teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 121674.40 km z czego 18192.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 17.11 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009 Profile for meteor2017

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 18.68 km
  • 2.40 km terenu
  • czas 01:05
  • średnio 17.24 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kopalnia złota 1

Niedziela, 12 lipca 2020 · dodano: 30.07.2020 | Komentarze 5

Jedziemy na Dziki Zachód... znaczy na Wydmy Międzyborowskie.

Tym razem Kluska zaczęła kopać dziurę, najpierw dokopała się do "węgla", ale głębiej był już żółciutki piasek..."Złoto"!!!



W ostatnich dniach wyniosłem dzieciakom do piaskownicy saperkę, to wykopały taką dziurę, że ho ho. Teraz Kluska mniejszymi łopatkami wykopała jeszcze głębszą, wpływ miały na to ostatnie doświadczenia z piaskownicy, no i gorączka złota.

Dziura coraz głębsza, potrzebna lina jako asekuracja, do wyciągania dziecka z kopalni.





Pogłębiamy... tutaj jest dobry piasek - mokry, twardy, a nie taki przemielony jak w piaskownicy, gdzie zaraz wszystko się obsypuje.





A tu druga lina do wyciągania kubełka z urobkiem.



Coraz trudniej wejść, toteż trzeba było kopalnię poszerzyć i dorobić schodki (dolny robi też za siedzisko.





Tak na marginesie, jeden pan przechodząc z pieskiem od razu poznał, że to kopalnia złota! I opowiadał, że jak on jako dzieciak bawił się tu w takie kopanie, to wykopywał różne skorupy pocisków pozostałe po wojnie, a najwięcej było w rejonie gdzie obecnie jest szkoła, bo tam był magazyn.

Odjeżdżamy, nie ma mowy żeby zasypać... poza tym mamy wrócić następnego dnia, żeby kontynuować fedrowanie. Zabezpieczamy więc kopalnię, żeby żaden pies, czy dzieciak do niej nie wpadł przez przypadek.








  • dystans 24.40 km
  • 3.80 km terenu
  • czas 01:23
  • średnio 17.64 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście i najbliższej okolicy

Piątek, 10 lipca 2020 · dodano: 28.07.2020 | Komentarze 3

Ślimaki przydrożne w krzakach koło domu




A to wstężyk gajowy, którego Kluska uratowała z rozgrzanego chodnika i nie chciała nigdzie wypuścić, tylko u na na balkonie... już o nim zapomniałem, a tu proszę, wylazł po deszczach.



Taki gość na balkonie





A ten robal gdzieś po drodze




Włóczkowa pscółka na mieście



Misja "Jeżykiem na Księżyc".






Coś się chmurzy... zaraz trudno będzie w ten Księżyc trafić.








  • dystans 28.50 km
  • 8.40 km terenu
  • czas 01:38
  • średnio 17.45 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kolejne prace ziemne w żwirowni

Czwartek, 9 lipca 2020 · dodano: 27.07.2020 | Komentarze 8

Ostatnio się podobało, więc jedziemy znów do żwirowni pod lasem.

Lektura w czasie podróży



Ostatni odcinek, Kluska prowadzi



Łąka,,, pamiętam jeszcze jak na dnie tego wyrobiska był tylko piach i błoto.



Dziś wydeptaliśmy sobie labirynt ścieżek i tajną bazę... jesienią tu trzeba wrócić.





W sporej części łąki roślinność była większa od Kluski... a często też ode mnie.



W tym kadrze jest co najmniej sześć ślimaczków



Kontynuujemy budowę hotelu dla robali.





Serdecznie witamy wszystkie robale!






Skorupka zatoczka, potem jeszcze przybyła błotniarki



lavinka w międzyczasie zagęściła ścianę półszałasu



Pora na stałą rubrykę: "Kwiatki"

Czarcikęs łąkowy




A to chyba dzwonek skupiony



A teraz pora na rubrykę "Robale"

Świeżo przepoczwarzona biedronka



Jasna ciemka




Ale tytuł "Robal dnia" zdobywa ta oto gąsienica

Edit - udało mi się ją zidentyfikować, jest to wieczernica olszówka. Nic dziwnego, że jej wcześniej nie znalazłem, bo to żaden z kolorowych motyli dziennych (co by sugerowała taka egzotyczna gąsienica), tylko jedna z ciem.







