teczka bikera meteor2017

avatar Miejsce robienia kawy do termosu: Żyrardów. Od 2009 nakręciłem 110567.05 km z czego 15845.25 wertepami i wyszła mi mordercza średnia 16.93 km/h
meteor2017 bs-profil

baton rowerowy bikestats.pl

Czerstwe batony

2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010 2009
Profile for meteor2017

Pocztówki zza miedzy

Znajomi bikestatsowi

Jakieś tam wykresy

Wykres roczny blog rowerowy meteor2017.bikestats.pl

Kalendarium

  • dystans 29.00 km
  • 1.50 km terenu
  • czas 01:32
  • średnio 18.91 km/h
  • rower Srebrny Rower
  • Jazda na rowerze
współrowerzyści ma wycieczce:

KluskoBiwak 7: Plażowanie z małżami

Poniedziałek, 24 sierpnia 2020 · dodano: 03.09.2020 | Komentarze 4

Poranek nad Wisłą





Jak to nad Wisłą - sporo ptactwa.

Żurawie




Czapla



Łabędzie



i inne





O, słychać jakieś życie w obozie - biwak się budzi. Dwa namioty, bo oczywiście musieliśmy rozbić także nowy namiot Kluski.



Kluska rozpala ognisko po harcersku... no prawie, bo nie mamy kory brzozowej, więc patyczki podpalamy świeczką.




Biwakowa zastawa



Rano sporo chmur, ale potem nieco się przerzedziło i Słońce niestety coraz częściej świeciło.



Zdecydowaliśmy, że zostajemy tu do jutra. Powodów jest kilka:
1) Byliśmy trochę zrypani, mimo że podróż krótka
2)) Kluska też potrzebowała pobycia z nami i relaksu, to był w końcu jej pierwszy wyjazd bez rodziny
3) I tak planowaliśmy jeden dzień na plaży, bo zawsze za krótko byliśmy w takich miejscówkach i ciężko było Klu wyciągnąć...początkowo zastanawialiśmy się nad następną miejscówką noclegową, ale zdecydowaliśmy się na tą, bo:
- tam więcej komarów, a tu specjalnie z dala się rozbiliśmy od krzaków i w ciągu dnia nie powinno być komarów
- ta miejscówka częściej jest pod wodą, trzeba korzystać z okazji (tydzień wcześniej było jej znacznie mniej)

Skoro tak postanowiliśmy, trzeba było zorganizować cień - pod krzaki się nie przenosimy ze względu na komary... rozpinamy więc płachtę namiotową między namiotami i na dodatkowych kijkach. Na szczęście nie jest tak upalnie jak w minionych tygodniach (choć nadal gorąco gdy słońce świeci), na szczęście jest trochę chmur, na szczęście wiele solidny wiatr.



Zostawiam dziewczyny na plaży, a ja jadę na lekko do sklepu uzupełnić zaopatrzenie. We wsiach po drodze sklepu nie ma... no, w zasadzie  Troszynie Polskim jest Sklep Piwo, ale zamknięty na cztery spusty, muszę więc pojechać do Dobrzykowa.

W Troszynie Polskim tylko krótki stopik na parę fotek przy kościele  - ciekawie wygląda ta wygolona tujka na tyłach.




Przy drzwiach tabliczki upamiętniające poziom wody w czasie powodzi.



Jeszcze rzut okiem na mogiłę z września 1939 i w dalszą drogę.




Po drodze natykam sporą gąsienicę. To prawdopodobnie trociniarka czerwica, przenoszę ją z asfaltu w krzaki.




Dosłownie kilkanaście metrów dalej kolejna, odrobinę mniejsza gąsienica... to chyba jakiś nastrosz, obstawiam  że nastrosz półpawik. Też ja ewakuuję.




Oznaczenie dziurowzgórków.



Olęderska zagroda jednobudynkowa, następnego dnia obejrzymy takie w skansenie... ale nie uprzedzajmy faktów.




