teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113010.25 km z czego 16357.45 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 85.30 km
  • 4.40 km terenu
  • czas 04:32
  • średnio 18.82 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Ostrołęcko-łomżyńskie opłotki

Niedziela, 22 września 2024 · dodano: 24.11.2024 | Komentarze 6

Żyrardów >>> Warszawa >>> Pasieki - Wólka Brzezińska - Brzeźno - Suchcice - Wojsze - Grodzisk Wieś - Grodzisk Duży - Czerwin - Zaorze - Buczyn - Gumki - Dąbek - Żochy - Piski - Tyszki Nadbory - Jakać Młoda - Brulin - Śniadowo - Zalesie Wypychy - Zalesie Poczynki - Radgoszcz - Piaski - Żyźniewo - Kleczkowo - Ojcewo - Dąbek - Troszyn - Zamość - Rzekuń - Ostrołęka >>> Warszawa >>> Żyrardów

22 września, czyli w Dzień Bez Samochodu, od wielu lat przejazd Kolejami Mazowieckimi jest za darmo. Mazowieckie, to jeden z nielicznych regionów, gdzie rzeczywiście jest obchodzony DBS, w większości kraju obchodzi się bowiem Dzień Samochodziarza i darmowy przejazd, lub za symboliczną złotówkę jest tylko za okazaniem dowodu rejestracyjnego.

Jeśli mam taką możliwość, zwykle planuję na ten dzień jakąś mniejszą lub większą wycieczkę kolejową, a zazwyczaj kolejowo-rowerową, tak też było i tym razem. Gdy przejrzałem dostępne połączenia, okazało się że jest w miarę sensowny dojazd do Ostrołęki, a to dzięki temu że w weekendowy poranek jest przyspieszony pociąg z Warszawy Zachodniej tamże, tak więc miałem wygodny i szybszy dojazd niż zazwyczaj i to tylko z jedną przesiadką. Normalnie bowiem pociągi w tamtym kierunku ruszają z Warszawy Wileńskiej, czyli na pierwszej przesiadce trzeba przeskoczyć z Warszawy Wschodniej, rowerem to niby tylko kilkanaście minut, ale jednak. Poza tym zwykle druga przesiadka jest w Tłuszczu.  Poza tym trzeba jeździć na wschód póki się da, bo jak zacznie się remont Linii Średnicowej, to przedostanie się na tamtą stronę Wisły będzie dosyć uciążliwe.

Na fotce Elf, którym jechałem i obok kibel czekający na mijance.



Linia kolejowa z Tłuszcza na Ostrołękę jest jednotorowa, a mijanki są na przystankach... kiedyś chyba były na wszystkich, albo większości, ale teraz na części z nich drugi tor jest nieużytkowany. Jest to jedna z linii na których można się przejechać szynobusem, ale linia jest zelektryfikowana, więc jednostki elektryczne też jeżdżą, zwykle te które nie kończą biegu w Tłuszczu, a są bezpośrednim połączeniem, z

Tutaj mijam stacyjkę Przetycz, na której niedawno wybudowano tzw. Innowacyjny Dworzec Systemowy, to rodzaj niewielkich dworców (choć niektóre są nieco większe niż ten), pierwszy tego typu dworzec powstał w 2015 w Nasielsku, tylko że tamten jest zielony, a tutaj jest w pasiak... zapewne kurpiowski. Pasiakowe dworce są też min. w Rogowie, czy Kornelinie pod Sochaczewem.



Dzięki temu, że tylko jedna przesiadka i pociąg przyspieszony, podróż w ten rejon trwała krócej niż zwykle. Za Warszawą Wschodnią pociąg przyciął i miał przystanki tylko w Wołominie i Tłuszczu. Na linii ostrołęckiej zatrzymywał się co drugą, trzecią stację, ale tutaj już i tak nie mógł się za bardzo rozpędzać ze względu na parametry linii, bo prędkość dopuszczona to 100 km/h, a na części odcinków tylko 80 km/h... zresztą i tak do tej stówki raczej nie dobijał, tak więc i tak nie jechał tutaj dużo krócej niż zwykłe pociągi, ale przynajmniej nie musiał czekać i przepuszczać innych na mijankach, bo to on był przepuszczany. Wracałem również przyspieszonym i gdy wytelepał się z linii ostrołęckie, nagle przyspieszył za Tłuszczem, wyraźnie było czuć różnicę prędkości.

