że Marta się wypieprzyła na wirażu, ale na szczęście na obtarciach, uszkodzonym kasku i złapanej się skończyło. Jedziemy dalej z anksem i szukamy skrzynki - mikromagnetyka na starym moście. Jak to często bywa z mikrusami... nie znaleźliśmy.
Dojeżdżamy do największej atrakcji dzisiejszego dnia, czyli Heddal stavkyrkje, kościół z 1242 roku, który jest największym norweskim kościołem klepkowym/słupowym/masztowym.
Zastanawia mnie jedno, że gdy się przyjrzeć drewno zewnętrznemu, to wygląda jakby było wypalane... a może słonko je tak przygrillowało?
Szukamy tez skrzynki, opis w zasadzie żaden i skrzynka z gatunku tych do odpuszczenia... ale skoro i tak tu jesteśmy i mamy postój, to spróbowaliśmy, ale nie udało się znaleźć. Za to znaleźliśmy hasło do rosyjskiego virtuala, oraz zupełnie przypadkowo wlepkę munzee (to taka zabawa smartfonowa, trzeba mieć appkę munzee, na miejscu znajdujemy i skanujemy QR-kod który daje nam link do zalogowania punktu, dodatkowo appka weryfikuje czy nasze współrzędne zgadzają się ze współrzędnymi punktu - lavinkamogłaby to zalogować, gdyby przy kościółku było wi-fi).
Na pobliskim parkingu spotkanie z busem i gotowanie obiadu, gdy już się posiliśmy, ruszamy dalej... pod skansenem trafiamy na tablice upamiętniające pisarzy i artystów z Heddal: Ingebjørg Mælandsmo, Anne Bamle, Olav Kaste. Ciekawa jest ta ostatnia tablica - podpowiem, że ta podobizna z lewej jest wklęsła.
No i skansenik (Heddal Bygdetun, zobacz też wpis na blogu), który jest czynny w norweskim sezonie, znaczy do 15 sierpnia.
Odbijamy w bok na mniej ruchliwą drogę... co prawda tutaj była i tak droga rowerową, jednak przyjemnie się jedzie bocznym asfaltem, a nie przy ruchliwej szosie. Za rzeką przejeżdżamy przez... środek lotniska ;-) bowiem droga przecina pas i są szlabany jak przy przejazdach kolejowych - tutaj jest to przejazd samolotowy.
Góra, dół, góra, dół, góra, góra, góra... i widok na Notodden za jeziorem Heddalsvatnet.
Wkrótce wjeżdżamy do biedniejszej komuny (znaczy gminy) i asfalt się kończy. Okazuje się, że żółta droga na mapie nie zawsze oznacza asfaltową nawierzchnię (okaże się to jeszcze nieraz na trasie).
Jeszcze paniczna ucieczka przed krwiożerczym traktorem, Pierwszy Dzień Pieszego Rowerzysty... a ktoś zauważył, że chmury niepokojąco rozbudowują się do góry (następny dzień pokaże, że niepokój był słuszny).
Dojeżdżamy do Gvarv... stąd bus miał zabierać tych, co odpadną, ale problem w tym, że bus dopiero tu nas minął, więc zanim wóci to jeszcze trochę. Namawiałem ją żeby poczekała na busa, bo w tym roku nie ma takiej kondycji i może się zarżnąć jadąc całą trasę, ale jako że wszyscy chcieli jechać dalej, to lavinka nie chciała zostawać tu sama... zwłaszcza że były tu jakieś koncerty w wielkich wig-wanach i trochę pijanej młodzieży kręciło się po okolicy.
Za Gvarv kontakt z pierwszymi tunelami (znaczy wcześniej jakieś z wiaduktu widzieliśmy, ale tutaj kontakt był bliski). Pierwszy miał zakaz wjazdu dla rowerzystów, ominęliśmy go więc starą drogą, natomiast przez drugi, krótszy tunel przejechaliśmy.
W Ulefoss rozbijamy się na miejscu piknikowym nad jeziorem. Równiutko, trawka, oraz kibelki w budowli która w zamyśle miała naśladować kształt śluzy na Kanale Telemarku.
Znów nocujemy blisko skrzynki - jedna jest nawet bardzo blisko, ale to jakiś mikrus ze słabym opisem, najbliższa spisana jest 300 metrów stąd. Jedziemy więc, okazuje się jednak że była jakaś reaktywacja i teraz jest już tylko mikro. Jedziemy też po następną przy śluzie Ulefoss. Obok w Sluse Cafe trwa impreza, jakiś koleś śpiewa włoskie przeboje po norwesku, a my szukamy skrzynki... jest ciemno my jeszcze nie wiemy na które elementy śluzy da się bezpiecznie wejśc, a na które nie. W końcu lavinka odpala GiePSa, który upenia nas, że musimy przejść po śluzie na drugą stronę kanału - a potem jest już łatwo, bo skrzynka w "maskowaniu norweskim". Nim wróciliśmy na nocleg, stuknęło 100km na liczniku.
Fotki:
- Norsk-Longinada 1 - moje (będę stopniowo dogrywał)
- Norwegia - Longinada 2013 - lavinki (całość)