teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 113010.25 km z czego 16357.45 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.96 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 35.40 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 01:54
  • średnio 18.63 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Maślaki, maślaczki, rydze

Czwartek, 31 października 2024 · dodano: 15.12.2024 | Komentarze 2

Grzybstats:
- 152 maślaki zwyczajne
- 49 maślaczków piprzowych
- 3 rydze
- 1 podgrzybek

Kolejna wizyta w maślakowych sosenkach zakończona sukcesem, mimo że bardzo dużo maślaków było robaczywych... o takie zgrupowania w większości nie nadawały się do zborów.



Te w trawie, to prawie zawsze były robaczywe.



Maślaki w igliwiu może nie rosły w takich grupach, ale za to w znacznej części były dobre.




Kolejny cel, to maślaczki piprzowe... pieprzowe, literówka mi wpadła, ale fajnie tak brzmi, to zostawiam. Ostatnio zbierałem je trochę na ślepo, nie wiedząc co to za grzyb, ale teraz już wiem. Zgodnie z epitetem gatunkowym, mają one ostry smak, jak się przekroi i poliże miąższ, to wyraźnie czuć ostry smak, ale znika on podczas gotowania (poprzednią porcję obgotowałem osobno, przed zmieszaniem z innymi grzybami i faktycznie ten ostry smak zanikł).

Teraz ucieszyłem się, że udało mi się zebrać ze trzy razy więcej, bo planowałem je ususzyć i zmielić, by otrzymać przyprawę - pieprz grzybowy. A to małe grzybki, więc trzeba było sporo uzbierać, żeby był w ogóle sens suszyć.




Małe toto i często zagrzebane w igłach, bardzo łatwo przegapić.



Maślaczki pieprzowe pasożytują na grzybni muchomorów, toteż można je spotkać tam gdzie rosną muchomory. I rzeczywiście, jak widziałem grupę muchomorów, to sprawdzałem dokładniej ściółkę, czy nie ma maslaczków... i często były. Być może dzięki temu udało mi się sporo zebrać.




Znów były rydze. Ledwie kilka, a po odrzuceniu starych, zapleśniałych i robaczywych, do zbioru nadawały się ledwie trzy, ale dobre i to.




Symboliczny podgrzybek.



Kanie, które tu ostatnio widziałem, rozwinęły się... i zarobaczywiały.



Jakieś purchawki też były, ale tym razem nie zbierałem.




Klejówka świerkowa, która zazwyczaj rośnie pod świerkami (mam jedną świerkową miejscówkę, gdzie ją czasem spotykam), ponoć bardzo rzadko pod innymi drzewami rośnie bardzo rzadko. No to jeśli dobrze zidentyfikowałem, to jest to ten przypadek - tutaj pod sosnami.




Jeszcze jakiś grzybek.



O, tego grzybka o filcowym wierzchu kapelusza widziałem tu już poprzednio, ale chyba z wiekiem bardziej się zmechacił. Nie wiem co to za grzybek, ale ja bym go nazwał grzybem filcowym.



Tymi kropelkami kończę część grzybową i również kropelkami zaczynam część niegrzybową.












Nawet jakiś robal się trafił. Na pierwszy rzut wydawało się, to oleica, ale gdy dokładniej się przyjrzałem, to okazało się, że z pewnością nie. Pomyślna identyfikacja wykazała, że była to rozdestnica wrotyczówka.




A obok następny, w sumie ze trzy widziałem.



Tak w ogóle, ktoś tu zrobił niezłe antyblachosmrodowe zasieki. Oto pierwsza blokada, widać że była częściowo zniszczona i uzupełniona, dlatego...



...kilka metrów jest kolejna, a tam w tle widać trzecią. Jak widać jedna nie była wystarczająca i dopiero potrójna zniechęciła do wpierdzielania się tędy samochodem.



Ale tam za sosenkami jest pole i widać ślady, że blachosmrodziarze omijali nim blokady.



Slatego przy kolejnych sosenkach jest kolejna, czwarta już blokada.



Głównym powodem powstania chyba nawet nie jest to, że blachosmrodziarze tam wjeżdżali, tylko że robili syf... mało tego, robili tam sobie  dzikie wysypisko śmieci, tak jak w sąsiednich sosenkach, które są całe zawalone stosami śmieci. Tam też pierwsze stosy śmieci pojawiły się mniej więcej w rejonie pierwszych blokad i gdyby nie one, to tamte sosenki już by wyglądały tak jak te ze zdjęcia poniżej.



A na koniec taka ciekawostka. Widok zastającej pośrodku drogi jest typowy dla dróg gruntowych... tutaj jest droga asfaltowa porastająca mchem, może też glonami.



