teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108816.95 km z czego 15571.85 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:575.87 km (w terenie 64.95 km; 11.28%)
Czas w ruchu:38:42
Średnia prędkość:14.88 km/h
Maksymalna prędkość:42.40 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:27.42 km i 1h 50m
Więcej statystyk
  • dystans 64.00 km
  • 16.50 km terenu
  • czas 04:12
  • średnio 15.24 km/h
  • rekord 29.10 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wisła rzeką strategiczną, dzień 1 - Przedpola Dęblina

Sobota, 12 września 2015 · dodano: 16.09.2015 | Komentarze 19

Gryplan był taki - jedziemy pociągiem do Warszawy, a potem z wiatrem, z grubsza wzdłuż Wisły (bliżej lub dalej rzeki) wracamy do Żyrardowa w dwa i pół dnia... przez Kozienice, Warkę, a potem oddalamy się od Wisły i przez Grójec. Ogólnie wyszedł nam cyklogrobbing, bo co chwila jakaś mogiła, cmentarz lub pomnik wojenny.

Dęblin - Zajezierze - Głusiec- Sieciechów - Bąkowiec - Słowiki Nowe - Brzeźnica - Ruda - Kozienice - Stanisławice - Puszcza Kozienicka
MAPA TRASY

Skoroświt myk do pociągu (bilety kupione wieczorem) i starym, dobrym EN57 do Warszawy. Na Zachodniej zakupienie chleba i drożdżówek, a potem do EN57 (tym razem zmodernizowanego) do Dęblyna.



Śniadanie w Warszawie



Tu stacja Dęblin... w tle EN57 Regio malaturze lubelskiej.



Dęblin już zwiedzaliśmy, dworzec też bo raz tu wsiadaliśmy, a raz wysiadaliśmy. Teraz dofociliśmy trochę okolicę, bo poprzednio było dzikie słońce i ogromne kontrasty.





Ale nie to żeby przejechać przez Dęblin bez zatrzymywania... robimy dożynki, czyli to co wcześniej przegapiliśmy, albo nie mieliśmy czasu. Na przykład kwatera wojenna na cmentarzu, a tam groby pomordowanych jeńców radzieckich i włoskich, a obok pomnik ogólnowojenny.






Jeszcze wizyta na mogile zbiorowej z 1944. Na tym cmentarzu jest też podobnie urządzona mogiła z 1939 roku, ale nie rzuciła nam się w oczy, a nie mieliśmy tyle czasu żeby przeczesywać cały cmentarz.




Nad Wisłą jeszcze stopik przy Kopcu Kościuszki... eee, to znaczy Kościuszkowców. Otóż na początku sierpnia 1944 1 Armia LWP walczyła o przyczółki pod Dęblinem i Puławami. Pod Dęblinem przeprawiała się 1 Polska Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki  (opis walk na wiki, oraz na stronie LWP, stamtąd skan mapy walk o przyczółek)

Swoją drogą, ta stronka którą powyżej linkuję może być całkiem ciekawa, w każdym razie myśl przewodnia mi się podoba -  "Ideą tego serwisu jest pokazanie obiektywnego, (na ile to możliwe), obrazu, tzw. Ludowego Wojska Polskiego (...) Jeśli w minionej epoce powstał dość "lukrowany" obraz wspaniałego wojska, którego jedynym celem była walka o ludową ojczyznę, to dzisiaj dla odmiany kreuje się wizerunek ludzi, którzy na bagnetach przynieśli znienawidzony ustrój."




A teraz my forsujemy Wisłę



W oddali dębliński most kolejowy (wpis o nim na blogu pocztówkowym)



Przyczółek dębliński zdobyliśmy bez problemu i podjechaliśmy do Kopca Kościuszki z tej strony... znaczy ten tych, no Kościuszkowców. A konkretnie jest to tzw. Kopiec Okurzały. Też go już kiedyś obfociliśmy, ale ze względu na dzikie słońce i cienie obok napisy na zdjęciach były niewidoczne. Dziś uzupełniliśmy dokumentację foto, bo warunki ku temu były idealne.




A może by na Kock? Eee, chyba jednak planowo rypniemy przez Puszczę Kozienicką na przyczółek magnuszewski.



Zjeżdżamy z szosy i jedziemy trochę asfaltami przez wsie nad Wisłą, a trochę gruntówami wzdłuż wału p.pow.



Po drodze mijamy coś, co wyglądało jakby jakieś umocnienie Twierdzy Modlin. Niedaleko jest Fort Głusiec (niedostępny, bo zajęty przez wojsko), a tutaj coś mniejszego o kształcie fortowym... niestety pośrodku zaoranego pola, jeszcze obok rolnik jeździł na traktorze, więc nie mieliśmy okazji sprawdzić co to. Ech, gdyby chociaż było niezaorane jeszcze rżysko i bez ludzi.



Zjechaliśmy na chwilę do Sieciechowa i zrobiliśmy rozwałkę na rynku




Żeby nie rypać dalej szosą główną, objechaliśmy trochę bokiem... zaczęło padać, ale przeczekaliśmy na stacyjce Bąkowiec linii Dęblin - Radom. A potem złapaliśmy szosę z kierunku Puław... która z mapy i jakości była niby boczna, ale ruch prawie jak na tej głównej. Tak dojechaliśmy do Słowików Nowych, gdzie zatrzymaliśmy się na cmentarzu, tym razem dla odmiany z I wojny, zapewne z czasów gdy wojska niemieckie, a potem austro-węgierskie szturmowały Dęblin.





Znajdź trzy różnice między napisem po polsku i niemiecku :-)




Ponieważ wariag narzeka na dobór grzybów i roślinek z dedykacją... no to dla urozmaicenia flora murkowa z cmentarza dla wariaga :-0




Wjeżdżamy na szosę główną, którą do tej pory omijaliśmy. Tu ruch z Dęblina i ten z Puław się kumuluje... dojeżdżamy do brzeźnicy, w której to jest CPR kostkowy i zakaz jazdy rowerem po asfalcie. Nam to akurat i tak pasuje, bo CPR po prawej stronie, po której cmentarz i kościół które odwiedzamy i możemy się szwendać w te i we wte.

Najpierw myk na cmentarz, gdzie jest mogiła zbiorowa.