Jeszcze rubryka "Skały i minerały", dziś prezentujemy zdobywcę tytułu "Skamieniałość dnia"




A ponieważ niedawno Kluska kiedyś powiedziała, że na urodziny chciałaby "jakiś ładny kamyk", to szukałem też takiego obiektu... zakwalifikowałem te dwa, a ostatecznie zdecydowaliśmy się na ten po prawej, który z pomocą huanna zidentyfikowaliśmy jako prawdopodobnie krzemień pasiasty.






  • dystans 46.50 km
  • 8.30 km terenu
  • czas 02:23
  • średnio 19.51 km/h
  • temperatura 18.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Świdośliwa, kurki, maliny i kilka poziomek

Środa, 8 lipca 2020 · dodano: 24.07.2020 | Komentarze 3

Czyli do lasu, korzystając z sensownej pogody, czyli temperatury w najgorszym razie lekko tylko przekraczającej 20°C

Na dzień dobry - wiesiołek





A poza tym cykoria podróżnik w wersji standardowej i białej.




Chmury, które odcinały mnie od żaru Słońca, przez co zapewniały sensowną temperaturę. Było ryzyko zlewy, ale rozeszło się po kościach.





Łany gryki




- Meee, masz dla mnie coś do żarcia?



- Nie? To spadaj!



- Meee mama, kto to jest?
- Nieistotne, dopóki nie daje jedzenia ignorujcie.



Świdośliwa.





Malinki, poziomki




Owocki konwalijki dwulistnej. Nie zbieram, bo niedojrzałe... a poza tym ponoć trujące.



Kurki, udało się uzbierać 90 sztuk.



Wszystkie znalezione prawdziwki były robaczywe (nic nowego)



A tu taki grzybek... kiedyś tu znalazłem jakiś podobny, ale nie pamiętam jak go zidentyfikowałem. Teraz nie zrywałem, bo nawet jeśli nierobaczywy, to jeden grzybek to mi na grzyba?



A toto jest śluzowiec, zdaje się że wykwit piankowaty.




Kiedyś znaleźliśmy większą śluźnię (plazmodium) wykwitu piankowego, ale nie wiedzieliśmy co to... dopiero później  lavinka się dowiedziała na jakiejś grupie (poniższe fotki z tego wpisu)




To może być to samo co powyżej (ale głowy nie dam), tylko starsze.




A to też chyba śluzowiec, wydaje mi się, że może to być siatecznica okazała... w każdym razie na zdjęciach ma podobną strukturę, co prawda zwykle biaława, ale znalazłem też jakieś fotki gdzie jest właśnie żółtawa.






Pióra dzięcioła




Ponieważ miałem sporo świdośliwy, na zimę do kompotu już wystarczająco zamroziłem, na świeżo da się zjeść ograniczoną ilość, do placków też jedynie niewielką ilość da się zużyć... więc postanowiłem zrobić dżem. Tak na marginesie, w dostępnych przepisach ładują straszliwą ilość cukru - na kilogram świdośliwy prawie kilogram cukru... ktoś nawet komentował, że to za dużo i na szczęście dodał tylko połowę sugerowanej ilości.

Świdośliwa sama w sobie jest bardzo słodka, więc na 5 litrów owoców (to będzie jakieś 2-3 kilo) dałem najpierw tylko szklankę cukru... i dobrze, w następnej partii dodałem jeszcze mniej, tylko parę łyżek.






  • dystans 27.00 km
  • 9.40 km terenu
  • czas 01:44
  • średnio 15.58 km/h
  • temperatura 21.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Klu do żwirowni pod lasem

Wtorek, 7 lipca 2020 · dodano: 23.07.2020 | Komentarze 9

Jedziemy do opuszczonej, zarastającej żwirowni. Oto ostatni odcinek - Klu prowadzi ścieżynką przez lasek.



Jesteśmy na miejscu, po wizji lokalnej zainstalowaliśmy się w nieco innym miejscu niż planowaliśmy.

Przewrócona sosenka jako trampolina, w każdym razie do skakania.



Zejście do bajorka - czyli tzw. Baza przy Małej Lipie.




Ruszamy w góry - granią oddzielającą dwa wyrobiska.





Czy to jest lokalne maksimum? Tak? To zatykamy flagę.