Gdy wracałem, musiałem się przebić przez miasto pełne oszalałych kierowców - późne popołudnie/wczesny wieczór, a do tego dzień przedświąteczny. Stwierdziłem, że samochodziarze obchodzą Dzień Klaksona, bo dosłownie co chwila gdzieś ktoś klaksonił.

A jak przeprowadzałem rower przez przejście dla pieszych, to jakiś samochodziarz miał do mnie pretensje, że nie poczekałem i go nie przepuściłem! Nie chciało mi się wdawać w dyskusję, więc go totalnie zignorowałem i olałem.


  • dystans 55.20 km
  • 1.00 km terenu
  • czas 02:57
  • średnio 18.71 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Rundka biblioteczna z symbolicznymi maślakami

Środa, 30 października 2024 · dodano: 15.12.2024 | Komentarze 1

Z i pod wiatr, po- i przeddeszczowo... deszczowo trochę też, bo oberwałem po drodze trochę jakąś mżawką.

grzybstats:
- symboliczne 4 maślaki

Facelia błękitna, siana czasem jako zielony nawóz... no, błękitny... eee, fioletowy bardziej. Poza tym roślina miododajna.



A obok gorczyco-kapusto-rzepak, czy coś.



Taki dywan, a może raczej materac wodny, aż zaprasza żeby się na nim położyć... chlup!



Na stojaku rowerowym powitał mnie taki robaczek.




Kładka nad Pisią Tuczną powoli jest reanaturalizowana. Marchew, czy inna roślina baldaszkowa, już nad tym pracuje.



Trochę jak groszek w strączku.





1/4 zboru maślaków jest na tym zdjęciu. Kanie, które w tym miejscu oglądałem wcześniej, zostały przemrożone, często zanim zdążyły się rozwinąć i teraz były tylko gnijące resztki.





  • dystans 49.10 km
  • 16.20 km terenu
  • czas 02:35
  • średnio 19.01 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Kanie na starym czasie

Poniedziałek, 28 października 2024 · dodano: 14.12.2024 | Komentarze 6

- 55 kań
- 26podgrzybków
- 19 purchawek
- 1 zajączek s.
- 1 zajączek p.
- 2 kozaki
- 3 maślaki zw.



Zmiana czasu... uh. Czyli znowu dzień krótszy, bo ta dodatkowa godzina dnia z rana, zwykle idzie na zmarnowanie, a przydała by się pod wieczór... a w grudniu to popołudniu. 

Ale póki co, przy pomocy takiej kaniowej różdżko robię czary mary i jestem jeszcze w letniej strefie czasowej. Tylko trzeba nastawić budzil w zegarku, czy telefonie, który nie zmienia automatycznie czasu i można jechać na starym czasie. W weekend zmianoczasowy zwykle tak robię, a przy sprzyjających okolicznościach, to i przez tydzień mi się zdarza ciągnąć na starym czasie.



Ale po kolei, po drodze spotkałem cztery grupy sarenek, trzy mniejsze po 3-5 osobników, a jedno stadko tak pod 10 sztuk podchodziło.



A w lesie zostałem przywitany złotymi dywanami.




Głównym zbiorem były tym razem kanie. Ilościowo niby bardzo dużo, ale to były leśne i do tego późnopaździernikowe kanie, a co za tym idzie małe... no, co najwyżej średnie.




Różniaste były




Nieco podobne są trujące czubajeczki... ale raczej trudno pomylić je z kaniami, bo są malusie.



Muchomor jakiś, też trochę podobny



Ha, a jednak Ostatni Kozak sprzed kilku wpisów nie był ostatni... tylko jak go stamtąd wyciągnąć?



O, jeszcze jeden się trafił.



Zebrał też trochę purchawek. Zwykle te małe dodaję jako domieszkę do innych grzybów, ale że poprzedniego dnia też trochę uzbierałem, to razem była wystarczająca ilość, by je usmażyć. Smażone na słodko są całkiem smaczne.





Podgrzybków też troszkę się trafiło




- Uaha maślaki dwa...
- A nie, bo trzy.
- Jakie?
- Jak to jakie? Zwyczajne.



Opieńki



Maślanka ceglasta.



A także... jakieś inne grzybki.





Grab już pożółkł i pobrązowiał zupełnie... no prawie, bo tam widac jeszcze kilka zielonych liści.




Żuczek na posterunku



Ogólnie było tak ładnie, że aż się nie chciało wyjeżdżać z lasu.





  • dystans 21.05 km
  • 7.50 km terenu
  • czas 01:08
  • średnio 18.57 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Leśno-grzybowa pętelka minimum

Niedziela, 27 października 2024 · dodano: 13.12.2024 | Komentarze 1

Grzybstats:
- 20 zajączków
- 9 podgrzybków
- 4 maślaki pstre
- 4 kanie
- 1 prawdziw

A oto grzybek dnia - prawdopodobnie pierścieniak grynszpanowy (d. łysiczka niebieskozielona), który jest grzybem jadalnym, ale takim sobie. Ewentualnie jest to podobny pierścieniak białoniebieski (d. łysiczka niebieskawa), który jest niejadalny.

