teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108860.05 km z czego 15577.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 129.50 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 06:08
  • średnio 21.11 km/h
  • temperatura 27.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wschodnia Ściana Mazowiecka

Piątek, 22 września 2023 · dodano: 24.09.2023 | Komentarze 13

Żyrardów >>> Siedlce - Strzała - Borki Siedleckie - Przygody - Suchożebry - Krynica - Ruda Kolonia - Patrykozy - Kożuchówek - Kobylany Górne - Wyrozęby - Szkopy - Baczki - Ostrowiec - Liszki - Skrzeszew - Wirów - Mołożew - Gródek - Jabłonna Lacka - Tchórznica Włościńska - Stasin - Zembrów - Szwejki - Seroczyn - Sterdyń - Lebiedzie - Ceranów - Olszew - Kosów Lacki - Tosie - Krupy - Jakubiki - Rytele Wszołki - Rytele Święckie - Boreczek - Małkinia Górna >>> Warszawa Wileńska - Warszawa Wschodnia >>> Żyrardów

22 września to Dzień Bez Samochodu i od wielu lat w Kolejach Mazowieckich tego dnia przejazd jest za darmo, więc jest okazja zaplanować jakąś wycieczkę. W grę wchodził kierunek północny, południowy lub wschodni. Kierunek zachodni odpadał, bo musiałbym się przesiąść do Polregio lub Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej, a ci przewoźnicy 22września obchodzą Dzień Samochodziarza (owszem, przejazd jest za darmo, ale tylko dla osób które okażą dowód rejestracyjny).

Jeśli chodzi o pogodę, to zapowiadało się gorąco, ale bezdeszczowo, do tego silny południowy wiatr, który sprawiał że najlepiej było zaplanować trasę wiodącą z południa na północ. Ostatecznie zdecydowałem się na kierunek wschodni, głównie dlatego że miałem do Siedlec bezpośredni pociąg i oszczędzałem czas na przesiadkach, a poza tym krócej jedzie niż do interesujących mnie okolic na południu i północy - byłem na miejscu kwadrans po 10-ej zanim jeszcze było maksimum gorąca. Jeśli chodzi o tytuł, to  zahaczam o wschodnie krańce województwa mazowieckiego, choć jest to już historyczne Podlasie.



Wysiadam na przystanku Siedlce Zachodnie (wybudowanym w 2004), żeby nie przebijać się przez miasto i pojechać opłotkami.Niestety od razu ładuję się w kostropate, kostkowate śmieszki, a jak dodać dup-dupy na krawężnikach przy każdym wyjeździe z posesji, to zaraz szlag mnie trafił i zjechałem na ulicę.



Ciekawie było w tym miejscu, bo jest nagły zjazd do wykopu (którym kiedyś chyba biegła jakaś bocznica kolejowa, a obecnie ulica), a górą  leci cepeer. A jak rowerzyści i piesi mają pokonać tę skarpę?



Dla nich jest przeznaczona ta perełka myśli technicznej urzędasów i drogowców, znana chyba w całej Polsce. Oczywiście nie zjeżdżałem tymi zawijasami, zwłaszcza że było tam sporo szkła, normalnie zniosłem rower po schodach.




Gdzieś w tych okolicach trafiłem na VeloMazovia, nie mam pojęcia dokąd i skąd tutaj wiódł, bo szlak jest tak fatalnie oznaczony, że nie znając dokładnie przebiegu nie da się podążać jego śladem. Na koniec dnia jeszcze raz na niego trafiłem i wtedy rozwinę temat.



Dalej jadę wzdłuż dawnej linii kolejowej Siedlce - Sokołów Podlaski - Małkinia Górna, choć obecnie za Sokołowem linia jest rozebrana. Kolejna kostkówa, na szczęście mniej wertepiasta i z kostki niefazowanej, toteż jakoś się jedzie. Co ciekawe na szaro jest droga rowerowa, a na czerwono dla pieszych... no cóż, na wschodzie wszystko musi być na odwrót. Prawdę mówiąc złapałem się na tym, że jadę odruchowo czerwoną częścią i skorygowałem dopiero, gdy ze zdziwieniem zauważyłem, że znaki poziome są na szarej.



