teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 52.70 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 03:20
  • średnio 15.81 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kluskobiwak 9: Z wmordewindem rypanie do domu

Środa, 26 sierpnia 2020 · dodano: 13.09.2020 | Komentarze 2

Prognozy niekorzystne, więc z rana staramy się sprawnie zebrać, żeby zdążyć przed zlewami. Od samego rana jest pochmurno.




Ale oczywiście trzeba się pobawić łódeczkami.



A także z małżami... w ogóle, wczoraj, zanim jeszcze rozbiliśmy namioty, trzeba było nałapać małży i zrobić dla nich zagrodę. A że przez noc uciekły, to rano trzeba było je wytropić i znów złapać.




Tydzień temu udało nam się znaleźć wymyka szarawego, bardzo się ucieszyłem że dziś też i że Kluska mogła go zobaczyć.




O, tu chyba były jakieś grubsze prace ziemne - powstała grobla z jednym przepływem i mostkiem z patyka na nim. A skoro już o aktywności innych ludzi, to z przykrością muszę stwierdzić, że w miejscach które wysprzątaliśmy tydzień temu, przybyły świeże flaszki i puszki.




Zdechła ryba, Kluska uparła się, żeby ją zabrać do domu, a lavinka mówiła że nie! Zapowiadała się grubsza awantura i to w momencie, gdzy szykowaliśmy się do odjazdu, więc namówiłem lavinkę, żebyśmy dla świętego spokoju tę rybę zabrali, bo chcemy sprawnie wyruszyć i sprawnie przejechać i zdążyć przed deszczami.



Jeszcze ptasie stado tuż przed odjazdem.




Wyruszamy o 10:30, jak na nas z Kluską, to bardzo dobry czas. Akurat przyszły takie chmury jak widać, ana początkowym odcinku dwa razy nam kropiło, ale potem na szczęście przeszło i Kluska mogła zająć się czytaniem. Ogólnie dostaliśmy jakimiś peryferiami głóenej zlewy, która przeszła na południe od nas.

Niestety po przejściu tych chmur, coraz częściej zaczęło wyglądać słońce i zrobiło się trochę za gorąco. Do tego wszystkiego mieliśmy silny boczny wiatr, który przeszkadzał, ale przynajmniej zapewniał chłodzenie.



Krótki postój na skrzynkę.




I czytamy... znaczy jedziemy dalej. Wybieramy najkrótszą i najszybszą trasę, tak więc odpada odcinek wałem nad Bzurą, omijamy Brochów, kawałek jedziemy wojewódzką. Postojów mało, żadnego zwiedzania, tylko rypanie, toteż fotek mało... a poza tym trasa wielokrotnie przejeżdżana.



Na jednym ze stopików, taka gąsienica na mnie spadła.



Po drodze widzimy kolejne chmury deszczowe i sam deszcz, ale tym razem przecinają naszą trasę na północ od nas. Jak byśmy za późno ruszyli, to mogłyby nas dorwać, a tak tylko znów przez chwilę jakąś mżawką dostaliśmy.




Kolejny postój, na stacji Piasecznica. Niestety nie było kota Chłeptusia, którego tu poprzednio spotkaliśmy.



Zlewa z poprzednich zdjęć wyminęła nas od północy.



Ale nie ma co się cieszyć, bo przed nami majaczą kolejne chmury deszczowe.



Zbliżamy się do nich coraz bardziej (a one do nas) i istnieje poważne ryzyko, że tym razem im nie umkniemy... od pewnego momentu wydaje nam się, że już nie walczymy o to by dotrzeć na sucho, tylko by jak najkrócej jechać w deszczu. Na szczęście pod koniec mamy dłuższe odcinki z wiatrem tylno-bocznym, lub wręcz w plecy.




Jeszcze jedna długa wieś i Żyrardów... od jakiegoś czasu jedziemy centralnie pod te czarne chmury.



Na początku tej wsi przycinam i lavinka zostaje z tyłu (jeśli będzie miała awarię, to stąd nawet na piechotę w godzinę dojdzie). Na wjeździe do Żyrardowa zaczyna kropić, ale na szczęście dojeżdżamy nim się rozpada na dobre, Kluska idzie na górę, a ja pakuję rowery do klatki schodowej i czekam na lavinkę...

Czekam i czekam. Zrywa się silny wiatr, ale jeszcze nie pada, w końcu pojawia się lavinka, trochę jej to zajęło, bo musiała waczyć z tymi podmuchami wiatru, które ją spychały z drogi, poza tym w pewnym momencie musiała jechać lewą stroną ulicy, bo z drzew leciały na nią gałęzie (dobrze że przyciąłem z Kluską przodem). Ale ostatecznie szczęśliwie dociera do domu, ufff. Lać zaczyna, gdy już jesteśmy w mieszkaniu, jakimś cudem udało nam się wyminąć dziś wszystkie zlewy, są takie szczęśliwe dni...



A na koniec przegląd lektur z drugiej części Kluskobiwaku. Klu podczas jazdy przeczytała:
- Mopsiak tańczy na lodzie.
- Patykot. Koty w mieście.
- Zapiski Luzaka. Ale jazda!

Na koniec przeczytała początek książki:
- Dziennik Cwaniaczka. Zezowate szczęście.

Na dobranoc przeczytaliśmy jej kilka opowiadań z tomu:
- Wakacje Mikołajka.

Pozostała nam jeszcze jedna książka w zapasie.



Kategoria mazowieckie, wyprawki



Komentarze
meteor2017
| 07:18 poniedziałek, 14 września 2020 | linkuj Takie małe zawirowania czasoprzestrzenne... i to o dziwo, mimo tego że wpis jeszcze z sierpnia, a jest wrzesień, to mogłoby spokojnie być odwrotnie.

Argumenty wykorzystam przy następnej takiej sytuacji. Tym razem było o tyle trudno, że znaleźliśmy ją niedługo wcześniej i Kluska nie zdążyła się nacieszyć eksponatem... gdybyśmy na nią trafili wieczorem, a nie rano, byłoby łatwiej wyperswadować (choć głowy nie dam).
Trollking
| 20:54 niedziela, 13 września 2020 | linkuj Normalnie inny świat. Na zachodzie dzisiaj tylko słońce i ciepło, a u Was jakieś pogodowe szaleństwa. Fajno, że szczęśliwie ominięte.

Świetne - jak zwykle - motywy przyrodnicze.

Klusce, jeśli mogę prosić, przekaż, że pewien miłośnik zwierząt o ksywie Trollking też by był za zostawieniem martwej ryby na miejscu zbrodni. Robaki i inni padlinożercy też muszą coś jeść! :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa accza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]