teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108914.65 km z czego 15584.05 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 82.18 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 04:49
  • średnio 17.06 km/h
  • rekord 33.80 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Weekend 13ego (2): Z Niedzieli na Łęczycę

Niedziela, 14 maja 2017 · dodano: 19.05.2017 | Komentarze 14

Łyse Góry - Karsznice - Ambrożew - Góra Świętej Małgorzaty - Podgórzyce - Tum - Łęczyca - Topola Królewska - Kozuby - Dobrogosty - Rybitwy - Kuchary - Witonia - Leszno - Kutno

Wszystkie zdjęcia w albumie Weekend 13-ego

Nocleg w lesie Łyse Góry u stóp wydmy...



Nie, tak nie spaliśmy, to tylko poranne podsuszanie namiotu.



Ambrożew i pierwsze domy z wapienia na trasie.



Na horyzoncie kościół w Górze Świętej Małgorzaty. Dawniej wieś nosiła nazwę Góra pod Łęczycą, a obecną od początku XV wieku. A według legendy góra została usypana za sprawą św. Małgorzaty, która w czasie wędrówki znalazła schronienie w tej wsi (w poprzedniej odwiedzonej ją przepędzili), a ponieważ mieszkańcy zastanawiali się gdzie pobudować kościół, ale nie mogli się zgodzić co do miejsca... rano św. Małgorzata zaczęła sypać kopiec, potem do pracy dołączyli mieszkańcy i tak została usypana góra na której został zbudowany kościół.



I sam kościół (oczywiście pw. św. Małgorzaty) z bliska - ponoć z XIII wieku, ale potem parę razy przebudowany.




Kolegiata w Tumie... do Tumu mamy jakiegoś pecha, jak trzy lata temu tędy przejeżdżaliśmy, to do skansenu nie dało się wejść bo poniedziałek (o pechu skansenowym jeszcze będzie), ani zwiedzić kolegiaty bo poniedziałek. Co gorsza furtka na dziedziniec kościelny była zamknięta i nie dało się obejrzeć kościoła z bliska! Dziś była niedziela i byliśmy tuż przed mszą, toteż kolegiaty znów nie dało się zwiedzić, tylko na szybko zajrzeliśmy do środka... ale przynajmniej z zewnątrz udało się obejrzeć tym razem.



Kościół jest z XII wieku, ale w międzyczasie parę razy niszczony, odbudowywany i przebudowywany... ostatni raz doznał zniszczeń w 1939 podczas bitwy nad Bzurą, a podczas odbudowy dokonano reromanizacji kolegiaty. Jak wyglądał przed wojną, można zobaczyć np. w galerii na fotopolska.





Kamienno-ceglany portal... tutaj w cegle są dołki, które już spotykaliśmy wczoraj na trasie w gotyckich kościołach. Dołki są o tyle tajemnicze, że nie do końca jest pewne jak powstały, a jest kilka teorii na ten temat. Na przykład że formą pokuty było wiercenie takie otworu palcem (lub monetą), stąd nazywa się je dołkami pokutnymi. Inna teoria mówi, iż wierzono w uzdrawiające właściwości sproszkowanej cegły z kościołów i po to ją wydłubywano. Wreszcie wg trzeciej jest to efekt używania świdra ogniowego do zapalania ognia w okresie wielkanocnym.





Dołki w Tumie są o tyle ważne, że mogą nam pomóc w stwierdzeniu która z tych teorii jest bardziej sensowna, zwłaszcza te dołki w bardziej zwietrzałych cegłach. Otóż widać, że dno dołka jest bardziej odporne niż otaczająca go cegła... czy zwykłe wiercenie palcem/monetą dołka jest w stanie aż tak utwardzić jego ścianki? Myślę że raczej wskazywałoby to na działanie świdra ogniowego, czyli że jest to efekt większego nacisku  i/lub wysokiej temperatury.




Dołki znajdujemy też w piaskowcu... a także sporą bruzdę (bruzdy, to kolejny ślad spotykany w murach średniowiecznych kościołów). Tutaj jest legenda, że to ślady diabła Boruty, który chciał przewrócić kościół. Swoją drogą, legenda o Borucie ma chyba źródła jeszcze w wierzeniach pogańskich, bowiem boruta czy też borowy był słowiańskim demonem (takim Dziadem Borowym z Kajka i Kokosza).




To i owo jest jeszcze wyryte w tym piaskowcu.




