teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108236.15 km z czego 15464.75 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.90 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:763.90 km (w terenie 77.40 km; 10.13%)
Czas w ruchu:41:21
Średnia prędkość:18.47 km/h
Maksymalna prędkość:41.50 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:50.93 km i 2h 45m
Więcej statystyk
  • dystans 31.13 km
  • 4.00 km terenu
  • czas 01:53
  • średnio 16.53 km/h
  • rekord 28.10 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Awaria Kluski

Piątek, 17 maja 2013 · dodano: 17.05.2013 | Komentarze 0

Kluska dziś zapomniała, że jest aniołkiem i dała nam w kość. Wyjechaliśmy drogą główną, ale co chwila musieliśmy się zatrzymywąc, bo Kluska była strasznie marudna - a to poprawić kapelusik (pomogło na pół mity), a wcisnąć wypadnięty smoczek (kolejne pół minuty), a to dać niekapka (kilometr do przodu)... i tak cały czas.

Zjechaliśmy w boczną drogę, a potem w wertep do skrzynki. Gdy byliśmy już kilkadziesiąt metrów od punktu zero, trzeba było przeskoczyć rów i dalej przez łąkę. Rowery przeniosłem i rzuciłem w krzaki, a potem przenieśliśmy przyczepkę z Kluską i ruszyliśmy używając jej jako ciągnionego-pchanego wózka. To była nowość, więc była chwila spokoju.



A potem szukanie skrzynki, wpisy, mierzenie współrzędnych (bo stare przestrzelone). No i się zaczęło... Kluski wyjąć się nie dało, bo na zewnątrz chmary komarów, skończyło się małą syrenką alarmową i trzeba było się zainstalować na łączce dalej od lasu (komary były ale dużo mniej). Jak ją nakarmiliśmy, napoiliśmy, odpoczęliśmy to ruszyliśmy z powrotem, tym razem Kluska kosiła jara... znaczy rowa na rękach lavinki.




Ruszyliśmy dalej wertepem i dalej źle. W kończu musieliśmy zrobić postój na łączce w połowie drogi do kolejnej skrzynki (przy której dałoby się zatrzymać w cieniu pod drzewem z dala od lasu). Przewinęliśmy Kluskę, dokarmiliśmy. Ale zaczęło się robić późno, Kluska marudna... dobra, odwrót, trasa skrócona (niewiele, może z 5km w tym 1km asfaltu) i do domu. Kluska cały czas marudzi i na wertepie i na asfalcie. Aż w końcu w okolicach 13 czy 14 kilometra usnęła, a my w spokoju, nieco naokoło, ale bocznymi drogami ruszyliśmy do domu. W granicach Żyrka Kluska się obudziła, i była już w dobrym humorze.

P.S. Podejrzewamy, że powodem całej tej sytuacji były kolejne wyrzynające się zęby, bo z ich powodów przez kolejne dni Kluska była dosyć marudna
Kategoria mazowieckie


  • dystans 34.56 km
  • 7.00 km terenu
  • czas 02:05
  • średnio 16.59 km/h
  • rekord 36.80 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Crash Test Kluski

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 9

No i wreszcie się zebraliśmy żeby przetestować jak się sprawdza przyczepka z zawartością... znaczy z Kluską. Najpierw we trójkę za Międzyborów, potem docisnąłem i z Kluską zostawiliśmy lavinkę z tyłu, a ją dodatkowo dopadł telefon pracowy i musiała wracać.




No to my do CMK i tam kawałem betonką w tempie 10-11 km/h. Kluska już przysypiała, ale na regularnym dup dup dup na betonce nie mogła usnąć. Jak zjechaliśmy an regularny wertep gruntowy, to zasnęła momentalnie. Ze śpiącą Kluską parę bardziej koleinowych czy kałużastych fragmentów pokonał prowadząc rower, aż dotarliśmy do Samotnego Drzewa. To nie moje skrzynka, ale założyciel już się nie bawi, a było info o stłuczonym słoiku... okazało się, że szkło zostało posprzątane, ostała się tylko naklejka. Trzeba by zreaktywować.









Dalej w Las Radziejewski i wkrótce wjeżdżamy na Kolejową Drogę, którą niedawno przebudowano w autostradę zrywkową... na sporej części wertep totalny na świeżym żwirze (ale Kluska cały czas spała) i tylko miejscami na tyle ubity, że jechało się w miarę wygodne. Po drodze nakleiłem wlepkę pierwszego etapu skrzynki multicache Radziejowicka Kolejka Wąskotorowa (zastępując prowizorkę, którą umieściłem jesienią) i na tym postoju Kluska się obudziła, a lavinka zadzwoniła, że może do nas dołączyć, bo już zrobiła co miała zrobić.