Docieram do wylotówki z Siedlec (droga krajowa nr 63, którą jeszcze dwa razy spotkam na trasie) i  tu znów trafiam na kostropatą kostkówę... ale żeby się nie przyzwyczajać, kolory się odwróciły i część rowerowa chodnika jest teraz czerwona. Na szczęście zaraz uciekam w boczną drogę bez śmieszek i ruszam w poszukiwaniu Przygody.



O, w tej gminie chyba jeszcze nie byłem.... a nie , po sprawdzeniu okazuje się, że przeciąłem ją kilka lat temu na wschodnim skraju.



Dalej jadę wzdłuż linii kolejowej na Sokołów. Mijam most na Liwcu i przystanek Borki Siedleckie.




Tak docieram do wsi Suchożebry - fotostop pod kościołem.



W samym centrum wsi jest pas rowerowy (w drugą stronę jest na jezdni za skwerkiem), jak dla mnie ok, tylko trzeba uważac na babcie jadące pod prąd.



Odbijam w bok i jakiś czas później trafiam na wyblakły znak końca śmieszki, prawdę mówiąc nie zauważyłem jej, ale nawet jakbym zauważył, to bym olał to coś.



Do tej pory było dosyć płasko, ale przed Krynicą krajobraz zaczyna się fałdować i robi się lekko pagórkowaty. Jest Krynica Górska, Morska, to ta powinna być... Pagórkowata? a może po prostu Podlaska? Kariery turystycznej raczej nie zrobi, bo żadnych zdrojów nie, tylko ciek wodny o nazwie Stara Rzeka i  taka kapliczka na wjeździe.



Do tej pory jechałem mniej więcej z wiatrem, ale teraz wykręcam bardziej na wschód, a  że wiatr jest silny i południowo-wschodni, to zaczynam walkę z bocznym, a czasami nawet przednio-bocznym wiatrem. Przynajmniej czuję, że wybór jazdy w kierunku północnym był dobrą decyzją, a gdyby nie zygzakowata trasa, którą sobie wyznaczyłem, to wiatr by tylko pomagał.

Patrykozy, krzyż choleryczny na wjeździe do wsi (po drodze spotkam jeszcze kilka), oraz chałupka z kapliczką.




Kolejne 10 kilometrów jadę otwartym terenem walcząc z wiatrem, narastającym upałem i podjazdami.

Jest 12:15, a ja mam za sobą ponad 30km, gdy robię fotostop pod kościołem w Wyrozębach. Po ostatnim odcinku, czuję że pora na krótki postój by coś przegryźć i odpalić moją tajną broń - duży termos z mrożoną kawą. Jednak we wsi tak wali gnojówką, że po zrobieniu zdjęć szybko stąd uciekam.



Chatka na wyjeździe ze wsi.




Na szczęście do kolejnej wsi mam z wiatrem, a droga jest bardzo malownicza.




Tak więc na krótki popas zatrzymuję się pod okrągłym kościołem w Szkopach (dawna cerkiew). Od tej pory na fotostopach orzeźwiam się mrożoną kawą.




Jadę dalej - przystanek we wsi Baczki, sądząc po rozmiarze, pasażerami są dzieci. W Baczkach jestem osłonięty przed wiatrem zagajnikami,  dalej wykręcam na północ i znów mam z wiatrem, we znaki daje się już tylko coraz większy gorąc i podjazdy.



Gąsienic po drodze nie szukałem, na długiej trasie w nieznanym terenie nie ma na to czasu, coś tam na drodze mi mignęło, ale raczej pospolite, gdyby jakiś rarytas się trafił, to oczywiście bym dał po hamulcach i zawrócił... a tak, tylko takie Liszki. Fotka z niebem, bo każda gąsieniczka marzy by przemienić się w motyla i polecieć.



O, znak że zbliżam się do Bugu... a może do Buga. Sprawdziłem i wychodzi na to, że obie formy są poprawne, to by faktycznie rozwiązywało sprawę, bo zawsze miałem problem jak powiedzieć.



