teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:1089.18 km (w terenie 83.65 km; 7.68%)
Czas w ruchu:63:56
Średnia prędkość:17.04 km/h
Maksymalna prędkość:42.60 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:45.38 km i 2h 39m
Więcej statystyk
  • dystans 95.53 km
  • czas 04:56
  • średnio 19.36 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście x9

Poniedziałek, 15 maja 2017 · dodano: 20.05.2017 | Komentarze 9

Niektóre fotki jeszcze z początku maja, stąd deszczowo i pochmurno



Czy to też opad atmosferyczny?



Nad Starą Pisią dosadzili coś koło 15 drzewek, szpaler drzew faktycznie był tam już mocno wyszczerbiony.



Do tej pory takie stojaki były tylko pod marketami (najpierw Lidl, potem Biedronka), niedawno zostały postawione przez PKP pod dworcem, a te to już chyba miasto postawiło. Obok przykład że kierowcy nawet zaparkować nie potrafią (a co dopiero jeździć). Otóż zrobiono tu wąską zatoczkę i wymalowano pas na jezdni do parkowania jako przedłużenie zatoczki... a kierowcy co? Oczywiście w połowie parkują na chodniku, to też przykład że jeśli się nie osłupkuje, to się nie wymusi prawodłowego parkowania.




  • dystans 82.18 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 04:49
  • średnio 17.06 km/h
  • rekord 33.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Weekend 13ego (2): Z Niedzieli na Łęczycę

Niedziela, 14 maja 2017 · dodano: 19.05.2017 | Komentarze 14

Łyse Góry - Karsznice - Ambrożew - Góra Świętej Małgorzaty - Podgórzyce - Tum - Łęczyca - Topola Królewska - Kozuby - Dobrogosty - Rybitwy - Kuchary - Witonia - Leszno - Kutno

Wszystkie zdjęcia w albumie Weekend 13-ego

Nocleg w lesie Łyse Góry u stóp wydmy...



Nie, tak nie spaliśmy, to tylko poranne podsuszanie namiotu.



Ambrożew i pierwsze domy z wapienia na trasie.



Na horyzoncie kościół w Górze Świętej Małgorzaty. Dawniej wieś nosiła nazwę Góra pod Łęczycą, a obecną od początku XV wieku. A według legendy góra została usypana za sprawą św. Małgorzaty, która w czasie wędrówki znalazła schronienie w tej wsi (w poprzedniej odwiedzonej ją przepędzili), a ponieważ mieszkańcy zastanawiali się gdzie pobudować kościół, ale nie mogli się zgodzić co do miejsca... rano św. Małgorzata zaczęła sypać kopiec, potem do pracy dołączyli mieszkańcy i tak została usypana góra na której został zbudowany kościół.



I sam kościół (oczywiście pw. św. Małgorzaty) z bliska - ponoć z XIII wieku, ale potem parę razy przebudowany.




Kolegiata w Tumie... do Tumu mamy jakiegoś pecha, jak trzy lata temu tędy przejeżdżaliśmy, to do skansenu nie dało się wejść bo poniedziałek (o pechu skansenowym jeszcze będzie), ani zwiedzić kolegiaty bo poniedziałek. Co gorsza furtka na dziedziniec kościelny była zamknięta i nie dało się obejrzeć kościoła z bliska! Dziś była niedziela i byliśmy tuż przed mszą, toteż kolegiaty znów nie dało się zwiedzić, tylko na szybko zajrzeliśmy do środka... ale przynajmniej z zewnątrz udało się obejrzeć tym razem.



Kościół jest z XII wieku, ale w międzyczasie parę razy niszczony, odbudowywany i przebudowywany... ostatni raz doznał zniszczeń w 1939 podczas bitwy nad Bzurą, a podczas odbudowy dokonano reromanizacji kolegiaty. Jak wyglądał przed wojną, można zobaczyć np. w galerii na fotopolska.





Kamienno-ceglany portal... tutaj w cegle są dołki, które już spotykaliśmy wczoraj na trasie w gotyckich kościołach. Dołki są o tyle tajemnicze, że nie do końca jest pewne jak powstały, a jest kilka teorii na ten temat. Na przykład że formą pokuty było wiercenie takie otworu palcem (lub monetą), stąd nazywa się je dołkami pokutnymi. Inna teoria mówi, iż wierzono w uzdrawiające właściwości sproszkowanej cegły z kościołów i po to ją wydłubywano. Wreszcie wg trzeciej jest to efekt używania świdra ogniowego do zapalania ognia w okresie wielkanocnym.





Dołki w Tumie są o tyle ważne, że mogą nam pomóc w stwierdzeniu która z tych teorii jest bardziej sensowna, zwłaszcza te dołki w bardziej zwietrzałych cegłach. Otóż widać, że dno dołka jest bardziej odporne niż otaczająca go cegła... czy zwykłe wiercenie palcem/monetą dołka jest w stanie aż tak utwardzić jego ścianki? Myślę że raczej wskazywałoby to na działanie świdra ogniowego, czyli że jest to efekt większego nacisku  i/lub wysokiej temperatury.




Dołki znajdujemy też w piaskowcu... a także sporą bruzdę (bruzdy, to kolejny ślad spotykany w murach średniowiecznych kościołów). Tutaj jest legenda, że to ślady diabła Boruty, który chciał przewrócić kościół. Swoją drogą, legenda o Borucie ma chyba źródła jeszcze w wierzeniach pogańskich, bowiem boruta czy też borowy był słowiańskim demonem (takim Dziadem Borowym z Kajka i Kokosza).




To i owo jest jeszcze wyryte w tym piaskowcu.




No i na koniec dołki w głazach narzutowych (min. granitach) użytych do budowy kościoła... choć tutaj mam pewne wątpliwości, czy powstały one tak samo jak dołki w cegłach i piaskowcach - po pierwsze są większe (choć to do sprawdzenia, czy dołki w cegłach dochodzą do takich rozmiarów), po drugie jest tylko jeden dołek na kamień, a nie po kilka, jak to często jest w przypadku cegieł.

Ale jeśli przyjąć, że mają takie same pochodzenie, to do granitu chyba musiało być jednak mocniejsze narzędzie niż palec.



A tak w ogóle to sporo tych dołków zaklajstrowano zaprawą (a czasem nawet wmurowano w nie mały kamyk).




No dobra, w Tumie odwiedzamy jeszcze na cmentarzu kwaterę wojenną z 1939



Drewniany kościół obok kolegiaty.



I skansen... a przynajmniej próbujemy odwiedzić, bo zwiedzić nam się znów nie udaje, przypomnę trzy lata temu też się nie udało, bo był poniedziałek. Teraz gdy dochodzimy wyskakuje pani ochroniarz i informuje że skansen jest od wczoraj zamknięty z powodu wyroju pszczół. Okazało się że wczoraj przyleciał rój pszczół - najpierw ułożył się jak żywy dywan (ponoć w ten sposób chronią królową), a potem umieścił się pod strzechą i w ciągu godziny pszczoły zbudowały gniazdo wielkości arbuza (według słów pani). Wezwali pszczelarza, który je zabrał, ale dziś ponoć znów zaczynają latać jakieś pszczoły stąd znowu został zamknięty.

