teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 114586.20 km z czego 16668.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.99 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 41.40 km
  • 8.00 km terenu
  • czas 02:10
  • średnio 19.11 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

W arktycznym wietrze

Poniedziałek, 17 marca 2025 · dodano: 18.03.2025 | Komentarze 5

Wiał silny północny wiatr i dzień był dosyć zimny, choć słoneczny.

Wizyta nad Pisią (skoro zaczął się sezon na kwiatki, to najlepiej właśnie tu zajrzeć) i udało mi się znaleźć kwitnącą miodunkę pstrą.



A dokładniej dwie sztuki



Śledziennica skrętolistna kwitła w większej ilości




Ta sama zalana żwirownia co zwykle, tylko z innej strony.



Dziś nie było tu żywej duszy - weekend minął, do tego zimno i wietrznie... skorzystałem więc z okazji i zrobiłem sobie postój.



10 w skali Beauforta... Nooo, może 2.



Kotki wierzby purpurowej, zdaje się że żeńskie.



I jeszcze takiego maluszka tu trafiłem



Za to ze zwierzakami słabizna, żadnego robala nie mogłem trafić. No to reprezentować je będą te oto piórka.



I ślady na piasku... tym razem już chyba mogą być to ślady żurawia, albo czapli, bo były dosyć duże, prawie wielkości dłoni.



Skoro tak, to wracając sprawdziłem, czy motylek którego wczoraj spotkałem, nadal siedzi na drzewie. Tak, siedzi, na tym samym drzewie, tylko nieco wyżej. Pozostałych dwóch nie udało mi się namierzyć.



Z tematów nieprzyrodniczych - wiadukt CMK nad Wiedenką i mural upamiętniający ostatnią bitwę Grupy AK Kampinos.





  • dystans 50.60 km
  • 2.60 km terenu
  • czas 02:37
  • średnio 19.34 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Jaszczurek znad Bobrzego Jeziorka 3

Niedziela, 16 marca 2025 · dodano: 16.03.2025 | Komentarze 3

Znaczy trzecie jest Bobrze Jeziorko, a nie jaszczurka.

Zaczynam od końca, czyli od najfajniejszego dzisiejszego spotkania - oto jaszczurka zwinka, samczyk bo już nieco zielenieje, czyli nabiera szaty godowej.





Jaszczurka spotkałem nad Bobrzym Jeziorkiem, generalnie w tych rejonach Pisi często udaje mi się je spotkać na nasłonecznionej, północnej skarpie Pisi Gągoliny.



Bobrze jeziorka nad Pisią Gągoliną powstają, czy spiętrzona woda zalewa całe dno doliny od skarpy do skarpy. Bobry budują naprawdę sporą tamę na głównym nurcie, a gdy woda występuje z koryta rzeki i płynie bokami, dobudowują tam kolejne tamy.

Tama główna:



Tama boczna



To już trzecie Bobrze Jeziorko w tym rejonie, pierwsze powstało co najmniej 7 lat temu, ale po kilku latach woda opadła. Drugie nieco w dół rzeki instniało krótko, bo poniżej pół roku. A w zeszłym roku pomiędzy Bobrzym Jeziorkiem 1 i 2 powstało Bobrze Jeziorko 3, jakoś tak latem lub jesienią, bo wiosną jeszcze go nie było, a w grudniu już tak.




O, a po tej kłodzie można sobie wejść na środek jeziorka.



Można tam sobie posiedzieć, albo iść dalej... jest sporo możliwości spacerowych po jeziorku.



Na tej skarpie było dużo kowali bezskrzydłych, znaczy tramwai.



I biedronki siedmiokropki.



Bluszczyk kurdybanek, zanim zakwitnie, to jeszcze trochę.



Jeszcze po drodze cyknąłem podbiały, żeby nie było, że nie ma kwiatków we wpisie.



A teraz wracam do początku dnia. W nocy już nie przymrozek, a solidny mróz, było -5 albo -6°C. Za to dzień bezchmurny i choć nominalnie temperatura nie przekroczyła 10°C, to na słońcu było dosyć ciepło, zwłaszcza na postojach.

Poranne mrożonki - zimowe kwiaty, a konkretnie wrotycz.



A tu pączki klonu jesionolistnego.




To pączki kwiatów męskich, o tu się otwierają i widać w nich pylniki.



