teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108236.15 km z czego 15464.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2019

Dystans całkowity:857.42 km (w terenie 89.80 km; 10.47%)
Czas w ruchu:53:02
Średnia prędkość:16.17 km/h
Maksymalna prędkość:34.80 km/h
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:32.98 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • dystans 5.35 km
  • czas 00:23
  • średnio 13.96 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Do bibliotek z Klu

Wtorek, 16 lipca 2019 · dodano: 24.01.2020 | Komentarze 0



  • dystans 54.09 km
  • 1.30 km terenu
  • czas 03:12
  • średnio 16.90 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Grodzisk z Kluską i muralami

Poniedziałek, 15 lipca 2019 · dodano: 26.07.2019 | Komentarze 3

Chcieliśmy skorzystać z okazji, że Kluska wracała z babcią z Warszawy, żeby przechwycić ją w Grodzisku... a nie jechać tam z nią od samego Żyrardowa. Trochę mieliśmy wątpliwości czy rzeczywiście jechać do tego Grodziska, bo wg ostatnich prognoz miało być dosyć ciepło (choć jeszcze bez przesady), ostatecznie stwierdziliśmy że jednak zaryzykujemy.

Najpierw my sami myk do Grodziska, korzystamy z wyasfaltowania nowych dróg i jedziemy nowym skrótem przez Jaktorów... sam przejazd przez Jaktorów nieco skomplikowany, ale też nieco skraca (nie wiem ile dokładnie, bo gdy chciałem sprawdzić na bikemap, to okazało się że znów coś w tym serwisie pozmieniali i jeszcze gorzej się z niego korzysta niż po wcześniejszych zmianach... muszę znaleźć jakiś inny przyjazny serwis do wyznaczania tras).

W Grodzisku najpierw jedziemy do biblioteki, żeby się zapisać i wypożyczyć pewną książkę (jaka to książka i dlaczego nam na tym zależy - o tym później), a która w Żyrardowie aktualnie jest wypożyczona. Podjeżdżamy do tzw. Mediateki, czyli nowego gmachu przy Parku Skarbków... biblioteka główna i oddział dla dzieci mieszczą się tu od zeszłego roku na drugim piętrze. Na parterze jest jakaś sala wystawowa, w której jest aktualnie wystawa rzeźby... trzy sztuki są też na zewnątrz.





Zapisaliśmy Klu do biblioteki, ale w Mediatece byliśmy głównie po to żeby zbadać teren przed wizytą z Kluską, a książka którą chcieliśmy wypożyczyć była w filii nr 2 w tzw. Pawilonie Kultury (otwartym też w miarę niedawno, znaczy w 2014). Kiedyś już tutaj trafiliśmy, więc wiedzieliśmy jak to wygląda, że na placu przed budynkiem jest sporo fikuśnych ławek itp. tyle że to straszna patelnia w taki dzień jak dziś... na szczęście akurat słońce schowało się za chmurą.




Książka wypożyczona, no to po Klu na dworzec, gdzie mieliśmy mały zapas czasu, toteż zainstalowaliśmy się na kawkę w zacienionym zakątku koło kładki.





Obok jest też mural powstały z okazji 170-lecia kolei warszawsko-wiedeńskiej, pierwszy z kilku które mieliśmy zamiar dzisiaj obejrzeć z Klu.




No dobra, pora iść na peron. Dworzec po remoncie.



Tutaj udało się ocalić charakterystyczną dla podwarszawskich linii wiatę, w Żyrardowie została niestety w czasie remontu zburzona. Zamiast niej otrzymaliśmy nowe przeszklone... nie powiem, ładne, jednak w gorący słoneczny dzień w ogóle nie dają ochrony przed słońcem.




W Grodzisku na peronie też przybyły nowe wiaty, ale te przynajmniej dają cień.



A to pociąg, którym przyjechała Klu zjeżdża na bocznicę... Klusce kojarzył się z gąsienicą, gdy tak sobie zakręcał.



Niestety Klu przyjechała w złym humorku, a to przez to że odpadła jej sprzączka w zegarku. Przez to start mamy fatalny, muralem nie daje się jej zainteresować i innymi rzeczami też nie.

Trochę humor jej się poprawił przy muralu Orkiestra, który bardzo jej się spodobał, a że zapobiegliwie wziąłem z domu fujarkę, to mogła się przyłączyć do orkiestry. A więc - górniczo-hutniczo orkiestra dęta... robi nam pap parara!



Jak zobaczyła powyższą fotkę, to stwierdziła że jest za mała to orkiestrantów... no to zrobiliśmy tak żeby była większa.



