teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 121538.80 km z czego 18167.65 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.11 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 33.89 km
  • 4.20 km terenu
  • czas 02:40
  • średnio 12.71 km/h
  • temperatura 30.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Poprawiny Majówki 1: W te

Wtorek, 11 maja 2021 · dodano: 13.05.2021 | Komentarze 3

Ponieważ podczas majówki wraz z nastaniem maja pogoda się sp... popsuła i musieliśmy dokonać odwrotu, postanowiliśmy że przy lepszej pogodzie ją dokończymy. No i przyszła lepsza pogoda, ale przegięło w drugą stronę i z dobrej zrobiła się niedobra - znaczy upał, skwar, piekarnik, krótko mówiąc za gorąco.

Najlepiej byłoby pojechać w niedzielę po zbiórce, albo chociaż w poniedziałek, ale wtedy niestety nie mogliśmy i tak wcelowaliśmy pechowo w dwa najgorętsze dni... w ogóle w ostatnim momencie mieliśmy wątpliwości czy jechać, czy jednak sobie odpuścić. Ale jak tak będziemy czekać na dobrą pogodę, to w końcu chyba nigdy nie pojedziemy, a poza tym ostatniego lata jakoś wytrzymaliśmy te kilka dni, to i teraz się przemęczymy.

Plus jest taki, że pogoda stabilna bezdeszczowa i można zaoszczędzić na gratach - lżejszy śpiwór, można nie zabierać kurtek, cieplejszych rzeczy, zapasów suchych rzeczy na wypadek przemoczenia, a że to tylko dwudniówka, więc też i mniej żarcia (takiego co może być trudno dokupić)... za to mamy ze sobą cały zapas wody (tym razem nie miałem kiedy podjechać i założyć depozyt) i więcej płynów do bieżącego uzupełniania (dodatkowa woda, sok), a nie dało się zaoszczędzić na termosach, bo zamiast gorącej kawy i herbaty jest kawa mrożona (jak się naładuje dużo lodu, to i drugiego dnia jest zimna).

A więc, raz kozie śmierć - jedziemy! Kierunek - Głaz Mszczonowski. Mieliśmy tam dojechać trzeciego dnia majówki od zachodu, a następnego dnia myk na północ do domu przez Wolę Pękoszewską. Teraz jedziemy właśnie od północy i trasę która miała być tylko powrotna, pokonujemy w te i we wte.



Pierwszy większy postój robimy na eSeŁce (linia kolejowa Skierniewice - Łuków, w skrócie S-Ł). W tej chwili na większości linii jest tylko ruch towarowy, dopuszczona prędkość jest niezbyt wysoka, a tam gdzie się zatrzymaliśmy w ogóle czynny jest tylko jeden tor (drugi wyłączony od 2001, gdy we Mszczonowie podmyło nasyp).

Instalujemy się w cieniu przy torach, jest już po 12-ej (nie wyjechaliśmy skoroświt), a ponieważ robi się największa gorączka, przeczekujemy najgorsze godziny i kiblujemy prawie do 16-ej, gdy zaczyna się trochę ochładzać i cienie są dłuższe (choć nadal jest za gorąco). Zajęć jest sporo, bo a to szukanie skrzynki (dlatego właśnie tu postój), hamakowanie, rzucanie szyszkami do środka opony (kilka tam było, czasem nawet śmieć się przydaje), oglądanie robali, rzucanie piłeczką, granie na harmonijce i śpiewanie, oczywiście jedzenie i picie i inne drobiazgi... jakoś czas nam zlatuje.



No i trainspotting! Pociągi nie jeżdżą tu zbyt często, w sumie przez te cztery godziny było ich osiem (dwa na godzinę). Głównie towarowe, toczą się dosyć wolno, głównie ciągną kontenery z Chin, albo platformy, trafiły się też kryte wagony, węglarki i lawety z samochodami prawdopodobnie do Mszczonowa (tam jest bocznica na wielki parking, skąd dowożą je do miast, gdy korki robią się za małe). My robimy zdjęcia, Kluska macha maszynistom, oni ją pozdrawiają trąbieniem lub odmachują (albo jedno i drugie).

201Eo-009 z logo Cargounit (ale w barwach chyba jeszcze STK). 201Eo, czyli wg oznaczeń PKP popularne ET22, elektryczna lokomotywa towarowa nazywana też Bykiem.




181-020-9 czyli lokomotywa produkcji czechosłowackiej, seria 181 w Polsce była oznaczana jako ET23. Tu w barwach Alza Cargo.



ET22-736 w barwach PKP Cargo.



Pojazd techniczny, a konkretnie wózek motorowy WM-15Ak 241 (w brwach PLK - Polskie Linie Kolejowe).



3E / 1-55 (inne oznaczenie to ET21), w barwach Ecco Rail.



A tu trafiła nam się perełka - ET22-003, najstarsza pozostająca na torach lokomotywa typu ET22 i pierwsza produkcji seryjnej (pierwsze dwa egzemplarze były prototypami i zostały już zezłomowane). W 2015 zostało jej przywrócone najstarsze malowanie, w różnych okresach miała ona różne malowania (aczkolwiek cały czas zielone) - inny odcień zieleni, żółte czoło, czy pas na przedzie.



181 055-5, czyli znów seria 181, w barwach STK,  ale bez logo (bo już nie należy do STK).



ET22-765 w barwach PKP Cargo ze świeżym transportem korków.



Tajemnicza chmura (lavinka z Kluską twierdzą, że to statek kosmiczny).



Jeśli chodzi o robale, to były takie nieduże, opalizujące na niebiesko chrząszcze.




Były też takie, prawdopodobnie to rynnica topolowa.




A tutaj parka




I inne robale




W końcu ruszamy dalej, od rana trasę mamy cały czas pod wiatr, w związku z tym jedzie się ciężko i niezbyt szybko, ale za to upał nieco mniej przeszkadza, bo jest chłodzenie.

Widoczki po drodze - roznące zboże, kwitnący rzepak.




W Korabiewicach musimy się przebić przez remont drogi, na szczęście ułożyli chodnik, którym możemy się przebić obok właśnie kładzionego i gorącego asfaltu.

Rzeczka Korabiewka.




Kolejny postój - opuszczony dwór w Woli Pękoszewskiej. lavinka czytała kiedyś wspomnienia Marii Górskiej (1837-1926), która tu mieszkała - "Gdybym mniej kochała".







Menelujemy sobie na schodkach, które o tej porze są w cieniu.




Kluska postanowiła nazbierać pokrzywy na wieczorną herbatkę.