Pomnik na cmentarzu w Skrzeszewie, który upamiętnia poległych ułanów z Brygady Jazdy Ochotniczej, którzy uczestniczyli 19 sierpnia 1920 w walkach o Skrzeszew i Frankopol. Był to jeden z epizodów Bitwy Warszawskiej, w walce z wycofującymi się spod Warszawy bolszewikami, ułanom udało się uniemożliwić im przeprawę przez most na Bugu we Frankopolu.

Niestety nie znalazłem pewnych informacji, czy jest to tylko pomnik, czy także kwatera wojenna. Istnieje też możliwość, że ułani sa pochowani na tym cmentarzu, ale w innym miejscu.



Proporce są obrotowe, więc wskazują aktualny kierunek wiatru.




Kościół w Skrzeszewie.




W kościół wmurowane są cztery pociski artyleryjscie - jeden w fasadzie i trzy w podstawie wieży. Kościół został zniszczony w 1915, toteż pociski zapewne zostały wmurowane po wojnie podczas odbudowy i naprawy zniszczeń.




Pomnik przy skrzyżowaniu dróg, również upamiętniający bitwę pod Skrzeszewem i Frankopolem, tyle że ten jest z lat 30.



A na tym drogowskazie naliczyłem cztery błędy:
- ortograficzny
- nie łuski, tylko skorupy pocisków
- nie 6, tylko 4
- no i w złą stronę pokazuje



Jadę z wiatrem, ale o ile do tej pory miałem drogi o dobrych nawierzchniach, to za Skrzeszewem jest dosyć zniszczona i tak do samej Jabłonny Lackiej, toteż na gorszych odcinkach nie mogę rozwinąć pełnej prędkości z powodu dziur, łat, dziur w łatach i i łat na dziurach w łatach... najgorszy był chyba fragment przez Gródek. Na szczęście ruch znikomy (od momentu, gdy nieco oddaliłem się od Siedlec), toteż najbardziej zniszczone fragmenty mogę omijać środkiem, lub lewą stroną drogi... chyba że cała droga jest taka i nie ma jak omijać.

Gmina w krzakach... o, tej jeszcze nie mam, to jedna z dwóch gmin na trasie, w których jeszcze nie byłem (edit: po zaznaczeniu na zaliczgmine, okazało się, że jednak zahaczyłem o kilka kolejnych, tak więc w sumie pięć nowych wpadło)



Wirów Klasztor, czyli dawny monastyr. Pierwotnie w tym miejscu znajdowała się tylko cerkiew, obecny budynek został wybudowany w latach 1833-36 jako cerkiew unicka. Jednak w wyniku likwidacji kościoła unickiego na terenie zaboru rosyjskiego, w 1874 została przekształcona w cerkiew prawosławną, a po odzyskaniu niepodległości, w 1919 w kościół katolicki.



W tym właśnie miejscu w 1894 został zlokalizowany prawosławny klasztor żeński i istniał do 1915, kiedy to pod naporem wojsk niemieckich i austro-węgierskich Rosjanie musieli się wycofać na wschód. Z tego okresu pochodzi kompleks zabudowań klasztornych. Przy czym oprócz cerkwi z powyższego zdjęcia, na terenie monastyru znajdowały się jeszcze dwie inne.





Za kościołem można znaleźć nagrobek inhumenii Anny, przełożonej monastyru w latach 1894-1903. Aczkolwiek obecnie tu nie spoczywa, jej szczątki zostały ekshumowane i przeniesione na teren klasztoru na górze Grabarce.



Na liczniku mam ponad 50km i jest to najgorętszy moment dnia, toteż postanowiłem w okolicach Wirowa, lub kawałek dalej znaleźć jakiś zjazd lub zejście nad Bug i zrobić sobie odpoczynek. Za kościołem znajduję schodu wiodące nad rzekę.



Postój nieco dłuższy, bo odpoczynek jest potrzebny, ale nie mam czasu zbyt długo tu siedzieć, ponieważ jeszcze spory kawałek przede mną, a nadmiaru czasu nie mam.