Uuu, dalej jest stromo po bokach, a na grani coraz więcej drzew i krzaków, to trzeba będzie schodzić w dół... niebezpiecznie.



Wróciliśmy po podstawowe wyposażenie wspinaczkowe i z asekuracją ruszamy dalej.




Wyprawa dookoła żwirowni - akwen wodny



Udało się, teraz wyprawa z lavinką na łąkę na dnie drugiego wyrobiska.



A oto łąka... rany, ależ to pozarastało, pamiętam jak tu jeszcze na dnie był tylko pioch i błoto.



Kluska robi hotel dla owadów - z prawej kamień wkopany na sztorc, a pod nim jaskinia. Z lewej coś w rodzaju areny otoczonej kamieniami, to dla żuczków.

Hotel będzie rozbudowywany, jaki będzie efekt - na zdjęciach w jednym z następnych wpisów, przy relacji z kolejnej wizyty w tym miejscu.



Zostaw lavinkę na 5 minut samą, to zacznie robić szałas (tutaj w zasadzie półszałas.



Grób Nieznanego Żuczka. Klu znalazła martwego żuczka, urządziła mu pogrzeb... nazwa to też jej pomysł.



Było kilka malinek i poziomek.




Były dziurawce



I kwitnąca lipa



A także korzeniówka pospolita



Były grzyby - kozak i prawdziwek.  Jeden kompletnie robaczywy, drugiego już nawet nie sprawdzałem.




Były ślimaczki - ot, taka mikromuszelka



Na łące było dużo takich oto ślimaczków.





Cześć, gdzie ja jestem?



I różne robale




Coś nad nami krążyło



W żwirowni jak to w żwirowni, znaleźć można wśród kamieni różne skamieniałości. Oto kilka ładniejszych.





Po drodze do żwirowni natrafiliśmy zaś na lilię złotogłów




Kluska czytając książkę zaśmiewała się w głos (czyta kolejny tom "Dziennika Cwaniaczka")



Jak skończyła tamtą książkę, wzięła się za komiks o Kajku i Kokoszu.



Klu może robić za testera nawierzchni ddr-ek.  Tu jedziemy kilkuletnim ciągiem pieszo-rowerowym, z kostki niefazowanej, która już zaczyna sterczeć na wszystkie strony. Kluska bardzo narzekała, że nie da się czytać, bo strasznie trzęsie i  nie chodziło jej o progi na wyjazdach, przejazdach, tylko o rzucanie na powierzchni, która na pierwszy rzut oka może się wydawać nawet w miarę równa.







  • dystans 55.70 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:03
  • średnio 18.26 km/h
  • temperatura 25.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Standardowa rundka po bibliotekach

Poniedziałek, 6 lipca 2020 · dodano: 20.07.2020 | Komentarze 6

Pora wyruszyć po świeże zaopatrzenie w książki. Najpierw do Jaktorowa



Zacienioną ścianę biblioteki upodobała sobie jakaś biedronka lub larwa innego podobnego owada i tutaj zamieniła się w poczwarkę.



Obok siedziała sobie biała, nakrapiana ćma, prawdopodobnie szewnica miętówka





Przejazd śmieszką przez centrum Jaktorowa jest upiorny - śmieszka budowana była latami ratami po kilkadziesiąt, kilkaset metrów i co jeden odcinek to gorszy. Hmmm, czy któryś z tych znaków w ogóle prawidłowo stoi?



Po drodze spotkanie z drapieżnikiem.



No i biblioteka w Grodzisku - filia nr 2 w tzw. Pawilonie Kultury. Miejsce byłoby sympatyczne, gdyby nie zostało kompletnie wybetonowane, w słoneczne dni jest tu straszna patelnia, bo nie ma nawet odrobiny cienia.



Kolejny stopik - Mediateka, gdzie jest główna biblioteka dziecięca.



Droga powrotna z coraz cięższymi chmurami.



Mały ekosystem - oaza wśród łanów zbóż.







Rany, ile ptaków siedzi na tych drutach... jak widać po chmurach, gdzieniegdzie już pada.





Staw w Jaktorowie - co to za kaczka? Jakiś gatunek którego nie potrafię zidentyfikować? Czy może krzyżówka albinos? Albo Krzyżówka krzyżówki z czymś tam (np. kaczką domową)? A może kaczka, która urwała się zagrody?