Nie zbierałem, ale ładnie się prezentuje, dlatego zasłużył na zaszczyt reprezentowania tego wpisu.




Tym razem krótka pętelka po żyrardowskim lesie, ot żeby skorzystać ze złotej jesieni. Na grzyby za bardzo się nie nastawiałem, bo jakoś dużo ich w tym lesie nie ma, a poza tym bliskość miasta sprawia, że dużo ludzi tam dociera i są wyzbierane. Ale coś tam wpadło.






Najwięcej było zajączków - suchogrzybków. Mimo, że połowa jeśli nie lepiej, była robaczywa, to i tak 20 udało się zebrać. Określenie "zajączki" w mojej okolicy dotyczy takich małych gatunków podgrzybków, tyle że w ostatnich latach, w wyniku najnowszych badań z rodzaju "podgrzybek" wyodrębniono kilka nowych rodzajów, między innymi właśnie "suchogrzybek", do którego trafiły dotychczasowe podgrzybek złotopory, obciętozarodnikowy i kilka innych. Inny zajączek, a konkretnie podgrzybek zajączek, pozostał podgrzybkiem.

Ale dziś na zdjęciach są tylko suchogrzybki.



Skubańce świetnie się maskują w dywanach suchych liści, taki szarobrązowy kapelusz jest lepszym kamuflażem niż np. podgrzybkowy brązowy. Poza suchogrzybki są małe i łatwo je w tych okolicznościach przegapić. Jak się jednak na jakiegoś trafi, warto się rozejrzeć, bo czasami występują w dużych grupach.




O, na przykład te znalazłem w jednym miejscu. Feler polega na tym, że suchogrzybki strasznie robaczywieją i pleśnieją - tę grupę po lewej od razu odrzuciłem, bo okazały się zapleśniałe, a z tych po prawej gdzieś połowa była robaczywa, zwłaszcza te większe.



Mimo, że znalazłem kilka takich okazałych suchogrzybków, to i tak nazbierałem tych małych, bo te duże były robaczywe.



Skórka na kapeluszach suchogrzybków często jest popękana, miąższ często przybiera różowawą barwę.



Kilka podgrzybków brunatnych też się trafiło. Właściwie, to te najbardziej podgrzybkowe podgrzybki nie są już podgrzybkami, bo zostały przeniesione do innego rodzaju. Aktualną nazwą jest podgrzyb brunatny.




Ostatnio jest straszna nędza z maślakami pstrymi, nie pamiętam, czy w zeszłym roku znalazłem choć jednego, a i w tym roku do tej pory żaden się nie trafił (choć bywałem w miejscach, gdzie wcześniej je znajdowałem). Wreszcie tutaj trafiłem na pierwsze i jak się potem okazało, ostatnie w tym roku maślaki pstre. Tylko cztery, ale za to okazałe.




Zbiór uzupełniło kilka kań




I nawet jeden prawdziwek.



Dzień wcześniej znalazłem pierwsze w moich okolicach rydze. Od dawna szukałem rydzów, ale do tej pory nie miałem szczęścia.Od czasu do czasu sprawdzałem jakieś podejrzane mleczaje, ale ani blaszki, ani mleczko nie były pomarańczowe, co jest charakterystyczną cechą rydzów i podobnych jadalnych mleczai. Jednym z podobnych do rydza jest trujący mleczaj wełnianka... no, podobnym przynajmniej z wierzchu.

O, takie mleczaje zwykle spotykam:





Mleczko wypływające z uszkodzonych blaszek




Gołąbek denaturatowy, znaczy ja go tak nazywam.



Sezon na muchomory czerwone w pełni, to nie mogło zabraknąć reprezentanta.



Płachetka zwyczajna... chyba. Jeśli dobrze zidentyfikowałem, to znaczy że grzyb jadalny.




Taki jeszcze wpadł mi pod obiektyw





Motylek, jako reprezentant fauny




  • dystans 33.80 km
  • 3.00 km terenu
  • czas 01:48
  • średnio 18.78 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Mrożone i pieprzowe maślaki, pierwsze rydze

Piątek, 25 października 2024 · dodano: 12.12.2024 | Komentarze 7

Grzybstats:
- 167 maślaków zwyczajnych
- 3 rydze
- 16 maślaczków pieprzowych
- 10 purchawek
- 3 podgrzybki brunatne
- 8  kań
- dzik

Wszystkie znaki na niebie i ziemi... no, przynajmniej na ziemi, wskazywały że znów jest szansa na maślaki. Postanowiłem więc ponownie odwiedzić miejscówkę, w której zbierałem grzyby podczas pierwszego wysypu maślaków, od którego zaczynał się tegoroczny sezon grzybowy miesiąc wcześniej.