No cóż, a zatem tylko fotki z zewnątrz i to z pewnej odległości.



A daleko za skansenem widać już wieżę zamku w Łęczycy.




No to w drogę do Łęczycy



Gdzie odwiedzamy zamek, ten od legendy o Borucie (zresztą na pieczątce muzeum jest właśnie Boruta). Ponieważ docieramy tutaj tuż przed otwarciem muzeum i panie dopiero się schodzą, robimy więc sobie mały postój na dziedzińcu, a potem idziemy kupić bilety wstępu na wieżę. Gdy już je kupiliśmy, pani z kasy podchodzi do okna i krzyczy:
- Paniii Baaasiuuu! Na wieżęęę!

I kilka chwil później przychodzi pani Basia z kluczami do wejścia na wieżę.





Parę widoczków Łęczycy z góry.




A tu już ratusz i rynek z dołu.



Na cokole Maryjki z fotki powyżej jest taki oto napis.



Jeden z łęczyckich kościołów, miałem go wcześniej namierzonego jako kościół z pociskami. Gdy przejeżdżamy pierwszy raz obok, na dziedzińcu i uliczce tłum... komunie jakieś, czy co? Gdy przejeżdżamy wracając z cmentarza jest lużniej, ale nadal sporo ludiz i jeszcze ciężko się przedostać przez ulicę z powodu sznuru jadących samochodów. Do tego z tyłu kościół odgrodzony ogrodzeniem z blachy falistej, więc i tak nie udało by się go dokładnie obejrzeć.



Dlatego poprzestajemy na fotce grupy pocisków i nie sprawdzamy czy jest w murach coś jeszcze.... zresztą i tak musimy trafić w nie aparatem robiąc zdjęcia nad ogrodzeniem z blachy trochę na czuja. Tutaj jest o tyle nietypowo, że są wmurowane tuż obok siebie - trzy łuski (co też nieczęsto się zdarza) i jeden pocisk (lub jego skorupa).



Odwiedzamy kwaterę z 1939 na miejscowym cmentarzu




Kolekcja tablic pamiątkowych na ścianie pomnika... to chyba tutaj tradycja, bo na pomniku przy rynku jest ich jeszcze więcej (tym razem tam nie podjeżdżaliśmy, ale oglądaliśmy poprzendim razem.




Za kwaterą zauważyłem jakiś prawosławny krzyż... co prawda ten nagrobek był nieczytelny, ale dalej znalazło się kilka, które dało się odczytać (specjalnie dla wariaga, prawosłane nagrobki z Łęczycy wrzuciłem do osobnego minialbumu)




Trafiłem tam też na dwie mogiły żołnierzy rosyjskich z I wojny światowej - jedna żołnierzy nieznanych, a drugą w której przynajmniej część była zidentyfikowana... przy czym po datach sądząc, byli to zmarli w niewoli niemieckiej. Najwcześniejsza jest data 13.10.1914, kiedy to Łęczyca była zajęta przez Niemców, a kolejne to 20-14.11. 1914 kiedy to Łęczyca była już ponownie zajęta przez Niemców, a potem grudzień 1914, styczeń, luty, maj, październik 1915, aż po luty 1916.





Jeszcze dwa groby z tej części (powiększenie napisów po kliknięciu w obrazek), ten drugi to podporucznik 16 ładożskiego pułku piechoty, co ciekawe data śmierci jest podana w starym i nowym stylu.





W innym miejscu za kwaterą 1939, jest małe lapidarium z nagrobkami z części prawosławnej, ewangelickiej, a może nie tylko.



Jest tu min. tablica porucznika 39 tomskiego pułku piechoty, czy lekarza wspomnianego 16 ładożskiego (ale to już w albumie).



Jeszcze drugi kościół (i klasztor) przed wyjazdem z Łęczycy.



Na wyjeździe spotkaliśmy jakiegoś szosowca z którym chwilę pogadaliśmy.
- Skąd jesteś (nie widział lavinki, która na chwilę została bardziej z tyłu)
- Z Żyrardowa.
- W Żyrardowie jest mocna grupa...
- Żyrardowskie Towarzystwo Cyklistów.
- Tak, właśnie robili kryterium (myślałem, że w okolicy był jakiś maraton ŻTC, ale po sprawdzeniu okazało się że w Mińsku Mazowieckim... chyba że chodziło o Łyszkowice dwa tygodnie wcześniej). A dokąd tera.
- Do Kutna na pociąg.
- Na pociąg?! A ja myślałem, że machniesz rowerem parę setek.
- Ja to bardzo dużych dystansów nie robię, nie ma kiedy... tu obejrzeć kościół, tam zwiedzić muzeum, połazić po cmentarzu, a jeszcze wbijemy się w gruntówy żeby w jakieś miejsce dojechać. W ogóle długo nie mogłem dobić do dystansu 200km choć oscylowałem blisko, dzień się kończył. Dopiero zimą  pewnego Sylwestra, zimą wcześnie się robi ciemno, to potem ani pozwiedzać, ani porobić zdjęć, to pozostaje rypanie.
- W grudniu to zimno. *
- Eee tam, wystarczy się cieplej ubrać... no i odpadają długie postoje. Teraz to za gorąco na jazdę się robi, człowiek by chętniej poleżał w cieniu z termosem mrożonej kawy, a zimą - krótki postój i w drogę zanim wystygnie.
- To ja mam inne podejście do jazdy.

No to se pogadał szosowiec z sakwiarzem ;-) Ale to jest właśnie różnica między uprawianiem sportu a jazdą na rowerze - jazda na rowerze jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu, a nie celem samym w sobie, dystans, czas, prędkość średnia to rzeczy drugorzędne. Owszem fajnie przejechać setkę, czy półtorej, bo dzięki temu dalej można dojechać i więcej rzeczy obejrzeć. Przypomina mi się jeszcze czyjś dialog z lavinką:
- Uprawiasz sport?
- Nie.
- Ale przecież jeździsz na rowerze.
- Tak.
- No to uprawiasz sport.
- Nie, ja jeżdżę na rowerze.
- Ale...

Było kiedyś jakieś badanie (bodaj w krajach europejskich) i wyszło a ankiet że Holendrzy (a może Duńczycy) są jednym z najmniej uprawiających sport narodów europejskich... a jednocześnie najczęściej jeżdżącym na rowerze.

*) - to kolejny dowód, że dobrze skalibrowałem termometr rowerzysty.



Dojeżdżając do kościoła w Topoli Królewskiej, okolica jest umajona kolorowymi wstążkami i proporczykami... takie coś raczej rzadko się u nas spotyka, ostatnio widziałem coś takiego na południe od Łodzi.



