teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108749.60 km z czego 15563.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 51.03 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 03:08
  • średnio 16.29 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Skwarny biwak nad Wisłą #3

Niedziela, 27 czerwca 2021 · dodano: 04.07.2021 | Komentarze 3

Poranek trzeciego dnia




Jeszcze się snują opary nad wodą.



Śniadanie:
- Kafka, cy kafka?
- Ja poproszę kawę z mlekiem.
- A ja kaszkę.
- Plosę baldzo - dla pani kafka, a dla pani kafka.



Rosa na namiocie i rozpiętej płachcie. Poprzednia noc była cieplejsza i rano namiot był suchy, a teraz już wieczorem, gdy kładliśmy się spać, pojawiła się rosa.




Nasz obóz.



Miało być ochłodzenie, a to trwało ledwie jeden dzień, w sobotę zrobiła się lampa, stwierdziliśmy że na niedzielę trzeba się przenieść w bardziej zacienione miejsce, zwłaszcza że niedziele miała być jeszcze gorętsza.




Tal też zrobiliśmy. Miejsce bardziej w krzakach, przez co więcej komarów... w ciągu dnia, to jeszcze nie wykazywały aktywności, ale bliżej wieczora zrobiły się upierdliwe (dlatego przenieśliśmy się dopiero przed południem, a nie wieczorem lub rano).




Flaga na maszt.



Rybek nie przenosiliśmy w nowe miejsce, tylko je od razu wypuściliśmy. Natomiast przenieśliśmy małże i dozbieraliśmy kolejne do nowego basenu. Ale małży taka obfitość, że w pewnym momencie musieliśmy zrezygnować ze zbierania... i tak basen trzeba było powiększać.




Skójka z przyczepionymi racicznicami zmiennymi. Jak wyciągnęliśmy je z wody, to racicznice zaciskając muszle, zaczęły psiukać wodą.



Robal piaskowy... pewnie jakaś larwa czegoś.



Ślimaczki.



Poza tym lavinka znalazła świeżo zdechłego ptaka. Dzień wcześniej jak szła w krzaczki, to go nie było, a dziś rano na dróżce był zdechły ptak... lavinka trochę pluła sobie w brodę, bo zaraz przywlekliśmy tego ptaka (skorzystaliśmy z tego, że padlina świeża, kilkudniowego byśmy nie ruszali).

Nie będę epatował zdjęciami martwego ptak, jak kto zainteresowany, to daję linki do zdjęć  - ptak 1, ptak 2, ptak 3. Moim zdaniem to może być kulczyk, ale głowy nie dam... podobna jest też samiczka czyżyka, ale ten ma chyba zbyt ciemną główkę.

Skorzystaliśmy z okazji i go oskubaliśmy... no, nie całkowicie, tylko pióra z ogona i skrzydła. Pióra poniżej kolejno licząc rzędy od góry (powiększenie tej fotki):
1) sterówki (nie po kolei)
2) lotki (od prawej - pierwszorzędowe, potem drugorzędowe i trzeciorzędowe)
3) co większe pióra pokrywowe




Na koniec wyprawiliśmy mu pogrzeb - oto Grób Nieznanego Ptaszka.



Początkowo mieliśmy zamiar wracać w poniedziałek wieczór, ale ochłodzenie trwało jeden dzień) i zbyt szybko zrobiło się słonecznie i gorąco, a z każdym dniem miało być coraz gorzej. Już w sobotę było ciężko - zalegaliśmy w cieniu lub w wodzie, bo wszędzie dookoła żar nie do wytrzymania (dobrze, że wiatr był). Teraz byliśmy już zmęczeni tym upałem, a tego byliśmy poprzypiekani tu i ówdzie.

Zdecydowaliśmy, że wracamy wcześniej - wyruszenie rano (w poniedziałek, czy w niedzielę) nie wchodziło w obecnych warunkach w grę, bo zbyt wcześnie byśmy nie dali się zebrać, ani dojechać do domu do południa i byśmy się zamordowali w tym upale. A więc zdecydowaliśmy się na powrót w niedzielę wieczór... też nie mogliśmy ruszyć zbyt wcześnie, stwierdziliśmy, że spróbujemy po 18-ej.

Niedziela była ciężka, na szczęście przenieśliśmy się w bardziej zacienione miejsce. Byliśmy zmęczeni, nawet na kąpiele nie mieliśmy za bardzo ochoty (tyle by się trochę ochłodzić), bo to trzeba się przebrać, po wyjściu z ciepłej wody przez jakiś czas jest zimno (wiatr), potem znów trzeba się przebrać (żeby nie siedzieć w mokrych gaciach, bo zanim wyschną, to człowiek sobie przeziębi to i owo)... Kluska się nudziłą, bo ciężko się było ruszyć poza cień, żeby się nie ugotować, toteż mieliśmy ograniczoną pulę aktywności (głównie związanych z wodą).