Jednak gdy dojechałem na miejsce, okazało się że z grzybami jest tak sobie. Pozbierałem więc trochę purchawek, jako domieszkę do grzybów które miałem w domu.



Poza tym trafiłem kilka podgrzybków



Jakąś kanię



I nawet kilka maślaków.



Ale ogólnie to nędza. Dlatego postanowiłem sprawdzić zagajniki znajdujące się dalej, za kolejnym polem i to był dobry pomysł.

Najpierw znalazłem takie coś... nie znałem tego grzyba, ale rurkowe w większości są jadalne, spośród tych które u nas spotykam, to tylko goryczak jest niejadalny.




W domu po identyfikacji okazało się, że jest to maślaczek pieprzowy. Jadalny, choć czasami w atlasach można spotkać informację, że niejadalny z powodu ostrego smaku... tyle że w czasie gotowania on zanika. Poza tym można go suszyć, zmielić i dodawać jako przyprawę.



Z innych ciekawostek - maślaczki pasożytują na grzybni muchomorów, zwłaszcza na muchomorze czerwonym, którego rzeczywiście można było tu spotkać.



Kolejny napotkany grzybek, to klejówka świerkowa, przynajmniej tak mi się wydaje. Zasadniczo rośnie pod świerkami, których tutaj nie było, ale doczytałem, że rzadko można też go spotkać pod innymi drzewami. Jadalny.





A to to nie wiem co, ale fajnie z tą rosą na filcowym kapeluszu wyglądał.





Kolejne znalezisko to... mleczaj rydz! Aż przecierałem oczy ze zdumienia, bo jeszcze nigdy nie trafiłem na rydze w moich okolicach. Od czasu do czasu sprawdzam co bardziej podejrzane mleczaje, ale nigdy nie udało mi się uzyskać pomarańczowego mleczka wypływającego z uszkodzonych blaszek, który jest tak charakterystyczny dla rydza i pokrewnych jadalnych mleczai.



Udało się zebrać tylko trzy... było ich prawie trzy razy więcej, ale stare i/lub robaczywe.




W końcu też trafiłem na rejon z większą ilością maślaków. Pierwsza grupa którą trafiłem, w sumie z dziesięć sztuk niestety była robaczywa, a poza tym w bardziej otwartym terenie i te które nie były bezpośrednio pod sosenką były dodatkowo zamrożone po nocnych przymrozkach.



Potem jednak było lepiej i udało się sporo zebrać, mimo że spory odsetek był robaczywy, lub zamrożony.




Przerwa obiadowa i zupa grzybowa.



Trafiłem też na duże kanie... ale te duże rosnące w trawach, niestety były kompletnie robaczywe, musiałem się zadowolić mniejszymi spod sosenek.





Lakówka pospolita lub podobne, a więc zapewne jadalna.



Żeby nie było, że wpis z samymi grzybami, to po drodze strzeliłem fotki marcinków i to z owadzią wkładką. Marcinki, czyli aster nowobelgijski.






  • dystans 44.80 km
  • 14.00 km terenu
  • czas 02:26
  • średnio 18.41 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybki we mgle

Czwartek, 24 października 2024 · dodano: 12.12.2024 | Komentarze 1

Grzybstats:
- 170 podgrzybków
- 1 zajączek / suchogrzybek
- 21 maślaków zwyczajnych

Pająki zamiast owadów, łapały mgłę





A tak wyglądała niezłapana mgła na wolności.




W lesie sosnowym też.





Z czasem mgła robiła się coraz mniej gęsta, a i słońce zaczęło się przez nią przebijać.



Po drodze trafiłem na jakiegoś łuskwiaka i opieńkę, obie kępki na jednym pniaku.




Co do podgrzybków, to znów odwiedziłem tę samą miejscówkę co zawsze i nadal tam jest trochę podgrzybków, choć znów nie dobiłem do 50, udało się nazbierać 44. Za to druga wyraźnie się rozkręca, tym razem już ponad setkę tam znalazłem, a dokładnie 126.

Było kilka większych, ale generalnie cały czas dominują maluchy.






Kilka zajączków, a dokładniej suchogrzybków też było, ale nierobaczywy, nadający się do zbioru tylko jeden.



Eee... jakiś inny grzybek dla urozmaicenia, znaczy na fotkach, a nie w koszyku.



Rower zza krzaka.



W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze by zrobić to zdjęcie:



i okazało się, że prawie stanąłem na maślakach.





