teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 108860.05 km z czego 15577.35 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.91 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 50.29 km
  • 5.00 km terenu
  • czas 03:07
  • średnio 16.14 km/h
  • rekord 36.70 km/h
  • temperatura 21.0°C
  • rower Wrześniowy Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

53. Złaz Harskiego

Niedziela, 7 października 2018 · dodano: 08.10.2018 | Komentarze 7

Trochę jestem do tyłu z wpisami na bikestatsa - drugi dzień wyjazdu nad Pilicę, dwa wypady do lasu na kanie, prace na cmentartzu wojennym w Joachimowie-Mogiłach... i różne drobnostki. Zatem zaczynam od tyłu i od najnowszej wycieczki, czyli Złazu Kampinoskiego.

Etap 1 - rowerowo-pociągowy:
Żyrardów - Warszawa Włochy

Dwa tygodnie temu została otwarta linia kolejowa Grodzisk Mazowiecki - Warszawa Zachodnia, remont się nie skończył, na peronach totalna rozpierducha, tunele nie są pokończone, po drodze oglądamy gdzie co i jak wygląda, jak się dostać na perony kolejnych stacji, jakie są utrudnienia w pobliżu torów (np. budujący się tunel drogowy w Pruszkowie).

Co ciekawe trasę pokonujemy ekspresowo - 689 km w 44 minuty, czyli mkniemy z prędkością średnio 940 km/h, a że po drodze sporo stacji, więc z pewnością musi wyciągać powyżej 1000km/h. Co się dziwić, Impulsy to obecnie najszybsze pojazdy szynowe z tych całkowicie polskiej produkcji, a właśnie jeden z Impulsów Kolei Mazowieckich bił rekord na CMK w 2015 roku.




Wejście na perony we Włochach.



Etap 2 - rowerowy
Warszawa Włochy - Blizne - Stare Babice - Lipków - Truskaw - Polana Pociecha

Przejmujemy Kluskę od babci i wujka, po czym dobijamy do Lazurowej i wzdłuż niej nowymi ddrk-ami tniemy do Górczewskiej... czymś takim jedzie się szybko, przyjemnie i bez kombinacji (po żyrardowskich śmieszkach rowerowych jest to czysta przyjemność). No i mieliśmy z wiatrem (potem miejscami z bocznym, ale generalnie bardziej pomagał niż przeszkadzał).





Niestety tutaj drogi rowerowe się kończą i musimy bez nich się przebić przez skrzyżowania nad S8, a potem bocznymi uliczkami, oraz ul. Hubala na Stare Babice. Ponieważ Kluska zaczyna domagać się jedzenia, zatrzymujemy się na drugie śniadanie - najpierw rzut okiem na model masztu Transatlantyckiej Centrali Radiotelegraficznej (10 takich, tylko dużo większych masztów stało w miejscu obecnego Lasu Bemowskiego).




Rzut okiem i obiektywem na kościół, część rodziny lavinki pochodziła właśnie z terenu parafii Stare Babice (ale w czasach, gdy jeszcze nie było pocisków wmurowanych w ściany tego kościoła).



A następnie popas na przyjemnym skwerku za urzędem gminy.





Po czym jedziemy dalej - ponieważ jest już blisko, a mamy zapas czasu, kolejny postój przy pomniku obok pętli autobusowej w Truskawiu. Fotka na czołgu musi być (nawet jeżeli jest to tylko lufa czołgu), a przy okazji znajdujemy tutaj dwie skrzynki (bo bawimy się w geocaching w dwóch serwisach). Skrzynki są co prawda mikro, ale w miarę łatwe, toteż co prawda zabawy z wymianą fantów nie ma, ale zabawa z szukaniem, wpisami i odkładaniem jest.




No i docieramy na miejsce startu - parking w rejonie Polany Pociecha, ponieważ prowadzących trasę dziecięcą jeszcze nie ma, to instalujemy się przy pobliskich wiatkach na trzecie śniadanie. Przy okazji Kluska zaczyna czyścić daszek z igiełek.