A potem policzyliśmy członków orkiestry i wyszło nam że jest ich 50.



Jedziemy dalej, humor się poprawił ale tylko troszeczkę, a następne murale nie były na tyle fajne żeby ten humor poprawić... znaczy były fajne, ale na dobry humorek. Tak więc mural Domek przypominał jej Mysi Domek ale z ludźmi (tutaj jest o książce z serii Mysi Domek, do której nawiązuje)... ale i taj jest nudny.



Gołąb... ale też nudny.



Okazało się, że sąsiednie wiatka śmietnikowa została od naszej ostatniej wizyty pomalowana.... ale to tym bardziej nudy.




Na skwerku był kiedyś plac zabaw z fajnymi, starymi urządzeniami do zabawy (trochę ich żal, ale są jeszcze takie na następnym placu zabaw, który odwiedziliśmy), jak byliśmy tu drugi raz to skwer był w przebudowie, a dziś mogliśmy obejrzeć efekt. Okazało się, że są tam umieszczone skrzynki, w które mieszkańcy mogą zagospodarować sadząc to i owo:
- tablica ogródek warzywny
- tablica ogródek kwiatowy

Z Klu przeczytaliśmy sobie tablice, co ją na chwilę zainteresowało... ale i tak nuda.





Ruszyliśmy więc dalej do bociana... owszem duży, ale za mały, a w ogóle to nudny.



Dopiero na placu zabaw z bajkowym muralem humor wreszcie się poprawił.
- Poznajesz?
- Taaaak!



Otóż jak byliśmy tu w zeszłym roku, to stwierdziliśmy "o, fajny mural" ale z niczym nam się nie skojarzył, zresztą nic dziwnego bo nie znaliśmy jeszcze książki, z którą mógł nam się skojarzyć (tutaj wpis ze zdjęciami sprzed roku).

W międzyczasie oglądaliśmy z Kluską książkę obrazkową "Rok w Krainie Czarów" Macieja Szymanowicza. Kluska zasadniczo lubi książki obrazkowe, ale bez przesady, raz obejrzy, może dwa i tyle... wyjątkiem była właśnie ta książka, bo jest bardzo zabawna, a to dla Klu jest bardzo ważne. Sam styl rysownika jest fajny, bo postaci same w sobie są sympatyczne i śmieszne, a do tego scenki są pełne humoru, często dosyć absurdalnego. Niedawno też dorwaliśmy kolejną książkę tego autora - "Krasnoludki. Fakty, mity, głopoty", też obrazkowa ale już w innym stylu i z pewną ilością tekstu.

Gdy przed wycieczką sprawdzałem murale na trasie i rzuciwszy okiem na zdjęcia stwierdziłem, że coś mi to przypomina... posprawdzałem i stwierdziłem, że koniecznie musimy tam pojechać z tą książką (stąd ta wizyta w bibliotece).



Nie wiem czy przegapiliśmy informacje o autorze projektu (a jednocześnie w.w. książeczek), czy po prostu nam nic nie mówiło... zresztą teraz też byśmy samego nazwiska nie skojarzyli.



Na miejscu okazało się, że postaci i scenki są żywcem wzięte z "Roku w Krainie Baśni"... no, tyle że tło i układ zostały dostosowane do podłużnego muralu.Sporo zabawy mieliśmy sziając konkretnych postaci.

I tak - mural na lewo od drzewka, pochodzą z Maja (aha, powiększenia poniższych fotek książki i murala - po kliknięciu w odpowiednie fotki).





Szukamy konkretnych postaci.





Kawałek muralu na prawo od drzewka, oraz sama końcówka z wilkiem, to Sierpień.







Natomiast między krasnoludkami i wilkiem jest podwodny Kwiecień.






Na placu spędziliśmy sporo czasu, bo po muralu przyszedł czas na zabawę... Klusce tak jak i nam podobał się retro plac zabaw. Jest tu kilka nowych zabawek, ale większość jest stara.




Już przy poprzedniej wizycie najbardziej mi się podobały takie pojazdy, lavinka mówiła że mieli takie w przedszkolu i jej trochę zazdroszczę, bo u nas takich nie było.



Niestety w międzyczasie wyszło słońce i tak jak się obawialiśmy zrobiło się za gorąco, a Klusce tak się podobało, że nie chciała nigdzie jechać, a do tego ciągała nas tu i tam... główny feler tego placu, to że prawie na nim nie ma cienia, także ławki były na słońcu, toteż zainstalowaliśmy się na tym retro-samochodziku, bo on był trochę zacieniony. A jak odpaliliśmy kanapki i kawkę (dla Kluski zbożową), to zmieniliśmy go na food-trucka!