Coraz więcej chmur, jako że deszcze ida z naprzeciwka, nie mam zbyt dużej szansy przed nimi uciec... jeśli nie trafię na jakąś szczelinę między nimi. W Jaktorowie zaczyna siąpić, gdy przejeżdżam przez Stare Budy - pada, choć niezbyt intensywnie. Nim dojechałem do Międzyborowa przestało padać i miałem nadzieję że dojadę niezbyt mokry, niestety w Żyrardowie dopada mnie zlewa.






  • dystans 45.20 km
  • 9.00 km terenu
  • czas 02:22
  • średnio 19.10 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Upalnie na jagody

Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 19.07.2020 | Komentarze 6

Po zmasakrowaniu się w lesie tydzień wcześniej, mimo upału skorzystałem z wolnej chwili i wyskoczyłem znów na jagody... Znów wyskoczyłem skoroświt, żeby skorzystać z resztek chłodu nocy, którego nie zdąży przegonić nisko jeszcze wędrujące Słońce (udało się - dojechałem do lasu nie masakrując się) i tam postanowiłem zalec na cały dzień, do wieczora... tym razem zmieniłem taktykę, by się nie wykończyć i ograniczyłem aktywność do minimum -  żadnego wędrowania za kurkami, żadnego przejeżdżania między miejscówkami, tylko zalegam na cały dzień w jednej miejscówce jagodowej.

Poza tym przygotowałem się jak na wojnę, zabrałem ze sobą:
- butelkę zamrożonej wody prosto z zamrażalnika (to patent podpatrzony kiedyś w Hiszpanii - wrzucamy butelkę wody 1,5l do zamrażalnika dzień wcześniej i mamy zimną wodę z lodem przez pół dnia, jeśli wrzucimy dwa lub więcej dni wcześniej, to jest zimna praktycznie do końca dnia nawet przy 30 stopniach)
- butelkę wody - do mycia rąk, żeby nie zapaskudzić książki, a także dolewania do zamrożonej wody, gdybym pił szybciej niż by się lód rozpuszczał
- termos mięty z lodem
- termos kawy (bez lodu, ale chłodnej)
- zapas jedzenia i mleka w lodówce turystycznej
- książkę, na dłuższe posiedzenia w celu odsapnięcia i ostygnięcia

Owszem było ciężko, ale o niebo lepiej niż tydzień wcześniej, pomyślałem że podjęte środki były skuteczne... to pewnie też, ale po sprawdzeniu okazało się że było 4-5 stopni chłodniej niż uprzednio.



Na dzień dobry przejazd przez łąkę i czerwończyk dukacik.




Przemknęła mi myśl, że w tych warunkach bardziej na miejscu w tych warunkach byłby czerwończyk żarek... i co? Przejrzałem w domu zdjęcia i okazało się, że drugi motyl, to chyba właśnie czerwończyk żarek.




A to już w lesie i pierwszy w tym roku kozak... kompletnie robaczywy.



Oraz zajączki... ale nie podgrzybki złotopore, czy obciętozarodnikowe zwane popularnie zajączkami właśnie, ale prawdziwe podgrzybki zajączki. Jeden robaczywy, drugiego nawet już nie sprawdzałem.





Garść kurek tez się trafiła (te zebrałem)



Las... dosyć świetlisty, co w taki upalny dzień nie było okolicznością sprzyjającą.



Drugie śniadanie (a może już trzecie?).



Ciem w jagodach



A teraz pająk, który uzyskał tytuł "robal dnia" - spadło toto na mnie, czy też wlazło, sam nie wiem. No to zrobiłem mu małą sesję foto.

Edit: prawdopodobnie jest to samica gatunku spachacz zielonawy (Micrommata virescens), fotki innego osobnika w tym wpisie.









  • dystans 25.86 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 01:27
  • średnio 17.83 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście (Kluska zdobywa sprawność Astronoma)

Piątek, 3 lipca 2020 · dodano: 18.07.2020 | Komentarze 6

Zdobyte sprawności naszyte na rękaw, a Kluska przystępuje do zdobywania sprawności Astronoma.

Zaczynamy od literatury fachowej, znaczy od lektury księgi VIII Tytusa Romka i A'Tomka pt. "Tytus zdobywa sprawność Astronoma".