Ponieważ na pamiątkę każdych prac, inwestycji jest tabliczka o wykonawcy, inwestorze, funduszach... to Kluska też węgielkiem wykonuje podpis wykonawcy częściowego odiglenia dachu.



Etap 3 - pieszy (6.93 km)
Polana Pociecha - Ćwikowa Góra - Karczmisko - Truskaw - Polana Pociecha

Wreszcie zbiera się grupa i ruszamy na trasę . Idziemy najpierw zielonym szlakiem na zachód, po chwili odbijamy od brukowanej drogi, potem dobijamy  do czarnego i czerwonego szlaku, następnie zaś skręcamy w lewo na czarny szlak, którym docieramy do Truskawia i od pętli niebieskim wracamy na polanę na ześrodkowanie złazu.



Dwie dziewczynki się namawiają, że będą przewodniczkami i faktycznie ostro ruszają do przodu, Kluska by chętnie do nich dołączyła, ale jesteśmy za daleko, , na szczęście zaraz jest odbicie szlaku, gdzie muszą się zatrzymać i poczekać na grupę, a potem jak wycinają to Kluska też rusza z nimi i od tej pory całą trasę będą hop siup do przodu. Kolejny krótki postój (aż się zejdzie trasa) przy węźle szlaków, gdzie dołącza czarny i czerwony.

Klub Małej Przewodniczki.



O urbeksik... niestety nie da się wejść do środka, bo strasznie dużo śmieci.



Ruszamy dalej.



Dziewczyny tak załoiły, że my z wywieszonymi ozorami musieliśmy rypać za nimi... zwłaszcza my z rowerami (bo dla piechurów to był tylko szybki spacer), nie nastawialiśmy się na takie tempo pchania przez wydmy, toteż troszkę się zasapaliśmy... no i słusznie, dzięki temu nudnawy lajcik, wcale nie był lajcikiem, tylko solidną przebieżką.



Kolejny, tym razem większy postój na rozstaju szlaków, gdzie odbijać będziemy czarnym. Kawa, herbatka i deser pomiędzy trzecim a czwartym śniadaniem (bo nie zdążyliśmy jeszcze zgłodnieć).




Mini zapoznanie i częstowanie ciastem, przy czym dorośli dostali tylko po pół kawałka, bo ze względu na wyjątkowo ładną pogodę frekwencja przerosła oczekiwania prowadzących.



"Jak lusymy, to my sybko do psodu!"



"O, chyba lusamy"



"No to w długą!" (dziewczyny znaczną część trasy przebyły biegiem)



Do dziewczyn jeszcze dołączył chłopiec na rowerze, z tym że jak Kluska narzuciła tempo, to najmłodsza i najmniejsza dziewczynka (zresztą prowodyrka przewodnikowania) trochę nie nadążała... za krótkie nóżki. To był jak na razie najdłuższy odcinek marszowy, więc w połowie trasy niestety odpadła.




Kolejny punkt zborny, to plac zabaw na końcu Truskawia. My znowu w czołówce, ale że tym razem względnie długi odcinek, to zanim ostatni uczestnicy dotarli, to sporo czasu minęło. Zresztą nie było co się spieszyć, dzieciaki pobawiły się na placu, a ognisko nie zająć, nie ucieknie. A poza tym przerwa na czwarte śniadanie.



Ostatni odcinek był niestety najbardziej uciążliwy, najpierw asfaltem do pętli, a potem szutrówą na miejsce startu i zakończenia. Dzieciaków nie mogliśmy więc luzem puścić przodem, bo sporo samochodów jeździło w te i we wte, trasa mało urozmaicona ot. nudna prosta i zakurzona droga... trochę więc zaczynały marudzić, ale akurat trzech chłopaków, którzy wcześniej byli  w środku trasy, teraz szło z nami na czele, więc można było podkręcić tempo by szybciej pokonać ten odcinek - "Hej, chłopaki was wyprzedzili, nie dacie się chyba?", a potem do chłopaków - "Co tak marudzicie, że dziewczyny zostawiły was z tyłu?".

No i ześrodkowanie na polanie z ogniskiem, jak zwykle sporo znajomych z koła jak i stałych uczestników rajdowych.