A wracając do muralu, to jeszcze książeczkę trzeba pooglądać.  Tak czy inaczej, Klusce humor poprawił się wreszcie na dobre, ufff.



Następnie przemieściliśmy się na plac zabaw w Parku Skarbków, jak Klu była mniejsza to kilka razy tam byliśmy, ale później jak już jechaliśmy dalej na plac zabaw, to zwykle lądowaliśmy w Parku Bajka w Błoniu... jednym z powodoów było to, że jeśli dzień był słoneczny, to tam jest więcej cienia, tutaj niby też wśród drzew naokoło i ławkę da się znaleźć zacienioną, ale większość samego placu jest nasłoneczniona.





No, pora wracać. O, żurawie!



A w Jaktorowie zgubiliśmy lavinkę... jak mówiłem ta trasa choć krótsza, jest nieco bardziej skomplikowana, właśnie w Jaktorowie.  A to dlatego że zostawiliśmy lavinkę z tyłu, a trudno było się zatrzymać bo nie było cienia i trzeba by się smażyć czekając... a jak znaleźliśmy cień, to lavinki nie było. W końcu stwierdziliśmy, że nie czekamy i nie szukamy lavinki (zwłaszcza że jedzenie i książeczki powoli już się kończyły), a do domu już tylko nieco ponad 10km. Uspokoiłem Kluskę że mama nie po raz pierwszy się gubi, że na pewno da sobie radę i pojechaliśmy dalej.

Być w Jaktorowie i nie odwiedzić tura? No, nie chciało nam się specjalnie przebijać na drugą stronę torów, ale przejeżdżaliśmy odpowiednią ulicą.



Właśnie, czytamy książeczki.



Ja tu jestem zgrzany jazdą i narzekam że za gorąco, a tu Kluska mi marudzi że jej za zimno... szlag, a dodatkowe ubranie jest u lavinki w sakwach, u mnie były książeczki, zabawki i żarcie. No cóż, jakoś ją opatuliłem moją zapasową koszulką, tylko trzeba było parę razy się zatrzymywać i poprawiać, bo się zsuwała i jeszcze tak zrobić by wystawała ręka z bułą. Ale  jakoś dotarliśmy do domu.




  • dystans 47.94 km
  • 13.50 km terenu
  • czas 02:53
  • średnio 16.63 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Na jagody i 8 kurek

Niedziela, 14 lipca 2019 · dodano: 23.07.2019 | Komentarze 0

Pojechałem do lasu zobaczyć jak tam kurki po ostatnich ulewach i tych tydzień wcześniej.

Kurek niewiele, ale ściółka dosyć wilgotna, jednak to chyba po wczorajszych i nocnych opadach... może za kilka dni będzie więcej kurek? Kurek znalazłem ledwie 8 i to w tym samym miejscu co poprzednio. Wycofałem się więc na z góry upatrzone pozycje, czyli w jagodziny.

(ponieważ wpis puszczam z ponad tygodniowym opóźnieniem, dodam że tydzień później kurek znalazłem podobną ilość i znów w tym samym miejscu... za to zaczęły się kanie, sporo robaczywych, ale dobre też dało się znaleźć).



O, jeżyny zaczynają nabierać kolorków, za tydzień będzie już chyba można zbierać więcej niż kilka.



Malinki jeszcze są



A to... to jest... a nie wiem, na wszelki wypadek nie próbowałem.



Zaraza




Gryk jak śnieg różowa




Bzzz, bzzz, robimy miód gryczany, bogaty w mikroelementy, bo przy autostradzie.




  • dystans 54.35 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 03:10
  • średnio 17.16 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z Piastowa obok ulew

Sobota, 13 lipca 2019 · dodano: 22.07.2019 | Komentarze 3

Do Piastowa pociągiem, a stamtąd rowerem. W Piastowie zaczęliśmy od skwerku z mikrotężnią... Ta faktycznie jest mikro, chyba najmniejsza jaką widziałem, ale za to jest dobrze zadaszona i ławki mieszczą się pod dachem.



Kiedyś sprawdzaliśmy czy w takich tężniach rzeczywiście jest solanka... ale trafiliśmy na zwykłą wodę, więc myśleliśmy że z tymi solankami to zwykła ściema. Przy innej próbie jednak rzeczywiście trafiliśmy na solankę... tutaj ponoć jest solanka z Zabłocia, hmmm jakby to była borowina z Zabłocia, to bym się nie zdziwił, natomiast solanki spodziewałbym się raczej z Nowej Soli.