A tak było w komiksie (cała strona - powiększenie, oraz strona kolejna)



Obserwacja Księżyca.



Po przeczytaniu tego fragmentu, mimo że było już dosyć późno i w zasadzie pora spać, to musieliśmy wyjść na dwór i własnymi osobami odtworzyć poniższy model. Oprócz tego, że na początku byliśmy Słońcem, Ziemią i Księżycem, byliśmy potem też innymi planetami... albo Klu była kometą Shoemaker-Levy 9 i wpadała na Jowisza. Na koniec zaś była Oumuamua i leciała sobie gdzieś daleko.



A to przykład jakie kwiatki można znaleźć w książkach dla dzieci. Pierwszy kwiatek to wielkości planet, ja rozumiem że nie są zachowane dokładne proporcje, ale jak już różnicujemy wielkości planet, to róbmy mniej więcej prawidłowo i niech Mars będzie mniejszy od Ziemi oraz Wenus! A Jowisz powinien być między obozami planetoid trojańskich, a nie pierdyknięty gdziekolwiek na orbicie! Widać, że grafik robiący ten obrazek, zupełnie się nie znał na podstawach astronomii i wstawiał planety gdzie i jak mu się podobało, a nie jak powinno być.



O dalszym zdobywaniu sprawności astronoma :
- o tym jak pojechaliśmy na łąki obserwować gwiazdy,
- o tym jak prowadzimy własny program  eksploracji Układu Słonecznego (badania planet karłowatych),
- o tym jak NASA zrobiła prezent urodzinowy Klusce,
o tym wszystkim jest we wpisie Na łąki nie zobaczyć komety.



A to po jednej z ulew - zbiornik wodny bez znaczenia strategicznego, do którego sforsowania nie jest potrzebny sprzęt przeprawowy. No, my byliśmy wyposażeni w sprzęt przeprawowy, znaczy w kaloszki.



A teraz na rowerze. Gotowi!



Najpierw rozbieg



I chlup!





Kropelkowe klimaty





Ciemka, która przycupnęła na drzewie.



Gołębie Łazienki




Wieczorni (i nie tylko) goście w domu. Łapiemy je do szklanki, ale Kluska nie pozwala ich od razu wypuścić - jedną domę muszą przekiblować w roli zwierzątka domowego, tudzież żywego eksponatu.

Na początek klasyczny kawałek z Baranowskiego. Mimo że to czytałem, to dopiero po larach sobie ten dialog przypomniałem, bo bardziej kojarzyłem go w postaci dowcipu, ghdzie zamiast "ciapem" było "kapciem". Ciekawe co było pierwsze - krążący dowcip, czy dowcip w komiksie Baranowskiego?



Ciem 1



Ciem 2




Ciem 3 - całkiem spore bydlę









Goście na balkonie



O nie! Będzie więcej much!






  • dystans 18.50 km
  • 7.30 km terenu
  • czas 01:02
  • średnio 17.90 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Na jagody i komary

Poniedziałek, 29 czerwca 2020 · dodano: 16.07.2020 | Komentarze 2

Ze względu na popołudniowe zlewy, udałem się tylko do najbliższego lasu na jagody... co prawda tutaj są mniej dorodne, a krzaczki mniej obsypane, ale jakby zlewa przyszła wcześniej, to mogłem się szybko ewakuować, licząc że mnie nie dorwie.

Dojechałem więc do lasu, jadę główniejszą drogą leśną wzdłuż torów, a tu przede mną z lasu wychodzi jakaś babcia z kubeczkiem jagód i rozgląda się (wygląda na zdezorientowaną).  Gdy ją mijałem, zapytała czy tędy dojdzie do Żyrardowa, a wskazała w przeciwnym kierunku. No więc odpowiedziałem, że absolutnie nie, że tam dojdzie do Jesionki, że musi iść w druga stronę. Jeszcze z pięć razy musiałem babcię upewniać, że tak - cały czas prosto i że wyjdzie przy torach i tak na pewno tamtędy i że nie można zabłądzić. Ponieważ babcia wyglądała na mocno zdezorientowaną, zapytałem gdzie mieszka, jak usłyszałem że na Chopina*, to stwierdziłem że spod lasu trafi, ale dałem jej jeszcze wskazówki jak dojść do domu.

