teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114878.10 km z czego 16730.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 45.20 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 02:22
  • średnio 19.10 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Upalnie na jagody

Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 19.07.2020 | Komentarze 6

Po zmasakrowaniu się w lesie tydzień wcześniej, mimo upału skorzystałem z wolnej chwili i wyskoczyłem znów na jagody... Znów wyskoczyłem skoroświt, żeby skorzystać z resztek chłodu nocy, którego nie zdąży przegonić nisko jeszcze wędrujące Słońce (udało się - dojechałem do lasu nie masakrując się) i tam postanowiłem zalec na cały dzień, do wieczora... tym razem zmieniłem taktykę, by się nie wykończyć i ograniczyłem aktywność do minimum -  żadnego wędrowania za kurkami, żadnego przejeżdżania między miejscówkami, tylko zalegam na cały dzień w jednej miejscówce jagodowej.

Poza tym przygotowałem się jak na wojnę, zabrałem ze sobą:
- butelkę zamrożonej wody prosto z zamrażalnika (to patent podpatrzony kiedyś w Hiszpanii - wrzucamy butelkę wody 1,5l do zamrażalnika dzień wcześniej i mamy zimną wodę z lodem przez pół dnia, jeśli wrzucimy dwa lub więcej dni wcześniej, to jest zimna praktycznie do końca dnia nawet przy 30 stopniach)
- butelkę wody - do mycia rąk, żeby nie zapaskudzić książki, a także dolewania do zamrożonej wody, gdybym pił szybciej niż by się lód rozpuszczał
- termos mięty z lodem
- termos kawy (bez lodu, ale chłodnej)
- zapas jedzenia i mleka w lodówce turystycznej
- książkę, na dłuższe posiedzenia w celu odsapnięcia i ostygnięcia

Owszem było ciężko, ale o niebo lepiej niż tydzień wcześniej, pomyślałem że podjęte środki były skuteczne... to pewnie też, ale po sprawdzeniu okazało się że było 4-5 stopni chłodniej niż uprzednio.



Na dzień dobry przejazd przez łąkę i czerwończyk dukacik.




Przemknęła mi myśl, że w tych warunkach bardziej na miejscu w tych warunkach byłby czerwończyk żarek... i co? Przejrzałem w domu zdjęcia i okazało się, że drugi motyl, to chyba właśnie czerwończyk żarek.




A to już w lesie i pierwszy w tym roku kozak... kompletnie robaczywy.



Oraz zajączki... ale nie podgrzybki złotopore, czy obciętozarodnikowe zwane popularnie zajączkami właśnie, ale prawdziwe podgrzybki zajączki. Jeden robaczywy, drugiego nawet już nie sprawdzałem.





Garść kurek tez się trafiła (te zebrałem)



Las... dosyć świetlisty, co w taki upalny dzień nie było okolicznością sprzyjającą.



Drugie śniadanie (a może już trzecie?).



Ciem w jagodach



A teraz pająk, który uzyskał tytuł "robal dnia" - spadło toto na mnie, czy też wlazło, sam nie wiem. No to zrobiłem mu małą sesję foto.

Edit: prawdopodobnie jest to samica gatunku spachacz zielonawy (Micrommata virescens), fotki innego osobnika w tym wpisie.









  • dystans 25.86 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 01:27
  • średnio 17.83 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście (Kluska zdobywa sprawność Astronoma)

Piątek, 3 lipca 2020 · dodano: 18.07.2020 | Komentarze 6

Zdobyte sprawności naszyte na rękaw, a Kluska przystępuje do zdobywania sprawności Astronoma.

Zaczynamy od literatury fachowej, znaczy od lektury księgi VIII Tytusa Romka i A'Tomka pt. "Tytus zdobywa sprawność Astronoma".




A tak było w komiksie (cała strona - powiększenie, oraz strona kolejna)



Obserwacja Księżyca.



Po przeczytaniu tego fragmentu, mimo że było już dosyć późno i w zasadzie pora spać, to musieliśmy wyjść na dwór i własnymi osobami odtworzyć poniższy model. Oprócz tego, że na początku byliśmy Słońcem, Ziemią i Księżycem, byliśmy potem też innymi planetami... albo Klu była kometą Shoemaker-Levy 9 i wpadała na Jowisza. Na koniec zaś była Oumuamua i leciała sobie gdzieś daleko.



A to przykład jakie kwiatki można znaleźć w książkach dla dzieci. Pierwszy kwiatek to wielkości planet, ja rozumiem że nie są zachowane dokładne proporcje, ale jak już różnicujemy wielkości planet, to róbmy mniej więcej prawidłowo i niech Mars będzie mniejszy od Ziemi oraz Wenus! A Jowisz powinien być między obozami planetoid trojańskich, a nie pierdyknięty gdziekolwiek na orbicie! Widać, że grafik robiący ten obrazek, zupełnie się nie znał na podstawach astronomii i wstawiał planety gdzie i jak mu się podobało, a nie jak powinno być.



O dalszym zdobywaniu sprawności astronoma :
- o tym jak pojechaliśmy na łąki obserwować gwiazdy,
- o tym jak prowadzimy własny program  eksploracji Układu Słonecznego (badania planet karłowatych),
- o tym jak NASA zrobiła prezent urodzinowy Klusce,
o tym wszystkim jest we wpisie Na łąki nie zobaczyć komety.