Ponadto obok jest mogiła partyzanta Batalionów Chłopskich Andrzeja Wojciechowskiego ps. Dziewiąty... później przejeżdżamy obok miejsca gdzie zginął, a które upamiętnia tablica informacyjna (powiększenie), z której wynika że zwłoki zostały przeniesione z Brzeźnicy do Pionek (wygooglałem fotkę i faktycznie w Pionkach na Górce Partyzantów jest grób Dziewiątego ), ale na tej mogile nie ma informacji ze jest ona obecnie symboliczna... zresztą w bazie grobów ROPWiM też jest że spoczyta tutaj (link)



W Brzeźnicy kolejnym stopem jest kościół neoromański




A za Brzeźnicą myk skrótem w bok - przejazd na zadupiu. Przez  linię kolejową Bąkowiec - Kozienice (obecnie już chyba pełni tylko funkcje bocznicy do kozienickiej elektrowni), wzdłuż której jechaliśmy spod Bąkowca do Słowików.



A dalej w rejonie skrzyżowania dróg i dróżek pod wsią Ruda tablica o tym partyzancie B.Ch. a obok skrzynka z tej okazji i jeszcze resztki jazu dla urozmaicenia. Tak się zakręciliśmy, że pojechaliśmy początkowo niewłaściwą dróżką i nadrobiliśmy parę kilometrów zanim zawróciliśmy.



A potem wjechaliśmy opłotkami do Kozienic. Najpierw myk na kirkut go obejrzeć i znaleźć skrzynkę. Kirkut ogrodzony i zamknięty, ale tak to jest w tym kraju, jeśli jest ogólnodostępny, to zaraz walają się śmieci (jak w Grójcu, który odwiedziliśmy dwa dni później), albo zaraz jacyś wandale osprejują lub zniszczą (na przykład w ostatnich latach ktoś porozbijał macewy w Błoniu).

Gdy szukaliśmy skrzynki hasła do niej, obok przejechał ślub... parę-paręnaście lat temu pojawiła się moda na przejazd przez miasto samochodami z trąbieniem. Ostatnio jakby zanika, bo jakby rzadziej się takie kawalkady spotyka, chyba jednak dociera do ludzi że narobienie hałasu na całe miasteczko to jednak oznaka buractwa, ale pojawiła się jeszcze bardziej buracka moda - jeżdżenie TIRami i trąbienie. Kiedyś widzieliśmy u nas taki ślub, dwa Tiry jeździły i trąbiły od czasu do czasu... tutaj tych TIRów było z dziesięć i trąbiły non stop i musieliśmy zatkać uszy żeby nie ogłuchnąć. To chyba był najbardziej wsiowy i głośny ślub jaki spotkaliśmy, przebił nawet ten na motorach z Nieborowa (choć wtedy też musieliśmy zatykać uszy, bo każdy musiał pierdzieć swoim motorem ile się da).



A potem myk do parku i pałacu... no, ten pałac to w zasadzie budynek w miejscu dawnego pałacu, który został zniszczony w czasie II wojny i wybudowano w jego miejsc takie coś. Dobrze że walneli go teraz na biało, bo kiedyś był żółty.




Układ przestrzenny jest mniej więcej zachowany, poza tym jedna z oficyn nieźle się prezentuje (albo zachowana, albo odbudowana, nie wiem bo nie wgryzałem się na razie aż tak szczegółowa w historię pałacu). Zrobiliśmy sobie tutaj rozwałkę, bo cisza, spokój i żywej duszy nie było (urzędy urzędujące w pałacu o tej porze w sobotę nieczynne, muzeum też).







A potem objazd parku z pomniczkami.



Kolejna była Kolumna Zygmunta... ale nie tego samego co stoi na kolumnie w Warszawie (tamten Zygmuś ma numer 3, a ten numer 1 w numeracji Zygmuntów koronowanych). Kolumna kozienicka  jest też starsza od warszawskiej, to ponoć najstarszy cywilny pomnik w Polsce (z pierwszej połowy XVI wieku)... no z tym cywilnym też nie w 100%, bo jest na nim ukrzyżowanko. A kolumna jest z tej okazji, że tutaj urodził się wspomniany Zygmunt (później znany jako Zygmunt I Stary)... nie w pałacu, bo tego jeszcze nie było, a prawdopodobnie stał tu zameczek myśliwski.





W parku jest też cmentarzyk rodziny Denów (info)



Mogiła rozstrzelanych w 1943 partyzantów Batalionów Chłopskich



A dalej model mostu łyżwowego i grupa rzeźb z Jagiełłą na koniu. Otóż tutaj został zbudowany most łyżwowy (czyli na łodziach), który został potem spławiony Wisłą do Czerwińska, gdzie wojska Jagiełły przeprawiły się w drodze na Grunwald. Zabawne, że tydzień wcześniej byliśmy właśnie w Czerwińsku i faktycznie były tam pomniki upamiętniające przeprawę przez Wisłę.

Szkoda tylko że most nie jest przez cały stawik i że nie można na niebo wchodzić... bu!





Po parku odwiedzamy cmentarz, a tam kwaterę Legionów Polskich. Oprócz żołnierzy poległych w walkach i zmarłych w kozienickim szpitalu, pochowano tuta kilku weteranów.








Obok jest też kwatera z 1939 roku




A dalej z kolejnych lat II wojny i lat powojennych. Jest to właściwie grupa grobów indywidualnych, które możemy podzielić na trzy kategorie (według napisów na nagrobkach i dat):
- zginął śmiercią bohatera, albo w bohaterskiej walce z okupantem - groby z 1944, zapewne partyzanci, lub członkowie konspiracji
- zginął śmiercią tragiczną. - groby z 1945 i 1946, czyli już po przejściu frontu
- zginął w obronie władzy ludowej - lata 1945-47, tutaj pewnie trzeba by poczytać o partyzantce antykomunistycznej w Puszczy Kozienickiej





W tej ostatniej grupie mamy członka ORMO, oraz funkcjonariuszy MO tu skróty są w miarę oczywiste.

Przy niektórych jest też stopień BP ... chodziło tutaj o coś podlegającego Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego. Pytanie co konkretnie, może żołnierzy z KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale można też spotkać określenie Korpus Bezpieczeństwa Publicznego), czy  funkcjonariuszy UB (czyli kwestia doboru liter do skrótu z nazwy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego)?

Jest jeszcze jeden tajemniczy skrót, jest jeden podchorąży I PWP (zginął śmiercią tragiczną w grudniu 1945)... czy chodzi o 1 pułk Wojska Polskiego, czy może cuś innego?



Jedziemy dalej, ponieważ robi się późno, odpuszczamy kilka mogił i cmentarzy z I wojny i 1939 pod Kozienicami... może moglibyśmy o jeden czy dwa zahaczyć, ale że są w lesie, to i tak było już za ciemno na robienie zdjęć.