A my myk na skraj lasu i postój koło krzyża na jedzonko ze słoiczków i przewinięcie Kluski. Z jedzeniem szło raczej średnio, bo tyle ciekawych rzeczy wokoło, które rozpraszały - a to listek, a to paczka chusteczek, a to nagle zaczęła klaskać... po chwili zorientowałem, że w pobliskim gospodarstwie ktoś trzepie dywan i Kluska wtóruje klaskaniem. Ponieważ nachodził wieczór i zaczęły pojawiać się komary (na szczęście już po jedzeniu), schowałem Kluskę do przyczepki za moskitierę i zacząłem się zbierać. I wtedy nadjechała lavinka.

A dalej to już rodzinna sielanka, powrót oczywiście nie prostą drogą, tylko jeszcze pętlę przez Nowe Kozłowice zrobiliśmy dla nabicia kilometrów. No co, jak zaczynać sezon Kluskowy to jakimś sensownym dystansem, np. 1/3 setki, prawda? :-)


Kategoria mazowieckie


  • dystans 46.27 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 02:19
  • średnio 19.97 km/h
  • rekord 32.20 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Tylko po bułki i pączka...

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 16.05.2013 | Komentarze 3

Pojechałem tylko na rynek po angielkę, drożdżówki i pączka... wróciłem przez Puszczę Mariańską.

Zrobiłem inspekcję w miejscu pierwszej pocztówki, bo dochodziły mnie niepojące wiadomości (bocznicę już wcześniej wyremontowano). I faktycznie - teren ogrodzony, na nim wielkie hałdy węgla, stos betonowych elementów, w którym była skrzynka, jest na wpół rozpirzony i po okiem kamery, a budyneczek pocztówkowy pomalowany na żółto-zielono i jest w nim punkt sprzedaży węgla. Czereśnia, która obok rosła wycięta :-( Na pocieszenie zjadłem tego pączka, ale nie pomogło.
Kategoria mazowieckie


  • dystans 60.20 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 03:42
  • średnio 16.27 km/h
  • rekord 29.20 km/h
  • temperatura 11.0°C
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Po łódzku, po rudzku... aż do Gospodarza

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 13.05.2013 | Komentarze 9

Poranek nieco mglisty dżdżysty i zimny... ale regularnego deszczu nie było, więc się jechało w miarę przyjemnie. Na początek wpadliśmy do BUŁy po buły, niestety niedziela i bułek nie dostaliśmy.




Potem myk na bocznice kolejowe przeserwisować moją skrzynkę... ze względu na wilgoć, rozłożyliśmy wyczyszczone elementy i zawartość na ceratce, za którą robiła oklejona mapa okolic Łodzi.



Chwilę potem spotkanie z huannem, z którym cięliśmy do Rudy Pabianickiej na rowerową grę terenową, którą huann współorganizował. Zamiast jechać w miarę prosto do celu, pojechaliśmy naobkoło, bo huann postanowił pokazać nową drogę rowerową na Widzew (nieukończoną, ale przejezdną)... i tak się zbuntowaliśmy i zawetowaliśmy jeszcze dłuższą trasę. Dobrze że aarda z nami nie było, bo we dwóch potrafią się tak genialnymi pomysłami którędy jechać i co obejrzeć nakręcić, że do teraz na tę grę byśmy nie dojechali (nie mówiąc o pociągu do domu) ;-P

Efekt był taki, że huann spóżnił się zbiórkę organizatorów (o 11:00), a my na zbiórkę uczestników gry (12:00). Gdy huann nas już opuścił, my znaleźliśmy jeszcze dwie skrzynki, min. pod mostkiem nieistniejącej bocznicy kolejowej na Olechówce obok drugiego jakiegoś mostku (kiedyś to miejsce wypatrzyłem na satelicie). Na mostku jest nawet reper.




A potem start gry... na starcie dorwał nas znajomy, który kiedyś nas oprowadzał po Pabianicach, a obecnie okazał się geokeszerem o nicku vulpecula. Ostatecznie postanowiliśmy ruszyć na trasę jako jeden trzyosobowy zespół. vulpecula wylosował trasę nr 2 "Po lesie i po górkach", co uprościło wybór, bo jakoś nie mieliśmy koncepcji którą trasę wybrać.