A to po jednej z ulew - zbiornik wodny bez znaczenia strategicznego, do którego sforsowania nie jest potrzebny sprzęt przeprawowy. No, my byliśmy wyposażeni w sprzęt przeprawowy, znaczy w kaloszki.



A teraz na rowerze. Gotowi!



Najpierw rozbieg



I chlup!





Kropelkowe klimaty





Ciemka, która przycupnęła na drzewie.



Gołębie Łazienki




Wieczorni (i nie tylko) goście w domu. Łapiemy je do szklanki, ale Kluska nie pozwala ich od razu wypuścić - jedną domę muszą przekiblować w roli zwierzątka domowego, tudzież żywego eksponatu.

Na początek klasyczny kawałek z Baranowskiego. Mimo że to czytałem, to dopiero po larach sobie ten dialog przypomniałem, bo bardziej kojarzyłem go w postaci dowcipu, ghdzie zamiast "ciapem" było "kapciem". Ciekawe co było pierwsze - krążący dowcip, czy dowcip w komiksie Baranowskiego?



Ciem 1



Ciem 2




Ciem 3 - całkiem spore bydlę









Goście na balkonie



O nie! Będzie więcej much!






  • dystans 18.50 km
  • 7.30 km terenu
  • czas 01:02
  • średnio 17.90 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Na jagody i komary

Poniedziałek, 29 czerwca 2020 · dodano: 16.07.2020 | Komentarze 2

Ze względu na popołudniowe zlewy, udałem się tylko do najbliższego lasu na jagody... co prawda tutaj są mniej dorodne, a krzaczki mniej obsypane, ale jakby zlewa przyszła wcześniej, to mogłem się szybko ewakuować, licząc że mnie nie dorwie.

Dojechałem więc do lasu, jadę główniejszą drogą leśną wzdłuż torów, a tu przede mną z lasu wychodzi jakaś babcia z kubeczkiem jagód i rozgląda się (wygląda na zdezorientowaną).  Gdy ją mijałem, zapytała czy tędy dojdzie do Żyrardowa, a wskazała w przeciwnym kierunku. No więc odpowiedziałem, że absolutnie nie, że tam dojdzie do Jesionki, że musi iść w druga stronę. Jeszcze z pięć razy musiałem babcię upewniać, że tak - cały czas prosto i że wyjdzie przy torach i tak na pewno tamtędy i że nie można zabłądzić. Ponieważ babcia wyglądała na mocno zdezorientowaną, zapytałem gdzie mieszka, jak usłyszałem że na Chopina*, to stwierdziłem że spod lasu trafi, ale dałem jej jeszcze wskazówki jak dojść do domu.

*) - babcia powiedziała tak jak się pisze... kiedyś były tabliczki z nazwą ulicy w wersji spolszczonej "Szopena", ale pozamieniali je na Chopina i babcia już się przestawiła.


No, a potem już bez przygód dotarłem na leśne zagony jagód. Warto zaznaczyć, że nie tylko sezon jagodowy zaczął się na dobre, komarowy też... lato.



Paproć z zarodniami



Jakaś koniczyna



Czeremcha zwyczajna ma już dojrzałe owoce



Czeremcha amerykańska jeszcze nie



W temacie grzybów, z jadalnych były jakieś gołąbki i czubajki czyli muchomor rdzawobrązowy.






A toto nie wiem czy jadalne, ale ładne.




Przechodząc do robali - gody oblaczków granatków.





A tu już przegląd młodego pokolenia motyli .

Ten tak się usadowił na pędzie (tyłem,), że końcówki pędu wyglądają jak kły.






Dwie gąsieniczki obficie owłosione






Jakie przyjemne gniazdko



Jest i lokator



Takie cuś



Larwy pluskwiaków, licznie spotykane na jagodach (może odorek zieleniak?).









  • dystans 51.50 km
  • 11.00 km terenu
  • czas 02:49
  • średnio 18.28 km/h
  • temperatura 31.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kurki, jagody, świdośliwa

Niedziela, 28 czerwca 2020 · dodano: 14.07.2020 | Komentarze 8

Ponieważ zapowiadał się upalny dzień, a ja wreszcie miałem czas wyskoczyć na dłużej do lasu, postanowiłem więc wstać rano i ruszyć... obudziłem się jeszcze wcześniej, toteż musiałem trochę poczekać aż otworzą komisje wyborcze, gdzie ostatecznie dotarłem 7:10 i po odstaniu w kolejce (e, trzy osoby to żadna kolejka) mogłem ruszyć w teren.

Tu mała dygresja - w PRLu pierwsza osoba w lokalu wyborczym dostawała kwiaty. Moja prababcia regularnie ustawiała się jeszcze przed otwarciem, żeby być pierwsza. Mój dziadek ponoć jej przygadywał:
- Mamo, warto się tak wygłupiać dla byle bukietu?
- Wcale tak często kwiatów nie dostaję.

Do lasu dotarłem nim sie zrobił skwar.