Z Kozienic wyjeżdżamy kostkowym CPRem... zresztą nawierzchnia drogi nie lepsza. Oczywiście brak przejazdów (lavinka prezentuje jak przepisowo należy pokonywać przejścia dla pieszych), do tego obniżenia przy wyjazdach z posesji, a kostka wyoblona. Dlatego jak się zaczyna asfalt, olewamy CPR i jedziemy dalej ulica.



Dalej jest jeszcze lepiej - przejazd kolejowy przez bocznicę do elektrowni.... napis na tabliczce głosi "Zachowaj ostrożność. Przeprowadź rower na drugą stronę torów". Tjaaa, każdy normalny rowerzysta, który do tej pory jeszcze wytrwał na CPRze, właśnie w tym momencie zjeżdża na asfalt (a z drugiej strony i tak nie ma na niego wjazdu).



Aż do momentu gdy zmienia stronę ulicy (oczywiście bez przejazdu), by skończyć się sto, może dwieście metrów dalej.

Nie myślcie że oni są takimi mózgowcami że naraz wymyślili wszystkie te urozmaicenia dla rowerzystów, o nie, robili to na raty. Na ortofotomapie widać, że CPR kończy kończy się przed przejazdem kolejowym. Na Street View jest do przejazdu na drugą stronę ulicy, dopiero na satelicie jest całość.



Przejeżdżamy przez wieś Stanisławice, na szczęście nie ma tu już żadnych udogodnień dla rowerzystów. Czujemy się trochę jak w kieleckiem - długa wieś i dosyć istotne przewyższenia. Po czym wbijamy się w Puszczę Kozienicką i odbijamy w gruntówę w bok. Na początek w miarę przyzwoita.

Mijamy mostki wąskotorówki - okazuje się że Austriacy budowaliw czasie I wojny kolejkę leśną z Garbatki do Słowików i Czterech Kopców (czyli ten który mijamy). Po II wojnie powstała też wąskotorówka w Pionkach, później połączona z tą (tutaj trochę informacji o nich)



Przejeżdżamy przez szosę, a tu znowu dobre rady ud Janusza.



Tam trafiamy na wiatki itp. Gdyby nie ruchliwa szosa obok, byłoby to przyjemne miejsce na postój. lavinka miała tylko dylemat, jak na tym stojaku przypiąć rower U-lockiem, albo  łańcuchem.




Za szosą nawierzchnia się pogarsza, bo jest wysypana żwirem i nie posypano go ziemią, w związku z tym da się jechać tylko ubitymi koleinami a i tak jest dosyć wertepiasto. Pewnie specjalnie dla rowerzystów przygotowali tę nawierzchnię.

Robi się coraz ciemniej, więc robimy skok w bok w las i znajdujemy miejscówkę na biwak.
Kategoria mazowieckie, wyprawki


  • dystans 8.58 km
  • czas 00:34
  • średnio 15.14 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do parku, a potem na dworzec

Piątek, 11 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 3

Po drodze były otwarte garaże remizy strażackiej i zajrzeliśmy gdzie śpią wozy strażackie. Dalej jechaliśmy na sygnale, Kluska robiła "Ijo ijo ijo!"... niedawno zobaczyła w książeczce wóz strażacki i pokazała że chce taki. A ja wyciągnąłem z dna szafy moje stare klocki Lego (jak to dobrze że ich nie wyrzuciłem) i złożyłem wóz strażacki na baterie, który błyska światełkami i robi "ijo ijo" na dwa sposoby. Klusce bardzo się spodobał i prawie codziennie się nim bawi.

Mieliśmy jechać do Jordanka, ale na mostku usłyszałem protesty "eee, eeee!" i odwróciwszy się zobaczyłem że Kluska paluszkiem wskazuje w kierunku placu w parku. No dobra, jak sobie panienka życzy.

Malu malu




Te drewniane urządzenia mają już kilka ładnych lat i co chwila coś się rozwala... co prawda są naprawiane, ale nie bardzo na bieżąco, mija kilka miesięcy (a huśtawki to chyba rok naprawiali)



Kluska trochę się bawiła z dwiema dziewczynkami... w pewnym momencie usiadły na moście wiszącym i udawały że jadą autobusem. Jeszcze wołały na Kluskę żeby wsiadała, bo zaraz odjeżdża. Nie dała się namówić. W końcu dziewczynki wysiadły i ona wsiadła... złąpała następny kurs ;-)



A teraz ciężarówa!



Było też puszczanie z domku piórka... w zasadzie był to prawie puch.





A poza tym w porównaniu z urządzeniami w parku, ścieżka zdrowia w lasku może się schować! Bardziej karkołomnych wyczynów nie ma na zdjęciach, bo trzymałem Kluskę, lub przynajmniej asekurowałem by się nie spierdzieliła z wysokości.







Wieczorem zaś na dworzec odstawić Kluskę do pociągu. Paluszki podróżne są, no to w drogę!



Zachuchamy szybę i będzie można rysować paluszkiem




Niedawno postawili stojaki przed dworcem... wyrwikółka.




Hmm, a może by na grzyby? Pamiętam że któregoś roku było bardzo suche lato, grzybów w ogóle nie było, a we wrześniu jak popadało to był taki wysyp, jakiego jeszcze nie widziałem. Muszę sprawdzić na rynku czy już sprzedają grzyby. Może i w tym roku tak będzie? Według aktualnej mapy występowania, grzybów jeszcze u nas nie ma.


.


  • dystans 50.01 km
  • czas 02:52
  • średnio 17.45 km/h
  • rekord 31.60 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Do Parku Bajka

Czwartek, 10 września 2015 · dodano: 15.09.2015 | Komentarze 5

Latem było za gorąco lub zbyt deszczowo żeby tam znów pojechać... albo jedno i drugie. Ale jesień za pasem, więc znów myk do Błonia.

Paluszki podróżne są, pirat za pazuchą jest... not o pedałujemy!



Tym razem wigwamy zignorowała i bawiła się w igloo (krzywe lustra pomiędzy nimi nadal ignoruje).



Hej, co macie do żarcia? Może jakąś fokę z rożna, albo kiełbasę z dźwiedzia polarnego?



Którędy do lodówki? Co? Lodówka jest wszędzie na zewnątrz? Wow, przeprowadzam się tu!




Eee, lodówka duża ale pusta... to ja idę na plac zabaw na owoce morza



Poproszę ośmiorniczki i stek z wieloryba.