Ten dąb złamał się jakieś trzy lata temu.



Kolonia gawronów na jednym z drzew.



Stąd już niedaleko do Głazu Mszczonowskiego - a oto i on z zewnątrz.



Jest i sam głaz, największy na Mazowszu choć obecnie w województwie łódzkim. Aczkolwiek nie wiem, czy dokłądnie został zbadany pod ziemią, jakby go całkowicie odkopać, może by się okazało że jest największy w Polsce.




A obok Głazik Mszczonowski.



Dalej trafiamy na pierwiosnki. Na Mazowszu nie ma ich zbyt dużo, choć oczywiście można je trafić - pod samym Żyrardowem znam tylko jedno stanowisko. Bardzo dużo jest ich natomiast na przykład w Beskidzie Niskim




Uff, jakoś przeżyliśmy pierwszy dzień... choć ja się trochę przypiekłem na ramionach i stopy, no cóż wcześniej jeździłem co najwyżej w krótkim rękawku, a jak w sandałkach to najczęściej w skarpetkach. Teraz trzeba było wdziać wersję ultra-light - krótkie spodenki i koszulkę bez rękawów, a do tego bandama i sandałki.

Wieczorna herbatka z pokrzywy zbieranej przez Klu:




  • dystans 37.57 km
  • 1.20 km terenu
  • czas 02:04
  • średnio 18.18 km/h
  • temperatura 28.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Gorący standarcik bibioteczny

Poniedziałek, 10 maja 2021 · dodano: 12.05.2021 | Komentarze 3

Z dnia na dzień coraz cieplej, a właściwie coraz goręcej... Pogodzie mówię jedno wielkie EEE TAM!

Ot, wypad do biblioteki (Żyrardów i Radziejowice) i powrót niekoniecznie najkrótszą trasą, ale starałem się raczej wybierać boczne drogi... nie, nie takie jak na zdjęciu, moja jest prostopadła do niej i poza kadrem.



Wiosenne widoczki.




Krótki stopik w radziejowickim parku.




Nie było mojej ławeczki... no cóż, już się rozlatywała, za to przybyły trzy takie i to ustawione w takich dużych odstępach, żeby było kameralnie. Oczywiście śą łąwki po drugiej stronie stawu, przy pałacu, ale na stopik wolę tę stronę. Zastanawiam się, czy nie są zrobione z pnia drzewa znad stawu, które tej zimy się przewróciło.



Mostek na Okrzeszy, jeśli będzie jego remont, to należy się pożegnać z drewnianą nawierzchnią... cóż, takie mosty odchodzą w niebyt, taka nawierzchnia jest za słaba na obecne natężenie ruchu samochodowego.



Ale ruina młyna bez zmian, chyba od dziesięciu lat się nie zmieniła





  • dystans 35.80 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 01:59
  • średnio 18.05 km/h
  • temperatura 23.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Las, woda, upał...

Niedziela, 9 maja 2021 · dodano: 10.05.2021 | Komentarze 7

No i przyszła poprawa pogody, ale... oczywiście ktoś przekręcił termostat na maksa w drugą stronę,. coś takiego było do przewidzenia.

To trochę jak w starych pociągach zimą, grzejniki miały tylko dwa ustawienia, jak obsługa włączyła, to był ukrop i można było się ugotować (a najweselej było w składach z plastikowymi siedzeniami, gdzie usiedzieć nie można było), a jak wyłączyli to zaczynał się ziąb.


Wyjaśniła się tajemnica tajemniczych pączków z poprzednich wpisów - tak jak się spodziewałem, jest to świdośliwa, ale że było spore ryzyko błedu, to wolałem od razu z tym nie wyskakiwać.






Wydaje się, że będzie urodzaj jagód.



Leśne bajorko






Z cyklu Robale



A tego ryjkowcowatego znalazła Kluska




I nagle Frrruuu! Zerwał się do lotu... trochę jak Ingenuity, nazwijmy go Owaduity.



Droga przez las




Kapliczka w krzakach





  • dystans 102.51 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 05:06
  • średnio 20.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Kombinowana Setka Biblioteczna

Czwartek, 6 maja 2021 · dodano: 08.05.2021 | Komentarze 4

Nie planowałem żadnej setki, ani zbliżonego do niej dystansu, wyszła sobie spontanicznie. W zasadzie miała być tylko pięćdziesiątka do biblioteki w Grodzisku i parę kilometrów po mieście... ale na raty wyszła setka, składała się z kilku jazd:

- 3,5 km rano do sklepu
- ~53 km właściwy dystans do Grodziska
- 4,8 km do jednej z żyrardowskich bibliotek
- ~40 km pętelka po okolicy


A więc po kolei najpierw rano do sklepu, dziś silny wiatr i podsłuchałem dwie babcie:
- Dzień dobry, jak się jechało z tym wiatrem?
- No... - westchnięcie mówiło wszystko.
- Ale może z powrotem będzie lepiej.

Babcie i dziadki są w małych miasteczkach najwytrwalszymi rowerzystami i głowę daję że będą żyć dłużej (ci co jeżdżą) niż moi rówieśnicy, którzy w większości już dawno się przesiedli do samochodów i często zmagają się z nadwagą, czy otyłością.


Potem myk do biblioteki w Grodzisku. Z silnym wiatrem , tak więc powinienem lecieć jak na skrzydłach, ale aż tak super nie było. Jak wiatr był idealnie w plecy to faktycznie się śmigało (sęk w tym, że na tych odcinkach był zazwyczaj kiepski asfalt), a jak choć lekko z boku, to choć nadal było dosyć dobrze, to jednak nie aż tak jak by się człowiek spodziewał.

Jaskółki chyba próbują coś zagrać.




Mlecze znad Pisi Tucznej



Jeśli chodzi o dzisiejsze wypożyczenia jest wśród nich naukomiks o Rekinach. (poza tym są jeszcze - Dinozaury, Koty i Roboty). Świetna pozycja.



Oto próbka:




Drzewo filogenetyczne rekinów - powiększenie po kliknięciu w fotkę.



Albo inne drzewa obejmujące też inne kręgowce. Trzeba chyba pofotografać co ciekawsze plansze na przyszłość, bo mogą się przydać.




Skoro jestem w Grodzisku, to postanawiam namierzyć nowe murale, ale tym razem pamiętam żeby sprawdzić gdzie one są i już bez problemu udaje mi się je zlokalizować (tydzień temu na chybił trafił udaje mi się trafić tylko na jeden - link). Dzięki temu mogę zaktualizować mapę grodziskich murali.