Oto dwa cmentarze z I wojny światowej pod Wolą Szydłowiecką - mogiła zbiorowa, okryta podczas badań archeologicznych.



I zapomniany cmentarz, gdzie do niedawna o jego obecności świadczył tylko układ -  rów dookoła i lekki  wzgórek. Teren obok nie wygląda na las, ale to wyjątkowo nie wina leśników i drwali, bo był tutaj długi pas potężnego wiatrołomu.




Dotarłszy na miejsce ruszyłem w poszukiwaniu kurek. Po obejściu rejonu kurkowego, wyniki były mizerne - tylko 23 kurki. Za to zrobiło się gorąco, ja się zagotowałem i musiałem na dłużej zalec by odpocząć... co niewiele pomagało, było po prostu zbyt gorąco, nawet w cieniu.



Na jedną kurkę przypadał mniej więcej jeden prawdziwek, ale w 100% robaczywe i to nie tylko nóżki, ale też kapelusze.




Goryczak żółciowy



Jakiś taki grzyb



Sporo było pędów kwiatowych korzeniówki pospolitej.






O, pierwsze malinki



Oraz poziomki



Świdośliwa...świdośliwę zbierałem już wcześniej, ale to chyba były resztki (przyjeżdżałem tu dopiero w lipcu i to raczej w drugiej połowie). Rany ile jej tu jest, albo w tym roku jest urodzaj (brak przymrozków, które by przetrzebiły kwiaty), a może po prostu nie byłem tu w odpowiednim momencie. Skorzystałem z okazji i nazbierałem jej sporą ilość.

Coś pysznego, słodka tak, że dosłownie rozpływa się w ustach... jakbyście zastanawiali się, jakie drzewko owocowe zasadzić w ogródku, to polecam świdośliwę.

Podobno świdośliwa tutaj, to pozostałość po I wojnie światowej i froncie, który stał tutaj ponad pół roku, bo walki przybrały charakter wojny pozycyjnej. Nie mam stuprocentowej pewności, że tak właśnie było, bo świdośliwa ponoć bywała też sadzona jako podszyt, więc to może być kolejna miejscowa legenda, zwłaszcza że w jednej z wersji opowieści świdośliwa trafiła tutaj jako pasza dla koni, co wydaje się być wierutną bzdurą. Natomiast wariag wspominał, że paczki z suszonymi owocami były cenione przez rosyjskich żołnierzy, gdyż służyły one do parzenia herbatek. Faktem jest natomiast, że dużo świdośliwy rośnie na dawnej linii frontu i w jej pobliżu.





Popołudniu, gdy cienie były już dłuższe, pojechałem dalej w las szukać kurek i jagód... po drodze trafiłem na ścinki i w pewnym momencie trochę się w tej masakrze pogubiłem i nie wiedziałem dokładnie gdzie jestem. W pewnym momencie dojechałem do nietkniętego lasu i smutna prawda wyszła na jaw - miejsca do którego jechałem już niema! Cofnąłem się i... szlag, moja najlepsza miejscówka kurkowa, piękny las z ponadstuletnimi dębami został wycięty w pień i zaorany!

Rzadko przeklinam, ale tym razem długo kląłem w głos. Przeklinałem drwali, a przede wszystkim leśników... znana jest sprawa kolesia, który przerobił logo Lasów Państwowych (że jest w nim piła i członek), oraz dosadnie je podpisał, a teraz jest ciągany po sądach... to było najłagodniejsze określenie jakiego użyłem. Tak panowie i panie leśnicy, to właśnie ludzie kochający przyrodę o was myślą, zwłaszcza gdy widzą jak rżniecie najpiękniejsze fragmenty lasu.

Unikając elementów, które by można uznać za wulgarne, moim zdaniem obecne logo LP powinno być zmienione i powinna być w nim ta piła, ścięty chojak i podpis Państwowa Plantacja Desek.



Dodam, że w tym miejscu była ścieżka przyrodnicza (w powyższym kadrze była taka tablica), czy stanowisko widłaka (a pewnie też wielu innych chronionych roślin. No cóż, mam wrażenie że ochrona przyrody, czy rozwój turystyki w wykonaniu leśników, to tylko skok na kasę na te cele... owszem chronimy przyrode, ale tylko do momentu, gdy przyjdzie zamówienie na deski.

A poniższe zasady może i słuszne, tylko jak człowiek widzi kolejne wycięte hektary lasu, zastanawia się jaki w ogóle ma sens dbanie o las. Człowiek drży o każdą złamaną gałązkę, zabiera znalezione śmieci, a potem wkraczają drwale i lasu nie ma na długie lata.



W paskudnym humorze pojechałem dalej na jedną z miejscówek jagodowych, gdzie zaległem już do wieczora i w przerwach między stygnięciem nazbierałem jeszcze jagód.




Po drodze na miejscówkę jagodową i później znalazłem jeszcze 110 kurek, tak więc w końcu zbiór był sensowny. Kurki rosły na leśnych dróżkach, lub tuż przy nich, a w jednym miejscu znalazłem aż połowę tej liczby.