Sam kościół jest o tyle interesujący, że z przodu wygląda tak:



A z tyłu tak:



Widoczek na dolinę Bzury.



W Kozubach i Dobrogostach sporo domów wapiennych, czasem całe gospodarstwa były wapienne, a nie tylko jeden budynek. Dalej, w następnych wsiach jeszcze z jeden czy dwa takie budynki widzieliśmy ale już zdecydowanie mniej.



Kościół w Witoni, ponieważ zaczęło się robić późno, zdecydowaliśmy się rypać do Kutna szosą główną (na szczęście ruch nie był bardzo duży), a nie dłuższą trasą opłotkami. W ogóle gmina Witonia to jedyna moja nowa gmina na trasie, ale lavinka chyba miała więcej.



Posadzone nowe drzewka... jedno na dziesięć nie uschło.



Stopik na przejeździe, bo akurat ŁKA do Kutna jechało.



W Kutnie nabyliśmy bilety, a potem już spokojnie ruszyliśmy pozwiedzać - pałac



Park pałacowy, obecnie...



A w parku mauzoleum Mniewskich, w którym mieści się muzeum bitwy nad Bzurą. Na stronie muzeum trochę informacji o ekspozycji i trochę zdjęć, a wirtualny spacer tutaj.




Eksponaty generalnie pochodzą z różnych okresów II wojny, nie tylko 1939... oto na przykład radzieckie działo z 1940.



Muzeum jest nieduże - jedna salka na górze, a druga na dole w krypcie. Jeszcze trafiliśmy na wstęp wolny (tylko zapomnieliśmy spytać o pieczątkę).




Odznaki pułkowe i inne, nieśmiertelniki...




Drugi egzemplarz tej tablicy jest na zewnątrz, ale o tym za chwilę.



W krypcie we wnękach urny z prochami Mniewskich i tablica im poświęcona. Poza tym urny z ziemią z miejscowości pola bitwy nad Bzurą, oraz dwie z pól bitewnych 14 pułku piechoty.






Mnie oczywiście interesowały pociski i łuski artyleryjskie, aczkolwiek robiły one głównie jako tło i było w ciemnych kątach.



Tym lepiej wyeksponowanym porobiłem jednak zdjęcia



Gablotka z polskim granatnikiem 46 mm wz. 36 (wiki) i  granat do niego. W tle mamy nabój artyleryjski 75 mm... pocisków i łusek w okolicach tego kalibru (75-77mm) jest najwięcej wmurowanych w kościoły i inne obiekty, zdaje się że tego typu dział było najwięcej. Ciekawostką jest, że po I wojnie armia polska miała niezły misz-masz w artylerii dysponując działami z armii zaborczych, ale też np. francuskimi. I tak te francuskie miały kaliber 75mm, rosyjskie 76,2mm, austro-węgierskie 76,5mm, niemieckie 77mm.

W 1939 w użyciu były zasadniczo te francuskie 75mm i rosyjskie przekalibrowane na 75mm (poprzez wymianę rdzenia lufy, albo przez umieszczeniu w lufie specjalnej koszulki). Kilka ciekawych zestawień uzbrojenia w 1939 na tej stronie.



To chyba granat moździerzowy 81mm (chyba, bo na karteczce jest błędnie 46mm), mniej więcej coś takiego tkwi w kościele w Kompinie (ale może też być niemiecki, 81,4mm).



Pomnik i w tle mur pamięci z kolekcją tablic.




Tutaj drugi egzemplarz tablicy która jest umieszczona w mauzoleum.



I nie jest to wyjątek, bo znalazłem tablicę jaka jest na pomniku w Skierniewicach.



A tak wygląda ta skierniewicka.



I druga bliźniacza upamiętniająca 25DP, być może drugi egzemplarz jest (albo był, bo nie udało mi się wyszukać) w Krotoszynie, Kaliszu lub Ostrowie (takie miejscowości są wymienione). Wyguglałem jeszcze jeden duplikat z Poznania, ale może ich być tam więcej, nie sprawdzałem wszystkich



No i na dworzec na pociąg - tutaj Elf Kolei Wielkopolskich.



Szynobus Kolei Mazowieckich do Sierpca.



A my jedziemy trochę zmodernizowanym EN57 Przewozów Regionalnych w nowym malowaniu PolRegio. Pociąg nagrzany na słońcu, toteż w środku jest duszno i gorąco... otwieramy okna, ale i tak czekamy na odjazd na zewnątrz (opóźniony 16 minut, bo przepuszczał jakiś spóźniony pospieszny). Niestety w pobliżu przedziału rowerowego siedzenia po zacienionej części pociągu zajął jakiś facet (następne były za kiblem i następnym pomostem, skąd nie widzieliśmy rowerów). Na szczęście gdy pociąg ruszył, facet zaczął marudzić że za bardzo wieje, zamknął okno które on otworzył, ale jeszcze pozostały dwa po naszej stronie... dla nas było wreszcie w sam raz. Po paru chwilach ten facet w końcu się zebrał i poszedł do innego przedziału (a pociąg pustawy, więc miał w czym wybierać), a my mogliśmy zająć miejsca zacienione w przeciągu..

Swoją drogą zabawne - facet w długich spodniach, czarnej bluzie z długim rękawem (a może nawet to był sweter) i mu było za zimno... a my w krótkich rękawkach, spodenkach, w sandałkach i było nawet trochę za ciepło. Co mi przypomina jak jechaliśmy w  jeszcze większy upał marszrutką na Ukrainie, można było się ugotować, ale jak otworzyliśmy okna to zaraz babcie okutane w swetry rzuciły się żeby zamykać.



W Skierniewicach przesiadka - to znaczy lavinka przesiadła się w pociąg do Żyrardowa, a ja podjechałem rowerem.

Podsumowując, znaleźliśmy lato... upał, komary, pokrzywy i co tam jeszcze. Lato jak nic.


  • dystans 4.18 km
  • czas 00:16
  • średnio 15.67 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Po klu na dworzec

Niedziela, 14 maja 2017 · dodano: 15.05.2017 | Komentarze 0



  • dystans 90.52 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 05:06
  • średnio 17.75 km/h
  • rekord 38.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Weekend 13ego (1): Z Soboty na Piątek

Sobota, 13 maja 2017 · dodano: 16.05.2017 | Komentarze 17

Żyrardów >>> Skierniewice - Maków - Pszczonów - Łyszkowice - Domaniewice - Chruślin - Sobocka Wieś - Sobota, -Walewice - Bielawy - Stary Waliszew - Piaski Bankowe - Oszkowice - Piątek - Pokrzywnica - Czerników - Łyse Góry

Wszystkie zdjęcia w albumie Weekend 13-ego

Wyjazd prawie zaczyna się feralnie (potem orientujemy się, że jest sobota 13-ego), ja wychodzę trochę wcześniej żeby podjechać na rynek po chleb (bilety już wczoraj kupiliśmy) i potem na dworzec. Zbliża się godzina odjazdu, już widać światełka pociągu, a lavinki jeszcze nie ma... w końcu widzę że jedzie! Dobra, łapię za rower... a lavinka gdzieś mi zniknęła. No zbiegam z peronu, patrzę, a ona zamiast wchodzić na peron 1, znosi rower do tunelu prowadzącego na peron 2. No to krzyczę i biegnę wnieść rower z powrotem na górę... wpadamy na peron 1, gdy pociąg już stoi - tylko  jedna jednostka. Na szczęście nie musimy do niego dobiec, bo końcówka składu jest obok nas, nie szukamy rowerowego tylko wpadamy w pierwsze lepsze drzwi, ufff.