  • dystans 52.20 km
  • 4.30 km terenu
  • czas 02:42
  • średnio 19.33 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Podgrzybki - reaktywacja

Środa, 23 października 2024 · dodano: 11.12.2024 | Komentarze 5

Grzybstats:
- 167 podgrzybków
- 10 zajączków (suchogrzybków)
- 2 zajączki (podgrzybki)
- 5 czubajek (muchomor rdzawobrązowy)
- 1 surojadka (gołąbek)
- 24 kanie

Ponownie pojechałem w jałowce, tym razem po kanie, których parę łepków zostało tam w lesie. Liczyłem też na to, że będę jakieś podgrzybki.

A po drodze... jesień. Tak w ogóle, to każda droga powinna tak wyglądać.




Krótki stopik na cmentarzu w Studzieńcu, spoczywają na nim mieszkańcy okolicznych wsi, a także wychowankowie domu poprawczego w Studzieńcu, który jest zdaje się najstarszym w Polsce.



Grupka czterech kań, które poprzednio zostawiłem. Ładnie się rozwinęły z wyjątkiem jednej, a to dlatego, że ta czwarta była robaczywa.



Kań było tym razem sporo, toteż udało się nazbierać zapasik. Kapelusze małe lub średnie, więc nie była to jakaś gigantyczna ilość.



I kolejne rosły.



Podgrzybki? Były i to więcej niż poprzednio, w ilości zapewniającej całkiem sensowny zbiór. Wydaje się, że po prostu miejscówka dopiero co się aktywowała.






Więcej było też zajączków - suchogrzybków.



Trafiły się też podgrzybki zajączki.



Dla urozmaicenia zebrałem też kilka takich łepków czubajek, znaczy muchomorów rdzawobrązowych.



I jednego gołąbka - surojadkę.



Tego gołąbka nie zbierałem, jak i kilku innych.



A to to... sam nie wiem co to jest.

Edit: dobra, to chyba zasłonak kleisty, podobny jest też zasłonak śluzowaty, oba jadalne. Co ciekawe, kiedyś występowały pod nazwą flegmiak.



Natomiast jako dzieciak zbierałem "tłuściochy", później tych grzybów nie widywałem ani w lesie, ani w atlasach i zastanawiałem się co taka naprawdę zbierałem. Ten grzybek jest najbardziej podobny do tych "tłuściochów", kolor kapelusza właśnie taki pamiętam i to że jest on z wierzchu kleisty, trochę jak u maślaków.





Purchawka brunatna lub czarniawa.



Rulik nadrzewny, czyli śluzowiec



Skoro pojechałem w jałowce, to były i jałowce.




Znów trafiłem na gniazdo os, ale tym razem nie na ziemi, lecz w ziemi, w taj oto dziurze:




A w innym miejscu na ziemi trafiłem na...



Pora wracać, bo czarne chmury się zbierają, a i dzień chyli się ku końcowi.





  • dystans 48.35 km
  • 0.60 km terenu
  • czas 02:33
  • średnio 18.96 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Rekonesans kaniowy i garść maślaków

Wtorek, 22 października 2024 · dodano: 11.12.2024 | Komentarze 1

Grzybstats:
- 8 maślaków

W ostatnim okresie kań było mało, albo wcale, jednak dwa dni wcześniej w jałowcach udało się trochę ich znaleźć, ponadto sporo nowych dopiero rosło. Postanowiłem więc sprawdzić jak wygląda sytuacja z kaniami

Otóż okazało się, że po przerwie wyskoczyło odrobinę nowych maślaków. W tym samym miejscu, w którym znalazłem pierwsze w tym roku maślaki, tylko że wtedy było 10razy więcej.




Kilka kań też wyrosło, ale jeszcze nie zaczęły się rozwijać, więc je na razie zostawiłem.



A poza tym... jesień.






  • dystans 72.15 km
  • 2.50 km terenu
  • czas 03:58
  • średnio 18.19 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Klątwa Szlaku Widmo

Poniedziałek, 21 października 2024 · dodano: 10.12.2024 | Komentarze 4

Trzeba było korzystać ze Złotej Jesieni, ale tym razem postanowiłem ruszyć nie na grzyby, bo tymi byłem zawalony, a oprócz zbierania, trzeba je jeszcze obrobić i zakonserwować... bo takiej ilości nie da się zjeść na bieżąco. Postanowiłem więc wyskoczyć na Kampinos, a dokładniej chciałem jechać przez Granicę na Narty i w Karpaty. Stary dobry dowcip turystyczny:

- To dokąd dziś jedziemy?
- Na Narty.
- Zwiariowałeś? Gdzie ty teraz na narty chcesz jechać?
- W Karpaty.
- Co? Ale to daleko.
- Tak, za Granicą.