Na tymże skwerku - słowik Warszawy.




Potem jedziemy w kierunku Pruszkowa i dojeżdżamy do terenu dawnych Warsztatów Naprawy Wagonów Towarowych (później nazwa brzmiała Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego) . W czasie Powstania Warszawskiego został tu utworzony obóz przejściowy dla ludności warszawy (Dulag 121), przez który przewinęła się min. rodzina lavinki. Już wcześniej teren pełnił funkcję obozu - w 1939 był tu obóz przejściowy dla jeńców, a od 1941 obóz pracy dla Żydów. Obecnie mieszczą się tu różne magazyny itp.   ale też muzeum.

Dziś nie wbijamy się na teren, bo kiedyś go już zwiedzaliśmy razem z muzeum. Ot fotka jednej z wież strażniczych... no i skrzynka.





Uwaga, wjeżdżamy w obszar zapowietrzony.




A w tym budynku mieściła się bursa, w której kierownikiem przez jakiś czas był Aleksander Kamiński.




O ile z rana było przyjemnie, bo chmury,  to teraz wyszło słońce i momentalnie zrobił się straszny skwar. Znajdujemy jakieś skrzynki, po czym wracamy na mijany wcześniej skwerek, na którym wypatrzyliśmy wcześniej ławkę w cieniu, żeby teraz na niej klapnąć i ostygnąć.

Gdy zaczęliśmy menelować na skwerku, to wystraszyliśmy miejscowych żuli... chyba byliśmy zbyt menelscy dla nich, no cóż, wyrabia się człowiek przy Panu Marianie.



Ławka z gatunku meneloodpornych... ciekawe czy ta siatka na oparciu i siedzeniach wytrzyma dłużej niż zwykłe deski.



O, menelskie warcaby! Trochę nad doborem kolorów kapsli można by jeszcze popracować, ale pomysł w dechę... co nam podsunęło myśl, żeby skompletować zestaw szachowy w podobnym stylu.




Jedziemy dalej i przy torach orientujemy się, że wzdłuż nich skrajem d. Dulagu 121 biegnie nowa droga rowerowa. Postanowiliśmy więc ją przetestować.

Kolejna wieża strażnicza (z drugiej strony muru, jest widoczny z pociągu napis "Tędy przeszła Warszawa...").



Przejazd przez bocznice... ale tutaj te kilka segmentów tego betonowego ogrodzenia mogli usunąć, zwłaszcza że po przebiciu ddr-ki nie pełni on już żadnej funkcji (zresztą wcześniej w tej okolicy też zwykle była dziura w płocie), a trzeba tu bardzo uważać żeby nie zderzyć się z rowerzystą wyjeżdżającym zza winkla.




Jeden ze starych budynków zakładów kolejowych po prawej.




Z dobudowaną wieżyczką



Gmach dyrekcji zakładów



O, fajnie że ta ciuchcia nadal tu stoi.




Ogólnie droga rowerowa mimo kilku felerków całkiem niezła... tylko że takie coś powinno być wzdłuż torów do samej Warszawy, a nie tylko kawałek w Pruszkowie... no i od Żyrardowa, czy innych Skierniewic. W każdym razie jedzie się tutaj przyjemnie z dala od ruchu samochodowego, jest co oglądać jeśli ktoś jest pierwszy raz i w ogóle.



Jedziemy dalej, jeszcze trochę trainspottingu na pruszkowskiej bocznicy.




A tu pociąg do Żyrawdowa



W Parzniewie ciekawe rozwiązanie -  radar powiązany ze światłami, jak ktoś jedzie za szybki, to cyk, włącza się czerwone światło. Lepsze rozwiązanie niż wyświetlacze z prędkością i tekstem "Zwolnij. Jedziesz za szybko", które generalnie są olewana (chyba że za nimi jest fotoradar).



O, na przęsłach mostów i wiaduktów kolejowych sprejują teraz coś takiego.



Niespodziewany mostek w krzakach (to znaczy ja się spodziewałem, ale lavinka nie).



O, zaczynają krążyć burze (przynajmniej chmury znów przyszły i słońce tak nie przypieka), trzeba będzie uciekać żeby nas nie zlało... na szczęście one się raczej od nas oddalały. Natomiast w domu po sprawdzeniu map radarowych stwierdziliśmy, że one były znacznie dalej niż się wydawały - ta pierwsza w rejonie Piaseczna, a ta druga pod Tarczynem (my tymczasem wyjeżdżaliśmy z Pruszkowa).




Taki mural na remizie w Brwinowie, ale dziś nie było warunków na dokłądne jego obfocenie.