Zresztą jak rano w ciepły weekend jest jedna jednostka, to 6 stojaków na rowery to i tak za mało... praktycznie na każdym pomoście są upakowane jakieś rowery, na poniższym zdjęciu widoczne są cztery.



Po nieco nerwowym starcie, spokojnie wysiadamy w Skierniewicach. Na sąsiednim peronie stoi pociąg do Kutna, może tym składem będziemy jutro wracać z Kutna?



Jedziemy na Maków, a po drodze zauważamy takie coś... to jest przemalowany wagon WuKaDki, która przeszłą na nowe składy, a stare zostały wyprzedane, albo zezłomowane.  Ale w oryginalnych barwach było mu ładniej.



To chyba stacja przesiadkowa z kolei normalnotorowej na bardzo-wąsko-torową... WuKaDka, żurawie wodne i ławki są normalnych rozmiarów, zaś  parowozik i latarnia są bardzo wąskie... znaczy małe.




Jak robiliśmy zdjęcia, zatrzymał się jakiś rowerzysta... jak się okazało, jedziemy w to samo miejsce, znaczy do Kutna na pociąg, tylko że my nieco naobkoło w dwa dni, a on dzisiaj. Ale początek trasy ten sam, tak poznaliśmy Krzyśka z Grodziska (który zresztą chyba jechał tym samym pociągiem co my)... w sumie dalej do Pszczonowa pojechaliśmy dalej. Okazało się, że Krzysiek zbiera pieczątki na... plebaniach. Nie wiedziałem, że plebanie mają swoje pieczątki, to znaczy można było przypuszczać że jakieś mają, ale nie wiedziałem że ozdobne (trochę na wzór schroniskowych, czy muzealnych).



Pszczonów - pierwszy z gotyckich kościółków na trasie (z neogotycką dzwonnicą)... ostatnio jak tu byłem, to kościół był w rusztowaniach i remoncie. Tu robimy sobie pierwszą rozwałkę i dopada nas sobota 13-ego, bowiem lavinka orientuje się że zgubiła kurtkę, którą wiozła na sakwach i karimacie. Nim się zastanowiłem, złapała rower i pojechała z powrotem jej szukać... gdyby nie to, może bym zdążył zaproponował, że to ja podjadę poszukać. W międzyczasie Krzysiek zdecydował że jedzie dalej, a lavinka nic nie znalazła.





Jedziemy dalej - Łyszkowice i pomnik z tablicami upamiętniających mieszkańców poległych w wojnie polsko-bolszewickiej. 2,5 roku temu pomnik na nowo został odsłonięty, po tym jak po wielu latach tablice wróciły do Łyszkowic (o ich losach pisałem kiedyś na blogu pocztówkowym).



Rzut okiem na kościół, również z międzywojnia... co ciekawe, kilkanaście lat temu (a może więcej) kościół wyglądał zupełnie inaczej - foto na wiki. Przez dłuższą chwilę, nawet sprawdzałem, czy to na pewno ten sam kościół... można dać zadanie "znajdź 10 różnic". Tu trzeba przyznać, że remont wyszedł kościołowi na dobre.



W temacie gmin... aha, po drodze dogonił nas Krzysiek, który się zasiedział na plebanii w Łyszkowicach, bo go ksiądz poczęstował ciasteczkami.



W Domaniewicach jest sanktuarium, którym jest... kaplica. Tutaj też ostatni remont zrobił jej dobrze (foto wiki sprzed kilkunastu lat), wcześniej była pomarańczowa w takim kolorze jak murek, a prezbiterium było otynkowane - teraz po usunięciu tynku odsłonięty został mur, który został wykonany z rudy darniowej i cegły





By powiększyć epitafium - kliknij w zdjęcie.



Kawałek dalej jest właściwy kościół.



Mały fotostop przy ruderce po drodze.




Kościół w Chruślinie




Tutaj mogliśmy pokazać Krzyśkowi dlaczego tak dokładnie oglądamy mury kościołów - jak to w gotyckim kościele były tzw. dołki pokutne (o nich będzie później) choć niezbyt dużo i niezbyt okazałe, były napisy na cegłach, a nawet trzy rozety.




Znalazły się nawet dwa pociski artyleryjskie (średnica 7cm z hakiem, więc kaliber pewnie 75-77mm). No i pytanie z której wojny, bo tutaj toczyły się walki w 1914 i 1939, a wzmianek o zniszczeniu/uszkodzeniu kościoła nie znalazłem. Oglądając mur, widać ze w tych miejscach były wybite mniejsze lub większe dziury, więc pewnie uzupełniając te luki wmurowano pociski. Znalazłem zdjęcie kościoła z międzywojnia (na fotopolska), niestety niewiele tam widać, poza tym że w kilku miejscach są wyraźne płaty naprawionego muru (wale nie jest wykluczone że w 1939 kościół nie oberwał znowu)




My dalej jedziemy na Sobotę i Bielawy... a Krzysiek na Bielawy i Sobotę. Niby to samo, ale dalej ruszamy w innym kierunku i lepie pasuje tak lub tak, dlatego teraz się rozdzielamy i jedziemy dalej.

Fotka z cyklu "policz bociany".



Przekraczamy Bzurę



No i jesteśmy w Sobocie - instalujemy się w parku, na ławeczce pod pałacem.




Po odpoczynku jeszcze trochę kręcimy się po okolicach parkowych



Sobota, Gorzelnia, Fajrant!



Tutaj można było się chyba upić oddychając samym powietrzem... a jak ktoś miał pecha, to od razu dostać kaca. Napotkaliśmy mobilny ul i niewątpliwie odkryliśmy tajemnicę robienia miodu pitnego... to co można przeczytać o wytwarzaniu miodów, to oczywiście pic na wodę fotomontaż i ma na celu zmylenie konkurencji. Tak naprawdę stawia się ule pod działającą gorzelnią, a pszczółki same sycą miód dosłownie z powietrza, potem wystarczy wybrany miód rozcieńczyć i gotowe.



Stadnina koni... mechanicznych. Myśmy nawet takiego konia ujeżdżali - stary, spokojny i nienarowisty.