*) - babcia powiedziała tak jak się pisze... kiedyś były tabliczki z nazwą ulicy w wersji spolszczonej "Szopena", ale pozamieniali je na Chopina i babcia już się przestawiła.


No, a potem już bez przygód dotarłem na leśne zagony jagód. Warto zaznaczyć, że nie tylko sezon jagodowy zaczął się na dobre, komarowy też... lato.



Paproć z zarodniami



Jakaś koniczyna



Czeremcha zwyczajna ma już dojrzałe owoce



Czeremcha amerykańska jeszcze nie



W temacie grzybów, z jadalnych były jakieś gołąbki i czubajki czyli muchomor rdzawobrązowy.






A toto nie wiem czy jadalne, ale ładne.




Przechodząc do robali - gody oblaczków granatków.





A tu już przegląd młodego pokolenia motyli .

Ten tak się usadowił na pędzie (tyłem,), że końcówki pędu wyglądają jak kły.






Dwie gąsieniczki obficie owłosione






Jakie przyjemne gniazdko



Jest i lokator



Takie cuś



Larwy pluskwiaków, licznie spotykane na jagodach (może odorek zieleniak?).









  • dystans 51.50 km
  • 11.00 km terenu
  • czas 02:49
  • średnio 18.28 km/h
  • temperatura 31.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kurki, jagody, świdośliwa

Niedziela, 28 czerwca 2020 · dodano: 14.07.2020 | Komentarze 8

Ponieważ zapowiadał się upalny dzień, a ja wreszcie miałem czas wyskoczyć na dłużej do lasu, postanowiłem więc wstać rano i ruszyć... obudziłem się jeszcze wcześniej, toteż musiałem trochę poczekać aż otworzą komisje wyborcze, gdzie ostatecznie dotarłem 7:10 i po odstaniu w kolejce (e, trzy osoby to żadna kolejka) mogłem ruszyć w teren.

Tu mała dygresja - w PRLu pierwsza osoba w lokalu wyborczym dostawała kwiaty. Moja prababcia regularnie ustawiała się jeszcze przed otwarciem, żeby być pierwsza. Mój dziadek ponoć jej przygadywał:
- Mamo, warto się tak wygłupiać dla byle bukietu?
- Wcale tak często kwiatów nie dostaję.

Do lasu dotarłem nim sie zrobił skwar.

Oto dwa cmentarze z I wojny światowej pod Wolą Szydłowiecką - mogiła zbiorowa, okryta podczas badań archeologicznych.



I zapomniany cmentarz, gdzie do niedawna o jego obecności świadczył tylko układ -  rów dookoła i lekki  wzgórek. Teren obok nie wygląda na las, ale to wyjątkowo nie wina leśników i drwali, bo był tutaj długi pas potężnego wiatrołomu.




Dotarłszy na miejsce ruszyłem w poszukiwaniu kurek. Po obejściu rejonu kurkowego, wyniki były mizerne - tylko 23 kurki. Za to zrobiło się gorąco, ja się zagotowałem i musiałem na dłużej zalec by odpocząć... co niewiele pomagało, było po prostu zbyt gorąco, nawet w cieniu.



Na jedną kurkę przypadał mniej więcej jeden prawdziwek, ale w 100% robaczywe i to nie tylko nóżki, ale też kapelusze.




Goryczak żółciowy



Jakiś taki grzyb



Sporo było pędów kwiatowych korzeniówki pospolitej.






O, pierwsze malinki



Oraz poziomki



Świdośliwa...świdośliwę zbierałem już wcześniej, ale to chyba były resztki (przyjeżdżałem tu dopiero w lipcu i to raczej w drugiej połowie). Rany ile jej tu jest, albo w tym roku jest urodzaj (brak przymrozków, które by przetrzebiły kwiaty), a może po prostu nie byłem tu w odpowiednim momencie. Skorzystałem z okazji i nazbierałem jej sporą ilość.

Coś pysznego, słodka tak, że dosłownie rozpływa się w ustach... jakbyście zastanawiali się, jakie drzewko owocowe zasadzić w ogródku, to polecam świdośliwę.