Tu się schowam w kanciapie pod domkiem. Nikt mi nie będzie wyżerał z talerza



My zainstalowaliśmy się na ławce z termosem i kanapkami. Kluska dostała przylepkę (przylepka niezbywalnym prawem dziecka!). Ale że tata jadł z serkiem, to musiałem jej posmarować przylepkę serkiem... mama jadła kanapkę z dżemem, to musiałem także nałożyć jej dżemu.

(tak na marginesie - w tle widać dziecko w czapce i kurtce)




Obowiązkowa wizyta w piaskownicy - ale czad, tutaj jest automat do robienia lodów!

Swoją drogą, przyszedł chłopiec do piaskownicy, a rodzice do niego żeby nie właził do piasku bo się pobrudzi. Oczywiście zignorował to i wlazł. Ale niedługo potem taka sama była sytuacja (ten sam tekst!) z dziewczynką, ale ją rodzice jednak namówili by nie wchodziła do piaskownicy. Mają tutaj jakąś fobie na punkcie piasku, czy co?



Lornetka! Bardzo jej się podobało gdy machałem jej przed lornetką rękami, albo podskakiwałem tak żeby mnie zauważyła (lornetka jest wysoko i nie przesuwa się w pionie). Ale potem jak mnie nie było pod ręką, to spryciula sama sobie machała ręką przed lornetką.



Konik obowiąkowo



- Mama pac, jak wysoko potlafię się lozbujać!



Mała karuzelka... niby taka popierdółka, ale Klusce tak się spodobała, że najwięcej czasu tutaj właśnie spędziła... i na stojąco i na siedząco.




Dobra lavinka, teraz Twoja zmiana, a ja odpocznę na ławce. Wielka bujawa.



Muzyczny plac zabaw, wy grajcie a ja potańczę.



Albo ponapierdzielam w te cusie




Kurczę, nie mogę się przecisnąć...



O, prawie się udało



Jakieś dzieci idą, to ja się schowam i zajmę strategiczną pozycję pod cymbałkami



Tor przeszkód!






Szachy to jednak ciężka gra



A kuku!



Wlazła nawet do takiego kolorowego ustrojstwa przy wejściu




Ziuuu! To dla starszych dzieci, ale kto by tam czekał kilka lat.




Obowiązkowa wizyta na siłowni



Wreszcie odkryłem co to są te dziwne drewniane ustrojstwa do łażenia... to ogony ryb! Albo innych wielorybów. Górki to ciało, a tunele to oczy. lavinka się zdziwiła, że dopiero teraz to zauważyłem.




A temu ogon ujeb... eee, urwało



Tradycyjne łażenie pod stojakami rowerowymi



Powrót standardowo, trochę nam jak zwykle Kluska przysnęła, więc obłożyliśmy ją kocykami, a lavinka dodatkowo obmotała chustą.


Kategoria mazowieckie


  • dystans 10.59 km
  • 2.20 km terenu
  • czas 00:59
  • średnio 10.77 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Jordankowe Lotnisko i Trasa Zdrowia PZU w lasku

Środa, 9 września 2015 · dodano: 10.09.2015 | Komentarze 3

Najpierw tradycyjny wypad na Jordanek. A tak otwieramy lotnisko!

Z artykułów pierwszej potrzeby na lotnisku najważniejsze są lody. Za chwilę otwieramy sklepik z lodami, ale najpierw trzeba powstawiać foremki.



A oto ląduje  pierwszy samolot






Kawaleria powietrzna



Poza tym dzisiaj chłodnawy poranek, więc dzieci w zimowych czapkach i  kurtkach, a na Jordanku pusto (to także zasługa roku szkolnego), była tylko jedna dziewczynka, potem przyszła druga - Ania, którą Kluska ostatnio ugryzła w palec.Ania za nami cały czas łazi, nawet jak Kluska jej gdzieś ucieknie (np. na Górkę), to Ania zaraz za nią biegnie. Ale poza tym parę razy ładnie się bawiły (poza tradycyjną awanturą o foremki), np. jak w małym domku podawały sobie szyszki przez dziurki, albo bujały się razem na bujawce poziomej.

Aha, jeszcze Kluska poćwiczyła na wszystkich (czterech) przyrządach siłowni plenerowej... fotka tylko z jednego, bo na innych musiałem ją trzymać, a na wiosełkach, to ja siadałem, ona na mnie i wiosłowaliśmy.



Co mi nasunęło pomysł, żeby zajechać do tzw. Parku Procnera (ee tam park, na to się zawsze mówiło lasek pod Międzyborowem albo jakoś tak). przetestować Trasę Zdrowia PZU, która ostatnio tam powstała. Urządzenia nie takie fajne jak na Jordanku, ale zawsze to odmiana, no i w lesie.

Nie wiedzieliśmy gdzie się to zaczyna, więc zaczęliśmy od środka, nr 7 - Ławeczka (ćwiczenia 1, ćwiczenia 2)




Tata, co się z tym robi?



Kluska nie skorzystała z sugestii ćwiczeń i wymyśliła własne




Piaskownica! Tata, daj łopatkę!



Idziemy dalej



6 - Poręcze (ćw. 1, ćw. 2)

Eee, a to do czego?



To może tak?



5 - Płotki równoległe (ćw.1, ćw. 2)



Hmm, z czym to się je?



Cyferki!!!



A, dobra wiem... to tak jak na tym w parku, tata pomoż!



4 - Drążki (ćw.1, ćw.2) - zamknięte z powodu że jest nieczynne



3 - Pachołki slalom (ćw.1, ćw.2)

Słupki! Słupki są najfajniejsze... było skakanie z nich, bieganie między nimi, a na koniec tańczenie obok nich, na nich, spadanie z nich (tata i mam musieli przy okazji dużo machać rękami i nogami).





2 - Drabinka pozioma (ćw.1, ćw.2)

Takie coś to jest w parku, więc Kluska wie co z tym robić (ale musiałem jej pomagać, więc brak zdjęć z ćwiczeń)




1 - Równoważnia zygzak

Równoważnia też jest w parku... tyle że prosta, ale ze środkowym elementem ruchomym




Może też służyć jako ławeczka



8 i 9 już nie testowaliśmy, bo wróciliśmy do 3... słupki są najfajniejsze!

Ogólnie Klusce się chyba podobało (a słupki na pewno), ponieważ urządzenia są w sporej odległości od siebie, to trochę pospacerowaliśmy.



  • dystans 4.22 km
  • czas 00:15
  • średnio 16.88 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Z dworca w mżawie

Poniedziałek, 7 września 2015 · dodano: 10.09.2015 | Komentarze 0

My po Kluskę na dworzec.