W parku jeszcze kwitną mlecze, ale podczas weekendu większość zmieni się w dmuchawce.



Pora przemieścić się pod kościół w Sobocie.




Na tym głazie z lewej ud  góry też są wykute jakieś napisy.



A by powiększyć epitafium - kliknij w zdjęcie.




Jeszcze drewniana kaplica cmentarna i ruszamy na Piątek



Ale po drodze mały stopik pod pałacem w Walewicach. Niby statnina, a koni ni ma... w całej okolicy udało się ledwie jednego konia na wybiegu wypatrzeć.




Ponieważ jesteśmy już na polu bitwy nad Bzurą, jedziemy na cmentarz z 1939... tak nam się wydawało z wyglądu, ze to cmentarz i bywa tak określany tu i ówdzie, ale z innych źródeł wynika że to tylko pomnik i miejsce pamięci... i chyba tak właśnie jest. Za to przegapiliśmy cmentarz na którym ponoć są pochowani powstańcy styczniowi i żołnierze napoleońscy. No tak to jest, że dopiero szukając informacji po wyjeździe człowiek dowiaduje się co przegapił... no cóż, jest czego szukać następnym razem.

Patrząc na mapę topograficzną - pomnik 1939 jest zaznaczony bardziej na południe, cmentarz zaznaczony jest na skraju lasu przy drodze i jeszcze jakiś kopiec (?) z krzyżem w głębi lasu. Może są tam dwa cmentarze - eden na rogu lasu (faktycznie tam jest jakby polanka, ale niczym chyba nie oznaczona), a drugi w głębi?



My widzieliśmy tylko ten drugi krzyż przy samej drodze, może też ma jakiś związek z mogiłami.



No i postój przy pomniku z 1939... te rzeźby sprawiły że poczuliśmy się jak dwa tygodnie temu na majówce pod Łukowem. Trochę one tu już stoją, na pewno były w 2008.





Nim opuściliśmy Walewice, zauważyliśmy... rakiety na końskim torze przeszkód (edit: jak podpowiedział jeden z czytelników, są to zewnętrzne zbiorniki paliwa, prawdopodobnie do MiGa-21)




Jaki koniec? A był w ogóle początek?



Bielawy cmentarz... kaplica grobowiec.



I kwatera z 1939 (tym razem na pewno, a nie żaden pomnik). Akurat tutaj byliśmy 3 lata temu (relacja na bikestatsie)



Kolejny gotycki kościółek... trzy lata temu nie dostaliśmy się na teren, uznaliśmy że furtki są zamknięte (po tym jak się odbiliśmy w Tumie, było to uzasadnione podejrzenie), a poza tym byliśmy już zmęczenie sporym dystansem tego dnia i w ogóle trzydniówką, spory dystans jeszcze nas czekał, a jak się szarpałem z furtką jakiś pies ujadał mi za plecami...

Teraz myślę, że może był zamknięty, ale polegliśmy na furtce bo ma dosyć skomplikowany system zamykania i trzeba na spokojnie odciągną to, tamto, pociągną to tam... i otwarte ;-) Dziś też początkowo myśleliśmy że zamknięte, ale po dokładnym obejrzeniu, analizie i kilku próbach udało się wejść.




W kościele sporo tzw. dołków pokutnych - choć teorii na temat ich powstania jest w zasadzie kilka i do końca nic nie jest pewne... ale o tym jeszcze będę pisał następnego dnia. Zwłaszcza w murach prezbiterium jest ich dużo i to skupionych na pojedynczej cegle i jej okolicach. Oprócz wschodniej części, jeszcze trochę jest w południowych murach kościoła.




Poza tym wmurowanych jest kilka brył rudy darniowej.




Rzut okiem za mur kościoła



Kolejny fotostop w Starym Waliszewie  i cmentarz wojenny z 1939





Oraz kolejny pod kościołem, tym razem drewnianym



Obok kaplica grobowa Wilxyckich (powiększenie epitafium po kliknięciu w zdjęcie).




Obok jeszcze pomnik mieszkańców poległych w latach 1918-20 (też klik powiększający)



lavinka w rzepaku



Kawałek jedziemy szlakiem rowerowym... co prawda prowadzi gruntówami, ale tutaj żeby objechać asfaltem, to chyba musielibyśmy się cofnąć, albo sporo nadrabiać i to często z bocznym lub paszczowym wiatrem. Po drodze takie coś:



Gruntówa utwardzona tłuczniem jest dosyć wertepiasta z mnóstwem dziur... ciekawe jest to że jest to dla okolicy droga główna, ale dróżki boczne odchodzące od niej mają asfalt, a ta nie. Toteż telepiemy się dziurawą, rozjeżdżoną gruntówą.

Dalej zaczynają się nawet prehistoryczne relikty asfaltu (fotka w miejscu lepiej zachowanego), ale często mniej wertepiasta jest gruntówa obok.



Kościół w Oszkowicach i dwie dzwonnice




Oraz mogiła zbiorowa z 1939 na pobliskim cmentarzu.



A stąd już szosą główną na Piątek.



Fotka w pomniku geometrycznego środka Polski (choć ponoć wypada gdzieś pod Piątkiem, a nie na tym placu) z mapą od huanna... To w ramach popularnonaukowego sformułowania matematycznego twierdzenia o punkcie stałym:

"Jeśli lecisz samolotem/helikopterem/balonem/itp. nad jakimś obszarem i dysponujesz mapą tego terenu, to jeśli zrzucisz tę mapę to upadnie ona tak, że dokładnie jeden punkt z mapy spadnie na odpowiadający jej punkt w terenie".



Punkt skrajne służące do wyznaczenia środka... które są położone tak, że środek Polski wypada w miarę sensownie i to nawet w Polsce ;-)



Rzut okiem na kościół... też gotyck, ale otynkowany. Lepszego zdjęcia nie dało się zrobić, bo była msza i uliczka zastawiona samochodami.




Rowerowy środek Polski



I jeszcze kościół mariawicki



"Pomnik Chwały 14 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty Armii Poznań".





Ziemia z pola bitwy (a dokładnie z Piątku, Mąkolic, Bielaw, Łęczycy, Koźla) jest umieszczona w gablotce w łuskach artyleryjskich, zaczopowanych kawałkami drewna udającymi pociski.

I teraz pytanie, czy takie łuski dopisywać do mojej listy pocisków? Zasadniczo większość z listy jest wmurowana, ale jeden czy dwa są zawieszone na ścianie na łańcuszku... z drugiej strony te łuski są w miarę nowe, bo pomnik odsłonięty w 1989. Sam nie wiem, na razie dopisuję do listy, ale jeszcze się zastanowię.




Kościół cmentarny w Piątku




No i dziś to już tyle, jeszcze tylko dojechać do lasu na nocleg i obiadokolację.