Co prawda wyjechać musiałem strasznie wcześnie, bo tuż po 6-ej, ale za to na miejscu byłem też w miarę wcześnie, czyli po 9-ej.  Felerek był taki, że pociąg powrotny miałem dosyć wcześnie, bo tuż po 18-ej, niby mógłbym jechać następnym pociągiem z półtorej godziny później, ale to było ostatnie połączeni, które wolałem mieć w zapasie, a poza tym dosyć niewygodne, a tak znów łapałem pociąg przyspieszony.

Trasę zaplanowałem niezbyt intensywną, mimo końcówki września nadal było gorąco i musiałem się liczyć z tym, że upał może mi dać w kość i uwzględnić dłuższe postoje na przywrócenie równowagi termicznej.



Najwygodniej mi było wysiąść na następnej stacji, ale na niej niestety się nie zatrzymywał, toteż startowałem z rejonów, po których już w ostatnich latach rowerowałem, więc przyciąłem by prędzej dojechać w okolice mi nieznane.

Tutaj jadę wzdłuż kolejnej linii kolejowej do Ostrołęki, ale tym razem z Małkini. Jak widać, również jednotorowa, tyle że niezelektryfikowana. Fotka z mijanką (obecnie drugi tor nieczynny) na dawnej stacyjce Gucin, obecnie jest tu tylko ruch towarowy.



Za stacyjka dawne bocznice,choć obecnie trudne do zauważenie, a to coś to resztki rampy.



Mosty na rzeczce Orz.




Cmentarz z I wojny kawałek dalej.



Oraz smutna pamiątka z kolejnej wojny światowej.




Trafiam na ładne, młode kanie... może bym się skusił, bo choć przy drodze, to jednak była to gruntówa i chyba ze znikomym ruchem (jak nią jechałem, to nic mnie nie minęło, bo w takiej suszy kurzawa murowana), ale obok było pole nawiezione gnojówką.



Kawałek dalej, za wsią Wojsze, tuż przy drodze znajduje się kurhan datowany na I-IV w.n.e. zaliczany do kultury wielbarskiej. O kurhanie można poczytać tutaj, jest też kilka zdjęć i rysunków z badań archeologicznych.



Nowsze kultury postawiły obok dwie kapliczki, jedna jest datowana na XIX, a druga XX wiek n.e.




Dobra, kontynuując wycieczkę w klimatach archeo, rypię do Grodziska na grodzisko.

Przepraszam, czy jest tu grodzisko? Tylko małe? A ne, to nie, miało być duże.



Przepraszam, czy jest tu grodzisko, podgrodzie, lub inna osada? Nie, tylko wieś? A, to  przepraszam.



Przepraszam... hej, grodzisk miał być Duży, a nie Drugi. Halo?



Ale grunt, że grodzisko jest.Oczywiście na fotce niewiele widać, ale środek stanowi wykoszona, a może wygryziona łączka, a te drzewa i krzaki rosną na otaczającym ją wale.



Co ciekawe, przylega ono bezpośrednio do parku podworskiego.



Ale główną atrakcją Grodziska Dużego jest prawdziwa "ścieżka rowerowa"... i to dwukierunkowa. Normalnie poczułem się jakbym się znalazł w środku mema.





Kościół w Czerwinie. Aczkolwiek wspomnienia z tej wsi, to głównie hałas. Jak podjeżdżałem, to włączyła się syrena na remizie po drugiej stronie drogi, potem zaczęły być dzwony, a odjeżdżałem razem z wozem strażackim na sygnale.




Noż kurde, ale trafiłem... bym przyjechał dziesięć minut wcześniej lub później, to bym nie został ogłuszony.  W tym kontekście nawa rzeczki była bardzo adekwatna,.



Orz kurde, to jest rzeka?



Jechałem generalnie przez tereny bezleśne, ale nie spodziewałem się, że aż tak tu łyso, że stawiają drogowskazy do byle dąbka.



Jedna z ciekawszych nazw na trasie.