Ten mural jest przy parkingu - czyżby sugestia by przesiąść się na rower?



Obok buszuje jakiś ptaszek - samiczka kosa?



Jeśli chodzi o ptaki, to są one na kolejnym muralu, każdą ścianę trafo zdobi inny ptak.



Jest dudek i zimorodek (oba zwyczajne)




I te... kurczę, wyglądają jakoś znajomo, ale nie jestem w stanie stwierdzić co to za ptaki.




Obok skwerek z obrotowymi tablicami edukacyjnymi, za którymi Kluska kiedyś przepadała.




Powrót pod wiatr oczywiście lekki nie był. Chciałem zdążyć przed popołudniowymi deszczami i pewnie by mi się nie udało gdybym się nie rozminął z pierwszą chmurą - poszła bardziej na południe ode mnie. Po powrocie wyskoczyłem jeszcze do jednej z żyrardowskich bibliotek.

Ponieważ kolejne chmury były daleko, gdzieś w rejonie Łodzi, to postanowiłem wyskoczyć jeszcze sobie do lasu, a potem w ostatnim momencie złapałem przeczytaną książkę, żeby oddać ją po drodze do biblioteki w Międzyborowie (to była nowość, więc zamiast ją kisić w domu, postanowiłem ją od razu puścić w obieg).

Czeremcha już kwitnie




Po drodze stwierdziłem, że skoro mam trochę czasu, mogę dokręcić do setki... dawno nie miałemczasu żadnej wykręcić, a tu trafia się okazja i  już dwie trzecie dystansu mam na liczniku. I tak zamiast do lasu, pojechałem naokoło lasu do Radziejowic, jak zawróciłem, by wbić się w las, zauważyłem chmury deszczowe przede mną...no szlag, gdy kalkulowałem że nie powinno jeszcze padać, to brałem pod uwagę krótszą, a nie dłuższą pętelkę.

Postanowiłem się nie spieszyć, by się w nie nie wbić (w końcu nie szły na mnie, tylko z lewej na prawą) i przeczekać nad Pisią.



Krótki postój nad Pisią, trochę pokropiło, ale tylko jakiś skraj tych chmur o mnie zahaczył. Poza tym stwierdziłem że do setki ta pętla nie wystarczy, muszę jeszcze ją przedłużyć - postanowiłem zrobić w niej garba i odbić na wręczę.





Kierunek był słuszny, bo po wyjechaniu z lasu wjechałem znów w słoneczną pogodę.




Ale trzeba było się sprężać, bo od Mszczonowa znowu coś szło.




Ostatecznie udało się dojechać do domu na sucho, choć w samym Żyrardowie w międzyczasie padało i  to solidnie -  ulice mokre, choć już wysychające, a miejscami stały kałuże.

Pod samym Żyrkiem zauważyłem takie oto tablice (dobrze że z wyprzedzeniem ostrzegają). Problem w tym, że będziemy musieli się przez ten Armageddon... przepraszam Triathlon przebić, bo w tym czasie w samym środku tras Kluska ma zbiórkę. Stałą trasę trzeba będzie sobie odpuścić żeby nie przebijać się przez trasę biegową, rowerową i jeszcze start przy zalewie (który będzie pewnie zawalony samochodami)... może trzeba dobić z boku, wtedy wbijamy się w trasę rowerową (całkowicie nie ma możliwości ominąć).




Kategoria >100


  • dystans 17.58 km
  • 1.45 km terenu
  • czas 00:59
  • średnio 17.88 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Akcja Bib... po prostu Biblioteka

Wtorek, 4 maja 2021 · dodano: 07.05.2021 | Komentarze 2

Wreszcie po majówce zostały otwarte biblioteki w szczególności w Żyrardowie, zaś do Grodziska i Mszczonowa nie muszę się umawiać na dzień i godzinę. Tak więc znów jest normalnie... no, normalnie jak na warunki pandemiczne, znaczy albo nie ma wolnego dostępu do zbiorów i obsługa w przedsionku, a jak jest wolny dostęp to z limitem wejść,bywa że osobne stanowisko do zwrotów do tego dezynfekcja (zewnętrzna, wewnętrznej nie przewidziano), maseczki, książki na kwarantannie... czasem też przerwy na wietrzenie oraz dezynfekcję pomieszczeń, a czasem też zmianę personelu.


Tak więc podjechałem do żyrardowskiej dziecięcej oddać zalegające, dawno przeczytane książki i wypożyczyć kilka nowych.

Łąka mleczy i jasnot.






Skrócic... a właściwie wydłużyk przez łąki (ale nadal w granicach Żyrardowa).



Tarninowe krzaki w trakcie kwitnięcia






Krzaczek pigwowca











  • dystans 39.85 km
  • 5.20 km terenu
  • czas 03:08
  • średnio 12.72 km/h
  • rekord 34.20 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Majówka Minimum 3: Kiblowanie i powrót

Sobota, 1 maja 2021 · dodano: 05.05.2021 | Komentarze 3

No i wreszcie majowa część majówki, a nie kwietniowa jak do tej pory.

Jakoś tak po piątej nad ranem, obok nas zaczął stukać dzięcioł... miałem nadzieję że przestanie, bo nie chciało mi się wychodzić z namiotu, a poza odsuwając suwaki mógłbym wszystkich obudzić. Ale ten dziad nie przestawał, robił przerwy między łupaniem i wydawało się że odleciał... a potem znów łupłupłupłup! W końcu, gdy i lavinka i kluska też się obudziły, ruszyłem go przegonić.

Często jak się podchodzi dzięcioła, to mimo że się idzie powoli i jak najciszej, to nim człowiek stanie pod drzewem, ptak odlatuje... ale ten nie. Zrobiłem parę kółek wokól, nie starajc się być cicho - nic. W końcu zacząłem stukać patykiem w drzewo, najpierw niezbyt głośno - nic, potem już mocniej i głośniej - uff, wreszcie pomogło.


W nocy oprócz ślimoli wychodziły biegacze (inne owady też, ale biegacze były najokazalsze), ponieważ ciężko im zrobić w świetle latarki dobre zdjęcie, złapaliśmy dwa do pudełka, a rano po sesji zdjęciowej wypuściliśmy.