No i na koniec dołki w głazach narzutowych (min. granitach) użytych do budowy kościoła... choć tutaj mam pewne wątpliwości, czy powstały one tak samo jak dołki w cegłach i piaskowcach - po pierwsze są większe (choć to do sprawdzenia, czy dołki w cegłach dochodzą do takich rozmiarów), po drugie jest tylko jeden dołek na kamień, a nie po kilka, jak to często jest w przypadku cegieł.

Ale jeśli przyjąć, że mają takie same pochodzenie, to do granitu chyba musiało być jednak mocniejsze narzędzie niż palec.



A tak w ogóle to sporo tych dołków zaklajstrowano zaprawą (a czasem nawet wmurowano w nie mały kamyk).




No dobra, w Tumie odwiedzamy jeszcze na cmentarzu kwaterę wojenną z 1939



Drewniany kościół obok kolegiaty.



I skansen... a przynajmniej próbujemy odwiedzić, bo zwiedzić nam się znów nie udaje, przypomnę trzy lata temu też się nie udało, bo był poniedziałek. Teraz gdy dochodzimy wyskakuje pani ochroniarz i informuje że skansen jest od wczoraj zamknięty z powodu wyroju pszczół. Okazało się że wczoraj przyleciał rój pszczół - najpierw ułożył się jak żywy dywan (ponoć w ten sposób chronią królową), a potem umieścił się pod strzechą i w ciągu godziny pszczoły zbudowały gniazdo wielkości arbuza (według słów pani). Wezwali pszczelarza, który je zabrał, ale dziś ponoć znów zaczynają latać jakieś pszczoły stąd znowu został zamknięty.

No cóż, a zatem tylko fotki z zewnątrz i to z pewnej odległości.



A daleko za skansenem widać już wieżę zamku w Łęczycy.




No to w drogę do Łęczycy



Gdzie odwiedzamy zamek, ten od legendy o Borucie (zresztą na pieczątce muzeum jest właśnie Boruta). Ponieważ docieramy tutaj tuż przed otwarciem muzeum i panie dopiero się schodzą, robimy więc sobie mały postój na dziedzińcu, a potem idziemy kupić bilety wstępu na wieżę. Gdy już je kupiliśmy, pani z kasy podchodzi do okna i krzyczy:
- Paniii Baaasiuuu! Na wieżęęę!

I kilka chwil później przychodzi pani Basia z kluczami do wejścia na wieżę.





Parę widoczków Łęczycy z góry.




A tu już ratusz i rynek z dołu.



Na cokole Maryjki z fotki powyżej jest taki oto napis.



Jeden z łęczyckich kościołów, miałem go wcześniej namierzonego jako kościół z pociskami. Gdy przejeżdżamy pierwszy raz obok, na dziedzińcu i uliczce tłum... komunie jakieś, czy co? Gdy przejeżdżamy wracając z cmentarza jest lużniej, ale nadal sporo ludiz i jeszcze ciężko się przedostać przez ulicę z powodu sznuru jadących samochodów. Do tego z tyłu kościół odgrodzony ogrodzeniem z blachy falistej, więc i tak nie udało by się go dokładnie obejrzeć.



Dlatego poprzestajemy na fotce grupy pocisków i nie sprawdzamy czy jest w murach coś jeszcze.... zresztą i tak musimy trafić w nie aparatem robiąc zdjęcia nad ogrodzeniem z blachy trochę na czuja. Tutaj jest o tyle nietypowo, że są wmurowane tuż obok siebie - trzy łuski (co też nieczęsto się zdarza) i jeden pocisk (lub jego skorupa).



Odwiedzamy kwaterę z 1939 na miejscowym cmentarzu




Kolekcja tablic pamiątkowych na ścianie pomnika... to chyba tutaj tradycja, bo na pomniku przy rynku jest ich jeszcze więcej (tym razem tam nie podjeżdżaliśmy, ale oglądaliśmy poprzendim razem.




Za kwaterą zauważyłem jakiś prawosławny krzyż... co prawda ten nagrobek był nieczytelny, ale dalej znalazło się kilka, które dało się odczytać (specjalnie dla wariaga, prawosłane nagrobki z Łęczycy wrzuciłem do osobnego minialbumu)




Trafiłem tam też na dwie mogiły żołnierzy rosyjskich z I wojny światowej - jedna żołnierzy nieznanych, a drugą w której przynajmniej część była zidentyfikowana... przy czym po datach sądząc, byli to zmarli w niewoli niemieckiej. Najwcześniejsza jest data 13.10.1914, kiedy to Łęczyca była zajęta przez Niemców, a kolejne to 20-14.11. 1914 kiedy to Łęczyca była już ponownie zajęta przez Niemców, a potem grudzień 1914, styczeń, luty, maj, październik 1915, aż po luty 1916.