Podobno świdośliwa tutaj, to pozostałość po I wojnie światowej i froncie, który stał tutaj ponad pół roku, bo walki przybrały charakter wojny pozycyjnej. Nie mam stuprocentowej pewności, że tak właśnie było, bo świdośliwa ponoć bywała też sadzona jako podszyt, więc to może być kolejna miejscowa legenda, zwłaszcza że w jednej z wersji opowieści świdośliwa trafiła tutaj jako pasza dla koni, co wydaje się być wierutną bzdurą. Natomiast wariag wspominał, że paczki z suszonymi owocami były cenione przez rosyjskich żołnierzy, gdyż służyły one do parzenia herbatek. Faktem jest natomiast, że dużo świdośliwy rośnie na dawnej linii frontu i w jej pobliżu.





Popołudniu, gdy cienie były już dłuższe, pojechałem dalej w las szukać kurek i jagód... po drodze trafiłem na ścinki i w pewnym momencie trochę się w tej masakrze pogubiłem i nie wiedziałem dokładnie gdzie jestem. W pewnym momencie dojechałem do nietkniętego lasu i smutna prawda wyszła na jaw - miejsca do którego jechałem już niema! Cofnąłem się i... szlag, moja najlepsza miejscówka kurkowa, piękny las z ponadstuletnimi dębami został wycięty w pień i zaorany!

Rzadko przeklinam, ale tym razem długo kląłem w głos. Przeklinałem drwali, a przede wszystkim leśników... znana jest sprawa kolesia, który przerobił logo Lasów Państwowych (że jest w nim piła i członek), oraz dosadnie je podpisał, a teraz jest ciągany po sądach... to było najłagodniejsze określenie jakiego użyłem. Tak panowie i panie leśnicy, to właśnie ludzie kochający przyrodę o was myślą, zwłaszcza gdy widzą jak rżniecie najpiękniejsze fragmenty lasu.

Unikając elementów, które by można uznać za wulgarne, moim zdaniem obecne logo LP powinno być zmienione i powinna być w nim ta piła, ścięty chojak i podpis Państwowa Plantacja Desek.



Dodam, że w tym miejscu była ścieżka przyrodnicza (w powyższym kadrze była taka tablica), czy stanowisko widłaka (a pewnie też wielu innych chronionych roślin. No cóż, mam wrażenie że ochrona przyrody, czy rozwój turystyki w wykonaniu leśników, to tylko skok na kasę na te cele... owszem chronimy przyrode, ale tylko do momentu, gdy przyjdzie zamówienie na deski.

A poniższe zasady może i słuszne, tylko jak człowiek widzi kolejne wycięte hektary lasu, zastanawia się jaki w ogóle ma sens dbanie o las. Człowiek drży o każdą złamaną gałązkę, zabiera znalezione śmieci, a potem wkraczają drwale i lasu nie ma na długie lata.



W paskudnym humorze pojechałem dalej na jedną z miejscówek jagodowych, gdzie zaległem już do wieczora i w przerwach między stygnięciem nazbierałem jeszcze jagód.




Po drodze na miejscówkę jagodową i później znalazłem jeszcze 110 kurek, tak więc w końcu zbiór był sensowny. Kurki rosły na leśnych dróżkach, lub tuż przy nich, a w jednym miejscu znalazłem aż połowę tej liczby.



Oblaczek granatek, tym motylem zaczynam przegląd robali



Jakiś inny insekt



Chrząszcz biedronkopodobny




Gąsieniczka




Zaloty motyli z rodziny rusałkowatych, zdaje się, że jakaś przeplatka... może atalia, może aurelia, albo jakaś inna.








Bliskie spotkanie mrożące krew w żyłach... z oczywistych powodów fotka rozmazana, bo nie zbliżałem się (wręcz przeciwnie) i zdjęcie wykonane na dalekim zoomie.



Coraz trudniej w lesie znaleźć las i  cień w gorący słoneczny dzień... tutaj ostatnio pod piłę poszło kolejne kilka hektarów lasu.



Zaskroniec - zjeżdżaj z drogi, zanim cię coś przejedzie, sio!




Ewolucja cumulonimbusa, od kalafiorowatej góry, do kowadła. Dobre kilkadziesiąt kilometrów od mojej trasy (za Wisłą) i szła ta chmura w innym kierunku, więc nie ryzykowałem jeszcze zlewy na koniec tego ciężkiego dnia.







Ta sama chmura (po prawej) z sąsiadem