O co chodzi z tym Szlakiem Widmo? Otóż od Teresina do Granicy moja trasa częściowo pokrywała się z przebiegiem szlaku VeloMazovia. Co to za szlak? Można powiedzieć, że to takie BiedaGreenVelo. Rok temu pod Siedlcami i Małkinią przypadkiem trafiłem na któryś odcinek Velo Mazovia, ale nie był zbyt dobrze oznakowany, bo za Siedlcami nawet nie wiem kiedy zjechałem ze szlaku, a pod Małkinią trafiłem na drogowskaz i okazało się, że jakiś czas już nim jadę.

VeloMazovia Zachód miał być być zrealizowany do końca zeszłego roku (przynajmniej taka informacja była na stronie mazowieckiego budżetu obywatelskiego z tym projektem), ale jak jechałem tamtędy w grudniu, to nie było nawet śladu szlaku. Teraz na tej stronie projekt był oznaczony jako "zrealizowany", więc pomyślałem że po drodze zerknę jak go "zrealizowali" i czy też łatwo go zgubić. I co się okazało? Nawet nie da się go znaleźć, bo wcale nie został "zrealizowany", po prostu go nie ma.

A dowcip polega na tym, że nie tylko na stronie budżetu obywatelskiego jest, że zrealizowany. Nawet na mapach jest już zaznaczony, np. na stronie Kampinoskiego Parku Narodowego, była mapa wydawnictwa Compass z zaznaczonym i wyraźnie podpisanym szlakiem VeloMazovia... Była, bo ostatnio zamknęli starą stronę parku, na której korzystałem z owej mapy. Nowa strona jest już srajfonowa i co prawda teoretycznie jest tam ta mapa, ale nie działa. Hmmm, czyżby klątwa Szlaku Widmo dotknęła też stronę parku i zniknęła mapę?

A jeśli chodzi o klątwę, to był szereg mniejszych i większych wydarzeń, które miały mnie zniechęcić do dalszej jazdy i w końcu się to udało. A zaczęło się tam, gdzie teoretycznie zaczyna (lub kończy) się szlak, czyli w Teresinie. Tam powinienem przejechać na drugą stronę torów, ale... nie było przejazdu, tylko dziura w ziemi, właśnie budują tam tunel drogowy pod torami. No i słusznie, bo ruch na tej linii spory, na drodze też i korki na przejeździe tworzyły się przy każdym zamknięciu, zwłaszcza jak było kilka pociągów z rzędu.

Ale nie za mną te numeru, przy stacji jest  przejście podziemne na perony, którym można się dostać na drugą stronę torów... tylko trzeba się dostać do tego tunelu. Rozejrzałem się i po kilku chwilach w końcu się zorientowałem którędy lokalsi chodzą, tyle że był problem się dostać na odpowiedni chodnik, bo wszystko naokoło pogrodzone, ale w końcu udało mi się jakoś dotrzeć do przejścia.


A oto tunel w budowie, tam za torami zaczyna się Szlak Widmo.



Znaków szlaku za torami nie widziałem, ale jest taka rozpierducha, że mogłem przegapić. Ale kawałek za Teresinem znów wjeżdżam na trasę VeloMazovia i teoretycznie jadę nim do samego Kampinosu, jednak żadnych tabliczek i drogowskazów nie widziałem, wniosek że szlaku po prostu nie ma.

Do Kampinosu dojechałem bez przygód, a tam popisał się blachosmrodziarz, który wyprzedzał mnie na skrzyżowaniu... z wysepkami... jadąc pasem na lewo od wysepek... no, najróżniejsze zachowania samochodziarzy widziałem, także tego dnia na trasie, ale takiej akcji jeszcze nie, widać że polscy kierowcy stale podnoszą poprzeczkę.


Kampinoski Park Narodowy, dotarłem.





W Granicy zaplanowałem główny postój, a konkretnie postanowiłem tradycyjnie zainstalować się na wieży widokowej na mokradłach.

Początek kładki do wieży.



I tutaj czekał mnie ogólny zawód., nie było morza trzcin wśród których ulokowana jest wieża i kładka, bo akurat zostały wykoszone. Nie było też mokradeł, bo w czasie gorącego lata wyschły (to niestety zdarza się często, ale trzciny zwykle maskują brak wody). Na dodatek naszły chmury i tylko z rzadka na chwilę wyglądało Słońce. Normalnie Klątwa Szlaku Widmo.





Posiłek w wieży - zupa, kawa, herbata.




Jak tylko odjechałem z punktu widokowego, zaraz wyszło słońce. Zatrzymałem się na chwilę, by strzelić fotkę jednej z zagród tworzący malutki skansen i... już nie ruszyłem.