Jeszcze dwa groby z tej części (powiększenie napisów po kliknięciu w obrazek), ten drugi to podporucznik 16 ładożskiego pułku piechoty, co ciekawe data śmierci jest podana w starym i nowym stylu.





W innym miejscu za kwaterą 1939, jest małe lapidarium z nagrobkami z części prawosławnej, ewangelickiej, a może nie tylko.



Jest tu min. tablica porucznika 39 tomskiego pułku piechoty, czy lekarza wspomnianego 16 ładożskiego (ale to już w albumie).



Jeszcze drugi kościół (i klasztor) przed wyjazdem z Łęczycy.



Na wyjeździe spotkaliśmy jakiegoś szosowca z którym chwilę pogadaliśmy.
- Skąd jesteś (nie widział lavinki, która na chwilę została bardziej z tyłu)
- Z Żyrardowa.
- W Żyrardowie jest mocna grupa...
- Żyrardowskie Towarzystwo Cyklistów.
- Tak, właśnie robili kryterium (myślałem, że w okolicy był jakiś maraton ŻTC, ale po sprawdzeniu okazało się że w Mińsku Mazowieckim... chyba że chodziło o Łyszkowice dwa tygodnie wcześniej). A dokąd tera.
- Do Kutna na pociąg.
- Na pociąg?! A ja myślałem, że machniesz rowerem parę setek.
- Ja to bardzo dużych dystansów nie robię, nie ma kiedy... tu obejrzeć kościół, tam zwiedzić muzeum, połazić po cmentarzu, a jeszcze wbijemy się w gruntówy żeby w jakieś miejsce dojechać. W ogóle długo nie mogłem dobić do dystansu 200km choć oscylowałem blisko, dzień się kończył. Dopiero zimą  pewnego Sylwestra, zimą wcześnie się robi ciemno, to potem ani pozwiedzać, ani porobić zdjęć, to pozostaje rypanie.
- W grudniu to zimno. *
- Eee tam, wystarczy się cieplej ubrać... no i odpadają długie postoje. Teraz to za gorąco na jazdę się robi, człowiek by chętniej poleżał w cieniu z termosem mrożonej kawy, a zimą - krótki postój i w drogę zanim wystygnie.
- To ja mam inne podejście do jazdy.

No to se pogadał szosowiec z sakwiarzem ;-) Ale to jest właśnie różnica między uprawianiem sportu a jazdą na rowerze - jazda na rowerze jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu, a nie celem samym w sobie, dystans, czas, prędkość średnia to rzeczy drugorzędne. Owszem fajnie przejechać setkę, czy półtorej, bo dzięki temu dalej można dojechać i więcej rzeczy obejrzeć. Przypomina mi się jeszcze czyjś dialog z lavinką:
- Uprawiasz sport?
- Nie.
- Ale przecież jeździsz na rowerze.
- Tak.
- No to uprawiasz sport.
- Nie, ja jeżdżę na rowerze.
- Ale...

Było kiedyś jakieś badanie (bodaj w krajach europejskich) i wyszło a ankiet że Holendrzy (a może Duńczycy) są jednym z najmniej uprawiających sport narodów europejskich... a jednocześnie najczęściej jeżdżącym na rowerze.

*) - to kolejny dowód, że dobrze skalibrowałem termometr rowerzysty.



Dojeżdżając do kościoła w Topoli Królewskiej, okolica jest umajona kolorowymi wstążkami i proporczykami... takie coś raczej rzadko się u nas spotyka, ostatnio widziałem coś takiego na południe od Łodzi.



Sam kościół jest o tyle interesujący, że z przodu wygląda tak:



A z tyłu tak:



Widoczek na dolinę Bzury.



W Kozubach i Dobrogostach sporo domów wapiennych, czasem całe gospodarstwa były wapienne, a nie tylko jeden budynek. Dalej, w następnych wsiach jeszcze z jeden czy dwa takie budynki widzieliśmy ale już zdecydowanie mniej.



Kościół w Witoni, ponieważ zaczęło się robić późno, zdecydowaliśmy się rypać do Kutna szosą główną (na szczęście ruch nie był bardzo duży), a nie dłuższą trasą opłotkami. W ogóle gmina Witonia to jedyna moja nowa gmina na trasie, ale lavinka chyba miała więcej.