Piski, tu też pod kościół przyjechałem nie w porę, bo akurat na mszę (tyle że przedział czasowy większy, więc łatwiej na nią trafić). Oczywiście wszystko naokoło zastawione samochodami.



Normalnie to msza by mi nie przeszkodziła obejrzeć kościoła, ale w taki upał ludzie zamiast siedzieć w przyjemnym chłodzie w środku, wylegli na zewnątrz i tam stali (to że mam inne optimum temperaturowe niż większość ludzi, wiedziałem od dawna). No nie będę się wbijał na mszę, Tylko rzuciłem okiem i obiektywem przez ogrodzenie, tyle żeby stwierdzić że są wmurowane co najmniej dwa pociski, ale mogło być więcej gdzieś z tyłu.



No dobra, rypię dalej... i w ten sposób dorypałem do województwa podlaskiego, czyli w Łomżyńskie opłotki. Przekroczyłem granicę na rzece Ruż, która lepiej się prezentowała niż Orz. Aczkolwiek cały czas znajdowałem się na historycznym Mazowszu.




Tu czekał mnie najtrudniejszy odcinek, bo postanowiłem obejrzeć sowieckie bunkry tzw. Linii Mołotowa. Linia budowana na nowej granicy po  zajęciu przez Związek Radziecki wschodniej Polski i krajów bałtyckich. Nie były one równomiernie rozmieszone wzdłuż linii, tylko tworzyły grupy, tzw. punkty oporu. Otóż między wsiami Jakać Młoda i Brulin znajdował się jeden z takich punktów oporu, gdzie zachowane są cztery schrony, ponadto wzmiankowany jest jeden kompletnie zniszczony stanowiący kupę gruzu i wykopy pod budowę kolejnych.

Problem w tym, że trzeba się przebić gruntówami kompletnie zrytymi przez ciężki sprzęt rolniczy i leśny.Spore odcinki musiałem prowadzić, bo nie dało się nijak jechać i to wszystko w największym skwarze dnia, bo było już po południu.

Pierwszy schron - na prawo od stodoły, do niego się nie przebijałem.



Drugi na środku pola, ciekawostką była duża ilość skrzydełek rusałek pawik, obok widziałem też pająka który był sprawcą tej hekatomby. Okazuje się, że ten schron jest śmiertelną pułapką dla motyli, które chcą tu przezimować. Chwilę odsapnąłem w środku i wygramoliłem się z powrotem na upał.




Do trzeciego dojechałem kompletnie zrypany, niby to tylko 1200m, ale ciężkiej gruntówy w skwarze. Poza tym byłem już lekko zmęczony, tyle że bardziej upałem niż dystansem, bo dobiłem dopiero do 45km... w sumie minąłem półmetek, więc tym bardziej pora na porządny odpoczynek. Zainstalowałem się więc w środku, gdzie panowała przyjemna temperatura, reanimowałem się kawą mrożoną z termosu i stwierdziłem że to dobra okazja, by wyciągnąć z sakwy jogurt na czarną godzinę.



Przyroda przejmuje bunkier, właśnie takie najbardziej lubię.




Tutaj też rusałki szykowały się do zimowania, ale miały bezpieczną miejscówkę w rurze. Zresztą nie tylko, w innych miejscach też przycupnęły i nie widziałem jakoś skrzydełek na ziemi.



Jeszcze trochę betonowych klimatów w zieleni.




Trzeci schron. Według mapy miał być w lesie, ale las został wycięty i... zamieniony w pole kukurydzy. Początkowo byłem bliski odpuszczenia go sobie, ale jak odpocząłem, to postanowiłem przyatakować. Tyle że planowo miałem podjechać rowerem i tylko na koniec przebić się z buta. Rowerem... taaa, droga biegnie na prawo od zdjęcia, zrytą gruntówą w pełnym słońcu, a na końcu i tak musiałbym rypać przez otwarte pole w głębi kadru.

Postanowiłem więc zostawić rower na skraju lasu i uderzyłem z buta lasem, tym z lewej strony zdjęcia i  w ten sposób dotarłem do ostatniego zachowanego schronu w tym punkcie oporu. Kupy gruzu po piątym chyba już nie, bo znajdowała się na środku tego pola, ale za gorąco było, żeby na pewno sprawdzić.