  • dystans 4.66 km
  • czas 00:19
  • średnio 14.72 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Zupa Shreka

Piątek, 12 maja 2017 · dodano: 14.05.2017 | Komentarze 5

Nowa wystawa w szatki, więc Klu chwali się, którą pszczółkę zrobiła.



Inna grupa robiła świnki



A co tam w menu?



Plac zabaw pod kasztanami... i obok bzów, które też zaczynają kwitnąć.




A to jest litera B... z duuużą ilością brzuszków!



Uwaga, nadchodzi!





  • dystans 103.38 km
  • czas 05:29
  • średnio 18.85 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Do Łowicza poszukać pocisków

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 11.05.2017 | Komentarze 11

Pogoda niespecjalna - dosyć zimno, wiatr średni, przelotne mżawki przez cały dzień... w sam raz żeby jeździć na rowerze, bo aura do dłuższych rozwałek nie zachęca.

Rzepak kwitnie



Dziś do Łowicza. Miasto ucierpiało w czasie walk zarówno w 1914, jak i 1939, toteż postanowiłem sprawdzić czy są pociski w kościołach. Co prawda miałem je już obfocone, np. podczas wycieczki W 9,5 kościoła przez Łowicz, ale nic nie zastąpi obejrzenia murów na miejscu, zwłaszcza że często nie miałem zdjęć wszystkich ścian. W jednym kościele udało mi się na zdjęciach dostrzec pociski, w innych jakieś podejrzane pypcie, które trzeba było na miejscu obejrzeć.

Na początek kościół św. Leonarda - Podczas I wojny światowej został dość poważnie zniszczony i zagospodarowany przez Niemców ponownie na składy wojskowe. Odnowiony po 1918 r. został poważnie zniszczony we wrześniu 1939 r.  (źródło: wiki Łowiczanina). Mimo to, żadnego wmurowanego pocisku tu nie znalazłem.



Aż się zdziwiłem, że widać stąd kościół mariawicki... otóż wyburzono część gmachu Mazowieckiej Wyższej Szkoły Humanistyczno-Pedagogicznej... mam nadzieję że wyburzą też tę część z prawej, bo budynek (wybudowany w 2001) jest wyjątkowo paskudny. Tak na marginesie aż się zdziwiłem, nie śledziłem losów tej uczelni, ale  wydawało się że nieźle się rozwija... i tak chyba było (tutaj wykaz kierunków sprzed kilku lat), ale już co najmniej 4 lata pojawiły się informacje o zamykaniu szkoły. Ostatecznie została przejęta przez uczelnię z Kielc, a obecnie istnieje w Łowiczu w szczątkowej formie (kierunek rolnictwo).



Nie mam informacji o jego losach i ewentualnych zniszczeniach w czasie wojen, ale zupełnie bez uszczerbku chyba nie wyszedł, bo mury są wyszczerbione tu i ówdzie od ostrzału chyba właśnie. pocisków jednak nie stwierdziłem.



Kościół i klasztor bernardynek - oto co znalazłem o losie klasztoru w czasie wojen: 1914-15 W czasie działań wojennych zabrakło w mieście żywności, opału i nafty. Znikły więc drewniane ogrodzenia w mieście, także wszystkie drewniane zabudowania gospodarcze w ogrodzie bernardynek, rozebrane na opał. W klasztorze wyrywane były drzwi i deski z podłóg. W kościele bernardynek w czasie działań wojennych zorganizowano szpital wojskowy. Zwożono do niego rannych żołnierzy, kościół był więc zanieczyszczony, a ściany zadymione od pieców, jakie stawiano dla ogrzania rannych.(źródło: strona bernardynek),  jest też o o 1939: Dla Łowicza dniem przynoszącym największe straty był 6 września. Fale samolotów niemal bez przerwy zrzucały swoje ładunki na miasto. Łowicz płonął od rana. Zbombardowany został a następnie obrzucony bombami fosforowymi szpital św. Tadeusza, który całkowicie spłonął. Rannych znoszono do klasztoru bernardynek, również szpital powiatowy tu się zakwaterował. W celi przy furcie klasztornej zorganizowano salę operacyjną, w sąsiedniej celi mieszkał lekarz (dr Stanisławski, późniejszy lekarz szpitala w Głownie), dalej była kancelaria szpitala oraz przychodnia, a chorych umieszczano w salach budynku szkolnego bernardynek. Klasztor również miał dużo zniszczeń – wyrwany dach i szyby w oknach, poszarpane ściany, w kościele – poszarpany sufit, wyrwane dwa okna i pęknięty łuk tęczy. (źródło: strona bernardynekwiki Łowiczanina)

Na ile to było możliwe, obejrzałem z dostępnych stron kościół (np. z daleka zza muru), ale pocisków nie stwierdziłem.



A teraz pewniak - kościół pijarów w którym wypatrzyłem an zdjęciach dwa pociski w fasadzie. Pod dokładnym obejrzeniu dookoła, stwierdziłem że są to właśnie dokładnie te dwa. Kościół ucierpiał w czasie obydwu wojen: Na początku I wojny światowej kościół ucierpiał ponownie, na skutek niemieckich pocisków, które przedziurawiły fronton, zrujnowały dach i okna. (...)  Podczas II wojny światowej w kościele wybuchł pożar i zawaliło się częściowo sklepienie nawy głównej, a w nawie zachodniej powstało głębokie poprzeczne pęknięcie.  (źródło: wiki Łowiczanina)



Na poniższych zdjęciach tego nie widać (może trochę na powyższym), ale ten górny jest większego kalibru.





No i docieramy do bazyliki katedralnej. W czasie I wojny chyba nie doznała zniszczeń, znalazłem tylko taką wzmiankę Dużym zagrożeniem dla kolegiaty w grudniu 1914r. było umieszczenie tu Rosjan - jeńców wojennych, którzy we wnętrzu palili ogniska, na szczęście w porę ich usunięto. (strona katedry - przewodnik). Oberwała za to w 1939 Działania wojenne w czasie II wojny światowej nie oszczędziły ani Łowicza, ani kolegiaty. W czasie wrześniowej Bitwy nad Bzurą ostrzał artyleryjski spowodował pożar, w wyniku którego poważnie uszkodzone zostały dach i wieże. (strona katedry - historia). Zdjęcie zniszczonej katedry - na fotopolska.



Tutaj miałem wypatrzone jakieś pypcie wysoko w murach kościoła, ale po zzoomowaniu okazało się że to coś innego (pociski nie są zazwyczaj nawet w przybliżeniu kwadratowe).



Za to znalazłem dwa pociski w dzwonnicy, która kiedyś była bramą na cmentarz obok kościoła.




Kilka tablic na zewnątrz katedry, jest ich tam więcej, ale nie wstawiałem wszystkich... podeprę się tylko cytatem z przewodnika Oprócz już wymienionych, w kolegiacie umieszczono cały szereg tablic nagrobnych, inskrypcyjnych, erekcyjnych, poświadczeniowych i historycznych dawnych i współczesnych, ale opisanie ich wszystkich nie jest możliwe ze względów objętościowych. Z tych samych względów podając tytuły i zasługi zmarłych, które w inskrypcjach są niezwykle rozbudowane, przekazaliśmy na ogół tylko funkcje związane z kolegiatą i Łowiczem.