Oblaczek granatek, tym motylem zaczynam przegląd robali



Jakiś inny insekt



Chrząszcz biedronkopodobny




Gąsieniczka




Zaloty motyli z rodziny rusałkowatych, zdaje się, że jakaś przeplatka... może atalia, może aurelia, albo jakaś inna.








Bliskie spotkanie mrożące krew w żyłach... z oczywistych powodów fotka rozmazana, bo nie zbliżałem się (wręcz przeciwnie) i zdjęcie wykonane na dalekim zoomie.



Coraz trudniej w lesie znaleźć las i  cień w gorący słoneczny dzień... tutaj ostatnio pod piłę poszło kolejne kilka hektarów lasu.



Zaskroniec - zjeżdżaj z drogi, zanim cię coś przejedzie, sio!




Ewolucja cumulonimbusa, od kalafiorowatej góry, do kowadła. Dobre kilkadziesiąt kilometrów od mojej trasy (za Wisłą) i szła ta chmura w innym kierunku, więc nie ryzykowałem jeszcze zlewy na koniec tego ciężkiego dnia.







Ta sama chmura (po prawej) z sąsiadem








  • dystans 21.78 km
  • 8.70 km terenu
  • czas 01:45
  • średnio 12.45 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Ostatnia zbiórka i rozdanie sprawności

Sobota, 27 czerwca 2020 · dodano: 12.07.2020 | Komentarze 2

Rano (zieeeew) jedziemy na zbiórkę zuchową, ostatnią przed wakacjami. Kto to widział, żeby tak rano była zbiórka? O 10-ej??? Już wcześniej Kluska się uparła, że chce jechać na własnym rowerze, co oznaczało że trzeba nieco wcześniej wyruszyć. Dziś w ogóle była zbiórka rowerowa, ale mieliśmy już wymierzone, że wspólny przejazd na drugi koniec miasta zajmuje nam pół godziny (poprzednio musieliśmy dać z 10 minut zapasu).

Tak na marginesie, ostatnio rozmawiałem z koleżanką, że jej córka chodziła na zbiórki harcerskie, ale zrezygnowali, bo były za wcześnie.
- Pewnie o 10-ej? - zapytałem.
- Tak!!!
No tak, bo to trzeba wcześniej wstać, dobudzić dziecko, dotrzeć na miejsce... i to wszystko w sobotę.

Tak na marginesie, dobrze że już nam odpadło poranne wstawanie do szkoły... na popołudnie zdarzało nam się zaspać i spóźnić, a wstawanie na 8-ą to był jakiś koszmar. Ranna zmiana była dwa razy w tygodniu, ale średnio raz tylko docieraliśmy, bo w jeden z tych dni robiliśmy planowe wagary (jak urywaliśmy się na jakąś wycieczkę, to celowaliśmy właśnie w takie dni), a czasem po prostu nie udawało się Kluski dobudzić i postawić do pionu.

No ale dosyć tych dygresji, jedziemy na zbiórkę.



Korzystamy z nowej śmieszki rowerowej, która ostatnio powstała nad dawnym rowem burzowym (który dawno temu został zamieniony na dużą, zakopaną rurę). Szybko zyskała popularność i stała się za ciasna - stada rowerzystów dużych, małych, na rowerach, rowerkach, rowerkach biegowych, także rolkarzy, hulajogarzy. Oczywiście na ddr-ce, bo chodnik jeszcze węższy i z kostki fazowanej (nie mogli dać asfaltu po całości?). Do tego te nieszczęsne potykacze, utrudniające ewakuację dzieciom ewakuację na chodnik i uniemożliwiające wyminięcie tamtędy... W ciepły dzień naprawdę trudno tędy się przebijać, ale z rana było w miarę pusto.




A oto ekipa zuchów przed ruszeniem w las (fotka pożyczona od drużynowej). Zbiórki zostały wznowione jakiś czas temu, tylko i wyłącznie w terenie (zresztą pogoda taka, że i tak raczej by były leśne) i w ograniczonej liczbie (najpierw do 6 osób, teraz może być kilkanaście). A oto ostatnia zbiórka przed wakacjami.



Dzieciaki ruszyły w las i my też, tylko inną trasą.

Na dzień dobry mini sesja foto z pięknie opalizującym robalem.






Ze znalezisk, dobrze zachowana czaszka lisa, ewentualnie jakiegoś psa.



Chyba purchawki, purchawki są zasadniczo jadalne, ale poza jednorazowym spróbowaniem smażenia plasterków purchawek na słodko (niezłe!) zasadniczo ich nie zbieram... a ten gatunek mało charakterystyczny, pewnie trzeba przekroić, żeby się upoewnić że purchawka.




Hmmm, jakaś zaraza, czy może przekwitnięta korzeniówka pospolita? Korzeniówka zasadniczo ma pochyloną końcówkę pędu z kwiatami, ale o ile się zorientowałem, kwitnąc i przekwitając, zaczyna on się prostować.



Zainstalowałem się w jagodzinach, by nazbierać trochę jagód na dobry początek. Jagody już od jakiegoś czasu były w lesie, ale nie miałem czasu wyskoczyć na zbiór.





Czas szybko mija, pora wracać po odbiór naszej zuchenki.



Przed końcem lasu dogoniliśmy gromadę wracających zuchów.