Niestety w tym momencie orientuję się, że woda w butelce mi się kompletnie rozpuściła... otóż kiedyś podpatrzyłem taki patent, że jak się zamrozi butelkę z wodą, to potem w miarę jak w upale lód topnieje, to ma się zimną wodę jakby prosto z lodówki. Myślałem że wystarczy lekko zmrożona, więc półtoralitrową butelkę włożyłem do zamrażalnika ją wieczorem poprzedniego dnia, bałem się że zbyt wolno będzie się topić i mi zabraknie wody po drodze... jednak nie doceniłem upału, trzeba było dzień wcześniej ją zamrozić, po dwóch nocach mrożenia lód dłużej trzyma.

Widok na województwo podlaskie. Kiedyś już jechałem po tamtej stronie, toteż gminę w głębi kadru mam zaliczoną.




Trafiły się nawet grzybki żabka... ale ważka mi uciekła.




Ruszam dalej, w następnej wsi zjeżdżam do rezerwatu Wydma Mołożewska. Oto brama do rezerwatu... widywałem już coś takiego w BeskidzieNiskim, czy Norwegii, to jest po to, żeby krowy stąd nie wylazły.




Jest to rezerwat faunistyczny, ale nie te krowy podlegają ochronie... choć są one ważnym elementem rezerwatu, wypas bydła jest istotnym elementem zachowania łąk w obecnej postaci, podobnie jak koszenie, żeby nie zarastały lasem. A rezerwat powstał by chronić miejsca lęgowe ptaków, jak też miejsce gdzie gromadzą się podczas przelotów.

Aha, za krowami widać kolejny rezerwat o nazwie Skarpa Mołożewska.




Pod wiatką zaś znalazłem gniazdo takich oto owadów.



Kolejna wieś - Gródek. Dawna cerkiew unicka z 1743 roku, w latach 1875-1915 prawosławna (okoliczności takie jak w Wirowie), a potem kościół katolicki.



Tutaj trafiam na jeże





Obok na tablicy z mapką jest lista podobnych instalacji w okolicach, bo okazuje się, że jest ich więcej. 
(powiększenie listy)



Kolejna miejscowość - Jablonna Lacka. Najpierw przejeżdżam przy cmentarzu, gdzie są groby nieznanego żołnierza z 1920 i z II wojny światowej.



Kościół w Jabłonnie i przykościelne nagrobki.




Na skwerku znajduję zadaszoną studnię z pompa, woda ma posmak lekkiej wody mineralnej... chyba że to posmak rdzy z rur mnie zmylił.



A na wyjeździe ze wsi trafiam na Powiatowy System Rowerowy. Nieczynny, bo jest "przerwa sezonowa"... wcześnie kończą sezon. Ale jak w domu sprawdziłem, to chyba w tym roku w ogóle ten rower powiatowy chyba w ogóle nie ruszył, znalazłem tylko wzmianki z 2021 i 2022. W każdym razie system ma/miał 6 stacki, z czego 4 w Sokołowie, a jedną we wsi Sabinie.



Obok takie cuś.



A dalej... od czego by tu zacząć? Może od oznakowania, bo raz jest oznaczone jako droga dla rowerów (czyli zasadniczo dwukierunkowa), a raz jako pas rowerowy ()jednokierunkowy), Oznaczeń w drugim kierunku nie ma, więc bardziej wskazuje nto na wersje jednokierunkową.

Rowerzyści jednak jeżdżą w obu kierunkach, zresztą trudno się dziwić, skoro sami wykonawcy nie wiedzieli jak to prawidłowo oznaczyć, a przy jeździe drogą z pewnością można liczyć, że polscy kierowcy strąbią rowerzystę "bo tam jest ścieżka"... w najlepszym wypadku, bo jeszcze w grę wchodzi wyprzedzanie na gazetę.