Skoro już przypiąłem rower, żeby na spokojnie obejść i obejrzeć katedrę, to przespacerowałem się jeszcze po okolicy - oto ratusz i tablice w murach ratusza, oraz sąsiedniego budynku.








Kontynuuję spacer w kierunku muzeum (d. seminarium duchowne, później różne szkoły)... a co tam, też obfocę wszystkie tablice. Przy okazji rozglądam się, czy aby nie ma także tu jakichś pocisków, zwłaszcza w gmachu muzeum, które było zniszczone w 1939 W czasie II wojny światowej gmach został zniszczony, ocalało jedynie skrzydło południowe, mieszczące kaplicę. (źródło - strona muzeum). Zdjęcia zniszczonego gmachu na fotopolska. Z zewnątrz nic nie zauważyłem, ale kiedyś trzeba będzie obejrzeć też od strony dziedzińca i od skansenu.











No dobra, to gdzie dalej? Może tędy?



Dawny kościół ewangelicki (ob. galeria). W 1914 został uszkodzony przez niemiecką artylerię, zdjęcie uszkodzonego kościoła na stronie galerii. Pocisków nie stwierdziłem.



Dawny kościół i klasztor dominikanów. Odnośnie historii obiektu: Od 1818 do 1826 roku gmachy dominikańskie zostały przebudowane na koszary. Rosjanie, urządzili w prezbiterium kościoła salę balową, a od 1836 roku cerkiew pułkową. Od 1836 roku w gmachu podominikańskim mieściła się szkoła junkierska. Na początku 1914 roku budynki zajęli Niemcy, a po 1915 roku dostosowano je pod elektrownię. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. w dawnych klasztornych pomieszczeniach stacjonował 10 Pułk Piechoty, który wyruszył stąd w lipcu 1939 r do Wielkopolski gdzie rozpoczął prace fortyfikacyjne. Obecnie w zabudowaniach podominikańskich mieści się Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych  (źródło: wiki Łowiczanina)

O zniszczeniach w czasie wojen nic nie znalazłem, na tyle na ile mogłem obejrzeć od ulicy, to pocisków nie ma, ale od północy nie mogłem obejrzeć bo teren zamknięty. Trzeba będzie w tygodniu kiedy podjechać, kiedy da się wejść na teren szkoły.



A tu był kościół św. Jana, tam z lewej w przerwie między tym a następnym budynkiem (oba, to chyba dawny Dom Księży Emerytów), kościół został zniszczony w 1939 (zdjęcia zniszczonego kościoła na  fotopolska). Obejrzałem sobie pozostałe budynki, pocisków nie stwierdziłem.



Trochę plażowania nad Bzurą




Rzut okiem na tablicę (powiększenie mapy)



Kościół św. Ducha - nie znalazłem żadnych wzmianek o zniszczeniach wojennych, pocisków też nie.







Jak to w murach gotyckich kościołów...




Dawny kościół i klasztor bernardynów - nie znalazłem wzmianek o zniszczeniach wojennych, ale jest kilka innych ciekawostek: Władze pruskie, zgodnie z nakazem z 1804 roku, rozpoczęły likwidację kościoła na początku 1805 r. Mniej więcej w tym samym czasie postanowiono o przeznaczeniu budynku na szkołę niemiecką dla nauczycieli. Prawdopodobnie jednak w tym samym czasie władze pruskie zezwoliły na odprawianie nabożeństw w pobernardyńskim kościele, osiadłym w Łowiczu ewangelikom. W 1806 r., po wkroczeniu wojsk napoleońskich do Łowicza w budynku tym zorganizowano koszary, a następnie szpital dla żołnierzy francuskich. Po przebudowie budynku ok. roku 1823 rozlokowano w nim wojska polskie, a po 1831 r. rosyjskie. Około 1836 r, kościół zaadaptowano na cerkiew, która istniała do 1886 r. Po odzyskaniu niepodległości przeprowadzono gruntowny remont i w 1925 r. ulokowano w budynku Państwowe Seminarium Nauczycielskie. Po wojnie było tu Państwowe Liceum Pedagogiczne, a obecnie Kolegium Języków Obcych i Kolegium Nauczycielskie.  (źródło - wiki Łowiczanina) Dodać można, że kolegium też zostało zlikwidowane (coś w ostatnich latach w Łowiczu wykruszają się uczelnie).




Nie wszystko da się dokładnie obejrzeć, z jednej strony teren szkoły (może w tygodniu da się wejść),  z tyłu jakaś chyba opuszczona posesja, na którą da się wejść przez upadający płot... ale lepiej nie wtedy, gdy obok stoi policja. Może następnym razem dokończę oględzin.



Póki co, stwierdziłem że żaden z pypci od frontu i po bokach nie jest pociskiem.









Wyjeżdżając z Łowicza zajrzałem jeszcze do ruin rzeźni, bo ponoć coś tam wyburzali... sam budynek rzeźni stoi, ale faktycznie wyburzyli wszystkie sąsiednie budynki i wycięli krzaki.




Droga powrotna - Kompina nad Bzurą, kapliczka i obok spory cmentarz wojenny z 1939 roku. Tu też wmurowane żelastwo wojenne w pomnik, ale ni pocisk.





Następnie oglądam kościół w Kompinie



W 1939 roku toczyły się tutaj ciężkie walki, o czym świadczą nie tylko cmentarze, ale też postrzelana elewacja kościoła.




No i proszę - są dwa pociski w murze. Jeden zwykły, a drugi to granat moździerzowy (co ostatecznie przesądza ich pochodzenie z II wojny).




Jak wynika z informacji dostępnych online i tabliczki na ścianie kościoła, był zniszczony w czasie walk w 1939.