Okazało się, że kupiłem zbyt ładny bochenek chleba... z oczami! Kluska zabroniła go kroić, opatuliła kocykiem i położyła spać w namiocie. Dobrze, że kupiłem dwa różne chleby, za to następnego dnia musiałem go pokroić po kryjomu i tak wyciągać, żeby nie było widać, że to ten okrągły.



Nasz biwak - dobrze że coraz więcej chmur, bo co prawda pod płachtą cień jest, ale nagrzewa się jednak trochę... dobrze że jest też wiatr, to jakoś da się wytrzymać w chwilach słonecznych.



Kluska przerobiła swój namiot na czytelnię.



Wiatr jest niezły, więc musieliśmy najbardziej narażone końce linek dociążyć, żeby nam szpilek z piachu nie wyrywało (śledzia mieliśmy tylko jednego, bo jednak istotnie więcej ważą).




Na piasku spotykamy kolejną gąsienice... to prawie na pewno rusałka pawik. Przenosimy ją do najbliższych krzaków, od których sporo odeszła i błąkała się po pustyni... jeśli wejście na piasek było celowe, to i tak obok krzaków  będzie miała te piochy.



Jeszcze rano, przed moim wyjazdem, Kluska urządziła na wysepce zagrodę dla małży.

To była świetna zabawa, ale założę się, że Klu nauczyła się więcej o małżach niż z podręcznika (zresztą ja też się trochę nauczyłem).  Raz, że mogła w ogóle obejrzeć sobie różne małże (osobniki różnej wielkości) - dotknąć ich, poznać nazwy, a poza mogła obserwować ich zachowanie.  Bowiem małże zagrzebywały się w mule, wyłaziły z niego, wędrowały, znów zagrzebywały... otwierały się, wysuwały nogę, zamykały. A to wszystko w formie zabawy - nie padają słowa: nauka, lekcja itp. Co prawda są wakacje, ale nam to nie przeszkadza się uczyć, dla nas szkoła jest wszędzie i zawsze, a jednocześnie nie jest ograniczona czterema ścianami... właśnie dlatego przeszliśmy na edukację domową, żeby móc tak przez cały rok, bo w roku szkolnym szkoła zabierała nam sporo czasu i przeszkadzała w nauce. Dobrze, że zdążyliśmy załatwić formalności przed całym tym zamieszaniem.

Ale wracając do małży...



Na początek dwie corbicule i trzy skójki (chyba że jakaś szczeżuja się zaplątała, a ja nie rozpoznałem).  Corbicule szybko się zagrzebywały w mule i tyle... pamiętając gdzie były, można je było później spróbować wygrzebać. Skójki też początkowo się zagrzebały, ale potem wygrzebywały się, łaziły i z nów zagrzebywały (ale wtedy można je było znaleźć po śladzie).

Skójki i szczeżuje można znaleźć właśnie po śladzie w mule - nawet jak już się zagrzebie, to jesli ślad jest świeży i nie poprzerywany, to na którymś końcu można odgrzebać małża. Corbicule czasem znajdywaliśmy na płyciznach.



Zagroda dla małży - już tu trochę widać, że ją zalewa. Otóż poziom wody w Wiśle trochę się zwiększał, potem opadł, potem znów nieco zaczął rosnąć. Wrzucam fotki z okresu półtora dnia - w nocy znów poziom wody wzrósł i następnego dnia nadal przybywało.



Spacerują po zagrodzie



Zagrzebuje się



O, tu nam przez noc wyszły z zagrody i się zagrzebały, ale łatwo je było złapać.



Na pierwszym planie druga zagroda... no i widać, że Wisła coraz bardziej je zatapia.



A tu już tylko patyczki wystają.



Skójki (raczej, ale zastrzegam, że mogłem pomylić z jakąś szczeżują).