Nowa ddr-ka w Grodzisku... największą jej wadą jest to, że że trzeba co chwila skakać z jednej strony ulicy  na drugą, bo albo śmieszka zmienia stronę, albo trzeba zjechać na jezdnię. W sumie na odcinku ok. 2km trzeba zmienić stronę ulicy 6 razy (jadąc jak my od Milanówka), a przez cały przejazd tą trasą przez Grodzisk aż 8.



W Grodzisku zaczęło kropić, ale wyjechaliśmy spod chmury... myśleliśmy że spod tej po lewej, ale potem okazało się, że ta zlewa była dosyć daleko, a my oberwaliśmy jakąś siąpiradełkową chmurką boczną




Wyjechawszy dalej na otwarte pola, zorientowaliśmy się w sytuacji i stwierdziliśmy że lepiej się nie pchać do domu skrótem przez Jaktorów, bo tam czeka na nas poniższy deszcz. Postanowiliśmy więc objechać go od północy nieco dłuższą trasą przez Izdebno. Potem okazało się, że ten deszcz co go widać, jest dopiero w Żyrardowie i jedyne ryzyko władowania się w niego byłoby właśnie tak jakbyśmy za wcześnie przyjechali... więc może dobrze że jechaliśmy dłużej.



No to co? Pokazujemy plecy chmurze i jedziemy.



Omijamy.




W Baranowie musieliśmy wykręcić wprost na chmurę, ale nie jechaliśmy zbyt szybko, żeby jej nie dogonić... ale nie mogliśmy jechać zbyt wolno, czy menelować zbyt długo na przystankach, bo od północy znów coś nachodziło. W Żyrardowie spore kałuże, nieźle lało, ale nam się udało nie dogonić jednej chmury i uciec przed drugą.
Kategoria mazowieckie


  • dystans 11.48 km
  • czas 00:45
  • średnio 15.31 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Z Klu na dworzec

Piątek, 12 lipca 2019 · dodano: 24.01.2020 | Komentarze 0



  • dystans 50.98 km
  • czas 03:04
  • średnio 16.62 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do Błonia na bule w Parku Bajka

Czwartek, 11 lipca 2019 · dodano: 19.07.2019 | Komentarze 1

Wybraliśmy się do Parku Bajka w Błoniu, bywamy tam z Kluską regularnie raz-dwa razy w roku... może byśmy bywali tam częściej, ale latem to zwykle albo upał, albo ulewy i burze, toteż spora część wakacji nam zwykle odpada na dalsze wycieczki. Dziś skorzystaliśmy z tego, że przez pierwszą część lipca mieliśmy wręcz idealne lato.

Po drodze w te i we wte spotykamy 4 razy bociany... właściwie to były chyba 3 bociany, a pod Baranowem spotkaliśmy dwa razy tego samego (zresztą często go tam spotykamy). Poza tym widzieliśmy klucz gęsi... chyba to była szkółka lotnicza, bo klucz taki mocno krzywy, słyszeliśmy też gdzieś na łąkach żurawie (ale nie widzieliśmy), a ponadto w pobliżu z pola startował jakiś drapieżnik ze zdobyczą. Jak powiedziałem, że coś złapał, Kluska smutno stwierdziła, że "Pewno myszkę"... więc żeby ją nieco pocieszyć powiedziałem że raczej coś większego (w porę się ugryzłem w język i nie dodałem "na przykład zająca").





Ponieważ Klusce za Baranowem po raz drugi skończyło się podręczne jedzenie (dopóki je, to jest spokój, jak nie ma jedzenia to trochę zaczyna marudzić, że nuda i czy daleko jeszcze... chyba że na jakiś czas uda się ją zagadać). A więc podczas krótkiego stopiku nad Pisią Tuczną (gdzie stwierdziliśmy że zrobimy fotkę dla wiadomo kogo) przeszliśmy z napędu wysokokalorycznego (ogórki, pomidorki, marchewki i buła) na napęd duchowy, znaczy wyciągnęliśmy książki - trzy albo cztery starczyły na dojazd do Błonia (nie wszystkie Klu czyta od deski do deski, czasem tylko ogląda obrazki, trochę podczytując).





A tak na marginesie, pamiętacie w której księdze Tytusa chłopcy mieli pojazd, do którego paliwem były książki?



A co tam w Parku Bajka? Ulubione urządzenie Kluski, czyli Fabryka Piasku znów nieczynna (jest nieczynna średnio w co drugą naszą wizytę)




Górki-wieloryby też. Przechodzą znowu rewitalizację zieleni (te też są nieczynne co drugi raz).