Kluska jak zwykle nie chciała wracać do domu i była awantura. Ale jakoś zapakowaliśmy ją do fotelika i na syrence ruszyliśmy do domu. Stada kawek i gawronów sprawiły, że na chwilę się uspokoiła, ale potem znowu zaczęła marudzić... mżawka nie poprawiała sytuacji.

Gdy czekaliśmy aż lavinka wniesie rower, dałem jej lampkę rowerową... najlepszą zabawą było świecenie tacie po oczach. No i dziecko znów szczęśliwe i rozchichrane.






  • dystans 66.28 km
  • czas 04:50
  • średnio 13.71 km/h
  • rekord 37.50 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Akcja Jesień dzień 2: nad Wisłą

Niedziela, 6 września 2015 · dodano: 09.09.2015 | Komentarze 3

Dzisiaj było chłodniej, wiało mocniej (ale głównie w plecy), słońce prawie nie wychodziło zza chmur, a później popołudniu zaczęły się mżawy przechodząc wieczorem w deszcz.

Zebraliśmy się znad Wisły i wzdłuż wału p.pow. pojechaliśmy do mostu pod Wyszogrodem, którym przejechaliśmy na drugą stronę.





W Wyszogrodzie trochę czasu spędziliśmy na zwiedzaniu, ja to więcej miałem zwiedzone, ale jak byłem z lavinką, to tylko przelotem, więc dziś nadrabiamy.

Na początek tradycyjna fotka przy napisie (tablica informacyjna o moście, którego już nie ma)



A potem wbijamy się na Górę Zamkową, ostatnio były tu jakieś prace, oraz wykopki archeologiczne. Są nowe schodki, na szczycie odkopano i udostępniono dwa Tobruki (mamy jeszcze w Wyszogrodzie namierzony trzeci, ale to już kiedy indziej tam podjedziemy),

Tam w tle jest daszek z rurą sterczącą pośrodku. Czyżby tam na rurze miała być lornetka do obserwacji Wisły? Jeśli tak, to co z nią? Jeszcze nie zamontowano? A może ktoś ukradł, albo zepsuł? A jeśli nie, to co to za rura?



Oto jeden z Tobruków.




I drugi przylegający do wiatki "Ekomuzeum"... generalnie jest to zadaszony wykop archeologów, w którym odkryto ślady jednego z domów na terenie zamku. Przeczytałem opis i próbowałem zrozumieć co jest co, ale chyba jestem za głupi.

Tam ma być zarówno podłoga domu i fragment dziedzińca, ale co jest co?Wydaje się, że ta "drewniana podłoga" to miejsce gdzie był dziedziniec, a ten bruk to bruk podłogi domu. A która to jest ta "nabita podłużna deska" w miejscu dawnej belki podwalinowej? Przy lewej ścianie, czy po prawej? Bo logika nakazywałaby jej szukać jednak na skraju dziedzińca i podłogi chałupy.

Jejku, a mogliby dać rysunek i zaznaczyć gdzie co jest, bo opis też jest taki, że trudno wydedukać co gdzie jest. (powiększenie tablicy , powiększenie samego opisu)

W ogóle jeśli chodzi o tablicę informacyjną, to jest taka sobie... daliby mapkę z opisem, to by więcej powiedziało o tym jak wyglądał zamek, niż te kilka linijek tekstu. A skoro już udostępnili te bunkry, to mogliby parę słów o nich napisać, i że tu zaczynała się  A-2 Stellung biegnącej wzdłuż Bzury i Rawki do Pilicy i dalej wzdłuż niej.




No dobra, obejrzeliśmy, schodzimy i jedziemy dalej.



Rynek (tablica informacyjna)



A to kościół Franciszkanów przy ulicy... klasztornej (historia klasztoru i kościoła - tablica 1, tablica 2)




Dzwonnika jak rakieta gotowa do startu



Potem myk do Biedronki po uzupełnienie zapasów wody, pieczywa, nabiału, owoców i wyrobów czekoladopodobnych... lavinka przy okaza zanabyła rękawiczki.

Gdy przejeżdżaliśmy obok targowiska zauważyliśmy że całe obklejone jest kartkami "zakaz handlu" i sto taki oto znak. Targowisko z zakazem handlu? Bo znak to tylko zakazuje układania jabłek, cytryn i kul armatnich w piramidki pod parasolem. Ale potem okazało się, że cała uliczka jest w znakach i napisach, ale pierwsze wrażenie było właśnie takie.



Potem cyklogrobbing, czyli mogiła zbiorowa z 1939. Boczne wejście jest bardzo wygodnie usytuowane tuż obok niej. Przy nim jest też trochę starych grobów, min. z ładnymi rzeźbami.





Jeszcze stopik przy pomniku na kirkucie.



I wyjeżdżamy z Wyszogrodu sensowną gruntówą nad Wisłą w kierunku Czerwińska. Pierwszy jar w skarpie Wisły udaje się pokonać ścieżką i kładką, które kiedyś odkryłem próbując znaleźć drogę do Czerwińska.



Za nim kapliczka na pocisku armatnim, która już też kiedyś była na blogu. Napis R. 1914 S 29 nadal pozostaje zagadką ;-)




Te łuski na dole są w miarę współczesne... tak przynajmniej wyszło nam, gdy przeanalizowaliśmy napisy.



Z dotarciem rowerem z Wyszogrodu do Czerwińska nad Wisłą jest pewien problem. Otóż można jechać drogą krajową nr 62... droga bez asfaltowego pobocza (choć w większości dałoby się je zrobić bez problemu), w miejscach gdzie przekracza jary jest kręta ze sporym spadkiem, a widok ograniczony, do tego koszmarny ruch w tym dużo TIRów (nawet w niedzielę)... a nasi kierowcy i ci zza wschodniej granicy jeżdżą jak jeżdżą. Wyprzedzają nas na zakrętach, na gazetę, o milimetry... spory procent jeździ za szybko, wyprzedzają inne samochody na podwójnej ciągłej itp. Najlepiej drogę ominąć ale...

Można próbować nad gruntówami nad Wisłą, za Wyszogrodem są znośne. Pierwszy jar przekraczamy rzeczoną ścieżką i kładką, ale przed drugim jarem musimy zjechać na krajówkę, a za jarem już ciągłości nie ma - czasem da się zjechać i chwilę pojechać gruntówą ale potem znów trzeba zjechać na krajówkę i nią rypać do Czerwińska.

A od północy żeby objechać to trzeba nadrobić dwa razy tyle drogi... przy wycieczce jednodniowej z Żyrka, kiedy i tak się robi zdrowo ponad stówę, te kilometry mają znaczenie.