Do tego dochodzą piesi i tu tym bardziej trudno się dziwić, bo gdzie mają się podziać jak nie ma chodnika?  Swoją drogą, zastanawiam się, co według kodeksu drogowego powinien zrobić pieszy, gdy jest droga dla rowerów lup pas rowerowy, a nie ma chodnika dla pieszych. Przy czym nie mówię o zdrowym rozsądku, tylko o ścisłym przestrzeganiu zapisów kodeksu.



Droga z pasem leci w kierunku Sokołowa, a ja odbijam w bok i tutaj miłe zaskoczenie - asfaltowy chodnik... nie jakaś kostka, nie jakiś cpr albo ddr, bo żadnych oznaczeń nie ma. Mało tego, nie znika na końcu wsi, tylko jest pociągnięty co najmniej do następnej. Na czymś takim, to i dzieciaki mogą pojeździć na rolkach, deskorolkach, hulajnogach - normalnie to pojawiają się na asfaltowych ddr-kach, bo wobec kostkowych chodników, są one jedynym miejscem, gdzie można wygodnie pojeździć, a nie tyrtać.



To chyba zbyt piękne, żeby było możliwe... i rzeczywiście, we wsi Tchórznica pojawia się oznaczenie... końca drogi rowerowej. Pojawiają się też oznaczenia (do tej pory nie było ani znaków pionowych, ani poziomych).  Oznaczenie tym razem nie znikają za wsią, tylko ciągną się do najbliższego skrzyżowania, ja jadę prosto, a chodnik skręca na Sabinie (tam gdzie kolejna stacja roweru powiatowego), ale z tego co widzę, to dalej nie ma znaków pionowych, ani poziomych, więc jest znów zwykłym chodnikiem.



Swoją drogą, tak wyglądają koła po jeździe różnymi lokalnymi śmieszkami. Miasta omijałem, więc i większość infrastruktury rowerowej mnie ominęła, ale jakbym przejechał przez środek Siedlec, albo przez Sokołów Podlaski, to pewnie tak by wyglądał mój rower.



W międzyczasie przychodzą chmury i słońce wreszcie się chowa. Mimo późnego popołudnia i chmur, nadal było jednak bardzo ciepło, więc jechałem dalej w koszulce bez rękawów, dopiero o zachodzie słońca założyłem koszulkę z krótkim rękawem.



Kościół w Zembrowie



Na cokole Maryjki trafiam na odpust. Cieszy mnie to, bo przybył kolejny do mojej mini kolekcji odpustów - zebrałem je w tym wpisie.




Naprzeciwko jest kaplica grobowa i mini cmentarzyk.





A na cmentarzu za wsią grób ułana poległego pod Zembrowem 7 sierpnia 1920.



Szwejki, już kiedyś jechałem przez Szwejki Wielkie i Małe... gdyby Hasek napisał ciąg dalszy Dzielnego Wojaka Szwejka, to może trafiłby i tutaj.



W Seroczynie skręcam w brukowaną dróżkę do kościoła.



I tutaj zmyłka, bo najpierw trafiamy na nowy kościół, zbudowany na początku lat 90. Ceikawostką jest, że cegła była wypalana na miejscu przez mieszkańców, a na tablicy informacyjnej można zobaczyć zdjęcie maszyny do wyrobu cegły.



Ale dalej w krzakach, jest stara, drewniana cerkiew z XVIII wieku. Jej historia jest podobna jak wcześniej odwiedzonych obiektów. Najpierw była tu parafia prawosławna, potem unicka, potem znów prawosławna, aż w końcu katolicka. Po wybudowaniu nowego kościoła, przeniesiono tam większość wyposażenia, a budynek pozostał nieużytkowany.

Miejsce bardzo przyjemne, więc przystanąłem na popas i min. dopiłem resztkę mrożonej kawy.





W ostatnich latach była tu ponoć niezła awantura między księdzem, a mieszkańcami. Chodziło o to, że ksiądz bez informowania mieszkańców sprzedał cerkiew... zresztą mieszkańcy mieli więcej zarzutów do księdza, skończyło się to jego przeniesieniem. Z tym, że cerkiew nie trafiła w złe ręce, nabywcą było Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej w Wasilkowie pod Białymstokiem. Troszkę szkoda, gdy ten obiekt znika z terenu, ale zawsze to lepiej, niż gdyby miał tutaj zniszczeć doszczętnie. W każdym razie, następnym razem gdy będę w okolicy, to cerkiew już pewnie będzie w skansenie.