Jeszcze trochę klimatów szronowo-lodowych.




A kotki olchowe gwizdały na przygruntowy mróz, poza tym były w miejscu nasłonecznionym.



Na jednej ze stałych tras mam skrót przez las, zwykle robię tam sobie postój, zwłaszcza w sezonie grzewczo-smogowym, by pooddychać świeżym, leśnym powietrzem i oczyścić płuca z powietrza miejskiego. Niby mógłbym też to zrobić w czasie jazdy, ale tak już i się przyjęło, no i przy okazji szukam różnych robali itp. Tak więc chwil kilka chodzę po lesie i przyglądam się pniom grabów (dęby mają zbyt nierówną korę i jak nie trafi się coś kontrastowego, to trudno to zabaczyć), pniakom, ściółce...

Dziś wypatrzyłem motylka, o tu:



A tu zbliżenie, to taki sam motylek jak kilka dni temu, zresztą 100-200m od tamtej lokalizacji.



A tu następny, tylko wyżej.



Tym razem trafił się jeszcze taki motylek na dokładkę, tak więc spacer był owocny.





  • dystans 53.90 km
  • 7.10 km terenu
  • czas 02:48
  • średnio 19.25 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Powrót do przedwiośnia (+walka z żyłką)

Sobota, 15 marca 2025 · dodano: 15.03.2025 | Komentarze 3

Po nagłym ataku lata wróciło przedwiośnie... i bardzo dobrze, lato w końcu przyjdzie i tak da nam w kość, że będziemy mieć go dosyć. Dziś nad ranem przymrozek, w dzień temperatura nominalna jednocyfrowa, ale pogoda ładna i jak wyszło słońce, to dosyć ciepło było. W ostatnich dniach (i nocach) trochę popadało i to też dobrze, bo przyroda bardzo tego deszczu potrzebowała. Jedyny minus, że motylki poszły spać... ale kwiatki zostały.

Dziś standarcik z ostatnich dni - złoć żółta. Aha, wyjątkowo wpis bieżący a nie zaległy, rzadka sytuacja na moim bikestatsie.



Podbiał pospolity




Kotków wierzby też nie zabrakło



Z nowości udało mi się wypatrzeć kosmatkę, jeszcze nie kwitnie, ale już wysuwa znamiona z pączków.




Ratunku! Rekin! ... Aaa!!! Trzy rekiny!!! ... A nie... to tylko kosaciec.



Są już pierwsze listki na kanapki - ziarnopłon wiosenny.



Gdy przejeżdżałem obok zalanych wyrobisk dawnej żwirowni we wręczy, zobaczyłem że jest pusto. Trochę się zdziwiłem, bo tydzień temu były obstawione samochodami i ludźmi, a do tego śmierdziało grillami, no ale dziś temperatura poniżej 10 stopni, a nie powyżej 20 i dot ego chłodny wiatr. Nie planowałem tu postoju, ale skorzystałem z okazji, bo przy ładnej pogodzie to albo imprezowicze, albo wędkarze.

Po poprzednim weekendzie przybyło śmieci, w ogóle ta miejscówka jest strasznie zaśmiecona, trzeba znaleźć jakiś fragment bez śmieci lub z małą ilością, które da się wyzbierać i nie oglądać się za siebie, tylko gapić na wodę. W ogóle w miejscach gdzie bywają ludzie to zawsze jest syf jeśli te miejsca nie są sprzątane, wszelkie parki parki i inne zagospodarowane miejsca też by tak wyglądały bez sprzątania.



O wędkarzach to mam jak najgorsze zdanie, zazwyczaj muszą podjechać jak najbliżej wody, tak na kilka metrów. Kiedyś widziałem gościa łowiącego z fotela w samochodzie. Do tego zostawiają straszny syf. Skąd wiadomo, że te śmieci zostawili wędkarze? A pudełka po przynęcie, to niby kto wyrzuca? To niesamowite, że tak uwielbiają ten syf, przecież potem sami będą w nim siedzieć. Owszem, pewnie znajdzie się kilku ogarniętych, sam mam kolegę jeszcze z podstawówki, który jest wędkarzem, uczestniczył w akcjach sprzątania Pisi i psioczył na tych syfiarzy co śmieci nad wodą zostawiają.