Po drodze trzeba było policzyć paski na kominie, modrzewie w lesie liściastym, zidentyfikować dachówkę i bluszcz, czy narysować hełm wieżyczki jednej z willi... lavinka narysowała całą wieżyczkę, a potem siłą musieliśmy ją odciągnąć, bo by narysowała całą willę. I tak marudziła że z takim rysunkiem oblałaby na studiach i że w ogóle żena i wstydzi się to pokazać (oczywiście był to najlepszy rysunek wykonany przez zespoły).

Po drodze w ramach bonu zahaczyliśmy o dwie skrzynki - jedną nową znaleźliśmy, a jedną lavinkową przeserwisowaliśmy.





Po grze i odpoczynku, dołączył do nas huann zwolniony z obowiązku organizowania. Podskoczyliśmy jeszcze do dwóch willowych skrzynek lavinki w celu przeserwisowania, a potem ruszyliśmy w kierunku Rzgowa. Po drodze cmentarz, który onegdaj z huannem już po nocy zwiedzaliśmy, ale lavinka tam jeszcze nie była. Przy okazji znaleźliśmy skrzynkę przy cmentarzu na skróty metodą "na vulpeculę", bo trzeba było tam kilka zadań wykonać, a my nie mieliśmy jej zgranej.



Kolejny punkt programu to Odyseja... tego tam jest więcej, ale czasu mało, ja nie miałem aparatu, a lavinkę zęby bolały od natłoku kiczu i chaosu wszelakiego, a ponadto czas nas gonił. Kiedyś trzeba będzie wrócić i obfocić dokumentanie, a nawet dokumentalnie ;-) Na fotkach tylko koń trojański (do którego da się wejść, a w środku są stoliki restauracji), oraz kamienno-stalowe stwory a la Beksiński (toto trzymało naprawdę wysoki poziom, jako jedyne w całej tej menażerii).




No i na koniec wisienka na torcie, perła w koronie, czy jabol w sakwie... jak zwał, tak zwał. Pałac Grohmana w Gospodarzu, obecnie postpegeerowska ruina, ostatnio użytkowane jako jakieś gospodarstwo ogrodniczo-szkółkarskie, co sugerują doniczki szklarnie i zagony widoczne z satelity.




lavinka założyła skrzynkę w księgowości, a potem ekipa współzałożycielska świętowała ten fakt... Toast Trzech Ogrodników (Zimna Zośka poza kadrem).



Czietyrie wielocypiedysty i tank



Na koniec trzeba było przyciąć na pociąg... huann oczywiście chciał nas przeciągnąć naokoło terenówkami, a najlepiej w ogóle na Olechów. Tyle że InterRegio jedzie tylko przez Chojny, a a jadąc osobówką (która była ze 20 minut później), musielibyśmy jeszcze się przesiadać w Skierniewicach i nie wiadomo ile czekać tam na pociąg do Żyrka.

Ostatecznie mocno optowaliśmy za najkrótszą, główną trasą na Chojny i udało się wyrobić z 30 minutowym zapasem (dzięki czemu jeszcze znaleźliśmy skrzynkę na peronie).



A jak wysiedliśmy w Żyrardowie, zaczęło padać :-/ Dobrze że dopiero na koniec dnia.

  • dystans 25.79 km
  • 3.00 km terenu
  • czas 01:51
  • średnio 13.94 km/h
  • rekord 30.20 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

Deszczowa Łódź

Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 12.05.2013 | Komentarze 3

Rano w pociąg i myk do Łodzi... rano, to znaczy tak ok. 11ej. Dzień deszczowy, ale na szczęście gdy dojechaliśmy, nie padało... jednak było dosyć chłodno, a od czasu do czasu coś zaczynało mżyć.

To my myk po skrzynki... na początek kolejowe klimaty, poczynając od Kaliskiej. Ten rejon już penetrowaliśmy, ale na wiosnę prezentuje się naprawdę ładnie, az przyjemnością więc przejechaliśmy się między bocznicami.




A potem wybraliśmy się do lumpeksu, po ubranka dla Kluski




Dzień bez cyklogrobbingu, to dzień stracony




Niestety podczas zwiedzania schronu przeciwlotniczego, zaczęło padać i rozpadało się na dobre. To my myk do najbliższego okeszowanego urbeksu, ale i tak po drodze nas zlało, więc tam przeczekiwaliśmy deszcz, trochę się podsuszaliśmy...



Była też skrzynka.



Jak najgorszy deszcz przeszedł, ale zaniosło się na dłużej, zarządziliśmy koniec keszowania i odwrót na Bałuty. Temu słoneczku parasolkę trzymał, by w oczy mu nie padało.



Ogólnie zrobiło się paskudnie, a na usta cisnęło się jedno słowo: