teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 120298.80 km z czego 17880.05 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.08 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 12.10 km
  • czas 00:35
  • średnio 20.74 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Nie nad Wisłę

Niedziela, 7 września 2025 · dodano: 11.09.2025 | Komentarze 2

Jakoś od wiosny wybieram się nad Wisłę i dotrzeć nie mogę, cały czas coś mi staje na przeszkodzie - a to gorąco, a to deszcz, a to upał, a to jadę na jagody/grzyby/itp., a to skwar, a to awaria...

Tym razem nie ma jagód, grzybów, a różnych ziół nie można było zbierać, bo trochę mokro. Za to aura przyjemna, z rana 15 stopni, chmury i była szansa, że w ciągu dnia nie przebije 20°C... a do tego mżawka. No, mżawkę to bym sobie odpuścił, ale nie było to coś co bardzo przeszkadza, tyle co kilkaset metrów musiałem przecierać okulary, za miastem gdzie mniej się dzieje, zwłaszcza w niedzielę rano, zacząłem przecierać nieco rzadziej. Jechało się przyjemnie, WTEM!

(ale najpierw mały przerywnik - daniel z parku w Drzewiczu, jest ich tam więcej, ale ten był w miarę blisko ogrodzenia)



WTEM! Coś mi się stało z przednim kołem i przekoziołkowałem nad kierownicą, udało się w miarę bezboleśnie wylądować, okupiłem to tylko lekkim obtarciem nogi (musiałem zahaczyć o ramę, lub kierownicę). Co się stało? Obręcz mi pękła i to tak że wykluczała dalszą, nawet ostrożną jazdę. No cóż, znów nie dane mi pojechać nad Wisłę.

No to zacząłem powrót z buta, szczęście że awaria miała miejsce niedaleko od domu, jakby tak pierdyknęło na 50. kilometrze, to by było wesoło...

No to mogłem cyknąć parę fotek, korzystając z kadrów którymi chwilę wcześniej wzgardziłem - ten daniel z Drzewicza, czy winobluszcz pięknie obrastający jeden z budynków dawnego zakładu poprawczego w Oryszewie (ale tu musze wrócić, jak będzie lepsze światło, a zwłaszcza gdy zacznie się czerwienić).



Pierwszy odcinek był bardzo przyjemny, bo od Oryszewa na bocznej drodze ruch w niedzielny poranek był zerowy i o dziwo nie jazgotały żadne wiejskie kundle, a aura nadzwyczaj przyjemna. Dopiero gdy minąłem szosę na Wiskitki, zaczęły jeździć jakieś samochody, ale nadal mało (dobrze, że to nie było w sobotę w południe - dzień wcześniej jak tak jechałem, to była jakaś masakra na drogach, nawet bocznych).

W połowie drogi, zaraz za autostradą, zrobiłem sobie postój na przystanku. Jak tak odpoczywałem i się posilałem, samochodów jeździło coraz więcej, widziałem też dobijającą szosę z Baranowa, na której ruch był kilka razy większy. Postanowiłem więc, zamiast skręcać w standardową drogę na Żyrardów, w którą te wszystkie samochody skręcały, pójść dalej prosto i potem odbić na gruntówy (wertep, pioch i różne badziewie, ale na piechotę mi to nie przeszkadzało) i rzeczywiście samochodów znów mniej mnie mijało (choć na tej gruntówie ze dwa mnie minęły), tylko jazgoczące kundle uprzykrzały mi drogę... jeden był szczególnie upierdliwy - biegł przede mną i szczekał, aż się wkurzyłem i schyliłem się po kamień by weń rzucić (oczywiście nie tak, by go trafić, tylko postraszyć) i od razu zadziałało, nie musiałem nawet rzucać, bo jak zobaczył że sięgam po kamień, to zwiał w bok.


Barierka przy wiadukcie nad autostradą... tak, wycięta przez złomiarzy i to całkiem sporo tak wykosili. Gdybym nie był spieszony, to bym chyba nie zwrócił uwagi. Na innym takim wiadukcie widziałem że wycięli barierę energochłonną.



A to sam wiadukt - na górze jest komplet barierek, za to ładnie zarasta (inny, z którego regularnie korzystam, też pięknie zakrzaczony, zwłaszcza gdy to wszystko kwitło, było bardzo przyjemnie). Swoją drogą, autostradą jechał konwój wojskowy, zdaje się, że są jakieś ćwiczenia.



Nie tylko złomiarze czyhają na barierki, zagrożeniem są też polscy kierowcy.



Do miejsca skręt w gruntówy miałem prawie 2,5km, rowerem to są dwa machnięcia pedałem, ale z buta to się trochę idzie... dobrze że punktem orientacyjnym jest kapliczka, bo nawet zacząłem się zastanawiać, czy nie przegapiłem odbitki, ale stwierdziłem, że kapliczki chyba bym nie przegapił.



A poza tym muszę przyznać, że rowerzyści którzy mnie mijali interesowali się co się stało i trzy razy otrzymałem ofertę pomocy (gdyby to była tylko lekka awaria).

Jeszcze parę kadrów z trasy - niezłe wałki tu odchodzą.



Żagwiak łuskowaty (chyba), dosyć okazały.



No cóż, bywa i tak - nie pierwsza awaria i nie ostatnia, jak się jeździ, to wióry lecą (czy jakoś tak). Już raz rypałem do domu podobną odległość prowadząc rower, zwykle kończyło się dużo mniejszym dystansie, lub dało się jakoś turlać, lub przynajmniej prowizorycznie naprawić.

A więc teraz rower do serwisu (dobrze że już wrzesień), a ja przesiadam się na rower zapasowy, którym jeżdżę po mieście... tyle że on też już prosi się o serwis, bo ma mocno zużyty napęd.

Tylko takiego fajnego dnia szkoda.



Komentarze
yurek55
| 10:35 wtorek, 16 września 2025 | linkuj Nie przypuszczałem, że obręcz może tak ostatecznie i z tak spektakularnym efektem dla jeźdźca, dokonać żywota. To chyba dość rzadkie zdarzenie.
Marecki
| 19:32 niedziela, 14 września 2025 | linkuj Współczuję awarii. Jako osoba "przy kości" uważam trochę na to, choć staram się mieć jak najmocniejsze obręcze i koniecznie 36 szprych w kole. Dobrze że są inne wozidła.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa razpr
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]