Sterdyń... tutaj dowiedziałem się, jak się odmienia nazwę tej miejscowości, bowiem nie "w Sterdyniu" jak myślałem, a "w Sterdyni". Inna sprawa, ze ten napis przeczytałem jako GOKIŚ.




A obok ważki. Na więcej tych instalacji już nie natrafiłem.




Pałac w Sterdyni




Kościół tamże




To był moment, żeby zdecydować się co do końcówki trasy, bo chciałem zdążyć na przedostatni pociąg (nie chciałem wracać zbyt późno, a poza tym wolałem mieć ostatni pociąg w rezerwie na wypadek jakiejś awarii na trasie lub innych nieprzewidzianych okoliczności). Różnica między najkrótszą, a najdłuższą trasą była ok. 11 km. Na najkrótszej omijałem Ceranów, ale ostatecznie zdecydowałem się na jedną z tras pośrednich, zahaczającą o tę wieś, ale musiałem jechać droga krajową nr 63 (potem jeszcze wojewódzką, ale na nią trafiałem w każdej opcji z wyjątkiem najkrótszej).

Jazda krajówką nigdy nie jest przyjemna, ale ta tutaj miała natężenie ruchu podobne jak na niektórych drogach lokalnych u mnie, z drogami krajowymi lub wojewódzkimi nie mogąc się nawet równać. Z tym że polski kierowca, gdy widzi prostą drogę z dobrym asfaltem, to zaraz myśli że jedzie autostradą... na drogach lokalnych było tak samo, ale przy znikomym ruchu takich prujących idiotów trafiało się rzadko, więc tutaj wyrobiłem normę za cały dzień. Tak samo wyprzedzanie na gazetę i wymuszenie pierwszeństwa zaliczyłem na tym krótkim odcinku. No cóż, taki krótki powrót z głębokiego Podlasia, do polskiej codzienności.

A kościół w Ceranowie był bardzo ładnie oświetlony, bo właśnie słońce wyjrzało zza chmur.




Dzwonnica, te drzwi po lewej to wc.



Dziś mało fauny i to głównie drewniana, więc dla urozmaicenia dorodny krzyżak ogrodowy.



Dalej jeszcze kawałek droga wojewódzką, jest lepiej niż na krajówce. Na tym odcinku bym walczył z silnym bocznym wiatrem, ale pod wieczór wiatr osłabł. Jedyne miasteczko na trasie - Kosów Lacki. Aha, obok jest wieś Kosów Ruski.



Teraz w zasadzie już tylko dojazd na pociąg - najpierw na północ i potem wzdłuż Bugu do mostu w Małkinii. Na tym odcinku chyba najwięcej lasów tego dnia.

Na skraju wsi Rytele Święckie trafiam na taką zadziwiającą instalację. Szkoda, że już tak ciemno.



Sam krzyż dosyć fantazyjny - a to z kulkami u jego podstawy, ma być chyba różańcem... nie to, żebym był taki domyślny, po prostu to częsty motyw i już kilka razy coś podobnego widziałem.



To chyba ławeczka, ale taka wąska, że sam nie wiem... może jednak cymbałki?



A tu już zupełnie nie mam pomysłu, co to może być.



Na koniec dojeżdżam do wojewódzkiej do Małkini. Musze skorzystać ze śmieszki, kostkówa, ale na szczęście niefazowana i nie ma wyjazdów z posesji, toteż w miarę znośna. Przejeżdżam przez most na Bugu, a potem przez wiadukt nad torami, na końcówce ddr-ka jest nawet asfaltowa.