O, tu się świetnie rewitalizuje, aż dokonuje inwazji na żwirek pomiędzy.



Muzyczny plac zabaw tym razem jest w miarę kompletny.



Gdy lavinka z Klu poszły do toalety, poprosiłem żeby się dowiedziały o zasady wypożyczenia buli... chciałem, żeby tylko się spytały, a lavinka przytargała koszyk z kulami. Okazało się, że ledwie się spytała, to pan już podawał bule mówiąc że możemy je trzymać cały dzień.

No to przenosimy się z naszego zacienionego zakątka (na szczęście przez większość czasu są chmury) i ruszamy do bulodromu... ale tak, każde z nas prowadzi rower, a osiem kul to dla Kluski za duży ciężar. Na szczęście koszyk idealnie pasuje do fotelika.



No to gramy. Po ostatniej rozgrywce w bule krzalowe (relacja) przyszła pora na bule na bulodromie. Po pewnym czasie Klusce trochę się znudziły (może te duże są dla niej za ciężki i mniej poręczne niż nasze minibule), ale pograłem jeszcze ja z lavinką, zaś Kluska sędziowała, co jej sie bardzo podobało.








Hmmm, no to kto wygrał?



Trzeba dokładnie sprawdzić.



A to mój najlepszy rzut.



A tu początkowy fragment opowiadania o grze w bule z tomu "Nowe przygody Mikołajka tom 2" (powiększenie rysunku po kliknięciu w fotkę).




Szachy plenerowe, w odróżnieniu od EkoParku w Żyrardowie, nie trzeba ich sobie wypożyczać, ale są wystawione... toteż częściej ktoś z nich korzysta, no bo na jedną partyjkę, czy pół nikomu się nie chce ich targać tam i z powrotem do wypożyczalni. A jak stoją, to nawet tak sobie można popykać.



A jeśli chodzi o szachy, to też skojarzenie z Tytusem. Pełna rozgrywka na fotkach w powiększeniu: strony 1, 2 i 3



Są też szachownice na stołach, ale jak zwykle nieużywane. Tu dla odmiany sprawdziłby się patent z Parku Seniora w Żyrardowie, gdzie za bierki warcabowe służyły szyszki i białe kamyczki... tutaj też można by dobrać zestaw jasnych i ciemnych kamyczków.



To jest budynek z wypożyczalnia i toaletami. Wypożyczalnia jest przy pomieszczeniu ochrony i ochroniarze zajmują się wypożyczaniem, dlatego wypożyczać można przez cały czas otwarcia parku (jak jest akurat zamknięta, trzeba kilka chwil poczekać, bo widać są na obchodzie), ochroniarz który nam wypożyczał bardzo sympatyczny i mówił że jak się wypożyczy zaraz po otwarciu parku o 8-ej to można sobie grać nawet do 22-ej.

Wypożycza się za darmo na dowód, oprócz buli są też paletki do ping-ponga, do badmintona, piłeczka do piłkarzyków. Stoły do ping-ponga i piłkarzyków są schowane za górką, przy ogrodzonym placu zabaw dla maluchów. Trochę daleko od wypożyczalni i łatwo przegapić, dlatego nigdy nie widziałem by ktoś grał... lokalizacja przy budynku lepiej by się sprawdziła (tutaj dla odmiany w EkoParku dzięki temu sporo młodzieży z nich korzysta).




Stojaki rowerowe z Pac-Mana.



Fontanna w taki dzień jak dziś jest mało uczęszczana, ale w ciepły słoneczny dzień jest tam masa dzieciaków... właśnie na nią najbardziej narzekano, bo jedna z farb (pomarańczowa) tworzyła bardzo śliską nawierzchnię i ponoć często ktoś się wywalał i ścierał... teraz mamy wrażenie że przemalowali na bardziej chropowatą, ale tak naprawdę nie wiemy, bo nie sprawdzaliśmy.

A poza tym przerwa na kawę.



Drugim często wymienianym minusem było słabe zaplecze gastronomiczne. Generalnie są dwie budki - w jednej lody itp. w drugiej hamburgery, frytki itp. Teraz widzimy że przed wejściem jest jeszcze jedna budka z czymś tam i rower z lodami. Tak więc coś było i jest, ale nam akurat było wszystko jedno, bo my tradycyjnie samowystarczalni z własną wałówką piknikową, .



A tu rower z lodami z Mikołajka.



Poidełko i hydrant w pobliżu wejścia głównego.