Znaczy pedałowałem i nie jechałem, bo wielotryb się obracał na luzie nie napędzając koła. Kiedyś już coś takiego miałem, więc wiedziałem że za którymś obrotem kaseta może zaskoczyć, ale niestety tutaj nic nie pomagało. Do tej pory klątwa to były tylko drobne niedogodności, ale teraz zaczęło się na dobre. Aha, racja! Przecież właśnie po odbiciu w bok, właśnie znów trafiałem tutaj na VeloMazovia.

No nic, Narty i Karpaty trzeba odpuścić i próbować wrócić do domu. Na hulajnogowej to nawet względnie szybko się jechało, tylko że było to dosyć męczące i nie wiedziałem jak długo będę w stanie utrzymać takie tempo... ale tym będę się martwił później.

Tak, tą drogą według mapy biegnie Szlak Widmo.



Od czasu do czasu kontrolnie machnąłem korbą i nagle się mile zdziwiłem poczuwszy opór. Tak gdzieś po 2km. No to ostrożnie w drogę, starałem się ciągle pedałować, bo gdy przestawałem na chwilę, to kolejny obrót czasem trafiał w próżnię, co prawda po ułamku obrotu znów był opór, ale było ryzyko, że za którymś razem nie załapie.

Najbardziej ryzykowne były przejazdy przez miejscowości, gdzie trzeba było się zatrzymywać itp. Kampinos jakoś minąłem bezproblemowo, bo gdy przejeżdżałem przez szosę główną, akurat nic nie jechało. Do Teresina też dojechałem bez dalszych przygód, dopiero podczas przejazdu przez tą miejscowość dwa razy straciłem "czucie" w kasecie, ale tym razem na szczęście w miarę szybko udało mi się je przywrócić. Co ciekawe, gdy minąłem dworzec obok którego ma mieć początek Szlak Widmo, klątwa minęła, bo po drugiej stronie torów wielotryb już nie sprawiał problemów, innych niespodzianek też już nie było.

Tak dotarłem do wsi Kaski, gdzie zaryzykowałem postój na skwerku przy tężni, bo jakby co, to stąd już mam w miarę blisko. Jednak problemy z kasetą juz nie wróciły, chyba wystarczająco oddaliłem się od Szlaku Widmo i tak daleko klątwa nie sięga. Trzeba będzie uważać na przyszłość, jak będę jechał na Teresin, Kampinos, czy inny Sochaczew. lub Wyszogród. Jak klapnąłem, to poczułem lekkie zmęczenie, jednak jazda bez przerwy pod wiatr robi swoje.



Hmm, coś dziwnego tu wybulgało... wygląda jak wykwit jakiegoś grzyba, czy innego śluzowca.



Przede mną droga bezawaryjna na most na Pisi. Jednak co rejony nad Pisią, to rejony nad Pisią, a jak człowiek zbliża się do Utraty, to jest ryzyko...



Po drodze jeszcze trafiła się jakaś zapomniana i nieco już zużyta dożynka.







  • dystans 53.10 km
  • 3.50 km terenu
  • czas 02:46
  • średnio 19.19 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze

Wpuszczony w jałowce

Niedziela, 20 października 2024 · dodano: 09.12.2024 | Komentarze 3

Grzyb-jało-stats:
- 46 podgrzybków 
- 3 zajączki (suchogrzybki)
- 12 kań
- x szyszkojagód jałowca (gdzie x=dużo)

Tak sobie wymyśliłem, że pojadę gdzieś nazbierać szyszkojagód jałowca, bo w najbliższej okolicy i lasach w których często bywam (np. na grzybach), jałowców prawie nie ma, pojedyncze sztuki. Gdzie jest dużo jałowców? Ano nad Rawką... tylko że z powodu weekendu i ładnej pogody, można się tam spodziewać dużo ludzi, dlatego postanowiłem wybrać rejon mniej popularny, toteż zamiast na zachód, pojechałem bardziej na południe.




Ponieważ wyruszyłem wcześnie rano, żeby dodatkowo zaoszczędzić czasu, zamiast jechać bocznymi drogami nieco naokoło, postanowiłem przyciąć drogą wojewódzką, licząc na to że w niedzielny poranek ruch będzie mały. Normalnie od wielu lat omijam tę szosę, bo z roku na rok ruch na niej narastał, aż stał się zbyt duży jak dla mnie (wiemy jak jeżdżą polscy kierowcy - wyprzedzania na gazetę, na czołówkę, na zakręcie z ograniczoną widocznością, to norma). Niestety srodze się zawiodłem, jak wyjechałem na wojewódzką, to przede mną i za mną widać biło z kilkanaście aut... kilka lat tędy nie jeździłem i ruch stał się jeszcze bardziej koszmarny. Już nie zmieniałem planów, tylko zacisnąłem zęby i pocisnąłem, ale... nigdy więcej. Myślałem, że może trafiłem na szczyt mszo-kościelny, ale w Puszczy Mariańskiej z kilku przejeżdżających samochodów, tylko jeden skręcił w kierunku kościoła. Powrót zaplanowałem bocznymi drogami, bo wiedziałem, że w późniejszych godzinach powrót tą szosą będzie masakryczny.