Dlatego do tej pory nie dotarłem do Czerwińska i bardzo mnie męczył jego widok na mapie... tak blisko, a tak trudno dojechać. Dziś pojechaliśmy gruntówami nad Wisłą dokąd się da, a dalej krajówką (koszmar). Ale jest, w końcu udało się dotrzeć do Czerwińska!



Oczywiście główny punkt zwiedzania to bazylika.



Na dziedzińcu stoi Maryjka postawiona 8 grudnia 1915 "za ocalenie kościoła w d. 29 czerwca 1915 drugim roku Wojny Europejskiej"... . W Wikipedii o bitwie pod Przasnyszem można znaleźć mapkę przebiegu frontu na prawym brzegu Wisły, i okazuje się że na początku lipca front był daleko pod Płockiem... może rąbnęli się z datą i powinno być 29 lipca, co by jakoś pasowało (według mapki 22 lipca front przebiegał pod Wyszogrodem, a Rosjanie byli w trakcie Wielkiego Odwrotu).

No dobra, znalazłem w bibliotece cyfrowej (link) artykuł o sanktuarium i jest w nim, że 28 i 29 czerwca 1915 Niemcy zza Wisły ostrzeliwali Rosjan znajdujących się w klasztorze, ale mimo że w pobliżu spadło 39 pocisków, kościół ocalał... hmm wtedy Niemcy byli nie tylko za Wisłą, ale i za Bzurą. Nie znam się na artylerii, ale chyba mogli stamtąd ostrzeliwać Czerwińsk (jakieś 6km od frontu + odległość artylerii od frontu)... ale dlaczego tylko wtedy, a nie przez poprzednie pół roku? Może wtedy pod Kamionem ustawili te austro-węgierskie moździerze 235mm i przy okazji ostrzelali Czerwińsk? No cóż, każda odpowiedź rodzi kilka innych pytań, a z datami różnie to bywa, więc moim zdaniem obie opcje są możliwe, także ta że rąbnęli się z datami i ostrzelano klasztor 29 lipca zza Wisły (sprawdzić jeszcze kiedy Niemcy zajęli Czerwińsk).




Widok z dołu schodków.



Dwa nagie miecze, co to je otrzymaliśmy w darze od narodu niemieckiego... upamiętniają przeprawę wojsk Jagiełły pod Czerwińskiem w drodze na Grunwald (tutaj Długosz o przeprawie + kilka informacji). Drugi pomnik jest na placu Batorego (głaz narzutowy z tabliczką).



Anioł... napis pod nim prawie nieczytelny.



Jedziemy przez Czerwińsk.




Na Rynku (plac Batorego) odtworzono winkiel ratusza, a obok postawiono fontannę udającą studnię.



Tuż przed cmentarzem



Brama na cmentarz



Ta dzwonnica to pozostałość po kościele św. Wojciecha, który tu stał do XIX wieku (tabliczka informacyjna)



Mogiła zbiorowa z 1939





I takie tam...



Jedziemy dalej na wschód gruntówami nad Wisłą. Do Wychódźca jest w miarę sensownie.





Wilkówiec rondo



Tu był prom Wychódźc - Secymin (fotki z drugiej strony Wisły na blogu pocztówkowym), ale niestety już od dawna go nie ma. A szkoda, bo stąd byłby w miarę sensowy dojazd do Czerwińska.



Obok wodowskazów stoi kamerka napędzana panelami słonecznymi i wiatraczkiem. Dzisiaj tak pizgało (na szczęście głównie w plecy), że mieliśmy wrażenie że słup zaraz odleci z tym wiatraczkiem. A kamerka chyba po to, by wodowskazów nie zajumali.




- Wychódźc no z chałupy, jako i ja wychódźcę!



Zrobiliśmy skok w bok na północ z silnym bocznym wiatrem (uff) do kościółka w Chociszewie.



A Maryjka z 1863 roku





Żeby się nie wracać, przekroczyliśmy na chwilę krajówkę i korzystając z pasującego nam asfaltu podjechaliśmy kawałek na wschód pod Goławin i tam myk z powrotem nad Wisłę (znów boczny wiatr).



Nad Wisłę wbiliśmy się z powrotem w rejonie Miączynka. W ten sposób ominęliśmy kolejny jar... niby na jednej z map jest tam zaznaczona ścieżka, ale na innych mapach nic tam nie ma. Więc może by i się dało tamtędy przejechać, ale jak nie to byśmy musieli nadrabiać drogi i kombinować.

A tutaj nad samą Wisłą jest skrzynka z okazji słupka kilometrowego... tylko jak się dostać nad samą Wisłę? Pierwsza droga w dół skończyła się bramą. Druga sąsiednia, to samo... tam nas obszczekały psy, wyszedł pan i spytał czy chcemy się dostać nad Wisłę, a potem wskazał nam ścieżkę. A po chwili drugi pan wyszedł z sąsiedniego domu i powiedział że co będziemy szli do ścieżki, zebyśmy przeszli koło jego szopy.

Na miejscu okazało się że do skrzynki nadal 80m, nas zmęczył boczny wiatr, wracanie pod górę piaszczystą drogą, do tego nagle zaczął padać deszcz (na szczęście tylko trochę siąpił) i wyszło słońce, a w rejonie skrzynki stał wędkarz. Stwierdziliśmy że odpuścimy sobie skrzynkę, tylko zrobimy postój. Dopiliśmy resztkę kawy, przekąsiliśmy i wola walki wróciła. W międzyczasie chmura poszła dalej i przestało padać (dostaliśmy jej skrajem), słońce zaszło, a wędkarz poszedł dalej. Skrzynkę znaleźliśmy, ale znaku kilometrowego nie widzieliśmy (jako że kilometr na tabliczce był hasłem zaliczającym, to wyznaczyliśmy. go w inny sposób)






Niestety odcinek gruntówy do Smoszewa okazał się strasznym wertepem... najlepiej by było ten odcinek ominąć, tylko jak? A oto kapliczka pod cmentarzem.




A ten mural jest na hostelu w Smoszewie, a może obok niego.



Za Smoszewem kolejny koszmarny odcinek gruntówy i początkowo wydawało się że nie ma drogi przez jar... ale okazało się że jest, tylko nic nią chyba nie jeździ (poza rowerami, po drodze minęliśmy lokalnego rowerzystę, co nas upewniło że gdzieś tu musi być przejazd) i zmieniła się w ścieżynkę, którą po chwili namierzyliśmy. Potem kawałek płaski z lepszą gruntówą i znów jary, przez które była elegancka droga.