Obecnie jest nowy most drogowy (ze śmieszką) na Bugu. Ale kiedyś był tu bardzo ciekawy most kolejowo-drogowy. Gdy przejeżdżał pociąg, dróżnicy zamykali most dla ruchu drogowego, jak się spojrzy na zdjęcie mostu, to od razu widać dlaczego. Z tym, że od pewnego momentu ruch kolejowy był zawieszony, więc most był tylko drogowy, choć nadal klimatyczny. W 2008 został zamknięty zarówno dla ruchu drogowego, jak i dla pieszych... teoretycznie, bo jak byłem tam w 2009, to lokalni piesi i rowerzyści się tym nie przejmowali. Tedy już był w budowe nowy mosta, który został oddany w 2010.

Fotka z 2009 (aktualnej nie wstawiam, bo ciemno, a współczesny most drogowy każdy widział)



Na wiadukcie trafiam na drogowskazy VeloMazovia i okazuje się, że już od jakiegoś czasu jadę chyba tym szlakiem, znaczy od wjazdu na śmieszkę... jednak ani wcześniej, ani dalej żadnych oznaczeń nie widziałem. Niby jest już noc i mogłem przegapić, ale w Siedlcach nie był dobrze oznaczony (zresztą przeglądając opinie, znalazłem wzmiankę że jest słabo oznaczony).

Jeśli chodzi o VeloMazovia, to nie ma co liczyć, że powstanie trasa rowerowa z prawdziwego zdarzenia. Działania PTTK Mazowsze, które wytycza ten szlak, sprowadza się do zamontowania tabliczek, tak więc jest to po prostu jeszcze jeden z wyznakowanych szlaków i tyle... i to tego słabo oznakowany. Tak na marginesie, piszą że inspiracją było Green Velo, szkoda tylko że inspirują się tym co było zrobione źle, a nie tym co dobrze. Bo GV było akurat dosyć dobrze oznakowane, trzeba było jechać z zamkniętymi oczami, żeby przegapić tabliczki i jakiś zjazd.

Próbowałem w domu znaleźć przebieg szlaku, a zwłaszcza jakąś mapkę i nie bardzo mi to szło. Dla odcinka siedleckiego znalazłem takie coś: VeloMazovia Wschód, kliknijcie sobie w mapkę, można popłakać się ze śmiechu. Znalazłem taką mapkę, ale ona nie pokrywała się z rzeczywistością, przynajmniej w Siedlcach. Znalazłem jeszcze min. VeloMazovia Północ, ale okazało się że odcinek Małkiński znajdyje się gdzieś pomiędzy (Póónocny-Wschód?) i nijak nie mogłem znaleźć jego trasy, ani opisu, ani tym bardziej mapki.

W końcu trafiłem w jakiś inny szlak na stronie ze szlakami PTTK Mazowsze i wyszukując bezpośrednio na tej stronie znalazłem mapki odcinków VeloMazovia - linkuję, może komuś się przyda. No i nic dziwnego, że nie mogłem wyszukać, przy zerowym opisie przebiegu trasy i zastosowaniu innego nazewnictwa (odcinek I, I, III... zamiast Północ, Wschód, Południe...) taka mapka jest praktycznie nie do wyszukania.



Jeszcze tylko przez Małkinię na pociąg, jakieś zaciemnienie, czy inna awaria, latarnie się nie świecą i ciemno jak w d... dopiero stacja z peronami rozświetlona jak choinka. Tutaj łapię przedostatni pociąg do Warszawy Wileńskiej, w który celowałem. Czeka mnie jeszcze przesiadka ze zmianą dworców, bo muszę przeskoczyć na Warszawę Wschodnią.  Czasem można złapać w Tłuszczu pociąg na Wschodnią, ale nie tym razem.

Taka przesiadka bywa słabym punktem, zwłaszcza jak się pociąg spóźni. Niby miałem 26 minut, ale dawno nie przemieszczałem się między tymi dworcami i nie wiedziałem ile realnie czasu mi to zajmie, a nie uśmiechało mi się czekanie kolejną godzinę na następny pociąg. Pociąg przyjechał punktualnie, a mi dotarcie do peronów na Wschodniej zajęło tylko 9 minut... w sumie to tylko 1,5km i mój błąd, że nie sprawdziłem wcześniej odległości. Potem już nie spiesząc się mogłem sprawdzić z którego peronu odjeżdża mój pociąg i się tam dostać - to nie taki oczywiste, bo przez remont na Zachodniej różne cuda się dzieją i na przykład do Łowicza odjeżdżał z peronu 1, do Pruszkowa z 2, ale do Skierniewic normalnie z 6.