Sądząc po śladach na betonie, schron był przez zamianą lasu w pole kukurydzy przysypany ziemią.




Nacieki wapienne. Poczekać tak parę tysięcy lat i te stalaktyty będą atrakcją turystyczną.



Ta rusałka jeszcze nie śpi.



Po drodze widziałem też kanię, nie zbierałem, bo za nią było dzikie wysypisko śmieci.



Wróciłem do poprzedniego bunkra i zrobiłem kolejny postój przed dalszą jazdą. Bardzo wygodna miejscówka, ma nawet podstawki na kubki.

Przygotowałem się na najgorsze, ale nie było tak źle. Raz, że tym razem w cieniu przez las, dwa że tylko 500m, a trzy że po ok. 200m zaczynała się droga utwardzona do jakiegoś gospodarstwa.



Kościół w Śniadowie.



Pocisków nie było, tylko parę załatanych dziur.



Ciekawe cegły, zbudowana z nich ściana ma interesujący, chaotyczny wzorek, jest na czym oko zawiesić.



Zabudowa małomiasteczkowa, bo kiedyś było to miasto.



Kolejna linia kolejowa z/do Ostrołęki. również łącząca się z linią kolejową Warszawa - Białystok, czyli dawną Koleją Petersburską (przed odzyskaniem niepodległości Warszawa Wileńska była Dworcem Petersburskim), a odkładnie dobija w Łapach. Ponadto w Śniadowie, z którego właśnie wyjechałem, odchodzi w bok krótka linia do Łomży.



Zaraz też wracam do województwa mazowieckiego i ponownie przekraczam Ruż, ale tym razem granica nie biegnie rzeką. Ponadto jest odcinek bardzo przyjemną aleją wierzb rosochatych.



Docieram do Kleczkowa, gdzie w centrum wsi stoi gotycki kościół. Wybudowany na początku XVI wieku, a gdzieś w połowie tego wieku otoczony murem obronnym (ze strzelnicami) i widoczną na zdjęciu wieżą bramną.



Druga wieża, stanowiąca kolejne wejście na dziedziniec i jednocześnie dzwonnica, pochodzi z przełomu XI i XX wieku.



Tu znów dłuższy odpoczynek, bo niby od bunkrów daleko nie ujechałem, ale upał daje się we znaki, a do tego mogłem się wygodnie rozsiąść w jednej z wnęk muru. Poza tym trochę czasu spędziłem na oglądaniu i foceniu kościoła.






Co jest charakterystyczne, to olbrzymia ilość głazów wmurowanych w ściany kościoła. Niby widziałem to niejednokrotnie, ale nigdy w takiej ilości, mniej lub więcej, ale praktycznie wszędzie coś jest.

Kościół został wysadzony w 1944 i w latach 50. odbudowany, ponoć praktycznie od fundamentów. To by wyjaśniało, dlaczego nie znalazłem na ścianach żadnych starych napisów i tylko kilka niezbyt pewnych zagłębień, które mogły być, ale nie musiały tzw. "dołkami pokutnymi". Mam też wrażenie, że taka ilość kamieni to też może być efekt tejże odbudowy.

Znalazłem kilka zdjęć archiwalnych na fotopolska, ale trudno było coś wypatrzeć. Przydatne był jedno zdjęcie wieży bramnej z 1912 toku (foto), widać na nim, że jest jeden wmurowany kamień... jeden, obecnie w tym kadrze są trzy. Jest to pewna wskazówka, przypuszczam więc że kamienie owszem, były wmurowane ale w mniejszej ilości. Na zdjęciach widać też, że wejście przez tę wieżę było na początku XX wieku zamurowane, a ona sama i mur dosyć zrujnowane.




Część z nich wygląda na kule armatnie.





Głaz, który wygląda jak czaszka, nie ma co pytać dlaczego został tu wmurowany, sam by go wmurował.



Aaa wróciłem na bezdrzewie....jeśli to o ten dąbek za tablicą chodzi, to faktycznie nędznie tu z drzewami.