Kapliczka nad Bzurą... kiedyś była tutaj figura św. Jana Nepomucena... może została zniszczona w czasie walk w 1939? Zresztą sam cokół też uszkodzony. A sama kapliczka postawiona w 1920 "na pamiątkę odrodzenia zjednoczonej Polski"





Łąki nad Bzurą




Kościół w Bednarach, czyli po drugiej stronie Bzury, naprzeciwko Kompiny. Na stronie Bednar jest obszerny artykuł o historii kościoła. Podobno kościół został zlokalizowany w miejscu, gdzie był święty Gaj. Ale wracając do interesujących mnie w kontekście pocisków dziejów wojennych, to przy I wojnie nie ma nic o zniszczeniach samego budynku, co najwyżej o zniszczeniu wyposażenia (Niemcy zdemontowali ołtarz , ambonę i organy , które to przedmioty przeznaczyli na opał.) A poniżej fragment o 1939:

W dniach od 12 do 16 września 1939 r. w czasie Bitwy nad Bzurą rozegrały się walki na terenie parafii kompińskiej, bednarskiej i nieborowskiej, pomiędzy 26 dywizją piechoty, a wojskami niemieckimi – 19 dywizją piechoty . W ostatniej fazie tej bitwy wojska polskie po wycofaniu się z Bednar , północnego Nieborowa i Karolewa zajmowały pozycję po północnej stronie Bzury, a po południowej wojska niemieckie . (...) W następstwie ostrzału z broni ciężkiej i ostrzału artyleryjskiego północna postać dachu kościoła pokrytego blachą została zerwana , a pozostała część dachu była podziurawiona kulami jak sito . Pocisk artyleryjski , który wpadł do środka kościoła zniszczył kompletnie dziesięciogłosowe organy pneumatyczne firmy ,, Cecylia ‘ z Salzburga , sprawione za czasów ks. Czesława Gotliba / 1923- 1926 ,i w połowie zdruzgotał balustradę na chórze . Uszkodzona została ostrzeliwana wieża kościelna , zwłaszcza w górnej części . Wybite zostały 4 zabytkowe witraże i pozostałe szyby w kościele i na plebanii.




Niestety bramy i furtki zamknięte na cztery spusty (a właściwie kłódki), dlatego nie mogłem obejrzeć dokładnie całego kościoła... zwłaszcza tyłu. Natomiast znalazłem pociski (sztuk dwie) wmurowane w mur dookoła kościoła. Wyglądają na świeżo wmurowane, więc pytanie czy pierwotnie się w nim znajdowały, czy może podczas remontu przeniesione z murów kościoła, a nawet w ogóle dopiero teraz wmurowane.

Podobnie pytanie z jakiego okresu. Historia kościoła sugeruje, że z 1939 i ten rok przyjmuję jako najbardziej prawdopodobny. Z drugiej strony po wyglądzie ciężko ocenić z której wojny pochodzą pociski, mogli przecież wmurować "na pamiątkę" podczas nadbudowy wieży w międzywojniu.





Gdzieś po drodze w Łasiecznikach




Przejeżdżając przez Bolimów, zatrzymałem się by porobić zdjęcia i policzyć pociski w kościele... to jest bodaj pierwszy kościół, w którym widziałem wmurowane pociski, mam ich zdjęcia gdzieś na dysku, także kiedyś liczyłem, ale nie pamiętałem ile ich jest. Dwa bolimowskie kościoły były uszkodzone w czasie obydwu wojen, ale na archiwalnym zdjęciu z 1935 (na fotopolska) widać dwa wmurowane przy oknie pocisku... to w kwestii potwierdzenia, że są one z I wojny.



Pocisków jest 10, z czego 6 mniejszego kalibru, 3 większe (w ścianie frontowej, wieży)  i 1 jeszcze większy (w ścianie bocznej - ostatnie zdjęcie)






Podjechałem jeszcze sprawdzić kościół św. Trójcy, niby nic tam nie widziałem, ale jeden pocisk w mało eksponowanym miejscu łatwo przegapić, Ale nic nie ma.



No i to tyle na dzisiaj, pozostało rypać w mżawce do domu.


Kategoria >100, łódzkie


  • dystans 4.20 km
  • czas 00:15
  • średnio 16.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Po klu na dworzec

Niedziela, 7 maja 2017 · dodano: 08.05.2017 | Komentarze 0



  • dystans 44.74 km
  • 3.70 km terenu
  • czas 02:34
  • średnio 17.43 km/h
  • rekord 39.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Urbex, Pisia, kwiatki i deszcz

Sobota, 6 maja 2017 · dodano: 11.05.2017 | Komentarze 2

Pogoda niepewna, więc tylko lajcik po okolicy - najpierw urbeksik... jako że w logbooku widzieliśmy dzisiejszy wpis leca, to stwierdziłem że jak będziemy przejeżdżać przez lasy, to trzeba się rozglądać, bo może gdzieś być w okolicy. (leca kojarzę z Waypoint Game, ale ostatnio bawi się też w geocaching).






Suszone grzybki



Może piestrzenica? Bo rosła przy urbeksie



Kwitnąca grusza



Podjechaliśmy na naszą ulubioną miejscówkę nad Pisią Gągoliną, a tu okazuje się że poziom wody wysoki i mostek częściowo zalało. Ale widać że było wyżej. Niedługo po tym jak się tu zainstalowaliśmy, pojawił się właśnie lec.





Miejscami Pisia występuje z brzegów i zalewa co niżej położone okolice.




Jasnota purpurowa, plamista, albo jakaśtam.



Jasnota gajowiec (albo gajowiec żółty)



Bluszczyk kurdybanek



Gwiazdnica wielkokwiatowa



Czeremcha




Kwitnące sady... chyba wiśniowe



Dworek po drodze



Powrót niestety w deszczu. Na szczęście niezbyt intensywnym




  • dystans 25.13 km
  • czas 01:30
  • średnio 16.75 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Zupa zacierkowa

Piątek, 5 maja 2017 · dodano: 10.05.2017 | Komentarze 4

Aktualne menu




Drzewka kwitną - kasztanowce, grusze i jakieś wiśnie ozdobne, cy cuś.





A tak się wozi przedszkolaki po żyrardowsku - poduszka na bagażnik, przedszkolak na poduszkę, babcie na rower i jedziemy!




  • dystans 5.68 km
  • czas 00:22
  • średnio 15.49 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kawa manna na mleku

Czwartek, 4 maja 2017 · dodano: 04.05.2017 | Komentarze 3

Rano padał deszczyk, na szczęście największa zlewa poszła wcześniej.




2, 4 i 5 maja z okazji długiego weekendu i wyjazdów, grupy są łączone. Poszliśmy z szatni do Smerfów - pusto, w Biedronkach dowiedzieliśmy się że w Motylkach, a w Motylkach że w Krasnalach i tam już rzeczywiście mogłem zdeponować Kluskę, która mi w międzyczasie marudziła, od rana że nie chce do przedszkola, a potem że nie chce do Motylków, ale na koniec stwierdziła "Lubię Klasnale". Za to gdy weszła do sali zaczęła udawać idealne, grzeczne dziecko - dzieci już siedziały w kółeczku, więc się grzecznie dosiadła na kokardkę (za moich czasów to było "po turecku").

Żeby nie było, to w tytule to nie mój błąd, tak jest w dzisiejszym jadłospisie. Poza tym widziałem tę kasze manną, pani z kuchni szła do sali z chochlą i wiadrem... tak, z WIADREM, a w tym wiadrze była kasza manna.



A potem wychodząc z przedszkola obejrzeliśmy co inne grupy robiły na zajęciach - "ja chcę klólicka"




- I motylka!



- I kwiatuska...

Tak więc porobiłem zdjęcia na wzór (bo mają być takie jak w przedszkolu) i wieczorem były prace ręczne.