Cmentarz z I wojny w Kamionie. O, widzę że udało się jakoś rozwiązać problem parkujących na nim blachosmrodów. W zasadzie to pobocze, jak i sama szosa to nadal cmentarz, ale to już inna sprawa, dobrze że choć trochę udało się odgrodzić.




Fotka archiwalna.



Ostatnio jak tu zaglądałem, to nie było tych białych krzyży, a na nich list pochowanych. Tak w ogóle, na ten cmentarz trafiły szczątki żołnierzy ekshumowanych z innych cmentarzy, likwidowanych w czasie komasacji w międzywojniu.




Docieram w miejsce docelowe, nie mam złudzeń że las będzie pusty, już w lesie mijam ze trzy samochody... no cóż, postarałem się dojechać w bardziej ustronne miejsce i zainstalowałem w zakrzaczonym zakątku.

Na miejscu powitały mnie cztery kanie, zostawiłem je, może jeszcze tu przyjadę gdy się rozwiną, a jak nie, to nie.



Jałowców tu nie brakuje.




Te zielone szyszkojagody rozwinęły się z kwiatów kwitnących tej wiosny, a te dojrzałe niebieskie rosną i dojrzewają od zeszłego roku.



Razem z owocami, do pojemnika trafiło sporo igieł, ale też robale. Na krzaczku ich nie było widać, ale sporo ich tam było.

Na przykład kilka lednic



Jakaś tarczówka



Siedmiokropka



Kilka pająków



i inne



Trochę musiałem przebrać zbiór, żeby tego wszystkiego nie targać do domu. Jeszcze przed suszeniem będę musiał zrobić to dokładnie, ale teraz nie czas by wyskubywać każdą igiełkę spomiędzy szyszkojagód. No, teraz trochę tego mam, niby można szyszkojagody jałowca kupić w sklepie, ale to nie to samo co własnoręcznie zbierane.




Natomiast na samym krzaczku jałowca trafił się wtyk amerykański.



A na mchu - odorek



Właśnie - mchy



A teraz grzyby. Otóż jest to miejscówka, w której kilka lat temu zbierałem podgrzybki i postanowiłem przy okazji sprawdzić jak tam sytuacja obecnie wygląda. Wtedy grzybobrałem w rejonie z mniejszą ilością jałowców, ale teraz właśnie głównie tam można było spotkać ludzi... kontrolne zerknąłem i ja, ale ściółka dokumentnie przeczesana i tylko 2-3podgrzybki udało mi się znaleźć.

Generalnie sprawdzała się zasada, że im więcej krzaków, tym więcej grzybów, toteż skupiłem wysiłki na rejonach bardziej zakrzaczonych i choć niezbyt dużo, to jednak trochę podgrzybków i innych grzybów znalazłem.

Podgrzybek otulony kożuszkiem mchu.




Między jałowcem, a mchem



Dużych grzybów nie było, głównie taki łepki i pojedyncze średniaczki. To może być efekt wyzbierania, ale możliwe też, że miejscówka niedawno się aktywowała.





Poza tym wpadło trochę kań, tuzin dokładnie.



Było też trochę zajączków, ale nierobaczywy były ledwie trzy.




Jeszcze na muchomory rdzawobrązowe można się było pokusić.


 
Był też rycerzyk czerwonozłoty... a nawet cała chorągiewka rycerzyków. W zasadzie grzyb jadalny, ale ponoć mocno taki sobie.




Zawędrowałem też na linię frontu... znaczy na skraj doliny Rawki, gdzie na szczycie skarpy nadal widać ślady okopu z I wojny.  Samej rzeki nie widziałem, bo w tym miejscu płynie dobre kilkaset metrów od skraju doliny.




Bardzo się ucieszyłem, bo znalazłem rzadki w moich okolicach widłak goździsty. Dotychczas znałem tylko jedno stanowisko z większą ilością roślin, ale w ostatnich latach zaorali je leśnicy, a poza tym w lesie pod Żyrkiem widziałem jeden mały krzaczek. Jeszcze bardziej ucieszyłem się, że kwitł czy co tam widłaki robią, a do tej pory kwitnącego widłaka nie widziałem.





A to już można powiedzieć że kwitnie, bo to żadne zarodnie, tylko regularnie kwiaty



Jeżyny próbują jeszcze dojrzeć.



A w środku lasu schody donikąd... hę, jakaś katastrofa lotnicza tu była?