Trafiliśmy dwa bardzo podobne biegacze, różniące się właściwie kolorem - jeden brązowawy, drugi niebiesko-fioletowawy. Początkowo zastanawiałem się czy to nie dymorfizm płciowy, ale po sprawdzeniu okazało się że jest kilka albo i więcej gatunków bardzo podobnych biegaczy, które różnią się właśnie połyskiem i kolorem na brzegach, a także żłobkowianiem, dołkami i gruzełkami na pokrywach... co gorsza w obrębie jednego gatunku może być zmienność kolorystyczna.

No cóż, wstępna hipoteza jest więc taka, że są to dwa różne gatunki biegaczy, ale nie można wykluczyć że mimo wszystko jest to jeden gatunek




Porównanie



I fotki nocne - ten brązowawy to chyba ten sam co na zdjęciach powyżej



Ale ten to prawie na pewno inny egzemplarz (fotka z poprzedniej nocy). Szkoda że wcześniej nie wpadliśmy na pomysł ich łapania i zrobienia porządnej sesji, żeby mieć lepsze porównanie.



Rano jak zacząłem szykować śniadanie przy ognisku, było sucho. Jednak po pewnym czasie zaczęło siąpić - na początek niezbyt dokuczliwie, tylko trzeba było pochować rzeczy, które mogły zamoknąć. potem jednak coraz bardziej kropiło i w końcu Kluska ewakuowała się do namiotu, ja zaś dokończyłem gotować kolejne porcje wody na kaszki, kawy, herbatki do termosów i też przeniosłem się do namiotu.

Zaczęło się kiblowanie - kiblowaliśmy... bo ja wiem, może ze cztery godziny. Najpierw tylko kropiło, ale później przeszło kilka fal regularnego deszczu. A my w tym czasie jedliśmy, śpiewaliśmy, graliśmy, rysowaliśmy opowiadaliśmy historyjki itp.



W końcu przestało padać i zaczęliśmy się pakować. Zebraliśmy się, ruszyliśmy ok 13:40 i wtedy znów zaczęło padać. No trudno, jedziemy mimo wszystko.

Dodatkowo zerwała mi się linka od przedniej przerzutki, musiałem jechać na jedynce, dobrze że tł działał. W sumie nawet nie bardoz przeszkadzało - dziś chłodno i wilgotno, toteż nie jechałem za szybko, by Klusce z tyłu za bardzo nie wiało, a mimo to lavinka i tak zostawała z tyłu (tylko jak było w dół, to nie odstawała).



Przejeżdżamy mostek na Chojnatce, dziś miała być trasa wzdłuż Chojnatki.




Podjeżdżamy pod sklep w Jeruzalu, żeby uzupełnic zapasy (w szczególności wodę), ale jest zamknięty. Za to mniej więcej w tym miejscu przestało padać.

Jedziemy teraz do skrzynki lavinki... lavinka chce jechać przez Wólkę Jeruzalską, twierdząc że tam jest lepsza droga, bo od drugiej strony zryte po ścinkach (przynajmniej tak było w zeszłym roku). Ale ja decyduję, żeby pojechać przez Paplin, bo tam jest wiejski sklep, który może być dziś otwarty.

I rzeczywiście sklep jest otwarty, a przed nim menel, który już z daleka jak nas zobaczył, zaczął machać rękami i wołać, że tu jest otwarty sklep. Kurczę, skąd on wiedział że szukamy sklepu. W końcu w całym tym zamieszaniu zapomniałem zrobić fotkę (znowu, bo parę razy wcześniej tędy przejeżdżając, nie chciało mi się zawracać jak go minąłem) - a sklep nazywa się "Sklep Wiejski", o czym informuje tablica nad bramą powitalną przez którą się wchodzi na dziedziniec przed sklepem.

Z Kluska wbijamy się do sklepu, a Pan Menel w międzyczasie opowiada lavince historię życia, okazuje się że ma ksywkę "Kapsel" i siostrę w Żyrardowie, podaje jej imię i nazwisko (panieńskie, bo po mężu nie pamięta), podaje swój adres i zaprasza cały Żyrardów do siebie. A na koniec próbuje Klusce wcisnąć minipizzę (skąd on wie, że Klu ma permanentne "Żrrryć!"?), od czego się delikatnie by go nie urazić wymigujemy. To był menel de luxe,  nie tylko nie próbował od nas wysępić złotówki "na śniadanie"... płynne oczywiście, ale wręcz przeciwnie. Na koniec spodobała mu się moja broda i chce się zamienić na brody. W końcu odjeżdżamy.

To było pierwsze takie spotkanie z Kluski z menelem, żulikiem, czy jak go tam określić. Nawet stwierdziła że Paplin - miejscowość meneli, a ja dodałem (gdy mijaliśmy odpowiedni drogowskaz) Paplinek - miejscowość Menelików (I i II).



Dworek w Paplinie w trakcie jakiegoś remontu.



Następnie znów przekraczamy Chojnatkę i wbijamy się w las w gruntówę... droga góra-dół (skrajem skrajem doliny Chojnatki) i większość drogi musimy prowadzić obładowane rowery. Ale przynajmniej można się rozgrzać marszem. Ale za to ta trasa nie jest zryta przez ścinki (dopiero ostatni fragment, ale dosyć krótki). Tak docieramy do "ostatniego menhira na Mazowszu", jak ten głaz nazwała lavinka i skrzynki którą z tej okazji założyła.




A oto komiks wyjaśniający skąd się tu wziął (powiększenie po kliknięciu w fotkę).



Pomrów XIII Wielki, król ślimoli. Co prawda po sprawdzeniu wydaje się, że to nie pomrów wielki, a czarniawy (wielki ma plamy na całym ciele, a czarniawy nie ma ich na płaszczu, który jest czarny).



Jeśli chodzi o aurę, to mimo że nie pada, to jest mokro i dosyć zimno. Z prognoz wynika, że niedziela deszczowa i wietrzna - to był ten dzień który mieliśmy przekiblować w namiocie... jednak dodaktkowo ma być silny wiatr, a ponadto poniedziałem też może być deszczowy i raczej chłodny. A biorąc pod uwagę, że już dziś parę godzin kiblowaliśmy, że już dziś jest mokro i zimno, a przeczekując niedzielę nie doczekamy do dnia z ładną pogodą, lecz wręcz przeciwnie... decydujemy się od razu wracać do domu.

Jest już dosyć późno, gdy ruszamy jest ok. 16-ej, ale na szczęście dzień jest długi i mamy ponad cztery godziny do zachodu słońca. Do domu też niezbyt daleko, bo poniżej 30km i nawet licząc przepchanie się przez gruntówy tego lasu i Wólki Jeruzalskiej, mamy zapas czasu.