Tego miejsca nie sprzątam, za dużo tam śmieci, trzeba by śmieciarką po nie przyjechać. Ale kłębek żyłki z krzaków zabrałem, bo to niebezpieczne dla ptaków i innych zwierzaków (wydr, rzęsorków i  co tam się trafi). I ta żyłka to była zapowiedź... otóż ze dwadzieścia kilometrów dalej, jadąc przez las zacząłem mieć problemy z napędem. Początkowo myślałem, że jakaś gałązka,  patrzę - a cały napęd jest opleciony żyłką i jeszcze duuużo się ciągnie za rowerem.



Wyciąganie tego syfu kawałkami trwało 20 minut, a i tak zostawiłem tę ciasno nawiniętą między zębatkami w kasecie (widać trochę na poniższej fotce) bo już miałem dosyć, a ona w jeździe nie przeszkadzała. Potem jeszcze pracowicie pozbierać pourywane i poucinane kawałki. W sumie to bardzo się ucieszyłem, że zaplątałem się w tą żyłkę. Nie, nie jestem takim głupkiem, że mi to sprawia radość, po prostu lepiej że ja, niż jakiś zwierzak.

Kaseta była bardziej opleciona, ale fotkę zrobiłem dopiero po kilku minutach walki z żyłką.



Tak po prawdzie, to nie wiem czy ta żyłka, która mi zaatakowała napęd, to żyłka wędkarska. Nie znam się, ale takie żyłki są zwykle przezroczyste, a nie białe... ale może i białe też są. Poza tym dopiero po dwudziestu kilku kilometrach zacząłem mieć z nią problemy (z drugiej strony, żeby tak się zaplątać, to może i trzeba tylu kilometrów, kilkaset metrów przez las, to chyba trochę za mało na taki splot). Ale na na asfalcie jej chyba nie złapałem, są dwa potencjalne miejsca - albo te glinianki, a w lesie.

(Edit: po wyguglaniu okazało się, że białe żyłki też są, więc na 99% jest to żyłka wędkarska)

Ale to i tak nieistotne, nad wodą też znalazłem żyłkę i tamta była ewidentnie z wędki, równie dobrze w tamtą mógłbym się zaplątać, albo co gorsza jakiś ptak, czy inny zwierzak. Rany, jakim trzeba być ujem i bezmózgiem, żeby taki syf zostawiać w krzakach. Jak miałem bardzo złe zdanie o wędkarzach, to mam teraz sto razy gorsze.

Z lewej żyłka znad wody, pośrodku wyciągnięte z napędu, z prawej ta co się za mną ciągnęła.



A na koniec trainspotting i Vectron w barwach Deutsche Bahn




  • dystans 49.10 km
  • 8.50 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 19.25 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Żurawie marcują, a żaby nie kumają

Wtorek, 11 marca 2025 · dodano: 14.03.2025 | Komentarze 5

Rundka z wizytą na Uroczysku Rozłogi, gdzie marcowały żurawie. Ptaki były z oddali, ale spotkanie z pierwszą w tym roku żabką było z bliska oko w oko... a także oko w obiektyw.



Widok z lotu żurawia... no, może raczej pszczółki.



A żurawie... no  były.



Uroczysko Rozłogi, to dawne stawy rybne, tym razem odwiedziłem tylko jeden ze stawów. Jest to jeden z dwóch największych, a zarazem nie wysychających całkiem stawów... bo wysychać to on częściowo wysycha, na przykład na tę wysepkę na pierwszym planie czasami da się dojść suchą stopą, ale teraz z powrotem jest mokro (w tym miejscu może nie głęboko, może by wystarczyły kalosze).

Natomiast w zeszłym roku było tak sucho, że nawet te stawy wyschły także w miejscach gdzie praktycznie zawsze jest woda, jesienią były tam tylko jakieś nędzne kałuże otoczone błotem.



Głogi pączkują




Dopiero w domu zauważyłem, że na tym zdjęciu załapał się malutki owad.



Ze zwierzaków, to jeszcze sezon na kotki... wierzbowe. Kotki męskie w różnym stadium kwitnienia.





Oraz kotki żeńskie





Dla odmiany - kotki olchowe, teraz już nie trzeba się zastanawiać, czy uznać je za kwitnące, czy jeszcze nie.