Tak w ogóle, to udało mi się wyznaczyć trasę w 100% asfaltową. Teren był tylko na podjazdach po ten, czy inny obiekt.

link do albumu
Kategoria >100, mazowieckie



Komentarze
meteor2017
| 17:44 środa, 27 września 2023 | linkuj @Trollking - na szczęście infrastruktury rowerowej na trasie nie było dużo, a drogi w większości ze znikomym ruchem, więc ogólnie jechało się dobrze... a że to cały dzień, to nazbierało się też trochę badziewia.
meteor2017
| 17:43 środa, 27 września 2023 | linkuj @Marecki - wreszcie był czas wykręcić jakiś trochę konkretniejszy dystans, jak mamy czas, to staramy się skorzystać z tego przejazdu
meteor2017
| 17:41 środa, 27 września 2023 | linkuj @huann - albo inaczej mówią: nieDaleki Wschód ;-)
yurek55
| 00:04 wtorek, 26 września 2023 | linkuj Było co poczytać i pooglądać, dobra robota.
Trollking
| 01:32 poniedziałek, 25 września 2023 | linkuj Dotarłem do końca i prawie zapomniałem, o czym miałem napisać. A, wiem, Polska w piiiiiii....gułce :) Rowerowy trzeci świat, kierowcy debile, absurdy... Czyli codzienność.

Ale wpis świetny - super ujęcia detali tego dziwnego kraju, krzyżak gratis, a do tego stówa - super :) Przygoda normalnie :P
Marecki
| 23:24 niedziela, 24 września 2023 | linkuj Konkretnie, nie wiem za co nie chwalić. Dystans robi wrażenie.. Fajnie że przejazd za darmo, nawet ten z dowodem, nie takim złym pomysłem.
huann
| 22:22 niedziela, 24 września 2023 | linkuj No to w sumie Twoja trasa to taki Bliski Wschód :)
meteor2017
| 21:49 niedziela, 24 września 2023 | linkuj Wszystko zależy od tego, jak grubą kropkę na mapie postawisz ;-)
huann
| 21:11 niedziela, 24 września 2023 | linkuj No, ci z Piątku na Sobotę to mają inne zdanie!
meteor2017
| 21:04 niedziela, 24 września 2023 | linkuj Zawsze można po prostu powiedzieć, że pojechałem na Wschód. A Łódź jest zwyczajnie i po prostu Pośrodku ;-)
huann
| 20:57 niedziela, 24 września 2023 | linkuj Czyli będąc administracyjnie na Mazowszu, a potocznie na Podlasiu - historycznie byłeś (przynajmniej na początku) w Małopolsce. To całkiem jak z Łodzią, która jest trochę w Ziemi Łęczyckiej, a trochę Sieradzkiej będąc jednocześnie historycznie częściowo w Kapitule Krakowskiej, a częściowo - we Włocławskiej leżąc w większej części w dorzeczu Odry, aczkolwiek częściowo - Wisły, nie będąc jednocześnie bezpośrednio ani częścią Wielkopolski - ani Mazowsza. Proste :)
meteor2017
| 20:40 niedziela, 24 września 2023 | linkuj No w sumie, taki paluszek, albo nosek Małopolski... a to zależy od tego, gdzie była du... eee, znaczy głowa ;-)

Jak całodniowa trasa, którą nie miałem jeszcze okazji jechać (z wyjątkiem samej końcówki), to i nazbiera się rzeczy do wpisu.
huann
| 20:23 niedziela, 24 września 2023 | linkuj Jaki sążnisty wpis... :) To może zacznę od początku - i tu ciekawostka, o której dowiedziałem się dopiero kilka lat temu: Siedlce to historyczna...Małopolska! Sam jej północno-wschodni kraniuszek!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa przyz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]