Po drodze spotykamy na drodze padalca, ponieważ się nie rusza mimo że oglądamy z bliska, wydaje nam się początkowo że jest martwy (aczkolwiek nie ma mechanicznych uszkodzeń ciała). Postanawiamy jednak przenieść go z drogi w głąb lasu, a gdy podnosimy, wydaje się że lekko się porusza... tak więc chyba tylko jest mocno schłodzony i niemrawy. Dodatkowo przykrywamy go liściami, by nic go nie zeżarło w czasie gdy jest taki niemrawy.





Przepychamy się przez las, mimo zapowiedzi lavinki, to jest ta bardziej zrta część drogi, bo w międzyczasie właśnie tutaj były ścinki. Na szczęście ostatnio było sucho i nie ma jeszcze błota. Potem przebijamy się przez Wólkę, piaszczystymi drogami. A tam sporo ruinek i ogólnie dosyć klimatycznie, mimo trudnej drogi.






W końcu wydostajemy się na asfalt w Jeruzalu (przez który przejeżdżamy już trzeci raz w ciągu tej majówki!) i rypiemy prosto do domu. początkowo tą samą trasą, tyle że w drugą stronę.

Dziurdzioł Mazowiecki.




I tak jak w tamtą stronę, tak teraz robimy postój na cmentarzyku w Studzieńcu, ale przy zupełnie innej aurze.



Do wyboru są trzy drogi - najkrótsza która oszczędza co najmniej 5 kilometrów, wiedzie od pewnego momentu drogą wojewódzką, droga koszmarna z dużym ruchem i choć dziś spodziewamy się dużo mniejszego ruchu, to może być jeszcze gorzej - na pustej drodze wszelcy bandyci drogowej będą pewnie pruć jak wariaci. Tak więc pozostaje pojechać nieco naokoło, w tamtą stronę objechaliśmy las z jednej strony, teraz objeżdżamy las z drugiej strony

Można teoretycznie jeszcze przez las, ale droga to totalny dziurdziol po części też strasznie zryty przez sprzęt od ścinki i zrywki ze sporym ryzykiem błota (nawet z niewielkim obciążeniem staramy się ten odcinek omijać). Można też wybraną trasę nieco skrócić, ale znowu jakąś wertepiastą dróżką, którą wysypali grubym tłuczniem albo gruzem (rany, może by wreszcie ją wyasfaltowali jak większość okolicznych wiejskich dróg - byłby fajny skrót).

Po drodze mijamy przed domami kilka smętnych, okutanych w kurtki grupek, które próbują świętować Święto Grilla.



Po drodze spotkanie z bocianem, kilka spotkań z bażantami itp.



Zahaczamy o Aleksandrię, mając nadzieję że Biblioteka Aleksandryjska jest wreszcie znów otwarta, ale niestety w międzyczasie spłonęła.



Na koniec jeszcze przejeżdżamy obok harcówki drużyny Kluski, a pnieważ dziś jest 1 Maja, przejeżdżamy przez ulicę 1 Maja (nie musieliśmy nawet specjalnie zbaczać, bo od tej strony nie da się przejechać przez miasto nie przejeżdżając przez 1 Maja. No i tak docieramy do domu.

Niedzielę kiblujemy więc w domu, zamiast pod namiotem, zresztą niektórzy kiblowali dziś w terenie (tak jak i my początkowo planowaliśmy). Otóż obecny drużynowy Kluski z ekipą kiblowali na łódce gdzieś na Mazurach i wieczorem nadawali śpiewanki live na fb (link do śpiewanek jakby kto był zainteresowany). Otóż ponad rok temu w czasie lockdownu zaczęli nadawać online śpiewanki i od tej pory co niedziela nadają je pod tyułem "Usiądź z nami przy ognisku", teraz był już 37 odcinek. Zwykle nadają z harcówki, ale tym razem z łódki i nie obyło się  bez początkowych problemów technicznych... a poza tym był ogólny klimacik kiblowania po obu stronach ekranu.

Co do pogody, to co prawda u nas w poniedziałek tylko raz krótko padało (za to grad), ale z radarów wynikało że chmury deszczowe które nas omijały, szły tam gdzie byśmy byli gdybyśmy nie wrócili wcześniej i przez pół dnia co chwila jakiś deszcz by przechodził Tak więc przynajmniej nie żal było wcześniejszego powrotu (ale nawet gdyby poniedziałek był pogodny, skrócenie majówki i tak by było dobrą decyzją).

Natomiast najlepszą decyzją był wcześniejszy wyjazd na majówkę, dzięki temu mieliśmy trzydniówkę i dwa dni dobrej pogody.


  • dystans 16.60 km
  • 4.50 km terenu
  • czas 01:30
  • średnio 11.07 km/h
  • rekord 32.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Majówka Minimum 2: Pętelka Minimum

Piątek, 30 kwietnia 2021 · dodano: 04.05.2021 | Komentarze 8

Nad ranem pada trochę deszcz, potem nisko przelatuje wojskowy helikopter, ale poza tym noc przebiega spokojnie.

Gdy wstajemy, już się rozpogodziło i nawet słońce zaczyna świecić. I tak będzie cały dzień - słonecznie, wietrznie i bezdeszczowo. W cieniu, albo gdy słońce zajdzie za chmury, jest trochę chłodno (zwłaszcza w wietrznym miejscu), za to na słońcu i w osłoniętych miejscach dosyć ciepło.

Nim zjemy śniadanie i się zbierzemy (niezbyt wcześniej, ale zdążyliśmy przed południem), namiot wyschnie... ale wcześniej można umyć twarz i ręce korzystając z wody na tropiku.



Przed zwinięciem namiotu trzeba eksmitować ślimole, które oblazły sypialnię (fotka ze środka namiotu).



A na oponie znajduję takiego robala.



Ruszamy, dzisiaj króciutka trasa po okolicy.

Pierwszy postój, to przystanek w Esterce (więcej zdjęć we wpisie na blogu pocztówkowym).





A potem gruntówami dalej.



Aż docieramy do doliny Rawki.




Czeremcha jeszcze nie kwitnie



W końcu docieramy do samej Rawki



Grodzisko w drugim planie




Szukamy skrzynki przy grodzisku i zdaje się że znowu zginęła... albo pniak się rozpadł tak, że nie da się go rozpoznać, a skrzynka pogrzebana pod próchnem i dopiero archeolodzony kiedyś ją odkryją... ponieważ w logach jest info, że ktoś znalazł skrzynkę walającą się luzem, przeczesujemy okolicę, żeby ją znaleźć ewentualnie jakieś resztki. Aż tu Kluska woła:
- Znalazłam sztuczne jajko!