Dziś najwięcej czasu spędziliśmy na grze w bule, poza tym Kluska obleciała park i wszystko zaliczyła po trochu, ale nigdzie nie zagrzała miejsca... na koniec jednak sporo czasu poświęciła na tor przeszkód na murkach. Tak więc dziś wygrały bule i murki.









To poniżej to jakaś odmiana bzu. W ogóle nie przypomina, dopiero gdy się z bliska przyjrzeć pojedynczym kwiatom, a nie kwiatostanowi... no i jak się powącha.



Kanałek przy Parku Bajka, to rzeczka Rokitnica. Początek bierze ona gdzieś w rejonie Grodziska, potem się rozgałęzia i pierwsza część wpada przed Błoniem do Utraty, a druga część (właśnie ta) wpada za Błoniem do... Utraty. A za nią coś jakby deptak zrobili, idziemy z Kluską obadać co to.



I rzeczywiście powstał przyjemny, dosyć długi zakątek spacerowy o szumnej nazwie Bulwary Błońskie... ale moim zdaniem lepsza by była nazwa Błońskie Błonia.






Popularne w ostatnich latach domki dla owadów.








I przez mostek z rybkami (mostki powstały razem z Parkiem Bajka) wracamy do parku.



Jak zwykle ciężko wyciągnąć stąd Kluskę, ale w końcu się udaje (jak była mniejsza, to nigdy nie obyło się bez płaczu), jeszcze pokazujemy lavince bulwary, sprawdzamy w drugą stronę dokąd się ciągną. A że dojechaliśmy w ten sposób do uliczki, gdzie jest pomnik Pchły Szachrajki, do podjeżdżamy do niego. No a potem długa do domu.


Kategoria mazowieckie


  • dystans 43.29 km
  • czas 03:16
  • średnio 13.25 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Środa, 10 lipca 2019 · dodano: 17.11.2019 | Komentarze 0

Powszelatek brunatek (Erynnis tages)









































  • dystans 12.66 km
  • 6.00 km terenu
  • czas 00:58
  • średnio 13.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Kiełbaska, kapuśniaczek i bule

Wtorek, 9 lipca 2019 · dodano: 13.07.2019 | Komentarze 4

Pomysł na dziś - krótka wycieczka do lasu na kiełbaskę i powrót zanim przyjdą popołudniowe deszcze (według prognoz miały być po 14-ej albo i po 15-ej).

Wyruszyliśmy, ale już po przejechaniu przez Pisię Gągolinę zaczęło kropić przechodząc w kapuśniaczek... Kluska zaczęła marudzić, więc postanowiłem jechać skrótem przez las a nie naokoło, żeby schować się pod drzewami. Początkowo nawet trochę chroniły przed deszczem, ale dalej drogę wysypali tłuczniem (wertep) i wycięli drzewa wzdłuż nich, przez co człowiek jedzie lasem a nie ma ochrony ani przed deszczem, ani przed słońcem... na sczęście już ledwie kropiło.

Na miejscu zaczynamy od zbierania drewna, rozpalamy ognisko i pieczemy kiełbaskę.



Ostatnio jak tu byliśmy, to było dosyć ciepło i ognisko rozpaliliśmy małe i tylko tyle by upiec kiełbaskę, a potem już nie podsycaliśmy. Dziś było na tyle chłodno, że siedząc można było nawet trochę zmarznąć, więc ognisko przydawało się do ogrzania. Toteż rozpaliliśmy większe i podsycaliśmy by nie zgasło... wyjątkowo tym razem zużyliśmy całe drewno, które nazbieraliśmy.




Siąpiło z przerwami nadal, ale tu już tak nie przeszkadzało... jest ognisko, jest kiełbaska, to i deszcz niestraszny.




A jak zaczynało bardziej padać, to można się było schować pod stół. Faktem jest, że przydałaby się tu jakaś wiatka.



A potem gramy w bule... jak kropi, to idziemy dalej, gdzie las jest gęstszy, a jak przestawało padać, to wracaliśmy na drogę bliżej ogniska.

Bule mamy w zasadzie improwizowane, są to kule łożyskowe o średnicy ok. 4cm. Jak sprawdziliśmy, u nas kupić można bule o średnicy 7cm i minibule - 3cm.  Te które mamy są w sam raz dla Kluski, chyba wygodniejsze niż te duże.



Tak na marginesie, jest kilka  albo i więcej różnych gier w bule z różnymi zasadami i używa się do nich bul o różnej wielkości... nawet do 11cm średnicy i wagi do 1,4kg. Bule ponoć wywodzą się ze starożytnej Grecji, grano też w Rzymie, tylko wtedy używano do nich kamieni. W późniejszym okresie bule były drewniane, a metalowe są stosunkowo młodym wynalazkiem. Drewnianych używa się obecnie najczęściej do bul turlanych (np. włoska gra bocce), a do rzucanych zwykle metalowych (fransuska petanka, gra prowansalska, czy włoskie bocce volo).