A tu nam się trafiła szczeżuja z przyczepioną do niej racicznicą zmienną. Racicznica jest gatunkiem obcym, ale od dawna jest już w Polsce i jest raczej dosyć powszechna.




A to corbicula fluminea, albo fluminalis (są bardzo podobne do siebie), oba to gatunki obce inwazyjne.




A to szczeżuja chińska, kolejny gatunek inwazyjny, ale ten udaje mi się zaobserwowac po raz pierwszy. Tydzień wcześniej muszle, a teraz także żywe osobniki.







Muszelka i piasek



Kamyczek ze skamieniałościami



Słońce poboczne - z lewej jako ładny wycinek tęczy, z prawej jako błysk światła, z jednej strony lekko tęczowy.




Ekspedycja na wyspę z pniakiem.



Jedna z łódeczek



Jedna z lepszych zabawek - kijek na sznurku. Tu robi za zwierzątko - szczurka o imienie Ściurek.



Półwysep, który przechodzi w płyciznę i...




Kończy się Ptasią Wyspą.



Ten półwysep odcina od reszty Wisły zatoczkę. Początkowo chodziliśmy za Kluską krok w krok, bo w końcu Wisła to duża i niebezpieczna rzeka... jednak po zbadaniu zatoczki, gdy okazało się że jest płytka, a największe głębiny sięgają Klusce nieco ponad kolana, to już daliśmy jej więcej luzu (choć cały czas mieliśmy ją na oku). Dalsze wyprawy w Wisłę odbywały się za rękę, ostrożnie i tylko po płytkiej wodzie.  Kluska generalnie zachowywała się rozsądnie, chodziła tam gdzie bezpiecznie, nie zapuszczała się w niezbadane rejony wody... jak sobie przypomnę niektóre jej koleżanki, to o dziwo w porównaniu Klu ma więcej rozsądku.

Wody przybywa i półwyspu ubywa. Wyspy też.




Coraz mniej, a z wyspy już tylko paseczek piasku




No i zatopiło - z prawej widać dawny półwysep z minimalną ilością wody na nim,  tylko port dla łódeczek trochę jeszcze wystaje. Dobrze że wiemy gdzie jest bezpieczna zatoczka, bo bez półwyspu ciężej by było ją wyznaczyć.



Żurawie zlatują się wieczorem nad Wisłę.





Dobranoc






Kategoria mazowieckie, wyprawki



Komentarze
meteor2017
| 05:20 piątek, 4 września 2020 | linkuj Krótko mówiąc - nawet nie musiałbym tłumaczyć, dlaczego tam zostaliśmy na cały dzień ;-)

@Trollking - Jeśli chodzi o wychowanie Kluski, to jest bardzo żywe dziecko, a właśnie kontakt z naturą bardzo dobrze jej robi... wybiega się, znajdzie patyk do zabawy* i dużo innych rzeczy. Poza tym są robale, albo inne małże. A jeśli chodzi o naukę, to wiele rzeczy przychodzi zupełnie bez naszych starań, niejako przy okazji - ot te małże, po prostu się nimi bawi, a przy okazji dowiaduje się sporo o ich trybie życia... mój wkład to podanie ich nazw, które może zapamięta, może nie (choć mówiła o skójkach, szczeżujach i corbiculach), to akurat najmniej istotne.
malarz
| 04:02 piątek, 4 września 2020 | linkuj Wpis na medal!
Trollking
| 20:50 czwartek, 3 września 2020 | linkuj Ten wpis nie ma słabych punktów. Ani jednego :)

Zdjęcia (aż się prosi o lepszy sprzęt, ale wiem, że są krótkotrwałe), tekst (bawiąc-uczy, znamy to), Wasze podejście do wychowania Kluski. Brawo, brawo, brawo.
yurek55
| 20:11 czwartek, 3 września 2020 | linkuj Dobranoc. Miło się czytało i oglądało.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa piewa
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]