Nie mogło zabraknąć podbiałów.



Także te kwiatki w środku kwiatostanu już się rozwijają.



A to jakieś drzewo, ale nie wiem jakie, może być cokolwiek, bo z nasadzeń.




Czarny bez już całkiem zielony





  • dystans 40.40 km
  • 6.70 km terenu
  • czas 02:05
  • średnio 19.39 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Wiosenne combo

Sobota, 8 marca 2025 · dodano: 12.03.2025 | Komentarze 3

W sobotę nad ranem był przymrozek, a w ciągu dnia temperatura przekraczała 20 stopni, tak więc wyjeżdżając wcześnie rano ruszało się zimą, by przed południem dojechać do lata, pozbywając się po drodze kolejnych warstw ubrania.

Chciałem dorwać jakieś motylki, bo co prawda w ostatnich dniach widziałem latające cytrynki, ale nie miałem do nich cierpliwości i teraz się przygotowałem psychicznie na cierpliwe czatowanie i podchodzenie. Ale co tam cytrynki, pierwszego widziałem już pod koniec stycznia, cytrynki zimują w ściółce schowanie między suchymi liściami, wystarczy więc że słońce je ogrzeje i jako pierwsze motylki zaczynają loty.

Takie rusałki pawik na przykład, szukając innych kryjówek - zimują w przepustach, bunkrach, piwnicach, na strychach itp. Często jesienią jakiś próbuje zahibernować u mnie w łazience, co nie jest dobrym pomysłem, bo jest tam za ciepło. Pawie oczka budzą się później, bo do takiej kryjówki ciepło trudniej dociera. Na pawiki nie liczyłem, ale ostatnio jakaś rusałka mi przeleciała przed nosem, ale potem nie mogłem jej namierzyć. Podejrzewam, że ceik, bo one wcześnie się pojawiają, być może też zimują w ściółce i miałem nadzieję je spotkać.

Ale gdy zobaczyłem rusałkę admirał, to naprawdę mocno się zdziwiłem.



Admirały są motylami wędrownymi, na zimę odlatują na południe, by w następnym roku do nas wrócić. Z tym, że część populacji zimuje i właśnie takiego zimujące spotkałem.




Rusałek ceik spotkałem kilka, może kilkanaście, więc udało się tym razem jakąś dorwać.



A cytrynków latały duże ilości, widziałem chyba same samce - mają wyraźnie żółty wierzch skrzydełek, samiczki w locie można po pierwszym rzucie okaz z daleka za bielinka. Nie problem było więc spotkać cytrynka, ale takiego sfocić, bo strasznie rozlatane i trzeba było śledzić lot takiego delikwenta, aż usiądzie... czasem na próżno. A jak już usiadł, to łatwo się płoszyć, ale w końcu udało się jednego cyknąć.



Oprócz motylków, pojechałem też na kwiatki i oczywiście trafiły się podbiały. Tutaj w rowie, czyli w ulubionej miejscówce podbiała.



Podbiał z bonusem



O ile podbiałów się spodziewałem, to złoć żółta mnie nieco zaskoczyła, w większości jeszcze nie kwitnie, ale znalazłem ją na jednym stanowisku.




No i półdzikie krokusy. Na krokusy można jechać na jeden ze skwerków, które w ostatnich latach zostały nimi obsadzone, ale ja mam miejscówkę na skraju lasu. w której można spotkać kilka kwiatków. Podejrzewam, że trafiły tu ze śmieciami z ogródka i się przyjęły... żeby tylko takie śmieci były.



Ten kadr musiałem wysprzątać przed zrobieniem zdjęcia.



Kotki wierzbowe w większości były jeszcze przed kwitnieniem, ale trafiłem kilka bzyczących drzewek, czyli takich które rozkwitły i wokół których uwijały się różne pszczółki i inne bzykacze.  Kotki w pełni kwitnienie były jednak na górnych gałęziach, na dole tylko takie



To był kwiat męski, a poniżej żeński. Wierzby są dwupienne, te męskie kwiaty były na jednym drzewku, a żeńskie na drugim.



Udało mi się dorwać jednego trzmiela, który zleciał na dolną gałązkę.



A leszczyna jesst drzewem jednopiennym - kwiaty z lewej strony tej gałązki są żeńskie, a te kotki z prawej - męskie.



Tutaj widać porównanie wielkości kwiatów, ledwie widać kwiaty żeńskie, a dokładniej te czerwone znamiona.



Czarny bez coraz bardziej zielony.



Trafiła się nawet jedna oleica... a dokładniej oleic, bo to samiec, co można poznać po załamanych czułkach, samica ma prawie proste, z lekkim tylko wygięciem.



Pajączek na grzybku



Śniegu już nie było, ale tropy się trafiły... odciśnięte w betonce.




Po powrocie z trasy w takich wysokich temperaturach, przyjemnie jest napić się czegoś chłodnego z lodówki - akurat miałem przygotowaną całą baterię, od lewej: zakwas buraczany, lemoniada świerkowa, kombucha, podpiwek.



Na koniec rozwiązanie zagadki z przedpoprzedniego wpisu - to zdjęcie przedstawia powierzchnię zakwasu w czasie robienia, w pewnym momencie wytworzył się taki korzuszek.





  • dystans 8.00 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 00:26
  • średnio 18.46 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Króciutki wypad do lasu

Czwartek, 6 marca 2025 · dodano: 10.03.2025 | Komentarze 4

Czyli po mieście i opłotkach, za to z kilkoma robalami.

O, taka ciemka się trafiła.



I larwa jakaś



A pluskwiaki reprezentował wtyk amerykański





  • dystans 10.60 km
  • 5.00 km terenu
  • czas 00:35
  • średnio 18.17 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wypad szybki na grzybki

Poniedziałek, 3 marca 2025 · dodano: 09.03.2025 | Komentarze 2

Krótki przejazd do lasu, żeby zobaczyć co tam w grzybni po ustąpieniu mrozów.

Trochę płomiennic znalazłem, ale niezbyt dużo. Może jakaś malutka porcja do obiadu by z tego wyszła, ale mam jeszcze słoiki z opieńkami w solance, to jeden otworzyłem i zimówki dorzuciłem jako domieszkę.




W najbliższym czasie raczej obfitych zbiorów nie będzie, bo małych grzybków widziałem bardzo mało, a teraz zrobiło się gorąco i sucho, a płomiennice jednak lubią jak jest wilgotno.



A tak w ogóle, to myślałem że już z grubsza wysprzątałem rejon płomienniconośny i teraz tylko wystarczy zebrać jakieś świeże śmieci jak ktoś wywali i poszerzyć krąg wysprzątania tworząc taką otulinę... ale gdzie tam! Śnieg ubił przygniótł dywan z liści, które ukrywały wcześniejsze śmieci i one teraz zaczęły wystawać... w tym takie upierdliwe do sprzątania stare, porwane i powrastane w ściółkę folie. Chyba trzeba będzie specjalnie zrobić jakiś wypad na wiosenne porządki i nieco ogarnąć ten syf, normalnie niekończąca się opowieść.



Jeszcze trochę grzybków - trzęsak w towarzystwie porostów.



Kisielnica




Łzawnik



I... jeszcze takie coś



Na koniec szybka zagadka - co to jest? Już nie z lasu. Odpowiedź w jednym z najbliższych wpisów - o w tym.




  • dystans 20.10 km
  • 7.40 km terenu
  • czas 01:05
  • średnio 18.55 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Na tropach...

Czwartek, 20 lutego 2025 · dodano: 08.03.2025 | Komentarze 2

Wpis jeszcze z lutego, bo choć dziś nad ranem był przymrozek i nawet trochę szronu się pojawiło, ale nie aż tyle ile na zdjęciach, a poza tym jak słonko trzepło, to zaraz wysublimował... taki bardzo wysublimowany się zrobił.

Ale wracając do zaległej wycieczki, wypad w dolinę Suchszego Dopływu Suchej i po tym jak pośnieżyło, chodzenie po tropach zwierząt. Sporo śladów małych ptaszków, które lubią tam przesiadywać, świrgolić i buszować w olchach nad rzeczką.

Tup, tup, tup...




Uwaga ostry zakręt w lewo! Uwaga ostry zakręt w prawo!



Przecięcie szlaku jakiejś myszki, a w każdym razie jakiego niewielkiego gryzonia (bóbr to zdecydowanie nie był).



Spotkania na miedzy - podejdź no do gałązki granicznej, jako i ja pochodzę.