My gramy po swojemu w bule krzalowe. Ze swoimi zasadami. Nie liczymy punktów ile kto ma kul najbliżej świnki (tej innej piłeczki), tylko wygrane, a wygrywa ten co w danej turze umieści swoją bulę najbliżej świnki. Rzucamy albo na przemian, albo dla urozmaicenia tak, że każdy rzuca po kolei wszystkimi swoimi kulami, a potem dopiero druga osoba zaczyna rzuty swoimi.

Klusce gra bardzo się spodobała. My też dobrze się bawiliśmy.










No i kto wygrał?




Po grze trzeba się posilić.



Wracamy, żeby zdążyć przed popołudniowymi deszczami, które miały być intensywniejsze. Zdążyliśmy jakieś półtorej godziny przed nimi.

W parku trafiamy jeszcze na młode kaczuszki.



Jak zobaczyły, że Kluska je bułę, to przytuptały zaraz do nas




Trzeba było na nie uważać, bo kręciły się pod rowerami i między nogami.



Mama kaczka czuwa





O, i jeszcze takie trochę większe.





  • dystans 8.06 km
  • czas 00:35
  • średnio 13.82 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do EkoParku na MiniGolfa

Poniedziałek, 8 lipca 2019 · dodano: 12.07.2019 | Komentarze 0

Początek lipca zaskoczył nas wspaniałą pogodą, po upalnym czerwcu wreszcie można gdzieś pojechać i się nie ugotować przy okazji... co najwyżej trzeba założyć więcej warstw.

W poniedziałek pojechaliśmy do EkoParku, niby niedaleko, ale jak są upały to tu jest trochę patelnia... nie no, jest trochę większych drzew dających cień i kilka zacienionych zakątków, ale większość atrakcji jest na pełnym słońcu. Swoją drogą dobrze że nie wycieli tych większych drzew, poza tym dosadzili nowych baaardzo dużo, ale to minie kilka naście lat nim zaczną dawać więcej cienia.

Tm razem zaczynamy od wypożyczenia zestawu do minigolfa. W zeszłym roku z Kluską już tu graliśmy, ale tym razem dodatkowo z lavinką. Wtedy oblecieliśmy ze dwa razy wszystkie tory (jest ich sześć) i Klusce się znudziło, tym razem zabawiliśmy tu dobrą godzinę, bo a to gra ze mną, a to z mamą, a to gra na czas (kto szybciej wbije swoją i biegiem do następnego toru) itp. itd.




Czytamy aktualnie Mikołajka, tam też grali w minigolfa.





lavince często zdarzało się wybić piłeczkę poza tor, a potem wrzucić z powrotem na tor wcale nie jest łatwo.




Jeśli chodzi o tory do gier i wypożyczalnie sprzętu, to ja bym jednak wolał bule (o tym będzie w następnych wpisach), parę bulodromów by się tam jeszcze zmieściło.

Aha, wypożyczalnia sprzętu czynna od 15 do 22. Poza tym można wypożyczyć duże szachy, al e tylko raz widziałem by ktoś wypożyczył... nam się nigdy nie chce, gdy są gdzieś wystawione na stałe (np. w Błoniu), to się raz czy dwa zagra przechodząc. Poza tym piłki  nożne, do koszykówkę (kosze aktualnie zdemontowane, ale może wrócą), nie jestem pewien, ale może jeszcze piłki ręczne. Z tego co widziałem dzieciaki często je wypożyczają.

Poza tym można piłeczkę do piłkarzyków, oraz zestaw do ping-ponga. Przyznam, że nie wiem czy kiedykolwiek widziałem by ktoś grał na takim plenerowym stole w ping-ponga... z wyjątkiem EkoParku, bo tutaj przed nami obydwa stoły były zajęte, a potem gdy my wypożyczyliśmy paletki i piłkę, równolegle jeszcze dwóch chłopaków zajęło sąsiedni stolik.



Kluskę uczymy grać, wiatr trochę dziś co prawda przeszkadzał, ale początki niezłe. Ponieważ mamy własne paletki, to możemy tu przychodzić pograć nawet we wcześniejszych godzinach.






  • dystans 51.08 km
  • 10.50 km terenu
  • czas 03:01
  • średnio 16.93 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

Na jagody

Niedziela, 7 lipca 2019 · dodano: 21.12.2019 | Komentarze 2