Troszyn, kościół zbudowany w latach 1956–1975, jak na nowy, to o dziwo całkiem niezły, może to zasługa kamienia, bo jakby go otynkować, to by się już tak korzystnie nie prezentował.




Tu też widać gdzieniegdzie wmurowane kamienie... wiem, brzmi to trochę dziwnie, gdy pisze o wmurowaniu kamienia w ścianę składająca się wyłącznie z kamieni, ale te wystające poza lico ściany można chyba wyróżnić tym określeniem. Może to inspiracja pobliskim Kleczkowem, odbudowa i budowa tych kościołów zbiega się w czasie.



A to to chyba kula armatnia.



Nawet kwietniki są kamienne i też ładnie się prezentują.



W gablotce miła niespodzianka, historia parafii i kościoła ręcznie kaligrafowana (kiedyś dosyć często, a obecnie raczej rzadko się spotyka) i jeszcze opatrzona rysunkiem kościoła.



I to by było na tyle - lokomotywa Px48 wita mnie przed dworcem w Ostrołęce.



Jestem nieco wcześniej, bo miałem zapas czasu. Normalnie mógłbym nieco czasu poświęcić na zwiedzanie miasta, ale stacja została zbudowana pod Ostrołęką (choć w tej chwili jest na granicy), a do zabytkowego centrum to jest z 5km. Ale pociąg już stoi, więc mogę spokojnie się zainstalować i wybrać miejsce.



W międzyczasie przyjeżdża szynobus z Chorzeli, to kolejna linia linia biegnąca z Ostrołęki, tym razem na Mazury, do Szczytna. W zeszłym roku, po remoncie linii zostały uruchomione połączenia do Chorzeli. W sumie trzeba by się kiedyś tam przejechać.



Powrót również pociągiem przyspieszonym z przesiadką na Wschodnie. Słońce zachodziło jeszcze nim dojechaliśmy do Wyszkowa, mniej więcej tam gdzie wysiadałem.





Komentarze
meteor2017
| 17:09 poniedziałek, 25 listopada 2024 | linkuj @garmin - zdarzały mi się już takie spotkania, kiedyś np.wsiadając w Mławie trafiliśmy na koleżankę wracającą z Działdowa ;-D A tutaj to było najsensowniejsze połączenie z tego kierunku.
garmin
| 16:39 poniedziałek, 25 listopada 2024 | linkuj Wychodzi na to, że wracaliśmy tym samym pociągiem z Ostrołęki.
meteor2017
| 09:02 poniedziałek, 25 listopada 2024 | linkuj @Trollking - ale znak z pierwszego zdjęcia jak najbardziej ma sens, bo kieruje na ten asfalt po lewej, z czego zresztą skorzystałem ;-) szkoda tylko że kierowcy nie znają przepisów i nim też jeździli.

Po fachowcach, którzy oznakowali tę dróżkę, nie spodziewałbym się prawidłowego postawienia znaków.
meteor2017
| 08:59 poniedziałek, 25 listopada 2024 | linkuj @malutky - Generalnie wychodzę z założenia, że wszędzie jest sporo ciekawych rzeczy do obejrzenia, aczkolwiek widać to u mnie teraz tylko na trasach w nieznane, gdzie przy prawie każdym się zatrzymuję, by zrobić zdjęcie, bo jak coś mijam po raz setny, to mi się nie chce ;-)
Trollking
| 00:48 poniedziałek, 25 listopada 2024 | linkuj Ciekawa, pełna polskich absurdów relacja :)

Tak na przyszłość - te memiczne znaki na polnej ścieżynce z pierwszych fotek są źle ustawione, bo zgodnie z nakazem powinieneś czołgać się na lewo od nich, czyli nie tym wydeptanym czymś, ale pewnie gdzieś między krzakami :) Brawo dla naszych fachowców z urzędniczego trzeciego świata. Czyli Polski.

Biedne motyle :(
mallutky
| 20:21 niedziela, 24 listopada 2024 | linkuj fajna relacja i wycieczka.
Dużo ciekawych miejsc. A przy okazji u nas na Górny, Śląsku to rzecywiście trzeba się wylegitymować dowodem rejestracyjnym jak się chce za darmoszke pojechać komunikacją w DBS.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa przyz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]