Obiad!



Rysia trzeba nakarmić kiełbaską.




A dzieciaki świetnie się bawiły, zwłaszcza że dorośli im nie przeszkadzali, nie było znanych z placów zabaw tekstów "Nie biegaj bo się spocisz", albo "Nie siadaj na ziemi, bo się pobrudzisz"... o tarzaniu się po ziemi, czy rzucaniu liśćmi, albo włażeniu na drzewa nie wspomnę.



Zwała! Nie ma to jak stare, dobre, eskapebolskie zabawy.



Etap 4 - rowerowy
Polana Pociecha - Truskaw - Lipków- Stare Babice - Blizne - Warszawa Ursus

Trudno było zgarnąć Kluskę, zresztą nie mieliśmy do tego serca i zebraliśmy się dopiero gdy zaczęło się ściemniać, żeby choć kawałek pokonać jeszcze w świetle dnia. Trasa mniej więcej taka sama jak w tę stronę, tylko bez większych postojów (no może na granicy Warszawy, by uzupełnić Klusce prowiant w foteliku, bo wszystko zeżarła).

Tym razem jedziemy na stację do Ursusa, wybraliśmy ten kierunek jako wypadkową możliwości w miarę sensownego dojazdu i wbicia się na stację (Ursus Niedźwiadek jako nowa stacja uniknął totalnej rozpierduchy)... a poza tym chcieliśmy jeszcze jedną, większą skrzynkę po drodze znaleźć. Kluska już w Ursusie zaczęła nam przysypiać, ale podczas szukania skrzynki skutecznie się rozbudziła. Pod wieczór wiatr się wzmógł, ale też i wykręcił, toteż mieliśmy z wiatrem który bardzo pomagał (tylko przy Ursusie Północnym przez chwilę musieliśmy rypać pod wiatr).

Etap 5 - rowerowo-pociągowy
Warszawa Miś - Żyrardów

Warszawa Ursus Niedźwiadek,  ulubiona stacja Kluski (ze względu na Misia), na którą mówi Warszawa Miś. Tam nie ma kasy, ale okazało się że nie ma też biletomatu Kolei Mazowieckich (jest tylko ZTM). No cóż, trzeba kupić u konduktora, a zatem trzeba wsiąść bardziej z przodu (w zasadzie regulamin mówi o pierwszych drzwiach, ale mamy się zamiar wbić tam gdzie jest rowerowy). ponieważ wbicie się z doczepką Whehoo do pociągu też chwilę trwa, a Kluska jest dosyć duża, to ustalamy że ona wsiada osobno, lavinka ze swoim rowerem, a ja ze swoim i doczepioną przyczepką (a lavinka ciepnąwszy rower w środku pomaga mi z przyczepką).

podziewaliśmy się że wjedzie impuls lub kibel (EN57), a tu... wjechał piętrus i  to lokomotywą do przodu! Miejsce na rowery jest na samym końcu w wagonie sterowniczym, a pociąg dosyć długi trzeba by biec na koniec peronu i to z Kluską. Z drugiej strony żeby kupić bilet, powinniśmy wsiąść bardziej z przodu... eee, bo zaraz odjedzie bez nas, ładujemy się tu gdzie stoimy, a potem pomyślimy.




Kluska zajęła strategiczne miejsce na pięterku, a my upychaliśmy rowery tak, żeby inni ludzie mogli się przepchnąć do wyjścia. Wychodziło nam że na szczęście do grodziska wszystkie perony będą po lewej stronie, a potem wszystkie po prawej. No dobra, jak musiałem zostać pilnować rowerów by się nie przewróciły (zasadniczo były zaklinowane, ale ktoś przechodząc mógł przewrócić), ale co z biletem... trzeba by wysłać lavinkę, samą lub z Kluską. Ale w tym momencie przechodził konduktor i udało się kupić bilet (nawet nie zająknął się, że nie poszliśmy do niego po bilet, ani na temat na wpół zablokowanego przejścia... to już jednak nie jest stare PKP).