Posadzone nowe drzewka... jedno na dziesięć nie uschło.



Stopik na przejeździe, bo akurat ŁKA do Kutna jechało.



W Kutnie nabyliśmy bilety, a potem już spokojnie ruszyliśmy pozwiedzać - pałac



Park pałacowy, obecnie...



A w parku mauzoleum Mniewskich, w którym mieści się muzeum bitwy nad Bzurą. Na stronie muzeum trochę informacji o ekspozycji i trochę zdjęć, a wirtualny spacer tutaj.




Eksponaty generalnie pochodzą z różnych okresów II wojny, nie tylko 1939... oto na przykład radzieckie działo z 1940.



Muzeum jest nieduże - jedna salka na górze, a druga na dole w krypcie. Jeszcze trafiliśmy na wstęp wolny (tylko zapomnieliśmy spytać o pieczątkę).




Odznaki pułkowe i inne, nieśmiertelniki...




Drugi egzemplarz tej tablicy jest na zewnątrz, ale o tym za chwilę.



W krypcie we wnękach urny z prochami Mniewskich i tablica im poświęcona. Poza tym urny z ziemią z miejscowości pola bitwy nad Bzurą, oraz dwie z pól bitewnych 14 pułku piechoty.






Mnie oczywiście interesowały pociski i łuski artyleryjskie, aczkolwiek robiły one głównie jako tło i było w ciemnych kątach.



Tym lepiej wyeksponowanym porobiłem jednak zdjęcia



Gablotka z polskim granatnikiem 46 mm wz. 36 (wiki) i  granat do niego. W tle mamy nabój artyleryjski 75 mm... pocisków i łusek w okolicach tego kalibru (75-77mm) jest najwięcej wmurowanych w kościoły i inne obiekty, zdaje się że tego typu dział było najwięcej. Ciekawostką jest, że po I wojnie armia polska miała niezły misz-masz w artylerii dysponując działami z armii zaborczych, ale też np. francuskimi. I tak te francuskie miały kaliber 75mm, rosyjskie 76,2mm, austro-węgierskie 76,5mm, niemieckie 77mm.

W 1939 w użyciu były zasadniczo te francuskie 75mm i rosyjskie przekalibrowane na 75mm (poprzez wymianę rdzenia lufy, albo przez umieszczeniu w lufie specjalnej koszulki). Kilka ciekawych zestawień uzbrojenia w 1939 na tej stronie.



To chyba granat moździerzowy 81mm (chyba, bo na karteczce jest błędnie 46mm), mniej więcej coś takiego tkwi w kościele w Kompinie (ale może też być niemiecki, 81,4mm).



Pomnik i w tle mur pamięci z kolekcją tablic.




Tutaj drugi egzemplarz tablicy która jest umieszczona w mauzoleum.



I nie jest to wyjątek, bo znalazłem tablicę jaka jest na pomniku w Skierniewicach.



A tak wygląda ta skierniewicka.



I druga bliźniacza upamiętniająca 25DP, być może drugi egzemplarz jest (albo był, bo nie udało mi się wyszukać) w Krotoszynie, Kaliszu lub Ostrowie (takie miejscowości są wymienione). Wyguglałem jeszcze jeden duplikat z Poznania, ale może ich być tam więcej, nie sprawdzałem wszystkich



No i na dworzec na pociąg - tutaj Elf Kolei Wielkopolskich.



Szynobus Kolei Mazowieckich do Sierpca.



A my jedziemy trochę zmodernizowanym EN57 Przewozów Regionalnych w nowym malowaniu PolRegio. Pociąg nagrzany na słońcu, toteż w środku jest duszno i gorąco... otwieramy okna, ale i tak czekamy na odjazd na zewnątrz (opóźniony 16 minut, bo przepuszczał jakiś spóźniony pospieszny). Niestety w pobliżu przedziału rowerowego siedzenia po zacienionej części pociągu zajął jakiś facet (następne były za kiblem i następnym pomostem, skąd nie widzieliśmy rowerów). Na szczęście gdy pociąg ruszył, facet zaczął marudzić że za bardzo wieje, zamknął okno które on otworzył, ale jeszcze pozostały dwa po naszej stronie... dla nas było wreszcie w sam raz. Po paru chwilach ten facet w końcu się zebrał i poszedł do innego przedziału (a pociąg pustawy, więc miał w czym wybierać), a my mogliśmy zająć miejsca zacienione w przeciągu..