W rejonie wsi Mochty - Smok dwa mostki... tajemniczy zarośnięty i drugi ten, którym jechaliśmy. Przy okazji sprawdziliśmy że cegielnia nadal stoi, ale już do niej nie zjeżdżaliśmy bo nie mieliśmy czasu.




Dalej droga w miarę sensowna, kolejny jar na skraju ogródków działkowych.



Ale dalej im bliżej Zakroczymia tym gorsza droga i pogoda, aż władowaliśmy się w zakroczymskie jary z koszmarną gruntówą. Ach te zakroczymskie jary, kiedyś już dały nam w kość. Aż w końcu wyjechaliśmy na rynek w Zakroczymiu, wtedy już prawie regularnie padało. Ze względu na pogodę i ogólne zmęczenie nie szwendaliśmy się po mieście (które już kiedyś jako tako zwiedziliśmy), tylko rypnęliśmy prosto do Modlina na stację. Niestety nie zdążyliśmy na Elfa lotniskowego Lotnisko Modlin - Lotnisko Okęcie (tu zaczynał trasę, więc byłby raczej pusty), ale złapaliśmy jadącego 10 minut później Elfa z Ciechanowa... niestety jedna jedna jednostka i był dosyć zatłoczony. Na szczęście rowerzyści nie szukali miejsca rowerowego i wsiadali tam gdzie stali, na pomostach widzieliśmy ze trzy rowery, dlatego nie mieliśmy problemu z upchnięciem swoich rowerów.





Na Zachodniej przesiadka i złapaliśmy Impuls do Skierniewic. Skoro już przetestowaliśmy wcześniej zakątek dla rowerów na krańcu jednostki, teraz sprawdziliśmy ten w środku.



Zaczepy na rowery są tu inne - te na skraju są składane i nie podnoszą koła nad ziemię. Te są zamontowane na sztywno i podnoszą koło... lekki rower to spoko, ale obładowany sakwami się przewraca, więc zrezygnowaliśmy z zaczepu.



Drugi rower upchnęliśmy naprzeciwko pod blatem barowym.



Wszystkie zdjęcia w albumie na Picasie.


.
Kategoria weekendówki


  • dystans 78.16 km
  • 3.00 km terenu
  • czas 04:47
  • średnio 16.34 km/h
  • rekord 38.70 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Akcja Jesień dzień 1: nad Wisłę

Sobota, 5 września 2015 · dodano: 07.09.2015 | Komentarze 10

Jako że w sierpniu było zdecydowanie za gorąco postanowiliśmy zbojkotować końcówkę lata i uznaliśmy że teraz jest już jesień, ło! Dzień co prawda jeszcze ciepły, słoneczny, ale temperatury znośne i sensowne w okolicach 20°C (a nie ponad 30°C w cieniu) a do tego wiaterek który chłodził i chmury które od czasu do czasu trochę cienia dawały... takie lato to mogłoby być, a nie ten sierpniowy piekarnik.

Skoro więc zrobiło się znośnie, wybraliśmy się na weekendówkę. Pierwszy postój pod sklepem w Czerwonej Niwie by nabyć chlebek i drożdżówki, a pierwsza rozwałka w Kozłowie Biskupim pod kościołem.. Trafiliśmy idealnie, bo kościół był otwarty przed pogrzebem, więc mogliśmy zajrzeć do środka, a ludzie zaczęli się schodzić gdy my już się zbieraliśmy, więc mieliśmy spokój przy kawie i kanapkach.



Za Kozłowem wiatr zaczął się wzmagać, dziś miał być południowy ale potem przechodzący z S na SSW... a my jechaliśmy generalnie na WNW więc mieliśmy boczny i nam trochę przeszkadzał, w ogóle mieliśmy wrażenie że wieje bardziej z SW. Tak dojechaliśmy do Rybna, gdzie była kolejna rozwałka (mamy tam obczajone sympatyczne ławeczki rozwałkowe przy kwaterze z 1939, zaraz przy wejściu na cmentarz)



Pomnik w Rybnie z okresu międzywojennego.  Identyczne tabliczki takie jak ta (powiększenie), widziałem w Łyszkowicach, Wysokim Kole i Grabowie nad Pilicą. Ten sam wzór, różnią się tylko przynitowanymi tabliczkami z nazwiskami... a jak poguglać, to można znaleźć jeszcze kilka.




Podjechaliśmy jeszcze pod pałac... brama zamknięta, ale właśnie wchodził pan na portiernię i wpuścił nas na teren, żebyśmy mogli fotnąć obiekt z bliska.



Polska w ruinie... za to po drugiej stronie drogi jest nowa siłownia plenerowa i właśnie buduje się boisko z bieżnią.



Za Rybnem w miarę z wiatrem, aż dojechaliśmy do wieży w Ruszkach.




Za każdym razem gdy tu jestem, mam wrażenie że jest więcej tablic informacyjno-edukacyjnych... obecnie są trzy. Oprócz ogólnej o atrakcjach gminy Młodzieszyn, też dwie o wieży i walkach pod Ruszkami w 1939 - jedna chyba już była (powiększenie), ale druga chyba jest nowa (powiększenie ogólne i samej relacji z bitwy)



Podjechaliśmy jeszcze za winkiel na cmentarz z I wojny




Z Rybna do Giżyc rypiemy znów z coraz silniejszym bocznym wiatrem. W temacie gmin... nic nowego nie zaliczamy, ale lubię takie stare witacze.



Mijamy Giżyce (nie zwiedzamy dziś, bo już kiedyś je sobie dokładnie obejrzeliśmy, a żadnych nowych skrzynek tu nie było) i wykręcamy tak że mamy wiatr tylno-boczny. Mijamy Iłów (też bez zwiedzania) i jedziemy na rozwałkę pod cmentarzem z I wojny. Przy okazji reaktywujemy tu skrzynkę.




Potem skok w bok na cmentarz w Oborach... jest on prawie identyczny jak ten pod Iłowem, tylko nie dorobiono schodków i jest bardziej zarośnięty




Mieliśmy dalej się wbić w gruntówy i poszukać cmentarzy olęderskich, jednak gdy skończył się bruk, droga stała się tak piaszczysta że musieliśmy prowadzić rowery, więc sobie tym razem odpuściliśmy. Wrócimy może z lżejszymi rowerami  jakąś wiosną, gdy drogi nie będą tak wysuszone.