Rower Kluski, specjalnie na tę okazję wyposażony w sakwę. W środku oczywiście chlebak. A znacie dowcip o chlebaku? Tak? No to posłuchajcie:

- Do czego służy chlebak?
- ?
- Jaka sama nazwa wskazuje, do noszenia granatów... żeby się nie chlebotały.



Na zbiórce odbyło się rozdanie naszywek zdobytych sprawności.



Z prawej z niebieską obwódką, dwie sprawności grupowe zdobywane na zbiórkach:

- Pocztowiec - zdobywany przed lockdownem

- Kuchcik - zdobywany ostatnio na zbiórkach leśnych. Kluska zabierała moja okopconą menażkę - idealną do gotowania w ognisku, bo już bardziej się nie pobrudzi. Klu z koleżanką dostały odznakę z wyróżnieniem, bo najszybciej ze wszystkich udało im się zagotować menażkę wody (opłaciło się ćwiczenie rozpalania ogniska). Była jeszcze historia z wyciąganiem muchy z menażki, bo koleżanka trochę się brzydzi robali i Klu zaopatrzona w niezbędnik wyławiała tę muchę.
A teraz zagadka - czym się różni harcerka brzydząca się robali od zwykłej dziewczyny? Harcerka nie wypije herbaty z muchą, zwykła dziewczyna nie wypije tej herbaty nawet po wyciągnięciu muchy.

- Badacz - w czasie lockdownu, zuchy zdobywały sprawności indywidualne, my zaczęliśmy od Badacza - przeprowadzaliśmy różne eksperymenty (hodowla kryształków, która trwa do tej pory, zrobienie kompasu z korka, magnesu i gwoździka i inne... dziennik badacza został wzbogacony o komiks o Panu Marianie w laboratorium, Quiz, czy rubrykę Fajne Fakty Pana Mariana). Nakręciliśmy też filmik, gdzie Kluska pokazuje jak wykonać maszynę do robienia bąbelków (oto filmik na jutubie)

- Geoposzukiwacz - potem zdobywaliśmy jeszcze sprawność geocachingową, co prawda jest ona raczej dla początkujących, a Klu jest już doświadczoną geokeszerką, ale wykonaliśmy bardziej zaawansowane zadania - oprócz znalezienia i zalogowania kilku kolejnych skrzynek (w tym tematycznej - Imieniny Zucha), Klu przenisła też kilka GeoKretów i założyła własną skrzynkę.

A w wakacje zdobywa sprawność Astronoma... ale o tym w jednym z następnych wpisów



Mieliśmy zamiar wrócić przez las, ale że Klu była trochę zmęczona i do tego nadchodziły chmury deszczowe, to pojechaliśmy optymalną trasą przez miasto i udało się zdążyć przed ulewą (choć troszkę nas pokropiło).


  • dystans 35.00 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 01:51
  • średnio 18.92 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Dwieście kurek po drodze z biblioteki

Czwartek, 25 czerwca 2020 · dodano: 11.07.2020 | Komentarze 3

Kolejna rundka po bibliotekach (książki dla Klu muszę zwozić całymi kilogramami). Na dzień dobry zlało mnie podczas przejazdu przez miasto, ale nim wyjechałem z Żyrardowa, przestało. To było nawet przyjemne chłodzenie, choć moim zdaniem prysznic był zbyt intensywny i wolałem tego nie powtarzać... a było ryzyko, że mnie zleje, bo z lewej i  prawej krążyły mniej lub bardziej podejrzane chmury. Ostatetcznie przemknąłem między nimi, ale niekorzystnym efektem ubocznym było to, że miałem sporo słońca.





Mama, tata, pocekajcie na mnie!



Biedronka mączniakówka złapała mnie jako rowerostop i się kawałek przejechała na moich spodenkach.



Oddałem książki we Mszczonowie i skierowałem się do biblioteki w Międzyborowie. Po drodze zrobiłem sobie stopik w lesie, mając nadzieję że przyjdzie więcej chmur... a tu niestety wręcz przeciwnie, większość chmur sobie poszła i zrobiła się lampa. Już zacząłem żałować, że nie dociągnąłem do samej biblioteki bez postoju, ale odchodząc dosłownie potknąłem się o kępę kurek. Postanowiłem więc poszukać ich więcej.

Początkowo zbiory były mizerne, ale potem się rozkręciły i ostatecznie uzbierałem 213 grzybków (większość małe, więc jakoś strasznie dużo ich nie było, ale na niewielkie porcje na dwa obiady starczyło - oczywiście smażone na maśle). Chyba pierwszy raz zbieram większą ilość kurek już w czerwcu, ale z drugiej strony, jeszcze kilka lat temu nie miałem w ogóle miejscówek kurkowych, więc obserwacje są właśnie z tych kilku lat.





Było też kilka gołąbków/surojadek




Czubajek (muchomorów rdzawobrązowych)



Jak i innych niepozornych grzybków




Zaloty żuczków











  • dystans 14.00 km
  • czas 00:48
  • średnio 17.50 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Środa, 24 czerwca 2020 · dodano: 10.07.2020 | Komentarze 3

Biblioteka drive in (dla rowerów).