Swoją drogą zabawne - facet w długich spodniach, czarnej bluzie z długim rękawem (a może nawet to był sweter) i mu było za zimno... a my w krótkich rękawkach, spodenkach, w sandałkach i było nawet trochę za ciepło. Co mi przypomina jak jechaliśmy w  jeszcze większy upał marszrutką na Ukrainie, można było się ugotować, ale jak otworzyliśmy okna to zaraz babcie okutane w swetry rzuciły się żeby zamykać.



W Skierniewicach przesiadka - to znaczy lavinka przesiadła się w pociąg do Żyrardowa, a ja podjechałem rowerem.

Podsumowując, znaleźliśmy lato... upał, komary, pokrzywy i co tam jeszcze. Lato jak nic.



Komentarze
meteor2017
| 20:15 poniedziałek, 22 maja 2017 | linkuj @malarz - a tak, trochę przeglądałem co w internetach piszą i na pewno na ten pierwszy link trafiłem... swoją drogą, to tam jest właśnie wzmianka, że dołki można nawet znaleźć w kościołach drewnianych. Niestety bez konkretów, więc informacja raczej jeszcze do weryfikacji, ale jeśliby się potwierdziła, to byłaby to informacja bardzo ważna.

Z innych szczegółów - ciekawie wyglądają niektóre dołki w kościele w Bielawach, który odwiedziliśmy dzień wcześniej (zwłaszcza jeden szczególnie wyrany). Wygląda na wydrążoną dwoma narzędziami (zakładam że właśnie świdrami ogniowymi) o różnej średnicy - szerszy dołek płytszy i potem pogłębiony przez węższy świder (choć możliwe że na odwrót):

https://lh3.googleusercontent.com/lu2Z4XruttW48DkShJWK2QC5kXXk5dyeh3euj6cJnyplRaQeeGT9njP84tJ8zQ9TOJjb2psuieTLQo4=s1600
malarz
| 04:50 sobota, 20 maja 2017 | linkuj Gdyby ktoś chciał trochę poczytać o tajemniczych dołkach w cegłach, to zachęcam:

https://czaykowska.com/2009/08/27/dziury-w-ceglach/

http://www.czasbrodnicy.pl/czasbrodnicy/1,93191,12040429,Tajemnicze_znaki_na_farze.html
malarz
| 20:18 piątek, 19 maja 2017 | linkuj "Brakuje pisanych przekazów, które pozwoliłyby jednoznacznie poznać ich [dołków] genezę"
To jest przyczyna sprawiająca, że (niestety) możemy tylko przypuszczać jak było, pewności mieć nie będziemy.
malarz
| 20:04 piątek, 19 maja 2017 | linkuj W granicie otwory z pewnością nie były robione samym drewnem...
meteor2017
| 20:03 piątek, 19 maja 2017 | linkuj O ile wcześniej nie miałem zdania na temat powstania tych dołków, to właśnie te z Tumu przekonały mnie że spośród powyższych teorii najbardziej pasuje ta ze świdrem ogniowym (chyba że jeszcze inaczej powstawały). Moim zdaniem właśnie świder miał szansę tak utwardzić dno i boki dołka poprzez większy nacisk i wysoką temperatura, że potem były odporniejsze na erozję niż reszta cegły... jakoś nie widzi mi się zeby taki efekt uzyskać palcem, czy nawet monetą.

Dołki w granicie to inna sprawa, jeśli powstały w ten sam sposób, to jest to kolejny argument za użyciem jakiegoś narzędzia (np. właśnie świdra ogniowego). Ale że są generalnie większe i pojedynczo ułożone, to moim zdaniem ich geneza może być inna (ale nie musi).

Co do ilości pokutników w teorii dołków pokutnych, to moim zdaniem mamy za mało danych... czy wszyscy pokutnicy odbywali taką pokutę? Pewnie nie, ale ilu? Ilu by potrzeba na wywiercenie jednego dołka, bo można założyć że iluś po kolei wierciło ten sam dołek. Poza tym czasami tych dołków było sporo, na przykład w Starogardzie gdańskim jakieś 150 (tam też z zestawienia wynika, że te większe dochodzą, lub prawie dochodzą do rozmiarów dołków granitowych):
http://sewerynpauch.blog.onet.pl/2012/03/28/kilka-uwag-o-dolkach-pokutnych/