Ale żeby nie było, i tak zahaczyliśmy o cmentarz olęderski w Ładach. W zasadzie opis stąd się zgadza, poza tym że jednak parę nagrobków jest zachowanych. Jest kilka rozbitych, jeden z resztkami zdobień i trzy tablice z dobrze zachowanymi inskrypcjami (tylko oczyścić z mchu).






Krzyż przy drodze... na pniaczku



No i w końcu docieramy nad Wisłę w rejonie Kępy Sempławskiej. Jest to wyspa na Wiśle i dostęp na nią jest poprzez groblę, jednak da się przejść przez nią gdy poziom w Wiśle jest poniżej 3 metrów, zwłaszcza że grobla jest poważnie uszkodzona. My skorzystaliśmy z rekordowo niskiego stanu (235 cm) i bez problemu przeszliśmy przez groblę.




Uszkodzony fragment



Na wyspie jest skrzynka. Jednak droga na wprost nie jest najlepsza, poprzedni zdobywcy piszą o przedzieraniu się przez krzaki, osty o wysokości 2m itp. My postanowiliśmy znów wykorzystać niski stan wody i obejść wyspę brzegiem dookoła. Niestety brzed wyspy okazał się wysoki i stromy i u jego podnóża był czasami wąski pasek plaży, a czasami nie. Jednak na skraju wyspy rosły głównie trawy (a nie jakieś pokrzywy, osty, czy inne jeżyny), przez które były wydeptane zwierzęce ścieżki, toteż mimo wszystko trasa naokoło okazała się optymalna, mimo że dwa razy dłuższa od tej na azymut.

A to druga, mniejsza grobla po drodze.




Dotarliśmy do łachy przy głównym korycie Wisły... bardzo malownicze miejsce i mieliśmy nadzieję zanocować w tym miejscu, niestety przez brak dookoła wyspy nie mogliśmy tu przepchnąć rowerów, toteż musieliśmy zrezygnować z tej koncepcji. Minęliśmy winkiel wyspy, skręcamy w lewo i idziemy w kierunku skrzynki... po chwili jednak łacha się kończy i musimy znów wejść w trawy na wyspie.





A oto i cel... słup wysokiego napięcia, a obok niego wielkie, betonowe konstrukcje zabezpieczające przed krą.






Jest i skrzynka. Ogólnie czytając logi  to w porównaniu z poprzednikami mieliśmy lajcik - przeprawiliśmy się suchą groblą (niektórzy przez uszkodzony fragment musieli brodzić po kolana), marszem naokoło wyspy ominęliśmy prawdziwą dżunglę w jej środku, odpadło też żmudne odkopywanie skrzynki... poprzednik który był 1 3/4 roku po wcześniejszej ekipie, musiał się przebić przez darń i korzenie krzaczka który wyrósł przy skrzynce, a tu się okazało że kilka dni temu założyciel był i świeżo przekopał się do skrzynki ;-)






No i droga powrotna, do grobli dotarliśmy o zachodzie słońca.



Zdecydowaliśmy się na nocleg na plaży przy grobli. ślady ognisk i trochę śmieci świadczyło że miejsce jest uczęszczane przez lokalsów, ale na szczęście nikt się do tej pory nie pojawił, więc mieliśmy nadzieję że po nocy już nikt nie przybędzie.

Zapodaję jeszcze poranne fotki z biwaku... oczywiście mieliśmy po nim sporo piachu w różnych miejscach (np. w kubku od termosu, kieszeniach itp), ale to i tak pikuś w porównianiu z parodniową wędrówką plażą. To był raczej taki przedsmak :-)



Rozbiliśmy się w zaroślach, a nie na piasku, żeby nie spać pod linią wysokiego napięcia.



Jeszcze nie wiem co to za zielsko, ale w wolnej chwili sprawdzę :-)
Edit: no dobra, zidentyfikowałem to zielsko, jest to łączeń baldaszkowy, w kontekście krów które rano wyszły na brzeg Wisły, mogła to być zła wróżba, dlatego szybko się zwinęliśmy o poranku (więcej o tym zielsku na blogu pocztówkowym)



Galeria na Picasie - tutaj więcej zdjęć z weekendówki



.


  • dystans 5.82 km
  • czas 00:23
  • średnio 15.18 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Na peron

Piątek, 4 września 2015 · dodano: 07.09.2015 | Komentarze 0

Odstawić dziecko do pociągu




  • dystans 4.70 km
  • czas 00:19
  • średnio 14.84 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Wielki powrót sklepiku jordankowego

Czwartek, 3 września 2015 · dodano: 03.09.2015 | Komentarze 3

W sierpniu była za gorąco, więc nie jeździliśmy na Jordanek... co najwyżej wieczorem odwiedzaliśmy osiedlowy plac zabaw na który jednak Kluska jechała na rowerku biegowym, bo jest blisko... nawet jak jechaliśmy na ten dalszy plac. Dziś było chłodniej, chociaż gdy wyszło słońce to i tak zrobiło się za gorąco (jednak gdzie tam do sierpniowych upałów), później jednak przyszły chmury i zrobiło się przyjemnie.



Eee, chyba przegapiliśmy



Minęły fale upałów, można z powrotem otworzyć sklepik z lodami. Że co? Że w upały llody by szły jak ciepłe bułeczki? Może by szły, jeśli by się wcześniej nie roztopiły.



Zaczął się rok szkolny i dzieci było mniej, ale i tak nie zabrakło interakcji... jeden chłopiec zaopiekował się lodami pod nieobecność Kluski i gdy zaczęła się z nimi po przerwie bawić, chciał jej zabrać. A jak rysowaliśmy kredą, to pewna dziewczynka zabrała kubek z kredą i gdy Klusce udało się wydobyć z niego kawałek kredy, to dziewczynka próbowała go Klusce wyrwać, ale po chwili uciekła z płaczem... bo Kluska ugryzła ją w palec. Ale jak mam ją pocieszyła, to wróciła i już grzecznie dalej się bawiły.

A tu tańce na cyferkach. Osiem!




Dziewięć!



Dziesięć!!!



No i tradycyjne karmienie kaczek, gołębi i ... Kluski. Z tyłu Maszyna Turinga (turing 2), czyli rower pana który też karmił kaczki. Nie obyło się bez małej awantury, bo Kluska chciała jeszcze na plac zabaw w parku, ale było już dosyć późno.




  • dystans 29.73 km
  • czas 03:20
  • średnio 8.92 km/h
  • rekord 26.00 km/h
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze

po mieście

Środa, 2 września 2015 · dodano: 04.09.2015 | Komentarze 0

Walgina rdestniak (Timandra comae)