Lato... albo upał, albo leje.

Z cyklu: na rowerze w deszczu.



Perełki burzowe, powstają prawdopodobnie po tym, gdy piorun uderzy w to miejsce, dlatego zaraz po burzy zbieracze pereł ruszają w teren.




A tu rosną morgenszterny, lub kiścienie (zwane czasami korbaczami).



Moja dawna szkoła.



O, jeszcze są odciski dłoni (nie moich), ale coraz słabiej widoczne.




Ławeczka i latarnia w żurkowych* sweterkach z ostatniej jesieni.

*) ŻUREK - Żyrardowskie Utalentowane Rękodzielniczki Kulturalne



Ostatnio druga ławeczka dostała włóczkowe ozdoby.





Pojawiły się też kwiatki






Do których zleciały się biedronki, a nawet pszczółka.




Kałuża - zbiornik wodny bez znaczenia strategicznego, do którego pokonania nie potrzeba środków przeprawowych (wystarczą kaloszki lub sandałki)



Druga dla nurków



Przed jedną z żyrardowskich knajpek



Gołębie przycupnięte w deszczu



Ale winniczki i inne ślimaki są zadowolone



Gąsieniczka



Jakaś osa




Drewniany domek, jeden z nielicznych pozostałych po wsi Teklinów.



Burza! Ale daleko, gdzieś bodaj pod Pilawą, dobre kilkadziesiąt kilometrów stąd. Cumulonimbus o kształcie kowadła.






Jerzyków to u nas sporo. Co prawda populacja się zmniejszyła, gdy zakratowali otwory wentylacyjne, ale po zamontowaniu pod szczytami wieżowców domków dla jerzyków, ich populacja wzrosła i jest ich chyba więcej niż kiedyś. Tylko jaskółki dawno się wyniosły, przy okazji ocieplania i remontów zostały usunięte gniazda z balkonów. Jedno z gniazd było w rogu balkonu obok nas, gdzie mieszkała starsza pani... nie pamiętam kiedy zostało usunięte, czy przy okazji ocieplania bloku, czy też po tym jak pani Stefania umarła i był jakiś remont.






  • dystans 10.42 km
  • 2.00 km terenu
  • czas 00:42
  • średnio 14.89 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Na wydm... znaczy na pustynię

Wtorek, 23 czerwca 2020 · dodano: 06.07.2020 | Komentarze 4

Jedziemy na wydmy w Między... eee, znaczy na pustynię na Dzikim Zachodzie.



No, półpustynię.





Uedy (wadisy) - jak to jest podpisane w moim atlasie.





Dowód, ze jesteśmy w Ameryce Północnej? Dąb czerwony, który właśnie stamtąd pochodzi.



O, ślady bizona.



Hmmm, to chyba biedronka azjatycka... czyli kolonizacja zza drugiego oceanu.




A to wioska indiańska, a konkretnie totem w wiosce.



O, jest i Indianin na swoim rączym mustangu.



Co ten Indianin ma przywiązane do konia? Aha, złapał dzikiego mustanga.



O, złapał też bladą twarz i przywiązuje Piccolo Sombrero do pala.



Taniec zwycięstwa.



Amerykańskie nieprzebyte bory



Ciekawa sosna - niewysoka i nieco się kładąca, dzięki czemu można obejrzeć sobie gałązki i trzy pokolenia szyszek.

Oto szyszki tegoroczne.




Szyszki zeszłoroczne.




Szyszki dwuletnie (z hakiem).



Stara muszelka winniczka domkiem dla wstężyków. W środku są dwa, a na zewnątrz trzeci.




Awers pająka



Rewers pająka







  • dystans 14.52 km
  • czas 01:01
  • średnio 14.28 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu do Komorowa na egzamin

Poniedziałek, 22 czerwca 2020 · dodano: 03.07.2020 | Komentarze 6

Dziś jedziemy z Klu do Komorowa na egzamin na zakończenie pierwszej klasy... a to dlatego, że po półroczu uciekliśmy ze szkoły na edukację domową. Przy E.D. musi być szkoła prowadząca i my się zapisaliśmy do szkoły w Aninie, a placówka w Komorowie jest pod nią podczepiona.

Dlaczego przeszliśmy na edukację domową? Powodów jest dużo, przede wszystkim Kluska w zasadzie mogłaby spokojnie z obecną wiedzą i umiejętnościami zaliczyć drugą, albo nawet trzecią klasę (tu przynajmniej musiałaby się czegoś nauczyć, ale niewiele). Toteż strasznie się nudziła, twierdziła że wszystko jest łatwe i nudne. A mimo że nie miała żadnego problemu z nauką, wychodziła ze szkoły strasznie zestresowana i dosłownie wybuchała... poza tym Kluska wcześniej lubiła naukę, a jak zauważyliśmy, szkoła raczej do nauki zniechęcała. No i przez szkołę nie mieliśmy czasu na prawdziwą naukę (w formie zabawy, czy czytania książeczek popularnonaukowych).


InterRegio Warszawa - Łódź, czyli Kiblolino w barwach Polregio.




Nawiązując do zabawy z komputerem, Kluska narysowała w pociągu coś takiego (pokłosie tłumaczenia na czym polega układ binarny).