Tu chyba coś pysznego było.



Odlot.



Były jeszcze ślady większych ptaków, poprzednio uznałem, że to pewnie żurawie... ale nie byłem pewien, na przykład czy nie za małe. Obecna hipoteza jest taka, że to bażant - jest ona poparta faktem, że kilka metrów dalej jednego wypłoszyłem, a ślady są świeże.




Hipotetyczny lisek. Według mnie, to najprawdopodobniejsza opcja, w grę wchodzi jeszcze na przykład jakiś bezpański, albo biegający luzem wiejski pies, bo ludzkich śladów tu w ogóle nie spotkałem, więc wyprowadzany nie był. Ale stawiam na liska.




I znów krzyżujące się szlaki zwierząt.



Sarenki  zostawiają jeden z najłatwiejszych do rozpoznania śladów.




A to było większe i po długości kroków wygląda mi na dzika.



W dolinie, te drzewa z lewej to olchy przy korycie rzeczki, a ta woda na łąkach, to nowy nurt powstały po tym jak bobry porobiło tamy i rzeczka wylała. Zasadniczo wszystko nadal zamarznięte na sztywno, ale tutaj trzeba było uważać, bo woda wylewa spod lodu i trzeba znaleźć dobre miejsce do przejścia, by nie zaliczyć wlewki.




Właściwe koryto ze względu na zastopowany nurt jest pokryte bezpiecznym lodem.



Śnieg o różnej strukturze





Kotki olchy




Leszczynowe to w większości takie zamarłe w środku kwitnienia albo tuż przed.



A to znajomy pluskwiak, który siedział na tym grabie co najmniej od ośmiu dni. Po tym jak mrozy puściły, już go nie widziałem, jak odmarzł to albo odpadł, albo odleciał jeśli przehibernował z sukcesem.





  • dystans 20.40 km
  • 7.40 km terenu
  • czas 01:06
  • średnio 18.55 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Dzień Mrożonego Kota

Poniedziałek, 17 lutego 2025 · dodano: 19.02.2025 | Komentarze 3

Luty potrafi jeszcze pokazać pazurki, przez dwie noce ładnie przymroziło i temperatura przebiła dziesięć stopni... na minusie rzecz jasna.

17 lutego, to Dzień Kota, postanowiłem więc znaleźć jakiegoś, najlepiej niemrożonego.

Kot? Nie, bardziej jakiś jeż, jeżozwierz, albo wręcz jeżowiec... ewentualnie kolczatka.



Koty? Nie, kotki... w sumie blisko i byłbym na tym poprzestał, gdyby chociaż były z tego samego królestwa. Wiem, wybredny jestem i szczegółów się czepiam.



Kot? Hmmm, z królestwa zwierząt, owszem... ale tak parę kilo za małe. Swoją droga, ten wtyk na krzewny co najmniej od tygodnia siedzi na tym drzewie.



Kot tu szedł? Nie, chyba trochę za duże i za ciężkie toto było.



Kot? Nie, to chyba niestopniały płat śniegu...



No i nie znalazłem kota, ale co pojeździłem to moje.

Przejazd przez łąki - brzozy




Olchy... śniegu może niedużo, ale nie aż tak jak sugerują zdjęcia, bo na łąkach roślinność go trochę skrywa.



Te dwie olchy są ciekawe



Bo kotki u tej z prawej w zasadzie można chyba uznać za kwitnące




A u tej z lewej jeszcze zdecydowanie nie



Wizyta w dolinie Suchszego Dopływu Suchej... może to trochę dziwnie brzmi, gdy te łąki nazywam doliną, ale choć niewielka, to jest wyraźna różnica poziomów w miejscu gdzie zaczyna się las.



Kiedyś uregulowany, płynie środkiem łąk, koryto jest porośnięte głównie kępami olch, trochę wierzb się też trafi i nieliczne inne drzew.



Olchy i płożace się wierzby.



Dzięki bobrzym tamom, woda rozlewa się na łąki.




W niektórych miejscach rzeczka już nie płynie korytem, tylko łąkami



Przymroziło i trochę lody w różnych ciekawych formach się pojawiło.











Ślady saren




Gryzonie jakieś zapewne i jakiś lis, chyba że pies się tu zaplątał.