A poza tym niedziela - pojawiło się więcej ludzi (już w sobotę byli pojedynczy, ale dziś dwa, trzy razy więcej i bardziej upierdliwi)... i tak z 10 20, a właściwie to nawet 100 razy mniej niż na plaży nad morzem, ale dla nas i tak za dużo (normalnie byśmy celowali poza weekend, ale ze względu na pogodę się nie udało). Ktoś włączył głośno magnetofon, co prawda daleko za krzakami, ale i tak docierało do nas "umc, umc", rano pojawił się jakiś debil na quadzie, a po południu dwóch na motorach (prawie rozjechali plażującą rodzinę). Ech, czemu ludzie tak uwielbiają hałas? No ale cóż, skoro uwielbiają śmieci, to już nic mnie nie dziwi.

No cóż - lato. Upał, komary, dużo ludzi.

Poziom wody był wyjątkowo stabilny, wahania były rzędu 1cm w górę i w dół, dopiero dwa dni po naszym powrocie zaczął rosną i w ciągu półtora dnia Wisła przybrała ponad 20cm. Akurat w tym miejscu i tak by nam nie zaszkodziło, bo plaża jest wysoka i mielibyśmy jeszcze spory zapas nim by nam się woda wdarła do namiotu.

A teraz parę widoczków na zakończenie.





Nie zebraliśmy się o 18-ej... za gorąco. Udało się się dopiero ok. 19-ej i na koniec komary już mocno dokuczały, toteż musieliśmy się sprężać. W końcu jakoś ruszyliśmy i przycięliśmy bez zbędnych postojów do domu.

Stopik na regenerację sił na stacyjce Piasecznica (linia kolejowa na Sochaczew, Łowicz, a w dalszej perspektywie na Poznań).



Jeśli chodzi o nowości z trasy, to druga połowa totalnego łato-dziurdziołu Szymanów- Oryszew została od zeszłegowyremontowana i jes nowy asfalt (połówka bliżej Oryszewa była gotowa rok wcześniej), zostało tylko kilkaset metrów na zakręcie... chyba zostawili jako rezerwat przyrody, albo zabytek techniki, aczkolwiek lavinka ma teorię, ze to po to, by po długiej prostej musieli zwolnić i nie wypadali z zakrętu.

Drugia wiadomość, to że przy zakłądzie produkcyjnym Bakomy (pod Szymanowem) powstał sklep firmowy (może był i wcześniej, ale był słabo widoczny). Już jadąc nad Wisłę zauważyłem duży napis "Bakoma" i stwierdziłęm że wreszcie można sobie strzelić tu fotkę tak, by nie musieć podpisywać co to. A wracając po nocy zauważyliśmy, że jest to neon "Bakoma - sklep firmowy". Trzeba kiedyś odwiedzić (huannie, to pół rzutu beretem od Twojej trasy na W-wę).

Dojechaliśmy już po nocy, pod koniec Kluska czytała książkę przy świetle czołówki.



Mimo wszystko biwak był jednak udany, choć niedziela była ciężka... ale cóż, choć strasznie się zmordowaliśmy, to alternatywą było siedzenie w mieście. Spróbujemy tu wrócić po sezonie, gdy wszystkie letnie plagi znikną.




Komentarze
huann
| 10:11 środa, 7 lipca 2021 | linkuj Kluczowa jest możliwość podjechania lub brak takiej możliwości autem do plaży. Brak drogi jezdnej eliminuje 4/5 ludzi, a brak jakiegokolwiek wyjścia 90%, bo wtedy nawet rowerzyści nie docierają. Zostają pojedynczy piechurzy.
meteor2017
| 15:56 poniedziałek, 5 lipca 2021 | linkuj @huann - moje obserwacje z wędrówki 20 lat temu są podobne - dużo ludzi w rejonie miejscowości, a im dalej od zejścia na plażę tym mniej, aż w końcu zupełnie pustoszało i tak było do kolejnej miejscowości.
huann
| 20:47 niedziela, 4 lipca 2021 | linkuj Bakoma! Mniam!

Dziś też niedziela i ładna nad morzem pogoda - i wędrując plażą kilkanaście km-ów miałem po drodze odcinki rzędu kilkaset metrów do kilometra dosłownie bez jednego człowieka! (o braku hałasu nie wspominając). Nadmorskim kuracjuszom nie chce się ruszać dalej niż max kilometr od najbliższego wyjścia, bo to leniwa część narodu :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zawsz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]