Moim zdaniem akurat nie to jest argumentem przeciw pokutnemu pochodzeniu dołków.
lavinka
| 19:43 piątek, 19 maja 2017 | linkuj Mieliśmy o tym burzliwą dyskusję w domu. Ja optuję, że być może świder, to pasuje do typowych otworów. Ale nijak nie pasuje mi do wystających krawędzi otworów w Tumie, chyba że wyjątkowo szybko kręcili, aż się cegła mocniej stopiła. Natomiast bardzo wątpię, by drewnem dało się zrobić 3cm średnicy otwór w granicie. Może był czymś "uzbrojony"? Druga kwestia to teoria "pokuty" - bardzo mi nie pasuje, za mało otworów na potencjalną liczbę pokutników. Zdecydowanie bardziej mi pasuje do rytualnego krzesania ognia raz do roku.
malarz
| 19:38 piątek, 19 maja 2017 | linkuj Moim zdaniem są to ślady po świdrze ogniowym używanym w Wielką Sobotę. Ciekawe opisy dawnego obchodzenia Wielkiej Soboty:

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,1055,wielka-sobota-poswiecenie-ognia-i-wody.html

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Wielka-Sobota-swiecenie-ognia-i-wody-2518750.html

http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,28619,wielka-sobota-poswiecenie-ognia-i-wody-chrzcielnej.html
Gość wariag | 17:29 piątek, 19 maja 2017 | linkuj @"To i owo jest jeszcze wyryte w tym piaskowcu" - to chyba rower :)
lavinka
| 16:56 piątek, 19 maja 2017 | linkuj Tak sobie sprawdziłam opis i słabo mi to wygląda w granicie. Nawet w cegle tak sobie. http://mybushcraftsoohy.blogspot.com/2014/04/reczny-swider-ogniowy.html
meteor2017
| 16:52 piątek, 19 maja 2017 | linkuj Albo jeszcze starsze ;-)
lavinka
| 16:47 piątek, 19 maja 2017 | linkuj O, świdry ogniowe są tak stare? To nie wiedziałam. Chciałabym zobaczyć to w praktyce, zwłaszcza na granicie. :)
meteor2017
| 16:42 piątek, 19 maja 2017 | linkuj @lavinka - wszystko jest prasłowiańskie ;-) to niecenie ognia przy pomocy świdrów ogniowych zdaje się też

@wariag - no to już wiesz skąd jest ten podporucznik... a tego drugiego nawet się nie wziąłem za odcyfrowanie, zostawiłem to bardziej gramotnym
Gość wariag | 12:52 piątek, 19 maja 2017 | linkuj Dzięki za minialbum, z przyjemnością go obejrzę :)

Ten drugi nagrobek jest Olimpiady Iwanowej- żony nadzorcy magazynów guberni mazowieckiej (o takowej pierwsze słyszę) i kaliskiej, asesora kolegialnego.
lavinka
| 12:22 piątek, 19 maja 2017 | linkuj A te wstążeczki od majenia to oczywiście też prasłowiańskie. Zapomniałam powiedzieć, że znalazłam przypadkiem o co chodzi z tymi czerwonymi wstążeczkami wiązanymi do wózków dzieci po urodzeniu. Chodzi o pewne wredne słowiańskie bóstwo, a jakże.

"Dziwożona (Mamuna, Boginka) - bardzo niebezpieczna. Najczęściej był to duch starej panny, nieślubnej matki, kobiety zmarłej przed porodem albo duch zabitego nieślubnego dziecka. Przybierała postać starej, brzydkiej kobiety o kosmatym ciele i ogromnych piersiach. Nosiła czerwoną czapeczkę z gałązką paproci. Dziwożony kradły ludzkie dzieci w zamian podrzucając swoje zwane Odmieńcami. Odmieniec miał owłosione ciało, duży brzuch, zbyt wielką lub zbyt małą głowę; chude ręce, nogi i długie pazury. Był bardzo złośliwy dla innych, a do tego żarłoczny. Aby ustrzec dziecko przed Dziwożoną wiązano mu na ręce czerwoną wstążeczkę, zakładano czerwoną czapeczkę, osłaniano buzię przed światłem księżyca. Nie wolno też było zostawiać dziecka samego. Jednak, gdy doszło do podmienienia, należało Odmieńca wynieść na śmietnik i wysmagać brzozową rózgą. Wrzaski zwabiały Dziwożonę, która zabierała swoje dziecko oddając podrzucone."
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa czaso
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]