W ogóle bajzel był niezły i bez nas, bo system nie ogłaszał stacji Pruszków, tylko od razu Parzniew. Jakaś babinka wysiadła myśląc, że teraz będzie Brwinów, na peronie się zorientowała że coś jest nie tak i pyta konduktora co to za stacja, a ten że dopiero Parzniew. Potem jak miał być Brwinów, to znów ogłaszał Parzniew (to chyba dlatego, że jak dwa tygodnie temu uruchamiali tu ruch, to początkowo pociągi miały się nie zatrzymywać w Pruszkowie, ale w ostatnim momencie jednak uruchomili pół peronu... ale w rozkładzie w pierwszych Pruszków nawet nie figurował, za to pociągi odjeżdżały 2 minuty wcześniej lub później).



W Grodzisku było szybkie przestawianie rowerów na drugą stronę, bo okazało się że tak wjechał z perony, że już tu jest z prawej strony... a jakiś pan chciał akurat tu wysiąść, potem się okazało że Ukrainiec, gdy chciał nam pomóc wyjśc z rowerami, ale wytłumaczyliśmy że jedziemy dalej, tylko robiliśmy dojście do drzwi.



Na szczęście niezbyt dużo ludzi wsiadało i wysiadało, po jednej, góra dwie osoby. Dopiero w Żyrardowie więcej się szykowało do wyjścia i utworzyła się kolejka (w tym je, bo zablokowaliśmy kompletnie pomost szykując rowery do wyrzucenia ich na zewnątrz. Zresztą pasażerowie podeszli do tego z pełnym zrozumieniem, marudząc tylko na kolej, że podstawiają składy jak do pociągów przyspieszonych (piętrusy zwykle jako takie jeżdżą), a zatrzymują się na każdej stacji jak zwykły osobowy, tymczasem Wiedenka i Bolimek sa w takich godzinach, ze nijak człowiekowi nie pasują.

W Żyrardowie na szczęście już nie zrobił nam psikusa i choć wjechał na środkowy peron, to jednak peron był zgodnie z przewidywaniami po prawej stronie. Sprawnie się wyładowaliśmy... dobrze tylko że w tym zamieszaniu nie zapomnieliśmy o Klusce. Tak na marginesie, widzieliśmy że nie tylko my rowery wpakowaliśmy na pomost środkowego wagonu. No i myk ostatnie dwa kilometry do domu. Ufff, jednak podróż koleją często wiąże się z dodatkowymi przygodami, nie ma czasu na nudy.


Kategoria mazowieckie



Komentarze
huann
| 18:02 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Lavinko - skoro tak, to 3030,30, albo 3131,31 ;)
meteor2017
| 17:39 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj @huann - ja tradycyjnie na to co po przecinku nie zwracam uwagi... dopóki się nie zaokrągli ;-)

@malarz - W obie strony, tylko z powrotem nieco krócej, bo z Niedźwiadka tylko 685km ;-)

@lavinka - chyba hiperkibel
lavinka
| 17:37 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj @Huann:Umnie 3333 nawet nie ma co liczyć. Ani 3210. Może będzie trzy kafle, jeśli podgonimy do końca miesiąca. Strasznie mały ten rok wyjazdowo, ale za to dobry jakościowo, bo kilka ciekawych miejsc udało się odwiedzić, no i gmin przybyło. O właśnie, Klusce zaliczgmine trzeba założyć, bo już kilka ma. :)
@Malarz: To były próby hyperloopa na trasie. ;)
malarz
| 17:20 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Łał, imponująca i prędkość, i odległość!
Nie wiedziałem, że na wycieczki jeździcie z rowerami aż 689 km pociągiem i to w jedną stronę ;)
huann
| 16:13 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Czyli zaraz piątka stuknie - to proponuję na koniec roku 6543,21 - żeby się nieładnir nie zaokrągliło ;)
meteor2017
| 15:50 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj ~ +430km
huann
| 15:46 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Łaknę nowych wpisów jak kanie dżdżownic! Choćby samych km-ów do bikestatystyk - bo póki co nie wiem, czy zachęcać na koniec roku do 5555, czy 6666 - a może 7777? ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa przyz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]