Przynosi mi znalezisko i co się okazuje? Jest to prawdziwe jajko! Ale hipoteza było o tyle sztuczna, że dzień wcześniej w skrzynce było sztuczne jajko. Robimy mu zdjęcia i czym prędzej odkładamy je tam skąd Klu wzięła i mamy nadzieję że nasz krótki kontakt z jajkiem mu nie zaszkodzi. Leżało na ziemi przy drzewie, nie było żadnego gniazda, no ale cóż - różne są zwyczaje lęgowe ptaków... rzucam jeszcze okiem w górę, ale nie widzę żadnego gniazda z którego mogło wypaść (na przykład wyrzucone przez kukułkę).

W domu sprawdzam i wychodzi mi że jest to jajo drozda śpiewaka - kolor i plamkowanie się zgadzają, rozmiar też (miało gdzieś pomiędzy 2,5 a 3cm). Śpiewaki budują porządne gniazdo, więc jajo znajdowało się poza nim, doczytałem się że kukułki podrzucają im swoje jaja, więc wydaje się że hipoteza z kukułką była słuszna... widziałem fotkę kukułki z jajkiem w dziobie, więc może odfrunęła dalej z jajem nim je wyrzuciła, żeby ptaszki się nie zorientowały (co by tłumaczyło że nie widzieliśmy obok gniazda).

Jeśli dobrze wykombinowałem, to znaczy że jajku nie zaszkodziliśmy, a w każdym razie nie my mu zaszkodziliśmy.



Przy okazji wstawię fajne porównanie jaj (na grafice są modele jaj, a nie prawdziwe jaja... z wyjątkiem kurzego), podobne ale z mniejszą ilością jaj krążyło w okolicach Wielkanocy. Powiększenie po kliknięciu w fotkę. A tu inne tablice jaj - link.



A poza tym - jaskółki nisko latały, znaczy będzie padać. Poza tym jest to znak, że już przyleciały, pora sprawdzić po powrocie z majówki, czy hipotetyczna kolonia brzegówek jest zasiedlona.



Po dłuższym postoju na łączce nad Rawką, przebijamy się do kładki i nią przechodzimy na drugą stronę.




A tut taka fajna łąka, tak Klusce się podoba, że znów musimy się zainstalować na dłużej (ale spoko, dlatego trasa krótka, żeby się nie spieszyć i pobyć dłużej tam gdzie nam się akurat spodoba).



Kluska lornetkuje okolicę



Min. grodzisko w Starej Rawie, większe od tego w Dzwonkowicach.



Przyszła pora na zmianę koszulki - znaczy zielona , która była na wierzchu, teraz idzie pod spód, a na wierzchu ląduje maskująca spod spodu.



W końcu docieramy do kościoła w Starej Rawie.



Grób przy kościele



Anioł na monocyklu?



Wtem! Po ogrodzeniu biegnie wiewiórka - zasuwa szczytem ogroszenia jak kot, tylko że koty zwykle powoli kroczą, a ta zasuwa pełnym gazem (pożyczam fotkę od lavinki, bo mi słabiej wyszły). Niesamowity widok.



W skrzynce sporo logbooków, zostawiamy najnowszy, a różne karteluszki zabieramy... po rozprostowaniu i posegregowaniu okazuje się, że są min dwie ocalałe kartki z pierwszego logbooka sprzed 11 lat.



Docieramy na grodzisko



Ścieżka na szyt doskonale nadaje się puszczania i łapania piłeczki.



I tak nie wiadomo kiedy zrobił się wieczór, więc pora się kierować na upatrzone miejsce noclegowe w krzakach. Jeszcze kilka kadrów z trasy.

A tym widoczkiem Kluska się zachwyciła.



Jeszcze raz Rawka



Krokodyl rawkowy (Crocodylus ravcoticus)






  • dystans 31.62 km
  • 5.60 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 12.40 km/h
  • rekord 35.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Majówka Minimum 1: Na Wysoczyznę Rawską

Czwartek, 29 kwietnia 2021 · dodano: 03.05.2021 | Komentarze 12

Majówka Minimum, bo jedziemy tylko za granicę... znaczy za granicę województwa i to tuż tuż za granicę. A daleko też nie mamy, bo do granicy z łódzkim mamy ze dwadzieścia kilometrów, a pewnie dałoby się przekroczyć granicę przejechawszy tylko kilkanaście. Poza tym Minimum, bo nie planujemy długich przebiegów, niewiele więcej niż to co ja przejechałem w jeden dzień w ramach rekonesansu, mamy zamiar przejechać w cztery dni.

Zasadniczo planowaliśmy wyruszyć w piątek, ale prognozy na majówkę sprawiły, że postanowiliśmy wyjechać już w czwartek (najlepiej by było jeszcze dzień wcześniej, ale już byśmy się nie wyrobili). Plan jest taki - cztery dni jazdy i jeden dzień zapasowy na kiblowanie, a jakby pogoda zrobiła się beznadziejna to ewentualny wcześniejszy powrót (daleko nie mamy).


Ruszamy niezbyt wcześnie, na start obowiązkowo buła i książka.



Pierwszy postój na krzaczki i Kluska znajduje w zagajniku obrączkę gołębia. Bardzo się cieszy, bo jak się okazuje marzyła o takim znalezisku od dawna (sam mam w domu jakąś znalezioną). Odczytaliśmy że był to zwykły gołąb (nie pocztowy, nie egzotyczny), z 2015 i z rejonu Kutna.



Tradycyjny postój na cmentarzyku w Studzieńcu. Kluska ogląda groby wychowanków zakładu poprawczego (z roczników dostępnych online, wyczytałem, że na zajęciach stolarskich sami wykonywali trumny, było wyszczególnienie ile czego wykonali w danym roku).



Wygodny pniaczek na skraju cmentarzu, robi za stolik, albo siedzenie... gdy już się rozpadnie, nie będzie tak fajnie. Kluska wpisuje się do skrzynki - jest to jedna z trzech pierwszych moich skrzynek, które założyłem 11,5 roku temu (rany, jak ten czas leci).



Zagajniczek przy cmentarzu



Graby zielenieją



W zagajniczku w tej chwili kwitną głównie głównie fiołki i ziarnopłony wiosenne. Można na nich przyłapać motyle - to chyba bielinek bytomkowiec.




A tu gody cytrynków (dwa samce z ciemniejszymi skrzydełkami i jasnożółta samiczka)



Kluska wypatrzyłą oleice i to ze cztery po kolei (w sumie ich z sześć znaleźliśmy).

Tutaj z lewej samica (najłatwiej poznać po czułka - są względnie proste, znaczy tylko falują), a z prawej samie (czułki wyraźnie w połowie załamane mniej więcej pod kątem prostym).



O, u tego samca wyraźnie widać załamanie czułków



I jeszcze jedna samiczka



Wyprawa na brzozową wysepkę, droga wiedzie po ziemi ubitej przez koła traktora.



Rypiemy dalej - pod wiat, pod górę i pod słońce. Pod górę, bo jedziemy z Równiy Łowicko-Błońskiej na Wysoczyznę Rawską, po drodze zaczynają się łagodne wzgórza wysoczyzny i lekkie zjazdy (ale potem trzeba to znów podjechać) i pierwszy konkretny zjazd do Jeruzala - już w województwie łódzkim.

Tam zdobywamy skrzynkę związaną z kwaterą wojenną z 1939. Tak więc najpierw odwiedzamy cmentarz i mogiły by spisać hasło do zalogowania skrzynki.



A potem do lasku po skrzynkę, gdzie robimy sobie rozwałkę. Przerwa na logowpisy, jedzenie itp.



Stamtąd idziemy po kolejną skrzynkę, bo jest już blisko, ale droga jest usiana pułapkami. A to górka piasku, na której utyka Kluska i nie chce się ruszyć.



A to krzaki akacji z kolcami, które Kluska odrywa, wbija w źdźbła trawy i tak ma broń (w tle kościół w Jeruzalu).



A to stare, połamane płyty lastriko za cmentarzem... Kluska dodatkowo znalazła węgielek i coś na nich rysuje.



Tak więc od znalezienia pierwszej skrzynki poprzez znalezienie drugie, poodkładanie wszystkiego i wszystkie atrakcje mija jakieś pięć kwadransów nim udaje nam się wyruszyć.

Jeszcze bawimy się w zwiadowców i podchodzimy mamę.



Lornetkowanie - Klu mam nową zabawkę, lornetkę z ośmiokrotny przybliżeniem, fajna bo kieszonkowa, na wyrypę z pełnym obciążeniem w sam raz.



Rypiemy dalej, droga przez las w wielu miejscach piaszczysta i trudno przejezdna, zwłaszcza z pełnym obciążeniem. Poza odcinkami pieszymi dałoby się nawet jechać, ale robimy sobie przyjemny spacerek przez las.



Tajemniczy las jak z horroru.







Aż docieramy do Gacny.



Jest to kaplica w środku lasu, w miejscu o nazwie Gacna - kiedyś mówiliśmy na niej Gocha, bo na mapie mieliśmy taką nazwę, chyba błąd w kopiowaniu map. Tak czy inaczej cały czas dla nas trochę Gochą jest.




Klu w jałowcach



Mierzenie obwodu sosny przy kaplicy - wyszło nam, że ma 262 cm.



Piasek! Tylko dlatego wyciągnęliśmy Kluskę z Jeruzala, bo obiecaliśmy jej piasek pod Gochą. To jest główna droga z Jeruzala, dlatego przepychaliśmy się bocznymi ścieżkami, bo tędy nawet pchać byłoby ciężko.



Kluska dokopała się do skały ma... przepraszam, do piachu macierzystego



Ruszamy dalej (znaczy pchamy dalej), wjeżdżamy... eee wchodzimy z powrotem do województwa mazowieckiego .



Poprzerastana sosna



Docieramy do stawów przy rzeczce Chojnatce.




W tle młyn. Po prawej województwo mazowieckie, po lewej łódzkie, do którego za chwilę wejdziemy (ale już w innej gminie).



Klon jesionolistny - kwiaty żeńskie



i męskie



Idziemy dalej:
- Łoooo! Ziuciek!



W końcu docieramy w krzaki, gdzie kilka dni temu złożyłem depozyt z wodą w butelkach i rozbijamy się noc. W nocy wypełzają ślimole.



Ale też można spotkać inne owady o nocnym trybie życia, czy na przykład takiego pająka.









  • dystans 61.35 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:03
  • średnio 20.11 km/h
  • rekord 40.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Akcja Biblioteka 4.6

Wtorek, 27 kwietnia 2021 · dodano: 28.04.2021 | Komentarze 7

Liczyłem na to, że w związku z lekkim poluzowaniem lockdownu, biblioteki będą przed majówką normalnie otwarte (normalnie, jak na warunki pandemiczne, a nie przedpandemiczne). Ale gdzie tam - Żyrardów nadal zamknięty na głucho, w Grodzisku i Mszczonowie trzeba się umawiać na dzień i godzinę... doczytałem się że Biblioteka Narodowa utrzymała dotychczasowe rekomendacje.

Tak w ogóle, żyrardowska biblioteka jest chyba ostatnią w okolicy całkowicie zamkniętą. Zaraz po 15 marca biblioteki w niektórych pobliskich miastach, czy w niektórych dzielnicach Warszawy zostały całkowicie zamknięte, ale w następnych tygodniach uruchamiały "wypożyczenia bezkontaktowe" z umówieniem na godzinę. Ostatnia uruchomiła się tydzień temu biblioteka w Sochaczewie, a Żyrardów zamknięty do końca kwietnia (półtora miesiąca).

No cóż, nie mogę czekać co tam w następnym tygodniu, bo nam się książki powoli kończą - umawiam się do Grodziska na 14, zamawiam też książki z Międzyborowa i Jaktorowa, o  które zahaczam po drodze.


Do Grodziska docieram z zapasem, a po drodze sobie przypomniałem że od jesieni są trzy nowe murale. Zapomniałem zerknąć na mapkę, a nie bardzo pamiętam gdzie są zlokalizowane, trochę się kręcę po Grodzisku i udaje mi się namierzyć jeden z nich (pozostałe następnym razem). Tak w ogóle, gdy miasto zaczęło ogłosiło konkurs na "Grodziskie Murale", to zrobiłem sobie roboczą mapkę żeby łatwiej do nich trafić i sprawdzić czy już powstały... potem ją udostępniłem i aktualizowałem, bo pomyślałem że innym też się przyda w ich znalezienie. Oto ona - Mapa grodziskich murali.



Ten zielony grzybek obok, to toaleta... nie wiem czy czynna.



Po drodze mijam jeden z pierwszych, konkursowych murali jeszcze z 2014. Trafo jest w identycznej szacie co ten nowy.



A tutaj wyjaśnienie tajemnicy tego murala - jest to nawiązanie do architektury grodziskiej Willi Radogoszcz.



Po drodze mijam jeszcze kilka murali, które już wcześniej odwiedzałem.





No i biblioteka. Otóż stwierdziłem że przed majówką zamówię książki z Pawilonu Kultury, a nie z głównej Biblioteki Dziecięcej, a to dlatego że tutaj zwykle szybciej realizują zamówienia i rzeczywiście przygotowali mi ksiązki zaraz rano w poniedziałek. Tylko że w odróżnieniu od biblioteki głównej, tutaj nikt do mnie nie dzwonił... we wtorek rano próbowałem się do nich dodzwonić - sygnał był, potem się urywał jakby ktoś odbierał i cisza. Szlag! Już jesienią nie mogłem się tu dodzwonić... ale spróbowałem z innego telefonu i połączyłem się bez problemu, a więc coś jest z telefonem nie tak (do biblioteki głównej też tylko na jeden z dwóch podanych numerów mogłem się dodzwonić).

Umówiłem się na odbiór za kilka godzin i dowiedziałem się jak wygląda w praktyce procedura odbioru i zwrotu książek.



Otóż jest to procedura stolikowa - książki miały na mnie czekać na stoliku w przedsionku, a zwrotu dokonuje się do pudełka (zwrot pudełkowy przy wyjściu był już od jesieni, to jakieś echa rekomendacji podziału na "ścieżkę brudną" dla zwracanych książek idących na kwarantannę i "ścieżkę czystą" dla ksiązek wypożyczanych... większość z odwiedzanych bibliotek już sobie to odpuściła).

A w ogóle pani dodała, że jakby co to one tam są obok i służą pomocą. No faktycznie, stanowisko bibliotekarskie jest tutaj zaraz przy wejściu, pawilon jest przeszklony i jakby co można się przykleić na glonojada, zobaczyć gdzie ktoś jest i się dopukać).

W bibliotece głównej jest gorzej, gdyż mieści się ona na drugim piętrze, stąd trzeba spod biblioteki zadzwonić i pani schodzi z książkami na dół... Tak sobie z lavinką dyskutowaliśmy, że powinni spuszczać książki w koszyczku na linie, zamontować bloczek korbkę i jedziemy:
- Panie Marianie! Pan przyjdzie z młotkiem obstukać bloczek, bo znów się zaciął. Tylko proszę nie spaść jak poprzednio.



Jeszcze Jaktorów i Międzyborów, gdzie zamówiłem książki przez katalog online, ale tu już bez umawiania na godzinę. W Międzyborowie już na mnie czekały, ale w Jaktorowie z zamówionych sześciu były dwie... okazało się, że czterech nie mogli mi wypożyczyć, bo był już zamówione telefonicznie.

Otóż katalog online tej biblioteki działa tylko połowicznie online... znaczy dane z systemu bibliotecznego nie są prezentowane online w trybie rzeczywistym, tylko są przerzucane dopiero wieczorem (i to też chyba nie w pełni automatycznie, ale szczegółów nie znam). Stąd też zamówienia online wcześniej w ogóle nie były realizowane, choć teoretycznie system taką opcję zawierał (kiedyś w Międzyborowie zamówiłem i pani się zdziwiła gdy zauważyła to w systemie gdy byłem w placówce, w Jaktorowie nie sprawdzałem. Zamawiać można było telefonicznie, albo e-mailem, a ostatnio zachęcają do zamawiania online, ale w godzinach 20-8.

Tak na marginesie, jak byłem poprzednim razem i przypinałem rower pod biblioteką, ktoś podjechał rowerem do stojaków i mówi mi "dzień dobry". Patrzę, a to dyrektorka biblioteki. No cóż, tam mnie już chyba wszyscy dobrze znają, raz że przetestowałem im system sprawdzając wszystkie opcje  co działa a co nie i klikając co się da, poza tym jestem tam częstym gościem i na dodatek korzystam z obu bibliotek jednocześnie.

Aha, dobrałem jeszcze dwie książki z nowości wyłożonych na stole.



Ach, być w Jaktorowie i nie odwiedzić Ostatniego Tura?



Na skwerku za turem - jakaś jasnota, tych fioletowych nawet nie próbuję identyfikować.



Od lewej - ślimol, stonogo lub prosionek, to samo tylko młodsze.





Jeszcze inne ślimaczki.




I tramwaje



A jakbym nie wrzucił zdjęć Pisi Tucznej, to dla odmiany huann byłby niepocieszony.




Łany ziarnopłonów wiosennych nad Tuczną.



I parę fotek ptaków, zdjęcia są jakie są, ale mam taki aparacik, że jeśli widać cechy charakterystyczne ptaka umożliwiające identyfikację, to uważam to za sukces.

Sójka, która się wygrzewała na słońcu rozkładając skrzydła, a potem zainstalowała się w korzeniach sosny.




Jakiś maluch



Dudek



No i jeszcze wiewióra przebiegająca mi drogę



Aktualizacja 28.04.2021: jest nadzieja, że po majówce będzie normalniej z bibliotekami, na razie jest tak:

- Mszczonów - już kwadrans po rozpoczęciu rządowej konferencji biblioteka we Mszczonowie ogłosiła, że od 4 maja jest w pełni otwarta z wolnym dostępem do półek i że zamknięta całkowicie filia w Osuchowie też zostanie otwarta,
- Żyrardów - na razie jest komunikat że czekają na szczegóły dotyczące luzowania obostrzeń
- Grodzisk - póki co brak jakiegokolwiek komunikaty, pewnie też czekają na rozporządzenia i rekomendacje z BN-u




  • dystans 32.95 km
  • 11.70 km terenu
  • czas 01:46
  • średnio 18.65 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Slalom między chmurami

Poniedziałek, 26 kwietnia 2021 · dodano: 28.04.2021 | Komentarze 2

Śmieszka latarnik



Pogoda była taka, że tu i tam krążyły chmury z opadami, ale na szczęście udało się je wyminąć, tyle co je widziałem z jednej, drugiej, czy trzeciej strony.





Wiosenna droga do lasu



Witamy w lesie



Trochę mokradeł, bagienek, bajorek





A to jest droga.



W takich okolicznościach przyrody najłatwiej spotkać kaczeńce




Udało mi się znaleźć fajne przewrócone drzewo z podręcznikowymi wręcz tunelami wydrążonymi przez korniki - lekcja biologii w terenie (muszę zapamiętać miejscówkę).





Powrót, też się pod żadną chmurę nie władowałem.