Ptak jakiś... obstawiam żurawia, bo je tu widywałem, a sądząc po wielkości, ptak była co najmniej średnio duży.




Pod nogami dużo się działo, ale czasem warto było spojrzeć też do góry.




Jemioła.





  • dystans 22.70 km
  • 0.50 km terenu
  • czas 01:13
  • średnio 18.66 km/h
  • temperatura -5.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Mrozo-pętelka ze śnieżyczką

Niedziela, 16 lutego 2025 · dodano: 16.02.2025 | Komentarze 3

Mój przepis na idealną zimę:

Bierzemy chmurkę śniegową i posypujemy świat. Nie za dużo, nie za mało, lecz w sam raz, ot żeby zrobiło się biało. Następnie podgrzewamy, ale z umiarem, nieco powyżej zera ale nie więcej niż 5°C, czekamy aż stopnieje śnieg na drogach i śmieszkach (przynajmniej tych odśnieżonych) i nieco podeschną, a następnie mrozimy do co najmniej -5°C (jak za dużo sypniemy śniegu, to będzie topnieć i topnieć i po zmrożeniu nam zlodzieje).

Serwujemy lekko zmrożoną (najlepiej między -2, a -5°C) z dużą ilością słońca. W tak przygotowanej zimie mamy czyste, suche drogi, a do tego śnieżne krajobrazy. Można oczywiście w ogóle zrezygnować ze śniegu, ale wtedy to już nie jest zima.


No to myk w prawie idealną zimę (prawie, bo słońca zabrakło). Mrożone owoce głogu



Mrożone kotki wierzbowe, topolowe, olchowe





Mrożone igiełki sosnowe



Trochę zimowych widoczków





O Holender! Miło, że ostrzegają przed baranami na drogach w tej gminie (choć znak źle dobrali - chyba że chodziło o podkreślenie, że to dzikie barany), ale w zasadzie można by przed nimi ostrzegać w każdej gminie.



A co do jazdy, to była całkiem przyjemna jak już człowiek się przebił przez miasto ze śmieszkami. Najlepiej by było je ominąć, ale to jest niestety niemożliwe, bo Żyrardów jest miastem z największym zagęszczeniem zakazów jazdy rowerem (znak B-9) w woj. mazowieckim, a może i w Polsce (znaczy miasto mówi o zagęszczeniu śmieszek, ale to na jedno wychodzi).

A z odśnieżaniem śmieszek jest u nas mocno tak sobie, w ogóle chodniki i śmieszki odśnieżają trochę na odwal się, przejadą takim pługiem jak im wyjdzie - raz odśnieżą pół-na-pół chodnik i śmieszkę (na zdjęciu), czy ćwiatka-na -trzy czwarte, czasem odśmieszą tylko śmieszkę (!)



A czasem tylko chodnik... tu miałem do wyboru:
- jechać po odśnieżonym chodniku
- jechać po lodo-śniegu, znaczy po nieodśnieżonej śmieszce
- pojechać ulicą

Wybrałem to ostatnie, choć jazda ulicą, to jazda z agresywnymi klaksoniarzami, którzy trąbią i machają jak wariaci łapami "wyp...ać, tam jest śmieszka" (no jest... pod lodem), ale szkoda na nich zdrowia, najlepiej ich zignorować i niech sami się bawią w te swoje samochodziarskie zabawy, aż im żyłka pęknie.



Ufff, ale za miastem, bez śmieszek to całkiem przyjemnie było.



Aczkolwiek w międzyczasie zaczęło trochę śnieżyć, ale niezbyt intensywnie. Jednak przy mrozie, taki zmrożony śnieg na zmrożonym asfalcie nie pogarszał warunków jazdy, ot drogi przybiel... no nie, raczej przyszarzyło. Dużo nie padało, więc może jutro też będą dobre warunki drogowe.




Krótki odcinek terenowy, na gruntówach trzeba uważać. Poza tym asfaltowe drogi boczne przez las, też bywały zalodzone, na szczęście większość trasy była w terenie otwartym z czystym asfaltem.



W jazd z powrotem do Żyrka i wita nas... znak B-9. A pod nim znak VeloMazovia, który w moich okolicach znakowali od grudnia do lutego. Ten kadr to w sumie dobre podsumowanie tego szlaku, lepszego miejsca na zamontowanie znaku szlaku wybrać nie mogli.