Hmmm, w której klasie są potęgi? Nie to, że Kluska jest jakimś geniuszem, po prostu ma permanentny kontakt z wiedzą (nie tylko z matematyką), a dzieci mogą się nauczyć wielu rzeczy dużo wcześniej, jak mają szansę... staramy się jej pokazywać różne, nawet trudne rzeczy, nie musi od razu w 100% rozumieć, nie musi sprawnie przeliczać, wystarczy że na początek mniej więcej będzie wiedziała o co chodzi.



A tu kartka, na której Kluska przeliczała liczby z układu dziesiętnego na binarny (i wyniki, które otrzymała od komputera).



Wysiadamy na stacji Parzniew, jest to najnowsza stacja na naszej trasie. Dobrze że jest już gotowa, to nie musimy wysiadać w Pruszkowi i przebijać się przez miasto, tylko możemy polecieć opłotkami.

Co prawda na egzamin obowiązuje strój dowolny, to Kluska ubrała się na galowo, znaczy w mundur.



Wiata jest nowa, ale kształtem nawiązuje do starych wiat na naszej trasie (niestety w Żyrku została wyburzona, ale bliżej Warszawy zostały  zachowane). Podobne można spotkać na linii otwockiej, czy w Wołominie



Elektroniczny rozkład jazdy, Kluska pokazywała nam jak to działa (bo już wcześniej miała okazję go testować).





Przejście podziemne, tutaj też kafelki jak w starych przejściach pod tymi skrzydlatymi wiatami.





I widok z zewnątrz.




Jedziemy, za ogrodzeniem widzimy konie, kucyki, wielbłądy... serio, po prostu mijamy siedzibę cyrku. Dalej na terenie wojskowym* pasą się jelonki... hmmm, jakaś nowy wymysł typu kawaleria na jeleniach?

*) - a dokładnie ośrodek reprezentacyjny MON na terenie pałacu i parku w Helenowie.



- Mniam, mniam, mniam, dobra trawa, ale soczysta po tych deszczach.



- No i co się gapią?



- Rany, jeszcze dostanę przez nich niestrawności, albo kolki.



Pruszków wita/żegna



Pomnik "Wyzwolicielom" w Pruszkowie. Niestety został wyszlifowany, a historia kompletnie wymazana... nie jestem zwolennikiem kompletnego usuwania reliktów PRL-u z przestrzeni publicznej, to też nasza historia, nawet zmieniając akcenty na pomniku, można częściowo go zachować, zwłaszcza że historia nie jest czarno-biała jak niektórzy by chcieli. Taki pomnik mógłby być przyczynkiem do dyskusji nad historią i jej różnymi niuansami.




Fotka sprzed kilku lat. Nawet zmieniając akcenty na pomniku, przynajmniej te toporne głowy żołnierzy można by jednak zostawić... zwłaszcza że był to nieco zabawny przykład płaskorzeźby z czasów PRL-u.

 

Jedziemy dalej, przy główniejszych ulicach  ddr-ką, a jak się kończy bocznymi uliczkami. Kluska nagle zauważa jeża. Zatrzymujemy się i go oglądamy, trochę miałem wyrzuty sumienia, że go stresujemy, ale jak się obrócił i wrócił do ogródka, to się ucieszyłem, bo dzięki temu nie kusiło go by wyjść na ulicę



Jesteśmy na miejscu. To w zasadzie taka szkoło-świetlica w postaci niewielkiego domu i ogrodu na tyłach.




Wstężyki gajowe, na... to chyba wapień ze skamieniałościami.



A to ogród na tyłach... teraz pusty, ale na początku dzieciaki sobie latały po ogrodzie, a jak ktoś wcześniej skończył pisać test, też wyskakiwał do ogrodu. Rany, jaka różnica w porównaniu ze szkołą, gdzie dzieciaki prawie nie wychodziły na dwór, nawet z klasy nie mogły wyjść i się wybiegać (Kluska dostała parę minusów za bieganie po klasie... w czasie przerwy! Ja od biegania po klasie mam ksywkę meteor), a starszych dzieciaków woźne nie chciały wpuszczać gdy wyszły podczas przerwy na boisko (my całe przerwy spędzaliśmy ganiając na boisku). No to nic dziwnego, że Klu wychodziła taka zestresowana ze szkoły i jak odchodziliśmy to stwierdziła że ucieka z więzienia.

Kluska na dzień dobry wywołała poruszenie, bo wbiła się schłopakom do bazy w krzakach, a potem pomogliśmy jej zorganizować kij (bo chłopaki mieli).



Klu trochę polatała z dzieciakami po ogródku, potem uczestniczyła z nimi w zajęciach, a w końcu był egzamin (jakiś test i angielski), załapała się też na obiad (żarłok jeden). My tymczasem sobie siedzieliśmy w ogródku.

Orzech laskowy



Kolonia tramwai, czyli kowali bezskrzydłych. Larwy na różnym poziomie rozwoju.



Ten z kropkami to osobnik dorosły (imago). Kluska stwierdziła, że to szkoła, a nawet przedszkole i jak znalazła jakiegoś dorosłego, to przynosiła na drzewo, bo było mało nauczycieli do opieki nad maluchami.



Poczwarka jakiejś biedronki... no właśnie, w kwestii edukacji przyrodniczej, Kluska ostatnio na placu zabaw pokazywała koleżance larwy i poczwarki biedronek.



A tu larwa... nie wiem czego, ale że pkrój nieco podobny do larw biedronkowych, to może być jakaś biedronka, albo jakiś chrząszcz z rodziny biedronkowatych.



I takie cuś



Stonoga, albo inny prosionek




I drugi, tylko większy



W pierwszych planach mieliśmy zamiar wracać do domu rowerowo, ale pogoda pokrzyżowała plany. Szczęśliwie udało się dotrzeć do Komorowa na sucho, potem tylko jakaś niewielka chmura z niedużym deszczem przeszła jak siedzieliśmy na miejscu  (ale naokoło krążyło sporo ulew), dopiero jak się zbieraliśmy przyszła ulewa. Przeczekaliśmy ją i  w niewielkim siąpieniu ruszyliśmy z powrotem na stację.

Im bliżej Parzniewa, tym gęściej padało i trochę nas zlało, ale prawdziwa ściana deszczu przyszła dopiero gdy schroniliśmy się pod wiatką na peronie.



Jak wracaliśmy pociągiem, to ponad połowę drogi padało, ale w Żyrardowie na szczęście nie, więc już na sucho dojechaliśmy do domu. Kolejna ulewa przyszła pół godziny, może godzinę po powrocie.







  • dystans 14.50 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 00:47
  • średnio 18.51 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Piątek, 19 czerwca 2020 · dodano: 29.06.2020 | Komentarze 7

Parę jazd po mieście

Przy obecnych zasadach wypożyczania, w tej bibliotece nie trzeba przypinać roweru... a w innej bibliotece w zadaszonym centrum handlowym, można nawet wypożyczać nie zsiadając z roweru.



Z cyklu robale - jakaś biedronka




Ale lipa



Cykoria podróżnik w podróży dookoła osiedla





W Żabim Oczku kwitną nenufary vel lilie wodne vel grzybienie białe (odmiana o kwiatach różowych). W sumie niedawno chyba je tu zasadzono, zauważyłem je w zeszłym roku, ale miały mniej kwiatów (może dwa naraz kwitły), poza tym teraz zauważyłem drugą kępę.



Irysy vel kosaćce są obecne nad Żabim Oczkiem od dawna



Tatarak



I inne trawy (tatahomar?)



Biedronka w sitowiu



Ślimaczki tamże




I takie cuś



A poza tym w eksperymencie utopiła nam się mucha. To w zasadzie hodowla kryształków, ale o ile z solą kuchenną wyszły ładnie, z octanem wapnia też jako tako, to z cukrem nie bardzo... znaczy część wody odparowała i zrobił się syrop. W sumie tez pouczające, może jeszcze osiągniemy odpowiednie stężenie, by urosły kryształki, ale chyba trzeba zagotować wodę z cukrem na starcie, a nie rozpuszczać w ciepłej wodzie.




Odkryliśmy nowa mgławicę!



A nie, to zwykły cumulonimbus




Takie tam chmurki z okna







I tęcza



Poza tym zbudowaliśmy komputer. To znaczy wpadłem na pomysł, by pobawić się w rozwiązywanie prostych zadań przy pomocy kart perforowanych. Ja zająłem się oprogramowaniem, a Kluska wybudowała komputer.



Oto nasze karty wejściowe. Kluska całkiem ładnie już przelicza niewielkie liczby na kod binarny.

Edit: to wygląda na dosyć skomplikowane, choć w rzeczywistości jest dosyć proste. Toteż wytłumaczę o co chodzi z tymi kartami:

Tam są dwie liczby zapisane w układzie binarnym (8-4-2-1 to ściągawka, co na której pozycji jest), a pomiędzy nimi jakieś działanie. Jak jest jedynka, to dziurkujemy kratkę, jak zero to nie dziurkujemy. Np. na  dolnym pasku mamy:

0011 0001 0010 czyli 3 / 2



A to karty wyjściowe. W początkowo wyprodukowanych kartach zakres dostępnych liczb był dosyć ograniczony, jak wychodziła ujemna, za duża, czy ułamki, to zaznaczałem błąd. Ale potem dodałem minus jeśli liczba jest ujemna, przygotowałem karty z większymi liczbami, a w końcu dodałem resztę z dzielenia... i w zasadzie kratka "błąd" stała się niepotrzebna.

Przykład: w 3/2 wychodzi ułamek (1,5) to początkowo jako odpowiedź dawałem "Błąd" bo nie miałem możliwości zapisania takiej liczby na arkuszu odpowiedzi. Ale potem sobie przypomniałem, że w szkole gdy się wprowadza dzielenie, jest coś takiego jak reszta z dzielenia i taki arkusz "wyprodukowałem".



Na koniec fotki z prawdziwą kartą perforowaną i wykorzystane nasze karty (sporo zadań matematycznych musiałem obliczyć jako oprogramowanie tego komputera).





A tu kartka, na której Kluska przeliczała liczby z układu dziesiętnego na binarny.